Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Roseum
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2023, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Roseum »

We wtorek wróciłam z pracy. Mąż był w domu przede mną więc to on przygotowywał obiad. Uprzejme pytania do mnie, którą sałatkę Ci nałożyć, zaproponował mi najlepsze kąski, na co ja a może chcesz koperek itp. Rozbawiła mnie ta absurdalna w naszej sytuacji kurtuazja, co skomentowałam stwierdzeniem, że ten kryzys wpływa bardzo korzystnie na poziom kultury przy stole. Męża też to rozbawiło. Zapytał co u mnie słychać, na co odpowiedziałam, że z mężem mi się nie układa. I wtedy emocje wzięły górę, rozpłakałam się. Mąż podszedł, mocno przytulił. Rozmawialiśmy. O tym co się wydarzyło w sylwestrową noc…i o tym jak jemu się nie podoba sposób w jaki moja mama traktuje mojego ojca (rozmawialiśmy już o tym. Mnie też się nie podoba)…i jak Mąż był w dzieciństwie łamany, żeby przepraszać wszystkich dla świętego spokoju, nawet jeżeli nie zawinił (znam te historie)…i jak on unika konfrontacji i potem mu się gromadzą urazy i gniew (było wiele razy omawiane)…i o tym, że ja oparłam się na relacji z Bogiem, bo ani na sobie ani na nim nie mogę polegać (nowość)…i o tym czym jest miłość dla każdego z nas (nowe zagadnienie). Trudna rozmowa, chyba niedobra, bo chaotyczna, improwizacja na ważne, głębokie tematy. Mąż dużo mnie przytulał kiedy płakałam ale i on sam był w rozsypce. On ma ogromnie dużo do zarzucenia swojej matce, że go przez cały czas łamała. I do mnie też, że go poniżałam, robiłam awantury, stawiałam na swoim a on się dostosowywał. Ja mu powiedziałam, że ja wolę konfrontację niż pozory i nigdy nie zgadzałam się z tym świętym spokojem, który on tak sobie ceni (który to już raz mu to mówię?). Powiedziałam, że zdaję sobie sprawę z tego, że zbyt często musiało być tak jak ja zdecydowałam, przyznałam, że przyjęcie słuszności mojej racji jako dogmat, to nie było w porządku (nowość). Oboje zgodziliśmy się, że rozwód nie jest brany pod uwagę (nowość). Ja argumentowałam to sakramentem i wiarą, on trzymaniem się zasad i dotrzymaniem przysięgi, przy czym zaznaczył, że względy religijne go nie motywują (nowość). Dużo rozmawialiśmy o tym, że mam zamiar pracować nad sobą, gdzie widzę problemy w swojej postawie, myśleniu, działaniu. O tym, że w czasie, gdy byliśmy „osobno” chodziłam codziennie na msze, dużo czytałam na temat związków, konfliktów, że znalazłam grupę Sychar w okolicy i wybieram się tam na spotkanie. Patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, zdaje mi się, że był tymi moimi przemyśleniami i działaniami zaskoczony. Powiedział coś co mi się bardzo nie spodobało, stwierdził „to pracuj, pracuj a ja ocenię efekty”. Poczułam się wtedy okropnie i powiedziałam, że będę pracowała, żeby wzmocnić siebie a nie po to, żeby mi wystawił ocenę.
Zapytałam co ma na myśli i jak mam rozumieć teraz „bycie osobno”, które zapowiedział. Powiedział, że to nic nie znaczy, że to nie ma znaczenia, tak jak nie mają znaczenia słowa wypowiadane w złości. Powiedziałam, że od dojrzałego człowieka wymaga się odpowiedzialności za słowa, tym bardziej, że poparł je czynami. Że te jego słowa spowodowały rewolucję w mojej głowie, że myślałam całkiem serio o separacji. Straszenie go to zdenerwowało. Wściekłym tonem powiedział, że myślał, że będziemy się godzić i że wróci dzisiaj do sypialni ale skoro ja tak serio podchodzę do słów wypowiedzianych w złości, to kiedyś w kłótni powiedziałam, żeby sobie poszedł i nie wracał, więc on się tego będzie trzymał i znowu obrażony schował się w swoim pokoju. Pomyślałam, że faktycznie niefortunnie postawiłam się w roli pouczającej. Poszłam więc do Męża i przyznałam, że nie powinnam była wygłaszać tego kazania a on nie powinien się znowu obrażać.
Od tego czasu są kwiaty, miłe słowa, gesty, telefony od Męża, sms-y.
Cieszę się tym, bo są to jasne chwile. Mam pełną świadomość, że za chwilę poczuję taki wstrząs, bujnięcie, które będzie oznaczało, że koła już wskoczyły w utarte koleiny i zmierzamy do kolejnego zderzenia.
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: nałóg »

Roseum pisze: 13 sty 2023, 9:47 Przyznam, że każdą wypowiedź czytałam kilkakrotnie, bo zauważyłam, że jak przeczytam raz, to przyjmuję tylko to co chcę, podświadomie filtruję treść w taki sposób, żeby dopasować ją do swojego schematu myślenia.
Roseum, fajne "lustro"? czasami takie "lustro" bywa mało miłe...... bo często jest prawdą a prawda bywa czasami gorzka......jak lekarstwo które choć gorzkie to leczy. Prawda o sobie duszę leczy.
Kawka pisze: 12 sty 2023, 18:26 nałóg, czy aby za bardzo czyjeś (może tylko moje) wpisy nie dotykają u Ciebie jakiś wspomnień/ran/a moze stereotypów? Mam takie wrażenie, choć może to tylko forma przekazu, który wygląda na mocno emocjonalny.
Kawko, mnie wpisy "forumowiczów" nie dotykają , bo i w jaki sposób? nie mam żadnych więzi emocjonalnych z piszącymi , więc naprawdę jestem zdystansowany i trudno mnie dotknąć. Jestem na tym forum kilkanaście lat i niewiele z opisów jest mnie w stanie zaskoczyć.
Twoje też mnie nie zaskakują........ choć pozwalają mi spojrzeć na siebie i zrobić reasumpcję tego co kiedyś było "moje" w Twoich postach. Wiele z tych opisywanych przez Ciebie relacji małżeńskich jest dość standardowych -o tym pisze Firekeeper dzieląc sie swoimi doświadczeniami . Moja współmałżonka miała ( i czasami jeszcze miewa) podobnie....... A ja jako mężczyzna czasami chcę posiedzieć w swoim "pudełku" ......... Doświadczenie własne i lata współtowarzyszenia innym w drodze wychodzenia z kryzysów sugeruje , że żony dość często reagują burzliwie gdy widzą męża siedzącego w "pudełku" z gazetą lub "lampiącego się" w TV. Wtedy zwoje w mózgu sie "grzeją" ("Przez śmiech do lepszego małżeństwa" autorstwa Gungora) :lol:
Kawka pisze: 12 sty 2023, 16:05 Taka historyjka z życia (wiele lat temu): kobieta mówi o swoim dziecku, że było strasznie podłe
No cóż ja poradzę , że mnie razi gdy ktoś mówi/pisze :strasznie piękne, strasznie lubię........ czy np. to Twoje "podłe".....tak mnie moja polonistka nauczyła
Ja piszę krócej....może ostrzej od innych np Firekeeper (ja rozumiem co Ona pisze i z ciekawością czytam). Pavel delikatniej.....
Kawko, nie jesteś pierwszą i jedyną "forumowiczką" burząca się na moje zwroty(one nigdy nie mają w swoim przekazie "dokopać") byli tez i inni........ i b.często po czasie , po wykonaniu pewnej pracy nad sobą dzielą się doświadczeniem jak mocno ich dotykało i jak mocno oburzały te moje posty.
Kawko, pogody ducha.
Kawka
Posty: 399
Rejestracja: 08 lis 2017, 10:15
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Kawka »

Roseum pisze: 13 sty 2023, 14:35 Od tego czasu są kwiaty, miłe słowa, gesty, telefony od Męża, sms-y.
Cieszę się tym, bo są to jasne chwile.
Cieszę się razem z Tobą. To są chwile gdy powraca nadzieja, gdy nabiera się sił.
Roseum
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2023, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Roseum »

Mamy marzec. Dwa miesiące minęły od ostatniego wielkiego tąpnięcia i pogodzenia, harmonii, wychodzenia sobie naprzeciw, normalnego życia w rodzinie. Wspólna lektura o dobrej komunikacji, bliskość fizyczna. Od kilku dni znowu jest bardzo źle. Pokłóciliśmy się o naszego 15 letniego syna. Mąż zapisał go na zajęcia karate, w tym samym mieście ale w innej dzielnicy, z kiepskim dojazdem komunikacją miejską. Nie byłam zachwycona, bo zajęcia do późnego wieczora a z dojazdem kłopot. Mąż powiedział, że będzie syna woził samochodem.
Wróciłam z pracy, po minie syna domyśliłam się, że coś jest nie tak. Pokłócili się. Tata szykował obiad a w tym czasie kazał synowi przestać grać „na kompie”, posprzątać pokój i odrabiać już teraz lekcje, bo ma jeszcze zajęcia karate. Nie spodobało się młodzieńcowi i zaczął wyrażać swoje niezadowolenie narzekaniem na swój nieszczęsny, ciężki, niewolniczy los. Nie wiem co dokładnie mówił ale domyślam się, bo zawsze tak samo narzeka jak mu się przerywa cudne granie. Kiedy syn wyszedł z pokoju, żeby się ze mną przywitać, mąż zaczął na niego powarkiwać, w odpowiedzi syn też no i zaczęła się pyskówka, w której mąż przekroczył granicę mówiąc, że skoro syn nie słucha się go kiedy zwraca się do niego po imieniu, to będzie nazywał go gamoniem, leniem i nieukiem. Syn już nic się nie odezwał a mąż jeszcze przez chwilę wyładowywał się słownie w kierunku syna, chociaż już nie w takich ostrych słowach. Ja byłam w szoku i stojąc jeszcze w drzwiach w kurtce i w butach zadałam mężowi tylko głupie pytanie „ale dlaczego?”. Mąż oznajmił synowi, że nie zawiezie go na zajęcia. Na to ja się odezwałam złością, że skoro zapisał go na zajęcia w takiej lokalizacji i powiedział, że będzie woził, to ma to zrobić a jak nie, to wypisać z zajęć. Mąż wściekły, bo nie podoba mu się, że tak stawiam sprawę krzyknął do syna, że go wypisuje. Obraził się, do tej pory nie odzywa się ani do mnie ani do syna, izoluje się w swoim pokoju. Pojechałam z synem na zajęcia autobusem, tramwajem i spory kawał na piechotę przez jakieś zaułki, w deszczu. Późnym wieczorem, prawie w nocy, wróciliśmy do domu. Mąż wczoraj na siłownię 1,5 km od domu podjechał samochodem. Wściekłam się, zrobiłam awanturę.
Potrzebuję ochłonąć, potrzebuję odwagi, potrzebuję zobaczyć tę sytuację w lustrze. Jestem niespokojna, zdezorientowana i …zła na męża za siebie i teraz też za syna.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Firekeeper »

Dla kogo zajęcia karate były/są ważne?

Ja to widzę tak. Mąż robi obiad, dziecko gra. Więc, żeby syn również robił coś konstruktywnego informuje go o lekcjach i o tym, że wieczorem jest karate.

Co mnie dziwi to przypominanie 15latkowi o karate stąd moje pytanie powyżej dla kogo te zajęcia są ważne.

W momencie kiedy weszłaś do domu. Mąż prawdopodobnie szukał w Tobie wsparcia i chciał się wyżalić, podjął próbę postawienia granicy nastolatkowi. Skoro pyskujesz i narzekasz na swój los, nie będzie karate.

Wtedy Ty zareagowała złością. Dlaczego?

Dlaczego zawiozłaś syna? Syn poprawił swoje zachowanie? Odrobił lekcje? Sprzątnął pokój? Przeprosił tatę?

Dlaczego wściekłaś się na męża? Powiedział, że nie zawiezie. To dlaczego jesteś zła? Was nie było więc wybrał odreagowanie na siłowni. Sama zdecydowałaś, że zrobisz inaczej.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: 17 mar 2023, 14:20 Dla kogo zajęcia karate były/są ważne?

Ja to widzę tak. Mąż robi obiad, dziecko gra. Więc, żeby syn również robił coś konstruktywnego informuje go o lekcjach i o tym, że wieczorem jest karate.

Co mnie dziwi to przypominanie 15latkowi o karate stąd moje pytanie powyżej dla kogo te zajęcia są ważne.

W momencie kiedy weszłaś do domu. Mąż prawdopodobnie szukał w Tobie wsparcia i chciał się wyżalić, podjął próbę postawienia granicy nastolatkowi. Skoro pyskujesz i narzekasz na swój los, nie będzie karate.

Wtedy Ty zareagowała złością. Dlaczego?

Dlaczego zawiozłaś syna? Syn poprawił swoje zachowanie? Odrobił lekcje? Sprzątnął pokój? Przeprosił tatę?

Dlaczego wściekłaś się na męża? Powiedział, że nie zawiezie. To dlaczego jesteś zła? Was nie było więc wybrał odreagowanie na siłowni. Sama zdecydowałaś, że zrobisz inaczej.
Widzę to podobnie.
Jeżeli twój mąż nie uczynił nic zagrażającego zdrowiu/życiu, to mogłaś o formie porozmawiać w cztery oczy.
To co opisałaś odbieram jako podważanie jego autorytetu w oczach syna i nie dziwie się trudnym emocjom twego męża.
A forma jego reakcji - cóż, dyskusyjna.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Sefie »

Roseum

15 letni syn to już duży chłop. Panowie inaczej się komunikują a na linii syn-ojciec pewna hierarchia powinna być zachowana.

U mnie dzieci mają określone zadania w domu, typu sprzątanie pokoi o określonej godzinie, lekcje a dopiero później są przyjemności.

Z żoną mamy zasadę, że nie podważamy swojego zdania. Mogę się nie zgadzać z decyzją żony ale nie podważam tego przy dzieciach.

Jeśli Twój mąż chodzi na siłownię i nie koliduje to z obowiązkami domowymi to super. Świetny sposób na poprawę kondycji, spotkanie ze znajomymi, wentylowanie emocji. A taki mąż zazwyczaj jest zadbany, mniej pije przed TV, lepiej się odżywia, cieszy oko, ma więcej zapału do obowiązków domowych a i łatwiej żeby konar płonął ;)
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Ruta »

Kłótnia w rodzinie nie jest czymś niezwykłym.
Myślę, że warto zobaczyć, czy kłócimy się o to, o co się kłócimy. O co się pokłóciliście?

Syn chce chodzić na karate, czy tata zapisał go wbrew jego woli? Uważa, że syna trzeba oderwać od komputera? Chce narzucić mu swoją wizję męskości? A może chce spędzać czas z synem i temu mają służyć dojazdy, bo młody z auta ojcu nie nawieje? Wariantów jest wiele... A co ty o tym wszystkim uważasz? Zgadzasz się z mężem i jego motywami? Znasz je? Czy się ich tylko domyślasz?

Nie uważam, że powinnaś "trzymać stronę męża". Jestem przeciwna frontom rodzicielskim. Rodzina to nie poligon.

Nie uważam też, że mama powinna odsunąć się, by doszło do walki kogutów. To nie walki kogutów. Ani chłopaków. To ojciec. Dorosły człowiek. I syn. Młody wrażliwy człowiek.

Uważam, że każdy ma prawo reagować, gdy jedna osoba wobec drugiej stosuje przemoc.

Mam jeszcze jedną obserwację: mąż zapisał, niech mąż wypisze, mąż krzyczy, że wypisze. Wszystko w odniesieniu do 15 latka, który stoi obok. Syn chce chodzić na te zajęcia?

Jeśli chce, to w jego oczach słabe, że może się okazać, że wypisze się go po kłótni. Jak nie chce, to wasza kłótnia jest mu na rękę.
Roseum
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2023, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Roseum »

Dziękuję za Wasze wpisy. Bardzo cenię sobie możliwość przejrzenia się w Waszych lustrach. Każdy wpis czytałam po kilka razy. Ja nadal czuję się pogubiona w tym co się wydarzyło. Tak łatwo jest powiedzieć „to twoja wina”. Ostra faza naszej kłótni minęła ale jestem nadal pełna niechęci do zachowania męża i nie mam wątpliwości co do tego, że przed nami kolejne starcie.
Napisałam odpowiedzi na pytania, które mi zadaliście chcąc poznać moje motywacje, może pokażą jeszcze coś innego niż to co do tej pory opisałam? Mam trudność w ocenie czy potrafię pisać to, co sobie myślę, co bym chciała przekazać.
Firekeeper, na karate syna zapisał mąż, bo znalazł fajny klub. Zawiózł go na pierwsze zajęcia a młody zachwycony chce kontynuować. Mąż nie tyle przypomniał synowi o zajęciach, co zaznaczył konieczność wykonania pewnych czynności zanim trzeba będzie się zbierać do wyjazdu. I miał oczywiście rację ale ta forma i potem bolesne konsekwencje, wybiegające o wiele za daleko jak na wagę konfliktu, które je wywołały. Posprzątanie pokoju, lekcje i narzekanie steranego życiem nastolatka – banał. Kiedy w podobnych okolicznościach mówię, ze coś ma być zrobione a młodzieniec zaczyna z lamentami i argumentem, że „mi się nie chce”, to mówię, „w takim razie zrobisz to bez chęci, przyjdę sprawdzić za 15 minut” i wychodzę z pokoju.
Firekeeper pisze: 17 mar 2023, 14:20 Skoro pyskujesz i narzekasz na swój los, nie będzie karate.
Wtedy Ty zareagowała złością. Dlaczego?
Zrozumiałabym, gdyby mąż przypomniał synowi, że najpierw obowiązki a potem przyjemności i konsekwencją tego, że się nie wyrobił z obowiązkami będzie brak zajęć ale tu było inaczej. Wykrzyczenie, że nie będzie podwózki ja odebrałam jako odwet - jak ty się mnie nie słuchasz, to ja ci pokażę kto tu bardziej będzie płakał. A przecież mąż zapisując syna zobowiązał się, że będzie go podwoził i niepoważne jest uzależnienie tego od nastroju . Ta niedojrzałość w postępowaniu męża mnie wyprowadziła z równowagi. Instrumentalnie potraktował syna dodatkowo oznajmując mu w złości, że w ogóle wypisuje go z zajęć. Znowu odwet, dałem ci coś fajnego ale jak robisz co mi się nie podoba (narzekasz, okazujesz niezadowolenie z życia), to ci to zabiorę, bo mogę.
Firekeeper pisze: 17 mar 2023, 14:20 Dlaczego zawiozłaś syna? Syn poprawił swoje zachowanie? Odrobił lekcje? Sprzątnął pokój? Przeprosił tatę?
Zawiozłam syna, bo chciał pojechać na zajęcia a miejsce jest z trudnym dojazdem. Mieszkamy w dużym mieście, nie znamy za bardzo tej okolicy. Czy odrobił lekcje i czy sprzątnął pokój, nie wiem, bo rozkręciła się awantura i meritum zeszło na dalszy plan. Takie to są korzyści z awantury. Syn nie przeprosił taty. Ani tata jego.
Pavel pisze: 17 mar 2023, 15:32 Jeżeli twój mąż nie uczynił nic zagrażającego zdrowiu/życiu, to mogłaś o formie porozmawiać w cztery oczy.
To co opisałaś odbieram jako podważanie jego autorytetu w oczach syna i nie dziwie się trudnym emocjom twego męża.
A forma jego reakcji - cóż, dyskusyjna.
Mąż obrzucił epitetami syna. Na to mojej zgody nie ma i chciałam to wyrazić w obecności syna, żeby on też to wiedział. W cztery oczy mogę omawiać sprawy mniejszej wagi ale wyzwiska, poniżanie słowne, ja w takim przypadku zawsze będę reagowała od razu. Syn nie odezwał się wtedy ani słowem, chociaż się gotował i wykazał wtedy większą samokontrolę niż mąż, który powinien pracować nad poskramianiem gniewu. Następnego dnia mąż się wyparł wypowiadanych słów a jak mu przypomniałam, że nazwał syna „gamoniem”, jego odpowiedź była „Bo on jest gamoniem, nie ogarnia obowiązków i się nie uczy. Jak się nie będzie uczył, będzie chodził do zawodówki, wtedy będę go podwoził”. Nie dość , że mąż potwierdził złe słowa skierowane w złości do syna, to jeszcze dostało się osobom posiadającym wykształcenie zawodowe. Podwożenie do zawodówki, to już jakiś zupełny bełkot.
Sefie pisze: 17 mar 2023, 16:47 Panowie inaczej się komunikują a na linii syn-ojciec pewna hierarchia powinna być zachowana.
Ojciec i syn to nie są partnerzy, bo mąż ma każdą przewagę nad synem - fizyczną, ekonomiczną, mentalną (powinien), wynikającą z naturalnej rodzinnej hierarchii a pyskówki z dzieckiem, obrażanie się, okazywanie niechęci, to okazanie słabości, które wprowadza złą atmosferę do domu. Mąż się w tej sytuacji nie popisał i nie spisał. Pokazał synowi, że zobowiązania są ważne do momentu, kiedy wszystko jest ok i masz ochotę na ich dotrzymywanie. Nie można polegać na ojcu.
Ruta pisze: 18 mar 2023, 1:22 …O co się pokłóciliście?
(…) A co ty o tym wszystkim uważasz? Zgadzasz się z mężem i jego motywami? Znasz je? Czy się ich tylko domyślasz?
Ruto, czytając co napisałam wyżej, pewnie zorientowałaś się już bardziej w sytuacji ale zadałaś mi jedno trudne pytanie – tak, myślę o tym, zastanawiam się o co się pokłóciliśmy. Jeszcze nie całkiem wiem. Dlatego też opisałam sytuację tutaj, na Forum, bo z boku widać więcej. Na pewno mogłam inaczej zareagować, mogłam zachować spokój i w inny sposób, w innej formie powiedzieć, co mi się nie podoba. Dolałam oliwy do ognia. Ale ten ogień już był, rozpalili go panowie zanim przyszłam.
Zapytałaś o motywy - karate to fajne zajęcia dla moich chłopaków, traktują je jako rekreację, okazję do spotkań z kolegami, oderwanie od komputera. Pokazują sobie w domu jakieś tam wykopy czy chwyty, bawią się tym.
Rozmawiałam potem z mężem na spokojnie o tym co się stało. Mąż nie jest mistrzem konwersacji a ja się szybko nakręcam, gdy widzę jak on się stroszy i jak dużo czasu potrzebuje, żeby otrząsnąć się z wrogości. Ale rozmowa była konstruktywna i rzeczowa. Wiem, że mąż poszedł do syna i przyznał się, że to co się stało było niedobre, że nie powinien się tak zachować.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: marylka »

Hej kochana:)
Na początek mój staż - ponad 20 lat
I bliźniaczy problem u męża - łącznie z teściami :lol:
Ja z innej strony.
Zrozumiałam że po tylu latach ja jestem zmęczona....i zwyczajnie nie zasługuję na takie traktowanie.
U mnie była też taka sytuacja że mąż nie wchodził głęboko w jakąś sytuację tylko wszystko spłycał.
Dla niego nie ma żadnych problemów a jak były np. z dziećmi to ja je załatwiałam. On jedynie od oceny i krytyki był.
Mnie też - nie tylko dzieci.

Dotykał problemu jakby kijem i szybko zmieniał temat. Albo najlepiej to się obrazić w trakcie rozmowy i już nie odzywać do końca miesiąca - to był jego sposób na rozwiązywanie problemów.
Ale dla równowagi kawę zrobił i podał a i zadzwonił jak miał lepszy dzień z nieśmiertelnym - co słychać?

To ja go poprosiłam żeby nie dzwonił i kawek nie podawał bo miałam wrażenie że wpadam w jakąś schizofrenię życia na pokaz.

Ja mam takie założenie że albo jesteśmy razem we wszystkim albo wcale.

To obrażanie się o głupoty to tylko pretekst - nie w sylwestra to w nowy rok coś by wymyślił - to takie moje przemyślenie. No u mnie tak by było

Czy boli? Moje odseparowanie? Nie. Już nie. Staram się stworzyć dla mnie i dla dzieci najlepsze warunki.

Właśnie - dzieci. Ja mam starszą ukochaną gromadkę. Kiedy były młodsze i on je rugał naprawdę czasem za bzdury to ja w myśl dziwnie pojętego nie podważania autorytetu nie odzywałam się nic. Skończyło się na tym że ani do niego ani do mnie nie miały zaufania.
I to wychodzi teraz - w młodzieńczym wieku bo do jakiegoś czasu wydawało się ok.

Już jakiś czas temu /parę tygodni/rozmawiałam z dziećmi i powiedziałam że jest im trudno bo my z tatą mamy różne wizje wychowania. Nie potrafimy znaleźć wspólnego.

Wcześniej rozmawiałam z mężem i powiedziałam że nie będę patrzyła jak niszczy dzieci. Bo zaangażować się nie chce ale do krytyki i kar to jest pierwszy. I nawet przy dzieciach będę interweniowała. Żeby był świadomy. I już kilka razy interweniowałam.

U nas w domu to ja jestem tym złym policjantem który dba o rozwój dzieci. Ale bez wyzwisk i bezsensownych kar. Ale zasady są i trzymam ich kurczowo.

Chociaż dzieci chyba po mnie też czupurne i swoje pomysły przeciągają. I tak negocjujemy czasem kłócimy się z dziećmi zawsze wiedzą że ja tego czy owego nie pochwalam, próbują mnie naginać itd itp

I to jest moje życie - aktywna rozmowa dialog czasem kłótnie z dziećmi. Wiedzą że są ukochane przeze mnie i nabierają coraz więcej zaufania do mnie.

Mąż? Ucieka w pracę. Liczę się z tym że może mi coś wywinąć bo coraz mniej aktywny. Jeżeli przez tyle lat nie zaskoczył jaka jestem i się że mną nie liczy - trudno.
Ten dotychczasowy schemat życia był dla mnie o wiele gorszy niż obecny. Teraz życie może smutniejsze bo przecież nie tak miało być ale nie zaprzątam sobie głowy - o co tym razem mu chodzi bo zamilkł. Może przyjdzie czas że pogadamy. A może nie. Ja już tyle za nim łaziłam że sama dla siebie stałam się nudna.

Miałam czas że się wyprowadziłam ok 9 lat temu. Zdrada. Po wielu burzach i pracy wróciliśmy do siebie. Jednak od około roku pomału widzę że stare utarte zachowania wracają. Wiem że potrafi inaczej bo pokazał wtedy w czasie naprawy kryzysu - rozmawiać i angażować się. Ale chyba się mu już znudziło. Ja w tamte schematy nie mam zamiaru wracać.
Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Pavel »

Z mojego punktu widzenia, po przeczytaniu postu pierwotnego i uzupełnienia, o ile nie pochwalam (a wręcz przeciwnie) epitetów którymi operował twój mąż, zgadzam się, że tak być nie powinno, tak samo jak jego odpowiedzi w złości na twój komunikat (czyli: jeśli go nie zawieziesz, w domyśle dziś, to go wypisz), to co do istoty pojmuję postawę twego męża i nawet się z nią zgadzam.
W moim odbiorze bagatelizujesz swą rolę w tej kłótni, bo z przynajmniej jakimś prawdopodobieństwem, wylałaś kanister benzyny na ognisko które i tak już było porządnie rozpalone.
Po mojemu bez kanistra byłoby lepiej, zapewne wkrótce samo by się opanowało.
Tak jak pisałem, dotknęłaś w mojej ocenie czułych punktów mężczyzny, podważyłaś autorytet męża w oczach syna, stanęłaś po jednej ze stron nie wiedząc co się dokładnie wydarzyło.
Nad synem jednocześnie rozłożyłaś parasol ochronny bagatelizując coś co wg twego męża (moim zdaniem słusznie) jest niedopuszczalne i powinno ulec zmianie, a o czym sama wiesz, że występuje. To, że tak ma masa współczesnej młodzieży nic tu wg mnie nie zmienia.
Twoja reakcja nie wyglądała z twego opisu jak:
„takie słowa, obrażanie są niedopuszczalne, ale masz rację jeśli chodzi o obowiązki i przesiadywanie przed komputerem”, tylko były jednostronne - obrona syna.

Nic złego by się po mojemu nie stało gdyby syn tamtego dnia nie pojechał na trening.
Może zrozumiałby, kto w tym domu jest lwem a kto lwiątkiem?
Może to brzmi prymitywnie, ale wg mnie taka hierarchia jest bardzo ważna, po niemiecku: porządek musi być.
Kapitan jest kapitanem, numerem jeden i sternik nie powinien podważać jego pozycji przy majtku za to że go zbeształ. W męskim świecie się to zdarza, piszę to jako osoba wyjątkowo wrażliwa na brak szacunku. Po prostu wg mnie, o ile jest zły i niedopuszczalny, o tyle jest jeszcze coś istotniejszego, coś ponad.

Wiem, że forma którą zastosował twój mąż to nie jest najlepsza droga, delikatnie to ujmując. Wiem, że można i warto inaczej. Jednocześnie, twój mąż zapewne tego nie wie, w dodatku pewnie bywa nerwusem (to co opisałaś przypomina mi mój temperament choleryka, z tą różnicą, że jako gaduła nie potrafiłem nigdy zastosować „cichych dni”).
Warto by zechciał się nauczyć inaczej.
Stosuje zapewne metody które zna, które uważa za skuteczne.
Tylko jak zachęcić do wymiany bazy danych? Ja innych dobrych sposobów niż spokojna rozmowa i kroki w rodzaju lektur, konferencji, warsztatów nie znam, ale do tego potrzebne są chęci i zaangażowanie męża.

inna rzecz, że szacunek zdecydowanie lepiej budować swoją postawą, inaczej jest się mało wiarygodnym.
Bo w sumie może zmierzyłem swoją miarą, odniosłem się do tego jak ja bym się poczuł w takiej sytuacji.
Jeżeli u ciebie jest jak opisała powyżej Marylka - mąż wymaga, krytykuje i tylko na tym poprzestaje, ale nie jest zaangażowany wtedy jestem w stanie zrozumieć twoją reakcję.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Roseum
Posty: 13
Rejestracja: 08 sty 2023, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Roseum »

marylka pisze: 23 mar 2023, 20:25 Ale dla równowagi kawę zrobił i podał a i zadzwonił jak miał lepszy dzień z nieśmiertelnym - co słychać?
Marylko, ja takie gesty potraktowałabym jako oznakę, że pękają lody, jesteśmy gotowi pogadać i budować. Był czas, lata cale, że to ja byłam bardziej wybuchowa. Kiedy mąż widział, że już opadają emocje, robił kawę i rozmawialiśmy. Ale już Ty sama najlepiej wiesz jakie znaczenie miała ta kawa i telefony od męża.
marylka pisze: 23 mar 2023, 20:25 Ja mam takie założenie że albo jesteśmy razem we wszystkim albo wcale.
Mam poczucie, że my jesteśmy „razem”, co nie oznacza, że jesteśmy zawsze zgodni i że zawsze jest miło. Jeżeli chodzi o sprawy domowe czy zajmowanie się dziećmi, nigdy nie czułam się opuszczona. Jesteśmy „razem” i blisko i bywa, że sobie mocno doskwieramy.
marylka pisze: 23 mar 2023, 20:25 ja w myśl dziwnie pojętego nie podważania autorytetu nie odzywałam się nic.
Ja się odzywam. Myślę, że mężowi pasowałaby sytuacja gdyby mógł wyładować się przy mojej milczącej zgodzie. Jest zły, że odbieram mu ten komfort.
Pavel pisze: 23 mar 2023, 20:49 Po prostu wg mnie, o ile jest zły i niedopuszczalny, o tyle jest jeszcze coś istotniejszego, coś ponad.
(…) Bo w sumie może zmierzyłem swoją miarą, odniosłem się do tego jak ja bym się poczuł w takiej sytuacji.
Pavel, to wszystko o czym piszesz jest tak zbieżne z tym, co słyszę od męża. Bardzo podobnie brzmi ten przekaz.
Mąż zawsze był i jest bardzo zaangażowany jako ojciec i mąż. Tę ich „męską” miłość widzę w wielu działaniach i słowach, które idą w obie strony. Nie pokłóciliśmy się o to co określiłeś jako „coś istotniejszego, coś ponad”. Zgadzam się, że mąż miał prawo wymagać tego, co polecił synowi zrobić i zgadzam się co do domowej hierarchii. Poszło o formę, o ten gniew, który wymknął się spod kontroli. Ten brak opanowania, który nie pasuje do dorosłego. O to, że mąż sobie ulżył (?) kosztem syna i moim a potem jeszcze to on się obraził.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: marylka »

Roseum pisze: 24 mar 2023, 14:41 Jeżeli chodzi o sprawy domowe czy zajmowanie się dziećmi, nigdy nie czułam się opuszczona.
Gdybym ja miała taką sytuację - a kiedyś miałam -to na wiele innych rzeczy czy niedociągnięć mogłabym machnąć ręką.
Może warto jeszcze raz się zastanowić czy on rzeczywiście taki zły ten twój mąż?
Pozdrawiam
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: Pavel »

Roseum pisze: 24 mar 2023, 14:41 Pavel, to wszystko o czym piszesz jest tak zbieżne z tym, co słyszę od męża. Bardzo podobnie brzmi ten przekaz.
Może to dlatego, że obaj jesteśmy mężczyznami i po prostu widzimy pewne sprawy inaczej niż kobiety. A może dlatego, że ja i on po prostu widzimy je podobnie. A może dwa w jednym.
Roseum pisze: 24 mar 2023, 14:41 Mąż zawsze był i jest bardzo zaangażowany jako ojciec i mąż. Tę ich „męską” miłość widzę w wielu działaniach i słowach, które idą w obie strony.
To dobrze :)
Pytanie swoją drogą, czy twój mąż wie, że to widzisz i doceniasz? Czyli: czy werbalizujesz mu to czasem? Jeśli tak, to bardzo fajnie, jeśli nie - warto zacząć. Warto się wzajemnie doceniać.
Roseum pisze: 24 mar 2023, 14:41 Nie pokłóciliśmy się o to co określiłeś jako „coś istotniejszego, coś ponad”.
Najwyraźniej nie byłem wystarczająco precyzyjny. Mi chodziło o to, że o ile zachowanie twego męża - sposób wyrażenia emocji i epitety były obiektywnie niewłaściwym zachowaniem, o tyle (zgodnie z moim odbiorem tego co napisałaś) nie działo się tam nic takiego, aby było to warte podkopywania autorytetu męża i opowiadania się po stronie syna. To jest wg mnie to „coś ponad”.
Zwłaszcza jeśli na codzień mąż jest dobrym ojcem, taka bura (w niefajnej formie) nie wywróci młodemu świata. Wg mnie spokojnie mogłabyś mu te uwagi przekazać później, w cztery oczy.
Są oczywiście sytuacje kiedy warto reagować na bieżąco, ale też takie, że niekoniecznie i nie warto się wtrącać, bo to tylko zaognia konflikt.
Roseum pisze: 24 mar 2023, 14:41 Zgadzam się, że mąż miał prawo wymagać tego, co polecił synowi zrobić i zgadzam się co do domowej hierarchii. Poszło o formę, o ten gniew, który wymknął się spod kontroli. Ten brak opanowania, który nie pasuje do dorosłego. O to, że mąż sobie ulżył (?) kosztem syna i moim a potem jeszcze to on się obraził.
Tobie poszło o formę. Mężowi zakładam, że o co innego: nie dość, że gada do syna jakby gadał do ściany, to jeszcze ty stajesz po jego stronie.
Zauważ, że mamy do czynienia z dwoma (a właściwie trzema, bo syn ma swój) subiektywnymi punktami widzenia w których każda ze stron ostrzej widzi swoje racje, a mniej ostro że tak to ujmę niedociągnięcia. A nieopanowanie trudnych emocji po obu stronach, ewentualnie forma inna.
Brak opanowania faktycznie nie powinien charakteryzować dorosłego. Z drugiej zaś strony - ile znasz dorosłych osób które doskonale nad trudnymi emocjami panują?
Czy tobie nie zdarza się zagotować, krzyknąć, ocenić, powiedzieć czegoś niewłaściwego?
Ja jestem teraz dość cierpliwą osobą, to efekt pracy nad sobą i swoim temperamentem choleryka. W przeszłości bywało znacznie gorzej.
Jednocześnie, wciąż zdarza mi się huknąć na dzieci, jako że głos mam raczej donośny to pewnie wychodzi całkiem groźnie.
Staram się mówić spokojnie, tłumaczyć i być maksymalnie cierpliwym, ale zwłaszcza wieczorem, gdy już baterie są na wyczerpaniu i powtarzam coś kilka, kilkanaście lub więcej razy i wygląda na to, że gadam do ściany, zdarza mi się stracić cierpliwość i krzyknąć.
Nie jestem robotem.
Niedługo później (bo szybko stygnę) przepraszam, nie mam z tym problemu by wytłumaczyć skąd się wzięły te trudne emocje i jasno powiedzieć, że to ja jestem za kontrolowanie ich odpowiedzialny.
Jestem tylko człowiekiem, myślę w dodatku, że ma to swoje zalety - swoją postawą pokazuję, że warto naprawiać swe błędy, przyznawać się do nich i je nazywać (i jak to robić). Przy okazji uczę dzieci nazywać emocje.

Wątpię, że celem, intencją twego męża było ulżenie sobie.
Celowałbym raczej w bezsilność, nieumiejętność zapanowania nad sobą i właściwego, zdrowego kanalizowania trudnych emocji.
Obrażanie się zaś (oj, kiedyś sam tak miałem, na szczęście mi przeszło :lol:) wynika wg mnie z tego, że stanęłaś po stronie syna i podważyłaś jego hmmm pozycję w stadzie (rodzinie). Taki niezdrowy (w formie) mechanizm reagowania, a jednocześnie naturalny - idzie do jaskini.
Przy okazji, czytałaś kiedyś „Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus” Greya?
Jeśli nie, to polecam.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4390
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pod jednym dachem ale osobno - po 25 latach

Post autor: ozeasz »

Roseum pisze: 13 sty 2023, 14:35 On ma ogromnie dużo do zarzucenia swojej matce, że go przez cały czas łamała. I do mnie też, że go poniżałam, robiłam awantury, stawiałam na swoim a on się dostosowywał. Ja mu powiedziałam, że ja wolę konfrontację niż pozory i nigdy nie zgadzałam się z tym świętym spokojem, który on tak sobie ceni (który to już raz mu to mówię?). Powiedziałam, że zdaję sobie sprawę z tego, że zbyt często musiało być tak jak ja zdecydowałam, przyznałam, że przyjęcie słuszności mojej racji jako dogmat, to nie było w porządku (nowość).
Czy sytuacja z synem nie była ponownym wpisaniem się w poprzedni schemat?

Dziwisz sie jego reakcji a czy swojej się nie dziwisz? Czy ta (nowość) jeszcze funkcjonuje czy już jest przeszłością? Czy Ty z mężem nie rywalizujesz, patrząc choćby na scenę w sylwestrową noc, i takich sytuacji było, czy mogły uczynić męża szczególnie wrażliwym i uważnym na Twoja postawę wobec niego, co ona może mu mówić o Twoim stosunku do Niego?
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
ODPOWIEDZ