życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Lawendowa
Posty: 7662
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Lawendowa »

Nirwanna pisze: 03 cze 2022, 14:18
Firekeeper pisze: 03 cze 2022, 12:11 Nie wiem kto te badania robił i jak ale to jakieś ekstremum dla mnie.
Jeśli dobrze pamiętam, to były badania Judith Wallerstein: https://lubimyczytac.pl/autor/11125/judith-wallerstein
Dobrze pamiętasz :)
Badania trwały ok 15 lat i w założeniu miały potwierdzić nieszkodliwość rozwodu rodzicow dla dalszego życia dzieci. Pokazały coś diametralnie innego.
Jeszcze link w tym temacie:
viewtopic.php?f=23&t=105&p=452#p452
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Firekeeper »

Jastarnia pisze: 03 cze 2022, 12:19
Firekeeper pisze: 03 cze 2022, 11:02
Ostatnio słuchałam audycji pana Pulikowskiego, że dla dzieci jest lepsza śmierć jednego z rodziców niż rozwód.
A to to już w ogóle ciężko skomentować. Czy ktoś bierze odpowiedzialność jakąkolwiek za takie słowa?
Dla mnie to zachęta do morderstwa lub samobójstwa. Nie widzę nic dobrego w tym, żeby ktoś miał umierać z powodu rozwodu żeby ulżyć tym samym dzieciom. 🤦
Ja myślę że to nie chodzi o to żeby umierać z powodu rozwodu. Autor tych słów raczej miał na myśli że dzieci bardziej przeżywają rozwód rodziców niż śmierć jednego z nich, że to bardziej się odbija na psychice dzieci. Nie zachęca do samobójstwa - to zbyt daleko posunięta interpretacja.
Ja rozumiem te słowa tak.
Śmierć jest "jednorazowa" jakkolwiek to zabrzmi. Tracisz jednorazowo i na zawsze. Wiesz ze to nieodracalne. Rozwód to huśtawka emocjonalna - raz z mamą, raz z tatą, czasem nowi partnerzy rodziców dochodzą do tego. Czasem rodzice zbliżają się na nowo, dziecko ma nadzieję na pełną rodzinę, a potem tą nadzieja zostaję zabrana. Znowu nowy parner/ka. To trauma dla dziecka.
Jastarnia wiadomo, że dla dziecka rozwód rodziców to ciężkie przeżycie. Ale jak jakiś współmałżonek jest mocno wrażliwy i troskliwy o swoje dzieci i jest zmuszony do rozwodu i czyta takie treści jak to dzieci ucierpią, będą gorsze i w ogóle same czarne barwy no to już sobie wyobrażam albo nawet nie chce sobie wyobrażać co może mu przyjść do głowy. Ja np. kiedy dowiedziałam się, że moje kolejne dziecko ma autyzm byłam tak wrażliwa na każdą uwagę odnośnie moich dzieci, że musiałam skorzystać z pomocy bo bym zakatowała siebie, a męża przy okazji.

Nirwanna przeczytałam te badania. Dzięki.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Ruta »

Astro pisze: 01 cze 2022, 20:50 Kingo
A ja nie mogłem podjąć takiej drastycznej decyzji , żeby odciąć synów od kochanków żony . Mogłem tylko przez długi czas zaciskać zęby.
A kiedy już to zrobiłem choć powód sprawy, która się toczy był zupełnie inny , nadal musze tłumaczyć , udowadniać i Bóg wie co jeszcze.
Czy to dobra decyzja ? Bo nie chciałem i nie chce jej odciąć od synów. Ach skłamałbym bo jednak na samym początku sprawy najchętniej ulokowałbym ja w więzieniu. Taki fakt za to co robiła z synami , co im robiła , albo czego nie robiła a powinna jako matka.

Ruto mówisz ,ze zaciemniam obraz bo tego nie przeżyłem.
Hymmm słowa od 10 m-c przeżywam bo syn jest u mnie. Wiem jak jest traktowany , ma sie podporządkować.
Za to ty nie przeżywasz tego co ja przeżyłem. I to ja moge powiedzieć , ze nie wiesz o czym piszesz i mówisz pod względem kontaktów z dzieckiem ( dziećmi ) . Dobrze to zobrazowała Firekeeper tutaj :
Firekeeper pisze: 31 maja 2022, 11:26 A ja się zastanawiam jak dużo jest kobiet, które zrezygnowały z mieszkania ze swoimi dziećmi żeby nie widziały kochanka. Podjęły się płacenia alimentów, odwiedzania dzieci o ustalonym dniu i porze. Pod nadzorem detektywa lub małżonka?
Jedna różnica, nie masz kochanka.
Tylko mała różnica to ty czekasz na syna . Ty słyszysz nie dzisiaj , nie , mamy inne plany , przyjdź jutro . Albo czekaj , jedzą obiad, zaraz zejdą . Czekasz na deszczu, jesień , wieje . A co fajnie przecież tak postać półtorej godziny. Kochasz , czekasz bo chcesz zobaczyć, tylko ktoś ukradł ci twoje półtorej godziny. Mógłbym mnożyć w nieskończoność. To nie jest krzywda dla dzieci? O alimentach nie będę dużo pisał bo płace je regularnie. Raz na jednego syna spóźniłem sie 4 dni . Popłać je ty i przy okazji posłuchaj jaka jesteś skąpa , albo przekupujesz .
Mówiąc wprost bez urazy Ruto nie jesteś wstanie realnie i bezstronnie w tych kwestiach sie wypowiadać.
Astro, nie miałam intencji cię urazić, ani w żaden sposób podważać twojego doświadczenia. Pisząc, że twój przypadek w mojej ocenie zaciemnia obraz, miałam na myśli tylko tyle, że powodem dla którego byłeś odcinany od dzieci nie była twoja decyzja o włączeniu kochanki w życie twoich dzieci. Nie są to pod tym względem sytuacje porównywalne. Zależało mi także na tym, by zwrócić uwagę, że niezgoda na spotkania ojca z dziećmi w obecności kochanki, lub spotkania z innych powodów destrukcyjne dla dzieci, nie oznacza odcinania ojca od dzieci ani dzieci od ojca.
Sama stoczyłam dużą batalię o to, by nauczyć się chronić dziecko przed destrukcyjnymi zachowaniami męża, bez niszczenia relacji rodzicielskiej. Czasem oznaczało to brak kontaktów. Jednak nigdy, nawet gdy było bardzo trudno, nie było to celem samym w sobie. Nie było mi łatwo, miałam przeciwko sobie sąd, który na destrukcyjne formy kontaktów zezwalał, męża, który w czasie największego kryzysu nie widział destrukcji w swoim zachowaniu, a na stawiane granice reagował agresją i mialam przeciwko sobie samą siebie, z moim brakiem umiejętności stawiania granic, lękami, uwieszeniem na mężu. Wiedziałam jak powinno być, ale nie miałam wewnętrznych zasobów, by to osiągnąć. Wykonałam bardzo dużo pracy nad sobą, by pojawiły się zmiany.

Co do marznięcia, tracenia czasu, to moje osobiste doświadczenie. Przez bardzo długi czas wychodziłam na czas spotkań mojego męża z synem z domu. Ponieważ nigdy nie miałam pewności, czy syn nie zadzwoni, żebym wracała, jeśli poczuje się zagrożony, nie mogłam zaplanować w tym czasie spotkania, kina, czegokolwiek. Zwykle spędzałam ten czas na Adoracji, na Mszy Świętej, spacerując, a na koniec kontaktu robiąc zakupy. W czasie lockdownów nie było gdzie wejść nawet na herbatę, zagrzać się, większość znajomych się izolowała. Nie raz przemokłam, przemarzłam. Gdybym kierowała się tym, by tego nie doświadczać, mąż zabierałby syna do kochanki, a ja zostawałabym w ciepłym domu.
Przez długi czas nie otrzymywałam żadnych alimentów, więc placiłam 100 procent alimentów. Więc wiem co to placić alimenty w takiej kwocie, ze na moje potrzeby nie zostaje nic. Potem świadomie godziłam się na to, by mąż zamiast płacenia, sam kupował różne rzeczy synowi. Z początku były to często nietrafione zakupy. Ale bardziej niż na alimentach, zależało mi na tym by mąż na powrót poczuł się odpowiedzialny w sferze finansowej. To było w czasie gdy było mi bardzo trudno finansowo, straciłam stałą pracę i nawet sto zlotych miało dla mnie ogromne znaczenie.

Jednak konsekwentnie dążyłam do tego celu, który był dla mnie ważny. Moim celem była ochrona syna w czasie, gdy mąż wchodził w swoja destrukcję. I pomoc w tym, by jednak więzi synowsko ojcowskie w naszej rodzinie zostaly utrzymane. Ale oparte na zdrowych zasadach, nie na krzywdzeniu. Nie było łatwo, ale było warto. Nie jest idealnie, ale sytuacja syna jest znacznie lepsza, tak jak i sytuacja nas wszystkich.
Dla mnie koszty wciąż są duże. Mąż spędza teraz więcej czasu na ojcowaniu. Zdarza się, że nocuje w domu, teraz nawet po parę dni, opiekuje się synem. Dla mnie oznacza to z kolei, że ja w domu nie nocuję. Nie zawsze dzieje się to wtedy, gdy jest mi wygodnie, nie zawsze mam się gdzie podziać. Finansowo też niespecjalnie na tym korzystam. Wycofałam sprawę od komornika, rezygnując z egzekucji bardzo dużej zaległości, która się uzbierała. Otrzymuję alimenty zasądzone przez sąd, czyli niewielką kwotę. Mam nadzieję, że z czasem mąż zwiększy swój wkład i nie jest to złudna nadzieja, bo to się dzieje. Mężowi zostaje na tyle pieniędzy, że może tez kupić sam cos synowi. Dzieje się to wciąż kosztem mojego większego wysiłku finansowego. Ale teraz mąż czuje się odpowiedzialny, a nie przymuszony do odpowiedzialności.

Myślę, że ma rację Ksiądz Dziewiecki, bo dużo od niego zaczerpnęlam, że to ważne by nie dac osobie w destrukcji krzywdzić, by nie dac się zastraszac, i że taka postawa chroni wszystkich, takze tego małzonka i rodzica, który popada w głęboki kryzys. I jego więź z dziećmi także.

W dni, kiedy mąż nie jest w domu, piszę mu wiadomości-raporty, co się dzieje, co się zdarzyło waznego, trudnego, zabawnego, żeby mąż byl na bieżaco. Wkurzalo mnie to z początku. Czułam się nadzorowana. Ale widzę, że to był dobry pomysł, mąż dzięki temu wie, kiedy odezwac się, pogratulowac, pocieszyc. Moze z czasem, gdy odzyska więcej zaufania synowskiego, zacznie otrzymywac takie wiadomosci bezposrednio, a nie ode mnie. Zobaczymy.

Więc w sumie dokładnie to zrobiłam, płacę alimenty, opuszczam mieszkanie, tęsknię, poddaję się nadzorowi męża. Między innymi po to, by syn nie był włączany w patchwork, nie był narażony na trudne emocje i przeżycia z tym związane, ale też po to, by chronić siebie i całą naszą rodzinę. Koszty i wysiłek sa duże, ale zyski dla nas wszystkich również. Zdarza się, że słyszę, czy nie byłoby łatwiej, gdyby jednak mąż zabierał syna "do siebie". Byłoby wygodniej, ale łatwiej nie.
Kinga
Posty: 62
Rejestracja: 08 lut 2017, 16:06
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Kinga »

Jastarnia pisze: 03 cze 2022, 12:19
Firekeeper pisze: 03 cze 2022, 11:02
Ostatnio słuchałam audycji pana Pulikowskiego, że dla dzieci jest lepsza śmierć jednego z rodziców niż rozwód.
A to to już w ogóle ciężko skomentować. Czy ktoś bierze odpowiedzialność jakąkolwiek za takie słowa?
Dla mnie to zachęta do morderstwa lub samobójstwa. Nie widzę nic dobrego w tym, żeby ktoś miał umierać z powodu rozwodu żeby ulżyć tym samym dzieciom. 🤦
Ja myślę że to nie chodzi o to żeby umierać z powodu rozwodu. Autor tych słów raczej miał na myśli że dzieci bardziej przeżywają rozwód rodziców niż śmierć jednego z nich, że to bardziej się odbija na psychice dzieci. Nie zachęca do samobójstwa - to zbyt daleko posunięta interpretacja.
Ja rozumiem te słowa tak.
Śmierć jest "jednorazowa" jakkolwiek to zabrzmi. Tracisz jednorazowo i na zawsze. Wiesz ze to nieodracalne. Rozwód to huśtawka emocjonalna - raz z mamą, raz z tatą, czasem nowi partnerzy rodziców dochodzą do tego. Czasem rodzice zbliżają się na nowo, dziecko ma nadzieję na pełną rodzinę, a potem tą nadzieja zostaję zabrana. Znowu nowy parner/ka. To trauma dla dziecka.
Witam Was.
Konferencja, która jest dostępna w internecie, gdzie słuchałam na temat tego, jak odbierają dzieci rozwód lub śmierć rodzica, jest to: (Konferencja WTM Sychar Poznań) Postawa wobec odchodzącego współmałżonka - Jacek Pulikowski

Słowa wypowiedziane w tej konferencji odebrałam podobnie jak Jastarnia, że dla dziecka trudniejszym przeżyciem jest rozwód rodziców niż naturalna śmierć jednego z rodziców. To zbyt daleko posunięta interpretacja jeśli, ktoś zrozumiał te słowa jako zachętę do morderstwa lub samobójstwa. Zachęcam do wysłuchania tej konferencji.
Kinga
Posty: 62
Rejestracja: 08 lut 2017, 16:06
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Kinga »

Witajcie po przerwie.
Chciałam się podzielić z Wami swoimi refleksjami na temat pomocy psycholaga i spytać, jak Wy patrzycie na to ze swojej strony?
Czytałam forum i dotarło do mnie, że tutaj zachęcacie do tego, żeby pracować nad sobą, rozwijać się, chodzić do psychologa, słuchać audycji wartościowych, itp.
Jakiś czas po tym jak mąż mnie opuścił zapisałam się do psychologa, był to dla mnie trudny czas, ponieważ sytuacja była świeże, mąż złożył o rozwód, zostałam sama z dziećmi przy rodzinie męża, teściowa i mąż mi dokuczali. W tamtym czasie byłam na kilku wizytach u psychologa, po czym psycholog stwierdził, że radzę sobie i już nie potrzebuję przychodzić do niego. Więc przestałam przychodzić do niego, skoro psycholog uznał, że jest ze mną dobrze i nie potrzebuję przychodzić.

Około pół roku temu poszłam do innej psycholog w sprawie problemów wychowawczych z moim dzieckiem. Psycholog tą poleciła mi znajoma. Powiedziała, że ta psycholog jest osobą wierzącą i będzie mi pomagać w oparciu o wartości katolickie. Przeczytałam opinie
w internecie na temat tej psycholog, większość z tych opini była negatywna, ale nie chciałam sugerować się opiniami z internetu i poszłam na wizytę. Psycholog powiedziała mi żebym z dzieckiem chodziła do kogoś innego a do niej przychodziła w swojej sprawie. Tak też zrobiłam, bo chciałam pracować nad sobą. Teraz po pół roku rozważam rezygnację z wizyt u tej pani psycholog. Raczej nie widzę pozytywnych owoców tych wizyt.

Co mi nie odpowiada w tych wizytach u psychologa:
1) Pani psycholog mówi mi co powinnam robić, a jak ja jej powiem, że zrobiłąm inaczej, to ma do mnie pretensje, że się jej nie słucham. Mam wrażenie, że przekracza granice mojej wolności. Po drugie to ja wezmę odpowiedzialność za moje decyzje, a nie psycholog. Uważam, że skoro to ja wezmę odpowiedzialność za moje decyzje, to ja powinnam decydować o swoim życiu a nie ona.
2) Jakiś czas temu powiedziałam psycholog, że czasami mam takie uczucia, myśli, żeby skoro mąż mnie opuścił, to może i ja powinnam sobie kogoś poszukać, bo tak jest mi ciężko. Więc ostatnio psycholog powiedziała mi, "że moje myśli nie są zgodne z zasadami Sycharu i w związku z tym może nie powinnam chodzić do Sycharu". :shock: Nie wiedziałam, że na spotkania Sycharu przychodzą same ideały, którzy nie mają negatywnych uczuć i myśli, ale moja psycholog widocznie tak uważa.

Dodam, że lubiłam chodzić na spotkania Sycharu, bo czułam, że tam mam wsparcie. Teraz jak powiem jej, że dalej chodzę do Sycharu, to znowu będzie miała pretensje, że jej nie słucham się.

Takich wypowiedzi psycholog, które mi nie odpowiadają jeszcze mogłbym kilka wymienić.

Słyszałam wypowiedzi, żeby uważać na psychologów - do kogo się idzie, bo nieodpopwiednia osoba może zaszkodzić komuś.

Moje refleksje są takie, że teraz z każdym problemem wiele osób tu na forum i w innych miejscach radzi, żeby iść do psychologa, a to według mnie niekoniecznie musi być dobre rozwiązanie. Kiedyś nie było psychologów i ludzie sobie radzili z problemami w jakiś sposób.

Słyszałam też wypowiedź znanego księdza psychologa, że są różne drogi radzenia sobie z problemami. Ksiądz ten powiedział, że "jedną z dróg wchodzenia z problemów jest droga korzystania z Sakramentu Pokuty i Pojednania i Eucharystii, ale niewiele osób wybiera tą drogę".

Chciałabym pracować nad sobą. Zaczęłam pracować nad zmianą swoich nawyków. Myślałam, że psycholog pomoże mi w pracy nad sobą, ale czuję, że ta psycholog mi szkodzi, a nie pomaga. Wydaje mi się, że mam niskie poczucie własnej wartości, a ta psycholog moje poczucie własnej wartości jeszcze obniża. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat, jakie są Wasze doświadczenia? Czy Wam psycholog pomógł czy zaszkodził? Czy uważacie, że bez pomocy psychologa nie można poradzć sobie z problemami, pracować nad sobą i rozwijać się? Niektórzy korzystają np. z pomocy stałego spowiednika, kierownika duchowego, mądrych, doświadczonych osób, wspólnot katolickich, audycji, konferencji, lektur itd?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Pavel »

Kingo,
Nie mam powodu by ci nie wierzyć. W oparciu o to co napisałaś - przeczucie cię nie myli.
Bezpośrednie rady i pretensje gdy z nich nie korzystasz - to dyskwalifikuje wg mnie specjalistę, świadczy o braku profesjonalizmu.
I osobiście więcej bym na taką wizytę nie poszedł.
Niestety z psychologami/terapeutami bywa różnie.
U mnie pierwszy terapeuta najwyraźniej miał problemy ze sobą. Zrezygnowałem i poszukałem kolejnego - tym razem trafiłem na wyważoną i profesjonalną specjalistkę, która pomogła mi poukładać sporo spraw.
Nie była katoliczką, ale gdy powiedziałem jej jakie ja mam podejście do małżeństwa i o swej wierze, ani razu nie podsunęła mi niczego z nią niezgodnego.
To kwestia szacunku i profesjonalizmu wg mnie.
Aha, w Sycharze jesteś miłe widziana.
Z przykrością stwierdzam, że tej katolickiej pani psycholog zapomniało się po co przyszedł Chrystus, z kim przebywał i jadał, gdzie gościł.
A twoje myśli są naturalne. Twój gniew, twe rozgoryczenie, samotność, brak wsparcia i męża również.
Dlatego warto kontynuować spotkania w realu - ludzie mogą podzielić się tym jak oni sobie z tym radzą. Może któreś z dzieleń okaże się inspirujące.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Caliope »

Bardzo źle trafiłaś, takie zachowania są nieprofesjonalne. Koleżanka koleżanki nie powinna być twoją terapeutką, bi pewnie sobie o tobie pogadały i ona ma swoje poglądy, a terapeuta musi być bezstronny.Masz może poradnię psychologoczną na NFZ? tam są bardziej kompetentni ludzie i pomogą bardziej niż ci za pieniądze. Możesz rozważyć taką opcję.
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Al la »

Kinga, ja mam swoje osobiste doświadczenie psychoterapii z psychoterapeutą, który deklarował się jako niewierzący.
Jednak ta terapia, na początku mojego kryzysu, to było najlepsze, co mogłam wtedy dostać. Moje czwartki, przez ponad rok, były jak drugi oddech. Dosłownie, na początku kryzysu, żyłam od czwartku do czwartku.
Dostawałam przede wszystkim wiedzę, otwartość na moje problemy, tłumaczenie mi najprostszych mechanizmów i schematów, o których nie miałam pojęcia, a które mocno były wdrukowane w moje zachowania.
W trakcie tej terapii Bóg bardzo mocno działał w moim życiu, zaczął się proces mojego nawracania i również była przestrzeń na moje doświadczenia religijne.
Po ponad roku byłam ta sama, ale inna. Bardziej otwarta, uważna, też odważniejsza w mówieniu o swoich uczuciach, bo kiedyś tego nie potrafiłam. Mój psychoterapeuta niczego mi nie narzucał, jak czegoś nie rozumiałam, czy nie chciałam przyjąć, to próbował różnymi metodami pomóc mi w przyjęciu prawdy o sobie czy o sytuacji w jakiej jestem.
Wiedza - to bardzo ważne, co otrzymałam na tej terapii.

A to był mój drugi psychoterapeuta. Pani, do której chodziłam najpierw, podziękowałam po kilku sesjach, kiedy zorientowałam się, że ma podobne problemy do moich.
Szukałam potem psychoterapeuty - mężczyzny, bo taki miałam zamysł, żeby wejść w głowę męża(!)

Uważam, że psycholog, który myśli jednotorowo, a w dodatku narzuca rozwiązania, to nie jest dobra droga.
A najważniejsze jest to, co Ty czujesz.
Jeżeli czujesz się do czegoś przymuszana i masz wewnętrzny sprzeciw, nie musisz w tym uczestniczyć.
Ty masz wybór.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: nałóg »

Kinga pisze: 24 sty 2023, 22:55 Co mi nie odpowiada w tych wizytach u psychologa:
1) Pani psycholog mówi mi co powinnam robić, a jak ja jej powiem, że zrobiłąm inaczej, to ma do mnie pretensje, że się jej nie słucham. Mam wrażenie, że przekracza granice mojej wolności. Po drugie to ja wezmę odpowiedzialność za moje decyzje, a nie psycholog. Uważam, że skoro to ja wezmę odpowiedzialność za moje decyzje, to ja powinnam decydować o swoim życiu a nie ona.
2) Jakiś czas temu powiedziałam psycholog, że czasami mam takie uczucia, myśli, żeby skoro mąż mnie opuścił, to może i ja powinnam sobie kogoś poszukać, bo tak jest mi ciężko. Więc ostatnio psycholog powiedziała mi, "że moje myśli nie są zgodne z zasadami Sycharu i w związku z tym może nie powinnam chodzić do Sycharu". Nie wiedziałam, że na spotkania Sycharu przychodzą same ideały, którzy nie mają negatywnych uczuć i myśli, ale moja psycholog widocznie tak uważa.
a poniżej doświadczenia forumowiczek /ów:
Pavel pisze: 25 sty 2023, 0:01 Bezpośrednie rady i pretensje gdy z nich nie korzystasz - to dyskwalifikuje wg mnie specjalistę, świadczy o braku profesjonalizmu.
I osobiście więcej bym na taką wizytę nie poszedł.
Niestety z psychologami/terapeutami bywa różnie.
Al la pisze: 25 sty 2023, 11:03 Jednak ta terapia, na początku mojego kryzysu, to było najlepsze, co mogłam wtedy dostać. Moje czwartki, przez ponad rok, były jak drugi oddech. Dosłownie, na początku kryzysu, żyłam od czwartku do czwartku.
Dostawałam przede wszystkim wiedzę, otwartość na moje problemy, tłumaczenie mi najprostszych mechanizmów i schematów, o których nie miałam pojęcia, a które mocno były wdrukowane w moje zachowania.
Caliope pisze: 25 sty 2023, 9:32 Bardzo źle trafiłaś, takie zachowania są nieprofesjonalne.
a to to wg mnie pełna dyskwalifikacja tej pani:
Kinga pisze: 24 sty 2023, 22:55 Więc ostatnio psycholog powiedziała mi, "że moje myśli nie są zgodne z zasadami Sycharu i w związku z tym może nie powinnam chodzić do Sycharu".
a to Pavla jest jak najbardziej zasadne .....bo gdzie masz dostać wsparcie jak nie
Pavel pisze: 25 sty 2023, 0:01 Aha, w Sycharze jesteś miłe widziana.
Ta psycholog raczej nie powinna pracować z ludźmi.
PD
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Niepozorny »

Kinga pisze: 24 sty 2023, 22:55Czy Wam psycholog pomógł czy zaszkodził? Czy uważacie, że bez pomocy psychologa nie można poradzć sobie z problemami, pracować nad sobą i rozwijać się? Niektórzy korzystają np. z pomocy stałego spowiednika, kierownika duchowego, mądrych, doświadczonych osób, wspólnot katolickich, audycji, konferencji, lektur itd?
Ja umówiłem się na spotkanie z psychologiem z NFZ - pierwszym który miał wolny termin. Byłem na jednym spoktaniu. Po tej wizycie nie kontynuowałem spotkań, bo zachowanie psychologa mi nie odpowiadało. Zakładam, że ci lepsi psychologowie mają terminy pozajmowane.

Mi w najgorszym okresie po "zawaleniu świata" pomagały spotkania w ognisku Sycharu. Później rozwijałem się słuchając konferencji, uczestnicząc w rekolekcjach, czytając polecane książki oraz forum.

Moim zdaniem warto poczytać jakie są różnice między psychologiem a psychoterapeutą i\lub psychologią a psychoterapią.
Z braku rodzi się lepsze!
Kinga
Posty: 62
Rejestracja: 08 lut 2017, 16:06
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Kinga »

Pavel pisze: 25 sty 2023, 0:01
Aha, w Sycharze jesteś miłe widziana.
Z przykrością stwierdzam, że tej katolickiej pani psycholog zapomniało się po co przyszedł Chrystus, z kim przebywał i jadał, gdzie gościł.
A twoje myśli są naturalne. Twój gniew, twe rozgoryczenie, samotność, brak wsparcia i męża również.
Dlatego warto kontynuować spotkania w realu - ludzie mogą podzielić się tym jak oni sobie z tym radzą. Może któreś z dzieleń okaże się inspirujące.
Dziękuję Wam za odpowiedzi.

Lubiłam chodzić do Sycharu, bo uważałam, że tam spotykam ludzi, którzy przechodzą przez coś podobnego do mnie. Myślałąm sobie: "inni dają sobie radę w takiej trudnej sytuacji, to może ja też dam radę, niektórzy wyglądają nawet na zadowolonych, może tak da się żyć bez męża z rozwaloną rodziną. Ci ludzie nie traktują tego jak coś dziwnego, że po odejściu małżonka żyję sama. Skoro ktoś przechodzi przez mniej więcej coś podobnego co ja, to może choć trochę zrozumie co ja czuję."

A teraz ta psycholog radzi mi rezygnację z tego wsparcia, bo mam złe myśli czasami.
Caliope pisze: 25 sty 2023, 9:32 Bardzo źle trafiłaś, takie zachowania są nieprofesjonalne. Koleżanka koleżanki nie powinna być twoją terapeutką, bi pewnie sobie o tobie pogadały i ona ma swoje poglądy, a terapeuta musi być bezstronny.Masz może poradnię psychologoczną na NFZ? tam są bardziej kompetentni ludzie i pomogą bardziej niż ci za pieniądze. Możesz rozważyć taką opcję.


Ta psycholog do której chodzę, to jest właśnie znajoma mojej znajomej, chodzę do niej na NFZ. Nie wiem czy chcę chodzić jeszcze do psychologa, to jest do rozeznania. Raczej myślę teraz, żeby Pan Bóg pomagał mi w Sakramentach Świętych,
Adoracji Pana Jezusa. Chciałabym też chodzić do wspólnot, czytać lektury i może rekolekcje, praca nad swoimi wadami. Zdołowała mnie ta psycholog, do której chodziłam ostatnio.

Al la pisze: 25 sty 2023, 11:03 Kinga, ja mam swoje osobiste doświadczenie psychoterapii z psychoterapeutą, który deklarował się jako niewierzący.
Jednak ta terapia, na początku mojego kryzysu, to było najlepsze, co mogłam wtedy dostać. Moje czwartki, przez ponad rok, były jak drugi oddech. Dosłownie, na początku kryzysu, żyłam od czwartku do czwartku.
Dostawałam przede wszystkim wiedzę, otwartość na moje problemy, tłumaczenie mi najprostszych mechanizmów i schematów, o których nie miałam pojęcia, a które mocno były wdrukowane w moje zachowania.
Kiedyś dawno temu też chodziłam do takiej psycholog, która mi nie szkodzila, trochę pomogła, na zasadzie towarzyszenia i wygadania się. Musiałam wtedy przerwać po dłuższym czasie, bo nie miałam wtedy z kim dzieci zostawiać, jak były malutkie. Teraz wygaduję się przed Panem Jezusem na Adoracji.

W internecie jest napisane, że ta pani do której chodzę jest psychoterapeutą.

Mam taką refleksję, jak sobie obserwuję specjalistów, że trzeba uważać, być czujnym, do jakiego psychologa, psychoterapeuty się chodzi, żeby nie trzeba było w przyszłości leczyć się po psychoterapii, bo tak też może się zdażyć.
Nowiutka

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Nowiutka »

Kinga pisze: 25 sty 2023, 16:51
Lubiłam chodzić do Sycharu, bo uważałam, że tam spotykam ludzi, którzy przechodzą przez coś podobnego do mnie. Myślałąm sobie: "inni dają sobie radę w takiej trudnej sytuacji, to może ja też dam radę, niektórzy wyglądają nawet na zadowolonych, może tak da się żyć bez męża z rozwaloną rodziną. Ci ludzie nie traktują tego jak coś dziwnego, że po odejściu małżonka żyję sama. Skoro ktoś przechodzi przez mniej więcej coś podobnego co ja, to może choć trochę zrozumie co ja czuję."

A teraz ta psycholog radzi mi rezygnację z tego wsparcia, bo mam złe myśli czasami.
Ze swojego doświadczenia.
Jedna psycholog kompletnie nie rozumiała idei sycharu, więc filtrowałam sobie niektóre jej uwagi jako niewierzącej. Po pewnym czasie inna psycholog zapytała mnie czy to mi służy.
Skracając historię przerwałam sycharowskie 12 kroków bo kolidowało to z moją terapią.
Tu są tylko ludzie. Ze swoimi żalami, problemami, doświadczeniami, również radościami, nawróceniami, ale tacy jak ja zagubieni.

Pomijając fakt, że radzić to ona nie może jako psycholog/psychoterapeuta; może nie miała nic złego na myśli a też dostrzegła jakieś rozdarcie, czy coś co może kolidować z terapią?
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Ruta »

Psycholog może prowadzić psychoedukację, wyjaśnić pewne mechanizmy, naprowadzić na ewentualne trudności do przepracowania (np. bycie DDA, DDR, osobą uzależnioną), wskazać odpowiednią terapię specjalistyczną, grupę wsparcia, wskazać na potrzebę konsultacji z psychiatrą gdy widzi kompulsje, nerwicę, lęki. Ale na pewno nie ma kompetencji do tego, by dawać konkretne wskazówki i rozliczać klienta z ich wykonywania. To nadużycie.
Terapeuta z kolei może prowadzić terapię. Zwykle terapeuta ma swoją specjalizację lub kilka, nurt w którym pracuje. Terapia także nie polega na dawaniu wskazówek i rozliczaniu z nich klienta. To naruszanie etyki zawodowej.

Zarówno z terapeutą jak i z psychologiem warto omówić cel wizyt, środki do celu, metody pracy. Warto też wskazać swoje granice. Na przykład ja wskazałam, że wiara jest dla mnie ważna i nie godzę się na rozwód zarówno z powodu wiary, jak i własnych osobistych przekonań i niechęci do popierania czegoś, z czym się nie zgadzam.

Nie ma też czegoś takiego jak "myśli" niepasujące do Sycharu. Gdyby tak serio traktować jako "myśli" emocje, pojawiające się pragnienia i pokusy i jeszcze klasyfikować je jako niezgodne "z duchem Sycharu", a więc i wiary katolickiej... to by się działo... Ale na szczęście nie da się zgrzeszyć uczuciem. Myślą owszem. Ale jeśli czasem chcę przywalić mojemu mężowi bejsbolem, zrzucić go ze schodów, potem uwieść paru jego przyjaciół i wszystkie kochanki, by zagrać mu na nosie... to mam takie uczucia. Jeśli ponadto zastanawiam się, czy nie lepiej odszukać swojego księcia z bajki i żyć długo i szczęśliwie... to mam takie uczucia. Nie myśli. Myśli będę mieć dopiero jak zacznę takie działania planować. Nie oznacza to też, że jestem zdrajczynią, mam zaburzenia orientacji, a tego skłonność do przemocy. Oznacza, że mąż mnie zranił, czuję się wściekła i korzystam z dostępnych wzorców kulturowych, oraz, że oglądałam za dużo głupich filmów i przeczytałam sporo głupich powieści. Oraz, że czasem tęsknię za bliską relacją z mężczyzną. I tyle. Z grubsza - oznacza to, że jestem człowiekiem. I kobietą. I do tego, co najlepsze, całkiem dobrze ze swoimi pokręceniami pasuję do Sycharu, bo chcę je prostować. Jesteśmy wspólnotą trudnych małżeństw, a więc i trudnych małżonków :)
Kinga
Posty: 62
Rejestracja: 08 lut 2017, 16:06
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Kinga »

Nowiutka pisze: 25 sty 2023, 17:38
Ze swojego doświadczenia.
Jedna psycholog kompletnie nie rozumiała idei sycharu, więc filtrowałam sobie niektóre jej uwagi jako niewierzącej. Po pewnym czasie inna psycholog zapytała mnie czy to mi służy.
Skracając historię przerwałam sycharowskie 12 kroków bo kolidowało to z moją terapią.
Tu są tylko ludzie. Ze swoimi żalami, problemami, doświadczeniami, również radościami, nawróceniami, ale tacy jak ja zagubieni.

Pomijając fakt, że radzić to ona nie może jako psycholog/psychoterapeuta; może nie miała nic złego na myśli a też dostrzegła jakieś rozdarcie, czy coś co może kolidować z terapią?
Myślę, że w Sycharze mągą być ludzie ze swoimi problemami, doświadczeniami i zagubieni, tak samo jak i psycholodzy też mogą być zagubieni.

Kiedyś w przeszłości chodziłam do psychologa, to wizyta wyglądała tak, że była rozmowa pomiędzy nami, potem po skończonej wizycie ja myślałam na temat ostatniej wizyty(jestem osobą refleksyjną), na temat tego o czym była rozmowa. Jak miałam jakieś przemyślenia, to na następnej wizycie mówiłam o tym z czym się zgadzam a z czym się nie zgadzam i nie miał psycholog nic przeciwko temu.
U tej psycholog do której teraz chodzę też była taka sytuacja, że coś przemyślałam i doszłam do wniosku, że nie zgadzam się z pewnymi sprawami, chciałam o tym powiedzieć tej psycholog i porozmawiać na ten temat, a ona odebrała to jako atak mój na nią, była oburzona. Sytuacja była trochę niezręczna i po tej sytuacji ja już jak coś przemyślałam, to na kolejnej wizycie starałam się nie mówić o tym z czym nie zgadzam się z psycholog z poprzedniej wizyty, żeby znowu ona nie zareagowała na moją wypowiedź z takim oburzeniem. A to chyba nie o to chodzi na wizytach u psychologa, żeby być skrępowanym, nie czuć się sfobodnie i nie móc porozmawiać o tym co dla mnie ważne w obawie na reakcję psycholog.

Ogólnie czuję się trochę skrępowana na tych wizytach i mam wrażenie, że owoce tych wizyt są bardziej negatywne niż pozytywne.
Jozefina1
Posty: 18
Rejestracja: 19 lis 2022, 21:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: życie wrażliwej żony z szorstkim mężem

Post autor: Jozefina1 »

Gdy poszłam w kryzysie do pierwszej psycholog ponad rok temu, pamiętam, że tylko się wygadałam na paru wizytach, a jedynie, co wyniosłam, to to, ze powinnam starać się spędzać więcej czasu z mężem sama. Ale byłam wtedy nastawiona w ten sposób, że najważniejsze jest to, żebysmy razem z mężem poszli na terapię. I że wspólna terapia odmieni nasze życie. Gdy w końcu udało mi się go namówić, po trzech wizytach niestety zrezygnowaliśmy ( terapeutka była moim zdaniem dobra i obiektywna), bo mąż nie chciał pracować na jej zasadach.
Czytając forum, wiem już, że ważna jest, przed wspólna, terapia indywidualna. Mam nadzieję, że na taka pójdzie mój mąż, wiem, że o tym myśli.

Aktualny terapeuta nie chce mi dawać rad, gotowych rozwiązań, choć często chciałabym tego od niego.
Gdy widzi, że waham się, czy coś zrobić, nie namawia mnie do tego, tylko każe się zastanowić, jak będę się czuła, gdy to zrobię, jak to na mnie wpłynie.
Oglądałam niedawno film dokumentalny, rozmowa pacjenta filmowca ze swoim psychiatrą. Pada tam jakieś takie mniej więcej zdanie: człowiek idzie wygadać się kolegom przy piwie, a dostaje od nich rady, choć nie chce. A jak idzie do psychiatry, to chciałby jednak gotowe rozwiązania problemów, a ten go tylko wysłucha. Coś w tym jest.

Myślę, że mój terapeuta nic na mnie nie wymusza, chce, żebym sama doszła do sposobów, jak radzić sobie z problemami, poszukać rozwiązań. I to chyba tak ma być, ale jest trudne i męczące
Co mnie zdziwiło po ostatniej wizycie: był bardzo poruszony moimi autodestrukcyjnymi zachowaniami, płakał po prostu. Ale to umocniło we mnie wiarę, że chce mi pomóc rozwiązać moje problemy, ta jego niesamowita empatia. Ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie tych wcześniejszych psycholog tak się zachowujących, które starały się być na dystans.

Jeśli czujesz się skrępowana na tych wizytach, to na pewno tak być nie powinno. Choć przerabianie tego wszystkiego jest tak ciężkie psychicznie, że ja potem do końca dnia odreagowuję czasem. Jeśli w dalszym ciągu nie chcę poruszać jakiś tematów, to nie dlatego, że będę prze terapeutę oceniania, tylko sama mam jakaś blokadę. Ja po trzecim spotkaniu powiedziałam mojemu terapeucie, że jestem wściekła, bo mi nic nie daje, ta terapia. A on się ucieszył, że wyrzuciłam emocje :)
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ