Podsumowując dzisiejszy dzień:
- rozmowa z dzielnicowym " żona chce się rozejść za porozumieniem stron, była spokojna itd, żadnej karty nie mam założonej, dzielnicowy przemyśli i zastanowi się co może zrobić aby nam pomóc, powiedziałem że jest małe dziecko, i mimo tego co ja zrobiłem, co zrobiła żona, nadal ją kocham i będę ratował to małżeństwo nie dla siebie nie dla żony ale dla naszego synka. Powiedziałem również że mieszka już mamusia i jeszcze wprowadzi się tatuś. że chcą mnie wywalić z tego mieszkania. Zastanawiam się jak chcą to zrobić, czy eksmisją czy po prostu chcą mnie wyrzucić, czy żona będzie "żoną uciekającą z dzieckiem" wtedy zgłoszę po prostu uprowadzenie. Pokrzyżowałem im plany z mieszkaniem tylko nie wiem jakie - tym że nie chcę się wyprowadzić.
Choć może tym gestem rozgniewałem teściów i zonę może odbierze to też jakoś pozytywnie choć nie wiem.
- pozew złożony 03.11 jutra jadę go zobaczyć po czym jadę do radcy prawnego.
- jutro jeszcze mam spotkanie z opiekunem Sycharu.
A teraz do rzeczy kowalski podobno z nią zerwał i wrócił na właściwą drogę. To pokaże czas, mam nadzieję że to prawda
Żona chcę rozwodu bo ją zawiodłem, szpiegowałem, śledziłem, zdradziłem , nie ma do mnie zaufania, itp - ale skończyłem z tym w co ona nie wierzy i ma do tego pełne prawo.
Czego bym chciał w tym temacie, powoli to zaufanie odbudować, mam nadzieję że małymi kroczkami mi się uda.
Macie jakieś pomysły, rady??
Następny temat teściowie którzy razem z moją żoną się nakręcają na całą sytuację - tak nie byłem święty zdradziłem żonę przed ślubem 5 lat temu, wcześniej dochodziły jakieś kawy spacery z innymi dziewczynami i byłą dziewczyną, teraz skończyło się na mailowaniu i Chwała Bogu za to choć nie powinno dojść do tego. Dziś żałuję jak nie wiem co tego wszystkiego co złego jej wyrządziłem tych wszystkich swoich błędów, nie wiem czy będzie mi dane naprawienie ich dla niej i zdobycie jej na nowo. Nie chcę się poddawać choć cały czas słyszę że nas już nie ma i nigdy nie będzie, nie kocha mnie itd.
Ciężko to będzie posklejać ale mam nadzieję że z Boską pomocą to się uda.
Wczoraj ktoś mi powiedział że jeśli by mnie choć trochę Kochała to by mi to wybaczyła, że oboje się nie szanowaliśmy tak jak trzeba i że może ona wyszła za mnie bo nie miała innej perspektywy ja byłem z nią 10 lat zawsze wracałem i zawsze przy niej byłem poza tym ostatnio stwierdziła że mnie zmusiła do ślubu
bo powiedziała albo ślub albo rozstanie, nie wierzy mi że stanąłem przed ołtarzem dlatego że ją Kocham a nie dlatego że mnie zmusiła.
Fakt ta miłość nasza moja do niej b=nie była nie jest idealna bo porozumiewamy się innymi językami miłości. Język mojej żony to język przyjmowania podarunków bo zawsze lubiła je robić a mój to język dotyku bo zawsze się lubiłem do niej tulić. Tak mi się wydaje.
Staram się jak najwięcej bawić z dzieckiem i nim zajmować choć jak śpi w dzień to wychodzę z domu aby nie być z teściową potem pewnie mi zarzucą że wychodziłem itd.
Dziś ugotowałem mu obiadek, poprasowałem jego rzeczy i tu przytyk żony (jeden jedyny bodziak który wyprasowałem na lewej stronie - "od kiedy się prasuję na lewej stronie" taka mała uszczypliwość.
A jak się czuję z tym wszystkim, dziwnie spokojnie, odmówiłem dziś różaniec modląc się w intencji mieszkania z synkiem jak najdłużej, wróciłem z rozmowy z dzielnicowym i powiedziałem " nie wyprowadzam się jeśli chcecie zróbcie to formalnie"
Teściowa nie może patrzeć na mnie...
Czy boje się czegoś, martwię się że nie.
Martwię się tym że żona nadal prze do rozwodu bo złożyła pozew i nic się nie zmieniło, czy kowalski wywarł na niej taki wpływ że mimo tego że nie jest z nim to nadal chce rozwodu i nowego życia bo mama i tata pomogą jej w wychowaniu dziecka a moja decyzja wpłynie na utrudnianie mi przez nich kontaktu z dzieckiem.
kowalski to osoba głęboko wierząca która się pogubiła mam nadzieję że zejdzie się ze swoją żoną tego mu życzę z całego serca.
Może dziś w nocy przeczytam cały swój wątek i przemyślę wszystko jeszcze raz czyli swoje życie, małżeństwo, wyprowadzkę, życie...