Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: s zona »

Ukaszu,
Moze warto sobie przypomniec ...
PLASTER MIODU. Psalm 16: Nie bój się!
https://www.youtube.com/watch?v=ItYd1poNb0w
Z modlitwa ...

ps a moze WE w ciszy np u zakonnikow :idea:
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Angela »

Ukaszu, pisałeś:
Uznałem, że mogę wrócić do wspólnego mieszkania i jeszcze raz próbować naprawiać naszą więź. Wniosek wycofałem jednak dopiero z jej inicjatywy, gdy oświadczyła, że ona też chce tej naprawy. Piszecie, że to była chora gra, a wynik łatwy do przewidzenia z góry. Nie wiem. Podjąłem decyzję, żeby uwierzyć żonie nie zabezpieczając się w żaden sposób, i jej nie żałuję.
To może czas ponieść konsekwencje tej decyzji wraz ze zgodą na straty materialne?
Dlatego przyjmuję do wiadomości, że się nie udało i chcę po prostu żyć swoim życiem. Od żony chcę tylko tego, żeby w ej sytuacji zostawiła mnie w spokoju.
Czy napewno chcesz tylko spokoju a nie wojny?
Tyle tylko, że ja tym razem nie mam gdzie się wycofać.
A choćby jednak do nieużywanej części domu? Przynajmniej do czasu roztrzygnięć sądowych:
Kanapa... łóżek w domu mam dość, do wyboru, do koloru. Wprawdzie już nie u mnie, ale u rodziców, w ich części domu, aktualnie pustej. Jest tam też kuchnia i łazienka. Mogę korzystać. Tylko że ja nie chcę już uciekać. Tym bardziej nie chcę uciekać na wszelki wypadek. Jak coś się zdarzy, to będę na to reagować. Może nic.
Moje stanowisko jest takie, że ja chcę separacji, ale też takie, że jestem u siebie. Że nie uciekam. Że się nie boję. Że potrafię zachować zimną krew nawet wtedy, gdy sytuacja jest trudna. Sądzę, że to lepsze przesłanie, bardziej spójne, niż kolejna ucieczka. Dość już uciekałem. Może przeceniam własne siły, ale mam nadzieję, taką prawdziwą nadzieję, że w takiej próbie nie będę zdany na moje wątłe siły. Jeśli tylko moje pragnienia będą czyste, wolne i od gniewu i od pożądania.
Ale możesz być odbierany wręcz przeciwnie. Czy napewno chcesz spokoju a nie wojny?
Na obecną chwilę to wygląda na wojnę dwóch narcyzów czyje na wierzchu.
Ale Ty masz skarb-Boga, nie zgub Go.
Czasem w oczach ludzi można przegrać i stracić, ale nie u Boga.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. (Mt 5,10-12)
Czy można Twoją sytuację porównać do cierpiących za wiarę? Raczej tak wobec faktu, że żona deklaruje się jako niewierząca.
Ja właśnie ostatnio oddaję pola mężowi i tym wytrącam mu broń z ręki. Nie wiem tylko ile mi starczy zdrowia psychicznego, powierzam się Bogu, Maryi i mojemu aniołowi stróżowi.
Miałam kilka wygranych bitew, ale to hamowało męża tylko na chwilę. Wojna ze mną go kręci, a mnie też niszczy psychicznie. Niszcząca będzie ta relacja póki jedno z nas nie umrze. Już dawno temu powiedział mi ksiądz egzorcysta, by nie bać się, że mąż zerwie sam ze mną kontakt, to będzie wyzwalające dla obu stron. I już tylko o to proszę Boga.
Zastanawiam, się, co zrobię w przypadku, gdy spróbuje przełamać lód między nami w łóżku. Na pewno nie chcę się na coś takiego złapać, ale w praktyce byłoby mi trudno i wyważyć reakcję (nie chcę wyskakiwać w panice, gdy mnie "przypadkowo" dotknie) i oprzeć się pokusie. Wie, że jest w stanie rozpalić mnie samym oddechem i ciepłym wypowiedzeniem mojego imienia, nie mówiąc już jakiejkolwiek pieszczocie. To jednak tylko takie dywagacje, które raczej nie doczekają się weryfikacji - na szczęście. Nie byłyby moim zdaniem szczere i naprawdę nie chcę, żeby do czegoś takiego doszło. Wolę mieć przemyślaną taką ewentualność i chyba już mam. Wystarczy. Pewnie zaraz ktoś napisze, że się nie odwiesiłem i wciąż liczę na "zwrot akcji"...
Dokładnie tak. Wspominając dobre chwile rozkręcasz się na nowo. A żona czyniąc pozory powrotu, poznaje tylko lepiej czym może Cię zranić.
Jednocześnie Twoje zabiegi o zbliżenie do żony, jak i teraz odsunięcie się od niej to manipulacja nią i sobą. Nie umiesz stawiać granic. Może zaprzestań już działań na własną rękę. Niech sąd postawi te granice.
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 A/ Wspominając dobre chwile rozkręcasz się na nowo. A żona czyniąc pozory powrotu, poznaje tylko lepiej czym może Cię zranić.

B / Nie umiesz stawiać granic.

C / Może zaprzestań już działań na własną rękę.

D / Niech sąd postawi te granice.
Heyka !
A - b.odważne i na pewno mocno uproszczone hipotezy. W przypadku małzonki - raczej wróżenie z fusów (a może własne "projekcje")

B - przez te pare m-cy Ukasz poczynil znaczne postepy w tej sztuce (potrafi b. dobrze odeprzec niatrafione lub ... :? niepasujące mu opinie)

C - TAK, dlaczego ludzie nie chcą/nie lubią SIĘ POWSTRZYMYWAĆ lub ODPUSZCZAĆ SOBIE (pytanie retoryczne, może ciągle i np. do mnie 8-) w ... następnych kwestiach mojego życia)

D - ja tam wyznaję tezę - od sądu raczej z daleka ...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Angelo,

cieszę się z Twojego głosu w mojej sprawie, bo bardzo go cenię. Odpowiadam od końca.
Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 Wspominając dobre chwile rozkręcasz się na nowo.
Nie wspominam dobrych chwil, tylko biorę pod uwagę możliwe zdarzenie w przyszłości. Ja bardzo wolno myślę i zwykle moje działania podjęte pochopnie są głupie. Wolę prawdopodobne, a zarazem trudne sytuacja przemyśleć wcześniej.
Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 "Jeśli tylko moje pragnienia będą czyste, wolne i od gniewu i od pożądania."

Ale możesz być odbierany wręcz przeciwnie.
Na ile mogę rozeznać moje emocje, nie czuję ani gniewu ani pożądania wskutek tego, że żona leży niedaleko mnie. Jeżeli to się zmieni, to podejmę decyzję, co z tym zrobić. Staram się nie kierować przesadnie tym, co sobie o mnie myśl inni - i tak tego nie wiem. A szczególnie uważam teraz, żeby nie siedzieć w głowie żony i nie dostosowywać mojego postępowania do moich wyobrażeń na ten temat. Jej wizyty w domu są zresztą naprawdę rzadkie - przez ostatni tydzień dwie.
Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 Już dawno temu powiedział mi ksiądz egzorcysta, by nie bać się, że mąż zerwie sam ze mną kontakt, to będzie wyzwalające dla obu stron. I już tylko o to proszę Boga.
Egzorcysta mi tego nie mówił, ale np. jezuita prowadzący fundament ignacjański wypowiadał się podobnie. Ja nie proszę Boga o to, żeby żona wyprowadziła się z domu i dała mi spokój. Chcę tego i staram się do tego doprowadzić, ale w modlitwie unikam szczegółowych instrukcji, jak Bóg ma rozwiązać moje problemy.
Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 Czy napewno chcesz tylko spokoju a nie wojny?
Ja jestem tego pewien. Nie wiem natomiast, na jakiej podstawie Ty sugerujesz coś innego. Pozostawanie w miejscu, które zupełnie sam, przy jej demonstracyjnej obojętności i bierności, przygotowałem do mieszkania, nie jest wypowiadaniem ani prowadzeniem wojny. Myślę nawet, że ustąpienie stąd byłoby dla żony zachętą do dalszych zaczepek. Tak, jak poprzednim razem, gdy właśnie wycofałem się do nieużywanej części domu. Nie zostawiła mnie w spokoju, tylko dążyła do złamania tej granicy, nie cofając się przed kradzieżą, fałszywymi donosami na policję, oczernianiem mnie przed resztą rodziny itd. Mogę się mylić w ocenie sytuacji - ale w tej chwili właśnie tak ją oceniam i nikt mnie w tym nie wyręczy.
Angela pisze: 28 wrz 2019, 10:38 To może czas ponieść konsekwencje tej decyzji wraz ze zgodą na straty materialne?
Sprecyzuj proszę, co masz na myśli. Jakie powinienem ponieść konsekwencje materialne wycofania pozwu o separację?
Napisałem, dlaczego nie chcę znów uciekać, Ty przytoczyłaś te słowa – ja nie potrafię tego ująć inaczej, jaśniej.

Wasze głosy pomagają mi spojrzeć na siebie trochę z zewnątrz, wyrwać się z kręgu wyobrażeń zbudowanych na innych własnych wyobrażeniach. Żebyście mogli się odnieść do motywów mojego postępowania, a nie tylko domyślać się ich między wierszami, spróbuję jeszcze raz je przybliżyć.
Była mowa o seksie jako wisience na torcie w odbudowywaniu relacji po kryzysie. U mnie to było tak.
Gdy po demonstracji wzajemnego seksualnego zainteresowania między moją żoną a jej kolegami postawiłem ją przed wyborem – ja albo oni – i poprosiłem o odpowiedź w ciągu miesiąca, żona zdecydowała się pojechać ze mną w góry. Ten termin wypadł właśnie w trakcie tej wyprawy. Nazajutrz po powrocie chciałem jej zakomunikować, że nie możemy mieszkać dalej. Zanim to zrobiłem, rano w łóżku ona po raz pierwszy mnie przytuliła. Tak doszliśmy do owej wisienki. Było kilka prób – ja odczytywałem jej zachowanie jako powolne przełamywanie barier, ale wkrótce okazało się, że jest to raczej budowanie nowych. Wisienka okazała się bardzo gorzka, tak, że w pewnym momencie już jej nie chciałem. Wciąż byłem w takim stanie, że wystarczyło mnie dotknąć, żebym stanął w płomieniach, ale jednocześnie nie odbierało mi to woli i potrafiłem powiedzieć stop.
Gdy prawie dwa lata temu doznałem nagle cudownego oczyszczenia z seksualnych zniewoleń, obawiałem się trochę podjęcia współżycia. Sądziłem, że to może mnie rozchwiać od nowa, szczególnie w wypadku, gdy to pożycie okaże się jakoś ułomne lub szybko zaniknie. Moje niepokoje nie potwierdziły się. Czystość pozostała. Zbliżenia z żoną jej nie naruszyły.
Ja zupełnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje w tej sferze. Widzę, że jestem pod jakąś niesamowitą ochroną, która absolutnie nie jest ze mnie, nie ma nic wspólnego ani z moją silną wolą ani z wygaśnięciem cielesnych potrzeb. Wiem jedynie, że to bezcenny skarb, o który mam dbać. Unikam wszystkiego, co kiedyś prowadziło mnie do grzechu, choć teraz już to tak na mnie nie działa, jeśli przypadkiem na to trafię. Dokładnie tak było z tym obrazkiem: on kiedyś wyraźnie na mnie oddziaływał. Wisiał jednak w sypialni, gdzie byłem zwykle albo z żoną albo wcale. Jak już kiedyś pisałem, każdy jej dotyk, nawet najmniejszy i nieświadomy, przez sen, gasił we mnie wszelką pokusę zaspokojenia siebie samemu (niestety, nie na stałe...). Poza tym nie umiałem być konsekwentny w unikaniu wszystkiego, co prowadziło do grzechu. Obrazek przyniesiony przez żonę i powieszony przez nią w sypialni bez pytania mnie zdanie łatwo było pominąć i zaakceptować w imię jej dobrego samopoczucia i lepszych relacji między nami. Teraz jednak nie chcę być tak niefrasobliwy i stawiam sobie granice ostrzej.
Domyślam się, że sugestie prowadzenia wojny z żoną bazują w znacznej mierze na opisanym spięciu w sprawie tej reprodukcji. Tu też postaram się zajrzeć we własne motywy, żebyście mogli podzielić się swoimi doświadczeniami.
Nie miało żadnego znaczenia, od kogo ten obraz był. Traktowałem go po prostu jak element wyposażenia poprzedniego mieszkania. Jedną z wielu rzeczy, które kiedyś była u nas używana, a teraz przestała, bo nie ma na nią miejsca lub nie udało się jej rozpakować. Żona wyszukała go wśród tych spakowanych jeszcze gratów po tym, jak zapowiedziałem jej konieczność wyprowadzki. Odebrałem to jako jej odpowiedź na moje żądanie: nie tylko się nie wyniosę, nie tylko zignoruję Twoją decyzję, ale urządzę się tu jeszcze bardziej i zmuszę Cię zaakceptowania tego. Nie chciałem jednak podejmować wojny i po prostu przeniosłem go tam, gdzie ona bywa – jeśli jest w domu, to zwykle siada przy swoim biurku – a nie tam, gdzie ja jestem na co dzień, a ona prawie wcale. Sądziłem, że na tym się skończy. Po demonstracyjnym przeniesieniu go z powrotem znów chciałem rozwiązać rzecz bezkonfliktowo: tak, żeby miała go w swoich rzeczach, ale nie było go łatwo znaleźć. Dopiero gdy zawisnął po raz trzeci, podjąłem dyskusję – ale usłyszałem wyłącznie krótkie stwierdzenie, że tak zostanie i już, bo tak „zawsze” było. Po raz kolejny uznałem, że nie warto o to kruszyć kopii. Skoro i tak za kilka dni zamknę drzwi, to wtedy go wyniosę i już nie będzie mogła powiesić go znowu. Wyłamanie zamka uświadomiło mi, że jednak przez jakiś czas nadal ona tu będzie przychodzić.
Zdecydowałem o tym, że chcę się od niej odseparować, a ona mi pokazywała za pomocą czynów, że nic z tego nie będzie. To ona zdecyduje, na co ja mam patrzeć, co gdzie ma stać w domu, kiedy okno ma być zamknięte, a kiedy otwarte. Gdy ona akurat wpadnie do domu – a ostatnio stwierdziła, że nie ma powodu mnie informować, kiedy zamierza to zrobić – wszystko ma być tak, jak ona ustawiła wcześniej. Nie chciałem trwać w takim układzie. To nie był moment, żeby, jak pisał Paweł, cieszyć się z tego, że jej z tym dobrze. Mi dobrze nie było.
Patrząc teraz wstecz na tamto zdarzenie nie żałuję tego, co zrobiłem. Mogę ponieść tego bolesne konsekwencje, ale trudno. Żona w tym punkcie ustąpiła i dopatruję się w tym zgody na to, że mój sprzeciw ma jakieś znaczenie. Dowiedziałem się o niebieskiej karcie, a raczej miałem trwać w nieświadomości zagrożenia. To zapewne będzie jedno z ostatnich jej wspomnień interakcji między nami, przynajmniej na dłuższy czas. To dobrze, że w nim nie będę ludkiem z plasteliny, którego można ugnieść wedle własnego upodobania w dowolny kształt, tylko mężczyzną. Zdaję sobie sprawę, jak to głupio może brzmieć, ale moim zdaniem ja dla niej od dawna mężczyzną nie byłem. Co nie znaczy, że zamierzam kiedykolwiek wyrażać to w podobny sposób. Raz wystarczy.

Mój adwokat stwierdził, że nie ma szans na eksmisję szybciej niż ciągu około roku. To nie jest dla mnie dobra perspektywa i będę jeszcze szukał innych rozwiązań prawnych, niż taki wniosek.
tata999
Posty: 1173
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: tata999 »

Ukasz pisze: 28 wrz 2019, 14:40
Gdy prawie dwa lata temu doznałem nagle cudownego oczyszczenia z seksualnych zniewoleń, obawiałem się trochę podjęcia współżycia. Sądziłem, że to może mnie rozchwiać od nowa, szczególnie w wypadku, gdy to pożycie okaże się jakoś ułomne lub szybko zaniknie. Moje niepokoje nie potwierdziły się. Czystość pozostała. Zbliżenia z żoną jej nie naruszyły.
Ja zupełnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje w tej sferze. Widzę, że jestem pod jakąś niesamowitą ochroną, która absolutnie nie jest ze mnie, nie ma nic wspólnego ani z moją silną wolą ani z wygaśnięciem cielesnych potrzeb. Wiem jedynie, że to bezcenny skarb, o który mam dbać. Unikam wszystkiego, co kiedyś prowadziło mnie do grzechu, choć teraz już to tak na mnie nie działa, jeśli przypadkiem na to trafię. Dokładnie tak było z tym obrazkiem: on kiedyś wyraźnie na mnie oddziaływał.
Od ekstremum do ekstremum z tymi erotycznymi rozterkami.
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

tata999 pisze: 28 wrz 2019, 21:27
Ukasz pisze: 28 wrz 2019, 14:40
Gdy prawie dwa lata temu doznałem nagle cudownego oczyszczenia z seksualnych zniewoleń, obawiałem się trochę podjęcia współżycia. Sądziłem, że to może mnie rozchwiać od nowa, szczególnie w wypadku, gdy to pożycie okaże się jakoś ułomne lub szybko zaniknie. Moje niepokoje nie potwierdziły się. Czystość pozostała. Zbliżenia z żoną jej nie naruszyły.
Ja zupełnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje w tej sferze :idea: . Widzę, że jestem pod jakąś niesamowitą ochroną, która absolutnie nie jest ze mnie, nie ma nic wspólnego ani z moją silną wolą ani z wygaśnięciem cielesnych potrzeb. Wiem jedynie, że to bezcenny skarb, o który mam dbać. Unikam wszystkiego, co kiedyś prowadziło mnie do grzechu, choć teraz już to tak na mnie nie działa, jeśli przypadkiem na to trafię. Dokładnie tak było z tym obrazkiem: on kiedyś wyraźnie na mnie oddziaływał.
Od ekstremum do ekstremum z tymi erotycznymi rozterkami.
Ukaszu,
mój komentarz, na który sobie pozwolę :
B. mi się to spodobało - widzę wyrażny promyk oświecenia oraz w pewnym sensie odwagi a na pewno postępu na (nieskończonej) drodze do większej dojrzałosci (w tym duchowej).
Nie wiem tylko dlaczego (tak poprawne !) nierozumienie siebie ograniczyłeś do (może się mylę ; chciałbym się mylić Drogi Kolego ...) .... jednej sfery :?: :(
Jonasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Jonasz »

Być może Pustelniku oświecenie po prostu boli...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Przepraszam Was, a szczególnie moderację, za kolejny długi wpis. I ostrzegam Jacka, że szczególnie końcówka może być nie na jego nerwy.
Coś do mnie dotarło. Trudno mi to przyjąć, ale układa się w bardzo sugestywną całość. Rozmawiałem z przyjaciółmi, którzy są jakoś wprowadzeni w moją sytuację, i oni widzą to tak samo. Jeden z nich, który był pierwszym moim powiernikiem w kryzysie, zwracał mi zresztą od razu na to uwagę, a ja nie chciałem tego przyjąć. Teraz dostrzegam wręcz identyczny schemat w czterech sytuacjach, których dotąd nie łączyłem. Zacznę od najświeższej, mocno już tu wałkowanej:
Ukasz pisze: 22 wrz 2019, 23:59 Trwa przepychanka z jednym obrazkiem - reprodukcją. Kilka lat temu żona ją powiesiła w sypialni. Po moim żądaniu wyprowadzki zawisła znów niedaleko łóżka. Jest to ładna grafika sporej wielkości, przedstawiająca atrakcyjną kobietę w kuszącej pozie. W sytuacji, gdy nie ma widoków na bliskość z żoną, nie chcę być tak bodźcowany co wieczór, szczególnie kładąc się spać. W dodatku moim zdaniem obraz ze względu na swój rozmiar zupełnie nie pasuje do tego miejsca. Zdjąłem go i postawiłem na biurku w jej pokoju. Przewiesiła go na moich oczach nie odzywając się słowem. Nie miałem ochoty ani na przepychanki z nią w tak drobnej sprawie, ani na dalsze oglądanie tego dzieła. Zaniosłem reprodukcję do jej pokoju na dole, gdzie stoi kilka innych obrazków. Przy pierwszej jej wizycie wrócił na miejsce w sypialni. Powiedziałem żonie, dlaczego nie zgadzam się na ten obraz w tym miejscu. Odpowiedziała, że zawsze był w naszej sypialni, ma tu być i koniec. Przed ostatnim kilkudniowym wyjazdem zaniosłem go ponownie na dół. Po powrocie zastałem nie tylko wyłamany zamek, ale też tę reprodukcję ponownie w sypialni.
Ten obrazek fruwał przez okno, przetrwał, stoi w korytarzu. Paweł mnie zapytał, czy to był prezent od kowalskich – po namyśle odpowiedziałem, że najprawdopodobniej tak. Potem przypomniałem sobie, że on nie tylko się pojawił zaraz po wystawieniu z domu innego prezentu od tych samych panów, owego sprzętu gimnastycznego, ale że żona wprost stwierdziła, że powieszenie go było odpowiedzią na usunięcie tamtego podarku. Pisałem jej, że był dla mnie bolesnym przypomnieniem jej zdrady, więc znalazła inny komunikat o tej samej treści. Ona nie musiała się zastanawiać, od kogo ten prezent jest.
Z owym sprzętem gimnastycznym było tak:
Ukasz pisze: 27 kwie 2019, 10:17 W odstępie kilku dni są imieniny jednego z nas i imieniny drugiego. Kiedyś, przed kryzysem, robiliśmy imprezę i zapraszaliśmy wspólnych znajomych. Spytałem, co robimy w tym roku. Nic - bo ona wyjeżdża na tydzień i jej nie będzie. Domyśliłem się, że to wyjazd z jej kolegami, i zabolało, ale uznałem, że to nie jest czas na okazywanie takich trudnych uczuć, i przyjąłem to w milczeniu. Niedługo potem sama jednak zaproponowała, żebyśmy z tej okazji poszli razem do teatru. Do "wyboru" dała mi jeden termin, mam wtedy "kroki", ale po namyśle i zrobieniu bilansu moich dotychczasowych i planowanych nieobecności na warsztatach zgodziłem się. Gdy wróciliśmy do domu okazało się, że ona już tego dnia świętowała z kolegami u nas w domu. Kupili jej i zmontowali wielki, profesjonalny steper. Gdy byłem zajęty jakimiś pracami w kuchni, poprosiła mnie o pomoc. Chodziło o zrobienie zdjęcia w trakcie ćwiczenia na nowym urządzeniu. Ubrała się w czarne, bardzo krótkie spodenki i podkoszulkę z napisem "To sexy to be 50" - najwyraźniej dodatek do głównego prezentu od kolegów. Z pierwszych ujęć nie była zadowolona, bo tu źle skadrowana głowa, tu nie widać dobrze nóg... W końcu kolejną próbę uznała za satysfakcjonującą.
Powoli do mnie docierało, w czym wziąłem udział. Moja żona chciała pokazać się jako kobieta pociągająca dla mężczyzny, mieć zdjęcie, które wywoła u płci przeciwnej wrażenie nie tylko estetyczne - pragnienie zbliżenia. Ja zostałem użyty jako statyw. Ani w czasie tej krótkiej sesji, ani potem w łóżku jako mężczyzna dla niej nie istniałem.
To z kolei historia sprzed dwóch lat, też już tu opowiadana:
Ukasz pisze: 20 lis 2017, 22:39 To było krótko przed moją wyprowadzką, ale jej zapowiedzi były wtedy przez żonę zupełnie ignorowane. Jechaliśmy samochodem. Żona zaczęła obdzwaniać kolejnych kolegów z klubu i umawiać spotkanie z nimi. Przed kolejnym telefonem, zapowiedziała ostro, żebym się przypadkiem nie odzywał. Wybrała numer, ale przed połączeniem powtórzyła, żebym w żadnym wypadku nie ważył się odezwać. Rozmowa była krótka i podobna do poprzednich, tylko męski głos w słuchawce młodszy i w trakcie tej krótkiej wymiany zdań dwa razy zwrócił się do mojej żony: kochanie... Po zakończeniu rozmowy żona nie komentowała zdarzenia, ja się nie dopytywałem.
Zastanawiałem się, czego byłem świadkiem. Czy była to rozmowa z kowalskim i żona uznała, że jestem za głupi, żeby się domyślić? Zbyt stłamszony, żeby zareagować? A może to była sytuacja w jakiś sposób nagrana, żeby mnie sprowokować albo coś mi pokazać? Mówiłem jej wcześniej, tylko raz, ale obszernie i bardzo wyraźnie, że jej kontakty z tymi kolegami odbieram jako zdradę. Jej inteligencja i kultura każe mi wykluczyć możliwość, że nie zdawała sobie sprawy, jak to wyglądało. Niezależnie od tego, czy to był kowalski, czy po prostu jeden z kolegów miał w zwyczaju tak zwracać się do niektórych koleżanek, była to prawdopodobnie demonstracja: jeśli mam kowalskiego, to Tobie nic do tego.
Nie opowiadałem natomiast do niedawna nikomu (poza terapią) jeszcze jednej historii sprzed ośmiu lat. Właśnie wtedy uświadomiłem sobie kryzys w naszym małżeństwie. Żona zorganizowała tygodniową imprezę dla kolegów z klubu. Ja byłem wtedy na urlopie, na rodzinnej działce 10 km dalej, czyli tuż obok. Chciałem w ciągu tego tygodnia zobaczyć się przynajmniej raz z żoną, ale kategorycznie odmówiła. Miałem się nie pojawiać w mieście. Ona wróci w sobotę. Jednak tego dnia dostałem tylko informację, że impreza się przedłużyła. Pojechałem do miasta. Dowiedziałem się, że wszyscy już się wymeldowali z hotelu, ale ponoć część przeniosła się do innego. Po krótkich poszukiwaniach spotkałem żonę na ulicy. Stwierdziła, że skoro już jestem, to pójdziemy po jej rzeczy i pojedziemy na działkę. Dotarliśmy do hoteliku. Żona otworzyła drzwi swojego pokoju i zapaliła światło. Za drzwiami chował się facet. Na pytanie żony, co on tutaj robi, odpowiedział, że tylko przyszedł po swoje rzeczy. Wziął jakąś torbę i poszedł. Żona wzięła swoje rzeczy i wychodząc zamknęła pokój. A ja zamknąłem to w sobie: uznałem, że nie będę zatruwać naszych relacji (które wtedy wydawały mi się dobre) zazdrością i uwierzę, że to był przypadek. Wyparłem to z pamięci. Wracało rzadko i nigdy tego nie roztrząsałem.
Podobnych sytuacji było więcej, jednak te wydają mi się najbardziej sugestywne. Teraz widzę w nich wspólny mianownik, jeden przekaz. Żona pokazywała mi, że jeśli ma kochanka, to mi nic do tego. Mam na to patrzeć, mam to wiedzieć i milczeć. Zaakceptować. Podporządkować się. Tu nie chodziło o demonstrację wolności, ale władzy, przewagi, pełnej kontroli, podporządkowania, zgody na poniżenie. Wdeptanie w ziemię. W żadnej z tych sytuacji nie chodziło o to, czy rzeczywiście kochanek jest. Nie chodziło o milczenie w czasie rozmowy, o lepsze zdjęcie w seksownym stroju czy upodobanie do obrazka na ścianie. Chodziło o budowanie specyficznej relacji między nami, skrajnie niesymetrycznej. Jedynie za ostatnim razem, i to nie rozumiejąc tego przekazu, dałem wyraz swojej niezgodzie.
Niestety nie sądzę, żeby to był ostatni odcinek serialu. Nie wiem, jaki będzie następny, i czy będę umiał godnie zachować się w tej sytuacji.
Rento - obejrzałem wreszcie film "Wojna Państwa Rose". Dobry jako przestroga.
Angela
Posty: 490
Rejestracja: 31 maja 2017, 1:34
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Angela »

Ukasz pisze: 30 wrz 2019, 0:09 Teraz widzę w nich wspólny mianownik, jeden przekaz. Żona pokazywała mi, że jeśli ma kochanka, to mi nic do tego. Mam na to patrzeć, mam to wiedzieć i milczeć. Zaakceptować. Podporządkować się. Tu nie chodziło o demonstrację wolności, ale władzy, przewagi, pełnej kontroli, podporządkowania, zgody na poniżenie. Wdeptanie w ziemię. W żadnej z tych sytuacji nie chodziło o to, czy rzeczywiście kochanek jest. Nie chodziło o milczenie w czasie rozmowy, o lepsze zdjęcie w seksownym stroju czy upodobanie do obrazka na ścianie. Chodziło o budowanie specyficznej relacji między nami, skrajnie niesymetrycznej.
Jeżeli tak, to wygląda na bardzo wyrafinowaną zemstę na Tobie za krzywdę, której doznała od Ciebie. Takie krzywdzenie swoją krzywdą. Ona nie musi mówić co to za krzywda, bo jako kobieta zapewne uważa, że powinieneś się domyślić. A krzywda jest subiektywna, choć według Ciebie i może też obiektywnie nią nie być. Może zawiedzione oczekiwania, że będzie przez Ciebie ubóstwiana? Pornografia z pewnością mocno ugodziła ją jako kobietę, choć pozornie jej to nie przeszkadzało. Może było to zbyt bolesne, żeby o tym mówić, liczyła że zniknie, gdy się przemilczy? Może to, że w jej odczuciu ograniczałeś ją, chciałeś mieć zawsze racje, stawiałeś wobec pozornych wyborów, propozycji nie do odrzucenia?
Chwilowe ocieplenia, to testowanie, czy już zrozumiałeś. Po stwierdzeniu, że nigdy się nie zmienisz i nie zrozumiesz, flekowanie Ciebie idzie dalej.
Czy możesz to zatrzymać? Czy jesteś w stanie domyśleć się tej ewidentnej w subiektywnym odbiorze dla niej krzywdy? Czy jest jest możliwość zadośćuczynienia tej krzywdzie, jeżeli była nią obiektywnie. Czy jest coś co powstrzyma ją w zemście? Módl się za tą poranioną osobę, która raniąc teraz Ciebie, rani głównie siebie dalej.
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: nałóg »

Ukasz...... przepraszam ....lecz będzie pewnie Ci przykro: czy Ty nosisz spodnie? czy Ty masz w sobie cos z 'wojownika'? W relacjach z żona masz to na co pozwoliłeś, na co się zgadzałeś , na co przymykałeś oko....... PO CO? bo było Ci wygodnie? bo Ci to odpowiadało?
Ukasz , tak brutalnie to Ty jesteś tym kto "wpychał" żonę poprzez bierną i przyzwalającą postawę w ramiona jakiejś grupy facetów.
Jak piszesz trwało to latami..... Ty porno i onanizm a ona ???? ........
Czego tak naprawdę Ty chcesz? Czy wiesz ? a może Ci jest tak milo i fajnie poużalać się nad sobą.... masz spore audytorium...... zainteresowanie .....nawet jest miło...... ludzie utożsamiają się ....dzielą się swoimi doświadczeniami a TY? Znane błotko jest miłe bo znane.
Sory......lecz tak mi się "przelało" podczas czytania twojego wątku. Nie jest moim zamiarem obrażanie Ciebie, a tylko odnoszę się do opisywanych postaw. PD
nałóg
Posty: 3357
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: nałóg »

Jeszcze jedno....... Twoje postawy tolerowania wybryków były i są chyba tak naprawdę podobne do postaw osób współuzależnionych. Podkładają poduchy pod tyłki współmałżonków jęcząc jednocześnie jak to im źle lecz nic z tym nie robią.
Pantop
Posty: 3185
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pantop »

Droga Angelo i miły nałogu

Może czas zacząć delikatne hamowanie?
Póki co sypiecie solą po otwartych ranach.
:|
Wiedźmin

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Wiedźmin »

nałóg pisze: 30 wrz 2019, 10:38 Ukasz...... przepraszam ....lecz będzie pewnie Ci przykro: czy Ty nosisz spodnie? czy Ty masz w sobie cos z 'wojownika'? W relacjach z żona masz to na co pozwoliłeś, na co się zgadzałeś , na co przymykałeś oko....... PO CO? bo było Ci wygodnie? bo Ci to odpowiadało?
[...]
A Tobie Nałóg było wygodnie? Odpowiadało Ci to? ...

Wcześniej pisałeś, że nie jesteś zwolennikiem słowa "walka" / "walczenie" (przynajmniej jeśli chodzi o relacje małżeńskie) ... a sam teraz piszesz o wojowniku... to może określ się precyzyjnie, czy bliższa Ci miłość i miłosierdzie, czy walka i wojowanie.

Z tego co pamiętam, nie jesteś również zwolennikiem doradzania rozwodów.

Więc zamiast wykrzykiwać raz po raz z ambony te same hasła "masz to na co się zgadzałeś"... wymień może choć z 5 alternatywnych dróg, jakimi Ukasz mógł pójść... albo może pójść teraz.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: marylka »

nałóg pisze: 30 wrz 2019, 10:38 Czego tak naprawdę Ty chcesz? Czy wiesz ? a może Ci jest tak milo i fajnie poużalać się nad sobą.... masz spore audytorium...... jzainteresowanie .....nawet jest miło...... ludzie
utożsamiają się ....dzielą się swoimi doświadczeniami a TY?
Mam takie same odczucia.
Ukasz ma za zadanie dostarczac newsów o żonie.
Rozdrabnia ja na czynniki pierwsze.
Analizuje ja od kilku lat.
Opowiada swoja historie jak wielka przygode z pogranicza tragifarsy
Ukasz pisze: 22 wrz 2019, 23:59 No to mam jeszcze świeższe bułeczki. Gorące, aż parzą.
A sam swojej postawy nie chce zobaczyć - ile sam spapral. Nawet kilkuletni nałóg nie przeszkadzał żonie - ot......taki incydent.
I.....analiza żony
I.....analiza żony
Tak to przedstawiasz Ukasz.
Wiec dla mnie to dowod że to takie pisanie dla audytorium. Na pewno nic nie zmieni w postawach Ukasza. No bo co zrobiłeś?
Choćby od ostatniego incydentu?
Wielkie NIC
Aaaaa - przedstawiłeś dokładniej żonę

Dlatego życzac Ci szczerze powodzenia Ukaszu - ja sie wycofuje z wątku
Pozdrawiam
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Angela pisze: 30 wrz 2019, 4:56 . Ona nie musi mówić co to za krzywda, bo jako kobieta zapewne uważa, że powinieneś się domyślić.
I co z tego wynika? Że jest usparwiedliwiona gdyż jako kobieta uważa, że męzczyzna powinien się domyślać co jej na duszy leży?
Oboje są dorosłymi ludxmi i gdyby zależało dwóm stronom to nie byłoby takiego sposobu żeby nie próbować naprawić relacji.
Ale może prawda jest taka, że jednak nie kazdemu na tym zależy?
Czasem jest tak, że kobieta chce utrzymać daną sytuację i celowo nie zbliża się zbytnio do męża gdyż to wiązałoby się z tym, że jednak z czegoś musiała by zrezygnować. A nie chce.
Moje wrażenie jest takie: że Ukaszowi zalezy, czasem zbyt zaborczo i zachłannie. Ale jednak jest gotów na rozmowę.
Z drugiej strony ( ze strony żony) własnie nie widzę ochoty i woli do zmiany.
Z tego, co pisze Ukasz pornografia i masturbacja zniknęły jako problem więc jeżeli to byłaby przyczyna poczucia krzywdy u zony to taka zmiana u męża powinna wywołać zbliżenie się żony. Jednak to nie nastapiło.
Nie rozumiem za bardzo upatrywania problemu w tym, co było a nie jest.

I że co ? Że Ukasz tu pisze na forum bo szuka audytorium? Wcześniej nikomu nie pzreszkadzało , że pisał i dzielił się swoją historią. Niektórzy pisali nawet, żę są jej bardzo ciekawi.

Podtrzymuję swoje zdanie, że drugiego się nie zmieni jesli nie ma krzty dobrej woli i kto widzi swoje ,,szczęście'' gdzie indziej. Dlatego są sytuacje gdy jedną drogą już się iść nie da bez kolejnych ciosów i krzywd i trzeba pójść dwiema osobnymi.
I warto to zrobić z uczciwości i miłości do siebie oraz do drugiego: dobrze rozumianej.
Bez przeciagania liny, udowadniania swoich racji i mściwości.
ODPOWIEDZ