Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: nałóg »

Jagódka pisze: 07 kwie 2022, 6:11 Chodziło mi o to żebyśmy o naszych dzieciach, o ich wychowaniu decydowali my jako rodzice, żebyśmy wspólnie ustalali co związane z dziećmi, a nie żeby mąż ustalał to z innymi osobami. Gdy spytał i nalegał, żebym mu powiedziała o co chodzi, podałam mu przykład jak coś ustala ze swoją mamą, pyta ją o coś, zamiast skonsultować to ze mną.
To odwróć sytuację......... gdyby mąż zwrócił się do Ciebie w ten sposób i podparł to argumentem /zarzutem ,że zamiast z nim to robisz ustalenia z kimś innym np.z mamą, koleżanką, ojcem, siostrą..............
Wczuj sie w to...... przed lustrem powiedz to do siebie wyobrażając sobie że mówi to mąż.........

Ja to odbieram jako zarzut wobec męża (że ustala z matką).
Sam postulat abyście
Jagódka pisze: 07 kwie 2022, 6:11 o naszych dzieciach, o ich wychowaniu decydowali my jako rodzice, żebyśmy wspólnie ustalali co związane z dziećmi
jest raczej nie konfrontacyjny, natomiast reszta już może być odebrana jako zarzut, konfrontacja, jako postawa przemocowa.
Bo nie wiemy jaki był przekaz niewerbalny z Twojej strony (ton głosu, postawa, spojrzenie).PD
Bławatek
Posty: 1673
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Bławatek »

Jagódko może spokojna rozmowa z mężem i teściową mogłaby coś zmienić, choć jak znam życie może być tak, że zarówno mąż jak i teściowa mogą każdy Twój argument odbierać jako atak. Z drugiej strony żyjesz w bardzo niekomfortowej sytuacji, bo ciągle możesz być przez nich oceniana, punktowana - bo może według nich nie tak ubierasz dzieci, nie tak karmisz, nie masz takiego porządku jak oni by chcieli. I dla ciebie ta ich pomoc i obecność są stresujące.

Niestety komunikowanie się to trudna sztuka - zarówno sposób mówienia jak i odbioru przez drugą stronę może być zaburzony więc często mimo dobrych intencji ciężko się porozumieć. Ale warto nad tym pracować, ćwiczyć.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Ruta »

Jagódka pisze: 07 kwie 2022, 6:11 Ja to chyba nie potrafię się zmienić w tej komunikacji z mężem. Chciałam wczoraj postawić granicę. Chodziło mi o to żebyśmy o naszych dzieciach, o ich wychowaniu decydowali my jako rodzice, żebyśmy wspólnie ustalali co związane z dziećmi, a nie żeby mąż ustalał to z innymi osobami. Gdy spytał i nalegał, żebym mu powiedziała o co chodzi, podałam mu przykład jak coś ustala ze swoją mamą, pyta ją o coś, zamiast skonsultować to ze mną.
Mąż się zdenerwował, powiedział, że się nakręcam, atakuje go i jestem (tu niezbyt ładne słowo] wariatką :(

Może nie powinnam stawiać tego typu granicy, może to nie jest powód do stawiania granic. Pewnie też wybrałam zły moment, może jakoś źle mu to przekazałam. Jednak często zauważam, że mąż zamiast w sprawie dzieci rozmawiać ze mną, to rozmawia z mamą. Wyklucza mnie, a przecież to ja jestem ich mamą.
Rano przed moim wyjściem do pracy zawsze przychodzi teściowa, zazwyczaj przychodzi również mąż. Lubię ten czas po obudzeniu, gdy jestem sama w domu z dziećmi, przed ich przyjściem, później nie czuję się zbyt komfortowo. Czuję się oceniana przez nich.
Nikt mnie nie pyta czy chce rano pomocy teściowej, oni decydują między sobą. Na pewno mąż chce dobrze, ale nawet nie spyta.
Jagódka, spokojnie. Stawianie granic zwykle nie wychodzi od razu, to proces, nauka. Na błędach. Między innymi. Moje pierwsze granice, to nie były granice, tylko pancerne zasieki albo jakieś liche płotki z patyczków. Komunikowanie granic to jeszcze osobny temat. Ja z początku zamiast je komunikować, strzelałam do wszystkich, którzy się do mojej nowo odkrytej granicy zbliżali :lol:

Masz za sobą dwa ogromne sukcesy: zidentyfikowanie swojej granicy, a nawet dwóch jak czytam. Pierwsza granica to twoja potrzeba spokojnych poranków w domu. Druga granica jest mniej określona, ale już wiesz, że dotyczy decyzji dotyczących dzieci. Wiesz już czego nie chcesz - udziału teściowej w podejmowaniu tych decyzji. To czego nie chcę, pomaga swoją granicę namierzyć. Ale jeszcze za mało by ją sprecyzować, bo po "nie chcę, żeby..." jest jeszcze "chcę, żeby...".

Z początku dla mnie moje granice to była ziemia kompletnie nieznana, więc poruszałam się z obawą. Pomagały mi moje emocje i reakcje na różne rzeczy, jak już je zaczęłam w sobie zauważać. Uczucia irytacji, wkurzenia, dyskomfortu, frustracji to były pierwsze podpowiedzi, że właśnie mam do czynienia ze swoją granicą i to z granicą przekraczaną. Potem zaczęłam też widzieć swoje potrzeby. To też linie graniczne. No i tak się uczę coraz więcej o tych moich granicach.

Komunikowanie granic też ma takie kamienie milowe. Im precyzyjniej określę swoją granicę, tym precyzyjniej ją zakomunikuję. Ważny jest czas i sposób komunikowania granicy. Można to robić skutecznie lub nie. Bez błędów raczej się ta sztuka nie uda.

Jednak najważniejszym kamyczkiem w tym wszystkim jest adresat granicy. Mi się nie mieściło w głowie dlaczego ja granice mam stawiać sobie. Przecież to mój mąż, moja mama, kochanka męża, pani z autobusu, teściowa, pan z kolejki i tak dalej moje granice naruszają - więc naturalne było, że granice potrzebuję postawić im. Wieszał mi się mózg i zadręczałam siebie i wszystkich na forum, by to zrozumieć. Wyszło z tego kilka pobocznych wątków. Byłam wyjątkowo oporna, choć bardzo się starałam to zrozumieć. Ale w końcu załapałam.

Moja pierwsza granica brzmiała: nie chcę by mąż urządzał mi awantury, wyzywał mnie i groził mi oraz mnie szarpał w stanie nietrzeźwości po użyciu narkotyków. No więc było dla mnie jasne, że muszę jakoś na męża wpłynąć, by przestał przychodzić do domu w takim stanie. Na trzeźwo to miły chłopak i takich rzeczy nie robi. No więc podjęłam starania o rozróżnianie kiedy jest trzeźwy, a kiedy nie jest. Podjęłam też inne metody wpływu: rozmawiałam, stawiłam warunki, mówiłam jak się czuję, pytałam jak on się czuje, groziłam konsekwencjami, informowałam o granicy łagodnie i nie łagodnie. Nic nie działało. Bo nie mogło.

Potem sobie zdałam sprawę, że to ja nie chcę takich sytuacji. Więc to ja potrzebuję działać. I to skutecznie. Zaczęłam się tego uczyć. Gdy mąż przyszedł kolejny raz nietrzeźwy, wyszłam z synem z domu. I wtedy wezwałam policję prosząc, by pomogli mi wyprosić mojego męża w takim stanie i zasugerować mu oddalenie się. To pomogło. Zero awantury, zero narażania się, zero obawy, że jak wyjmę telefon będzie szarpanina. Jeszcze nie było idealnie, niepotrzebnie wyszłam przed dom, końcowa awanturka się odbyła. Ale było już lepiej. Kolejne wezwanie policji, gdy mąż stał nietrzeźwy pod domem i stamtąd nas terroryzował (do domu już nie próbował wejść) i mąż zniknął jeszcze przed wezwaniem policji. Ostatnie, jak na razie, wyzwiska szacowny mąż wygłosił objeżdżając osiedle: łukiem i z dala od kamer. Zaczęłam działać w obronie mojej granicy, a przestałam oczekiwać od męża, że on będzie ją respektował, że to jego zachowanie się musi zmienić. Mąż się nie zmienił, ale ja swoje postępowanie - owszem.

Potem potrzebowałam wyprosić z decyzji dotyczących dzieci i naszych spraw kochankę męża, która udawała mojego męża i jako on pisała do mnie maile. Wkurzało mnie to i nie miałam ochoty z nią korespondować, ani tym bardziej czegokolwiek ustalać. Jej udział w tych ustaleniach był bardzo destrukcyjny, ograniczał się do tego, że mój mąż nie będzie w niczym uczestniczył, syna może przywozić do niej, mam dziecko wystawiać pod dom i spod domu odbierać, bo ona sobie nie życzy, by mnie mąż przy jakiejkolwiek okazji widywał. A jak mąż będzie w czymś uczestniczył, na przykład w Pierwszej Komunii Świętej naszego syna, to tylko w jej obecności. No niedoczekanie. Niestety nie poszło mi najlepiej, no bo ją "rozstrzelałam". Kowalską, nie granicę. Obrona granicy, choć skuteczna, zamieniła się w krwawą jatkę. Nadal nie mam pewności, czy potrafię bronić granic bez przemocy, gdy jestem wzburzona. Raczej jeszcze nie. Choć może już dam radę obyć się bez wstępnego bombardowania.

Nie chciałam też, by mąż się do mnie zwracał w niewłaściwy sposób. I znowu, omawianie granicy, przegadywanie jej, komunikowanie nie działało. Któregoś dnia odważyłam się, założyłam (w końcu) obrączkę na palec i gdy mąż znów zaczął być nieprzyjemny wobec mnie, powiedziałam (chyba) spokojnie i z szacunkiem mniej więcej taki komunikat: jestem twoją żoną i matką twojego syna, nie chcę, żebyś zwracał się do mnie w taki sposób. Wyjdź i wróć, gdy będziesz gotowy rozmawiać ze mną z szacunkiem. Od tamtej pory nie podejmuję rozmowy, gdy mąż nie traktuje mnie z szacunkiem. Mąż nie tyle więc się zmienił, co ja nie daję mu okazji do przekraczania mojej granicy. Ale ta sytuacja wpływa także na niego i w nim także zainicjowała zmianę. Dodatkowe bonusy ze stawiania granic sobie też są.

Jeszcze jeden ważny aspekt - to szacunek do osoby wobec której komunikujemy granicę. To pozwala nie przekroczyć jej granic. Sprawia też, że druga osoba chętniej ten komunikat przyjmuje. Nie obwiniam, nie krzyczę, informuję. Pierwsze granice stawiałam z bijącym sercem, tempo miałam jak u zająca po polowaniu. Teraz już jestem spokojna, czasem nawet miła :D

Pytania naprowadzające: Co możesz zrobić, by mieć w domu spokój? Jak z szacunkiem zakomunikować teściowej, że rano w domu wolisz być sama, jeśli oczywiście wolisz (to co innego, niż komunikat, że nie chcesz, by przychodziła, bo używa się do niego mniej amunicji)? Jakie twoje zachowania są obecnie faktyczną zgodą na to, co ci nie odpowiada? W jakich sytuacjach uczestniczysz choć nie chcesz? jakie zachowania dla odmiany możesz podjąć, które pomogą w ochronie twoich granic? Kiedy i jak zakomunikować granice, o których do tej pory nie mówiłaś?

Jagódka, jak podejdziesz do siebie z dystansem, i do swoich porażek w nauce stawiania granic, to może być fajna przygodą, choć raczej z kategorii nauka jazdy na łyżwach, trochę się pewnie otłuczesz. Tu i tam. Ale warto. I jak z łyżwami - z czasem będziesz śmigać i przestaniesz myśleć, tu noga, tam ręka, teraz się przechylić. Zaczniesz te granice stawiać naturalnie. Komunikować też - choć to jak dla mnie już piruety. A może i salta. Wciąż trenuję.
Jagódka
Posty: 130
Rejestracja: 05 lut 2022, 15:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Jagódka »

Jastarnia pisze: 04 kwie 2022, 16:24 "Genialna" próba przerzucenia na Ciebie poczucia winy przez męża. Smutne to jest, że człowiek nie umie i nie chce przyznać się do błędu, a jeszcze smutniejsze że próbuje obciążyć swoimi błędami innych ludzi. Z jego strony to przykra manipulacja twoimi uczuciami.
Pamiętam w modlitwie o Tobie. Trzymaj się.
Nirwanna pisze: 04 kwie 2022, 17:40 Jagódko, mąż manipuluje Tobą i Twoimi uczuciami, i przerzuca na Ciebie odpowiedzialność. To słabe jest.
Nie zdawałam sobie sprawy, że to manipulacja. Bardziej myślałam, że to wyraz jego prawdziwych uczuć, tego że ma do mnie żal, że tak się dzieję w naszym małżeństwie.
Nirwanna pisze: 04 kwie 2022, 17:40 Problem w tym, że Ty trochę jednak robisz to samo. Jest to jedynie kwestia skali.
Jest spora różnica w odbiorze emocjonalnym między: "zawiodłeś dzieci!" a "dzieci były zawiedzione".
Bardzo pilnuj się, aby nie grać dziećmi. Dbaj o to, aby nie przerzucać na dzieci własnego bólu.
Będzie wówczas zarówno łatwiej dzieciom, a i Ty zajmiesz się swoimi emocjami i tylko swoimi.
Nie chciałam nim manipulować, nie w sensie negatywnym. Chociaż czy to wyrażenie może mieć wydźwięk pozytywny? Chciałam, żeby wiedział, że dzieci były smutne że nie przyszedł. Gdyby poinformował, że go nie będzie w weekend, mogłabym dzieci na to w jakiś sposób przygotować. Na pewno zdawał sobie sprawę, że dzieci tęsknią, a nie napisał krótkiego sms-a, że go nie będzie.
Właśnie czasami chyba źle dopieram słowa w rozmowie. Tak jak w tym przypadku: "zawiodłeś dzieci!" a "dzieci były zawiedzione". Tylko czy można się nauczyć właściwego dobierania słów?
Jeśli chodzi o "granie" dziećmi to uważam, że raczej udaje mi się tego nie robić. Jednak mam problem z tym co mówić jak płaczą, albo pytają czy tata przyjdzie, a ja nie wiem czy on przyjdzie czy nie. Czuję wtedy złość na ta całą sytuację i na niego.
Lawendowa
Posty: 7692
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Lawendowa »

Jagódka pisze: 08 kwie 2022, 14:10 Jednak mam problem z tym co mówić jak płaczą, albo pytają czy tata przyjdzie, a ja nie wiem czy on przyjdzie czy nie.
Moje doświadczenie jest takie, że warto mówić dzieciom prawdę, nawet tą trudną. Oczywiście w formie dostosowanej do ich wieku.
Czyli na takie pytanie, odpowiedziałabym - nie wiem czy przyjdzie.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Nowiutka

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Nowiutka »

Lawendowa pisze: 08 kwie 2022, 14:23
Jagódka pisze: 08 kwie 2022, 14:10 Jednak mam problem z tym co mówić jak płaczą, albo pytają czy tata przyjdzie, a ja nie wiem czy on przyjdzie czy nie.
Moje doświadczenie jest takie, że warto mówić dzieciom prawdę, nawet tą trudną. Oczywiście w formie dostosowanej do ich wieku.
Czyli na takie pytanie, odpowiedziałabym - nie wiem czy przyjdzie.
Warto. Zdejmujesz w tedy z siebie odpowiedzialność ojca (czyli nie twoją!). Też zaczęłam tak robić i syn wie, że może na mnie liczyć bo nie obiecuję gruszek na wierzbie.
Jagódka
Posty: 130
Rejestracja: 05 lut 2022, 15:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Jagódka »

Bławatek pisze: 08 kwie 2022, 9:11 Jagódko może spokojna rozmowa z mężem i teściową mogłaby coś zmienić, choć jak znam życie może być tak, że zarówno mąż jak i teściowa mogą każdy Twój argument odbierać jako atak. Z drugiej strony żyjesz w bardzo niekomfortowej sytuacji, bo ciągle możesz być przez nich oceniana, punktowana - bo może według nich nie tak ubierasz dzieci, nie tak karmisz, nie masz takiego porządku jak oni by chcieli. I dla ciebie ta ich pomoc i obecność są stresujące.

Niestety komunikowanie się to trudna sztuka - zarówno sposób mówienia jak i odbioru przez drugą stronę może być zaburzony więc często mimo dobrych intencji ciężko się porozumieć. Ale warto nad tym pracować, ćwiczyć.
Obawiam się z teściową rozmawiać na temat obecnej sytuacji, ona o wszystko obwinia mnie. Zresztą ona "prosto w oczy" przykrych słów raczej nie mówi, ale starsze dziecko, przynosi czasami do domu co babcia mówi, albo o czym rozmawia z moim mężem, nawet przez telefon. Nie są to miłe rzeczy, chociaż się pilnują z teściem, bo mąż im coś powiedział pewnie, żeby przy wnukach takich rzeczy nie mówili.
Ja żyję z takim lękiem teraz, że cokolwiek źle zrobię to mąż może wykorzystać żeby odebrać mi dzieci. Czasami myślę, że nigdy by tego nie zrobił, a czasami, że jest zdolny do wszystkiego.
Jagódka
Posty: 130
Rejestracja: 05 lut 2022, 15:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Jagódka »

Lawendowa pisze: 08 kwie 2022, 14:23 Moje doświadczenie jest takie, że warto mówić dzieciom prawdę, nawet tą trudną. Oczywiście w formie dostosowanej do ich wieku.
Czyli na takie pytanie, odpowiedziałabym - nie wiem czy przyjdzie.
Tak też mówię, chociaż zdarza się, że dodaję, że Ja odpowiadam za siebie, a nie za tatę.
Nowiutka pisze: 08 kwie 2022, 16:59 Warto. Zdejmujesz w tedy z siebie odpowiedzialność ojca (czyli nie twoją!). Też zaczęłam tak robić i syn wie, że może na mnie liczyć bo nie obiecuję gruszek na wierzbie.
Generalnie jest tak, że on nie mówi kiedy przyjdzie, a kiedy nie. W weekend prawie zawsze jest, to dzieci są przyzwyczajone i liczą, że przyjdzie. Czasami wystarczyłby krótki sms, "dzisiaj nie będę, powiedz dzieciom".
Nowiutka

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Nowiutka »

Jagódka pisze: 11 kwie 2022, 1:05 Generalnie jest tak, że on nie mówi kiedy przyjdzie, a kiedy nie. W weekend prawie zawsze jest, to dzieci są przyzwyczajone i liczą, że przyjdzie. Czasami wystarczyłby krótki sms, "dzisiaj nie będę, powiedz dzieciom".
A macie jakieś plany? Powinien też szanować wasz czas - i twój i dzieci. Co jeśli przyjedzie a was nie będzie? Może zacznie z wami coś ustalać? Czy chcesz być na każde jego zawołanie?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13361
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Nirwanna »

Jagódka pisze: 08 kwie 2022, 14:10
Jastarnia pisze: 04 kwie 2022, 16:24 "Genialna" próba przerzucenia na Ciebie poczucia winy przez męża. Smutne to jest, że człowiek nie umie i nie chce przyznać się do błędu, a jeszcze smutniejsze że próbuje obciążyć swoimi błędami innych ludzi. Z jego strony to przykra manipulacja twoimi uczuciami.
Pamiętam w modlitwie o Tobie. Trzymaj się.
Nirwanna pisze: 04 kwie 2022, 17:40 Jagódko, mąż manipuluje Tobą i Twoimi uczuciami, i przerzuca na Ciebie odpowiedzialność. To słabe jest.
Nie zdawałam sobie sprawy, że to manipulacja. Bardziej myślałam, że to wyraz jego prawdziwych uczuć, tego że ma do mnie żal, że tak się dzieję w naszym małżeństwie.
Nirwanna pisze: 04 kwie 2022, 17:40 Problem w tym, że Ty trochę jednak robisz to samo. Jest to jedynie kwestia skali.
Jest spora różnica w odbiorze emocjonalnym między: "zawiodłeś dzieci!" a "dzieci były zawiedzione".
Bardzo pilnuj się, aby nie grać dziećmi. Dbaj o to, aby nie przerzucać na dzieci własnego bólu.
Będzie wówczas zarówno łatwiej dzieciom, a i Ty zajmiesz się swoimi emocjami i tylko swoimi.
Nie chciałam nim manipulować, nie w sensie negatywnym. Chociaż czy to wyrażenie może mieć wydźwięk pozytywny? Chciałam, żeby wiedział, że dzieci były smutne że nie przyszedł. Gdyby poinformował, że go nie będzie w weekend, mogłabym dzieci na to w jakiś sposób przygotować. Na pewno zdawał sobie sprawę, że dzieci tęsknią, a nie napisał krótkiego sms-a, że go nie będzie.
Właśnie czasami chyba źle dopieram słowa w rozmowie. Tak jak w tym przypadku: "zawiodłeś dzieci!" a "dzieci były zawiedzione". Tylko czy można się nauczyć właściwego dobierania słów?
Jeśli chodzi o "granie" dziećmi to uważam, że raczej udaje mi się tego nie robić. Jednak mam problem z tym co mówić jak płaczą, albo pytają czy tata przyjdzie, a ja nie wiem czy on przyjdzie czy nie. Czuję wtedy złość na ta całą sytuację i na niego.
Jagódko, tak, da się nauczyć właściwego doboru słów, właściwego sposobu komunikowania się. Sporo jest na ten temat książek, nagrań, warsztatów. Warto jednak zacząć od tego, że nie chodzi o naskórkową zmianę sposobu dobierania słów, bo to nie wypali na dłuższą metę. Chodzi o taką zmianę swojego wnętrza, aby miała swoje odzwierciedlenie w komunikacji, chodzi o zmianę siebie.

U Ciebie, z tego co czytam, będzie ta zmiana dotyczyła też sposobu przeżywania emocji, a najpierw akceptowania ich.
Emocje są bowiem darem od Boga, i wszystkie są ok, też te trudne jak żal czy złość. Chodzi o to, żeby dać sobie prawo do nich, oraz nauczyć się je wyrażać w sposób niekrzywdzący drugiego człowieka.
Czyli Twój mąż ma prawo odczuwać żal za jakieś Twoje przewiny. Ale odpowiedzialność za ten żal spoczywa na nim, choć on tego (prawdopodobnie) uznać nie chce, więc przerzuca odpowiedzialność na Ciebie i manipuluje. Bo to uczucie trudne jest w przeżywaniu w sposób zdrowy.
Podobnie Ty - masz prawo odczuwać złość, ale potrzebujesz nauczyć się wyrażać ją w sposób zdrowy i nieraniący, czyli też bez manipulacji.
Warto pamiętać, że manipulacyjne sposoby komunikacji możesz stosować i Ty i inni bez świadomej intencji zmanipulowania kogoś. Po prostu tak się kiedyś nauczyłaś komunikować, najczęściej przez obserwację, naśladowanie bliskich.
Możesz więc zacząć uczyć się teraz ponownie, tyle że już świadomie.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Jagódka
Posty: 130
Rejestracja: 05 lut 2022, 15:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Jagódka »

Nirwanna pisze: 11 kwie 2022, 16:42 Jagódka, jak podejdziesz do siebie z dystansem, i do swoich porażek w nauce stawiania granic, to może być fajna przygodą, choć raczej z kategorii nauka jazdy na łyżwach, trochę się pewnie otłuczesz. Tu i tam. Ale warto.
Boję się, że przez stawianie granic zupełnie zniechęcę męża do do siebie. Takie stawianie granic on skwituje stwierdzeniem, że musi być tak jak ja chcę. Co się stanie jeśli mimo wszystko ich nie postawię? Czy stawianie granic jest ważne z punktu widzenia poczucia własnej wartości?
Jagódka
Posty: 130
Rejestracja: 05 lut 2022, 15:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Jagódka »

Nowiutka pisze: 11 kwie 2022, 10:06 A macie jakieś plany? Powinien też szanować wasz czas - i twój i dzieci. Co jeśli przyjedzie a was nie będzie? Może zacznie z wami coś ustalać? Czy chcesz być na każde jego zawołanie?
W tygodniu przychodzi wieczorem, jak teoretycznie z dziećmi jest już się w domu, ale fakt, że zazwyczaj wcześniej nie informuje mnie. Czasami odwozi dzieci od dziadków, ale dość późno i tu też chciałam postawić granicę, ale nie wiem czy się odważę. Jestem cały dzień w pracy i chcę widzieć dzieci więcej niż godzinę przed zaśnięciem. Sama mogę ich odbierać. Jednak często gdy dzwonie wracając z pracy, teściowa mówi, że mój mąż odwiezie dzieci i za nim przywozi je do domu mija często półtorej godziny od mojego powrotu. Rozumiem, że chce ich odwieźć, wykazać, że się zajmuje dziećmi, ale przez to ja po pracy, wieczorem, krócej widzę dzieci.
W niedzielę wie, że chodzę z dziećmi do kościoła, więc przyjeżdża po naszym powrocie z kościoła.
Może nie chcę być na każde zawołanie, po prostu chcę żeby wiedział, że na niego czekamy w domu, jak zawsze, tak jakby nic się nie zmieniło, chociaż teraz sytuacja nie jest normalna :(
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Ruta »

Jagódka pisze: 11 kwie 2022, 23:08
Nirwanna pisze: 11 kwie 2022, 16:42 Jagódka, jak podejdziesz do siebie z dystansem, i do swoich porażek w nauce stawiania granic, to może być fajna przygodą, choć raczej z kategorii nauka jazdy na łyżwach, trochę się pewnie otłuczesz. Tu i tam. Ale warto.
Boję się, że przez stawianie granic zupełnie zniechęcę męża do do siebie. Takie stawianie granic on skwituje stwierdzeniem, że musi być tak jak ja chcę. Co się stanie jeśli mimo wszystko ich nie postawię? Czy stawianie granic jest ważne z punktu widzenia poczucia własnej wartości?
Jagódka, to ja napisałam :) Stawiając zasieki, a nie granice na pewno nie przysparzamy sobie przyjaciół. Umiejętne stawianie granic obejmuje wolność drugiego człowieka, uwzględnienie jego granic, szacunek. Potrenuj najpierw na innych osobach. Każda relacja lub interakcja z innym człowiekiem jest okazją. Zobacz jakie sygnały w tobie mówią o tym, że twoja granica jest przekraczana. I co możesz zrobić z tym, by nie była. W taki sposób, by było to twoje działanie i twoja odpowiedzialność,a nie przerzucanie jej na drugą osobę i oczekiwanie zmiany od niej. Dobra granica mówi o tym, czego ty chcesz i co zamierzasz, a nie o tym, co robi druga osoba i co ona ma zrobić. W dobrze komunikowanej granicy nie tłumaczymy się, nie żalimy się, tylko komunikujemy o co nam chodzi.

Sprzedawczyni daje ci obite jabłko.
- Co pani mi podaje? Proszę mi podać inne, ja takiego nie chcę! lub - Ale ja będę piekła tartę i potrzebuję ładne jabłka...może Pani znaleźć jakieś inne...
albo - Nie chcę tego jabłka. Proszę o siatkę, chcę wybrać jabłko odpowiednie dla mnie.

Dobra granica uwzględnia prawo drugiej osoby do odmowy. I swoje prawo do odmowy także.

Sprzedawczyni - Co Pani? Jakby każdy tak sobie wybierał, to by dopiero było. Ja wybieram towar. Na tartę to się i każde nada.
- W takim razie dziękuję. (Wychodzę i znajduję inny sklep, może dalej, ale z milszą obsługą, i bez wciskania obitych jabłek).

Z mężem
- Nie chcę, żebyś przychodził jak ci się podoba. To niewychowawcze i ja się na to nie zgadzam. Jesteś nieodpowiedzialny! Sam sobie chciałeś, bo się wyprowadziłeś. albo - Ja potrzebuję/muszę sobie zaplanować czas i dlatego chcę żebyś mnie uprzedzał. Nie mogę siedzieć i czekać czy przyjdziesz czy nie!
albo - Chcę, żebyśmy od dziś ustalali terminy twoich wizyt z tygodniowym uprzedzeniem.

- Mąż: Może jeszcze podania mam pisać, żeby się zobaczyć z dziećmi?
- Nie ma takiej potrzeby. Natomiast jeśli mnie nie uprzedzisz o swoim przyjściu, może się okazać, że mamy inne plany, lub że nas nie ma.


Co się dzieje, gdy nie stawiamy granic? W moim przypadku żyłam stale sfrustrowana, pod dyktando innych, w poczuciu krzywdy. Stale miałam obite jabłka i stale czekałam, co inni zdecydują. Na przykład czy mąż przyjdzie, czy nie. Nic fajnego.

Czy stawianie granic pomaga na poczucie wartości? Mi pomogło przede wszystkim na lepsze poznanie siebie. Czy podniosło moje poczucie wartości? Tak - bo lepiej się czuję, gdy jestem w zgodzie ze sobą i jestem zadowolona, i gdy potrafię traktować siebie i innych z szacunkiem (nie zawsze, dodam, nadal się uczę). Nie - bo poznając siebie odkryłam, że mam mnóstwo rzeczy do przepracowania, więcej niż sądziłam i jestem bardziej pokręcona, niż mi się wydawało. Chyba za bardzo, bym czuła się wartościowa. Ale za to nabrałam do siebie sympatii i empatii. A to już coś.

Polecam książki Marshalla Rosenberga lub wykłady na You Tube dla tych, co wolą słuchać.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: Ruta »

Jagódko, dorzucę jeszcze jedno. Decyzyjność. Dla mężczyzn to ważne. My z reguły jesteśmy nastawione bardziej na współpracę, nie ma znaczenia kto podjął decyzję, bardziej to, czy jest ona słuszna. Mężczyźni tak nie mają, chcą by decyzje należały do nich. I jeśli nie należą, potrafią torpedować współpracę. List Świętego Pawła jest o tym. Bądźcie posłuszne mężom.

Więc ta twoja intuicja, że mężowi twoje stawianie granic może się nie spodobać nie jest pozbawiona podstaw. Opór mógłby powstać szczególnie gdyby nauka granic miała doprowadzić do zaprowadzania twojej woli, a nie do uwzględniania przez męża twoich potrzeb.

Dobra wiadomość jest taka, że to się da pogodzić. Choć wydaje się jak godzenie wody z ogniem. Można stawiać swoje granice, pozostawiając mężowi decyzyjność, czy dosłowniej, choć bardziej wkurzająco, będąc mężowi posłuszną.

Powoli, godząc wodę z ogniem, udało nam się współpracując z mężem i uwzględniając jego punkt widzenia i męską potrzebę decyzyjności dojść do sytuacji w której mąż zaczął płacić alimenty w zasądzonej kwocie (wciąż bardzo niskiej) i jeszcze dodatkowo coś od siebie kupuje. To duża zmiana, bo teraz mąż bierze udział w utrzymaniu syna z własnej woli. Na skutek postawionych przeze mnie granic, ale w wolności.

Oczywiście wolałabym, abyśmy w tej sytuacji która jest utrzymywali syna po połowie. A gdyby chodziło tylko o moje postrzeganie, to mąż w 75 procentach, ja 25. Ja zajmuję się synem, ja wypełniam wszystkie obowiązki, ja mam ograniczone możliwość zarobkowe z uwagi na opiekę i czas jakiego potrzebuje syn, więc to byłoby najbardziej uczciwe. Ale to nie tu jest moja granica. Tu jest tylko moje poczucie sprawiedliwości. Sensowne i słuszne poczucie. Ale poczucie sprawiedliwości to nadal nie jest granica. Warto to odróżniać.

Granice mamy tam, gdzie są nasze potrzeby, pragnienia, a nie poczucie sprawiedliwości. Granic nie mamy też tam, gdzie są emocje, szczególnie te burzliwe, bo wtedy mój mąż płaciłby 150 procent i nie kosztów utrzymania syna, ale swoich dochodów.

Ja potrzebuję wypełniać moją przysięgę małżeńską, potrzebuję odbudowywać moją relację z mężem i równocześnie potrzebuję chronić się przed destrukcją związaną z kryzysem mojego męża i własnym osobistym także. Moja granica w relacji z mężem jest tam, gdzie ją opisał Święty Paweł - mężowie miłujcie żony. To zrozumiałam niedawno. Na naszych rekolekcjach sycharowych. Każdym niemiłowaniem mój mąż boleśnie narusza moje granice. I to tych moich granic ja uczę sama siebie, a mojego męża przy okazji.

Co do męskich potrzeb i granic, nie rozumiem ich. Przyjmuję je do milczącej wiadomości. Uwzględniam, a przynajmniej się staram. Tak mają. Mój mąż tak ma. Nadal mam w sobie przekonanie, wybaczcie panowie, że trzeba mieć coś nie tak, by myśleć w takich kategoriach. Miałam ostatnio rekolekcje parafialne, ksiądz powiedział, że cytuję "my panowie musimy pamiętać, że jesteśmy prototypami, Bóg nas stworzył, zobaczył co nie działa i potem stworzył kobietę". Panowie może nie zapamiętają, ale ja teraz w trudnych chwilach będę sobie w duchu szeptać: ten typ to jest prototyp, prototyp, prototyp...
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Mąż powiedział, że nie kocha i wyprowadził się ...

Post autor: nałóg »

Ruta pisze: 13 kwie 2022, 1:21 Z mężem
- Nie chcę, żebyś przychodził jak ci się podoba. To niewychowawcze i ja się na to nie zgadzam. Jesteś nieodpowiedzialny! Sam sobie chciałeś, bo się wyprowadziłeś. albo - Ja potrzebuję/muszę sobie zaplanować czas i dlatego chcę żebyś mnie uprzedzał. Nie mogę siedzieć i czekać czy przyjdziesz czy nie!
albo - Chcę, żebyśmy od dziś ustalali terminy twoich wizyt z tygodniowym uprzedzeniem.

- Mąż: Może jeszcze podania mam pisać, żeby się zobaczyć z dziećmi?
- Nie ma takiej potrzeby. Natomiast jeśli mnie nie uprzedzisz o swoim przyjściu, może się okazać, że mamy inne plany, lub że nas nie ma.
Ruta, ciarki mi po plecach poszły na takie stawianie granic jak proponujesz.
Konfrontacyjne, przemocowe ,oskarżające , szufladkujące i rozkazujące.

Wyobraź sobie , że dostałaś taki komunikat od męża? jak się czujesz?

Pobieżna analiza:
Ruta pisze: 13 kwie 2022, 1:21 - Nie chcę, żebyś przychodził jak ci się podoba
a ja bym odebrał tylko tę część zdania :
Ruta pisze: 13 kwie 2022, 1:21 Nie chcę, żebyś przychodził
Dalej jest strofowanie, pouczanie i ocenianie.

Taki sposób stawiania granic jest atakiem ........... jakie potrzeby Jagódki maja zaspokoić?

Zasadą forum jest unikanie dawania rad......................

Ja szanuję Twoje(Ruto) doświadczenia i zaangażowanie w forum , lecz to powyżej -jak to miła być rada- jest dalekie od zdrowego stawiania granic.
PD
ODPOWIEDZ