Wątek Ukasza

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: renta11 »

Nie wypowiadałam się w ferworze ostatniej dyskusji, chociaż i mnie takie wnioski się nasuwały, jak wyartykułowała to Ruta. Do tego Ukasz jednak jednoznacznie ucinał wszelkie pytania i dyskusje na temat: skąd wziął się kryzys? i uznawał, że nie jest to ważne. A wpisy na tym forum zaczynają się w bardzo zaawansowanym kryzysie, mało jest więc faktów znanych i dających pewne podstawy do takich jednoznacznych wniosków. Więc raczej byłyby to tylko moje daleko (za daleko?) idące rozważania. Tym bardziej, że Ukasz jest inteligentnym rozmówcą rozwiewającym, wyjaśniającym (a może manipulującym?) wątpliwości. Ale w mojej ocenie nie rozwiewał ich jednak do końca.
Chciałabym napisać, że teraz Ukaszu zrobiłeś duży krok do przodu, podjąłeś konkretne działania, pewnie ich się trzymasz. Ale nasuwają mi się znowu wątpliwości. Dlaczego?
Bo opisałeś mediacje i odzywa mi się obawa, czy to jest znowu element chorej gry? Znowu kije i marchewki, teraz na scenie mediatora, potem może w sądzie. Ona zapowiada batalię na lata, a Tobie to chyba odpowiada jednak. Bo jednak będzie kontakt, akcja, przeciąganie, przyciąganie-odpychanie. Więc znowu autobus?
Nie wiem już, co napisać, aby to mogło być pomocne. Może dopiero czytając ten wątek za 2,3 lata wybrzmi wyraźnie ten schemat.
Każdy z nas widzi-czuje przez pryzmat własnych doświadczeń, bo te schematy, patologie zna. Więc i Ruta „czuje” że coś tu nie gra, choć idzie swoim schematem. Może za bardzo, trochę inaczej niż ja. Ale i podobieństw dużo jest.
Może warto Ukaszu jednak poddać to dogłębnej analizie?
Od kiedy zaczął się ten kryzys? Co było wcześniej? To jest ważne, bo tutaj nie mamy schematu prostego - kowalski. Tutaj jest wielu chyba dziadków, którzy hołubią Twoją żonę, a ona się pławi w tej adoracji.
Często się śmieję, że jeśli kobieta w wieku menopauzalnym lub po chce jeszcze poczuć się kobietą – to jedyny pewny adres to Dom Starców. To najprostsze i dosyć tanie rozwiązanie, ale skuteczne. Kiedyś mi nawet przemknęło przez myśl, że może cechy Narcyza, ale to dosyć luźna uwaga i tak ją proszę potraktuj.
Coś jest na rzeczy, do czego warto się dokopać Ukaszu.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Wątek Ukasza

Post autor: tata999 »

W mojej ocenie Ukaszu romantykiem dałeś się poznać, pewnie nim jesteś. Nie dziwią mnie takie a nie inne wypowiedzi kobiet o Tobie, ani część zachowań, których dopuściła się żona. Kilka podobnych historii romantyków już widziałem.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: s zona »

renta11 pisze: 31 gru 2019, 23:57
Coś jest na rzeczy, do czego warto się dokopać Ukaszu.
Mnie osobiscie duzo dalo przypominanie tych wszystkich " zlych rozmow ", kiedy maz wyrzucal mi moje bledy .. Na biezaco uwazalam ,ze przesadza.. ze to nie tak ..ze ja to widze inaczej ....
Ale to oddalenie i taki rodzaj separacji- chociaz nieformalny -pomogl spojrzec na te wypaczenia,ktore byly jednak jednak moim udzialem ..
Dzieki Bogu, ze nie zapetlilismy sie dalej na sali sadowej ..

Ukaszu, niedawno pisalam w Twoim watku,ze Masz zone i jej nie masz....ze dom nie ma Pani Domu itp ..slyszalam je kiedys od swojego meza ...
Moge zrozumiec chec wykazania/sprawdzenia sie zony na zewnatrz w pracy .. w volontariacie .. chociaz ja nie czuje potrzeby przegladania sie w oczach obcych mezczyzn .. dlug 100tys tez z czegos sie wzial .. chociaz moze jest na biezace potrzeby przed sezonem ...

Ukaszu, moze te Mediacje dadza Wam nowe swiatlo w Waszych relacjach .. moze warto sie wsluchac w zarzuty zony .. moze tam jest jakies zranienie i potem to naroslo ..a kobieta potrafii byc msciwa i perfidna ... jesli czuje sie zraniona ...

Mnie uratowaly slowa ks Dziewieckiego, kiedy uslyszalam ,ze katolik sie nie msci .. broni sie ,ale sie nie msci ...
Twoja zona ma trudniej, bo nie ma Oparcia w Bogu ...
Z modliwa ...
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

renta11 pisze: 31 gru 2019, 23:57 Do tego Ukasz jednak jednoznacznie ucinał wszelkie pytania i dyskusje na temat: skąd wziął się kryzys? i uznawał, że nie jest to ważne.
Stanowczo protestuję. Nie ucinam i nie twierdzę, że to nie jest ważne. Sądzę jednak, że w tej chwili mam ograniczone możliwości rzetelnego poznania tych przyczyn i to może się nie zmienić. Uznaję, że lepiej być otwartym i czekać na rozeznanie w tej sprawie: obserwować nowe fakty, a przede wszystkim rozszerzać wiedzę i pogłębiać relację z Bogiem, żeby w nowym świetle zobaczyć przeszłe wydarzenia. Nie jest natomiast moim zdaniem rozsądną strategią gorączkowe dążenie do pełnego poznania źródeł kryzysu już teraz. To by były w znacznej mierze puste dywagacje, niepotrzebne koncentrowanie się na przeszłości i szukanie łatwych rozwiązań zamiast tych nieco trudniejszych, ale bliższych prawdzie. Rozeznanie przyczyn kryzysu to proces, który trwa i będzie trwał latami.
Przykładem takiej drogi na skróty jest moim zdaniem właśnie próba wyjaśnienia kryzysu moim uzależnieniem. To na pewno odegrało jakąś rolę, ale tej, którą część dyskutujących tu pań uważa za oczywistą i pewną, po prostu nie widzę. Nie dostrzegam u siebie ani przedmiotowego patrzenia na kobiety, ani śladów takich zachować wobec żony, szczególnie w sferze erotycznej. Nie odnalazłem, a naprawdę szukałem, symptomów takiej reakcji w postawie żony wobec mnie. W tej chwili mam taki obraz, że erotyka nie determinowała naszych relacji, lecz to one odbijały się w nich z pewnym opóźnieniem. Wizja, którą odczytuję w tym prostym schemacie - facet oglądał porno, kobieta poczuła się zraniona i wyszła z relacji - to moim zdaniem bezpodstawna seksualizacja obrazu naszego małżeństwa. Prosta jak konstrukcja cepa i równie "użyteczna" w tak delikatnej materii, jak rozeznanie przyczyn kryzysu i znalezienie dróg do wyjścia z niego.
renta11 pisze: 31 gru 2019, 23:57 Bo opisałeś mediacje i odzywa mi się obawa, czy to jest znowu element chorej gry? Znowu kije i marchewki, teraz na scenie mediatora, potem może w sądzie. Ona zapowiada batalię na lata, a Tobie to chyba odpowiada jednak. Bo jednak będzie kontakt, akcja, przeciąganie, przyciąganie-odpychanie.
Rento, jesteś prawnikiem, więc tym bardziej dziwi mnie takie stawianie sprawy. Chciałem mediacji i je prowadzę, bo dają jakąś nadzieję na uregulowanie spraw formalnych bez walki w sądzie. Być może mógłbym po prostu zamknąć drzwi i koniec, a żona nie zdołałaby skutecznie użyć tego przeciwko mnie w sądzie. Mam jednak pewność, że tego spróbuje. Konkretne działania, z założeniem mi niebieskiej karty na czele, już podjęła. Lokalny GOPS zaprasza mnie na kolejną rozmowę nazajutrz po drugim etapie mediacji. Jestem przekonany, że w przypadku braku ugody żona spełni swoje groźby i będzie się latami procesować, co gwarantuje obu stronom duże straty finansowe niezależnie od końcowego wyniku. Zmuszenie jej do opuszczenia mieszkania nie jest też proste logistycznie. Nie wystawię jej walizek, bo musiałbym ich chyba najpierw kupić ze sto. Zgromadziła tyle rzeczy, jeden samochód przeprowadzkowy może nie wystarczyć. Wiem, bo niedawno przenosiłem dużą część tego „dobytku” z parteru na strych – a drugie tyle zostało w pokoju na dole. I jeśli nawet bym to wszystko zapakował na jakąś ciężarówkę, to co dalej? Gdzie i jak miałbym to wyładować? Jakieś ustalenia są konieczne.
Jest wreszcie jeszcze jedna sprawa, która Tobie Rento chyba umyka, bo nie masz takiego doświadczenia. Moim celem jest ratowanie mojego sakramentalnego małżeństwa. Nie jest nim natomiast ostateczne i bezpowrotne odcięcie się od żony. Środkiem jest zdrowe uregulowanie aktualnej separacji, aby pozostawić otwartą drogę do ewentualnej odbudowy więzi w przyszłości. Poczucie krzywdy, jakie wywołam u niej swoimi działaniami, jest konkretnym i ważnym czynnikiem, który chcę tu wziąć pod uwagę. Poza tym wcale nie mam pewności, czy to rzeczywiście nie byłaby jej krzywda, a krzywdzenia jej na pewno chcę uniknąć.
Kocham moją żonę.
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

marylka pisze: 31 gru 2019, 19:44 asne.
I gratuluje Ci, że udalo Ci sie tak życ że nie masz kryzysow
Doceniam
Ale zastanawiam sie jak możesz w takim razie pisac co czuja lub nie kobiety, ktore doswiadczyly czegos czego Tobie udalo sie nie doswiadczyc
Skad wiesz co czuja kobiety?
Skad wiesz co faceci czuja i jaka jest droga wyjscia?
Skoro udalo Ci sie tego nie doświadczyc?
Czy tylko dlatego piszesz że każdy tu może pisac?
A wiesz...jednak przejrzalam wątki w ktorych sie wypowiadasz i w wiekszosci DOTYCZA problemu tematu pornografii.
Ciekawe dlaczego? Ja mam swoje zdanie ale zostawie go dla siebie
Marylka osoby które doświadczyły ciężkich kryzysów nie mają patentu na wiedzę, świadomość, samoświadomość i prawdę.
Bardzo widzę starasz się mnie usadzić w roli dyletanta (zresztą nie tylko mnie) a siebie specjalisty w dziedzinie problemów małżeńskich.
Skoro sama zauważyłaś, że wypowiadam się w tematach o pornografii(ale nie tylko) to znaczy że mam pewne doświadczenia i swój pogląd na ten problem czym się dzielę i mam do tego prawo jako uzytkownik tego forum.
Jak sama widzisz, są osoby do których moje posty trafiają a do wszystkich nie muszą, nie mam takich ambicji ani kompetencji.
Jestem kobietą, żoną od nastu lat, mamą z tej pozycji piszę swoje posty. Mam swoje doświadczenia a na ich bazie wnioski, obserwacje więc zajmuję stanowisko.
Chciałam w swoich postach zasygnalizować takie postawy kobiet które mogą przyczynić się do zaognienia problemów małżeńskich.
Nie będę jeszcze raz przytaczała tych wpisów, są na forum.
I stanęłam w obronie Ukasza któremu widzę imputuje się dużą odpowiedzialność za to, kim stała się jego żona i za obecny kryzys.
Wyraźnie widać, że nie wypowiadam się głosem jego zony, jego samego i jemu jako Autorowi wątku i samemu zainteresowanemu zostawiam przestrzeń do wypowiedzi i swoich racji.
Staram się zachować obiektywizm.
A Ty w moim odczuciu solidaryzujesz się z żoną Ukasza (podobnie Ruta)i wskutek własnych traum i krzywd starasz się przedstawić ten małżenski problem tak jak byś wiedziała co czuje/czuła zona jego,dlaczego tak się dziś a nie inaczej zachowuje i jakie są przyczyny nawarstwionego problemu .
Dla mnie ten kryzys to skutek róznych sytuacji okołomałzenskich i nie można go sprowadzać do jednego motywu: pornografia i masturbacja.
Te zachowania mężczyzn też mogą z czegoś wypływać i być czegoś skutkiem więc to nie musi być tak jak niektóre z pań próbują tu bardzo spłycić problem, że mąż coś kiedyś robił i to tak wpłynęło na zonę że ona przez lata się odgrywa, stosuje swoje sztuczki i cierpi jednocześnie nie pracując nad sobą i nie kończąc z takimi swoimi postawami które wnoszą nieład do małżeństwa.
I pisałam, że przyjmuję to, iż kobiety może ranić ogladanie innych kobiet przez ich męzów i samozaspokajanie się ale wiem też, że są takie kobiety, które nie chcą zrezygnować ze swojego stylu życia , które nie współgra z ideą małżeństwa , które szukają szczęścia poza swoimi małżonkami bez względu na to czy ich męzowie są uczciwi i wierni przysiędze małżeńskiej.
Na koniec dodam, że duzo rozmawiamy o swoich problemach z mężem. Dzielimy się tym, co czujemy , co myslimy i jak widzimy wzajemnie wpływ naszych reakcji i zachowań na nasze relacje.
I często irytuje mnie zbytnie wtrącanie się w małżenskie problemy tak daleko że zamiast pomóc może zaszkodzić.
I to potwierdza mój mąż.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ruta »

Ukasz pisze: 31 gru 2019, 17:38 Widzę, że jednak sprawa moich grzechów erotycznych wymaga podjęcia na nowo. Zamiast opisywać to jeszcze raz, przywołam dawne posty (zapewniam szanowną moderację, że nie dokonywałem w nich żadnych korekt ani poprawek; tyle, że cytuję część postu odnoszącą się do tego tematu, ucinając w razie potrzeby jego początek lub koniec)
Ukaszu, chcę zacząć od tego, że ogromnie szanuję i podziwiam Twoją wieloletnią walkę. I jestem przekonana, że ciężko zapracowałeś na to, aby zostać uzdrowionym. Chcę Cię też zapewnić, że nic co piszę nie ma charakteru oceny moralnej czy jakiejkolwiek innej, a jedyną moją intencją jest próba przybliżenia Ci tego, jak całą sytuację może widzieć Twoja żona. Z naciskiem na MOŻE. Nie mam złych intencji, uważam, że oboje po tylu latach zmagań zasługujecie na bliskość, radość z małżeństwa, z waszych dzieci. Tylko myślę, że to co robisz nie jest dobrą drogą, by to osiągnąć - choć wierzę, że bardzo tego pragniesz. Mój wniosek nie wynika z intuicji, przeczuć, tylko z tego co piszesz - mimo Twoich starań, kryzys między Tobą a żoną się pogłębia. Może czas poszukać innej drogi... I wcale nie uważam, że to co ja dostrzegam, na pewno ma jakiś sens i jest sensowną alternatywą. Jest tylko innym punktem widzenia.

Ukasz pisze: 27 sie 2019, 23:31 Nie reagowała przez niemal 30 lat na uzależnienie, ale raczej od masturbacji. Pornografia doszła względnie niedawno, kilka lat temu. Wtedy moja żona wypowiadała się już o jednym i drugim raczej pozytywnie - jako ogólnym zjawisku, normalnym i jej zdaniem moralnie obojętnym lub wręcz pozytywnym.(...)
Ukaszu, akceptacja i normalizacja nałogu to podstawowy schemat działania kobiety żyjącej z uzależnionym mężczyzną. Inaczej...nie dałoby się z nim żyć. Przez wiele lat ja także racjonalizowałam i bagatelizowałam problemy męża, twierdziłam że to nic złego jak czasem wypije, obejrzy filmik, zapali trawkę i narozrabia. Nic niemoralnego, złego, czy nienormalnego... Myślałam tak z pełnym przekonaniem. Mój mąż nie miał tyle siły charakteru co Ty i w pewnym momencie odpuścił walkę - wtedy nasze życie stało się nie do zniesienia i więcej już okłamywać się nie mogłam. W waszym przypadku Twoja żona takich bodźców nie miała. Mogła więc akceptować sytuację przez cały czas, mało tego, może nadal nie widzieć związku między swoim obecnym postępowaniem a waszą historią.
Ukasz pisze: 01 paź 2019, 23:25 Uważam za fałszywe sprowadzanie kryzysu naszego małżeństwa do mojego uzależnienia. To na pewno odegrało jakąś rolę, ale jaką - tego się dowiem dopiero po drugiej stronie. (...)
Ale jak rozwiązać kryzys nie sięgając jego korzeni? I czemu zamiast szukać tak prostej drogi do naprawy relacji z żoną, zakopywać ten wątek Waszej relacji tak mocno, aby po tej stronie nie został nigdy poruszony?
Ukasz pisze: 01 paź 2019, 23:25 I nie wiem, dlaczego nie potrafiłem zupełnie przestać - tak wtedy miałem i już.
(...) Byłem uzależniony i pozostanę do końca życia, także żyjąc już w czystości. I nie definiuje mnie to jako człowieka, nie determinuje wszystkich innych wyborów i uczynków, nie ustawia moich relacji z innymi.
W pełni rozumiem Twoje prawo do tego, aby nie sięgać do pierwotnych przyczyn wytworzenia się u ciebie nałogu. Mamy pełno prawo nie chcieć mierzyć się z przeszłością, nie być do tego gotowi. Sama jestem w różnego rodzaju terapiach, dużo czytam i analizuję - i mocno pracuję nad sobą - odkąd mój mąż zaczął sięgać po twarde narkotyki, czyli od ponad trzech lat. Mimo to są obszary, których wcale nie czuję się gotowa nawet dotknąć. Nie mam w sobie jeszcze wystarczająco siły, wiary, pewności siebie.

Odróżniłabym jednak sięganie do korzeni uzależnienia w Twoim życiu (z czym masz prawo nie czuć się gotowy zmierzyć) od sięgnięcia do korzeni kryzysu w relacji i udziału uzależnienia w tym kryzysie - za małżeństwo i jego naprawę jesteśmy odpowiedzialni i jak myślę także zobowiązani do pokonywania różnych trudności, także wewnętrznych.

Dodam też, że czasem wyobrażamy sobie demony tam gdzie ich nie ma. Demoniczny jest tylko lęk, który nas blokuje. Dla przykładu większość uzależnień od masturbacji i u chłopców i u dziewczynek powstaje na skutek przypadkowego zbiegu kilku względnie nieszkodliwych czynników. Często jest to infekcja lub niewygodne ubranie, które powoduje, że dziecko się dotyka i odkrywa reakcję ciała, napięcie wewnętrzne w dziecku, które powoduje, że ta reakcja zaczyna kojarzyć się z ulgą, czasem wynikające z napięcia w rodzinie, ale czasem z dużej wrażliwości dziecka, nieprawidłowa reakcja dorosłych, gdy odkryją, że dziecko lub nastolatek się masturbuje. Także nieprawidłowy przekaz religijny - nie chodzi o treść, tylko formę, brak uzasadnienia i wzbudzanie strachu i poczucia winy. Strach i poczucie winy napędzają nałóg - a nie przed nim powstrzymują. A straszenie Bogiem i konsekwencjami jakie ześle w razie naruszania zakazu często dodatkowo zamyka młodej osobie drogę do wyjścia z uzależnienia. Zdarza się tez nieprawidłowy przekaz co do roli kobiet, zły stosunek ojca do matki, ogromne podporządkowanie matki - utrwala to masturbację zarówno chłopców jak i dziewczynek. Ot i korzenie większości takich uzależnień. Zdarzają się poważniejsze zranienia, takie jak wykorzystanie seksualne (niekoniecznie fizyczne, czasem to udostępnianie dziecku pornografii, czasem świadome czynienie go świadkiem współżycia dorosłych) - jednak ofiary takich wykorzystań nawet jeśli nie pamiętają nic z tego, pierwszy poważny kryzys przeżywają najpóźniej, gdy same zostaną rodzicami, a ich uzależnienia są zwykle krzyżowe.
Ukasz pisze: 12 maja 2019, 23:48 Nie wiem, czy mam pełną świadomość zła, jakie wyrządzałem sobie, mojej żonie i mojemu małżeństwu. Wiem, że to jest część mojej współodpowiedzialności za kryzys. Jednocześnie mimo to nie było u mnie pewnych rzeczy, które tu są opisywane jako nierozłącznie związane z masturbacją i pornografią.
Co do pełnej świadomości - dlatego właśnie sugeruję, byś jednak się temu przyjrzał. Bo może zaniedbanie tego obszaru jednak przyczynia się do pogłębienia Waszego kryzysu? Co do rzeczy nieodłącznie związanych - nie są one nieodłącznie związane.
Ukasz pisze: 14 maja 2019, 0:19 Zgadzam się z Tobą, że stanowcza postawa żony (lub męża, bo to nie jest problem tylko jednej płci) jest cenna i pewnie zazwyczaj właściwa. Sądzę, że bardzo mi jej brakowało. Może nie tkwiłbym w tym tak długo, gdyby moja żona postawiła granicę w tej sprawie. Jakąkolwiek.
Gdybym stawiała granice mojemu mężowi w bardziej stanowczy i zdecydowanie mądrzejszy sposób, to być może jego nałóg tak bardzo by się nie rozwinął. Jednak stawianie granic przez osobę nie mającą pojęcia o uzależnieniu przynosi ogromne rany - i uzależnionemu i małżonkowi. Często mocno dotyka i pogłębia przepaść. Jeśli pękałam, to właśnie w taki sposób. Możliwe, że żona także Cię w takich okolicznościach dotknęła i zraniła. A może udało się Wam chociaż tego uniknąć, gdyż żona w miłości do Ciebie nigdy takich granic nie postawiła. Z miłości, nie z jej braku.
Ukasz pisze: 14 maja 2019, 0:19 Przestrzegam też przed patrzeniem na człowieka przez pryzmat tego grzechu. Jest wyjątkowo obrzydliwy, ale to jest uczynek, a nie człowiek. Człowiek nadal jest dobry i nadal Bóg go kocha. Takim, jaki jest. I taki zaplątany człowiek też może kochać: ułomnie, na swoją pokraczną miarę, ale kochać. I nikt nie ma prawa go oceniać - jako człowieka.
Ukaszu, piękne słowa. Rozumiem, że możesz bać się takiej oceny. Nie oceniam Cię. I bardzo chcę wierzyć, że zaplątany człowiek,nawet tak jak mój mąż, który już wcale nie stawia oporu, a raczej walczy ze wszystkich sił, a by w nałogu pozostać, może wciąż kochać. I jestem przekonana, że Ty bardzo mocno swoją żonę i swoją rodzinę przez cały czas kochałeś - i wciąż kochasz.
Bardzo chciałabym, aby mój mąż nauczył się tak pięknie i niezłomnie walczyć o siebie i swoją relację z Bogiem, jak potrafiłeś walczyć Ty.
Ukasz pisze: 14 maja 2019, 0:19 W moim przypadku wyjście z uzależnienia nie miało nic wspólnego z postawą żony. Ona wycofała się emocjonalnie ze związku 7 lat temu. Półtora roku temu to ja zrezygnowałem ze współżycia i wyprowadziłem się, nie ona. Potem dowiedziałem się o Sycharze i o forum. A uzdrowienie nastąpiło jeszcze trochę później.
Wycofanie się emocjonalne osoby żyjącej z osobą uzależnioną jest często postawą obronną, gdy nie da się już dłużej okłamywać. Zresztą jest zalecane - zarówno dla ochrony siebie, jak i jako bodziec dla osoby uzależnionej, aby zajęła się swoim problemem. Ale uzdrowienie Ciebie nie leczy Twojej żony ze zranień. Wiele z tych zachowań Twojej żony, które opisujesz przypomina mi zachowania zranionych (współuzależnionych) kobiet i nieudolne próby poradzenia sobie z nimi. I na to próbuję zwrócić Twoją uwagę. Nie dlatego, że jestem przekonana, że tak jest. Tego nie wiem. Ale myślę, że tak może być - i dlatego sadzę, że warto przynajmniej to rozważyć.
Ukasz pisze: 19 maja 2019, 21:47 Tak widzę teraz jeden z głównych punktów mojej odpowiedzialności za kryzys. Nie poboczny czy drugorzędny. Mój grzech nie uderzał bezpośrednio w żonę ani nawet w moje relacje z nią, bo na tyle byłem w stanie go ograniczyć. Jednocześnie niszczył podstawę naszych więzi i w ten sposób ranił także ją. Choć ona sama tę rzeczywistość odrzucała i odrzuca.
To Twoje własne słowa. Sama nie oddałabym tego lepiej.
Ukasz pisze: 19 maja 2019, 21:47 Nie przypisuję jej chuci, tylko stwierdzam fakty, których byłem świadkiem, a których interpretację żona opisała sama. Ubrała się tak i chciała mieć takie zdjęcia, żeby wywołać podniecenie swoich kolegów. W tym czasie nie dopuszczała do żadnej czułości między nami, żadnego dotyku, żadnej rozmowy na ten temat, pilnowała, żebym nie zobaczył jej nago lub prawie nago, odrzucała każdą formę mojego zainteresowania nią jako kobietą i nie wyrażała żadnego zainteresowania mną jako mężczyzną. Jednocześnie ten incydent nie miałby znaczenia, gdyby nie cała reszta, którą już tu opisywałem - czyli pełen zestaw symptomów fizycznej zdrady, jakie poznałem z historii innych zdradzonych małżonków.
Zdrady mogą mieć różne oblicza, przejawy i przyczyny. Natomiast każda historia jest jednak inna, choć dzieją się one w podobnych schematach. Mimo podobieństw nie jest wcale pewne, że Twoja żona dopuszcza się fizycznej zdrady. Tak jak mimo wielu schematów i podobieństw, Twoje uzależnienie i to co w nim czułeś i jak sobie z nim radziłeś, także mimo wielu podobieństw wymykało się schematom. Z czego także tu na forum wielokrotnie musiałeś się często tłumaczyć.

Staram się nie radzić. Ale nie sądzę, że zrobisz coś złego, podejmując próbę spojrzenia na żonę jak na bardzo zranioną i przestraszoną kobietę, która robi pod wpływem tych emocji i wieloletnich pogmatwań straszne głupoty. Tak jak żona negowała wpływ Twoich uwikłań w sferze seksualnej na siebie, tak teraz nadal to neguje. I zapewne naprawdę nie widzi związku między robieniem sobie seksownych fotek i dowartościowywaniem się z pomocą innych mężczyzn - a Twoimi odczuciami i zranieniami. Droga do takiej osoby jest bardzo trudna. Ja sama, mimo wielu prób do mojego męża dotrzeć nie umiem. Mimo ogromnej miłości jaką go darzę. Ale wierzę, że z Bożą pomocą i z własną pokorą można taką drogę odnaleźć. Masz przy sobie Boga i pogłębiłeś swoją więź z Nim, a to wspaniały początek.
Twoja żona, bardziej lub mniej świadomie oddaliła się od Ciebie zostawiając Ci przestrzeń do uwolnienia się. I to pomogło Ci się podźwignąć. To nie znaczy, że postępując tak samo, osiągniesz to samo. Mężczyźni są inni niż kobiety. To co u mężczyzn udaje się osiągnąć stanowczością, u wielu kobiet często osiąga się miłością i wyrozumiałością. Nie wiem, co byłoby w Waszej sytuacji dobrym rozwiązaniem. Ale dobra diagnoza czasem sama nasuwa skuteczne metody leczenia. Życzę Ci w Nowym Roku wielu Bożych Błogosławieństw i uzdrowienia Twojego małżeństwa oraz odnalezienia tej właściwej drogi do serca Twojej żony.
JolantaElżbieta
Posty: 748
Rejestracja: 14 wrz 2017, 8:03
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: JolantaElżbieta »

Mnie się wydaje Ukaszu, że robienie analiz jest potrzebne na każdym etapie - to pomaga nam zrozumieć siebie i nasze zachowanie. Nie wiem jaka była u ciebie przyczyna zaplątania się w oglądanie pornografii i masturbację, ale mam nadzieję, że udało ci się ją rozpracować a nie tylko zlikwidować skutek. Czasami te przyczyny są bardzo proste - dla mnie zawsze ta sama - nieuporządkowanie wewnętrzne, oczywiście wynikające z różnych powodów. Warto je sobie uświadamiać, zrozumieć, przepracować i wyeliminować.

Ja nie sądzę, że ktokolwiek trzyma tutaj czyjąkolwiek stronę - nie jesteśmy sędziami, jesteśmy grupą ludzi, którzy dobrowolnie usiłują sobie pomóc opisując własne doświadczenia albo choćby i odczucia. Ja bardzo lubię jak przedstawia mi się męski punkt widzenia, bo pozwala mi to zrozumieć mojego męża. Pokazanie Ukaszowi kobiecego spojrzenia na sprawę jest też rodzajem pomocy.

Ukasz ma swoje metody i ma do tego prawo, ale jak skorzysta się z rad, to można zobaczyć czy i dlaczego nie są one skuteczne. Ja na przykład jestem pewna, ze stosowanie przeze mnie granic ułatwiło mojemu mężowi odejście. Zanim się sama zorientowałam, że to nie działa w naszym przypadku, było za późno - granice wyrosły w mur, spoza którego już się nie widzieliśmy. No i łatwo było mu odejśc w swoją stronę, zamiast tak stać pod murem :(
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ruta »

white chocolate pisze: 01 sty 2020, 13:13 I stanęłam w obronie Ukasza któremu widzę imputuje się dużą odpowiedzialność za to, kim stała się jego żona i za obecny kryzys.
Przede mną Ukasza nie musisz bronić. Nie uważam, że jest odpowiedzialny za to, kim stała się jego żona. Ale mając doświadczenie życia z osobą uzależnioną, wypierania problemów i następnie od ponad trzech lat porządkując swoje życie w tm zakresie - nabyłam dużą wiedzę o tym, jak uzależnienie oddziałuje na współmałżonka. To nie tylko moje doświadczenie, ale wielu wielu kobiet, z którymi mogłam w tym czasie rozmawiać, otrzymywać wsparcie i dzielić się doświadczeniem. To także wiedza pochodząca od specjalistów, z którymi w tym czasie rozmawiałam, których książki czytałam i których wystąpienia oglądałam.
Nigdzie nie twierdzę, że na postawę żony Ukasza wpłynął problem uzależnienia jej męża, choć dla mnie jest dość oczywiste, że wpływa. Myślę, że warto wziąć to pod uwagę.
white chocolate pisze: 01 sty 2020, 13:13 A Ty w moim odczuciu solidaryzujesz się z żoną Ukasza (podobnie Ruta)i wskutek własnych traum i krzywd starasz się przedstawić ten małżenski problem tak jak byś wiedziała co czuje/czuła zona jego,dlaczego tak się dziś a nie inaczej zachowuje i jakie są przyczyny nawarstwionego problemu .
Jest to, któryś raz w którym w niemiły sposób dyskredytujesz czyjąś wypowiedź, sugerując, że postawa osoby i sposób widzenia problemu jest spowodowany jej traumą.
Mogę powiedzieć za siebie - po raz kolejny zresztą - moje małżeństwo jest obciążone nałogami męża i moją wieloletnią nieumiejętnością stawienia czoła temu problemowi w sposób dojrzały, oparty na wiedzy o tym z czym się mierzę, a nie na emocjach. Tak czuję się skrzywdzona i poraniona w moim małżeństwie. Tęsknię za mężem. Bardzo się o niego martwię. Nie jestem jednak straumatyzowaną ofiarą, która trzęsie się w kącie i wszędzie widzi tylko swoją krzywdę i traumę. A solidaryzuję się z Ukaszem, bo w jego postawie widzę wiele punktów stycznych z postawą wobec męża, jaka była moim udziałem jeszcze nie tak dawno temu. Wymienię je jeszcze raz: przekonanie, że stawianie warunków może cokolwiek zmienić, usilna chęć zmiany zachowań drugiej strony i wpłynięcia na nie, reagowanie w emocjach i z pozycji własnego zranienia.

Nie wiem co czuje żona Ukasza i wielokrotnie to podkreślam. Piszę tylko, że widzę wiele różnych rzeczy mogących wskazywać na to, że zachowania żony Ukasza MOGĄ być reakcją na wieloletni kryzys spowodowany życiem z osobą uzależnioną. Wskazuję też na mechanizmy które widzę - i jedynie sugeruję, aby wziąć je pod uwagę przy ocenie.

white chocolate pisze: 01 sty 2020, 13:13 Dla mnie ten kryzys to skutek róznych sytuacji okołomałzenskich i nie można go sprowadzać do jednego motywu: pornografia i masturbacja. Te zachowania mężczyzn też mogą z czegoś wypływać i być czegoś skutkiem więc to nie musi być tak jak niektóre z pań próbują tu bardzo spłycić problem, że mąż coś kiedyś robił i to tak wpłynęło na zonę że ona przez lata się odgrywa, stosuje swoje sztuczki i cierpi jednocześnie nie pracując nad sobą i nie kończąc z takimi swoimi postawami które wnoszą nieład do małżeństwa.
Nie wiem skąd takie twoje przekonanie. Ukasz otwarcie pisze, że problem jego uwikłania powstał na długo zanim wszedł w związek małżeński i z jego małżeństwem za wiele wspólnego nie miał. Więc twoje dywagacje, choć słuszne w odniesieniu do wielu innych sytuacji tu są bezpodstawne.
Nie spłycam też problemu, bo problem współuzależnienia nie działa tak jak go tu opisujesz, i żadna z pań z którymi polemizujesz w taki sposób go nie przedstawia. A żeby zacząć pracę nad sobą, trzeba najpierw dostrzec, że ma się problem. W przypadku osób współuzależnionych to nie jest łatwe.

white chocolate pisze: 01 sty 2020, 13:13 I pisałam, że przyjmuję to, iż kobiety może ranić ogladanie innych kobiet przez ich męzów i samozaspokajanie się ale wiem też, że są takie kobiety, które nie chcą zrezygnować ze swojego stylu życia , które nie współgra z ideą małżeństwa , które szukają szczęścia poza swoimi małżonkami bez względu na to czy ich męzowie są uczciwi i wierni przysiędze małżeńskiej.
Tak są złe i niedobre kobiety. Zapewne świat jest ich pełen (a mężczyźni to dranie). Poważnie tak widzisz świat?

Nie wiem też, na jakiej podstawie zakładasz, że taką złą kobietą jest żona Ukasza. Wielokrotnie pisał, że przed kryzysem jego żona potrafiła pięknie go kochać, że jest kobietą mądrą i była dobrą żoną. Bardzo pięknie o swojej żonie pisze i z ogromną miłością - i sam przyznaje, że nie rozumie zachowania swojej żony, jej motywacji. Choć czasem jest skłonny przypisywać jej bardzo niskie motywacje. Jak np. wtedy, gdy opisywał zachowanie żony po operacji, gdy się nią opiekował. Wierzę, że zachowywała się podle i źle traktowała męża. Ukasz pisze dość obiektywnie i nie widzę w nim skłonności do koloryzowania rzeczywistości. Gdy to czytałam, przypomniała mi się historia mojego ukochanego dziadka, który często bywał u mnie w domu i okresowo z nami mieszkał. Był osobą o wysokiej kulturze i bardzo nieinwazyjnym sposobie bycia. Któregoś dnia zamienił się w okropnego złośliwca i naprawdę zachowywał się okropnie, zranił wiele osób swoja postawą. To były pierwsze symptomy choroby. Gdy zaczął zdrowieć, wrócił wspaniały i łagodny człowiek, którego wszyscy znaliśmy, a gdy choroba wróciła i był jej świadomy - potrafił już nad sobą panować, do swoich ostatnich dni. Może więc zachowanie żony w czasie po operacji nie było jak sądzi Ukasz efektem pogardy, ale cierpienia, złości na zależność, niezgody na swoja chorobę i wielu innych rzeczy, które mogą się w człowieku w takiej sytuacji pojawić? Dlaczego od razu zakładać w innym człowieku złe intencje?
Uważam, że w jakimś sensie twoje wypowiedzi godzą w wizerunek żony Ukasza i nawet czasem się dziwię, że nie wziął jeszcze żony w obronę przed Tobą. Przykro mi też, że widząc trudną sytuację w relacji i czytając o niej, w jakimś sensie zaogniasz postawę męża wobec żony i podsycasz jego niepokoje i lęki. Na przykład sugerując, jak powyżej, że być może jest ona kobietą, która swój styl życia przedkłada nad więź z mężem i w zasadzie gdzieś ma jego wierność i uczciwość. Kompletnie tej kobiety nie znasz, nie ma żadnych podstaw w tym co Ukasz pisze, aby tak niesprawiedliwie i krytycznie ją oceniać.
O ile wypowiedzi kobiet, które próbują wskazywać, że być może zachowania żony Ukasza nie mają niskich motywacji, braku miłości, chuci, a jedynie pogubienie - i są umocowane w doświadczeniach tych kobiet, w wiedzy jaką zdobyły - i dążą do wskazania jakiś nowych rozwiązań, które mogą być konstruktywne - o tyle Twoje wypowiedzi i oceny w odniesieniu do żony Ukasza są zupełnie bezpodstawne i bardzo krzywdzące. W jaki sposób w rozwiązaniu kryzysu w małżeństwie Ukasza ma pomóc mu wizja żony jako kobiety, która nie ceni jego miłości, wierności, której celem jest określony i z pewnością godny potępienia styl życia, który będzie realizować za wszelką cenę i która jest do tego złą i destrukcyjną małżonką? I na jakiej podstawie w taki sposób oceniasz nieznaną sobie kobietę, która przez wiele lat dała tak ogromne świadectwo miłości małżeńskiej i macierzyńskiej?
white chocolate pisze: 01 sty 2020, 13:13 Na koniec dodam, że duzo rozmawiamy o swoich problemach z mężem. Dzielimy się tym, co czujemy , co myslimy i jak widzimy wzajemnie wpływ naszych reakcji i zachowań na nasze relacje.
I często irytuje mnie zbytnie wtrącanie się w małżenskie problemy tak daleko że zamiast pomóc może zaszkodzić.
Bardzo proszę, przeczytaj jeszcze raz to, co napisałaś. I przemyśl.
krople rosy

Re: Wątek Ukasza

Post autor: krople rosy »

Ruta pisze: 01 sty 2020, 18:13 Bardzo proszę, przeczytaj jeszcze raz to, co napisałaś. I przemyśl.
To ją te prośbę kieruję pod Twoim adresem gdyż to co napisałaś nie ma nic wspólnego ani z treścią moich postów an iz ich przekazem.
Uważam że celowo nadinteroretowujesz i manipulujesz moimi wypowiedziami dlatego nie będę się odnosiła do Twoich postów. Zresztą nie mają one nic wspólnego z tematem wątku i zaczyna ta rozmowa odbiegać od właściwego celu.
Ukasz ani razu nie skrytykował moich postów więc skoncentruj się lepiej na meritum wątku zamiast próbować mi udowodnić że to co ja piszę jest atakujące i krzywdzące jego żonę.
Nie manipuluj moimi postami.
Bardzo dziwne jest Twoje zachowanie.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Zachęcacie mnie do przyjrzenia się przyczynom mojego uzależnienia. To było prawie 40 lat temu. Po prostu nic nie wiedziałem o seksie, miałem 13, może 14 lat, znalazłem w domu jakąś książkę opisującą fizjologię stosunku. Nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje, co to jest wzwód, wytrysk, sperma. Zanim cokolwiek zrozumiałem z tej sfery, już siedziałem po uszy. Potem już widziałem, jak to się zaczęło i nie było to w żaden sposób pomocne w wychodzeniu z uzależnienia.
Pornografia stała się dla mnie kilka lat temu łatwo dostępna i przyszła jako dodatkowy bodziec w zaspokajaniu samego siebie. To jakoś narastało stopniowo. Nie potrafię określić, na ile nasiliło się przed kryzysem, a na ile już w trakcie. Masturbacja stała się częstsza dopiero w w ostrej fazie kryzysu, wraz z wypaleniem emocjonalnym, koszmarną bezsennością i ogólnym poczuciem bezsilności. Pogłębienie uzależnienia było już raczej skutkiem niż przyczyną.
Oczywiście wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego nie potrafię skończyć z tym. Jakieś sens tego, że Bóg nie spełniał modlitw o uwolnienie, w pewnym momencie dostrzegłem i już o tym pisałem. Może z czasem odkryję więcej, może nie. Chciałbym wiedzieć, ale nie chcę się na tym koncentrować, moim zdaniem nie to jest mi teraz potrzebne.

Natomiast pytanie o to, czy separacja z żoną i skłonienie jej do zabrania rzeczy jest słuszne, zadaję sobie codziennie. I na razie odpowiadam, że tak. Między innymi dlatego, że innej, przeciwnej drogi już próbowałem i dawała skutek przeciwny do zamierzonego. Postawienie konkretnych warunków to była ostatnia rzecz, po jaką sięgnąłem, po kilku latach innych prób. Podobnie w ciągu ostatniego roku - wycofałem wszystkie warunki i pozew na jedno jej słowo i zostało to uznane za moją pełną zgodę na wcześniejszą sytuację, a nawet jeszcze dalsze przesunięcie granic. W ciągu pół roku nie spędziliśmy razem w domu (poza tym jednym wspólnym wyjazdem) ani jednego dnia. Nie dlatego, że ja się czegoś domagałem, tylko właśnie dlatego, że się przestałem domagać czegokolwiek. Teraz zresztą nie ma mowy o moim wycofaniu się z faktycznej separacji, bo żona nie zgadza się na żadną relację między nami. I nie chce zabezpieczenia swojego mieszkania razem ze mną, tylko chce utrzymania fikcyjnego zamieszkiwania po to, żeby mieć tu prawa majątkowe niezależnie ode mnie, żeby moja osoba nie mogła jej przeszkadzać w dysponowaniu jej "własnością". Co nie przeszkadza jej korzystać z tego, że dbam o dom. Wie, że jak zostawi po sobie bałagan, brud na dywanie czy naczynia w zlewie i wyjedzie na tydzień, to ja i tak to sprzątnę, żeby nie żyć w chlewie. Nie jestem w stanie przetrzymać jej w tym względzie. Raz testowałem to z naczyniami: raz, że sam nie miałem w czym jeść, a dwa, że pleśń zaczęła wychodzić nawet z kubków po herbacie i poddałem się, sprzątnąłem to. Innym przykładem jest płacenie za media w domu. Dopóki nazywało się to odbudowywaniem, nie dała na to ani grosza, choć deklarowała zgodę. Dopiero jak zażądałem wyprowadzki, to zaczęła coś wpłacać.
W tej sytuacji na razie stoję na stanowisku, że każde z nas ma większe szanse ozdrowieć osobno, a na bycie razem może przyjść czas dopiero później.
Ewuryca

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ewuryca »

Ja wątek ukasza również przesledzilam i długo nie mogłam zrozumieć postępowania ukasza, kłóciło mi się ono z jego radami co do innych użytkowników, ale im więcej jego wyjaśnień czytałam tym bardziej go rozumiem. Na początku widziałam podobnie jak Ruta kogoś kto chce za wszelką cenę zmienić kogoś zachowania, wpłynąć na kogoś, postawić granice ale taką jak on chce. Po kilku innych wyjaśnieniach zrozumiałam, że takie działanie ukasza jest faktycznie z jednej strony obroną jego samego a z drugiej strony pozostawieniem takiej furtki dla żony gdyby chciała wrócić. Natomiast nadal nie umiem tu znaleźć aprobaty ani wytłumaczenia dla zachowania żony ukasza na ten moment. Nawet jeśli jest to jej reakcja na jakieś zranienia to nie daje jej to prawa żyć jakby męża nie miała. Na forum często atakuje się kowalskich (że są bezwzględni, przebiegli itd) a przecież to nie oni składali przysięgę.
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Ruta pisze: 01 sty 2020, 18:13 Nigdzie nie twierdzę, że na postawę żony Ukasza wpłynął problem uzależnienia jej męża, choć dla mnie jest dość oczywiste, że wpływa.
Ja zrozumiałem Twoje wypowiedzi Ruto tak, że na pewno moje uzależnienie wpłynęło na postawę mojej żony, tylko ja nie potrafię tego dostrzec.
Ruta pisze: 01 sty 2020, 18:13 Wymienię je jeszcze raz: przekonanie, że stawianie warunków może cokolwiek zmienić, usilna chęć zmiany zachowań drugiej strony i wpłynięcia na nie, reagowanie w emocjach i z pozycji własnego zranienia.
Moja żona robi co chce. I dopóki nie chce być ze mną, chcę od niej tylko tego, żeby przestała korzystać ze mnie. Mam prawo i możliwość stawiać takie warunki. Sądzę, że nie wypływa to ani z emocji, ani z mojego zranienia. Ja zresztą bardzo krytycznie oceniam jej działania, ale nie czuję się zraniony, raczej jej współczuję, niż mam poczucie krzywdy.
Ruta pisze: 01 sty 2020, 18:13 Na przykład sugerując, jak powyżej, że być może jest ona kobietą, która swój styl życia przedkłada nad więź z mężem i w zasadzie gdzieś ma jego wierność i uczciwość.
Wydaje mi się, że mnie więcej tak przedstawiłem zachowanie żony. Na pewno swój styl życia przedkłada nad więź z mężem, mówi to wprost od lat i powtórzyła to w czasie ostatnich mediacji. W mojej ocenie nie kieruje się ani wiernością, ani uczciwością. Jest wciąż tą samą wspaniałą kobietą, którą poślubiłem i którą kocham, ale aktualnie tak postrzegam jej zachowanie.
Ruta pisze: 01 sty 2020, 18:13 W jaki sposób w rozwiązaniu kryzysu w małżeństwie Ukasza ma pomóc mu wizja żony jako kobiety, która nie ceni jego miłości, wierności, której celem jest określony i z pewnością godny potępienia styl życia, który będzie realizować za wszelką cenę i która jest do tego złą i destrukcyjną małżonką?
Pomijając ostatnią część - czyli ocenę mojej żony jako osoby, jako złej małżonki - znów opis zachowań jest moim zdaniem adekwatny. O ile nie mogę jednoznacznie stwierdzić, co sobie ceni, o tyle wiem, że moją miłość neguje i nie widzę w jej uczynkach żadnego szacunku dla mojej postawy. Podobnie z celem: nie wiem, jak nazywa swoje motywacje, ale zachowanie wskazuje moim zdaniem właśnie na realizację takiego nadrzędnego celu. White chocolate poprawnie odczytała to, co pisałem o zachowaniu mojej żony.

Jutro rano wyjeżdżam i mogę przez kilka dni mieć utrudniony dostęp do sieci. Uprzedzam więc z góry, że zapewne nie będę mógł się odnieść do dalszych głosów na forum. Mam zresztą wrażenie, że wręcz nadużywam Waszego czasu i uwagi. Zostało powiedziane tak wiele, że będę potrzebował dużo czasu, żeby to przetrawić. Bardzo dziękuję wszystkim: i tym, którzy bardziej podzielali mój punkt widzenia, jak white chocolate, i tym, którzy raczej próbowali go zmieniać, jak choćby Ruta i Marylka.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Nirwanna »

Ukasz pisze: 01 sty 2020, 20:02 Moja żona robi co chce. I dopóki nie chce być ze mną, chcę od niej tylko tego, żeby przestała korzystać ze mnie. Mam prawo i możliwość stawiać takie warunki. Sądzę, że nie wypływa to ani z emocji, ani z mojego zranienia. Ja zresztą bardzo krytycznie oceniam jej działania, ale nie czuję się zraniony, raczej jej współczuję, niż mam poczucie krzywdy.
Ukaszu, myślę, że tu opisałeś to, na podstawie czego można zbudować dwa całkowicie różne punkty widzenia na Twoją sytuację.
Wygląda to bardzo ładnie, sensownie, ale.... "diabeł tkwi w szczegółach".

Chcesz, aby żona przestała z Ciebie korzystać. Nie do końca masz na to wpływ. Masz wpływ tylko na siebie. Piszesz, że masz prawo i możliwości stawiać warunki. No - masz. Gdybyś napisał, że masz możliwość postawić granice wykorzystywaniu Cię przez żonę - dla mnie brzmiałoby to jako postawa we właściwych granicach odpowiedzialności za siebie i względem żony. Gdy piszesz o warunkach i możliwościach - dla mnie jednak wciąż brzmi jak przekraczanie granic żony i próba sterowania jej zachowaniem. Ładnie nazwana i w dobrej wierze stosowana, ale jednak tu może znajdować się przyczyna, że to co robisz "nie działa". I nie zadziała, bo cel leży na zewnątrz, a nie wewnątrz.
Podobnie, gdy piszesz, że żona wykorzystuje Cię, ale Ty nie masz poczucia krzywdy, tylko jej współczujesz, ale jednocześnie nie chcesz aby Cię wykorzystywała. Dla mnie nie brzmi to spójnie. Podobnie jak nie brzmiało w wielu Twoich postach wcześniej.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Pustelnik

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Pustelnik »

Na pewno swój styl życia przedkłada nad więź z mężem, mówi to wprost od lat i powtórzyła to w czasie ostatnich mediacji. W mojej ocenie nie kieruje się ani wiernością, ani uczciwością. Jest wciąż tą samą wspaniałą kobietą, którą poślubiłem i którą kocham, ale aktualnie tak postrzegam jej zachowanie.
Ukaszu a ... musisz oceniać ?
Można i za ... dużo oceniać i mieć to tak jakby połączone z przeświadczeniem (własnej) potrzeby (a zarazem postawy) : nagradzania lub ... :( karania.

Czy podczs swojego 1-go (lub następnego) dorosłego nawrócenia nie zderzyłeś się z własną obserwacją - czemu ludzie (tak dużo i tak mocno) "sądzą" innych ?
Bo ja pamiętam jakieś 10 lat nie mogłem już czytać ... Gościa Niedzielnego :o bo ... było tam dla mnie ... za dużo sądów.
Teraz już wiem, że "ludzi nie zmienię", ale to "czy" , "za co" i w jakich okolicznościach "sądzę" ludzi (tudzież się nimi, ich zachowaniem "gorszę") jest bodajże najważniejszą częścią mojego (na bieżąco) rachunku sumienia.

No i ... OCZEKIWANIA.
Warto tu widzieć oczekiwania własne nie tylko wobec innych ale i ... samego siebie (bo i to może byc źródłem np. perfekcjonizmów, braku szczęścia, depresjii, nałogów, ...)
Ja ich prawie już nie mam (w znaczeniu: gdybym miał się porównac z tzw. średnią). I ... dobrze mi z tym.
Chociaż rozumiem, że w tym jestem raczej krańcowy i nikogo nie chcę przekonać do naśladowania. Ale to była akurat moja historia życia oraz droga (w tym duchowa w tym i otrzymane łaski).

Dobrze, że jesteś Ukaszu.
I że jesteś tak gościnny na tym swoim rozwojowym (i szczerym) wątku ;)
Ukasz

Re: Wątek Ukasza

Post autor: Ukasz »

Pustelniku,
oceniam, ale nie ludzi, lecz zachowania, uczynki.
Mam nadzieje i pragnienia, ale raczej nie nazywam ich oczekiwaniami, bo to brzmi tak, jakby coś musiało się stać. A nie musi.

Nirwanno, rozumiem, że gdy nie chcę, żeby żona wchodziła do mojego łóżka, to przekraczam jej granice, steruje jej zachowaniem, bo to jest na zewnątrz, a nie wewnątrz? To nie jest przykład abstrakcyjny, tylko to, co się dzieje. Czy może jedynym dobrym wyjściem byłoby z tego łóżka uciec? Powinienem spędzić święta nie u siebie, tylko gdzie indziej, żeby jej zostawić wolną chatę? Tak na wszelki wypadek? Bo ona tu od ponad tygodnia nie zaglądała i nie mam pojęcia, co się z nią dzieje. Czy może to nie ma znaczenia, czy ona jest w tym samym łóżku, co ja? Dla mnie to ma znaczenie, jest obecnie ciężarem. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Moja żona krzywdzi samą siebie i jednocześnie korzysta w tym ze mnie. Dlatego jednocześnie jej współczuję i nie chcę jej tego ułatwiać. Gdybym się kierował emocjami, to pewnie raz bym biegł ją przytulić, a raz wołał, jak mnie bolą jej zachowania. Staram się jednak kierować bardziej rozumnym rozeznaniem i stopniowo, na ile mam możliwość, wprowadzam separację. I stawiam wierność jako warunek zmiany tego kierunku. Nie wiem, co jest w tym niespójne.
ODPOWIEDZ