Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Sefie »

Tercjan pisze: 24 kwie 2022, 16:15 Gdy mieszkałem z żoną nasze sprawy były i nadal są najważniejsze aczkolwiek nie zapominałem o telefonie do mamy oczywiście w czasie który w żaden sposób nie kolidował z czasem spędzanym z żoną na ogół było to kilkanaście minut gdy jeszcze żona była w pracy. Moi rodzice w żaden sposób nie wpływali na moje decyzje tak po prawdzie częściej byłem u teściów niż u rodziców.
Tercjan pisze: 24 kwie 2022, 16:15 I chodź moja mama w tym innym aspekcie jest dla mnie najważniejsza gdyby jednak jakkolwiek zaatakowała, naciskała bądź manipulowała byłbym w stanie się sprzeciwić i odejść od rodziny w każdej chwili dla dobra swojej żony.
Pamiętam ileś lat temu jak kłóciłem się z żoną o takie telefony. Ona twierdziła, że to 1 telefon dziennie, ja widziałem średnio 4 plus smsy. Później się ograniczyła do jednego telefonu ale to dlatego, że mama zajmowała się najmłodszym dzieckiem i do południa była u nas :lol:

Nie chcę mówić, że Twoja relacja z mamą jest zła, bo nie mi to sądzić. Być może wynika z Twojej przypadłości.
Warto jednak spróbować się zdystansować od rad, które udziela Ci mama i spróbować zobaczyć jakie miały wpływ na Wasze małżeństwo. Jaki stosunek Twojej żony i Twojej mamy był do siebie nawzajem. A w końcu zobaczyć na ile samemu się było mężczyzną i mężem i ile Twoich myśli i postaw było zagłuszonych przez taki kontakt.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Niesakramentalny3 pisze: 24 kwie 2022, 21:03
Tercjan pisze: 24 kwie 2022, 16:15 (...) aczkolwiek nie zapominałem o telefonie do mamy oczywiście w czasie który w żaden sposób nie kolidował (...)
Nie to, że chcę się czepiać, ale co Ty znów o tym telefonie do mamy.
Spomiędzy wierszy odczytuję to, jako jakiś "rytuał" ;)
Szczerze nie traktowałem tego jako rytuał od dzwoniłem kiedy był na to czas a że ten czas pandemii był dość wyizolowany, ja cały dzień byłem sam w domu zaś żona w pracy korzystałem z okazji by zadzwonić chodź nie tylko do rodziców ale i do znajomych, tak mówiąc żartem to najwięcej przegadałem właśnie z żoną ;) która dzwoniła do mnie gdy tylko w godzinach popołudniowych nie miała już ruchu w pracy wtedy potrafiliśmy wisieć na słuchawce po 2h
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Sefie pisze: 24 kwie 2022, 21:25
Tercjan pisze: 24 kwie 2022, 16:15 Gdy mieszkałem z żoną nasze sprawy były i nadal są najważniejsze aczkolwiek nie zapominałem o telefonie do mamy oczywiście w czasie który w żaden sposób nie kolidował z czasem spędzanym z żoną na ogół było to kilkanaście minut gdy jeszcze żona była w pracy. Moi rodzice w żaden sposób nie wpływali na moje decyzje tak po prawdzie częściej byłem u teściów niż u rodziców.
Tercjan pisze: 24 kwie 2022, 16:15 I chodź moja mama w tym innym aspekcie jest dla mnie najważniejsza gdyby jednak jakkolwiek zaatakowała, naciskała bądź manipulowała byłbym w stanie się sprzeciwić i odejść od rodziny w każdej chwili dla dobra swojej żony.
Pamiętam ileś lat temu jak kłóciłem się z żoną o takie telefony. Ona twierdziła, że to 1 telefon dziennie, ja widziałem średnio 4 plus smsy. Później się ograniczyła do jednego telefonu ale to dlatego, że mama zajmowała się najmłodszym dzieckiem i do południa była u nas :lol:

Nie chcę mówić, że Twoja relacja z mamą jest zła, bo nie mi to sądzić. Być może wynika z Twojej przypadłości.
Warto jednak spróbować się zdystansować od rad, które udziela Ci mama i spróbować zobaczyć jakie miały wpływ na Wasze małżeństwo. Jaki stosunek Twojej żony i Twojej mamy był do siebie nawzajem. A w końcu zobaczyć na ile samemu się było mężczyzną i mężem i ile Twoich myśli i postaw było zagłuszonych przez taki kontakt.
Tak jak już pisałem moja mama nigdy nie udzielała mi rad małżeńskich sama reprezentuje zdanie że ani rodzice ani teściowie nie powinni ingerować nasze rozmowy opierały się na zwykłych pytaniach o zdrowie bądź codzienności nie wchodzącej w sferę małżeństwa, moja żona nie widziała w tym żadnego problemu wręcz zachęcała mnie czasami bym zadzwonił i zapytał co słychać. Jeśli chodzi o rady mojej mamy oczywiście te na długo przed małżeństwem i nie tyczące się go myślę że byłem zdystansowany minimum od 14 roku życia zawsze robiłem to co chciałem nawet jeśli faktycznie wyszedłem na tym niekorzystnie
Bławatek
Posty: 1681
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Bławatek »

Witaj,

Tercjan z tego co piszesz to jesteś samodzielnym, decyzyjnym człowiekiem do tego angażującym się w domu, będącym blisko żony, a nie uciekającym np. w hobby. I pewnie gdyby nie twoje schorzenie i inne czasy to cieszyłbys się również z pracy zarobkowej, której teraz nie wykonujesz. Jeśli żona wiedziała o twoim schorzeniu i świadomie ślub z Tobą brała to nie potrafię zrozumieć czemu tak szybko u Was się posypało? Żonę przerosło życie małżeńskie? Albo kogoś poznała i zachwyciła się nową perspektywą? Dziwne... A jak wyglądało Wasze życie przed ślubem - mieszkaliście samodzielnie czy z rodzicami. Ja i mój mąż do ślubu mieszkaliśmy z rodzicami, przy czym ja zawsze samodzielna byłam, a mąż we wszystkim wyręczany przez rodziców, głównie matkę, więc po ślubie mój mąż nie potrafił się odnaleźć jako głowa rodziny choć ja go do tego zawsze motywowałam, no, ale nie był nauczony działania, brania odpowiedzialności więc bronił się rękami i nogami (zresztą, wg niego, do dziś całe jego otoczenie jest odpowiedzialne za jego niepowodzenia)

A jeśli chodzi o dzwonienie, odwiedzanie się wzajemne czy też dłuższe rozmowy z rodzicami czy bliskimi to ja nie widzę problemu o ile nie zabierają nam większości czasu, który powinniśmy poświęcać rodzinie. Np. my bardzo późno mieliśmy telefon stacjonarny, zresztą komórki też i jak się chciało z kimś porozmawiać to się jechało na kawkę (zresztą inne czasy były, bez tych ułatwiaczy życia jak np. komórki, laptopy - człowiek miał więcej czasu niż teraz). A nieraz z sąsiadami się chwilę o życiu pogadalo. Zresztą podobnie jest i dziś, choć ja właśnie wolę kontakt i rozmowę osobistą niż telefon. I jeśli takie rozmowy nie przeszkadzają żonie/mężowi i nie odciągają nas od życia rodzinnego własnego to jest OK.
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Bławatek pisze: 25 kwie 2022, 10:55 Witaj,

Tercjan z tego co piszesz to jesteś samodzielnym, decyzyjnym człowiekiem do tego angażującym się w domu, będącym blisko żony, a nie uciekającym np. w hobby. I pewnie gdyby nie twoje schorzenie i inne czasy to cieszyłbys się również z pracy zarobkowej, której teraz nie wykonujesz. Jeśli żona wiedziała o twoim schorzeniu i świadomie ślub z Tobą brała to nie potrafię zrozumieć czemu tak szybko u Was się posypało? Żonę przerosło życie małżeńskie? Albo kogoś poznała i zachwyciła się nową perspektywą? Dziwne... A jak wyglądało Wasze życie przed ślubem - mieszkaliście samodzielnie czy z rodzicami. Ja i mój mąż do ślubu mieszkaliśmy z rodzicami, przy czym ja zawsze samodzielna byłam, a mąż we wszystkim wyręczany przez rodziców, głównie matkę, więc po ślubie mój mąż nie potrafił się odnaleźć jako głowa rodziny choć ja go do tego zawsze motywowałam, no, ale nie był nauczony działania, brania odpowiedzialności więc bronił się rękami i nogami (zresztą, wg niego, do dziś całe jego otoczenie jest odpowiedzialne za jego niepowodzenia)

A jeśli chodzi o dzwonienie, odwiedzanie się wzajemne czy też dłuższe rozmowy z rodzicami czy bliskimi to ja nie widzę problemu o ile nie zabierają nam większości czasu, który powinniśmy poświęcać rodzinie. Np. my bardzo późno mieliśmy telefon stacjonarny, zresztą komórki też i jak się chciało z kimś porozmawiać to się jechało na kawkę (zresztą inne czasy były, bez tych ułatwiaczy życia jak np. komórki, laptopy - człowiek miał więcej czasu niż teraz). A nieraz z sąsiadami się chwilę o życiu pogadalo. Zresztą podobnie jest i dziś, choć ja właśnie wolę kontakt i rozmowę osobistą niż telefon. I jeśli takie rozmowy nie przeszkadzają żonie/mężowi i nie odciągają nas od życia rodzinnego własnego to jest OK.
Witam
Swoją odpowiedź zacznę może od hobby a właściwie pasję jaką jest muzyka jednakże w żaden sposób nie przysłaniała mi ona życia tym bardziej że w dobie muzyki na żądanie słuchałem jej np w drodze po żonę do pracy tak że tu żadnego problemu nie było, przeciwnie żona kupiła mi piękny instrument by rozwijać moją pasję (bym jej grał). Jeśli chodzi o pracę zarobkową starałem się myśleć właśnie w taki sposób, że jej brak nie jest wyrokiem i jeśli tylko żona mnie wspiera nie mam się absolutnie o co martwić, niestety ambicja mężczyzny brała górę gdyż nawet w tak prostym kupieniu żonie prezentu miałem duży problem gdyż chciałem dać jej wszystko nie mając tak na prawdę nic (jedynie oszczędności a także pieniądze którymi żona dzieliła się co miesiąc ze mną) to powodowało że narastała we mnie frustracja, żyłem w przeświadczeniu że tak nie powinno być niestety współcześnie wykreowany świat jak również teściowie dla których najważniejszą wartością jest praca nie pomagali w zauważeniu przeze mnie swojej własnej wartości jako godnego męża - tutaj dodam że umówiliśmy się z żoną aby nie mówić nikomu o mojej sytuacji co jeszcze bardziej mnie w pewnym stopniu frustrowało ponieważ nie potrafiłem się pogodzić z tym jak by nie było kłamstwem. Sam niejednokrotnie tłumaczyłem sobie że jestem chory lecz nigdy tak na prawdę nie umiałem się usprawiedliwić na zaistniałą sytuację, teraz już wiem że powinienem wcześniej poprosić o pomoc choćby z tymi myślami. Jeśli chodzi o nasze domy rodzinne do czasu ślubu mieszkaliśmy właśnie u rodziców. Jak w każdym domu otrzymywałem pomoc ze strony mamy aczkolwiek nigdy nie byłem wyręczany od jak w każdej rodzinie gdy poprosiłem o pomoc otrzymałem ją natomiast gdy nie prosiłem radziłem sobie sam. Z obserwacji zauważyłem że rodzina mojej żony mogła być troszkę za oschła i konserwatywna zaś moja żona była dzieckiem późnym o którym teściowie starali się długo dlatego obserwując relację mojej żony i dużo starszych od niej rodziców można było dostrzec lekki brak komunikacji. Sam zauważyłem u siebie że wzorzec dominującej teściowej przeniósł się niejako na żonę zaś ja kochając ją nie chciałem działać wbrew jej woli (nie chciałem zaogniać konfliktu) a w zasadzie będąc wtedy na współwłasności powinienem się nie wyprowadzać i napisać żonie że po prostu na nią czekam w domu, zastosowałem się jednak do wiadomości "musisz się wyprowadzić" "musisz uszanować moją wolę" sam konflikt również powstał z braku odpowiedniej komunikacji między mną a żoną a także tego że czułem się niedowartościowany i chodź mogłem robić co chce tak np: gdy żona proponowała wyjście do teściów a ja nie miałem za bardzo ochoty nie umiałem podać powodu bo przecież nie pracowałem zawodowo jak ona, mogę być w domu na co dzień i wypoczywać to wszystko a także czynniki o których wspomniałem spowodowały iż poszedłem we frustrację którą uwolniłem wyrzucając żonie kilka bolesnych rzeczy jednocześnie niejako odrzucając jej miłość w tamtym momencie jednak zaślepiony tym wszystkim nie potrafiłem ubrać w słowa tego co tak na prawdę chciałem jej powiedzieć. Myślę że żona nie poznała nikogo, znając jej przekonania wydaje mi się że po prostu bardzo ją uraziłem a jako że jest to osoba wysokowrażliwa mogła zamknąć się w tych myślach i nie potrafi ich przepracować a także nie chce nad nimi pracować. Pewne rzeczy mogły ją także przerosnąć ale uważam że to także nadaje się na terapię zwłaszcza jeśli żona sama tak bardzo pragnęła tego małżeństwa. Dziś na terapii dowiedziałem się że moja sytuacja może być rozwojowa i nic nie musi być przesądzone ponadto przed sądem liczy się zdanie dwóch osób co za tym idzie mogą nas wysłać na terapię, mimo to nie chcę się poddawać i walczyć o nasze małżeństwo. Bardzo chciałbym aby żona przeczytała książki które zamieszczone są na łamach tej społeczności aczkolwiek boję się nawet jej ich wysłać emailem ponieważ ja sam określam się po prostu jako osoba wierząca czasami nawet lekko upadająca nie chciałbym zatem by wyglądało to na usilne przekonywanie do powrotu za pomocą takich książek.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Ruta »

Tercjan,
Przeczytałam twój wątek i mam kilka obserwacji. Starasz się w moim odczuciu dobrze wypaść i spełnić oczekiwania. Te twoje, wyobrażone. Dużo się tłumaczysz.

Wiesz, sądzę, że akurat tu na forum i ogólnie w Sycharze raczej nie ma to sensu, choć oczywiście należy, jak zawsze chronić swoją prywatność. Także dzielenie się ma sens tylko w takim zakresie w jakim czujesz się gotowy. Natomiast nie ma tu grona idealnych osób, które rozliczą cię z błędów, codziennej modlitwy, i poprawności komunikacji. Nie trzeba więc sobie pudrować wizerunku. A odnoszę wrażenie, że to robisz.

Ja jestem na przykład osobą współuzależnioną. Pochodzę z trudnej rodziny. Zawaliłam w życiu mnóstwo spraw, z moją relacją z mężem włącznie. Błędy są ku wzrostowi. Porażki są wpisane w scenariusz naszego życia. Nie mamy ich ukrywać jak myślę, tylko się na nich uczyć. Także w relacji z Bogiem nie wzrastałam dotąd drogą spokojnych modlitw i złożonych rączek, a od kryzysu do kryzysu, włącznie z głębokimi kryzysami wiary. Jestem ostatnią osobą, która może kogokolwiek ocenić. Jak poczytasz wątki, zobaczysz ludzi, nie ideały. Ty też jesteś człowiekiem, to naturalne, że czasem albo i częściej zawalasz. Taka nasza ludzka kondycja.

Zanim napiszę trudną rzecz, napiszę to, co widzę pozytywnego. Odbieram cię jako wartościowego i mocnego człowieka, z dużą refleksyjnością, ale i dużym zasobem pozytywnej męskości, tylko jeszcze niedoświadczonego i niepewnego siebie... może trochę stłumionego. Parę razy napisałeś o swojej męskiej ambicji, o frustracji, o niezgodzie na kłamstwo, na sytuację i na ukrywanie tej sytuacji w jakiej się w swoim małżeństwie znalazłeś. I o tym, że nie miałeś w niej komfortu, czułeś się gosposią. Czyli nie w swojej roli. W tych fragmentach wydałeś mi się autentyczny i szczery. Zarazem mam wrażenie, że masz wyrzuty sumienia za taki sposób odczuwania i za wszystkie trudne emocje złość frustrację. Nie ma w nich nic złego, jeśli akurat jesteś młodym mężczyzną na początku samodzielnego życia. W nich jest zasób i energia do pójścia naprzód, zmiany. Jesli zostaną użyte ku zmianie, a nie rozładowane na żonie przez raniące słowa, czy bierną agresję.

Teraz to co trudne. Mam wrażenie, że sporo faktów naciągasz, żeby te wyobrażone oczekiwania innych spełnić. Napiszę, gdzie mi przy czytaniu najbardziej dzwoniło: przy tym co napisałeś o codziennej indywidualnej modlitwie twojej i żony, o swoich spokojnych ale nerwowych reakcjach podczas kłótni, o twoim stałym uczestnictwie w Mszach Świętych co niedzielę i Święta, i o twojej relacji z mamą, szczególnie o tym, że mama nie udziela ci rad co do małżeństwa.

To co napisałeś o relacjach twojej żony z jej rodzicami, nie brzmi mi jak obserwacja młodego mężczyzny, ale jak cytaty z teściowej. Gdzie ty jesteś, Tercjanie?

Nie chcę cię rozliczać, ani nakłaniać do kolejnego tłumaczenia się. Ale taki sposób komunikacji mógł mieć wpływ na twoją relację z żoną.

Od mojej terapeutki nauczyłam się takiej fajnej zasady słuchania innych. Nawet gdy czujesz złość i niezgodę na to co słyszysz, załóż na chwilę, że w tym co mówi druga osoba jest 3 procent prawdy. Twoja żona mówi, że kłamiesz. W jej odczuciu tak właśnie mogą wyglądać twoje komunikaty, w których dbasz o swój wizerunek i starasz się dobrze wypaść. Można się w nich łatwo zgubić.

Sporo napisałeś o mamie. Relacja z mamą może być częścią problemu, nie wykluczałabym tego tak radykalnie. A miałeś kiedyś lub masz relację z tatą?

Macie jakiś kontakt z żoną? Jak sobie radzisz? Jak wyglądają teraz twoje dni? Masz pomoc i wsparcie?

Zajrzałeś do ogniska sycharowskiego? Jak nie, to poszukaj w okolicy i korzystaj. Nie bądź w kryzysie sam.
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Być może to odczucie jest spowodowane tym że zawsze ubierałem wszystko w słowa, niejednokrotnie zwracano mi uwagę na ten fakt że nie trzeba tego robić czasami wystarczy kilka prostych słów. Prawdą jest jednak też to że pisząc swoje posty tu na forum czułem do siebie wstręt za każde złe słowo które powiedziałem żonie, czułem – czuję się jak ten ostatni najgorszy tyran najchętniej wylistował bym te wszystkie złe słowa chodź wiem że jest to niepotrzebne. Dlatego opisując to wszystko bałem się by nie zostać odrzuconym a jednocześnie rozliczyć się ale przed samym sobą. Wczoraj dowiedziałem się jednak że najważniejszym jest przyznać się do błędu i walczyć z tym co ten błąd powoduje.

Jeśli chodzi o wiarę jak już wspomniałem miałem w swoim życiu kryzysy i faktycznie też nie była to relacja z Bogiem na „złożone do modlitwy rączki” przyznam się że w tej modlitwie właśnie najlepiej czułem się w takim wolnym dialogu z Bogiem podczas chociaż by robienia porannej kawy lub gdy gram na swoim instrumencie. Tu także się wystraszyłem przed oceną społeczności ponieważ bardzo ważna jest także ta klasyczna modlitwa którą bądź co bądź zaniedbałem.

To prawda jestem osobą o dużej ambicji i honorze jednakże z małymi możliwościami a także masą kompleksów. Mimo że w życiu codziennym nie zawsze zauważałem ich obecności tak zawsze podświadomie je czułem. Odczuwałem ogromną presję wręcz pewnego rodzaju zazdrość w kwestii zawodowej, nie potrafiłem pogodzić się do końca z tą rolą która mi przypadła chodź tak naprawdę dopiero teraz kilka osób powiedziało mi że to nic złego, że czasami tak się w życiu zdarza. Nie dostrzegałem także alternatyw które co prawda nie są klasyczną pracą zawodową aczkolwiek przynoszą zyski i można się przez nie realizować. Aktualnie w ramach walki staram się zorganizować sobie takie zajęcie, póki co są problemy o których napiszę przy swoim zdrowiu ale mam nadzieję że z czasem wszystko się uda. Tak to prawda mam ogromne wyrzuty sumienia za sposób odczuwania tych emocji właśnie w taki sposób gdyż ta frustracja prowadziła głównie do spięć z żoną (wyładowaniu jej na niej). Ja sam zaś nigdy nie pracowałem nad tą frustracją ponieważ w domu rodzinnym nie odczuwałem jej tak bardzo. Tutaj zetknąłem się z życiem i kobietą której chciałem tak bardzo wszystko dać lecz nie mogłem tego zrobić. Sama żona zarzuca mi także że przed ślubem byłem inny ja uważam jednak że w domu rodziców także miałem swoje wzloty i upadki które niejednokrotnie jej opisywałem.

Jeśli chodzi o spokojne aczkolwiek nerwowe reakcje nie za bardzo wiedziałem jak je precyzyjnie opisać i to mój błąd ponieważ chciałem opisać jak najlepiej a wyszło niejasno. Było to wyrzucanie na żonę słów, moja żona jest osobą cichą która tłumi emocje ja zaś swoje wyrzucałem lecz w ten najmniej odpowiedni sposób podniesionym głosem. Parę dni temu spotkałem się także z księdzem prowadzącym tę wspólnotę i dowiedziałem się że weszliśmy w to małżeństwo zbyt dynamicznie co mogło nawarstwiać te konflikty ponieważ każde z nas chciało niejako postawić na swoim, ja odczekać żona zaś brać ślub szybko właśnie to mogło być tym powodem stresu który się odkładał. Niestety nie zauważyłem czerwonej lampki już na początku gdyż powinniśmy zacząć właśnie od terapii lecz gdzieś w trakcie dialogu doszliśmy do wniosku że jesteśmy kochającym się małżeństwem ja to trochę wykorzystałem i zamiotłem pod dywan. W kwestii uczestnictwa we Mszach Świętych robiłem to regularnie chodź faktycznie pod wpływem tych emocji nierzadko gdzieś czułem się taki rozkojarzony, często szukałem motywacji by wyjść lecz zawsze nawet w tych upadkach było we mnie to poczucie że to spotkanie z Bogiem mi pomoże.

W swoich relacjach z mamą nigdy nie otrzymywałem rad odnośnie samego małżeństwa, moja mama jest osobą która uważa że sprawy małżonków to świat do którego rodzice/teściowie nie powinni się mieszać. Oczywiście jeśli poprosiłem o poradę otrzymywałem ją ale były to tylko porady techniczne np: jak usunąć plamę z kanapy, jak gotuje się danie którego ja nigdy nie robiłem a chciałem je ugotować chodź nawet w takich przypadkach korzystałem bardziej z pomocy internetu.
Zgadam się moje przemyślenia zabrzmiały trochę jak przemyślenia typowej teściowej chodź są to moje osobiste obserwacje. Jak już wspomniałem za równo żona jak i ja jesteśmy osobami które wszystko chciały by robić same, w małżeństwie żona z miłości wręcz chciała wyręczać mnie we wszystkim. Oczywiście mówiłem jej o tym i z czasem pewne rzeczy robiłem. Tutaj taki przykład jakim jest płacenie rachunków, powiedziałem żonie że chcę to robić ona pracuje ja co prawda nie zarabiam ale mogę to robić gdyż mamy wspólne konto. Otrzymałem wtedy od żony odpowiedź „dobrze, ale czy to oznacza że nie będę mogła niczego robić ?” gdzieś mimo tej miłości jest między nami ten brak komunikacji nad którym chciałbym z żoną pracować. Ponadto to właśnie sposób komunikacji zawiódł z mojej strony ponieważ pogubiłem się w emocjach, dodatkowo moja choroba która jednak wpływa na nagłe zmiany nastroju i może powodować takie wybuchy wcale nie pomagała.

Moja relacja z ojcem jest dość trudna nie chciałbym wchodzić w szczegóły i opowiadać tych wszystkich lat i problemów Dziś ta sytuacja się poprawiła mimo tych wszystkich rzeczy dostrzegłem w ojcu osobę która się starała tylko miała problem i nie chciała z nim walczyć. Trochę widzę w nim siebie samego bo w końcu ja sam zignorowałem problem myśląc „po co nam terapia”. Chodź moje obecne relacje z ojcem są powiedzmy dobre tak jednak nie potrafię z nim rozmawiać. On sam także jest osobą z gatunku „pakuj się zabierz tylko swoje rzeczy wracaj do nas daj jej rozwód i odetnij się od niej” takie słowa usłyszałem opowiadając mu o tym co się stało.

Z żoną mam kontakt ograniczony, w zasadzie nie wiem nawet jak go określić na pewno nie zablokowała mnie ale jeśli już to piszemy tylko przez Messenger. Żona dotychczas zaczęła 2-3 rozmowy ja również 2-3 gdyż na jedną nie odpowiedziała (pytanie o jej zdrowie gdyż mówiła dzień wcześniej że ma gorączkę). Ostatnia zaś jakieś dwa dni temu z mojej inicjatywy gdyż po spotkaniu z księdzem prowadzącym regionalnie ognisko Sychar otrzymałem poradę aby jak najszybciej skontaktować się z żoną. Tutaj prawdę powiedziawszy ksiądz mówił bym zadzwonił do żony ale znając żonę wiedziałem że mogło by to jedynie zaognić problem. Prowadząc pisany dialog na Messenger umówiłem nas z żoną na spotkanie online z doradcą życia rodzinnego ze wspólnoty podobnej do Sychar. Żona zastrzegła jednak że jeśli będzie do czegokolwiek przekonywana od razu się rozłącza, nie wiem zatem jak przebiegnie ta rozmowa.

Radzę sobie bardzo kiepsko, to wszystko mnie przerasta, żyję w ciągłym lęku, trudno mi się zorganizować za równo psychicznie jak i technicznie gdyż nawet założenie konta bankowego jest teraz trudnością. Sam spacer jest utrudniony gdyż od ostatnich dwóch dni nasiliły mi się objawy mojej choroby, idąc nieco szybciej czuję wstępne objawy napadu mojej choroby. Oczywiście z tym także udam się do lekarza ale to już po tej chyba decydującej rozmowie z żoną na poradzie online. Przeszedłem także załamanie nerwowe
Co do pomocy jestem na terapii w ośrodku interwencji kryzysowej ponadto jak już wspominałem byłem na rozmowie z księdzem prowadzącym w moim regionie Sychar. Dzwoniłem także do wspomnianych doradców u których mam tą poradę online z żoną. Oczywiście niezależnie od wyniku rozmowy z żoną bardzo prosiłbym Sychar o pomoc.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Ruta »

Korzystasz ze wsparcia psychiatry lub terapeuty? Konsultacja z psychiatrą nie szkodzi, lepiej pójść niepotrzebnie i na zapas, niż trafić w stanie zaawansowanego zombie. Ja poszłam jako zombiak, w ostatniej chwili przed fazą totalnego złamania nerwowego. Terapia także pomaga przebrnąć wiele rzeczy.

Milej się ciebie czyta, jak nie chowasz się przed tym co twoim zdaniem jest oczekiwaniami czy wymaganiami innych. A nawet umiesz dostrzec w sobie, że jakiejś tam oceny się bałeś. To cenne, niewiele osób potrafi na siebie spojrzeć z dystansu. Coraz bardziej mam wrażenie, że Tercjan to sympatyczny młody mężczyzna. W Sycharze nikt cię nie oceni za brak stałej modlitwy :) Ale swoją drogą warto ją podjąć. Może zacznij od Litanii Loretańskiej, mamy miesiąc Maj, cały dla Matki Bożej. Jeśli dotąd nie odprawiałeś tego nabożeństwa, może czas w tym roku zacząć, nie jako obowiązek, codziennie. Zobacz, czy się w tym odnajdziesz.

Litanię możesz odmawiać codziennie prywatnie, ale warto zajrzeć do Kościoła na nabożeństwo majowe. Albo pośpiewać sobie z nagraniem z You Tube. Albo znaleźć parafię w której jest bardzo pięknie śpiewana. Albo samemu nauczyć się ją grać, wyczytałam, że lubisz muzykę i grasz na jakimś instrumencie :) Zaprzyjaźnienie się z Matką Bożą w kryzysie małżeńskim, to zawsze dobry pomysł.

Fajnie, że jeździsz do Ogniska. Myślałeś o udziale w rekolekcjach? Zapewne w nasileniu przypadłości nie podróżujesz sam, ale na pewno znajdzie się jakaś dobra duszka, która cię zawiezie i przywiezie.

Mam jeszcze jedno pytanie, tego w twoich postach nie znalazłam. Co cię rozbawia, co ci sprawia przyjemność, czy masz jakieś swoje pasje, zainteresowania?

Wspieram modlitwą :) Dorzucę cię do swoich intencji na ten tydzień na moje majówki :)
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Tak jak już wspomniałem korzystam ze wsparcia terapeuty. Byłem także diagnozowany u psychiatry gdy przeszedłem załamanie nerwowe w którym straciłem kontakt z otoczeniem, dzięki bliskiej osobie nie popełniłem samobójstwa . W chwili obecnej do stałych leków mam dołączony jeszcze jeden który przez pewien czas brałem codziennie obecnie zaś biorę go w tych stresujących chwilach, przynajmniej pomaga minimalnie zasnąć. Tutaj dodam że będąc świadomym nie mam myśli samobójczych mimo to jak już wspomniałem trzymam się bardzo kiepsko.
Dziękuję za tak piękną opinię na mój temat, niestety jeszcze półtorej miesiąca temu nie potrafiłem odnaleźć w sobie tego wartościowego mężczyzny a czułem się jedynie jako dodatek. Chodź żona zawsze powtarzała mi że tak nie jest zakopywałem się w tym negatywnym przeświadczeniu co przerzucało się na relację z żoną. Chciałem być lepszy za wszelką cenę, zatraciłem się w tym wszystkim dodatkowo zmiany nastrojów spowodowane chorobą dawały żonie poczucie że jestem zmienny w poglądach i kłamię.
Co do Litanii Loretańskiej oraz Litanii do Serca Jezusa od kilku dni odmawiam je jednocześnie akompaniując sobie gdyż tak się składa że moim instrumentem są organy. Co prawda jestem samoukiem bez wykształcenia w tym kierunku – nie znam nawet nut dodatkowo mam też problem z koordynacją (pomyłkami) ale staram się robić to na swój sposób. Staram się także odmawiać modlitwę za małżeństwo grożące rozpadem.
W samym ognisku jeszcze nie byłem, spotkanie jest dopiero w drugiej połowie maja z tego co się dowiadywałem. Mam jednak telefon do księdza prowadzącego regionalną formację Sychar. Na pewno skontaktuję się z nim ponownie po 4-tym maja gdy w towarzystwie doradcy rodzinnego z innej wspólnoty odbędę z żoną rozmowę / poradę online, nawiasem mówiąc niesamowicie boję się tej rozmowy. Niezależnie jednak od jej finału zgłoszę bądź zgłosimy się do Sychar. Nawet jeśli w trakcie tej porady uda mi się porozumieć z żoną będziemy potrzebowali terapii.
Prawdę mówiąc mam kilka pasji lecz jestem osobą która w problemach nie umie się na niczym skupić mało tego w każdej z tych pasji widzę swoją żonę. Jeśli chodzi o moje zainteresowania przede wszystkim jest nią muzyka gram jak również bardzo dużo słucham, kolekcjonuję płyty winylowe (i nie tylko). Ponadto bardzo lubię technikę – komputery, dobrą kawę i herbatę oraz długie spacery oczywiście z ukochaną (których niestety w monotonii życia nam brakowało).
Bardzo dziękuję za wsparcie modlitewne oraz pięknym słowem
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Ruta »

Tercjan,
Codzienna stała formalna modlitwa pomagała mi się trzymać, wyciszać. Warto podjąć jedną stałą modlitwę, posiedzieć sobie z nią, porozmyślać. Nadmierne obciążanie się modlitwami nie pomagało.
Lubię Litanię Loretańską i jej wezwania. Co to dla mnie znaczy, że Matka Boża jest "przedziwna", lub że jest "wieżą". To modlitwa piękna i pełna zagadek, jak Sama Matka Boża.

Nie wyklucza to modlitwy-rozmowy. Myślę, że potrzebujemy obu tych form modlitwy i wielu innych także.

Zajrzyj też może któregoś dnia na nabożeństwo majowe, modlitwy wspólnotowe to także ważna forma modlitwy. No i ruszysz się z domu. Dla mnie Kościół, obecność w nim, był w kryzysie i nadal jest dobrym oparciem, Msze Święte, Adoracja, Nabożeństwa. No i ruszam się z domu.

Skoro nie znasz nut, może czas się ich nauczyć? Na You Tubie jest trochę lekcji. Można też kupic dobre samouczki. Trochę samodyscypliny w kryzysie także pomagało mi się nie zapaść. A nauka czegoś nowego takiej odrobiny dyscypliny i stałości wymaga.

Do ogniska zajrzyj. To także dobry i sprawdzony sposób na umocnienie się, otrzymanie wsparcia, wyjście poza siebie. Warto.

Po trudnych okresach w życiu przychodzą te lepsze. Jaką muzykę lubisz? Zastanawiam się, czy skoro twój instrument to organy, to klasyka, czy raczej jakaś bardziej współczesna?
Tercjan
Posty: 14
Rejestracja: 20 kwie 2022, 0:39
Płeć: Mężczyzna

Re: Kryzys w młodym małżeństwie - widmo rozwodu

Post autor: Tercjan »

Na chwilę obecną niestety nie czuję ulgi zwłaszcza po wczorajszych wydarzeniach które jeszcze po krótce przedstawię. Jeśli jednak chodzi o stałą modlitwę podjąłem 3 krótkie. Pierwsza o małżeństwa zagrożone rozpadem zaś 2 kolejne (do Św. Rity) które odmawiam zamiennie. Pierwsza o dobre przeżycie dnia i siłę druga natomiast w sprawach trudnych i beznadziejnych. Staram się nie obciążać modlitwami ponieważ wiem że nie liczy się ilość a jakość.
Co do samych Litanii Loretańskiej oraz do Serca Jezusa są one dość proste w melodii i chodź nie gram ich jak typowy organista, mam swój schemat akordów który pasuje i na tej podstawie mimo pomyłek bardzo lubię je grać. Modlitwa wtedy staje się dla mnie czymś zupełnie nowym, niesamowicie polubiłem tę formę.
Próbowałem podjąć naukę niestety w moim przypadku i tu choroba nie jest ułatwieniem. W tym momencie nie jestem już w stanie przyswoić takiej wiedzy. Mam duże problemy z koncentracją, przedmiotami ścisłymi, z resztą na tym polu również zazdrościłem bardzo żonie gdyż zdała maturę ja zaś nie mogłem. To także doprowadzało do sytuacji w których byłem trudny dla żony gdyż czułem się gorszy.
Tak się składa że wczoraj przed rozmową z żoną o której za chwilę napiszę byłem na majowym na które jeszcze na pewno się wybiorę. Muszę jedynie przychodzić wcześniej ponieważ te pierwsze kilkanaście minut niezależnie od Nabożeństwa nie umiem powstrzymać łez. Wychodzę na spacery do cichego parku by tam też porządnie się wypłakać. Mówiąc to nawiasem też przed łzy chyba niedługo ich mi zabraknie.
W tym miejscu mam takie pytanie, jak działa takie ognisko ? czy poza spotkaniami formacyjnymi jest miejsce gdzie mógłbym iść choćby jutro ? coś na zasadzie dyżuru pogotowia ? Przyznam że chciałem iść już dziś przy czym z tego co się orientowałem są to spotkania w konkretnych terminach. Może zna ktoś miejsce w które można iść każdego dnia by przede wszystkim nie robić komuś kłopotu i nie być samemu. Dziękuję za wszelką pomoc.
Chodź dziś gdy każdego dnia coraz bardziej tracę swoją ukochaną w dodatku ze swojej winy ciężko mi uwierzyć że po tych złych okresach przychodzą te lepsze. Aczkolwiek ufam Bogu że nie da mi zginąć przyznam że gdyby nie On i bądź co bądź ta trudna często zaniedbana z Nim relacja dziś nie pisał bym do Państwa ponieważ już dawno coś bym sobie zrobił. Chroni mnie jednak ta relacja a także myśl o mojej żonie że chodź nie chce dialogu ja pragnę przy niej być choćby tu gdzie jestem. Kto wie może za tydzień, miesiąc, rok będę jej potrzebny chcę zatem być na warcie. Nie wiem kim będę do tego momentu, nie wiem czy nie ulegnę załamaniu, ale tak długo jak będę miał siłę tak długo będę dla niej.
Przechodząc do tematu muzyki a niejako nawiązując do dobrych i złych dni zacytuję początkowe słowa utworu „Niecierpliwi” którego ostatnio słucham „Noc się kiedyś skończy”. Jeśli chodzi o muzykę jakiej słucham chyba lepiej było by abym napisał jakich gatunków nie słucham. Tak naprawdę nie lubię jedynie disco polo oraz hip hop-u chodź jeśli chodzi o ten drugi nurt mam kilka wybranych pozycji. Zgadza się bardzo lubię muzykę organową, w swojej kolekcji czarnych krążków mam dużą ilość klasyki. Aby po krótce przybliżyć to czego słucham poza wspomnianą już klasyką pozwolę sobie wypisać kilka tytułów:
Mikołaj Hertel – „Powitania i Rozstania”, Józef Skrzek – „Objawienie”, Alex Band – „Zderzenie Myśli”, Al Jarreau – „After All”, Shinji Tanimura – „Īhitabidachi”. To jedynie kilka przykładów utworów / artystów jakich słucham. Sam także próbowałem swoich sił. Gdy w skutek pewnych wydarzeń moje drogi jeszcze wtedy dziewczyną a dziś żoną rozeszły się na około rok ułożyłem dla niej pewną krótką prostą improwizację opartą na Largo, jest ona na YouTube pod nazwą „Clamoris in E-Minor: St. Anna”
Nawiasem pisałem także książkę której do dziś nie skończyłem, planowaliśmy z żoną by ją ukończyć zwłaszcza że ona sama jest miłośniczką książek lecz nigdy nie było okazji. Sam dziś stojąc w obliczu rozwodu nie mam siły by podjąć jej kontynuację i napisać choćby słowa więcej, nawiasem to miał być happy end.
Na zakończenie poruszę sprawy najsmutniejsze czyli mój kontakt z żoną. Wczoraj w towarzystwie małżeństwa należącego do innej wspólnoty pomagającej małżeństwom w kryzysie odbyliśmy grupową poradę / mediacje. Niestety nie wniosła ona zmian, moja ukochana w dalszym ciągu obejmuje stanowisko rozwodowe. Proponowano nam indywidualne spotkania online bądź grupowe rekolekcje wyjazdowe dla małżeństw. Żona na chwilę obecną nie chce korzystać z żadnej z form pomocy, tłumaczy to faktem iż podjęła już decyzję i miała dużo czasu na przemyślenia. Rozumiem ją gdyż niesamowicie ją skrzywdziłem aczkolwiek w duchu mam nadzieje że po mimo swojej decyzji zechce spróbować. Sam umówiłem się na takie indywidualne spotkania, które są także tym samym co moja terapia wzbogacona o rozwój duchowy i poznanie siebie. Po mimo iż rozumiem żonę – wiem jak wiele złych słów usłyszała ode mnie, słuchając świadectwa tych Państwa mówiących jak wiele gorszych słów padło w ich małżeństwie, jak wiele sytuacji się zdarzyło których w moim małżeństwie nie było doszedłem do wniosku że moje małżeństwo jest jak najbardziej do uratowania. Potrzeba jedynie chęci tych dwojga osób, przełamania obaw które ma moja żona – że ta sytuacja znów się powtórzy i wrócę do stanu powszedniego. Obaw które również i ja miałem w trakcie naszego związku.
Wszystko w rękach Boga
ODPOWIEDZ