W poszukiwaniu sensu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Cześć. Jak chyba każdy, kto w końcu odważy się tu napisać, długo walczyłem z tą myślą. Bardziej stalem się wiernym, ale wciąż biernym, czytelnikiem forum od ponad roku. Nie wiem na ile mój przypadek jest inny lub bardzo podobny do Waszych ale jednak mimo wszytko postanowiłem o nim napisać.

Z żoną jesteśmy małżeństwem sakramentalnym juz 9 lat, mamy dwie córki w wieku 6 i 4 lat. Mniej więcej pod koniec wakacji 2021 roku otrzymałem od żony informację na messengerze (byla z dziećmi i teściowa na wyjezdzie), ze juz nic do mnie nie czuje, nie czuje pociagu do mnie, ze stalem sie jej obojętny i szereg podbnych rzeczy oraz to, ze musi to wszystko przemyslec. Dla mnie szok i niedowierzanie. Wiem, ze zapytacie o sygnały - nie było ich, miedzy nami dobrze sie ukladalo, z poczatkiem 2021 roku intensywnie myslelismy o budowie wspolnego domu, regularnie jezdzilismy na wspolne wycieczki z dziecmi, etc. Ja sporo pracuje (wlasna firma) ale dziekie temu ze bardzo czesto (w czsie pandemi praktycznie wylacznie) pracuje w domu to jestem aktywny przy pomocy i opiece przy dzieciach, na ile moge pomagam w domu. Moja zona przez praktycznie caly czas naszego malzenstwa nie pracowala (z malym wyjatkiem okresu tuz przed narodzinami starszej corki), odkad pojawily sie dzieci nie pracowala wogole, zamowala sie glownie dziecmi i domem. Co wazne w dalszym kontekscie, wielokrotnie proponowalem zonie, aby wrocila do pracy (nauczycielka angielskiego w nienormowanym czasie pracy), ze mozemy wynajac opiekunke jesli potrzeba, ale zawsze odpowiadala, ze dopoki dzieci sa w takim okresie, ze potrzebuja mamy u boku to ona woli zostac z nimi. Nie przeszkadzalo mi to, przy moich dochodach nie potrzebowalismy koniecznie drugiego zrodla.

Po powrocie zony z wyjazdu zaczely sie dziac dziwne rzeczy. Zona spakowala czesc swoich starych ubran i po prostu je wywiozla oddajac na PCK. Wynajela mieszkanie (po mimo mojego sprzeciwu), poczatkowo twierdzac, ze potrzebuje je zeby spotykac sie tam z klientami… bo nagle postanowila wrocic do pracy. Stalem sie dla niej persona non-grata, czesto w krzyku zarzucala mi ze “dzieki” mnie ma gowniane zycie, ze nie mam zadnej empatii i wogole nie nadaje sie na meza i ojca. I poniewaz ona teraz idzie do pracy, to bedziemy sie opiekowac dziecmi naprzeniennie. Kiedy byl “moj” dyzur zona najczesciej wyjezdzala do wspomnianego mieszkania i wracala wieczorem jak dzieci spaly, lub tuz przed polozeniem ich spac. W miedzyczasie żona zdązyla poklocic sie ze swoim ojcem i zarzucic swoim rodzicom, ze “dzieki” nim tez ma rozwalone cale zycie i bedzie sie chciala od nich i ode mnie uwolnic (wszyscy mieszkamy w duzym domu ropdzinnym, tesciowie na dole, my na gorze, gdzie oba mieszkania maja osobne wejscia i sa zupelnie niezalezne). Uslyszalem tez, ze poprzez swoj dom rodzinny (moja mama byla alkoholiczka przez dluzszy okres mojego dziecinstwa i mlodosci, potem udalo sie jej z tego wyjsc) mam zly wplyw na nia, na dzieci i malzenstwo i powinienem poszukac pomocy. Ja w tamtym okresie bylem tak skolowany, ze faktycznie zaczalem szukac pomocy w tej sytuacji. Na moja propozycje dla zony (majac na uwadze jej slowa o swoich rodzicach) o jej wlasnej terapi uslyszalem, ze ona juz sobie wszystko wyjasnila sama ze soba, zna te schematy i na internecie znalazla pomoc.

Poszukalem pomocy, w pierwszym odruchu rowniez, aby nie draznic zony wynioslem sie ze wspolnego lozka (wiem, kolejny blad). Pani psychiatra, do ktorej sie zglosilem po wyslychaniu mojej historii poprosila, zebym namowil tez zone na wizyte. Po tej wizycie, psychiatra zaslaniajac sie tajemnica lekarska nie mogla powiedziec dokladnie co sie dzieje, ale dala mi do zrozumienia (jako mezowi) ze zona moze miec spore problemy. Jej mlodszy brat ma zdiagnozowana chorobe dwubiegunowa; niestety zona nie zgodzila sie na kolejne wizyty, wiec nic nie dalo sie potwierdzic lub zdementowac w tej kwestii.

Jednoczesnie odkrylem, ze tuz przed poczatkiem kryzysu zona nawiazala kontakt z chlopakiem w ktorym byl zakochana pare lat przed naszym slubem (nigdy nie wiedzialem o nim, ale tez nigdy nie pytalem zony o takie rzeczy, bo po co). W ich korespondencji zona zawierala mnostwo informacji na temat jak jest nieszczesliwa ze mna, jak rozdzice staruja jej zyciem i jak bardzo chciala by sie z nim spotkac byz przekonac sie czy cos do siebie czuja. On raczej unikal kontaktu, odpisywal bardzo sporadycznie; to zona byla aktywna w tej relacji. Nie dzwonili do siebiem jedynie rozmawiali na chacie, mimo usilnych staran zony przez pierwsze pare miesiecy nie doszlo do spotkania (bardzo czesto on w ostatniej chwili pisal, ze cos wyopadlo i nie da rady).

Jednoczesnie udalo mi sie namowic zone na terapie malzenska. Psychiatra odradzila te rozwiazanie, sadzac ze prawdopodobny stan zony spowoduje ze terapia moze pojsc dziwnymi torami. Mimo wszytko poszlismy - zona byla chetna, wiec stiwerdzilem ze to jest jakas szansa dla nas. Pierwsze dwie wizyty byly bardzo obiecujaca, zona od razu zdecydowala sie na kontunuacje (na pierwszym spotkaniu terapeuci przedstawili nam “kontrakt” i poprosili o decyzje, zona jeszcze bedac u nich na kanapie powiedziala, ze ona chce), oboje przedstawilismy podobne oczekiwania wobec terapii i siebie (chcemy odkryc jakie problemy terapia nasz zwiazek i sprobowac je naprawic). Pierwszy raz od paru miesiecy pojawila sie nadzieja, ze jakos uda sie to wszystko pozbierac do kupy. Niestety, im bardziej terapia odkrywala nasze problemy (brak komunikacji, brak wyraznego mowienia o oczekiwaniach) tym bardziej zona sie oddalala od tego wszytkiego az w koncu stwierdzila ze terapia nie ma sensu i ona chce separacji i przerwala wszystko. Terapeuci, na zamykajacym spotkaniu (mielimy na koniec pojedyncze sesje) dali mi do zrozumienia, ze zona “wyhodowala” ogromny mur ktorym sie ode mnie odgrodzila, widac bylo po jej zachowaniach ze nie zauwaza zadnych gestow z mojej strony ktore wykonywalem w trakcie cwiczen terapeutycznych; w ich odczuciu, terapia rozczarowala zone pod twym wzgledem, ze spodziewala sie ze skupi sie ona na moich problemach (potenjclane DDA, brak empatii z mojej strony, ktory nota bene terapeuci wykluczyli stwerdzajac ze jestem bardzo empatyczna osoba) a jednak okazalo sie ze problemy leza tez po jej stronie, z czym nie do konca chciala sie zgodzic. Co wiecej, rozniez oni zaczeli zadawac pytania o stan zdrowia zony (mimo, ze nic nie wspominalem wczesniej o tym).

Tuz przed zakonczeniem terapii zonie udalo sie w koncu spotkac z potencjalnym kowlaskim. Zostawila dzieci ze mna w domu i pojechala na spotkanie z nim. Wrocila szczesliwa, zaczela pisac do niego per kochanie i planowac wspolna przyszlosc (nie zartuje). Najgorszy byl fragment, kiedy zaproponowala ze przeprowadzi sie do jego miasta razem z dziecmi. Ot tak po prostu. Jakims cudem kowalski dosyc szybko stwierdzil, ze ta cala akcja nie ma sensu, ze ich znajmosc sprzed kilkunastu lat to nie bylo to co sadzi zona (ona w nim byla zakochana, on wogole tak tego nie odbieral) i wg niego nigdy nie stworza zwiazku, bo odleglosc, on wybral zycie samotnika i co najwyzej moga zostac “przyjaciolmi” do lozka. Mimo wszystko moja zona nie poddala sie, caly czas do niego pisala i prawdopodobnie pisze po dzis dzien; niestety nie jestem juz w stanie tego zweryfikowac.

Ja w miedzyczasie postanowilem zaczac bardziej skupiac sie na sobie, wprowadzilem liste Zerty w zycie, zaczalem czytac lektury z forum i za namowa psychologa (zaczalem osobna terapie) postanowilem zawalczyc o swoje prawa i oznajmilem zonie, ze nie chce juz spac na niewygodnym lozku i wracam do naszego wspolnego; jesli dalej brzydzi sie mna moze sama teraz spac w salonie. Zona stwierdzila, ze jesli tak to ona sie wyprowadza (do wspomnianego wczesiej “biura”), bedzie tam mieszkac z dziecmi i ustali nam harmonogram wspolnej opieki nad nimi.

Taki obraz ciagnie sie teraz juz od marca tego roku, zona co raz wspomina o rozwodzie (chociaz dalem jej wyraznie do zrozumienia ze ja sie na niego nie zgadzam i jesli chce go miec to musi sama podjac ta decyzje), zerwala praktycznie kontakt z cala rodzina (do swojej mamy dzwoni/przyjezdza tylko wtedy kiedy potrzebuje pomocy do dzieci), twierdzi ze dzeci tylko przy niej beda szczesliwe, ze ona bedzie decydowac o ich zywieniu, gdzie beda chodzic do przedszkola itp. Na moje stwierdzenie, ze jako ojciec mam do takie samo prawo, odpowiada oczywiscie, ze nie bo jako matka jest najwazniejsza. Nie mam prawa wejsc do jej nowego mieszkania (zeby nawet zobaczyc jak mieszkaja dzieci na 28m2 i jak spia z mama na jednym lozku we trojke) natomiast ona wchodzi do naszego mieszkania (tak na prawde mieszkanie jej rodzicow) kiedy tylko chce. Mamy (zgodnie z jej oczekiwaniami) opieke naprzemienna i ja szanuje czas kiedy dzieci sa z nia, nie dzwonie, nie dopytuje i nie nakazuje co sie ma z nimi dziac (wogole z zona kontaktuje sie malo, zgodnie z Zerta odwiesilem sie). Zona natomiast, za kazdym razem kiedy dzieci sa u mnie, wysyla instrukcjie co maja/moga robic, co maja jesc, co ubierac itp. Na moje kolejne uwagi, ze jak dzieci sa u mnie to te decycje naleza do mnie odpowiada, ze ona mi nie ufa jako mezowi i ojcu dzieci, ze BOI sie zostawiac dzieci ze mna bo jestem niedpowiedzialny. Tesciowa, ktora przez 8 lat mieszka obok nas i ma z nami kontakt uwaza mnie za przykladnego ojca, stawia nawet mnie jako przyklad dla swoich synow.

Wiem ze tego duzo, ale duzo sie dzialo i w sumie mam wrazenie, ze wszystko stoi w miejscu (chociaz czuje ze ja sie sporo jednak zmienilem od poczatku kryzysu, nawet terapeutka stweirdzila ze dzis wiecej u mnie gniewu niz smutku, ktory byl przygniatajacy od samego poczatku). Nie wiem czy mam tez jakies oczekiwania od Was - po prostu chcialem chyba sie podzielic tym na szerszym forum, moze liczac ze ktos zauwazy cos co moglo by byc pomocne dla mnie i dla mojego malzenstwa. Mimo, ze wielu czlonkow mojej i jej rodziny stweirdzilo, ze po prostu zona zwiariowala i zebym sobie dal spokoj, ja nadal ja kocham i chce walczyc o rodzine dla nas i moich corek.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Al la »

Witaj, xawery, u nas, na forum.
Nie wiem na ile mój przypadek jest inny lub bardzo podobny do Waszych ale jednak mimo wszytko postanowiłem o nim napisać.
Wiesz, każda historia w naszej wspólnocie jest inna, a jednocześnie podobna, dlatego nie warto się porównywać, ale czerpać ile się da z doświadczeń i świadectw innych osób, uczyć się i dzielić się wiedzą, jak sobie radzić w sytuacjach bez wyjścia i bez nadziei.
Właśnie to tutaj robimy, dzielimy się sobą, a najważniejsze, że nie jesteśmy sami ze swoimi problemami.
To piszę odnośnie Twojego stwierdzenia pod koniec postu:
Nie wiem czy mam tez jakies oczekiwania od Was - po prostu chcialem chyba sie podzielic tym na szerszym forum, moze liczac ze ktos zauwazy cos co moglo by byc pomocne dla mnie i dla mojego malzenstwa
Tak, dużo zrobiłeś dla swojego małżeństwa - po ludzku.
Czy w Waszym małżeństwie było miejsce dla Boga?
Zaprosiłeś Go do uzdrawiania Waszego związku?

Rozumiem, że znasz naszą stronę wspólnotową, przypomnę tutaj nasz charyzmat http://sychar.org/
terapeutka stweirdzila ze dzis wiecej u mnie gniewu niz smutku
Odnośnie tych uczuć, myślę, że warto zapoznać się z etapami przeżywania straty viewtopic.php?f=10&t=2299

Pozdrawiam Cię, na pewno odezwą się w Twoim wątku nasi forumowicze.

Pamiętaj, że internet nie jest anonimowy, zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Al la, bardzo dziękuję za przywitanie!
Czy w Waszym małżeństwie było miejsce dla Boga?
Zaprosiłeś Go do uzdrawiania Waszego związku?
Przyznam otwarcie, ze Bóg owszem, był z nami, ale nie zawsze blisko i nie zawsze na codzień. Za namową jednego z forumowiczów zapoznałem się z desideratą i modlitwą o pogodę ducha; zdałem sobie jakieś czas temu sprawę, że nie będe sam w stanie tego udźwignąć i pomóc mojej żonie bez bożej pomocy. Nikt kogo znam na ziemi nie potrafi rozmawiać z moją żoną, może Bóg będzie w stanie.
Odnośnie tych uczuć, myślę, że warto zapoznać się z etapami przeżywania straty
Tak, dokładnie pod tym kątem rozmawialiśmy, wspólne oglądanie "W głowie się nie mieści" było też jednym z naszych zadań w czasie krótkiej terapii małżenskiej, niestety oglądałem film sam, żona nie była zainteresowana...
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Lawendowa »

Witaj xawery,
xawery pisze: 03 gru 2022, 13:15 Poszukalem pomocy, w pierwszym odruchu rowniez, aby nie draznic zony wynioslem sie ze wspolnego lozka (wiem, kolejny blad). Pani psychiatra, do ktorej sie zglosilem po wyslychaniu mojej historii poprosila, zebym namowil tez zone na wizyte. Po tej wizycie, psychiatra zaslaniajac sie tajemnica lekarska nie mogla powiedziec dokladnie co sie dzieje, ale dala mi do zrozumienia (jako mezowi) ze zona moze miec spore problemy. Jej mlodszy brat ma zdiagnozowana chorobe dwubiegunowa; niestety zona nie zgodzila sie na kolejne wizyty, wiec nic nie dalo sie potwierdzic lub zdementowac w tej kwestii.

Jednoczesnie udalo mi sie namowic zone na terapie malzenska. Psychiatra odradzila te rozwiazanie, sadzac ze prawdopodobny stan zony spowoduje ze terapia moze pojsc dziwnymi torami. Mimo wszytko poszlismy - zona byla chetna, wiec stiwerdzilem ze to jest jakas szansa dla nas.

Co wiecej, rozniez oni zaczeli zadawac pytania o stan zdrowia zony (mimo, ze nic nie wspominalem wczesniej o tym).


Nie wiem czy mam tez jakies oczekiwania od Was - po prostu chcialem chyba sie podzielic tym na szerszym forum, moze liczac ze ktos zauwazy cos co moglo by byc pomocne dla mnie i dla mojego malzenstwa. Mimo, ze wielu czlonkow mojej i jej rodziny stweirdzilo, ze po prostu zona zwiariowala i zebym sobie dal spokoj, ja nadal ja kocham i chce walczyc o rodzine dla nas i moich corek.
Zacznę od końca. Mam wrażenie, że trafiłeś na bardzo dobrą psychiatrę i warto kontakt z nią utrzymać, bo wsparcie może być jeszcze potrzebne. To co wyboldowałam jest spójne z opisem całokształtu Waszej historii, a jednocześnie pokazuje jej intuicję i doświadczenie.

Prawdą jest, że wpływ mamy tylko na siebie, co zresztą na Forum często przypominamy. Jednocześnie warto mieć wiedzę i rozeznanie z czym faktycznie mamy do czynienia - kryzysem czy chorobą(najbliższe mi określenie na ten przypadek to kryzys wywołany chorobą). Dlaczego moim zdaniem to ważne ? Od tego zależy kierunek działania i nie mam na myśli wpływania na żonę, a sposób zabezpieczenia dobra dzieci i Twojego. Jeśli to "tylko" kryzys to mniejszy powód do niepokoju, natomiast jeśli choroba się potwierdzi to sprawa się mocno komplikuje, bo trzeba mieć na uwadze, że sytuacja może się zmieniać bardzo dynamicznie i nieprzewidywalnie.
Wiedza z czym masz do czynienia jest niezbędna, by zadbać o dobro Waszych dzieci.

Piszesz, że masz bardzo dobre relacje z rodzicami i rodziną żony. To dobrze. Myślę, że warto spróbować z jej rodzicami szczerze porozmawiać i zapytać o historie rodzinne tzn, czy poza jej bratem ktoś chorował, albo były w ich rodzinach jakieś takie "dziwne" przypadki (bo często wtedy diagnoz nie było, ale opis historii pasuje jak ulał). Ta choroba, która podejrzewasz często występuje rodzinnie i irracjonalne pomysły to jej drugie imię.

Twoja własna terapia, nauka stawiania granic itd to bardzo dobry kierunek niezależnie od tego co leży u źródła problemu.

Piszesz, że na Forum jesteś od roku, więc być może to czas by spotkać się ze Wspólnotą w realu w którymś Ognisku?
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Lawendowa »

Ostatnio zmieniony 04 gru 2022, 16:13 przez Lawendowa, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: linki podmienione na aktualne
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Cześć Lawendowa. Zanim odpiszę - linki do archiwum nie działają, ale widzę że są dostępne też pod domeną http://archiwum.server243133.nazwa.pl/ :)
... czy poza jej bratem ktoś chorował, albo były w ich rodzinach jakieś takie "dziwne" przypadki (bo często wtedy diagnoz nie było, ale opis historii pasuje jak ulał)
Rozmawiałem z teściami jak tylko dowiedziałem się o takiej możliwości - potwierdzili, ze zgodnie z ich wiedzą w obu rodzinach nie było przypadów ani stwierdzonych ani takich, które mogły by wskazywać na obecność choroby. Co więcej, przypadek brata żony jest osadzony w kontekscie używek (narkotyki) i gównie to jest uznawane, jeśli nie za główną przyczynę, to za silny katalizator choroby u szwagra.

Pani psychiatra na tyle okazała sie kompetentną i konkretną osobą, że teściowie przenieśli do niej również "opiekę" wlaśnie nad szwagrem. Gdy doktor dowiedziała się o jego problemach (akurat jego choroba byla zdiagnozowana lata temu i przez innego specjaliste) jej podejrzenia wobec żony jeszcze bardziej się wzmocnily.

Wspominasz, ze obecność choroby może wprowadzic duza dynamike i nieprzewidywalnosc. O dziwo, niemal od marca tego roku, czyli od momentu kiedy żona sie wyprowadzila, sytuacja sie ustabilizowała i wrecz "zawisla" w powietrzu. Zona coraz rzadziej wspomina o rozwodzie (rok temu bylo to niemal codziennoscia, obecnie tygodniami potrafi o tym nie wspominac). Wyznaczyla dni w tygodniu kiedy ja opiekuje sie dziecmi (przystaje na to obecnie, bo majac z tylu glowy problemy zony wole na razie nie ryzykowac walki o zatrzymanie dziewczynek w domu, bede reagowal gdy sytuacja sie zmieni).

Sporo minelo od poczatku kryzysu do momentu kiedy udalo mi sie stanac na obie nogi, zawalczyc o prawo spania w moim lozku i spokojnego odpowiadania na slowa, ktorych nigdy nie spodziewasz sie uslyszec od osoby ktora kochasz. A slyszalem od niej, ze jestem gownem, warzywem, ze przez moja rodzine z dzieci beda mialy pewnie zniszczone zycie (tutaj odnosila sie do kwiestii problemow mojej mamy z alkoholem). Bywaly dni, ze wychodzilem z domu zeby tylko isc przed siebie i jakos zracjonalizowac w myslach to wszystko co slysze, skad to sie bierze. Teraz na szczescie jest lepiej, na kolejne wzmianki zony o rozwodzie (caly czas chce wymusic moj wspoludzial przy tym, abysmy sie dogadali co do podzialu opieki nad dziecmi, pieniedzy mowi ze nie chce, woli mieszkac w malym mieszkanku i tak na prawde nigdy nie chciala tego domu, ktory mieslimy wspolnie budowac) odpowiadam, ze jesli chce to musi sama to zrobic, ja chce moc powiedziec dzieciom, ze nigdy nie przylozylem reki do rozpadu rodziny a jesli nawet dojdzie do rozprawy to bede sie dalej sprzeciwial. Ja wiem, ze to wszystko moze nie miec sensu w kontekscie stanu zony, ale sily faktycznie dodaja mi mysli, ze ot jednak jest potezny kryzys i bardzo duze pogubienie zony.

Jesli chodzi o spotkania na sycharowych Ogniskach - tak myslalem o tym, ale tak samo jak cos powstrzymywalo mnie od napisania tutaj przez tak dlugi czas tez blokowalo mnie przed podjeciem tej decyzji. Mysle, ze teraz, kiedy otworzylem sie na forum i Wasze opinie bedzie mi latwiej i tu sie zdecydowac.
Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Lawendowa »

xawery pisze: 04 gru 2022, 0:41 Cześć Lawendowa. Zanim odpiszę - linki do archiwum nie działają, ale widzę że są dostępne też pod domeną http://archiwum.server243133.nazwa.pl/ :)
Dzięki za zwrócenie uwagi - już podmieniłam na działające.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Bardzo dużo do czytania, powoli to idzie.Ale juz widze, ze troche roznicy w tych innych opisywanych przypadkach jest, u mojej zony brak agresji (przynajmniej fizycznej), normalnie pracuje, a jesli chodzi o opiekie nad dziecmi to zawsze byla dla mnie wzorem do nasladowania (na pewno jesli chodzi i opieke, bo do innych kwestii zaczynam juz powoli miec watpliwosci). Jak to mowi wspomniany psychiatra, problem zony jest na tyle subtelny ze na pierwszy rzut oka nie widac nic. Nawet na tle zachowan mojego szwagra zachowuje sie calkiem normalnie. Najwieszka zmiane przeszla w nastawieniu do mojej osoby co spowodowalo, ze od poczatku wzialem calosc winy na siebie i nawet specjalnie szukalem, gdzie ja tak strasznie zawalilem. Ale jak emocje opadly i wkiedy jest taka mozliwosc pytam o geneze tego wszytkiego, ucieczke z terapii itp. nie dostaje konkretow tylko cos w stylu:
Bez sensu byc w zwiazku gdzie milosci nie ma i motywacji, roznice zdan i stylów bycia są. Tylko gorzej moze byc
My inne style zycia preferujemy. Nie jestem ani szczesliwa w tym zwiazku ani nie ma zrozumienia, jestesmy inni. Osobna jest ciezej, ale jestem szczesliwsza. Smutne to, ale chce dojrzalszego zwiazku i z kims o podobnych upodobaniach i odczuciach
To wszystko pisze ktos z kim mam dwojke malych dzieci i nawet zdania nigdy nie zamienilismy, gdzie nawet padlyby podejrenia, ze cos moze jest nie tak miedzy nami...

Przeraza mnie tez to, jak strasznie zostalem zepchniety do poziomu tego gorszego rodzica:
Nie beda spac wiecej (nocy) u Ciebie bo maja wiecej zabawek. Psychologicznie matka uczy wiezi, edukuje i wychowuje. Za malutkiesa, zeby od matki byly daleko i więzi rozerwały. Pojęcia nie masz o psychologii dzieci. Temat zamknięty. Ja i tak zgodzilam się na max 2 noce. Normalnie u matek takie dzieci spia caly czas
Matka ma na tym etapie zycia psychologiczna wiekszosc
Czy to mimo wszytko mozliwe, ze takie slowa padaja z ust osoby, ktora wdala sie w romans i stara sie zepchnac malzonka w emocjonalny niebyt jednoczesnie racjonalizujac swoje decyzje?
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Sefie »

xawery pisze: 04 gru 2022, 20:20 Czy to mimo wszytko mozliwe, ze takie slowa padaja z ust osoby, ktora wdala sie w romans i stara sie zepchnac malzonka w emocjonalny niebyt jednoczesnie racjonalizujac swoje decyzje?
Osoby, które odchodzą mimo wszystko mogą mieć wyrzuty sumienia dotyczące wychowania dzieci w niepełnej rodzinie. Podobnie jak wyrzuty moralno-religijne.

Można próbować się takich wyrzutów pozbyć racjonalizując odejście przez próbę udowodnienia sobie i innym kontroli nad wychowaniem dzieci i ich rozwojem. Taka próba kontroli to zepchnięcie drugiego rodzica do roli tego gorszego, mniej uświadomionego i jest to realizowane w sposób agresywny, narzucający swój jedyny punkt widzenia. Matki-właścicielki lubią podkreślać "szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci", szkoda że nie odwrotnie.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Niesakramentalny3 »

xawery pisze: 04 gru 2022, 20:20 (...)

Czy to mimo wszytko mozliwe, ze takie slowa padaja z ust osoby, ktora wdala sie w romans i stara sie zepchnac malzonka w emocjonalny niebyt jednoczesnie racjonalizujac swoje decyzje?
Wygląda na to, że robisz ten sam błąd, co bardzo wiele osób w kryzysie - ja zresztą też ten błąd popełniałem...
... czyli za dużo energii i uwagi kierujesz na żonę, na to co mówi i na to co robi.

Wszystko jest możliwe ;) - zwłaszcza, jak już się wydarzy.
Proponuje 99% skupienia na sobie i na dzieciach i 1% dla żony :)

I takie zadanie dla Ciebie - jak byś pisał przyszłe posty, spróbuj pisać w takich proporcjach jak powyżej.
Czyli 99% o własnych emocjach i o tym co robisz/co planujesz itd... i 1% (lub 0%) o tym co czuje i robi żona.

Taka mała wskazówka ode mnie - "odwieszająca" :)
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Ruta »

Xawery, witaj.
Mam dysonans czytając waszą historię.

Podejrzewasz u żony zaburzenia psychiczne. Jednocześnie żona samodzielnie zajmuje się dziećmi i nie widzisz w tym zagrożenia.

Powierzałam dzieci opiece męża w czasie gdy odurzał się narkotykami. Życie z zaburzoną osobą wyłącza "czujniki bezpieczeństwa". Zaburzona osoba nie powinna sama opiekować się dziećmi.

Z drugiej strony twoja żona może być osobą zdrową, bez zaburzeń, a jedynie w kryzysie. Nie wszystkie działania są wtedy racjonalne.

Piszesz, że żona wybrała mieszkanie w trudnych warunkach, dla siebie i dla dzieci, zamiast mieszkania z tobą. Z jej perspektwy była to zapewne lepsza, bezpieczniejsza opcja. Z twojego punktu widzenia nie ma ku temu żadnych powodów, a wyjaśnienia żony nie są przekonujące. Rozumiem, jak duże poczucie dezorientacji możesz mieć.

Zmiany zaczęły się w twoim odczuciu po powrocie żony z wakacji. Często mężczyzna widzi kryzys znacznie później, niż ma on miejsce zdaniem kobiety. Może szukając odpowiedzi, warto zobaczyc co było wcześniej? Jak to się stało, że żona pojechała na wakacje z dziećmi i mamą, ale bez ciebie?
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Sefie pisze: 04 gru 2022, 21:05 (..) Matki-właścicielki lubią podkreślać "szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci", szkoda że nie odwrotnie.
Właśnie tak się czuję, jak rodzic drugiej kategorii i pomoc przy dzieciach dla matki-wlascicielki.
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Niesakramentalny3 pisze: 04 gru 2022, 22:59 I takie zadanie dla Ciebie - jak byś pisał przyszłe posty, spróbuj pisać w takich proporcjach jak powyżej.
Czyli 99% o własnych emocjach i o tym co robisz/co planujesz itd... i 1% (lub 0%) o tym co czuje i robi żona.

Taka mała wskazówka ode mnie - "odwieszająca" :)
Dzięki, postaram się o tym pamiętać. To chyba najtrudniejsze, bo o ile udaje mi sie skupiac na sobie i pracowac nad soba to jednak mysli czesto uciekaja na druga stronę.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: Ruta »

Odradzam wchodzenie w role mama-właścicielka i na przyklad alienowany ojciec. W kryzysie o to bardzo łatwo, z ogromną szkodą dla dzieci.

Wiem jak trudno jest o współpracę rodzicielską w kryzysie małżenskim. Sama przez to przechodziłam i nadal przechodzę. A jednak da się. Początek tej współpracy zaczyna się w głowie. W tym jak nazywam swoją pozycję i pozycję drugiej osoby.

W moim przypadku trudność polegała na tym, że mąż nazywał się agresor. Zmiana nazwy na ojciec w kryzysie życiowym i w kryzysie nałogu pozwoliła mi zmienić optykę. I zacząć wspierać męża w sposób adekwatny do sytuacji. Takze poprzez stawianie granic. Sobie. To jedyne skuteczne granice.

Nie jest idealnie między nami, wciąż jest dużo nieprzepracowanego napięcia po obu stronach, ale jako rodzice współpracujemy całkiem dobrze.

Najbardziej cieszy mnie, że od dłuższego czasu podstawą decyzji jakie odnośnie dzieci zapadają jest dobro dzieci, prawo dzieci do stablinego spokojnego rytmu życia, opieki, a nie prawo któregokolwiek z nas do dzieci. To my się dostosowujemy. Czasem także kosztem rozłąki. Jak ja obecnie. Stałam się dla syna rodzicem dochodzącym. I to moja rola, by w tej sytuacji się odnaleźć.

Tak, powinnam miec syna na co dzień, tęsknię. Realia jednak są jakie są. Zyjemy z mężem w rozłączeniu, kryzys trwa w najlepsze. Dzialamy więc w tych konkretnych warunkach, a nie takich, jakie mogłyby być.

Wspierałam męza w odwrotnej sytuacji i dzięki temu teraz otrzymuję wsparcie od niego. O tym też warto w kryzysie pamiętać, by drugiego rodzica traktować tak, jakby samemu chciało się być traktowanym.

I nie ma znaczenia co robi "to drugie". Mój mąż, pijany i odurzony, domagał się "prawa" zabierania dziecka do kochanki. Był agresywny, gdy się temu sprzeciwiałam. Granice, szacunek dla drugiej osoby, współpraca powoli to wszystko zakonczyły. Wojna nie prowadzi do pokoju.
xawery
Posty: 25
Rejestracja: 12 sty 2022, 15:00
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: W poszukiwaniu sensu

Post autor: xawery »

Ruta pisze: 05 gru 2022, 1:25 Xawery, witaj.
Mam dysonans czytając waszą historię.

Podejrzewasz u żony zaburzenia psychiczne. Jednocześnie żona samodzielnie zajmuje się dziećmi i nie widzisz w tym zagrożenia.

Powierzałam dzieci opiece męża w czasie gdy odurzał się narkotykami. Życie z zaburzoną osobą wyłącza "czujniki bezpieczeństwa". Zaburzona osoba nie powinna sama opiekować się dziećmi.
Zgodnie z tym co powiedziala mi psychiatra, zaburzenia ktore prawdopodobnie moze miec zona, nie powinny wplywac na bezpieczenstwo i jakosc opieki nad dziecmi (to samo miala Angela i jej maz). Ja widze sie z dziecmi w poniedzialek i czwartek popoludniami, wtedy tez nocuja u mnie. Spedzaja u mnie tez cala niedziele, przedszkole wie o naszych obecnych problemach, wiec zwracaja wieksza uwage na dzieczynki i obiecaly informowac w razie czego. Starsza corka juz na tyle rozumie sytuacje, ze moge z nia porozmawiac i dowiedziec sie co robia jak sa u mamy i czy wszystko jest ok. Jak na razie nic sie nie dzialo.
Ruta pisze: 05 gru 2022, 1:25 Piszesz, że żona wybrała mieszkanie w trudnych warunkach, dla siebie i dla dzieci, zamiast mieszkania z tobą. Z jej perspektwy była to zapewne lepsza, bezpieczniejsza opcja. Z twojego punktu widzenia nie ma ku temu żadnych powodów, a wyjaśnienia żony nie są przekonujące. Rozumiem, jak duże poczucie dezorientacji możesz mieć.
To jest bardziej dziwniejsze niz myslisz, Ruta. Mamy z zona kupione wspolnie 3 lata temu mieszkanie, jako inwestycje dla dzieci, ktore podnajmujemy. W momencie, kiedy zona podjeca decyzje o wyprowadzce zasugerowalem jej, zeby zamieszkala tam. Tym bardziej, ze pietro nizej mieszka tam jej brat z partnerka i ich synem. Zona odmowila, sugerujac... ze nie chce mieszkac blisko nich, bo ich syn bedzie czesto przychodzil bawic sie z dziewczynkami a to ja bedzie rozpraszalo i przeszkadzalo. Ona wtedy chciacla sie odizolowac od wszystich, uciekala tez domu rodzinnego, nie tylko ode mnie. Dezorientacja to niedopowiedzenie :)
Ruta pisze: 05 gru 2022, 1:25 Zmiany zaczęły się w twoim odczuciu po powrocie żony z wakacji. Często mężczyzna widzi kryzys znacznie później, niż ma on miejsce zdaniem kobiety. Może szukając odpowiedzi, warto zobaczyc co było wcześniej? Jak to się stało, że żona pojechała na wakacje z dziećmi i mamą, ale bez ciebie?
Rodzice zony maja w gorach osrodek. To, plus fakt, ze zona w tamtym okresie nie pracowala, dawal jej mozliwosc wyjazdow tam praktycznie w kazdym momencie. I tak wlasnie bylo tym razem, zona oznajmila ze chce wyjechac z dziecmi na tydzien (potem z tego zrobily sie dwa) a ja niestety nie moglem wziasc urlopu z dnia na dzien. Wszystkie inne wyjazdy, wczesniej planowane, odbywalismy cala rodzina. Co do tego co bylo wczesniej - na poczatku roku pochlonelo nas planowanie budowy domu, duzo czasu o tym dyskutowalismy - w sumie nic nowego, bo podobny okres mielismy przed zakupem wspomnianego mieszkania. Pozniej, z racji tego ze dziewczynki podrosly, zdecydowalismy sie reorganizowac pokoje w naszym domu - tu tez bylo sporo rozmow, wspolpracy (chociaz tez zdazaly sie male klotnie - co i jak rozwiazac, w sumie norma). W lipcu tamtego roku (2020) wyjechalismy na weekend do Wroclawia, do zoo. Na wyjezdzie zona wybla wyjatkowo cicha i dopowiadala od niechcenia. Na moje pytania, czy cos sie stalo odpiwiadala, ze wszystko ok. Potem, w poznijeszym okresie kryzysu, miala oczywiscie pretensje ze sie nie domyslilem, bo miala niby depresje. Nie bylo miedzy nami nigdy powazniejszych klotni, nic co w jakikolwiek spsob daloby mi do myslenia, ze nasze malzenstwo jest zagrozone. Rodzina zony mieszka bardzo blisko, wszyscy w jendej miejscowosci, znaja nas od dawna, bylismy uwazani za wzorowa pare. Oczywisice dzis wszyscy sa w szoku co sie dzieje, zona z nikim nie rozmawia, ja mam problem zeby wyjasnic racjonalnie co tu sie dzieje.
ODPOWIEDZ