Sławek_77 pisze: ↑27 sty 2022, 23:18
Cytat:
"Dla mnie to brzmi mocno niepokojąco. Tak jakbyś szukał pretekstu do bojowych, agresywnych zachowań."
Nie, nie szukam. To czego chcę to pojednania z zoną i odbudowania małżeństwa. Natomiast ponieważ ona wniosła o separacje jest mi trudniej, bo sie łudzę, a kiedy to jak mnie żona traktuje odziera mnie z tych złudzeń, boli bardziej, i rodzi poczucie krzywdy i gniew, i mówię albo piszę do niej rzeczy których potem żałuję. Gdyby wniosła o rozwod, nie zostawiając zludnych nadziei na pojednanie, latwiej byloby mi przejsc etap załoby, a tak jestem od niemal roku w jakims falowaniu, od nadziei, poprzez rozczarowanie, do rozpaczy i gniewu.
Do tego.dochodzi cierpienie dzieci, ktore tkwia w jakims zawieszeniu i konflikcie lojalnosci.
Popaprane to jest, i trwa już właściwie wiele lat, choć osobno mieszkamy od niespełna roku.
Witaj,
Sławek a może warto jednak zająć się sobą i dziećmi, a żonę zostawić wolną. Też się strasznie 2 lata temu miotałam, bo jak to, mężowi się znudziło bycie mężem i rodzicem i się wypisał, a mnie ze wszystkim zostawił, a do tego jeszcze mnie oskarżał o rozpad naszej rodziny (całe życie ja jestem winna wszystkim niepowodzeniom - zarówno jego osobistym jak i małżeńskim, bo on nawet oczywistych swoich win nigdy nie uznawał). Nawet gdy na terapii w katolickim ośrodku terapeutka mi mówiła, że może na tą chwilę nie ma co ciągnąć z mężem tematu to się buntowałam. Ale w pewnym momencie powiedziałam Bogu "dobra, ja wszystko psuję więc pasuję, teraz Ty działaj" i dopiero jak zaczęłam ŻYĆ, czerpać z dnia codziennego, cieszyć się chwilami z dzieckiem, a o mężu jak najmniej myśleć to nagle mój mąż jakby wówczas zauważał co tracił. Takich momentów było wiele - np. Mąż od tygodni nie miał czasu dla syna, a ja tkwiłam w remoncie i aby syn miał coś z wakacji to na jeden dzień pociągiem pojechaliśmy w góry - i nagle wtedy mężowi o synu się przypomniało i zadzwonił a gdy się dowiedział gdzie jesteśmy to zaraz pytał czemu mu nie powiedzieliśmy, że jedziemy w góry, tak jakby żal mu było, że pojechaliśmy sami, że dajemy radę, a on tkwi w swoim niebycie.
Sam piszesz, że przytłacza Cię ta wasza sytuacja i często do żony piszesz lub mówisz wyrzuty. Niestety tym możesz jeszcze bardziej ją do siebie zniechęcać. Stań się lepszą wersją siebie - dla siebie, a zapewne żona też zobaczy, że się zmieniasz i może zapragnie z nowym, lepszym Tobą na nowo tworzyć rodzinę.
Niestety czasami potrzebna jest rozłąka i przestrzeń, aby na spokojnie pomyśleć oraz zobaczyć czy się coś ważnego nie traci.
A dzieci nie muszą tkwić w konflikcie lojalności - bo to jest wasz kryzys nie ich. Ja mam wiele żalu do męża, choćby to, że przez 2 lata mnie oszukiwał, miał kowalską i mają dziecko, ale syn o tym nie wie i mam nadzieję, że prędko się nie dowie. Sam został też porzucony przez ojca, nie tylko ja, więc teraz mnie cieszą chwilę, że mąż próbuje na nowo z nim tworzyć relację. Ja na ten moment nie potrafię otworzyć swojego życia i go przyjąć męża, a przecież prawie 2 lata się modliłam o to aby mąż przejrzał na oczy i wrócił. On przejrzał i kiedyś chciałby na nowo tworzyć rodzinę, ale wie, że namieszał i to bardzo, więc sobie żyjemy osobno. A gdyby 2 lata temu mnie słuchał i chciał wtedy naprawiać to może być tego wszystkiego nie było, a może tak jak zawsze zamietlibysmy wszystko pod dywan i żyli ułudą do kolejnego kryzysu, jeszcze większego. Tego nie wiem, ale wszystko jest po coś. Ja się wiele o sobie dowiedziałam, nie jestem tą samą osobą co jeszcze 2 lata temu.
Sławek postaraj się zająć bardziej sobą.
I "ciesz się" z separacji, bo mój mąż 2 tygodnie po wyprowadzce chciał ze mną uzgadniać rozwód, do którego dążył przez rok i skutecznie rozjeżdżał mnie walcem. Separacja to czas dany po coś, ale w czasie twojej walki (wewnętrznej, z żoną) możesz się pogubić.