Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

rak pisze: 27 wrz 2018, 10:12 Ukasz odpowie pewnie za siebie, ale ja KR miałem/mam podobny dylemat. Niektórych rzeczy nie da się (nie chce) zaakceptować w praktyce, są pewne granice, po przekroczeniu których relacja staje się fikcją, wygodną zasłoną dla własnych chciejstw... A jak już sobie to człowiek uzmysłowi, to do takiego bagna nie chce się świadomie wchodzić ponownie...
Zdaję sobie z tego sprawę dlatego zapytałam jak w praktyce miałoby funckjonować małżeństwo Ukasza i jego żony.
Jak ona rozumie prawo do wolności, jakie są granice działania obydwoje małżonków.
Chodzi mi o to, że może być tak , że Ukasz boi się puścić tych zasad i wartości których się kurczowo trzyma i które chce ochronić niepotrzebnie, że moze się okazać, że im bardziej walczy ,,o swoje'' tym bardziej żona się opiera, buntuje i odsuwa.
A może by tak że gdy odpuści walkę ta zielona , obca trawka nie będzie tak atrakcyjna i kusząca.
Nie wiem.....głosno myślę.
Jakie straty poniesie Ukasz gdy odpuści? Czy będą one większe od konsekwencji separacji i wyrzucenia żony z domu?
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45
Nie wypisuję się z małżeństwa. Chcę naprawiać. Nie chcę kompromisów: albo będziemy budować relację małżeńską, albo będziemy żyć osobno. Brałem rzucane mi ochłapy przez kilka lat. To moja wina, mój błąd, moja odpowiedzialność. Więcej nie będę.
Ja chyba niezrozumiale piszę. Przecież miałam na myśli Twoją żonę. Że jeśli ona wypisała się z małżeństwa, to przecież jej nie interesują żadne warunki z Twojej strony.

Może dam przykład. Dzwoni do Ciebie ktoś z banku i proponuje kredyt. Ty mówisz, że nie chcesz i nie potrzebujesz. Na to słyszysz: No tak, ale przedstawię panu warunki kredytu, które musi pan spełnić, aby wziąć u nas kredyt, bo inaczej nici z tego. Ty mówisz: ale ja nie chcę waszego kredytu, więc gdzieś mam wasze warunki.

Czy teraz wyjaśniłam to jakoś jaśniej?

Skoro żona nie chce być z Tobą lub tworzyć z Tobą małżeństwa - to musisz zrozumieć, że nie interesują ją Twoje warunki bycia razem.
Odeszła, bo nie podobało się jej życie z Tobą - z jakich względów - nie wiem, przecież już powyżej napisano, że jesteś idealny. Możliwe więc, że jest na wskroś złym, głupim człowiekiem, albo jednak życie z Tobą nie było wcale takie wspaniałe.

A zatem - jakim cudem, no jakim cudem - chciałbyś przekonać żonę, by zechciała przyjąć Twoje warunki bycia razem, skoro ona od nich właśnie uciekła?

Tak jak pisałam wcześniej - możliwe, że ta kobieta nie nadaje się do małżeństwa, możliwe, że od początku się nie nadawała - małżeństwo nie jest powołaniem dla każdego. Możliwe też, że jej osobowość i charakter ukształtowało też życie z Tobą (nie twierdzę, że to Twoja wina - raczej konsekwencja, np. uleganie jej latami).
Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45
Amica pisze: 26 wrz 2018, 16:09 Być może Ukasza kompromisy są właśnie tego typu. Pudrowane, powierzchowne. A głębiej nie chce, albo boi się zaryzykować, pójść na całość - tak jak w miłości po prostu.
Rzecz w tym, że ja właśnie chcę tylko pójścia na całość, a żona to odrzuca.
Dla Ciebie pójściem na całość są automobile, a dla niej koncert Justina Biebera.
Sęk w tym, by mieć wspólną wizję tego "na całość".
Jeśli nie jesteś zachwycony żoną - nie będziesz w stanie pójść na całość (co słusznie zauważyła Angela). Bo bez zachwytu, podziwu dla danej osoby, nie ma mowy o naturalnej potrzebie zdobywania - będziesz tylko sztuczny i niewiarygodny. Poza tym przecież to widać, że nie interesuje Cię (ja tak to widzę) osoba żony z tym wszystkim, co ma w środku - ale sam fakt, że jesteście małżeństwem i takie wciśnięcie Was w tę foremkę, abo to jakoś się trzymało kupy. Tak jakby samo małżeństwo było wartością nadrzędną, a człowiek - małżonek elementem układanki, który musi pasować.

Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45 Ogólnie masz rację. Myślę tylko o głębokiej relacji, wzajemnym otwarciu się na siebie, wspólnym życiu. Nie dyktuję natomiast, jak to miałoby w szczególe wyglądać. Odrzucam to, co na pewno taką relacją nie jest. Żeby nie rozpłynąć się w wielu przykładach, proponuję rozważyć to na jednym - finansach.
Oboje dobrze zarabialiśmy, a nie wiadomo skąd rósł dług. Prosiłem o wspólne notowanie wydatków przez miesiąc lub dwa, żeby się przekonać, skąd to się bierze. Nie. Zrobiłem to sam, notując swoje, w tym wszystkie wydatki na dom. Okazało się, że z mojej pensji pokryłem wszystkie i jeszcze została spora suma. W następnym miesiącu to samo, choć w tym czasie ufundowałem tydzień wspólnych wakacji. Żona wydawała swoją i moją pensję odmawiając mi prawa do wiedzy o tym, na co to idzie. Przedstawiłem to żonie i ponownie poprosiłem o wspólne sprawdzenie, gdzie się nasze pieniądze podziewają, lub o ograniczenie wydatków do poziomu dochodów. Nie. Oddzieliłem nasze finanse i od czterech lat sam utrzymuję dom, w którym mieszkamy wspólnie. Czasem pożyczam jej pieniądze, bo jej brakuje. Przed wyprowadzką zaproponowałem kompromis w tej sprawie: każde z nas same decyduje o swoich wydatkach, ale mamy prawo o nie pytać. Wyłączamy pewną sumę, np. 1000 zł, o które ja nie mam prawa nawet zapytać. Nie.
Powiedz mi Amico, jaki byłby Twój pomysł na kompromis. A może powinienem pójść na całość i dostosować się do jej stylu gospodarowania finansami? I czy to, co robię, to tylko słowa?
Spójrz. Piszesz, że zależy Ci tylko na głębokiej relacji i jako przykład pokazujesz kwestię finansów, która z głębią nie ma nic wspólnego. Finanse to tylko sposób organizacji życia, który jest POCHODNĄ głębokiej relacji! Mając głęboką relację z żoną - nie miałbyś ani cienia problemów z ustaleniem zasad finansowych w Waszej rodzinie. Ty zaczynasz od tych pochodnych i dziwisz się, że nie są one respektowane. I jeszcze raz. Żona w ogóle nie chce z Tobą być (głębia), a Ty wymagasz i oczekujesz od niej jakichś ustaleń finansowych, żeby je zaakceptowała i się ich trzymała. Jeśli Twoje finanse są zagrożone, bo żona jest rozrzutna - robisz rozdzielność majątkową.


Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45
Nirwanna pisze: 26 wrz 2018, 15:55 Zgrzyt polega na tym, na ile walka o małżeństwo jest walką o żonę, a na ile - z nią samą. Czyli - na ile jest to walka o jakąś wartość, pomijając wartość człowieka, uprzedmiatawiając go. Granica może być tu płynna i wahać się też w czasie.

I o ile rozumiem Cię Ukaszu, że przypatrując się swoim intencjom postrzegasz je jako dobre i czyste, o tyle pamiętam samą siebie tak na moje intencje patrzącą... długo. Aż do 10-ego Kroku. Dopiero na nim zobaczyłam, że u podstaw moich definiowanych do tej pory dobrych decyzji i intencji, leżały te dużo mniej fajne. Tyle że schowane głęboko, a i ja wcześniej nie chciałam się z nimi skonfrontować.

Badaj więc swoje serce nieustannie. Nawet gdy stwierdzisz, że jest OK, to następnego dnia - zaczynaj od nowa.
A może nabrała smaku na płytkiego lecz błyskotliwego, gustującego w zabawie, niewierzącego jak ona, niewymagającego wierności i jeszcze lepiej ustawionego faceta? Zachowując przy tym męża do codziennej obsługi, utrzymania domu, jako zabezpieczenie na przyszłość itp. To nie jest stwierdzenie, że takiego wyboru dokonała. To tylko odpowiedź na sugestię, że skoro druga strona szuka bardziej zielonej trawki u sąsiada, to ta nasza na pewno była byle jaka. Poza tym swoje wady i winy mam, pisałem o nich otwarcie, a bodajże najważniejszą była wypunktowana niedawno przez Amicę zbytnia uległość żonie.
No skoro ten mąż daje się wykorzystywać, utrzymuje dom, obsługuje żonę - to czemu ona ma z tego zrezygnować? Nie rozumiem. Większość ludzi wybiera dla siebie najbardziej korzystną opcję - skoro jej na to pozwalasz (nie na innego faceta, tylko obsługiwanie jej), to czemu ma tego nie wykorzystywać? Tak nas ludzie wykorzystują, na ile im pozwalamy.
Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45 Nie trzymam jej w finansowym szachu: dobrze zarabia, ma gdzie mieszkać. Prosząc ją o wyprowadzenie się powiedziałem, że może zostawić gołe ściany, bo gdy ją tracę, nie zależy mi na żadnym przedmiocie. Ona sama trzyma się w szachu polegającym na tym, że bardzo by chciała mieć coś, na co nigdy nie pracowała.
No słabo. Dzieci wychowała Wam niania? Żona nigdy nie wyprała Ci nawet skarpetki, nie pozmywała naczyń, nie ugotowała obiadu? Faktycznie - leniwe babsko. I jeszcze wyciąga łapę po nieswoje.

Poczytaj siebie, Ukaszu. Wybierz swoje kwestie dotyczące finansów i zweryfikuj je. Bo raz piszesz, że ją utrzymujesz, a drugi raz, że nie trzymasz jej w finansowym szachu. Jedno z drugim mi się kłóci.

Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45
Amica pisze: 26 wrz 2018, 11:11 Słowa nic nie kosztują
Czasem jednak kosztują.

Chodzi mi o to, że pisać możesz dużo i pięknie, bo to stosunkowo łatwe. Ale co siedzi w środku i jak to się realizuje wobec żony - to całkiem inna kwestia.

Niczego Ci nie zarzucam, jeśli tak to odbierasz, to przepraszam. Raczej zależało mi na tym, by wskazać Ci te obszary, gdzie jest ogromna niespójność, wynikająca z tego, że sam nie wiesz, dokładnie, czego chcesz. Albo może inaczej - wiesz to, ale ponieważ wymaga to działania innej osoby, to z góry skazuje Twoje starania na porażkę. Nasze cele, marzenia nie mogą zależeć od innych osób.

Poza tym tak naprawdę obawiasz się podjąć radykalne kroki - ot, przyjmujesz ze spokojem, że nie dostajesz odpowiedzi z sądu na pozew o separację, a minęło tyle miesięcy - co zrobiłeś, aby ustalić, na jakim etapie tkwi sprawa? Może jest Ci wygodnie jednak, że wisi straszak dla żony w postaci separacji, ale de facto wcale tej separacji nie chcesz? Utrzymujesz więc status quo, które powoduje, że tkwisz w co prawda niezbyt mile pachnącym, ale dobrze znanym ciepełku.

I tę niespójność widzę cały czas i cały czas Ci sygnalizuję, że to widzę. Kilkakrotnie pisałam, że ja - mimo że czytam dokładnie wątek - nie wiem, czego Ty chcesz. Bo i separacja, ale w sumie to chcesz być z żoną. Chcesz kontrolować, na co wydaje Twoje pieniądze (w małżeństwie nie ma moje-twoje), ale kiedy żona nie reaguje na moje prośby, jednocześnie cały czas utrzymujesz ją i pozwalasz na lekceważenie Ciebie. Zapraszasz ją do domu (no bo przecież chcesz, aby była nadal Twoją żoną i chcesz naprawiać małżeństwo, tak?), ale w sumie to ona ma się wyprowadzić. Ma się wyprowadzić, ale ją pytasz, o remont łazienki, o wprowadzkę syna.

Powiem Ci coś. Nic się nie zmieniło realnie, nadal żyjesz wg jej zasad.
Twoje jej nie interesują.
Dlatego ja nie widzę innego wyjścia niż faktyczne rozstanie, albo porzucenie wszystkiego i zdobywanie żony (co ustaliliśmy, że jest niemożliwe, bo nie czujesz tej potrzeby, możliwości w tej chwili).

Na koniec perełka z pierwszego cytatu:

Napisałeś:

Nie wypisuję się z małżeństwa. Chcę naprawiać. Nie chcę kompromisów: albo będziemy budować relację małżeńską, albo będziemy żyć osobno.

A zatem impas. Chcesz niemożliwe, dlatego poniesiesz porażkę.
Pantop
Posty: 3168
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Amica pisze:A zatem impas. Chcesz niemożliwe, dlatego poniesiesz porażkę.
Kierując się Twą argumentacją, to lepiej niech już poniesie tą porażkę na własnych warunkach, niż miałby czekać zwycięstwa na warunkach żony :D



ps ciekawym Twej reakcji, gdyby mąż puszczał Wasze pieniądze a Twe pytania zbywał :o
(,,Aaale moje pieniądzeee !!!,, - Henryk Bista vs Leonard Pietraszak ,,Vabank,,).
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

Pantop pisze: 28 wrz 2018, 5:18
Amica pisze:A zatem impas. Chcesz niemożliwe, dlatego poniesiesz porażkę.
Kierując się Twą argumentacją, to lepiej niech już poniesie tą porażkę na własnych warunkach, niż miałby czekać zwycięstwa na warunkach żony :D



ps ciekawym Twej reakcji, gdyby mąż puszczał Wasze pieniądze a Twe pytania zbywał :o
(,,Aaale moje pieniądzeee !!!,, - Henryk Bista vs Leonard Pietraszak ,,Vabank,,).

Problem polega na tym, że porażkę poniesie na warunkach żony. :)

PS Zaproponowałabym rozdzielność majątkową.
Pantop
Posty: 3168
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Amica pisze:Problem polega na tym, że porażkę poniesie na warunkach żony. :)
Ufffff
I właśnie widząc to stawia swoje (może niedoskonałe) warunki, które konsekwentnie prowadzą do nowego otwarcia.



ps rozdzielność majątkowa to rozwiązanie; ja pytałem o Twoje odczucia, gdyby Twój mąż wydawał Twoje pieniądze bez słowa wyjaśnienia
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

Czy masz też taką ciekawość wrodzoną na temat uczuć, jak Ty powodujesz u małżonki? Bo zakładam, że jakieś wywołujesz i nie zawsze są one przyjemne?

Skupianie się na swoich własnych uczuciach do niczego nie prowadzi.
Pantop
Posty: 3168
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Amica pisze:Czy masz też taką ciekawość wrodzoną na temat uczuć, jak Ty powodujesz u małżonki? Bo zakładam, że jakieś wywołujesz i nie zawsze są one przyjemne?

Skupianie się na swoich własnych uczuciach do niczego nie prowadzi.
Oho
Czyżby finanse były Twą wrażliwą strefą, skoro dwukrotnie omijasz sedno?
Jeśli tak - wycofuję pytanie.
Jeśli nie - odpowiedz :mrgreen:


Ad mej żony
Niecały rok temu potwierdziła to co piszesz, z tą poprawką, że nie wzbudzam żadnych pozytywnych.
Tak i moja ciekawość w tym zakresie zaspokojona została.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13320
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Amica pisze: 28 wrz 2018, 16:54 Skupianie się na swoich własnych uczuciach do niczego nie prowadzi.
Jest dokładnie odwrotnie. Dopiero gdy mam solidny wgląd we własne uczucia, jestem w stanie adekwatnie i empatycznie odebrać uczucia innego człowieka. Kluczowe jest rozróżnienie, czy mam ten wgląd egocentryczny (aby mi było miło), czy empatyczno-informacyjny. Wtedy uczucia są bardzo istotną informacją, jednak służącą większemu dobru.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45
[...] To jeden z głównych problemów - żona od kilku lat odmawia rozmowy o naszych relacjach. [...]

[...] usłyszałem, że rozmowa jest skończona. [...]

[...] Najpierw mam tam wybudować osobne wejście, najlepiej windę (to nie sarkazm, dokładnie tak brzmi warunek) i wycofać wniosek o separację; oczywiście nie wolno mi też występować o rozdzielność majątkową ani o podział majątku.

[...] Brałem rzucane mi ochłapy przez kilka lat. To moja wina, mój błąd, moja odpowiedzialność. Więcej nie będę.

[...] Żona wydawała swoją i moją pensję odmawiając mi prawa do wiedzy o tym, na co to idzie. [...]

[...] Oddzieliłem nasze finanse i od czterech lat sam utrzymuję dom, w którym mieszkamy wspólnie.

[...] Czasem pożyczam jej pieniądze, bo jej brakuje. [...]

[...] Odpowiedziała, że chętnie przeczyta. Minął prawie rok, dotąd nie znalazła czasu. [...]
Ukasz,

Wybacz, ale moim zdaniem - wciąż świadomie zgadzasz się na to jak piszesz - "na ochłapy".
Dajesz sobie wciąż dyktować warunki. ... a do tego pożyczasz jeszcze jej kasę....

Prawa natury są bezwzględne - słaby i uległy przegrywa z silnym i zdeterminowanym.

Pokochaj siebie. Zbuduj siebie. Podejmuj własne decyzje i się ich trzymaj, bez oglądania na innych. Zaufaj sobie.

Chcesz separację, to ją zrób - nie chcesz - nie rób.
Chcesz rozdzielność, to ją zrób - nie chcesz - nie rób.

Ale niech to będzie Twoja decyzja - podjęta przez Ciebie - a nie wynik czyjegoś wpływu na Ciebie.

Przez większość wątków przebija się jedna prawda - którą na początku dość ciężko przyjąć.
W większości przypadków, mamy dokładnie to, na co się zgadzamy.

Praca do wykonania - odczytać, dlaczego się zgadzam... co to powoduje.
Co powoduje, że zgadzam się być wycieraczką, w którą ktoś wyciera buty.

Być może powoduje to obawa, że lepiej jednak być wycieraczką dla czyiś stóp, niż wycieraczką którą się nikt nie zainteresuje?

Wiele osób (ja również swego czasu) walczyłem i byłem zdruzgotany, że partner przestał we mnie już wycierać swoje buty i sobie gdzieś poszedł. I płacze, łzy i rozpacz...

Co, to próbuje przekazać to forum - i owa praca nad sobą - to aby nie płakać za tym, że ktoś już przestał mieć ochotę wycierać w nas buty - ... tylko zmienić siebie i podnieść się z poziomu wycieraczki.
Amica

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Amica »

Nirwanna pisze: 29 wrz 2018, 6:21
Amica pisze: 28 wrz 2018, 16:54 Skupianie się na swoich własnych uczuciach do niczego nie prowadzi.
Jest dokładnie odwrotnie. Dopiero gdy mam solidny wgląd we własne uczucia, jestem w stanie adekwatnie i empatycznie odebrać uczucia innego człowieka. Kluczowe jest rozróżnienie, czy mam ten wgląd egocentryczny (aby mi było miło), czy empatyczno-informacyjny. Wtedy uczucia są bardzo istotną informacją, jednak służącą większemu dobru.
Tak, tak. Nie dodałam słówek: nadmierne skupianie się na jedynie własnych uczuciach.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Długo nie miałem czasu na napisanie Wam odpowiedzi.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 Poza tym przecież to widać, że nie interesuje Cię (ja tak to widzę) osoba żony z tym wszystkim, co ma w środku
Zaczynam od tego cytatu, bo wydaje mi się najważniejszy. Bardzo mnie interesuje osoba żony, a przede wszystkim jej życie wewnętrzne. Próbuję je poznać na tyle, na ile jest to możliwe. Tylko te możliwości są znikome. Czasem, przez chwilę, mogę poobserwować jej zachowanie. Pamiętając, że na moich oczach ona wciąż gra, buduje swój wizerunek, dokłada starań, żeby się przede mną nie odsłonić. Mogę jakoś zinterpretować pojedyncze gesty i słowa, daje to obraz pewnej pozy, widać w tym ślady zranień, niespełnienie, gonitwę za czymś głębszym, ale prowadzoną na oślep. Taki jest mój obraz powierzchni: subiektywny, hipotetyczny. Co jest głębiej, mogę sobie przede wszystkim wyobrazić na podstawie spędzonych razem prawie 30 lat. Tam jest gorące serce, tęskniące za bezwarunkową miłością, akceptacją, bezpieczeństwem. To moja wizja, zbudowana z obrazów przeszłości, dodatkowo zdeformowanych przez moją pamięć i żywe emocje, oraz mocno zaprawiona myśleniem życzeniowym z jednej i ogólną wiedzą o człowieku z drugiej. Wierzę w dobro w niej i jestem nim zachwycony, chcę się w nie wtulić. Oceniam krytycznie to, co ona teraz robi. Uważam, że krzywdzi mnie, ale przede wszystkim siebie. Dla moich wyborów z tej "wiedzy" o jej wnętrzu wynika tyle, że ją kocham i chcę poznać. Nie daje mi ona natomiast żadnych narzędzi do zdobywania żony.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 Piszesz, że zależy Ci tylko na głębokiej relacji i jako przykład pokazujesz kwestię finansów, która z głębią nie ma nic wspólnego.
Piszę o relacji małżeńskiej. Finanse są jej niezbędnym elementem. Głębokiej relacji nie odbudujemy zaczynając od dna: najpierw trzeba uporządkować teren. Najważniejsze sfery są zarazem najbardziej intymne, więc nie będę o nich tutaj pisać. Poza tym są mniej uchwytne słowami, trudniejsze do opowiedzenia, bardzo obciążone subiektywizmem, splecione ze wszystkim innym.
Piszesz, że można po prostu zrobić rozdzielność majątkową. Właśnie to robię. Nie jest to jednak żaden krok w kierunku odbudowywania wzajemnych relacji. Takim krokiem byłoby jakieś wspólne ustalenie, a na to nie ma na razie żadnych widoków. Sam fakt starań o rozdzielność jest przez nią traktowany jako próba okradzenia jej, dotkliwa krzywda i akt wojny. Żąda ode mnie przyjęcia jej warunków: finanse mają być faktycznie całkowicie oddzielne, jej pieniądze to nie moja sprawa, ale formalnie wspólne. Na taką „całość” nie pójdę. A to oznacza, że w najbliższym czasie czeka nas ostre starcie. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami oddaję nasze dotychczasowe mieszkanie do użytku syna, a ona odmawia opuszczenia go. Jeżeli spełni swoje zapowiedzi, a powtórzyła je wczoraj synowi, to będę miał wybór między podporządkowaniem wszystkich wokół jej kaprysowi a wyrzuceniem jej z domu. Wybieram to drugie.
Aleksander pisze: 29 wrz 2018, 12:09 Wybacz, ale moim zdaniem - wciąż świadomie zgadzasz się na to jak piszesz - "na ochłapy".
Dajesz sobie wciąż dyktować warunki. ... a do tego pożyczasz jeszcze jej kasę....
Zestawiłeś zdarzenia sprzed lat i opisy jej wypowiedzi jako moje aktualne stanowisko. Złożyłem wniosek o separację i go nie wycofuję. Podjąłem decyzję o przeprowadzce i ją realizuję. Chciałem pozytywnie odpowiedzieć na prośbę o pożyczkę, to ją dałem. Jeśli nie zwróci, to nie dam następnej. Chciałem jej przesłać książkę, to to zrobiłem. Ona nie może się zebrać do lektury – to jej sprawa, nie dopraszam się. Ja chcę rozmawiać, a ona nie – to rozmowy być nie może i już, odpuszczam. To są jej granice i nie powinienem ich przekraczać.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 Skoro żona nie chce być z Tobą lub tworzyć z Tobą małżeństwa - to musisz zrozumieć, że nie interesują ją Twoje warunki bycia razem.
Ciekawe jest to, że ona deklaruje coś odwrotnego. Twierdzi, że ona chce być dalej moją żoną i tylko ja psuję występując o separację; że jest między nami bliska relacja, tylko ja jej zaprzeczam. A ja rzeczywiście zaprzeczam, żeby to była bliska relacja, i oświadczam, że dopóki nie zmieni swojego stanowiska, to nie żyjemy jak mąż z żoną i taki też powinien być stan formalny.
krople rosy pisze: 27 wrz 2018, 11:01 zapytałam jak w praktyce miałoby funckjonować małżeństwo Ukasza i jego żony.
Jak ona rozumie prawo do wolności, jakie są granice działania obydwoje małżonków.
Chodzi mi o to, że może być tak , że Ukasz boi się puścić tych zasad i wartości których się kurczowo trzyma i które chce ochronić niepotrzebnie, że moze się okazać, że im bardziej walczy ,,o swoje'' tym bardziej żona się opiera, buntuje i odsuwa.
A może by tak że gdy odpuści walkę ta zielona , obca trawka nie będzie tak atrakcyjna i kusząca.
Wiem, jak w tej chwili jej zdaniem ma funkcjonować nasze małżeństwo – właśnie tak, jak wygląda teraz. Ona żyje sobie jak singielka, czasem sobie trochę skorzysta z męża, na ile ma na to ochotę, ale nie musi się z nim liczyć w żadnej sprawie. To, co ja mam i zarabiam, ma być wspólne. To, co ona ma i zarabia, jest tylko jej.
Ja mogę tylko w bardzo ogólnych zarysach ująć to, czego oczekuję. Jakiś czas spędzany razem. Jakieś otwarcie na rozmowę o tym, co nas łączy. Jakaś bliskość fizyczna, np. trzymanie się za ręce na spacerze, czego nie doświadczyłem od siedmiu lat. Wzajemny szacunek. dogadanie się w sprawie finansów – to może być rozdzielność, może być wspólne zarządzanie pieniędzmi – ważne, żebyśmy się zgodnie umówili w którąś stronę. Jakieś wspólne marzenia. Przede wszystkim wola, żeby być blisko, cieszyć się sobą, żeby każde z nas było ważne dla drugiej strony.
To są wyobrażenia bardzo ogólne, ale jednocześnie jestem tu bezkompromisowy. Przy odrzuceniu tego wszystkiego nie będzie także żadnych pozorów bycia razem, wspólnego mieszkania w relacji koleżeńskiej.
krople rosy pisze: 27 wrz 2018, 9:26
Ukasz pisze: 27 wrz 2018, 1:45 Jest jej propozycja kompromisu: mam zaakceptować obecny stan relacji i zrezygnować z prób jego zmiany.
Co by się dla Ciebie stało gdybyś tę propozycję zaakceptował ?
Jak by wtedy Wasze zycie wygladało w praktyce?
Nic by się nie stało. Powolutku tonęlibyśmy w tym bagnie tak, jak przez poprzednie kilka lat. Coraz dalej od siebie. A ta odległość już dawno nie jest dla mnie do zaakceptowania. Nie wiem, gdzie i z kim moja żona spędza niemal cały czas. Może w pracy? A może jednak nie? Nie wiem, gdzie i z kim moja żona spędza każdy urlop. Może sama? Raczej nie. Może z mamą, może z koleżankami, może kolegami, może tylko z jednym... Mam się nie wtrącać do jej życia. Nie zamierza odbudowywać żadnych relacji. Będzie uważać, żeby nie odsłonić przede mną żadnych uczuć, a przynajmniej tych pozytywnych, jeśli się takie zdarzą. Czasem spędzi w domu noc. Czasem łaskawie ze mną porozmawia o polityce lub o pogodzie. Czasem nawet pozwoli się lekko pocałować w policzek na pożegnanie. To prawie taka bliskość, jak z ciocią na imieninach.
Jeżeli teraz zrezygnuję ze wszystkich warunków, a w zasadzie przystanę na wszystkie jej warunki, z wycofaniem separacji i prób rozdzielności majątkowej na czele, to w zamian żona oferuje mi utrzymanie dotychczasowej relacji. Mogę „pójść na całość”, jak pisze Amica, i przystać na tę propozycję. Nie chcę.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 Ukasz pisze: ↑
27 wrz 2018, 1:45
Nie trzymam jej w finansowym szachu: dobrze zarabia, ma gdzie mieszkać. Prosząc ją o wyprowadzenie się powiedziałem, że może zostawić gołe ściany, bo gdy ją tracę, nie zależy mi na żadnym przedmiocie. Ona sama trzyma się w szachu polegającym na tym, że bardzo by chciała mieć coś, na co nigdy nie pracowała.

No słabo. Dzieci wychowała Wam niania? Żona nigdy nie wyprała Ci nawet skarpetki, nie pozmywała naczyń, nie ugotowała obiadu? Faktycznie - leniwe babsko. I jeszcze wyciąga łapę po nieswoje.
Szydzisz. To nie jest dobry sposób komunikacji. To chyba dobrze widać na tym przykładzie.
Mamy wiele rzeczy wspólnie wypracowanych. Po przeszło 20 latach małżeństwa nie dorobiliśmy się jednak żadnego własnego lokum. Zawsze mieszkaliśmy u kogoś: najpierw u jej rodziców, potem u mojego brata, wreszcie w domu moich rodziców, formalnie przepisanym na moje rodzeństwo. Wprowadzając się do każdego z tych mieszkań inwestowaliśmy trochę w przystosowanie go do naszych potrzeb, robiliśmy mniejszy lub większy remont. W tym ostatnim prace były większe, finansowane wspólnie przez nas i moich rodziców. Potem korzystaliśmy z tego domu przez 17 lat ponosząc tylko koszty mediów, bez żadnych inwestycji, nie dorzucając się nawet do podatku od nieruchomości. Przejadaliśmy na bieżąco wszystko, co zarobiliśmy. Żona uważa, że w ten sposób staliśmy się współwłaścicielami domu. Nie miało to wprawdzie odzwierciedlenia w żadnych dokumentach, ale w jej głowie już tak. Ja natomiast sądzę, że do tego momentu nie mieliśmy żadnych praw do nieruchomości. Miałem otwartą drogę do ich uzyskania, ale wymagało to wyłożenia sporej sumy, odpowiadającej mniej więcej moim rocznym dochodom. Aby zacząć cokolwiek odkładać na ten cel, musiałem oddzielić finanse. Od tej chwili, a było to cztery lata temu, pieniądze nie były już wspólne, każda złotówka była moja lub jej. Po trzech latach ostrego oszczędzania zebrałem odpowiednią sumę, spłaciłem rodzeństwo i dostałem w darowiźnie połowę domu. W ciągu tych czterech lat nie wychowywaliśmy już małych dzieci – są dorosłe. Żona nie łożyła na dom nic. Rzeczywiście, tak jak piszesz, nigdy nie ugotowała dla mnie w domu obiadu, nie wyprała skarpetki, nie pozmywała. Ani razu – o ile dobrze pamiętam - przez te cztery lata. Ja te wszystkie rzeczy dla niej robiłem często.
Nie jest leniwa, bliżej jej do pracoholika. Raczej uważa, że jakiekolwiek obsługiwanie mnie byłoby poniżej je godności. Po części ujęła to dosłownie w czasie terapii – „Nie będę gotować obiadków!” – tej zasady trzymała się już wtedy od dłuższego czasu.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 raz piszesz, że ją utrzymujesz, a drugi raz, że nie trzymasz jej w finansowym szachu. Jedno z drugim mi się kłóci.
Nie. Utrzymuję dom, w którym ona sypia ze dwa razy w tygodniu. Oznacza to, że w jakiejś, niewielkiej części ją utrzymuję. Gdyby nie mogła z tego dalej korzystać, musiałaby przeprowadzić się do swojej mamy i pewnie tam coś dokładać do utrzymania mieszkania. Szacuję, że byłoby to kilka procent jej zarobków. Nie jest to więc żadne trzymanie jej w finansowym szachu.
Dostrzegasz tu sprzeczność, której w rzeczywistości nie ma. W innych sprawach chyba też, ale nie są one tak łatwe do weryfikacji i oceny, jak finanse.
Amica pisze: 27 wrz 2018, 11:45 Poza tym tak naprawdę obawiasz się podjąć radykalne kroki - ot, przyjmujesz ze spokojem, że nie dostajesz odpowiedzi z sądu na pozew o separację, a minęło tyle miesięcy - co zrobiłeś, aby ustalić, na jakim etapie tkwi sprawa?
W lipcu obejrzałem w sądzie akta sprawy - wspominałem o tym zresztą w tym wątku. Kilka tygodni później dowiedziałem się, że mogę wysłać do sądu pismo z prośbą o przyspieszenie procedowania sprawy. Przygotuję je w najbliższych dniach, choć nie mam przekonania, że to da jakiś efekt. Moim zdaniem nie mam realnego wpływu na tempo pracy sądu.
Pantop
Posty: 3168
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Ukasz pisze:Twierdzi, że ona chce być dalej moją żoną i tylko ja psuję występując o separację; że jest między nami bliska relacja, tylko ja jej zaprzeczam. A ja rzeczywiście zaprzeczam, żeby to była bliska relacja, i oświadczam, że dopóki nie zmieni swojego stanowiska, to nie żyjemy jak mąż z żoną i taki też powinien być stan formalny.
O właśnie :mrgreen:
Wniosek o separację i rozprawa.
A na tej rozprawie szereg niewygodnych pytań.
Niewygodnych dla Twej połowicy, bo ,,chciał-nie chciał-musiał,, będzie musiała na nie odpowiadać i.. wić się.
Tak właśnie - wić się, gdyż będzie tam dzielić się informacjami, którymi teraz dzielić się nie chce.
(a kobiety bardzo nie lubią być demaskowane na zasadzie kawy na ławę [ma to niewątpliwie związek z nutą tajemniczości, którą są owiane, a która nie będzie zawsze chroniącym pancerzem - vide dociekliwe pytania w sądzie])
Tobie z kolei wystarczy mówić tam to, o czym piszesz tu na forum (o3wiście bez pogłębionych refleksji :) )


No i rzecz kluczowa.
Jeśli wybierasz się do sądu to rozważ na serio udział prawnika, zwłaszcza jeśli dopuszczasz opcję przymuszenia żony do opuszczenia mieszkania - tu będą potrzebne paragrafy i znajomość materii w ogóle i szczególe. Jeśli masz w sobie nutę hazardzisty ze skłonnością kamikadze (raz maty radiła) to idź bez adwokata :lol: :lol: :lol:
Może się zdarzyć, że trafisz na uczciwego człowieka-sędziego.
Jeśli nie - zawierz wujkowi - zrobią z Tobą cokolwiek bądź - i ani zipniesz.
No
Ale ździebko przed orkiestrę wybiegłem...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Na razie zamierzam iść bez adwokata. Nie wiem, czy ona wynajęła swojego. Mam już kilka doświadczeń z sądami. Bardziej mi zależy na uczciwym wyroku niż na korzystnym majątkowo dla mnie. Na pewno chcę uniknąć sytuacji, że "wygram" dzięki zręczniejszym trickom mojego prawnika, a u niej jeszcze pogłębi się poczucie krzywdy. Takie było moje założenie od początku, pewnie dość naiwne. Nie wniosłem o powołanie żadnych świadków, nie zbieram żadnych dowodów na winę żony. Z mojej strony będzie tylko moje słowo. Z jej - jej słowo i nie wiem, co jeszcze. W tej chwili nie chcę tego zmieniać. Przecież ja nie walczę z nią, nie chcę z nią wygrać, tylko liczę na pomoc w grze o szansę na wspólne życie w przyszłości, w uporządkowaniu bałaganu, w którym się znaleźliśmy. Pójdę tam z Bogiem, a jeśli po drodze uznam, że Jego wola jest inna, to w ogóle się wycofam. Na razie idę.
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Ukasz pisze: 09 paź 2018, 23:45 Przecież ja nie walczę z nią, nie chcę z nią wygrać, tylko liczę na pomoc w grze o szansę na wspólne życie w przyszłości, w uporządkowaniu bałaganu, w którym się znaleźliśmy.
Jak można liczyć na wspólne życie uruchamiając machinę do separacji i podziału dóbr materialnych?
Nie, żebym Cię od tego pomysłu odwodziła bo szanuję Twoje uczucia , doswiadczenia i wybory....tylko dziwi mnie nieco ta argumentacja.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Jeżeli budynek stoi w ruinie, trzeba usunąć gruzy, żeby wznieść coś od nowa.
Żona twierdzi, że jesteśmy w bliskiej relacji, a jednym z jej wyrazów jest wspólnota majątkowa. To jeden wielki fałsz. Dopóki ona będzie w nim trwała, a ja swoją zgodą (np. wycofaniem wniosku o separację) do tego się przysłużę, to nie mamy szans na budowanie relacji od nowa. Chodzi o to, żebyśmy oboje stanęli w prawdzie. Dopiero na tym gruncie będzie możliwa decyzja o nowym początku. Jeśli przyjdzei wcześniej, wniosek oczywiście od razu wycofam.
ODPOWIEDZ