W poszukiwaniu sensu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Ruta »

xawery pisze: 14 gru 2022, 23:08
Ruta pisze: 14 gru 2022, 10:07 Osobiście wszelkie intrygi i zbieranie dowodów na małżonka uważam za obrzydliwe praktyki, do tego bardzo niszczące relację i rodzinę.
Odpiszę dopiero teraz, bo jakimś cudem przeoczyłem Twój wpis Ruto. Nie zbieram dowodów na żonę; w momencie, kiedy coś zacząłem podejrzewać, a żona zaprzeczała, kiedy pytałem czy jest ktoś trzeci, zajrzałem do jej laptopa i odkryłem całą konwersację z kowalskim. Nie powiedziałem o tym żonie, bo trochę było mi wstyd za to co zrobiłem, a dodatkowo chyba nie bylem w tedy gotowy na konfrontację; cały czas byłem w szoku w związku z tym co się działo między nami. Od tamtego wydarzenia minęło juz sporo czasu, nie nagrywam żony, nie sprawdzam co robi i nie wiem nawet czy dalej utrzymuje z nim kontakt. To co wiem, chce żeby mi ewentualnie pomogło w oddaleniu potencjalnego wniosku rozwodowego, nie chcę w żaden sposób używać przeciwko mojej żonie.
Sprawdzenie w sytuacji, gdy jestesmy oszukiwani, to nie zbieranie haków. Jest pokora, falszywa pokora i głupota.

Mąż nie płacił ani grosza alimentów, pozostawił jednak kiedyś portfel. Z pieniędzmi. W kwocie niemal równej miesięcznym alimentom. Pieniadze podjęlam i wypisałam potwierdzenie.
Może i brzmi szokujaco, ale gdy skonsultowałam się na okoliczność swojej nieprawości, dowiedziałam się, że nieprawy to jest mąż, co nie łoży na rodzinę, majac ku temu pełne możliwości. Szczególnie, gdy tej rodzinie jest trudno. W ramach wspólnosci majątkowej mialam więc prawo uczynić, co uczyniłam. No i się biczować przestałam. Mąż też się nadzwyczaj szybko ze "stratą" pogodził.

Powolanie się na obecnosc kochanka w sprawie sadowej nie zawsze sluży obronie małzenstwa. Jest kilka interesujacych pogladów na ten temat, jakie mozna wyczytac z orzeczen. Na przyklad winę za zatajenie odkrycia przed zoną i brak reakcji. Winę za naruszenie prywatnosci. Niewinnośc korespondencji. I takie tam...ciekawostki...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Ruta »

Moje doświadczenie jest następujące. Sprawa sądowa ma swoją logikę. Są strony. Siadają naprzeciwko siebie. Jest arena. Jest zagrzewanie do walki. Sama konstrukcja procesu, przepisów tą walkę wymusza.

W razie niezgody na rozwód osoby pozwanej, drugi małżonek, jeśli nadal dąży do rozwodu, musi oskarżyć współmałżonka. Alternatywą jest wycofanie pozwu. To jeden z wielu przykładów ilustrujących jak małżonkowie w kryzysie są spychani na arenę poprzez samą konstrukcję przepisów.

Jednym z elementów tej machiny są "dowody". Dowody na co? Na to, że małżonkowie żyli razem, że mieli trudności? W miarę rozwoju technologii "dowody" idą coraz bardziej w naruszanie prywatności, nagrania, kamery, prywatne korespondencje, lokalizacje z telefonów. Nie mam przekonania, że posługiwanie się takimi metodami jest formą obrony małżeństwa. Czym innym jest sprawdzenie małżonka w sytuacji podejrzenia oszustwa, czym innym upublicznienie prywatnej korespondencji jako dowodu. Ja widzę w tym upokorzenie drugiej osoby, a nie obronę relacji z nią.

W czasie kryzysu małżonek często zachowuje się jak wróg. Może to spowodować, że będzie posługiwać się "dowodami". Wtedy należy się bronić. Rozsądnie dobierając środki.

Gdy małżonkowie dostarczają sądowi dowody na siebie nawzajem nieodmiennie mam przed oczami obraz bałwochwalców składających coraz bardziej nieludzkie, niemoralne ofiary bożkom. Najpierw zanoszących im trochę pieniędzy, a na koniec własne dzieci.

W moim przypadku udało się doprowadzić do deeskalacji. Nie oskarżyłam męża. Nie składałam żadnych "dowodów".

Mężowi się spodobało i też poszedł tą drogą.
Mimo, że wobec mojej niezgody "musiał" mnie oskarżyć i przedłożyć dowody mojej winy, to tego nie zrobił. Powiedział, że przepisy przepisami, sąd i tak orzeknie rozwód. I tak się stało. Nie wiem jeszcze co na to apelacja.

Myślę, że nasz przypadek ilustruje dobrze zarówno zbędność jak i daremność "dowodów" w postępowaniu rozwodowym.

Równie iluzoryczne i abstrakcyjne są reguły dotyczące kontaktów i władzy rodzicielskiej. Można mieć orzeczonych i pięć kontaktów tygodniowo, a nie mieć ani jednego rocznie. Jak się rodzice nie porozumiją walka "o dzieci" będzie trwać dokąd przepisy pozwolą. A więc dokąd najmłodsze z potomstwa nie osiągnie pełnoletności.

Z tego powodu uważam, że nie ma co nadmiernie przywiazywać się do wyników, wyroków i nie ma po co wychodzić na arenę. Zażywasz, przegrywasz.

Dla osób, które może razić kategoryczny ton mojej wypowiedzi. Piszę nie tylko w oparciu o moją sprawę. Przeczytałam w ostatnich latach setki orzeczeń, literatury, komentarzy, rozmawiałam z ogromna liczbą ekspertów, na bieżąco towarzyszę małżonkom wciąganym w procesy. Uczę się tej machiny. To są wnioski jakie wyciągam na podstawie setek spraw.
Zwyklaosoba
Posty: 484
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Zwyklaosoba »

Czuję, ze jestem blisko tematu, ja dowody na kochankę uzyskałam za aprobatą męża , mając uzasadnione podejrzenie i zaprzeczenie męża w jego obecności dał mi telefon mówiąc sprawdzaj i tak nic nie znajdziesz,technologia jednak pozwoliła znaleść, dowody zachowałam ( nie miałam pojęcia wtedy po co ?! Naprawdę nie wiem po co ? Chyba po to żeby moja rodzina uwierzyła ze nie wymyśliłam tej chorej sytuacji i to się dzieje naprawdę). Mąż odchodząc powiedział ze jemu rozwód z wyłącznej winy nie przeszkadza i jasnym jest ze to jego wina więc nie ma problemu. Zdanie zmienił bardzo szybko nawet przypisując wine mi i tego oczekując od sądu ( podając błahe i wymyślone powody, wykorzystując na moja niekorzyść nawet moje dobre cechy, to tak jak na rozmowie o prace rekruter cię pyta jakie są twoje największe wady a ty mówisz : za dużo pracuje, tak moj mąż próbuje wszelkich sposobów by mnie jakoś postawić w złym świetle ) . Kochankę tez prawnik powołała (odpowiedz na to była taka ze mąż wymyślił ze przyjaźni się z obecnym jej partnerem :D partnerem swojej kochanki , nawet bym rzekla kochankiem swojej kochanki bo kobieta jest po rozwodzie ) . Nie jestem zwolennikiem walki ale obrony, nic nie zarzucam, gryzłam się długo z myślami czy składać dowody do sądu, myśle ze dobrze zrobiłam w całej tej śmiesznej sytuacji , płacząc nad prawdą miałam wewnętrzną sile by zachować prawdę w dowodach, mówiłam prawdę i fakty, jasno i bez precedensu. Nie jest dla mnie ważne jaki będzie wyrok, nie chce żyć w kłamstwie polubownego rozwodu ( ja taka jestem i tak siebie w obliczu sprawy wyrażam) bo ja całym sercem czuje nie wobec tej kuriozalnej sytuacji, tak właśnie uważam, że należy być sobą zawsze i to daje ulgę. Nie można zdusić uczuć. Można je kontrolować jakoś przyjąć fakty i umieć się z nimi obchodzić. Czy jest to jasny przekaz nie wiem. Być może nieudolny. Jednak jestem sobą w tej nieudolności. Nie widzę sensu rozwodu, okej ma być niech będzie, biorę co jest, nie walczę . Nie knuje nie dociekam, nie pytam , czekam tylko żeby było po rozprawach bo mam mały stres w związku z tym czasem się włącza taki guzik a co będzie a jak będzie. Na szczęście juz mam instrukcje obsługi i pomoc i prowadzenie, dzięki któremu jestem tu i teraz i skupiam sie mocno na tu i teraz . To jest dobre teraz. :) Jest pięknie
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13378
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Nirwanna »

Drodzy forumowicze,
Potrzebuję zauważyć pewną rzecz.
Najpierw cytaty:
Teraz daje do zrozumienia, że dąży do rozwodu aby móc wejść w nowy związek
......... owszem dowody mam (ponad pól roku konwersacji na fb, wyznawanie uczuć, żale na mnie i teściów).......... Wykluczam śledzenie żony, bo nie po to się odwiesiłem/odwieszam, aby wracać do takich pomysłów.
Xawery dość dokładnie opisał stan obecny i swoje stanowisko. Sprawa rozwodowa jeszcze się nie toczy, pozwu nie ma.
Co więcej, pozostaje otwartą kwestią potencjalna choroba żony, a to zmienia podejście do tego kryzysu, bo amok zakochania spowodowany "zwykłym" kryzysem, a amok (czyli etap manii) spowodowany chorobą, różnią się co do możliwości i sposobów reagowania. Inaczej mówiąc - przyczyna kryzysu robi zasadniczą różnicę.

Moderacja bardzo nie lubi ciąć wątków, wycinać dygresji, ekstrahować wątków pobocznych, generalnie nie lubi ingerencji technicznych.
Moderacja bardzo lubi, gdy użytkownicy trzymają się ducha pomocowości forum i sami sobie stawiają granice.
Dlatego moderacja proponuje nieustające przyglądanie się swoim intencjom - czy ja przede wszystkim nie chcę pogadać o sobie, a dopiero w drugiej kolejności pomóc komuś? Czy jeśli chcę komuś pomóc - to czy jestem na bieżąco z jego wątkiem i czy śledzę istotne szczegóły?
Tak na końcówkę adwentu moderacja proponuje osobiste pochylenie się :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Lawendowa
Posty: 7714
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Lawendowa »

xawery pisze: 13 gru 2022, 21:38 Czy ktoś ma jakieś zdanie na ten temat? Albo może lepiej - jakieś doświadczenie, jak to u niego/u niej wyglądało?

PS. Terapeutka usłyszała ode mnie o potencjalnych problemach żony, nie zanegowała tego (choć przyznała, że bez rozmowy z małżonką trudno jej samej to potwierdzić), ale mimo wszystko pozostała przy wspomnianej propozycji.
U mnie było tak: fakt zupełnie przypadkowego odkrycia zdrady był dla mnie uwalniający o tyle, że wyjaśnił motywy wielu działań męża i uchronił przed fatalnymi w skutkach decyzjami. Moim odkryciem nie podzieliłam się z nim od razu, a odczekałam do momentu, gdy mogłam naszym dzieciom zapewnić bezpieczna przestrzeń. Życie pokazało, że słusznie.
U nas ujawnienie prawdy spowodowało przyspieszenie działań i wyprowadzkę męża.
U każdego reakcja może być inna.

Jeśli istnieje potrzeba zebrania dowodów, a czasami bywa to niezbędne, to najbezpieczniej zlecić to fachowcom, po to by nie ranić siebie poznanymi szczegółami, obrazami itd

Ad. Ps Jeśli chodzi o terapeutkę to warto upewnić się czy/jaką ma wiedzę i doświadczenie jeśli chodzi o ChAD. To ważne w sytuacji, gdyby choroba żony się potwierdziła.

I jeszcze jedno - warto mocno filtrować informacje, o czym już Nirwanna pisała, przez pryzmat ew. choroby żony.
Najprostszy przykład- zauroczenie:
- w "zwykłym" kryzysie zwykle wypala się po 2-3 latach
- w ChAD czesto kończy sie równie nagle jak sie zaczęło- czyli z końcem manii/hipomanii i przejścia w fazę około/depresyjną, a to może być kwestia kilku tygodni, czy miesięcy.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Lawendowa pisze: 15 gru 2022, 16:01 Jeśli chodzi o terapeutkę to warto upewnić się czy/jaką ma wiedzę i doświadczenie jeśli chodzi o ChAD. To ważne w sytuacji, gdyby choroba żony się potwierdziła.
Wydaje mi się że ma, wspomniałem tylko o ChAD, ona od razu zaczela mowic ze rozpoznaje w moich opisach faktycznie zachowania człowieka z dwubiegunówką, w fazie hipomanii - ogólnie używała pojęć, które świadczą że jednak zna temat. Co mi się spodobało - kategorycznie odcięła się od wydawania opinii nie mogąc porozmawiać z żoną, według mnie bardzo profesjonalne podejście.
- w "zwykłym" kryzysie zwykle wypala się po 2-3 latach
- w ChAD czesto kończy sie równie nagle jak sie zaczęło- czyli z końcem manii/hipomanii i przejścia w fazę około/depresyjną, a to może być kwestia kilku tygodni, czy miesięcy.
To samo (szczególnie drugi punkt) usłyszałem od mojej pani psychiatry (tej pierwszej osoby, która widziała się z żoną. Mówiła, że przeważnie stan hipomanii trwa od kilku tygodni do 6 miesięcy, potem zazwyczaj kończy się sinlymi stanami depresyjnymi. Inna sprawa, że hipomaniakalny stan żony (zakładając poprawność diagnozy) ciągnie się już prawie 14 miesięcy. Pani psychiatra rozkłada ręce i mówi, że każdy przypadek może być jednak inny i bez systematycznych kontaktów z żoną nie da się niczego zweryfikować.

Ciekawa sprawa, ostatnio udało mi się porozmawiać z żoną, opowiadałem jej o mojej terapii, o tym że dużo mi pomaga. Na terapii par powiedziano nam, że wspólne "leczenie" to wstęp i powinnismy to kontynuować osobno, nawet jeśli zdecydujemy się zostać razem.
Zapytalem więc żony, czy ona zdecydowała się na jakąś terapię (w początku kryzysu, kiedy zacząłem spotykać sie z terapeutą jej też zaproponowałem; stwierdziła wtedy, że ona sobie już ogarnęła swoje schematy - przeczytała o tym parę artykułów w internecie i już wszystko wie). Tym razem odpowiedziała, że tak, widziała się z paroma terapeutami i wszyscy potwierdzili, że powinna się ze mną rozstać i choć będzie jej ciężej to będzie szczęśliwa (jej słowa). Z tego co wiem żaden poważny terapeuta nie podsuwa gotowych rozwiązań, tym bardziej nie zaleca rozbicia małżeństwa i to na podstawie spotkania tylko z jednym małżonkiem.

To co opisuje daje mi przekonanie, że jednak żona nie szuka pomocy co jest tym gorsze, że nie ma możliwości aby sam chciała przebadać się/leczyć w razie potwierdzenia diagnozy (ten sam problem jest z jej bratem)
Lawendowa
Posty: 7714
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Lawendowa »

xawery pisze: 15 gru 2022, 19:49 Wydaje mi się że ma, wspomniałem tylko o ChAD, ona od razu zaczela mowic ze rozpoznaje w moich opisach faktycznie zachowania człowieka z dwubiegunówką, w fazie hipomanii - ogólnie używała pojęć, które świadczą że jednak zna temat. Co mi się spodobało - kategorycznie odcięła się od wydawania opinii nie mogąc porozmawiać z żoną, według mnie bardzo profesjonalne podejście.
Punkt dla niej :)
To samo (szczególnie drugi punkt) usłyszałem od mojej pani psychiatry (tej pierwszej osoby, która widziała się z żoną. Mówiła, że przeważnie stan hipomanii trwa od kilku tygodni do 6 miesięcy, potem zazwyczaj kończy się sinlymi stanami depresyjnymi. Inna sprawa, że hipomaniakalny stan żony (zakładając poprawność diagnozy) ciągnie się już prawie 14 miesięcy. Pani psychiatra rozkłada ręce i mówi, że każdy przypadek może być jednak inny i bez systematycznych kontaktów z żoną nie da się niczego zweryfikować.
Jęśli żona ma względnie lekką hipomanię to i depresja może być dużo lżejsza, inna rzecz - jeśli żona w zeszłym roku mówiła, że miała depresję, to mogła przy kolejnym spadku nastroju do lekarza się udać... z depresją. Nawet do rodzinnego.
To co opisuje daje mi przekonanie, że jednak żona nie szuka pomocy co jest tym gorsze, że nie ma możliwości aby sam chciała przebadać się/leczyć w razie potwierdzenia diagnozy (ten sam problem jest z jej bratem)
Niestety taka jest specyfika tej choroby. Właściwa diagnoza często pada dopiero po kilku, albo i kilkunastu latach, chyba, że pacjent przychodzi z kimś, wtedy zdecydowanie szybciej się to dzieje. Przyczyna jest banalna - chory idzie do lekarza w depresji i o niej mówi, dostaje zwykle antydepresant po którym... wahadełko się wychyla i kończy się hipo/manią. Wtedy chory czuje się "znakomicie" i do lekarza wraca dopiero w kolejnej depresji. Naprawdę dobry lekarz dopyta co się działo pomiędzy tym czasem i bywa, że właściwymi pytaniami dojdzie to tego, że "czułem/am się świetnie" w tym konkretnym przypadku oznacza jednak coś innego. Właściwie to łatwiej zdiagnozować ChAD gdy przebiega z bardzo ciężką manią, bo to jest coś czego się przeoczyć nie da.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Witam Was po dłuższej przerwie. U nas w ostatnim okresie jakby stabilniej, aczkolwiek pojawił się dla mnie nowy problem. Nastał okres zapisu dzieci do szkół podstawowych i jak się okazało, wbrew moim prośbom żebyśmy sprawę przegadali, żona zapisała córkę do szkoły prywatnej (zaraz obok przedszkola prywatnego do którego chodzą obie córki). Dodatkowo, sama zgłosiła (bez informowania mnie), że córka do szkoły publicznej (obwodowej) nie będzie chodzić. Jak ktoś już opisał w tym temacie, żona znowu zaczyna zachowywać się jak mama-właścicielka, odmawia mi jakiegokolwiek możliwości argumentowania i decyzji, mówiąc jednocześnie że to ona dba o naukę dzieci, decyzja należy do niej bo ona ma wiedzę na temat szkolnictwa i ja nie mam nic do gadania. Co ważne, żona od wyprowadzki z domu (ponad rok) wogóle nie partycypuje w kosztach nauki dzieci (koszt przedszkola obu córek + zajęcia dodatkowe, w szkole będzie podobnie) zasłaniając się tym, że jak odchodziła to odeszła "z niczym" więc to ja mam pokrywać koszty nauki. Jestem trochę w kropce, bo nie chce wyjść na kogoś kto działa przeciwko dobru dzieci, ale w obecnej sytuacji dużego kryzysu nie bardzo chcę zgadzać się na taki układ. O ile w normalnej sytuacji byłem w stanie zgodzić się na prywatną naukę tak teraz czuje się oszukany, zaszantażowany ("nie dasz pieniędzy na naukę dla swoich dzieci??") i podstawiony pod ścianą. Czy ktoś doradzi co można zrobić w danej sytuacji? Nie chcę otwartego konfliktu, ale też czuję się bardzo źle z obecną sytuacją, nie wiem jak zdrowo tu postawić granicę.... aha, w momencie kiedy mówię, że nie zgadzam się na takie postępowanie żona grozi znowu rozwodem/sądem przejęciem opieki nad dziewczynkami i tym, że wtedy będzie mogła zupełnie się obejść beze mnie.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1583
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Niepozorny »

xawery pisze: 20 mar 2023, 19:48 Czy ktoś doradzi co można zrobić w danej sytuacji? Nie chcę otwartego konfliktu, ale też czuję się bardzo źle z obecną sytuacją, nie wiem jak zdrowo tu postawić granicę.... aha, w momencie kiedy mówię, że nie zgadzam się na takie postępowanie żona grozi znowu rozwodem/sądem przejęciem opieki nad dziewczynkami i tym, że wtedy będzie mogła zupełnie się obejść beze mnie.
Moim zdaniem nikt nie może Ci doradzić (chociażby dlatego, że byłoby to niezgodne z regulaminem forum). Poza tym szukasz odpowiedzi w złym miejscu. To jest twoje życie, twoje decyzje i twoje ich konsekwencje. Wiele trudnych decyzji najlepiej podejmować z Bogiem a nie z innymi ludźmi. Z tego powodu polecam modlitwę, w trakcie której prosi się Ducha Świętego o jego dary, aby podjąć najlepszą decyzję. Warto się wtedy zastanowić jakie się ma opcje i jaki mogę być ich konsekwencje oraz czy jest się gotowym na ich wystąpienie.
Z braku rodzi się lepsze!
ODPOWIEDZ