Sefie pisze: ↑04 maja 2022, 23:51
Zajmij czymś głowę. Postaw sobie jakieś ambitne zadanie, zaplanuj dzień i aktywności. Nie siedź w miejscu. Rusz się trochę. Jest już prawie lato, to dobry czas żeby odżyć i nabrać wigoru.
Dzięki, uwierz mi Sefie że się staram. Najgorsze są weekendy. Na tygodniu czas mija, ogarniam się do pracy, potem praca, zdarza mi się ugotować obiad (odkąd mąż odszedł nie gotowalam), wieczorem książka, modlitwa i sen. A weekend... sama nie będę spacerować po parku, widok pełnych rodzin nadal budzi we mnie smutek, nie chcę spotkać nikogo znajomego kto mógłby zapytać co u męża. Zaszywam się w domu i czekam aż miną te koszmarne dwa dni.
Julit pisze: ↑04 maja 2022, 15:47
Dziś z perspektywy czasu dziękuję Bogu za to odejście
To kwestia dojrzałości czy przyzwyczajenia do sytuacji?
Julit pisze: ↑04 maja 2022, 15:47
Byłam szczęśliwa, gdy mój mąż był szczęśliwy. A on był szczęśliwy wtedy, kiedy byłam taka jak chciał
Najtrafniejsze ujęcie mojej relacji w małżeństwie jakie mogłam przeczytać.
Ty też wiele piszesz o swoich staraniach i trudach, i o trudnych cechach męża.
Tak, jednak zdaję sobie sprawę że to co dla mnie było w nim trudne, dla niego mogło być zupełnie normalne, bo taki był przez ileś lat i nie potrzebował tego zmieniać.
Zastanów się, czy na prawdę byłaś wtedy z mężem szczęśliwa?
Tak jak i Ty. Kiedy mąż był zadowolony i szczęśliwy, wtedy i ja byłam. Nawet jeżeli wymagało to poświęceń czułam że warto. Że jeżeli ja coś dla niego zrobię, on będzie miał lepszy humor i będzie mi łatwiej go przekonać np do wspólnego wyjścia.
Czy na takiego męża czekasz?
Czekam na męża takiego jakim był kilka miesięcy temu. Jaki był zanim nawiązał relację z kowalską. Gdzieś widzialam taki post "męża poznasz podczas rozwodu", ale ja go nie poznaję. Miał trudny charakter, trudno było z nim o kompromis, jednak nieraz się udawało, ale to jaki jest teraz. Nie poznaję go. Czekam na męża sprzed kryzysu. Takiego bym chciała. Nie od razu, wiem że to proces. Na początku byłoby ciężko zaufać, zapewne obu stronom, po takiej przerwie.
Czy w tym małżeństwie byłaś szanowana, czy szanowano Twoje granice i prawa?
Czy byłam szanowana - w towarzystwie, wśród znajomych (zwłaszcza moich) byłam traktowana niemal zawsze jak księżniczka. Koleżanki mi zazdrościły, że mąż mnie tak kocha. Wśród jego znajomych i rodziny co zastanawiające zazwyczaj byłam inaczej przez męża traktowana. Nie poniżana, bo to zbyt przesadne słowo, ale tak delikatnie krytykowana, często przy nich zwracał mi uwagę, niemal tak jak w domu, umniejszał moją wartość czy wkład w życie rodzinne, czułam nieraz jakby chciał im pokazać że ja hmmm...jestem gorsza, mniej się staram niż on, nie wiem jak to ująć.
Czy czułaś się z mężem bezpieczna? Kochana za to kim jesteś, a nie jaka jesteś?
Różnie było. Były okresy że ufałam mu w 100%, że byłam pewna jego uczuć i tego że zawsze ze mną będzie. Były i takie, kiedy nie czułam się bezpiecznie, bo zauważałam że coś "kombinuje" a nie mogłam powiedzieć że coś podejrzewam, bo mąż mógł wpaść w złość lub milczenie. Wtedy nie czułam się bezpiecznie, wtedy czułam niepewność. Jednak kowalskiej nigdy bym się po nim się spodziewała.
A jeśli nie do końca tak było, to dlaczego sobie takiego człowieka wybrałaś?
Cóż. On wybrał mnie. Bardzo się starał o mnie przed ślubem, ja wtedy myslalam że to jest ten wymarzony mężczyzna, o którego modliłam się kilka lat (o dobrego męża), wspierał mnie, pomagał, odwoził z pracy, słuchał i dużo mówił o sobie, czułam że mi ufa, czułam się potrzebna i doceniana.
I dlaczego godziłaś się na te wszystkie trudy?
Trudy są wpisane w każdą relację, ja mam tak że czuję ogromną odpowiedzialność za siebie, za swoje słowa i czyny i (może naiwnie) uważam że to jakim jesteśmy dla drugiego człowieka to do nas wraca. Jeśli ja będę dobra dla męża to on odpłaci mi się tym samym. Przez jakis czas działało to w moim małżeństwie. Dlaczego przestało. Nie wiem. Może on ma podobne odczucia. Dla mnie najlepszy okres dla mnie to taki kiedy mąż potrafił się otworzyć na rozmowę ze mną, kiedy o nic mnie nie podejrzewał, nie sprawdzał, tylko ufał.
Za czym konkretnie płaczesz i czego żałujesz?
Płaczę za bliskością, rozmową, wspólnym spędzaniem czasu, za poczuciem bycia potrzebną, wartościową. Bez męża czuję się bezwartościowa. Żałuję że za mało było między nami rozmow, że komunikacja nawaliła na całej linii Żałuję że nie potrafilam dotrzeć do męża, a w kryzysie z obawy przed jego reakcją nie mówiłam mu o swoich odczuciach i potrzebie bliskości. Nie mówiłam bo on twierdził że mu niedobrze jak poruszam takie smutne tematy.
Dziękuję Julit za rachunek sumienia z mojego małżeństwa. Nie napisałam tu wszystkiego co pomyślałam czytając Twoje pytania, ale były dobre na choćby chwilowe otrzeźwienie. Zagubiłam samą siebie w tym małżeństwie, zrobiłam z męża bożka, a teraz gorzko za to płacę.
Mąż mi wiele razy powtarzał że "mam go gdzieś", nigdy tego nie rozwijał, kiedy pytałam co mam zmienić, mówił żebym się zastanowiła nad sobą, a o ile prościej byłoby gdyby mi powiedział co mu nie odpowiada. A ja wciąż się nad sobą zastanawiam. Może mężowi też było ciężko w tym małżeństwie, może on też mnie kocha ale się w tym pogubił, przez to że komunikacja między nami nawaliła. Nie mówił mi o tym co czuje co myśli. Ja zbyt naciskałam na rozmowy, on się denerwował, potrzebował przestrzeni. Ja chciałam się nim nacieszyć kiedy wracał z Francji, on potrzebował pobyć sam. Przytłoczyłam go. Sama juz nie wiem gdzie popełniłam błąd. Błąd który będzie się za mną ciągnął.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.