Nie wiem już co robić, ratunku

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Kwiatosława
Posty: 5
Rejestracja: 20 maja 2022, 18:35
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Kwiatosława »

Witajcie!
To mój pierwszy post na tym forum, nie wiedziałam, w której kategorii powinien się on znaleźć, bo sprawa jest...dziwna.
Postaram się ominąć jak najwięcej charakterystycznych detali z wiadomych przyczyn.
Jestem dziś żoną i matką. Jestem spełniona w tej roli, uwielbiam być mamą, chcę (jeśli zdrowie pozwoli) mieć troje, bądź czworo dzieci.
Mój mąż jest cudownym tatą (bo nazwać go szorstko ojcem to aż obraza :) ) i super partnerem.
Bardzo dba o dom, o nasze uczucia, o nasz związek, jest człowiekiem spokojnym, cierpliwym, czułym.
Pracuje na etat, ja jestem w domu.
Kiedy się poznaliśmy, bardzo chłodno obserwowałam rozwój naszej relacji i jego zachowania. Nie było tzw chemii, nie było motyli w brzuchu, nie było strzały amora i innych takich bajkowych rzeczy. Ot, zdrowy początek relacji.
Uczucia pojawiły się z czasem, chemia też, w sferze intymnej jesteśmy bardzo oboje dograni i absolutnie nic tu nie kuleje.
Gdzie więc kryzys?
Ano już tłumaczę.
Kilka miesięcy przed tym jak poznałam męża zakończył się mój poprzedni związek.
Patrząc po latach z wiedzą, dystansem i pomocą psychologa-bardzo toksyczny, pełen egoizmu związek.
Związek, w którym rodzice mieli dużo do powiedzenia, w którym zdarzało się nam przekroczyć granice nietykalności tzn ja jego potrafiłam spoliczkować, on mnie złapać za szyję, lub nadgarstki aż do siniaków z powodów błahych. Relacja w której słowa raniły jak noże, w której nigdy nie czułam się wystarczająco OK. Wciąż czułam, że nie jestem wystarczająco ładna, zdolna, mądra. ON był alfą i omegą, on był królem świata, on był panem i władcą. I to nie dlatego, że sam się tak stawiał. To ja go takim widziałam.
I jego mama również :P .
Na początku relacji dużo się modliliśmy razem, rozmawialiśmy o wierze, chcieliśmy bardzo wziąć ślub, planowaliśmy rodzinę.
Kiedy się poznaliśmy-to był BUM. Bratnia dusza, bliźniaczy płomień, wspólne ulubione, wspólne poczucie estetyki itd. Wszystko tak samo. Jak lustro. Ja zaczynałam zdanie, on je kończył. On pomyślał, ja mówiłam. Były motyle, był zachwyt, była fascynacja.
Zmieniłam swoje życie o 180 stopni, by móc technicznie z nim być. (nie chcę podawać detali, chodzi o miejsce zamieszkania itd)
Jednak po kilku latach wrócił do domu i...kazał się wyprowadzić. Bo się odkochał. Podobno już dawno, ale mu było żal mnie wyrzucać.
Tak wyglądała nasza historia opisana mniej-więcej.
Problem w tym, że do dziś słysząc słowa Jacka Pulikowskiego o małżeństwie, miłości, nierozerwalności sakramentu-ja myślę o nim.
Gdzieś w środku tak jakbym czekała aż się odezwie, choć wszedł w inny związek i mnie już pewnie nie pamięta (a ja mam męża i dziecko, hello!) gdzieś w środku czuję że mam złamane serce.
Wystarczy że wypiję drinka i od razu rozmyślanie bierze górę, od razu wracam do tematu, od razu...
Czuję się z tym źle, męczy mnie ten stan.
Mąż wie o mojej przeszłości, cierpliwie czekał aż to minie przez jakiś czas. I minęło. I wróciło.
O tym, że wróciło już nie wie.
To jest chore, bo wybierając nową sukienkę, fryzurę, czy kolor szminki myślę co by się tzw kowalskiemu podobało w pierwszej kolejności (nie mamy realnej możliwości 'wpadnięcia na siebie')
Chcę się od tego uwolnić. Czytam dużo książek, gonię te myśli, skupiam się na rodzinie.
Ale nadal. Śni mi się. Jak nie świadomie o nim myślę, to podświadomość robi mi nocne projekcje...
Czuję, że bez 'siły wyższej' nie dam rady. SOS. :cry:
Al la
Posty: 2729
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Al la »

Witaj, Kwiatosława, na forum naszej wspólnoty.

Zapraszam Cię na stronę pomocową http://sychar.org/pomoc/, posłuchaj konferencji z rekolekcji sycharowskich , może ks. Marka Drzewieckiego o przyczynach kryzysu w małżeństwie?
Może warto też przyjrzeć się swoim potrzebom, które i jak są zaopiekowanie?

A jak z Twoją relacją do Boga, czy Bóg jest obecny też w małżeństwie, bo rozumiem, macie sakrament małżeństwa?

W swoich postach zwróć uwagę na niepodawanie charakterystycznych szczegółów, internet nie jest anonimowy.

Pozdrawiam, na pewno w Twoim wątku odezwa się inni forumowicze.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Firekeeper
Posty: 806
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Firekeeper »

Kwiatoslawa

Mam to samo. Długo zastanawiałam się o co w tym chodzi. Oglądałam kiedyś serial i padło tam pojęcie efekt Zeigarnika. Możesz o tym poczytać mniej więcej chodzi w tym o to, że pamiętamy niewykonane zadania, często przerwane nagle, które chcieliśmy dokończyć i mogliśmy ale nie wyszło. Ja tak miałam byłam od małego dziecka zakochana w kimś i kiedy byłam nastolatką żyłam tą romantyczną miłością czekając aż zwróci na mnie uwagę. Kiedy pojawił się mój mąż byłam już zrezygnowana. Tyle lat czekałam i nic, i jak na złość wtedy ten chłopak zwrócił na mnie uwagę. I byłam jak 3 metry nad ziemią. Ale mój mąż jeszcze wtedy nawet nie chłopak przerwał to. Po prostu zaszantażował mnie wtedy, że mu zrobi krzywdę. Pamiętam, że płakałam i byłam zła na niego jednocześnie. I przez te wszystkie lata dobijałam się, że śni mi się po nocach ale mam męża, że może ze mną jest coś nie tak. Do mojego męża motylków w brzuchu nie mialam nigdy, a i jesteśmy totalnie z innych planet ale jest dla mnie atrakcyjnym mężczyzną i mnie pociąga. Po przeczytaniu o tym zjawisku doszłam do wniosku, że to ma sens i myśli dalej się pojawiają jak np a może spotkam go znów przypadkiem, w snach romantycznych to jest wszystkich. Mąż jak mi się śni to tylko jak jest z inną kobietą. Nadałam tym myślą znaczenie pod tytułem zjawisko psychologiczne. Nie dopisuję do tego czegoś głębszego. W głowie napisałam zakończenie tej historii i pożegnałam się i lepiej mi się teraz żyje.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Ruta »

Słuchałam kiedyś księdza Glasa, który mówił o takich niepozamykanych relacjach, które szkodzą małżeństwom, dobremu rozwojowi więzi. Wynikało, z tego co mówił, że można i nawet trzeba je pozamykać, nie przez egzorcyzmy, ale przez modlitwę, uczciwe rozliczenie się z przeszłością, przepracowanie jej. Ale też przez łaskę, tam gdzie trwają złe więzi duchowe, płynące ze zranień, przemocy, więzi opartych na pożądaniu, egoiźmie, niekoniecznie nawet musiało dochodzić do współzycia seksualnego, ale jeśli bylo ono częscią relacji, takie więzi duchowe i psychiczne mogą być szczególnie silne i trwac wiele lat po zakończeniu relacji. Można się modlić o pozamykanie takich nieprzeciętych więzi nie tylko w swoim życiu, ale także w życiu małżonka. Szukałam wtedy odpowiedzi na przyczyny kryzysu w moim małżeństwie. Także te duchowe.
Każde z nas weszło w małżeństwo w wieku dojrzałym, mając za sobą po ileś relacji, bardziej lub mniej udanych. I tak, okazało się, że oboje mamy swoje rzeczy z przeszłych relacji do pozamykania. Warto to zrobić nawet wtedy, gdy osoba z przeszłości już nie żyje. To wcale nie wyklucza procesu zamknięcia.
Ksiądz Glas mówił także, że takie traumatyczne więzi powstają też na skutek przemocy seksualnej, molestowania, nawet takiego jednorazowego i incydentalnego. I że to także można zamykać na drodze modlitwy, łaski oraz przebaczenia sprawcy i sobie też, jeśli wewnętrznie obwiniamy siebie za to co nam się przytrafiło (na przykład łatwowierność, czy nieumiejętność obronienia siebie).
Co do duchowych rozwiązań, to szczególnie polecana jest Nowenna do Matki Bożej Przecinającej Węzły, przebaczenie, modlitwa o uzdrowienie wzajemnych zranień z tej relacji z przeszłości lub gdy ta osoba nie żyje, podjęcie praktyki uzyskania odpustu w jej intencji oraz udział w nabożeństwach o uzdrowienie, oraz praktyka pokuty, postu, szczerego rachunku sumienia obejmująca czas takiej relacji/takich relacji i spowiedzi obejmującej tą relację.

Z perspektywy psychologii, doczytałam, że takie przywiązanie do osoby z przeszłości może oznaczać dwie rzeczy: więź traumatyczną, która jest trudna do przecięcia lub też lęk przed bliskością - wtedy łatwiej jest "pielęgnować" fikcyjną więź z przeszłości, zabezpiecza to też i uniemożliwia stworzenie bliskiej więzi w teraźniejszości.
W sumie jedna perspektywa nie wyklucza drugiej.

Na pewno w ramach pracy w kryzysie warto podjąć staranie o to by takie więzi poprzecinać, pozamykać.
Kwiatosława
Posty: 5
Rejestracja: 20 maja 2022, 18:35
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Kwiatosława »

Dziękuję za odpowiedzi. Tak, nasze małżeństwo jest sakramentalne. Kocham go bardzo i jest to miłość taka dojrzała, spokojna, zdrowa.
Bóg jest bardzo istotny w naszym życiu i domu. Mamy z Nim codzienną relację w modlitwie, a także dwa razy w tygodniu całą rodziną chodzimy na mszę do naszego kościółka. Muszę więc dalej nad sobą popracować.
Dziękuję.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Ruta »

Kwiatosława,
Sporo mi w twoim poście zgrzyta. Mąż w twoim opisie jest w zasadzie ideałem. Brzmisz jak folder reklamowy. Ale gdy sięgasz po drinka, łapiesz doła i tęsknisz za przemocową relacją.

Czemu sięgasz po drinka? Pijesz sama czy z mężem?
To ryzykowne. Szczególnie, gdy ten drink nastraja cię w sposób w jaki opisujesz. Sięganie po alkohol w sytuacji stresu, napięcia tworzy ryzyko. Ryzyko pozoru ulgi i pogłębienia się problemu z którym nic nie robimy, bo się znieczulamy. Wiem, bo takiej ulgi szukałam w pierwszym kryzysie małżeńskim. Ulga była, problem się pogłębiał. Drugie ryzyko, to ryzyko uzależnienia. Granica za którą traci się kontrolę jest niewidzialna. A przekroczyć ją o wiele łatwiej niż na ogół sądzimy. Otrząsnęłam się tuż przy tej granicy. Nawet z takiego picia, tak zwanego picia ryzykownego, tak naprawdę nie ma już powrotu do picia bezproblemowego. Nie ma sensu siebie do takiego stanu doprowadzać.

Alkohol jest dla ludzi, ale nie jest sposobem na radzenie sobie z napięciem. Nie jest też dla kierowców, dla pracowników, dla osób opiekujących się małymi dziećmi lub osobami zależnymi.
No i alkohol jest substancją działającą psychodelicznie. To narkotyk. Owszem daje uczucie ulgi, relaksu, podnosi nastrój, na chwilę, ale przynosi potem silny spadek nastroju, depresyjne myśli, obsesyjne myśli, poczucie winy.
Ilość praktyk religijnych nie zapobiega rozwojowi uzależnienia. Poznałam rodziny w których latami skrywany był problem alkoholizmu, będące bardzo blisko Kościoła, we wspólnotach, zorganizowane, pozornie wszystko tam było jak trzeba.

Zakładając, że twój mąż jest ideałem i macie szóstkę w każdym obszarze życia małżeńskiego, możliwe, że masz taki temperament, który domaga się, żeby nie było nudy. Jeśli to kwestia takich potrzeb, da się to pewnie ogranąć, bez szkody dla relacji małżenskiej.
Ale potrzebę żeby się działo można też mieć wbrew sobie, i swojej naturze, nabytą na skutek trudnych doświadczeń. Wtedy spokój jest trudny do wytrzymania. To rodzaj uzależnienia od adrenaliny. Destrukcyjny. To po części mój przypadek. Jeszcze nie dawno spokojny dzień budził we mnie więcej napięcia, niż szereg katastrof.
Warto sie sobie przyjrzeć, swoim potrzebom, motywacjom.

Opcja druga jest taka, że jest jakiś problem tu i teraz, który starannie wypierasz. To tez rodzi "nieuzasadnione" napięcie, niepokój, sięganie po drinki, ucieczki w fantazje. Ja nie wiedziałam, czemu sięgam po kieliszek wina, byłam pewna, że to normalne po cięzkim dniu. Zapytana w tamtym czasie o męża, wyrecytowałabym peany pochwalne, świetny mąż, kochanek, kochający czuły ojciec, zorganizowany, pracuje, pensję przynosi, mądry, pracowity, sumienny, pomagający w domu. Mój mąż w tamtym czasie pił, brał i mnie zdradzał.

Nie twierdzę, że twój mąż tak ma. Chcę tylko napisać, że ideał to często maska, którą my sami dla swoich przyczyn i powodów nakładamy na kogoś. U mnie do tworzenia ideału służyły wszystkie dobre sytuacje z przeszłości, które nakładałam na siebie, pomijając te trudne. Mogłam więc mówic z przekonaniem, że mąż pomaga w domu, podczas gdy od tygodnia nie kiwnąl palcem, bo po pracy palił marihuanę a potem chował się u swojej mamy, żebym się nie połapała.

Zwykle jednak w marzenia i drinki ucieka się od trudnej teraźniejszości, nie od przeszłości. Przyjrzyj się tak dla pewności jak to u ciebie jest.
Kwiatosława
Posty: 5
Rejestracja: 20 maja 2022, 18:35
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Nie wiem już co robić, ratunku

Post autor: Kwiatosława »

Hej Ruta, dzięki za odpowiedź.

Po alkohol sięgam najczęściej raz na kwartał, albo i nie-wolę się bawić bez. Mój mąż też nie pije.
Co do obrazu ideału...Nie jest ideałem. Ja też nie. Ale nie ma ideałów.
U niego tym co kuleje to kwestie nazwijmy to materialne. Nie chcę wchodzić w detale z wiadomych powodów.
Mimo to darzy mnie szacunkiem, ciepłem, ojcem jest nadal super. Nie ma drak, nie ma toksyny. Jest spokojnie i zwyczajnie OK, co daje poczucie bezpieczeństwa. Czy ma gorsze dni? Ma. Czy ma czasem tak, że warknie w eter bo wstanie lewą nogą? Tak! Idzie na spacer, odsapie swoje i jest ok.
Myślę, że to kwestia nagłego przerwania poprzedniego związku tak nagle. Mój terapeuta mówi, że to też kwestia silnego uzależnienia, idealizowania, i że takie toksyczne związki zapadają w mózg głębiej. A i że to nie miłość, tylko nie przerobione wpojone w okresie tamtego związku kompleksy, chęć udowodnienia całemu światu (Zamiast temu kowalskiemu) że jestem lepsza, warta miłości, takie o.
Pracuję nad tym.
Otwarcie po ostatniej wizycie u psychologa porozmawiałam z mężem. Planuje na kolejne spotkanie iść do psychologa razem ze mną. Może nam to pomoże odkryć co we mnie nie tak?
Zdecydowaliśmy się więcej czasu poświęcić na dzienną relację z Bogiem, szukamy w Nim oparcia, prosimy o wskazówkę i o łaski.
Może to jakaś lekcja? Nie wiemy. Trzymanie się blisko Pana na pewno nie zaszkodzi, a może i nas jako rodzinę umocni na przyszłość.

Tak jeszcze myślę...Wiara jest dla mnie bardzo ważna w życiu. Zawsze była. Na czas tamtego związku odeszłam od swoich zasad, naruszyłam relację z moimi rodzicami, zamieszkałam z tamtym chłopakiem. Że niby dwa osobne pokoje, jak lokatorzy, ale jednak napięcie między nami było ogromne, myślę, że granice wstydu były mocno nadwyrężane.
Tęskniłam za sakramentami, ale ta "miłość" do chłopaka wygrywała.
ODPOWIEDZ