Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Al la
Posty: 2739
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Al la »

Jastarnia pisze: 27 kwie 2022, 17:26
Do ogniska sycharu mam kilkadziesiąt kilometrów :( Bardzo bym chciała pojechać, chociaż nie wiem czy to ma sens.
Jastarnia, skąd wiesz, jak nie byłaś, nie poznałaś ludzi w realu? Jak nie pojedziesz, to się nie dowiesz, czy to ma sens.
Ja na początku jeździłam też kilkadziesiąt kilometrów, a nawet więcej. Poznałam wspaniałych ludzi, do tej pory się przyjaźnimy.
Podobne problemy i przeżycia bardzo zbliżają.
A może wybierzesz się na nasze rekolekcje do Laskowic 20-22.05.2022? Tutaj link viewtopic.php?f=74&t=4779#p402795 i formularz do zapisów https://forms.gle/PbswmWUm8eNsCjzaA
Ja tam też będę.

Wszystko się zasadza nie na tym, że czegoś nie możesz, ale czy chcesz.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Dziękuję Wam za to co napisaliście, postaram się odpisać w przeciągu kilku dni. Nie mam siły zupełnie na nic. Pozdrawiam i dziękuję.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Bławatek pisze: 27 kwie 2022, 18:41 Jastarnio przestań być kozłem ofiarnym. Poczytaj może o manipulacjach, mobbingowi - trzeba umieć bronić się przed złymi ludźmi. Trudne to, ale trzeba się nauczyć, bo inaczej wszyscy będą Cię o wszystko oskarżać, a Ty nie będziesz umiała się bronić.
Każde moje tłumaczenie się kiedy mąż mi coś zarzucał było odbierane jako awantura. Mąż często mi miał coś do zarzucenia, a ja próbując załagodzić temat tłumaczyłam się, w moim odczuciu broniłam, a mąż jeszcze bardziej się denerwował kiedy przedstawiałam mu racjonalne argumenty i wyjaśniałam. Potem przyjęłam taktykę że przestanę się tłumaczyć z każdego słowa bo to i tak nic nie daje. Jego oskarżenia komentowałam krótkim zdaniem. Wtedy mąż uznawał że mi na nim nie zależy i się obrażał. Dodam że mąż nie miał mi do zarzucenia niczego poważnego, starałam się by nie miał, a i tak coś znalazł, typu "Za mało się uśmiechasz, za bardzo się cieszysz, mało mówisz, za dużo mówisz, nie umiesz się ubrać, nie ma sensu gotować dla znajomych, czemu nie ugotowalaś, upiekłabyś mamie ciasto, po co to piekłaś i zanosisz" no zawsze się coś znalazło co zrobiłam źle.
Ruta pisze: 27 kwie 2022, 22:34 Stwierdziła też, że zły próbuje nas z tego wyrywać, albo nakłaniając do rozpamiętywania przeszłości, albo zamartwiania się o przyszłość. Jest to bezproduktywne i bardzo dołujące.
Podała mi też sposób na wyrwanie się z tego - Maryjo, zawierzam ci moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Raz po raz. Wtedy Maryja przychodzi, to nasza Mama, gdy dziecko woła, zawsze przychodzi z pomocą. Przed Nią wszelkie złe duchy uciekają, nie ważne czy postrzegamy je jako osobne świadome byty, czy nowocześniej jako pewne procesy psychiczne.
Dziękuję Ruto, ta krótka modlitwa zawierzenia którą mi przedstawiłaś pomogła mi przetrwać ostatnie trudne dni. A były nadzwyczaj trudne.
Niepozorny pisze: 27 kwie 2022, 23:06 Jeśli chodzi o myśli o współmałżonku i tego, co wyobraźna potrafi zrobić, to najlepiej próbować przekierować myśli na Boga. Ja często słuchałem "Jezu, Ty się tym zajmij!"
A wiecie co jest najtrudniejsze w mojej modlitwie, w skupieniu się na Bogu? To że mój mąż nie był zbyt blisko Boga. Miewał okresy kiedy denerwowały go te moje modlitwy rano i wieczorem (krótka modlitwa naprawde), zanim go poznalam to uczęszczałam na pierwsze piątki, soboty, dużo więcej się modliłam, a po ślubie musiałam to ograniczyć, bo w jego rodzinie uważana byłam za "dziwaka". Każda moja aktywność w zakresie wiary wykraczająca poza niedzielną mszę była dla nich i dla męża dziwna.
Dlatego teraz w kryzysie kiedy się modlę mam takie myśli "dla męża to co robię byłoby dziwne" albo "czy ja robię coś nienormalnego, czy nie przesadzam z modlitwą". Mam tak z modlitwą i ze sposobem ubierania się i z wieloma innymi sprawami. Gdzieś z tyłu głowy zastanawiam się co mąż by pomyślał o mnie i czy taką mnie by chciał. Myślałam żeby dzisiaj pojechać ma spotkanie Sycharu, a już za moment zakiełkowała we mnie myśl, że mąż by mnie wyśmiał gdyby się dowiedział.
Niepozorny pisze: 27 kwie 2022, 23:06 Gdy nie wiedziałem, co odpowiedzieć na jakieś tam pytanie, to potem infomowałem o mojej sytuacji te osoby, z którymi miałem lepszy kontakt. Czułem się przez nie zrozumiany i później nie było niezręcznych dla mnie pytań.
Niestety ja tak zrobilam któregoś dnia, powiedzialam zaufanej osobie (tak mi się wydawalo) o tym że nie mieszkamy razem i nie wiem gdzie jest mąż. Od tamtej pory ta osoba jest niesamowicie dociekliwa, zadaje osobiste pytania, powiedzialam tej osobie że nie chcę na tym etapie o tym rozmawiać, a ona często mówi że mój mąż jest przecież "taki fajny". i to mnie również wpędza w poczucie winy.
Ruta pisze: 27 kwie 2022, 22:34 Samoobwinianie się rozumiem. O ile pamiętam, ja tą radę dostalam, gdy wpadlam w poczucie winy, że moglam nie przeciwstawiac sie uzależnieniom, tylko jakoś się na nie zgadzać, albo jakoś łagodniej, albo coś tam coś tam...to mąż by ze mną był dalej...
Dokładnie takie analizy przechodzą mi przez głowę ostatnimi czasy. Gdybym robiła to czy to czy tamto to mąż by ze mną był... to by mnie nie zostawił... to by nie musiał szukać kowalskiej. I tak w kółko. Męczy mnie to okropnie. Czy jest jakiś sposób na pozbycie się poczucia winy? Analizuję wciąż i wciąż i pogrążam się w tym chaosie. Znajduję w sobie tyle wad, każda moja cecha okazuje się być wadą która mogła odstraszyć ode mnie męża. Im więcej lektur czytam tym więcej znajduję w sobie win, a męża usprawiedliwiam. Poczucie winy przesłania mi całe życie.
Al la pisze: 28 kwie 2022, 10:59 Ja na początku jeździłam też kilkadziesiąt kilometrów, a nawet więcej. Poznałam wspaniałych ludzi, do tej pory się przyjaźnimy.
Podobne problemy i przeżycia bardzo zbliżają.
A może wybierzesz się na nasze rekolekcje do Laskowic (...)
Myślałam o tych rekolekcjach, ale jak zobaczyłam gdzie leży ta miejscowość to zrezygnowałam. Drugi koniec Polski (nie podając szczegolow). Dzis miałam plan jechać na spotkanie sycharu, ale jak pisałam wcześniej, myśl o tym co mąż by o mnie pomyślał, gdyby się dowiedział, zrujnowala moje zamiary.

Dziękuję Wam i każdemu z osobna za podpowiedzi. Za Wasze historie. Przeczytałam ich ostatnimi dniami mnóstwo. Dużo analizuję, za dużo. Nie miałam siły ostatnio odpisać ponieważ spotkałam pod marketem przypadkiem mamę mojego męża. Przyznam że nigdy nie miałam z nią zbyt dobrych relacji, bo miała do mnie żal że kupiliśmy oddzielny dom. Ale starałam się z nią przyzwoity kontakt utrzymywać, byłam miła, należy jej się to za sam fakt bycia mamą męża. A więc spotkałam ją. W pierwszej chwili ucieszyłam się. Myślałam że będzie moim "kołem ratunkowym". Ona jednak chyba była "przygotowana" do rozmowy ze mną. Nie dała mi dojść do słowa, ledwie sie przywitałam, a ona zaczęła monolog że nigdy mi nie zapomni że skrzywdziłam jej syna, zaczęła mi wypominac sytuacje sprzed kilku lat, kiedy według niej nie umiałam się zachować jak należy, ja wtrąciłam jedynie że czuję się wystarczająco zle przez to że mąż ma inną kobietę, a ona zaczęła się śmiać, mówić że to moje urojenia, że gdzie on miałby to niby robić i z kim, że na pewno to ja go zdradzam, mówiłam że to nieprawda, ale trudno było mi wtrącić cokolwiek więcej w ten jej monolog, mówiła tak dużo i szybko, jakby czytała z książki. Dobrze że to była taka pora dnia kiedy prawie nikogo oprócz nas nie było przed marketem. Powiedziałam że kocham męża i że to co ona mi wmawia to nieprawda i że nie mogę tego dłużej słuchać (każda próbę mojego wyltumaczenia się z jej zarzutów przerywała i mówiła dalej bez zająknięcia). Zakończyłam tymi slowami rozmowę, wsiadłam do auta i od kilku dni nie mogę dojść do siebie. Było w niej tyle nienawiści, jakby naprawde wierzyła w to co mówi. Wiem że to mama męża, że zawsze stanie po jego stronie, że będzie go bronić, ale ja nie chciałam by stawała po czyjejś stronie, jeżeli już to po stronie naszego małżeństwa i naszej wspólnej przyszłości. Ta rozmowa ten monolog to był taki atak w moją stronę. Bardzo to przeżywam. Zwłaszcza słowa że nigdy nie pasowałam do ich rodziny i że nasze małżeństwoto była fikcja. Jak mogła tak powiedzieć. :(
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Bławatek
Posty: 1675
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Jastarnio, rodzice zazwyczaj stają po stronie swoich dzieci - na pewno zaraz na początku, z czasem gdy docierają do nich kolejne informacje, dane, ale głównie prawda, to zmieniają zdanie, choć bywa, że wolą żyć w kłamstwie, aby chronić swoje dzieci.

Moi teściowie, szczególnie teść byli źli, że się będziemy rozwodzić, więc ja z uporem maniaka mówiłam, że to pomysł ich synusia, więc niech mnie nie obwiniają. Pamiętam jak mąż mnie oczerniał w odpowiedziach do sądu i jeszcze ich podał na świadków, że nasze małżeństwo było złe, to ich zapytałam czy już jednak są za rozwodem - nie, nie byli, mąż nic im nie mówił, że na świadków ich pozywa. Wtedy też teść mi powiedział, że mamy zakończyć tą dziecinadę i się pojednać, bo -uwaga- "im dłużej to trwa, tym ich syn ma więcej okazji by kogoś poznać i zacząć nowy związek, a wtedy to będzie moja wina" !?! Śmiechu warte. Ciekawe co mi teraz powiedzą gdy się w końcu dowiedzą, że ich syn mieszkał z nami a już miał relacje z kowalską??? Ja z nikim w relacje nie wchodziłam i nie zamierzam. Za decyzje męża odpowiedzialności nie biorę. Wystarczy, że dotyczą mnie konsekwencje jego działania.

Słowa bliskich często będą Cię jeszcze ranić. Rodzina męża niezbyt blisko Boga to pewnie będzie naciskać, żeby syn sobie ułożył życie na nowo. Twoja rodzina znów będzie się 'wstydzic', że ci w małżeństwie nie wyszło, więc musisz się wzmocnić i zacząć wierzyć, że nie jesteś taka zła i beznadziejna jak siebie zapewne teraz widzisz i jak o Tobie mówią inni. Jesteś wartościową osobą, teraz bardzo pogubioną, ale to nie Twoja wina, że mąż ma ochotę na nowe życie, przygody. Bez Ciebie. To jego wybory. On myśli, że dobre, ale dopiero po czasie przekona się czy takie będą.

Choć to trudne, zacznij myśleć pozytywnie, a zobaczysz jak się zacznie Twoje życie zmieniać. Pamiętasz Pollyannę z literatury, filmu? Ona grała w zadowolenie - tzn. starała się ciągle znajdować we wszystkim powody do radości - nawet gdy była chora i nie mogła z łóżka wychodzić to cieszyła się, że inni do niej przychodzą, że dzięki kryształkom powieszonym w oknie tęcza do niej przychodzi. Drobnostki, które rozświetlały jej trudy życia. I gdy mi było tak beznadziejnie ciężko i źle to ja też grałam w taką grę. Nawet nie wiedziałam, że można tyle znaleźć w codzienności powodów do uśmiechu i radości.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Bławatku, dziękuję za odpowiedź. Może masz sposób jak poradzić sobie z powracającym poczuciem winy? Bardzo to męczące.

Czytam polecane lektury zwłaszcza te o DDRR, DDD i czuję się jeszcze bardziej winna, bo po tych lekturach wnioskuję że zachowania męża były spowodowane jego wychowywaniem się w niepełnej rodzinie. Czuję poczucie winy że mąż nie czuł się przeze mnie zrozumiany, a ja źle odbieralam jego chęć "posiadania mnie" jak ktoś tu wspomniał w pierwszych postach mojego wątku, kontroli, nieuzasadnioną nieufność i różne emocje. Skoro ja tego nie rozumialam, to odszedł do kowalskiej.

Może ktoś ma pomysł jak się wyzbyć poczucia winy? Jak temu zaradzić?
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Bławatek
Posty: 1675
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Jastarnia pisze: 02 maja 2022, 14:04 Bławatku, dziękuję za odpowiedź. Może masz sposób jak poradzić sobie z powracającym poczuciem winy? Bardzo to męczące.

Czytam polecane lektury zwłaszcza te o DDRR, DDD i czuję się jeszcze bardziej winna, bo po tych lekturach wnioskuję że zachowania męża były spowodowane jego wychowywaniem się w niepełnej rodzinie. Czuję poczucie winy że mąż nie czuł się przeze mnie zrozumiany, a ja źle odbieralam jego chęć "posiadania mnie" jak ktoś tu wspomniał w pierwszych postach mojego wątku, kontroli, nieuzasadnioną nieufność i różne emocje. Skoro ja tego nie rozumialam, to odszedł do kowalskiej.

Może ktoś ma pomysł jak się wyzbyć poczucia winy? Jak temu zaradzić?
A może oddaj to wszystko Panu Bogu 🙂. Bo to taki teraz Twój największy ciężar, ból i problem. Tak jak z grzechem - dopóki nosisz w sobie, to ciągle coś uwiera, przeszkadza. Nie ruszysz z miejsca jeśli ciągle ten ciężar będzie Cię przygniatał.

Mało kto z nas nie ma czegoś z DDX. Jeśli twój mąż ma różne deficyty z domu pierwotnego, a na pewno nie jest ich świadom, to zawsze będzie mu czegoś brakowało, będzie próbował ciągle to znaleźć, z Tobą może mu się nie udało, to z kowalską tą, albo i następną też się może nie udać. A mąż obwinia Ciebie o wszystko bo mało kto chce siebie oczerniać.

Wiesz, gdy ja czytam poradniki lub słucham konferencji to od razu analizuję jak ja się zachowywałam lub zachowuję i czy nie powinnam czegoś zmienić. Tak samo jak obserwuję moje koleżanki i próbuje do nich dopasowywać zarzuty, które mi stawiał mąż - żadna nie mogłaby być jego żoną, bo jedna nic w domu nie piecze a i gotuje słabo, druga woli być w domu z dziećmi i jej mąż łapie fuchy aby mogli przetrwać, trzecia za dużo wydaje na siebie i dom (mój mąż by jej, tak jak jej mąż, nie finansował fanaberii), czwarta lubi ciągle gdzieś wyjeżdżać i też do domu wiele rzeczy kupować, więc biednego męża mieć nie może itd. no, więc jeśli ja skromna, mało potrzebująca, gotującą, piekąca ciasta, prasująca jego koszule, pracująca zarobkowo i nie prosząca się ciągle o pieniądze na głupoty nie spełniam męża oczekiwań sprzed ślubu (bo takie miał) to ja się zastanawiam czy jakaś by spełniała. Okazało się po czasie, że kowalska też nie. Więc może dopóki mój mąż nie zauważy, że jednak on ideałem nie jest i ma za duże wymagania to nikt mu nie spasuje, bo ciągle będzie coś nie tak. Chciałoby się zmieniać ludzi pod siebie i swoje oczekiwania i wymagania - nie zawsze się da, więc trzeba pamiętać, że może trzebaby zmienić swoje myślenie i oczekiwania. Ale nie podporządkowywać się komuś. Teraz ćwiczę to z synem - uparciuch i indywidualista, na ile mogę to odpuszczam - niech się uczy na własnych błędach jak starszych słuchać nie chce 😉
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Bławatek pisze: 03 maja 2022, 14:49 A może oddaj to wszystko Panu Bogu 🙂.
Staram się. Bardzo się staram.
Bławatek pisze: 03 maja 2022, 14:49 Wiesz, gdy ja czytam poradniki lub słucham konferencji to od razu analizuję jak ja się zachowywałam lub zachowuję i czy nie powinnam czegoś zmienić.
Dokładnie tak samo robię.
Im więcej czytam tym bardziej zauważam swoje błędy w tym małżeństwie. I w związku z tym coraz bardziej się obwiniam. Koło się zamyka. Wieczorem sobie postanawiam, że odpocznę jeden dzień od tego wszystkiego, że przestanę analizować, słuchać konferencji, że zrobię sobie jednodniową przerwę od czytania historii innych tu na tym forum. To mnie dobija, nie umiem żyć innym życiem.
Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że funkcjonuję dość przyzwoicie, bo karmię się nadzieją. Nadzieją na powrót męża. Gdyby ktoś mi tą nadzieję zabrał... nie wyobrażam sobie że będę żyć bez niego. Nawet siostra już przywykła do moich pytań "czy P. wróci? " i ona odpowiada automatycznie "tak, nie martw się, wróci". To mi pomaga, chce w to wierzyć. Któregoś razu odpowiedziała "lepiej byłoby dla Ciebie gdyby nie wrócił jeśli miałby cię tak krzywdzić", a ja wpadłam w taką rozpacz i trudno było mi się uspokoić.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Bławatek
Posty: 1675
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Jastarnio, to teraz na ten tydzień zrób sobie inną analizę siebie - swoich plusów, atutów, mocnych stron. Tu bywa ciężej - bo zazwyczaj o sobie dobrze nie myślimy, a trzeba to zmienić. Myślisz, że np. koleżanka jest pracowita - Ty pewnie też, więc w sobie to dostrzeż, inna ładnie się uśmiecha lub ubiera - Ty pewnie też, a jeśli nie to możesz nad tym popracować i coś w sobie zmienić. Pamiętaj, że do smutnej, byle jakiej żony mąż niezbyt chętnie będzie wracał. Mamy miesiąc Maryjny, jakże inny od październikowego - piękne, radosne pieśni o Maryji, a w litanii tyle pięknych przydomków Maryji jest. Bierzemy przykład z Tej pięknej wewnętrznie kobiety.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Bławatek pisze: 03 maja 2022, 22:43 Jastarnio, to teraz na ten tydzień zrób sobie inną analizę siebie - swoich plusów, atutów, mocnych stron. Tu bywa ciężej - bo zazwyczaj o sobie dobrze nie myślimy, a trzeba to zmienić.
Pamiętaj, że do smutnej, byle jakiej żony mąż niezbyt chętnie będzie wracał.
Dziękuję za pomysł : )
Pamiętam o tym, to jest moją jedyną motywacją aby wziąć się w garść. Mąż nie dostrzeże mojej zmiany, mojego uśmiechu wyglądu, my się nie wiedzieliśmy ani nie kontaktowaliśmy od wielu tygodni. :( Wciąż myślę o tym aby do niego zadzwonić, a może to nie ma sensu, bo on już zupełnie o mnie zapomniał?
Tu na forum czytam historie i w większości jest tak że mąż nawet jeśli odszedł do kowalskiej to czasem się odzywa, przychodzi do domu po coś, jest jakiś punkt zaczepienia a u nas nic... Zupełna cisza. Dlaczego... Mąż nie jest taki żeby wyciągnąć rękę jako pierwszy, zawsze ja to robiłam, ja przerywałam ciche dni.
Ciężko mi się nie odzywać i czekać i czekać, bo wiem że od niego nie wyjdzie żadna inicjatywa.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Bławatek
Posty: 1675
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Jastarnio może i nie masz kontaktu z mężem, ale nie wiesz czy np jutro mąż się nie odezwie, albo nie będzie chciał się spotkać, albo przypadkiem się w sklepie spotkacie - i co wtedy? - jaką Cię mąż zobaczy? Trzeba przygotować się na różne możliwości. To tak jak z gotowością na spotkanie z Panem - myślimy, że nasza śmierć nastąpi kiedyś, oby jak najpóźniej, bo nam się podoba żyć, a co będzie po śmierci to okładamy na później - i czasami nawet spowiedź odwlekamy bo mamy czas. Wiosna nastała więc może warto z sobą zrobić porządek,

Ja ostatnio też mam słabszy okres - syn ze wszystkiego wyrasta, ciągle trzeba za coś w szkole płacić, więc wydatków mnóstwo, a ja znów ze wszystkim sama bo mój mąż, przecież płaci na syna i nie zamierza nic poza dać, a specjalnie jak jedziemy gdzieś np. do dentysty to zawsze staram się zahaczyć o jakiś sklep by przy mężu kupić synowi spodnie czy buty, aby mu uświadamiać, że dziecko kosztuje. Trudno, w małżeństwie byłam sama ze wszystkim to teraz też radę dam. Tylko wkurza mnie, że ja ciągle w stresie a mój mąż żyje jak wolny ptak. I najchętniej zaszyłabym się w domu i nie robiła nic i chciałabym odpuścić i nie przejmować się tym wszystkim tak jak mój mąż, ale wolę się przemóc i żyć pełnią życia, nawet gdy wszystko wokół utrudnia cieszenie się życiem.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Bławatek pisze: 04 maja 2022, 9:48 Jastarnio może i nie masz kontaktu z mężem, ale nie wiesz czy np jutro mąż się nie odezwie, albo nie będzie chciał się spotkać
To niestety wiem i z przykrością muszę stwierdzić że on na pewno pierwszy się nie odezwie ani tym bardziej nie będzie chciał się spotkać... Nasz związek trwa kilka lat i nie pamiętam sytuacji kiedy mąż jako pierwszy przeprasza po kłótni albo jako pierwszy zaczyna się odzywać po cichych dniach. Zawsze ja wyciągałam rękę. Zawsze on czuł się pokrzywdzony a mnie obwiniał. To ja przerywałam ciszę. Teraz jest kowalska.
W tej sytuacji jestem pewna że on nie czuje się winny. Nauczona tymi latami które razem przeżyliśmy, wiem że tym razem on również nie czuje się winny, potrafi znaleźć wytłumaczenie na kowalską, uważał że ma do tego prawo by być szczęśliwy.
Nie ma szans że się odezwie. Wszystko w moich rękach. I Boga przede wszystkim. Cała odpowiedzialność za to małżeństwo i jego ratowanie spadla na mnie w ten sposób.
Pozostaje wierzyć że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Żyję tą nadzieją, nadzieją w Bogu, który może przemienić nasze serca.
Bławatek pisze: 04 maja 2022, 9:48 albo przypadkiem się w sklepie spotkacie - i co wtedy? - jaką Cię mąż zobaczy? Trzeba przygotować się na różne możliwości.
Staram się jakoś wyglądać.
Bławatek pisze: 04 maja 2022, 9:48 To tak jak z gotowością na spotkanie z Panem - myślimy, że nasza śmierć nastąpi kiedyś, oby jak najpóźniej, bo nam się podoba żyć, a co będzie po śmierci to okładamy na później - i czasami nawet spowiedź odwlekamy bo mamy czas.
Idealne porównanie, ja czuję się jakby mąż umarł, jakby ten okres który przeżywam to była żałoba. Jednak po śmierci nie miałabym poczucia odpowiedzialności za to, byłaby żałoba i rozpacz, jednak nie byłoby poczucia winy. A teraz, przy rozstaniu przygniata mnie ta odpowiedzialność że jestem jedynym człowiekiem, który może wyciągnąć dłoń do męża, poprosić o przebaczenie za mój wkład w kryzys (a na pewno był, bez powodu nie pojawiła się kowalska). On tego nie zrobi.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Julit
Posty: 143
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Julit »

Jastarnio,
czytam Twój wątek i myślę, jakie te wszystkie historie są do siebie podobne. I my jakie jesteśmy do siebie podobne. Te same pytania, dylematy, wątpliwości... Mój mąż odszedł 10 miesięcy temu. Dziś z perspektywy czasu dziękuję Bogu za to odejście. Bo ja bym chyba umarła w takim moim małżeństwie. Właściwie byłam w nim martwa. Ten czas 10 miesięcy poświęciłam, zgodnie z radami forumowiczów, sobie. I nie obyło się bez upadków, zniechęcenia. Wciąż jestem w drodze. Nie na wszystkie pytania odnalazłam odpowiedź. Ale przynajmniej dostrzegam te pytania, wiem czego jeszcze muszę się o sobie dowiedzieć. Analizowanie pokręceń męża słabo mi idzie. Nie potrafię. Niemniej doszłam do tego, że moje małżeństwo nie było budowane na skale, szczęście którym żyłam, to nie było szczęście. Wiele było w nim szarpaniny, wysiłku, starań i miłości, na którą trzeba zasłużyć. Byłam szczęśliwa, gdy mój mąż był szczęśliwy. A on był szczęśliwy wtedy, kiedy byłam taka jak chciał. Ty też wiele piszesz w pierwszym poście o swoich staraniach i trudach, i o trudnych cechach męża. Zastanów się, czy na prawdę byłaś wtedy z mężem szczęśliwa? Czy na takiego męża czekasz? Czy w tym małżeństwie byłaś szanowana, czy szanowano Twoje granice i prawa? Czy czułaś się z mężem bezpieczna? Kochana za to kim jesteś, a nie jaka jesteś? A jeśli nie do końca tak było, to dlaczego sobie takiego człowieka wybrałaś? I dlaczego godziłaś się na te wszystkie trudy? Za czym konkretnie płaczesz i czego żałujesz? Ja marzę o powrocie mojego męża. Nie szukam zastępstwa. Być może taka moja droga już teraz. Żyć z dala, kochając z daleka. Ale powrotu do mojego dawnego życia nie chcę. Życia zdominowanego przez ukryty nałóg męża, jego ambicje, ego jak stąd do kosmosu. I niekończące się oczekiwania. I mój wysiłek, i zmęczenie, że znów nie dość tak. Ja zostałam z trójką dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym. I co bardzo mnie smuci, nie poznaję mojego męża, stał mi się obcym człowiekiem. Powrotu takiego człowieka nie chcę. Natomiast takiego, który byłby gotowy przepracować swój kryzys, przyjmę z otwartymi ramionami. Czy tak się stanie? Nie wiem. Poczekam, zobaczę. Ale już nie wyczekuję i nie żądam.
Strasznie smuto wyszedł mi ten wpis. Ale uwierz, są dni kiedy czuję radość z życia, jakim jest. I ulgę czasem czuję. Może bardziej wewnętrznie, ale wierzę też, że przyjdzie czas, gdy będę emanować tą radością i spokojem na zewnątrz.
Ściskam mocno!
Z modlitwą :)
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Sefie »

Zrób sobie trochę miejsca dla siebie w tym małżeństwie. Narazie po brzegi wypełnia je mąż a i mam wrażenie, że tym ciężarem Cię wręcz dusi. Sama też na własną prośbę nie chcesz się z tego klinczu wydostać.

Zajmij czymś głowę. Postaw sobie jakieś ambitne zadanie, zaplanuj dzień i aktywności. Nie siedź w miejscu. Rusz się trochę. Jest już prawie lato, to dobry czas żeby odżyć i nabrać wigoru.

Przeżywanie i płacz jest dobry na początku ale później trzeba ruszyć z miejsca i wziąć się za siebie. Bo się zasiedzisz w tym stanie i ładna pogoda Cię ominie ;)

A dłoń o której tak często piszesz wyciągnij do samej siebie :)
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Sefie pisze: 04 maja 2022, 23:51 Zajmij czymś głowę. Postaw sobie jakieś ambitne zadanie, zaplanuj dzień i aktywności. Nie siedź w miejscu. Rusz się trochę. Jest już prawie lato, to dobry czas żeby odżyć i nabrać wigoru.
Dzięki, uwierz mi Sefie że się staram. Najgorsze są weekendy. Na tygodniu czas mija, ogarniam się do pracy, potem praca, zdarza mi się ugotować obiad (odkąd mąż odszedł nie gotowalam), wieczorem książka, modlitwa i sen. A weekend... sama nie będę spacerować po parku, widok pełnych rodzin nadal budzi we mnie smutek, nie chcę spotkać nikogo znajomego kto mógłby zapytać co u męża. Zaszywam się w domu i czekam aż miną te koszmarne dwa dni.
Julit pisze: 04 maja 2022, 15:47 Dziś z perspektywy czasu dziękuję Bogu za to odejście
To kwestia dojrzałości czy przyzwyczajenia do sytuacji?
Julit pisze: 04 maja 2022, 15:47 Byłam szczęśliwa, gdy mój mąż był szczęśliwy. A on był szczęśliwy wtedy, kiedy byłam taka jak chciał
Najtrafniejsze ujęcie mojej relacji w małżeństwie jakie mogłam przeczytać.
Ty też wiele piszesz o swoich staraniach i trudach, i o trudnych cechach męża.
Tak, jednak zdaję sobie sprawę że to co dla mnie było w nim trudne, dla niego mogło być zupełnie normalne, bo taki był przez ileś lat i nie potrzebował tego zmieniać.
Zastanów się, czy na prawdę byłaś wtedy z mężem szczęśliwa?
Tak jak i Ty. Kiedy mąż był zadowolony i szczęśliwy, wtedy i ja byłam. Nawet jeżeli wymagało to poświęceń czułam że warto. Że jeżeli ja coś dla niego zrobię, on będzie miał lepszy humor i będzie mi łatwiej go przekonać np do wspólnego wyjścia.
Czy na takiego męża czekasz?
Czekam na męża takiego jakim był kilka miesięcy temu. Jaki był zanim nawiązał relację z kowalską. Gdzieś widzialam taki post "męża poznasz podczas rozwodu", ale ja go nie poznaję. Miał trudny charakter, trudno było z nim o kompromis, jednak nieraz się udawało, ale to jaki jest teraz. Nie poznaję go. Czekam na męża sprzed kryzysu. Takiego bym chciała. Nie od razu, wiem że to proces. Na początku byłoby ciężko zaufać, zapewne obu stronom, po takiej przerwie.
Czy w tym małżeństwie byłaś szanowana, czy szanowano Twoje granice i prawa?
Czy byłam szanowana - w towarzystwie, wśród znajomych (zwłaszcza moich) byłam traktowana niemal zawsze jak księżniczka. Koleżanki mi zazdrościły, że mąż mnie tak kocha. Wśród jego znajomych i rodziny co zastanawiające zazwyczaj byłam inaczej przez męża traktowana. Nie poniżana, bo to zbyt przesadne słowo, ale tak delikatnie krytykowana, często przy nich zwracał mi uwagę, niemal tak jak w domu, umniejszał moją wartość czy wkład w życie rodzinne, czułam nieraz jakby chciał im pokazać że ja hmmm...jestem gorsza, mniej się staram niż on, nie wiem jak to ująć.
Czy czułaś się z mężem bezpieczna? Kochana za to kim jesteś, a nie jaka jesteś?
Różnie było. Były okresy że ufałam mu w 100%, że byłam pewna jego uczuć i tego że zawsze ze mną będzie. Były i takie, kiedy nie czułam się bezpiecznie, bo zauważałam że coś "kombinuje" a nie mogłam powiedzieć że coś podejrzewam, bo mąż mógł wpaść w złość lub milczenie. Wtedy nie czułam się bezpiecznie, wtedy czułam niepewność. Jednak kowalskiej nigdy bym się po nim się spodziewała.
A jeśli nie do końca tak było, to dlaczego sobie takiego człowieka wybrałaś?
Cóż. On wybrał mnie. Bardzo się starał o mnie przed ślubem, ja wtedy myslalam że to jest ten wymarzony mężczyzna, o którego modliłam się kilka lat (o dobrego męża), wspierał mnie, pomagał, odwoził z pracy, słuchał i dużo mówił o sobie, czułam że mi ufa, czułam się potrzebna i doceniana.
I dlaczego godziłaś się na te wszystkie trudy?

Trudy są wpisane w każdą relację, ja mam tak że czuję ogromną odpowiedzialność za siebie, za swoje słowa i czyny i (może naiwnie) uważam że to jakim jesteśmy dla drugiego człowieka to do nas wraca. Jeśli ja będę dobra dla męża to on odpłaci mi się tym samym. Przez jakis czas działało to w moim małżeństwie. Dlaczego przestało. Nie wiem. Może on ma podobne odczucia. Dla mnie najlepszy okres dla mnie to taki kiedy mąż potrafił się otworzyć na rozmowę ze mną, kiedy o nic mnie nie podejrzewał, nie sprawdzał, tylko ufał.
Za czym konkretnie płaczesz i czego żałujesz?
Płaczę za bliskością, rozmową, wspólnym spędzaniem czasu, za poczuciem bycia potrzebną, wartościową. Bez męża czuję się bezwartościowa. Żałuję że za mało było między nami rozmow, że komunikacja nawaliła na całej linii Żałuję że nie potrafilam dotrzeć do męża, a w kryzysie z obawy przed jego reakcją nie mówiłam mu o swoich odczuciach i potrzebie bliskości. Nie mówiłam bo on twierdził że mu niedobrze jak poruszam takie smutne tematy.

Dziękuję Julit za rachunek sumienia z mojego małżeństwa. Nie napisałam tu wszystkiego co pomyślałam czytając Twoje pytania, ale były dobre na choćby chwilowe otrzeźwienie. Zagubiłam samą siebie w tym małżeństwie, zrobiłam z męża bożka, a teraz gorzko za to płacę.
Mąż mi wiele razy powtarzał że "mam go gdzieś", nigdy tego nie rozwijał, kiedy pytałam co mam zmienić, mówił żebym się zastanowiła nad sobą, a o ile prościej byłoby gdyby mi powiedział co mu nie odpowiada. A ja wciąż się nad sobą zastanawiam. Może mężowi też było ciężko w tym małżeństwie, może on też mnie kocha ale się w tym pogubił, przez to że komunikacja między nami nawaliła. Nie mówił mi o tym co czuje co myśli. Ja zbyt naciskałam na rozmowy, on się denerwował, potrzebował przestrzeni. Ja chciałam się nim nacieszyć kiedy wracał z Francji, on potrzebował pobyć sam. Przytłoczyłam go. Sama juz nie wiem gdzie popełniłam błąd. Błąd który będzie się za mną ciągnął.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Ja i niepewna przyszłość małżeństwa

Post autor: Flawless »

Cześć Jastarnia!
Czytam Twój warek od samego początku. Chciałabym Ci dać radę jak sobie poradzić z poczuciem pustki i straty ale sama dalej szukam. I obawiam się se nie znajdę. Ale nie o tym chciałam.
Gdzieś nie dawno Sefie napisał Ci żebyś się czymś zajęła. Ja jako wentyl emocji mam moja miłość - rower. Serio, hobby dla osób które lubią być (lub chwilowo musza) same. Chcesz zrobić 2 km ? Pięknie! Po drodze cykniesz kilka fotek, krajobraz ? Ważka ? Kwiatek ? Pole rzepaku ? I już :)
Później zrobisz 6 km itd. Pobierz jakaś fajna apkę sportową, kolejna z trasami - mogę Ci coś polecić. I będziesz sobie śmigać w pełnym słońcu. To mój konik. A Ty możesz sobie znaleść cokolwiek. Jeśli nie czujesz się na siłach z kimś (No ja tak teraz mam) to znajdź coś co możesz robić w pojedynkę.
Weź koc i idź poczytaj w polu.
Ja Cię doskonale rozumiem, sama mam dość wałkowania tematu mojego rozwodu. Jasne ze część osób pyta z troski, ale mam tez wrażenie ze cześć pyta z ciekawości. A ci którzy nie wiedza pytają ot tak co tam słychać. A to tez nie smakuje.
Wiem ze nie jest to łatwe, tez z mężem każdą wolna chwile spędzaliśmy aktywnie (zanim zaszłam w ciaze) i najczęściej razem.
Jedyne co mi pomaga najskuteczniej to czas.
Ja mojego męża widzę codziennie. A uwierz mi te uczucia które mam tez powoli słabną.
ODPOWIEDZ