Niesakramentalny3

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nowiutka

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Nowiutka »

Niesakramentalny3 pisze: 30 paź 2022, 1:51 Cóż... dzieciaki obserwowały tę sytuację oddalenia się rodziców od siebie co najmniej od 5 lat.
Więc siłą rzeczy... i czasu... jakoś - mniej lub bardziej się do tego przyzwyczaiły... okrzepły.

Na pewno jest tak, że dzieci chciałyby widzieć swoich biologicznych rodziców razem. Zgoda.
(zwłaszcza, jak nie widziały zbyt wielu kłótni... o ile jakiekolwiek).
(...)
... ale z tego co czuję - to owo zdawkowe "OK" wypowiadane przez dzieci - ... to jest bardziej na zasadzie - "Nie będziemy mówić tacie, że mamie jest całkiem dobrze" - żeby nie robić tacie przykrości - i być może podobnie jest w drugą stronę... bo dzieciaki - nie wiem czy wszystkie, ale moje na pewno, mają w sobie coś takiego, że starają się (mimo że nie muszą ani nigdy nie musiały) - bronić/chronić... tego czy drugiego rodzica.
Ad. 1 dzieci nigdy się nie przyzwyczajają, zawsze chcą rodziców razem. Tak kwantyfikator wielki, ale są to też słowa jakie usłyszałam od psycholog dziecięcego.
Ad.2 to już jest konflikt lojalności jak dla mnie. Jak współuzależnione będą chodzić na palcach by nikogo nie urazić. Potrzebują poczucia bezpieczeństwa.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Niesakramentalny3 »

Bardzo dziękuję za stawianie diagnoz, oceny i "rady" ;)

Ja określiłem przypuszczenie, skąd może brać się takie a nie inne zachowanie.
Może być zupełnie inne.

Dzieci nie chodzą na paluszkach ;) - no przynajmniej u mnie.
Są w wieku nastoletnim, więc i trzaśnięcie drzwiami się zdarzy czy jakieś "wydarcie się" :P

Poczytałem trochę o konflikcie lojalności - przykłady z jednej ze stron.
Na szczęście nic takiego między mną a bcż nie występowało.
Było sporo niefajnych momentów, ale "pogrywania dziećmi" - odpukać - nie było.
Oto kilka przykładów komunikatów nasilających konflikt lojalności:



„Nie dziwię się, że kłócisz się z matką/ojcem. Zawsze był(a) szurnięta/y” – gdy obrażasz drugiego rodzica prawdopodobnie dziecko nie wie jak się zachować, jest mu przykro, że mówisz źle o osobie, którą kocha.


„Tylko nie mów matce/ojcu co ode mnie dostałaś na urodziny”. Wciąganie dziecka w układy, zobowiązywanie do tajemnicy stawiają dziecko w opozycji do drugiego rodzica. Czasami zmusza to dziecko do okłamywania któregoś rodzica lub obojga rodziców.


„Jeśli chcesz mieć te markowe buty pogadaj z matką/ojcem. Dostaje ode mnie mnóstwo kasy na alimenty” lub „Każ ojcu/matce dać Ci 500 zł na dentystę w przyszłym tygodniu”. Rodzice na temat wydatków na dziecko powinni rozmawiać ze sobą – osobiście, telefonicznie, e-mailowo czy smsowo. Dziecko może się bać, wstydzić pytać o pieniądze oraz poczuć się ciężarem dla rodziców.


„Czy matka/ojciec jak spędza z Tobą weekend to pije alkohol?”. Jeżeli masz takie podejrzenia sam to sprawdź. Nie zmuszaj dziecka do donoszenia na drugiego rodzica.


„Nie musisz wracać na 17.00. Urodziny babci są mniej ważne niż czas spędzony ze mną”. Należy trzymać się ustaleń, jakie zostały podjęte z drugim rodzicem. Jeżeli to się nie dzieje, dziecko może obawiać się reakcji drugiego rodzica na wprowadzone zmiany, poczuć się winnym, że „zdradza” drugiego rodzica.


„Masz obowiązek powiedzieć mi co matka/ojciec mówi o przygotowaniach do sprawy w Sądzie”. Dziecko nie powinno wiedzieć o przygotowaniach do sprawy sądowej, czytać akt sądowych i słuchać relacji ze sprawy. Jeżeli dziecko ma zeznawać w sądzie trzeba je do tego przygotować. Dziecku przedstawiamy tylko te informacje zawarte w wyroku sądu, które bezpośrednio jego dotyczą – terminy spotkań, ustalenia co do wakacji.


„Czy wolisz mieszkać ze mną czy z ojcem/z matką?”. To bardzo trudne pytanie dla dziecka. Może wywoływać lęk przed tym jak zareagują rodzice na decyzje, dziecko może nie znać odpowiedzi na to pytanie.


„Tylko nie mów ojcu/matce, że spotykam się z Rafałem/Renatą” – znowu tajemnica!!! Dziecko nie wie jak się zachować.


„Jak nazywa się ta nowa baba ojca/ten nowy gach matki? „– jest to zachęcenie do donoszenia na drugiego rodzica.


„Powiem ojcu/matce, że jesteś chory i spędzimy weekend razem. Dobry pomysł?” – okłamywanie rodzica, odbije się na dziecku poczuciem winy, iż okłamał drugiego rodzica. Poza tym kłamstwo może generować konieczność kolejnych kłamstw i wywoływać kolejne napięcia w dziecku.


„Nie dam Ci tych ubrań na wyjazd z ojcem/ z matką. Stać go/ją na nową partnerkę/nowego partnera to też stać, aby Ci kupił ubrania na wycieczkę”. Dziecko ma prawo brać ze sobą rzeczy, które chce.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Caliope »

Polecam zaprowadzić dzieci do psychologa i sprawdzić co czują, jak to na nie wpływa. Z perspektywy takiego dziecka z dwoma domami, ja nic nie mówiłam, ale czułam w środku, że ponoszę winę za rozpad związku rodziców.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Monti »

Może to niepopularne, co napiszę, ale przekonuję się, że takie twierdzenie, że rozstanie rodziców jest dla dzieci zawsze traumatyzujące uważam za uogólnienie, trochę nacechowane ideologicznie. Zauważyłem, że takie właśnie poglądy zupełnie niepotrzebnie wbijają mnie w poczucie winy (piszę o tym w innym wątku). Uważam, że ludzie dojrzali (a za takiego uważam Niesakramentalnego), którzy nie toczą ze sobą nieustannej wojny, potrafią kwestie opieki sensownie poukładać i zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa.
Takie jest moje doświadczenie po czterech latach opieki naprzemiennej.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13319
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Nirwanna »

Pozwolę sobie zacytować słowa Ruty z innego wątku:
Ruta pisze: 31 paź 2022, 9:19 Mój syn powiedział kiedyś, że rozwód jest jak wybuch bomby atomowej. Rozbija nie tylko małżonków, ale zmiata w pył wszystko wokół. Dowiedziałam się dwa dni temu, że na cmentarzu w Niepokalanowie jest pochowany zakonnik, który nie tylko przeżył wybuch bomby atomowej, ale dożył swojego życia w pełnym zdrowiu. Ocalił go różaniec.
Rozumiem to tak - jeśli ktoś przeżył wybuch atomowy, i to w niezłym zdrowiu, oraz wiemy jaki był związek przyczynowo-skutkowy ocalenia, to nie oznacza przyzwolenia na wybuchy atomowe w ogóle. Kwestia skali oraz podejścia do zła jako takiego. Fakt, że dzięki pomocy Bożej i pracy własnej jestem w stanie zminimalizować skutki zła, nie powinno oznaczać zgody na zło, ani tym bardziej lajtowego wybierania "mniejszego zła".
Natomiast jeśli z jakiś powodów mam nieadekwatne poczucie winy - to mam do przepracowania poczucie winy. Zrzucanie odpowiedzialności na ideologię jest askuteczne. Oznaczać też może, że wciąż jestem podatna na manipulację, którą różne ideologie kochają stosować. Czyli mam do przepracowania podatność na manipulacje.
Nie wiem oczywiście Monti, czy tak jest u Ciebie, rozeznanie tu jest Twoje.
Jednak ten schemat jest na tyle częsty, że warto się mu przyjrzeć.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ewuryca

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Ewuryca »

Warto nie zapominac, ze zycie dzieci w jednym domu z obojgiem rodzicow ale w domu pozbawionym milosci, przy milczeniu rodzicow, lub tez z kochankami u boku wcale nie jest niczym lepszym niz zycie na dwa domy. Znam osobiscie dwie osoby ktore z takich domow wyszly (nie bylo rozwodow ale u rodzicow zero więźi) i jak mozna bylo sie spodziewac, oba malzenstwa w rozsypce - no bo: zero wzorcow, do tego nieumiejetnosc odnalezienia sie w zdrowych relacjach, itd. tak naprawde mają wiekszosc tych samych symptomów co DDA. Ważniejsze według mnie aby dać dzieciom prawo czuć to co czują i dać im przy tym wsparcie, bez oceniania, zmuszania do niczego, bagatelizowania itd.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Monti »

Nirwanna pisze: 31 paź 2022, 10:50 Pozwolę sobie zacytować słowa Ruty z innego wątku:
Ruta pisze: 31 paź 2022, 9:19 Mój syn powiedział kiedyś, że rozwód jest jak wybuch bomby atomowej. Rozbija nie tylko małżonków, ale zmiata w pył wszystko wokół. Dowiedziałam się dwa dni temu, że na cmentarzu w Niepokalanowie jest pochowany zakonnik, który nie tylko przeżył wybuch bomby atomowej, ale dożył swojego życia w pełnym zdrowiu. Ocalił go różaniec.
Rozumiem to tak - jeśli ktoś przeżył wybuch atomowy, i to w niezłym zdrowiu, oraz wiemy jaki był związek przyczynowo-skutkowy ocalenia, to nie oznacza przyzwolenia na wybuchy atomowe w ogóle. Kwestia skali oraz podejścia do zła jako takiego. Fakt, że dzięki pomocy Bożej i pracy własnej jestem w stanie zminimalizować skutki zła, nie powinno oznaczać zgody na zło, ani tym bardziej lajtowego wybierania "mniejszego zła".
Natomiast jeśli z jakiś powodów mam nieadekwatne poczucie winy - to mam do przepracowania poczucie winy. Zrzucanie odpowiedzialności na ideologię jest askuteczne. Oznaczać też może, że wciąż jestem podatna na manipulację, którą różne ideologie kochają stosować. Czyli mam do przepracowania podatność na manipulacje.
Nie wiem oczywiście Monti, czy tak jest u Ciebie, rozeznanie tu jest Twoje.
Jednak ten schemat jest na tyle częsty, że warto się mu przyjrzeć.
Akurat wybuch bomby atomowej jest kwestią, na którą nie mamy żadnego wpływu. Na postawy naszych współmałżonków też niezbyt, ale jednak większy. Ciągłe czytanie i słuchanie o szkodliwości rozwodu mnie akurat nie służyło, bo nie miałem wpływu na decyzje żony, a rozbudziło u mnie nieadekwatne poczucie winy. Tymczasem - dzięki Bogu - okazało się, że akurat mój syn przeżył tę sytuację zaskakująco dobrze (jak ów zakonnik z Niepokalanowa). Uważam to za dobrą nowinę (dla mnie i dla wielu osób w podobnej sytuacji), że mimo trudności da się to życie i wychowanie jakoś poukładać i rozwód nie oznacza końca świata dla dzieci. Można popatrzeć na to w ten sposób, że trudne doświadczenia kształtują nas i wzmacniają, podobnie jak dzieci. Kiedy patrzymy na pokolenia, które przeżyły II wojnę światową, to widzimy, że mimo ekstremalnie trudnych okoliczności, osoby te przetrwały i pewnie były (są) silniejsze niż młodsi.
Dlatego dojrzewam do tego, żeby oddzielać wiarę od całej ideologicznej nadbudowy i nie używać wielkiego kwantyfikatora, a raczej niuansować. Co nie oznacza relatywizowania zła czy też pochwalania ideologii prorozwodowej.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Sefie »

Monti pisze: 31 paź 2022, 9:10 Może to niepopularne, co napiszę, ale przekonuję się, że takie twierdzenie, że rozstanie rodziców jest dla dzieci zawsze traumatyzujące uważam za uogólnienie, trochę nacechowane ideologicznie. Zauważyłem, że takie właśnie poglądy zupełnie niepotrzebnie wbijają mnie w poczucie winy (piszę o tym w innym wątku). Uważam, że ludzie dojrzali (a za takiego uważam Niesakramentalnego), którzy nie toczą ze sobą nieustannej wojny, potrafią kwestie opieki sensownie poukładać i zapewnić dzieciom poczucie bezpieczeństwa.
Takie jest moje doświadczenie po czterech latach opieki naprzemiennej.
W przypadkach patologicznych rozstanie rodziców jest wręcz konieczne. Więc nie zawsze jest tak, że rozstanie jest złe. Może być wręcz podyktowane dobrem dzieci.

Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że z żoną w trakcie rozwodu bardzo dobrze się dogadywaliśmy, nie było gier, manipulacji, ograniczania kontaktów. Właśnie ze względu na dobro dzieci. I na pierwszy rzut oka niemal wszystko wyglądało dobrze.

Mimo wszystko w badaniach psychologicznych, w których brały udział moje dzieci a było to kilka wizyt pani psycholog stwierdziła zgoła co innego.

Stwierdziła również, że małżeństwo rokuje a nie zawsze każda decyzja (czytaj założenie sprawy rozwodowej) jest
właściwa i nieodwracalna ot chociażby ze względu na dzieci.

Nie zawsze to co widzimy na pierwszy rzut oka jest stanem faktycznym bo przeciętnemu rodzicowi może dużo umykać.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Ruta »

Współpraca dorosłych w kryzysie małżeńskim lub w kryzysie relacji rodziców, jeśli małżeństwem nie są, pomaga chronić dzieci.

Natomiast czasem dorosłym zdarza się wpaść w projekcje. Zdarza się, że dorośli dzielą opiekę, obowiązki, rozwodzą się bez walki, wszystko idzie dobrze, tylko w pewnym momencie dziecko przestaje to "dobrze" dźwigać. Czasem dość spektakularnie. Bo nie dostało przestrzeni na swój ból, żal, gniew, na lęk. Bo czasem dorośli układają plan opieki, który dla dziecka wcale nie jest optymalny. Bo dziecko zaspokajało potrzeby dorosłych kosztem siebie (dobre stopnie, nie sprawianie problemów, ugodowość albo wręcz przeciwnie, tworzenie problemów, by rodzice mieli przy czym się jednoczyć) w nadziei, że się zejdą. Aż tej nadziei zaczyna brakować...
Rozmawiałam z dziećmi, rodzicami i psychologami o skutkach "dobrych" polubownych rozwodów. I to są wnioski, które z tego płyną. Dzieci widzą inaczej niż dorośli. A brak kryzysu i dobre znoszenie może zapowiadać większy kryzys. Kryzys jest w takiej sytuacji naturalny.

Natomiast osobiście nie odnosiłabym sytuacji dzieci do kwestii rozwodu, separacji ani do kwestii życia z rodzicami lub z dala od nich.

Gdyby od tego zależała stabilność emocjonalna i poczucie bezpieczeństwa u dziecka,to jako osoby wierzące bylibyśmy hipokrytami. A to dlatego, że od rodziców związanych węzłem sakramentalnym domagalibyśmy się wspólnego życia, a od nie będących małżeństwem rozstania.

Rzecz w tym, że podstawą bezpieczeństwa dziecka jest relacja jego rodziców z Bogiem i ich (rodziców) życie w zgodzie z przykazaniami. A to oznacza, że w jednej rodzinie potrzebna będzie separacja, w innej wspólne życie i pokonywanie trudności w relacji na bieżąco, a w relacjach cudzołożynych - rozstanie i rozwód cywilny.

Rodzic, który jest blisko Boga, nawet odchodząc od drugiego rodzica, nie będącego jego małżonkiem, by wyjść z grzechu, nie będzie krzywdził, nie będzie zaniedbywał daru rodzicielstwa, obowiązków, także odpowiedzialności finansowej, pozywał, oskarżał i będzie z szacunkiem odnosił się do drugiej osoby.
mare1966
Posty: 1579
Rejestracja: 04 lut 2017, 14:58
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: mare1966 »

Odniosę się do tego co napisał Monti o rozstaniu.

Otóż równie dobrze można by stwierdzić , że życie bez nóg nie zawsze jest gorsze
od życia z nogami. I podać jakiej przykłady "na dowód".
Oto X bez nóg otrząsnął się i żyje aktywnie , natomiast Y z nogami popadł w alkoholizm.
Sęk w tym , że X raczej by jednak wolał , te nogi mieć
a tylko zaakceptował stan rzeczy.

Rozpad małżeństwa i rodziny nigdy nie będzie stanem sprzyjającym dla dzieci.
Nie ma tu żadnej ideologii. Dotyczy to każdego związku i światopogląd rodziców nie ma znaczenia.
Celowo napisałem związku. A skoro rozpad , to i nie ma już związku.
Nie ma związku, to nie ma bezpieczeństwa.
( coś jakby związania liną , asekuracji przy trawersie )
Zawsze będzie to sytuacja nienormalna, im dzieci młodsze tym bardziej.
I zawsze zaważy na psychice i z reguły przyszłości dziecka w życiu dorosłym.
Będzie jakąś traumą , obciążeniem.
Na ile dziecko sobie z tym poradzi to już inna sprawa.
Nowiutka

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Nowiutka »

Niesakramentalny jeśli brzmiało to jak ocena ciebie to przepraszam, bardziej chciałam zwrócić uwagę na to by nie "osiąść na laurach" bo wydaje się że dzieci dobrze znoszą. Zgadzam się z Sefie.
Widzę co dzieje się w bliskiej rodzinie gdzie "dzieci dobrze to znoszą", tam rodzice są dogadani, przyjacielscy, ale przez różowe okulary nie widzą delikatnych sygnałów że dzieci jednak to przeżywają (ja je widzę bo u nas też się pojawiały).
Nie twierdzę że wszędzie tak jest chociaż moim zdaniem raczej tak, po prostu nie mam dowodów ale czy uczucia zawsze są logiczne poparte dowodami?
Pamiętam co powiedziała ortopeda syna. Przypadkiem w sumie wyszło że dowiedziała się że syn chodzi do psychologa w związku z sytuacją rodziców. Powiedziała po ludzku że bardzo dobrze że ma wsparcie. Że u niej w rodzinie była też sytuacja rozejścia się, myśleli że dziecko dobrze to zniosło aż wylądowalo w wieku 12 lat z głęboką depresją.
Bardzo utkwiło mi to w pamięci. Ale nie jest to przyczyną wyrzutów sumienia - w naszym przypadku był wybór mniejszego zła.
Ale zwraca to moją uwagę na uważność i otwarcie i kontenerowanie uczuć dzieci. Tych wewnątrz.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Niesakramentalny3 »

Nowiutka pisze: 01 lis 2022, 7:17 Niesakramentalny jeśli brzmiało to jak ocena ciebie to przepraszam, bardziej chciałam zwrócić uwagę na to by nie "osiąść na laurach" bo wydaje się że dzieci dobrze znoszą. (...)
Nie zabrzmiało jak ocena mnie, tylko jak ocena moich dzieci / sytuacji... a uwierz, dzieci naprawdę "nie chodzą na palcach" :)

Truizmy typu: lepiej jak dzieci są z rodzicami - albo lepiej mieć nogi niż ich nie mieć - jasne - pełna zgoda. Ale to podobnie jakby mówić temu delikwentowi przywołanemu przez mare1966, co ma obcięte nogi... "słuchaj, może nie wiesz... ale generalnie to lepiej to jednak mieć nogi".

Sytuacja na pewno jest obciążająca - zapewne wszystkich w rodzinie - a to, że próbuję dostrzegać też w tym "plusy" - cóż taką mam naturę chyba :) - żeby nie tylko widzieć negatywy i ciemną stronę.

Co do "osiadania na laurach" :)) - nie - nie zamierzam.
tata999
Posty: 1172
Rejestracja: 29 wrz 2018, 13:43
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: tata999 »

mare1966 pisze: 31 paź 2022, 23:52 Rozpad małżeństwa i rodziny nigdy nie będzie stanem sprzyjającym dla dzieci.
Nie ma tu żadnej ideologii. Dotyczy to każdego związku i światopogląd rodziców nie ma znaczenia.
Też tak sądzę, że rozpad rodziny nigdy nie będzie stanem sprzyjającym dla dzieci. Niezależnie od wszystkiego, od czyjegokolwiek radzenia sobie z poczuciem winy i innych czynników. Po co rodzice dążyliby do związania się, jeśli nie w celu stworzenia sprzyjającego stanu dla dzieci? Osobną kwestią jest to, jak radzić sobie w sytuacji, gdy do rozstania doszło.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Monti »

tata999 pisze: 01 lis 2022, 12:25 Też tak sądzę, że rozpad rodziny nigdy nie będzie stanem sprzyjającym dla dzieci.
Czasem jest to też wybór mniejszego zła. Są ludzie, z którymi skrajnie trudno jest zbudować udany związek. Piszę na bazie swojego dzisiejszego doświadczenia (ale też wcześniejszych). Moja żona wywołała podczas obiadu jakąś zupełnie niepotrzebną awanturę o głupotę i zaczęła mnie obrażać przy dziecku i teściowej. Widziałem zalęknioną i trochę przestraszoną minę syna, próbowałem to jakoś zakończyć, ale w końcu uznałem, że muszę postawić granicę takiemu traktowaniu i wyszedłem. Wolę, gdy syn jest wychowywany przez nas osobno niż miałby patrzeć na takie dziwne sceny. Myślę, że to jest lepsze dla jego rozwoju (i z pewnością też dla mojego zdrowia psychicznego).
Przepraszam, Niesakramentalny, za odrobinę prywaty. Chodzi mi o to, że czasami trzeba wybrać pomiędzy dwoma nieidealnymi rozwiązaniami i umieć pogodzić się z tym, że inne nie są dostępne. W przypadku, gdy tak jak u Ciebie - związek od lat był de facto martwy - dzieci to doskonale wyczuwały i też wyprowadzka mamy nie była dla nich takim szokiem.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Niesakramentalny3

Post autor: Bławatek »

Różnie się w życiu ludziom układa i często ludzie bez sakramentu małżeństwa są bardziej dojrzali jeśli chodzi o dobro dzieci. To mój osąd patrząc na wiele małżeństw/związków w otoczeniu - a tak się składa, że ostatnio bardzo dużo małżeństw w moim otoczeniu się rozeszło. Często jest tak, że sakrament nie jest traktowany poważnie - jest tradycja to się bierze ślub w kościele.

Dla mnie postawa Niesakramentalnego jest budująca, bo mimo braku sakramentu starał się dojść z żoną cywilną do porozumienia jeśli chodzi o ich związek i wychowywanie dzieci, a niestety często małżonkowie sakramentalni takiej postawy nie przejawiają.

Niestety dopiero za parę, paręnaście lat się okaże jak te nasze kryzysy i zawirowania wpłyną na nasze dzieci. Teraz możemy się jedynie starać by jak najbardziej łagodzić im skutki braku drugiego rodzica na codzien.
ODPOWIEDZ