Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Faktycznie moja wypowiedz zabrzmiała, ze nieważne kto byle był jakiś facet. Nie do końca oczywiście tak jest. Teraz mam jeszcze męża, który nie wykazuje żadnych oznak chęci powrotu. Wręcz przeciwnie. Nie rozmawia ze mną a wszelkie rozmowy przeprowadza przez SMS-y. On po prostu mnie nie kocha i dla niego to koniec małżeństwa, jak mówi „nie będzie z kimś z litości”. Itp.

Próbowałam męża ubłagać żeby został ale to nic nie dało. W dniu wyprowadzki mówiłam mu ze może do nas w każdej chwili wrócić.

Jeśli mój mąż kogoś ma, to napewno nie wróci. Szybciej bym uwierzyła w powrót gdyby był sam.
Czy działam szybko? Musiałbyś zobaczyć jak działa mój mąż. To jest szybkość. Ja staram się go już bardziej nie krzywdzić, bo słysząc z ust ukochanej osoby: niszczysz mi życie nie zgadzając się na rozwód, to strasznie boli. A ja już nie chce go krzywdzić.

Każdy człowiek ma jakaś swoją granice wytrzymałości. Ja od pół roku ciagle słyszę ze jestem najgorsza, ze zniszczyłam mu życie, ze on mnie nie chce, ze mam mu dać spokój i rozwód.
Smutno mi po prostu. Nie chce dla niego źle. Ale siłą go nie zatrzymam. Skoro podjął takie decyzje.
Swoim rodzicom powiedział ze on ten rozwód dostanie tak czy inaczej. Wiec po co mam się łudzić ze będzie dobrze, jak widzę ze nie będzie. Oczywiście ze powroty się zdarzają, ale to nie ten przypadek.

Ja tez się zamartwiam o każdą rzecz. Ba! Nawet mam często listę zadań na weekend żeby o niczym czasem nie zapomnieć. Piekło perfekcjonisty. A ja lubię porządek. I lubię pracować. I ogólnie lubię jak jest porządnie zrobione. Nie znoszę bylejakości. Wiem ze to zabiera energię życiową, ale ja poprostu nie odpoczywam w brudnym, mieszkaniu.

No pewnie ze ekonomicznie jest łatwiej we dwójkę. Ale to nie jest mój jedyny cel. Fajnie jest z kimś po prostu pogadac wieczorem, wyjść na spacer, na rower. Ugotować obiad. Pośmiać się z głupich filmików. Poczytać obok kogoś książkę. Być.
Myśle ze potrafie być sama z sobą, lubię to. Ale nie na stałe. Jak to wytłumaczyć.. dla mnie to trochę jak jedzenie tortu. Jasne ze lubię i cieszę się jak dostanę kawałek, ale gdybym miała go jeść codziennie to wiem ze rozchorowalabym się, po pewnym czasie już niebyloby to takie wyjątkowe w smaku a ostatecznie zaczęłabym go nienawidzić. Tym są dla mnie samotne wieczory. Co jakiś czas to jest to ok, zdrowe. Ale na stale nie umiałabym tego zaakceptować. Jak już mówiłam, jestem za słaba na permanentną samotność.

Dziękuje za wyjaśnienie kwestii „odpowiedzialności za zbawienie”. Już trochę więcej rozumiem.
Nie mniej, podtrzymuje kwestie ze nie chce być sama. Jestem trochę za młoda na bycie „słomianą wdową”. I o ile znam siebie, to nie będę w stanie czekać na niego patrząc jak on układa sobie życie na nowo z inną kobietą. Bo mówi mi to wprost, ze chce kogoś mieć.
Dla mnie czekanie w takiej sytuacji to gargantuiczny wysiłek. Ponad moje możliwości.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1578
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Niepozorny »

Flawless pisze: 03 cze 2022, 23:01 Teraz mam jeszcze męża, który nie wykazuje żadnych oznak chęci powrotu. Wręcz przeciwnie. Nie rozmawia ze mną a wszelkie rozmowy przeprowadza przez SMS-y. On po prostu mnie nie kocha i dla niego to koniec małżeństwa, jak mówi „nie będzie z kimś z litości”. Itp.
Rozumiem, że takie słowa ranią, ale większość opuszczonych osób na forum usłyszała tego typu rzeczy. Do tego jeszcze dochodzą oskarżenia, że wszystkiemu winna jest porzucana osoba. To standard.
Jeśli mój mąż kogoś ma, to napewno nie wróci. Szybciej bym uwierzyła w powrót gdyby był sam.
Czy działam szybko? Musiałbyś zobaczyć jak działa mój mąż. To jest szybkość. Ja staram się go już bardziej nie krzywdzić, bo słysząc z ust ukochanej osoby: niszczysz mi życie nie zgadzając się na rozwód, to strasznie boli. A ja już nie chce go krzywdzić.
Ja wiem, że osoby dążące do rozwodu są jeszcze szybsze. Ja na początku kryzysu działałem według swojego planu (bez konsultacji z Bogiem) i zgodziłem się na rozdzielność majątkową i podział majątku. Plus był taki, że zabepieczyłem się finansowo przed decyzjami żony, ale przyczyniłem się do jej wyprowadzki i wspólnego zamieszkania z kowalskim.
Każdy człowiek ma jakaś swoją granice wytrzymałości. Ja od pół roku ciagle słyszę ze jestem najgorsza, ze zniszczyłam mu życie, ze on mnie nie chce, ze mam mu dać spokój i rozwód.
Smutno mi po prostu. Nie chce dla niego źle. Ale siłą go nie zatrzymam. Skoro podjął takie decyzje.
Swoim rodzicom powiedział ze on ten rozwód dostanie tak czy inaczej. Wiec po co mam się łudzić ze będzie dobrze, jak widzę ze nie będzie. Oczywiście ze powroty się zdarzają, ale to nie ten przypadek.
Mąż podjął takie a Ty możesz podjąć inne. Za bardzo skupiasz się na tym, co zrobi lub pomyśli twój mąż. Na początku te ataki bolą (np. różne kłamstwa w pismach rozwodowych), ale z czasem człowiek się uodparnia a druga strona przestaje atakować, bo amonicja się wyczerpała.
Nie wiesz jak będzie w twoim przypadku, jeśli chodzi o powrót. Ja zaakceptowałem moją sytuację. Patrząc po ludzku to nie widzę szans na to, żeby kiedyś ponownie być z żoną. Z tego powodu nie mam oczekiwań. Żyję swoim życiem.
Ja tez się zamartwiam o każdą rzecz. Ba! Nawet mam często listę zadań na weekend żeby o niczym czasem nie zapomnieć. Piekło perfekcjonisty. A ja lubię porządek. I lubię pracować. I ogólnie lubię jak jest porządnie zrobione. Nie znoszę bylejakości. Wiem ze to zabiera energię życiową, ale ja poprostu nie odpoczywam w brudnym, mieszkaniu.
Na perfekcjonizm też się coś znajdzie - https://www.youtube.com/watch?v=_dQ8ND_VFxg.
Nie mniej, podtrzymuje kwestie ze nie chce być sama. Jestem trochę za młoda na bycie „słomianą wdową”. I o ile znam siebie, to nie będę w stanie czekać na niego patrząc jak on układa sobie życie na nowo z inną kobietą. Bo mówi mi to wprost, ze chce kogoś mieć.
Dla mnie czekanie w takiej sytuacji to gargantuiczny wysiłek. Ponad moje możliwości.
Rozumiem. Zrobisz jak zechcesz. Uważaj jednak na siebie, bo zapewne twoje zbiorniki miłości są teraz puste a przez to łatwo zauroczyć się byle kim.
Z braku rodzi się lepsze!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Ruta »

Flawless, przeczytałam jeszcze raz od początku cały twój wątek. Trochę wczoraj i część dzisiaj. Uważnie.

Jesteś w trudnej sytuacji emocjonalnej, i wcale nie dlatego, że zostałaś porzucona z malutkim dzieckiem. Zostanie porzuconą w takich okolicznościach to trudna sytuacja, ale znacznie trudniejsze jest to, że doznajesz w relacji z mężem przemocy psychicznej.

Gdzieś na marginesach wspominasz, że jesteś coraz chudsza, w trudnym stanie, że trudno ci jeść, spać. Jako silna reakcja na stres i przejściowa jest ona naturalna, ale utrwalona zagraża stabilności psychicznej. Jeśli to wszystko trwa nadal, proszę skorzystaj z pomocy. Nie tylko dla siebie, ale też dla maluszka.

Jeśli finanse są przeszkodą, pomoc możesz otrzymać bezpłatnie w ramach NFZ. Nie bagatelizuj tego, im dalej się zabrnie, tym trudniej się wydostać. Wszystkie trudne okoliczności nie wykluczają wcale depresji poporodowej. Miałaś wiele trudnych przeżyć w samej ciąży, to dodatkowe czynniki ryzyka.

Przemoc, którą opisujesz nie zaczęła się z chwilą porzucenia, trwała znacznie wcześniej, a gdy byłaś w ciąży jeszcze się nasiliła.

Wstydzę się ciebie przed kolegami, będzie awantura, wścieknę się, dostanę szału, powiem, że znowu jesteś uparta - to są argumenty, które jak wynika z twoich opisów, przekonują cię do tego, by się podporządkowywać. Czytając niemal czuję jak się przy takich "argumentach" kulisz. Zgadzasz się z mężem nawet wbrew sobie. I na swoją szkodę. Mąż zabronił ci nawet konsultacji z prawnikiem. Podporządkowałaś się temu?

Zauważyłam też, że robisz dużo, by z opisów wynikało, że twój mąż jest dobry i odpowiedzialny, a ty winna i niedobra. W pewnym momencie odebrałam to tak, że bardzo potrzebujesz potwierdzenia, że ta sytuacja nie jest normalna, że przemoc której doświadczasz jest realna. Taki rodzaj nieumiejętnego wołania o pomoc. Pamiętam go z dzieciństwa.

Łatwo tez ulegasz manipualcji, że gdy weźmiesz winę na siebie, mąż wróci. A gdy bierzesz, okazuje się, że teraz to już za późno, mąż nie wróci, wróciłby, gdybyś winę wzięła na siebie wcześniej.
Jest takie zjawisko jak gaslighting, bardzo wyrafinowany sposób stosowania przemocy psychicznej. Jego ofiara tak dalece podlega manipulacji, że wszystko postrzega oczami sprawcy i zaczyna wątpić w to co widzi, słyszy, prędzej jest gotowa uznać, że ma zaburzenia psychiczne, niż że doznaje przemocy i obraz rzeczywistości, jaki narzuca jej sprawca jest nieprawdziwy. Postrzega też sprawcę jako szlachetnego, uczciwego, nawet troskliwego. Zresztą sprawca takiej formy przemocy z czasem coraz częściej zarzuca ofierze brak równowagi, zaburzenia psychiczne, sugeruje potrzebę leczenia. I potrafi przekonać całe otoczenie, że normalne reakcje ofiary na doznawaną przemoc są efektem jej zaburzonej psychiki.

Pisałaś o tym, że obawiasz się, że mąż moze odebrac ci dziecko, jeśli zaczniesz się leczyć psychiatrycznie. To męża sugestie o leczeniu czy odbieraniu dziecka, czy twoje własne obawy?

Ta sytuacja, którą opisujesz nie jest normalna. To przemoc. Ale przemoc można zakończyć.

Czy jesteś pewna, że mąż dokłada się do utrzymania dziecka tyle ile należy? Raz piszesz, że pokrywa połowę, raz, że utrzymujecie dziecko z oszczędności. Pisałaś też, że teściowa proponuje ci powrót do pracy. Wygląda na szlachetną propozycję, ale z drugiej strony jest to twojemu mężowi bardzo na rękę. Powrót do pracy przez ciebie to niższe alimenty. I brak alimentów na ciebie, bo przy tak małym dziecku mogłabyś je otrzymać. Pisałaś też, że mąż ma cię spłacić, jak to się rozwiązało? Nie pisz, ale pomyśl, czy zadbałas o siebie, czy zrezygnowałas i uległaś mężowi? Pomyśl o prawniku z którym będziesz mogla konsultowac swoje decyzje.

Z twoich opisów wynika, że twój mąż próbuje wyjść z małżenstwa z jak najniższymi kosztami, zachowując jak najwięcej majątku, unikając konsekwencji finansowych i zachowując jeszcze w tym wszystkim dobrą opinię, a całą winę przerzucając na ciebie. I do tego zostawiając cię na ulicy z dzieckiem. Sam kupując dla siebie w tym czasie mieszkanie. Można by napisać "straszny człowiek", gdyby nie to, że tak zachowuje się większość osób dążących do rozwodu. Człowiek w głębokim kryzysie.

Poszukaj pomocy dla siebie, szczerze powiedz terapeucie, księdzu, komukolwiek co się dzieje, jakie decyzje zapadają, na co się juz zgodziłaś, ile pieniędzy otrzymujesz od męża. Bez wybielania go. Pomyśl, jak zacząć chronić siebie i dziecko, jak was zabezpieczyć wobec przemocy, także finansowej ze strony męża. Jak realnie wygląda twoja sytuacja finansowa?

Niedawno pisałaś o fałszywej nadziei i że ona niszczy. Niszczy. Tworzy fałszywy obraz. Powoduje, że się poniżamy, błagamy o powrót, żyjemy tym, ze jak będziemy milutkie, zgodzimy się na niekorzystne warunki to mąż może się rozmyśli, doceni. Ja to przerobilam na sobie. To tak nie działa. Spowiednik powiedział mi kiedyś twardo: twój mąż jest teraz twoim wrogiem. Zabolało, ale otrzeźwiło. Wrogów mamy kochać. Twardą miłością, która stawia granice. A nie pozwalać im się niszczyć przez naiwność.

Naiwne jest także uciekanie do przodu, gdy juz nie da się zamykac oczu na rzeczywistość: znajdę kogoś, ułożę sobie życie, będzie mi łatwiej. Najpierw warto uporządkować to co jest... A potem juz z poziomu spokoju można spokojnie rozeznać to co jest, co będzie służyć, a co nie.

Twoje marzenia o kolejnej relacji, to na razie w moim odbierze pomysł by znaleźć sobie "drugiego męża". Zważywszy na koszty jakie ponosisz w relacji z mężem, nieumiejętność stawiania granic, łatwo mozesz wejśc w kolejną relację w której będziesz doświadczać przemocy. To nie pomoże.

Przed tobą sporo porządków, ale warto je zrobić. Dla ciebie, dla malucha. Nie wiem jakie decyzje podjęłas w sprawie jogi, ale w ramach porzadków warto i temu się przyjrzec. Wprowadza bałagan duchowy. Sporo juz o tym było. To nie pomaga. W ramach porządków odpocznij moze najpierw trochę, oddaj wszystkie sprawy na parę dni Świętemu Józefowi, niech się wami poopiekuje. Zbierz siły. Masz możliwość wyjechania z maluchem na parę dni? Odskoczenia od tego wszystkiego, zebrania sił, gdzieś gdzie będziesz mogła pobyć z ludźmi? Zapraszam cię do siebie :)
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Dziękuje Niepozorny za odpowiedz. Teraz to musi we mnie popracować jakiś czas.

Mam jeszcze jedno pytanie. Za co w takim razie mogłabym się modlić?
Za powrót męża, No nie bardzo, bo ma wolną wolę i Bóg go do niczego nie przymusi. Za otwarcie jest serca tez nie, ta sama sytuacja.
O sile dla siebie żeby trwać w samotności ? O to ja nue chce się modlić bo zwyczajnie nie chce być sama.
O nowego partnera tez nie bo to jest niezgodne z wolą Pana.
O co zatem ?
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Firekeeper »

A może taka?

Boże,
użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić.
Odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić.
I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Pozwól mi co dzień
Żyć tylko jednym dniem
i czerpać radość z chwili, która trwa;
i w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć
drogę wiodącą do spokoju;
i przyjąć – jak Ty to uczyniłeś
- ten grzeszny świat takim,
Jakim on naprawdę jest,
a nie takim jak ja chciałbym go widzieć;
i ufać, że jeśli posłusznie poddam się Twojej woli,
to wszystko będzie jak należy.
Tak bym w tym życiu osiągnął umiarkowane szczęście,
a w życiu przyszłym, u twego boku, na wieki posiadł
szczęśliwość nieskończoną
Ewuryca

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Ewuryca »

Flawless pisze: 04 cze 2022, 8:32 Dziękuje Niepozorny za odpowiedz. Teraz to musi we mnie popracować jakiś czas.

Mam jeszcze jedno pytanie. Za co w takim razie mogłabym się modlić?
Za powrót męża, No nie bardzo, bo ma wolną wolę i Bóg go do niczego nie przymusi. Za otwarcie jest serca tez nie, ta sama sytuacja.
O sile dla siebie żeby trwać w samotności ? O to ja nue chce się modlić bo zwyczajnie nie chce być sama.
O nowego partnera tez nie bo to jest niezgodne z wolą Pana.
O co zatem ?
Flawless polecam ci kanał teobankologi, Ks Teodor prowadzi rozważania różańcowe codziennie o 20.30, są tez dostępne na yt. Mam wrażenie ze jego rozważania pomogą co znaleźć odpowiedzi na wiele z tych pytan które tu zadajesz.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1578
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Niepozorny »

Flawless pisze: 04 cze 2022, 8:32 Za co w takim razie mogłabym się modlić?
Za powrót męża, No nie bardzo, bo ma wolną wolę i Bóg go do niczego nie przymusi. Za otwarcie jest serca tez nie, ta sama sytuacja.
O sile dla siebie żeby trwać w samotności ? O to ja nue chce się modlić bo zwyczajnie nie chce być sama.
O nowego partnera tez nie bo to jest niezgodne z wolą Pana.
O co zatem ?
Na początku pytasz "za co" a kończysz pytaniem "o co" mogłabyś się modlić. Mam nadzieję, że tego pierwszego będzie więcej niż drugiego. Bóg jest twoim przyjacielem, ale który przyjaciel chciałby, żeby ktoś tylko czegoś od niego chciał? Z tego powodu warto na początku modlitwy dziękować za wszystko. Gdy uczestniczyłem w zakładzie ze św. Ignacym (https://modlitwawdrodze.pl/rekolekcje/zaklad-ignacego) jednym z moich wieczornych rachunków sumienia było https://modlitwawdrodze.pl/modlitewnik/ ... a/augustyn i to Ci szczerze polecam.

Jeśli chcesz się modlić o coś, to modlitwa o pogodę ducha zaproponowana przez FireKeeper będzie ok.
Z braku rodzi się lepsze!
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Dziękuje.
Kurczę bardzo mi smutno ze to się tak głupio wszystko rozpadło. Ze nie zauważyłam wcześniej ze coś złego się dzieje. Bo to był naprawdę fajny, dobry związek a mój mąż nie jest złym człowiekiem.
Z reszta ja jestem gotowa na wiele ustępstw i zmian w sobie (które już robię) żeby moc wszystko naprawić.
Żeby tylko druga strona chciała.
Bławatek
Posty: 1683
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Flawless już Ci pisałam, może za kilka miesięcy, za rok mężowi się odmieni. Tak jak mojemu mężowi - po 1,5 roku miał dość swojej kowalskiej. Teraz mieszka sam, niedaleko nas i dużo czasu z nami spędza. Nawet już niedługo wspólne 2 tygodnie urlopu nas czekają (jadą też inni to może jakoś przetrwamy) - syn zadowolony, że tata z nim (nami) spędza czas.

Mi pomogło oddanie męża Bogu i zajęcie się sobą i synem. Może by u Ciebie też zadziałało?

I po raz kolejny polecam wyjazd. Teraz w czerwcu można znaleźć fajne noclegi w niższych cenach. Może twoja mama na kilka dni mogłaby z tobą pojechać. Wykorzystaj swój urlop macierzyński, bo później trudno łączyć pracę z opieką nad dzieckiem, a i 26 dni urlopu zazwyczaj bywa za mało. Nie musisz szukać w dużych hotelach - dużo pensjonatów ma coraz fajniejsze pokoje a i starają się o udogodnienia dla maluszków, więc czasami wystarczy tylko wózek z sobą zabrać.

Co do szukania kogoś, to na pewno nie teraz bo mogłabyś wpaść z deszczu pod rynnę, a i gdyby mąż przejrzał na oczy i chciał wrócić to nie miałby możliwości bo byłabyś już "z kimś".
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Ruta pisze: 04 cze 2022, 8:16 Flawless, przeczytałam jeszcze raz od początku cały twój wątek. Trochę wczoraj i część dzisiaj. Uważnie.

Jesteś w trudnej sytuacji emocjonalnej, i wcale nie dlatego, że zostałaś porzucona z malutkim dzieckiem. Zostanie porzuconą w takich okolicznościach to trudna sytuacja, ale znacznie trudniejsze jest to, że doznajesz w relacji z mężem przemocy psychicznej.

Gdzieś na marginesach wspominasz, że jesteś coraz chudsza, w trudnym stanie, że trudno ci jeść, spać. Jako silna reakcja na stres i przejściowa jest ona naturalna, ale utrwalona zagraża stabilności psychicznej. Jeśli to wszystko trwa nadal, proszę skorzystaj z pomocy. Nie tylko dla siebie, ale też dla maluszka.

Jeśli finanse są przeszkodą, pomoc możesz otrzymać bezpłatnie w ramach NFZ. Nie bagatelizuj tego, im dalej się zabrnie, tym trudniej się wydostać. Wszystkie trudne okoliczności nie wykluczają wcale depresji poporodowej. Miałaś wiele trudnych przeżyć w samej ciąży, to dodatkowe czynniki ryzyka.

Przemoc, którą opisujesz nie zaczęła się z chwilą porzucenia, trwała znacznie wcześniej, a gdy byłaś w ciąży jeszcze się nasiliła.

Wstydzę się ciebie przed kolegami, będzie awantura, wścieknę się, dostanę szału, powiem, że znowu jesteś uparta - to są argumenty, które jak wynika z twoich opisów, przekonują cię do tego, by się podporządkowywać. Czytając niemal czuję jak się przy takich "argumentach" kulisz. Zgadzasz się z mężem nawet wbrew sobie. I na swoją szkodę. Mąż zabronił ci nawet konsultacji z prawnikiem. Podporządkowałaś się temu?

Zauważyłam też, że robisz dużo, by z opisów wynikało, że twój mąż jest dobry i odpowiedzialny, a ty winna i niedobra. W pewnym momencie odebrałam to tak, że bardzo potrzebujesz potwierdzenia, że ta sytuacja nie jest normalna, że przemoc której doświadczasz jest realna. Taki rodzaj nieumiejętnego wołania o pomoc. Pamiętam go z dzieciństwa.

Łatwo tez ulegasz manipualcji, że gdy weźmiesz winę na siebie, mąż wróci. A gdy bierzesz, okazuje się, że teraz to już za późno, mąż nie wróci, wróciłby, gdybyś winę wzięła na siebie wcześniej.
Jest takie zjawisko jak gaslighting, bardzo wyrafinowany sposób stosowania przemocy psychicznej. Jego ofiara tak dalece podlega manipulacji, że wszystko postrzega oczami sprawcy i zaczyna wątpić w to co widzi, słyszy, prędzej jest gotowa uznać, że ma zaburzenia psychiczne, niż że doznaje przemocy i obraz rzeczywistości, jaki narzuca jej sprawca jest nieprawdziwy. Postrzega też sprawcę jako szlachetnego, uczciwego, nawet troskliwego. Zresztą sprawca takiej formy przemocy z czasem coraz częściej zarzuca ofierze brak równowagi, zaburzenia psychiczne, sugeruje potrzebę leczenia. I potrafi przekonać całe otoczenie, że normalne reakcje ofiary na doznawaną przemoc są efektem jej zaburzonej psychiki.

Pisałaś o tym, że obawiasz się, że mąż moze odebrac ci dziecko, jeśli zaczniesz się leczyć psychiatrycznie. To męża sugestie o leczeniu czy odbieraniu dziecka, czy twoje własne obawy?

Ta sytuacja, którą opisujesz nie jest normalna. To przemoc. Ale przemoc można zakończyć.

Czy jesteś pewna, że mąż dokłada się do utrzymania dziecka tyle ile należy? Raz piszesz, że pokrywa połowę, raz, że utrzymujecie dziecko z oszczędności. Pisałaś też, że teściowa proponuje ci powrót do pracy. Wygląda na szlachetną propozycję, ale z drugiej strony jest to twojemu mężowi bardzo na rękę. Powrót do pracy przez ciebie to niższe alimenty. I brak alimentów na ciebie, bo przy tak małym dziecku mogłabyś je otrzymać. Pisałaś też, że mąż ma cię spłacić, jak to się rozwiązało? Nie pisz, ale pomyśl, czy zadbałas o siebie, czy zrezygnowałas i uległaś mężowi? Pomyśl o prawniku z którym będziesz mogla konsultowac swoje decyzje.

Z twoich opisów wynika, że twój mąż próbuje wyjść z małżenstwa z jak najniższymi kosztami, zachowując jak najwięcej majątku, unikając konsekwencji finansowych i zachowując jeszcze w tym wszystkim dobrą opinię, a całą winę przerzucając na ciebie. I do tego zostawiając cię na ulicy z dzieckiem. Sam kupując dla siebie w tym czasie mieszkanie. Można by napisać "straszny człowiek", gdyby nie to, że tak zachowuje się większość osób dążących do rozwodu. Człowiek w głębokim kryzysie.

Poszukaj pomocy dla siebie, szczerze powiedz terapeucie, księdzu, komukolwiek co się dzieje, jakie decyzje zapadają, na co się juz zgodziłaś, ile pieniędzy otrzymujesz od męża. Bez wybielania go. Pomyśl, jak zacząć chronić siebie i dziecko, jak was zabezpieczyć wobec przemocy, także finansowej ze strony męża. Jak realnie wygląda twoja sytuacja finansowa?

Niedawno pisałaś o fałszywej nadziei i że ona niszczy. Niszczy. Tworzy fałszywy obraz. Powoduje, że się poniżamy, błagamy o powrót, żyjemy tym, ze jak będziemy milutkie, zgodzimy się na niekorzystne warunki to mąż może się rozmyśli, doceni. Ja to przerobilam na sobie. To tak nie działa. Spowiednik powiedział mi kiedyś twardo: twój mąż jest teraz twoim wrogiem. Zabolało, ale otrzeźwiło. Wrogów mamy kochać. Twardą miłością, która stawia granice. A nie pozwalać im się niszczyć przez naiwność.

Naiwne jest także uciekanie do przodu, gdy juz nie da się zamykac oczu na rzeczywistość: znajdę kogoś, ułożę sobie życie, będzie mi łatwiej. Najpierw warto uporządkować to co jest... A potem juz z poziomu spokoju można spokojnie rozeznać to co jest, co będzie służyć, a co nie.

Twoje marzenia o kolejnej relacji, to na razie w moim odbierze pomysł by znaleźć sobie "drugiego męża". Zważywszy na koszty jakie ponosisz w relacji z mężem, nieumiejętność stawiania granic, łatwo mozesz wejśc w kolejną relację w której będziesz doświadczać przemocy. To nie pomoże.

Przed tobą sporo porządków, ale warto je zrobić. Dla ciebie, dla malucha. Nie wiem jakie decyzje podjęłas w sprawie jogi, ale w ramach porzadków warto i temu się przyjrzec. Wprowadza bałagan duchowy. Sporo juz o tym było. To nie pomaga. W ramach porządków odpocznij moze najpierw trochę, oddaj wszystkie sprawy na parę dni Świętemu Józefowi, niech się wami poopiekuje. Zbierz siły. Masz możliwość wyjechania z maluchem na parę dni? Odskoczenia od tego wszystkiego, zebrania sił, gdzieś gdzie będziesz mogła pobyć z ludźmi? Zapraszam cię do siebie :)

Ruta, dziekuję za tak obszerny wpis.
Faktycznie emocjonalnie nie jestem w najlepszej kondycji, no ale kto by był. Staram się to jakoś przetrwać i mam nadzieje ze z czasem to wszystko we mnie jakoś osłabnie. Mam na myśli uczucia, emocje i nadzieje. Czasem sobie próbuję przypomnieć kiedy ostatni raz mąż się do mnie tak szczerze uśmiechnął? Dawno.
Nie pomaga mi też fakt że czuję, że wszystko co dobre w moim życiu już było. Przegrałam teraźniejszość i przyszłość, dlatego wspominam sobie przeszłość i wszystkie dobre chwile które przeżyłam.
Jestem chudziutka jak szczypiorek, ale jedzenie jest dla mnie teraz mało istotne, nie mam apetytu po prostu.

W pewnej chwili jak byłam jeszcze w bardzo złym stanie, którego nie potrafiłam przed mężem ukryć, poskarżyłam mu się że jest mi na tyle ciężko że czasem nie mam ochoty wstawać z łóżka, to mi powiedział że albo sie ogarnę albo psychiatryk. No więc już się nie skarżę, tylko ogarniam na ile potrafię. I przyznaje, że obawy przed odebraniem mi dziecka z powodu leczenia są we mnie, on mi tego nie powiedział, ale wole nie pytać i nie sprawdzać.

Ruta piszesz o subtelnych formach przemocy, jakoś nie pasuje mi to do mojego męża.. Możliwe że ja pisząc pewne posty byłam pod wpływem emocji które wypaczyły mój ogląd rzeczywistości. I przez to przedstawiłam męża w gorszym świetle niż na to zasługuje.
To nie jest zły człowiek. Jest dobrym, kochającym ojcem. Dba o dziecko.
To prawda że zgadzam się z mężem nawet wbrew sobie, ale kto z nas się nie myli ? Staram się przyznawać do błędów i porażek i je naprawiać. Czasem też jak się zatnę na czymś co mi się wydaje w tym momencie ok, to można mi tłumaczyć jak "krowie na rowie". Aż sobie w końcu sama przemyśle, pójdę po rozum do głowy i przeproszę przyznając się do winy.


Z prawnikiem wyszło tak, ze on stwierdził że jeden wystarczy, bo on był tylko zasięgnąć rady co powinniśmy zrobić i jak dokonać podziału majątku. Podobno po jednej wizycie już więcej z usług tej osoby nie korzystał. Nawet w pewnym momencie powiedziałam mu , ze w sądzie nie będziemy razem tylko występujemy jako przeciwne sobie strony w sprawie. Bardzo go to zabolało.
I finalnie nie zwróciłam sie po pomoc do żadnego radcy. Nie chce już więcej pretensji czy awantur.

Czy jestem pewna że mąż dokłada sie tyle ile powinien ? A pojęcia nie mam, Nigdy się jeszcze nie rozwodziłam.. Więc i doświadczenie niewielkie. Tylko chcąc uzyskać takie informacje musiałabym skorzystać z pomocy fachowca, a to będzie przez niego odebrane jako próba zagarnięcia jego pieniędzy no i oczywiście że ja znów robię jakieś problemy, bo on chce dobrze a ja tylko go sprawdzam i mu nie ufam. Ja naprawdę nie chcę mu robić problemów, ani go krzywdzić w żaden sposób, a wiem że każda próba uzyskania czegokolwiek dla siebie będzie przez niego odebrana jako atak. Więc wole poczekać i daje mu wolną wolę w zarządzaniu majątkiem wspólnym. I ufam, tak jak mi to mąż ciągle powtarza, że nie zrobi mi krzywdy.

Wiem, że uciekanie do przodu, bez rozliczenia przeszłości jest naiwne.. Tylko tak bardzo bardzo marzy mi się jakiś jeden szczęśliwy dzień.. Bez łez, trosk, poświęcony na zabawie z dzieckiem :) Bez tego całego bólu i cierpienia który towarzyszy mi od długiego już czasu.
Jest mi przykro, ze najpiękniejszy czas jaki mogłabym spędzić z maluchem jest wypełniony po brzegi cierpieniem.
Nawet jesli jakimś cudem uda mi się to co mnie czeka przeżyć , to już zawsze macierzyństwo będzie mi się kojarzyć z złymi emocjami.
A i ostatnio prześladuje mnie myśl, że przecież jak mój mąż kogoś pozna to zapewne wprowadzi tę osobę do życia naszego dziecko. To boli.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Bławatek pisze: 04 cze 2022, 14:31 Flawless już Ci pisałam, może za kilka miesięcy, za rok mężowi się odmieni. Tak jak mojemu mężowi - po 1,5 roku miał dość swojej kowalskiej. Teraz mieszka sam, niedaleko nas i dużo czasu z nami spędza. Nawet już niedługo wspólne 2 tygodnie urlopu nas czekają (jadą też inni to może jakoś przetrwamy) - syn zadowolony, że tata z nim (nami) spędza czas.

Mi pomogło oddanie męża Bogu i zajęcie się sobą i synem. Może by u Ciebie też zadziałało?

I po raz kolejny polecam wyjazd. Teraz w czerwcu można znaleźć fajne noclegi w niższych cenach. Może twoja mama na kilka dni mogłaby z tobą pojechać. Wykorzystaj swój urlop macierzyński, bo później trudno łączyć pracę z opieką nad dzieckiem, a i 26 dni urlopu zazwyczaj bywa za mało. Nie musisz szukać w dużych hotelach - dużo pensjonatów ma coraz fajniejsze pokoje a i starają się o udogodnienia dla maluszków, więc czasami wystarczy tylko wózek z sobą zabrać.

Co do szukania kogoś, to na pewno nie teraz bo mogłabyś wpaść z deszczu pod rynnę, a i gdyby mąż przejrzał na oczy i chciał wrócić to nie miałby możliwości bo byłabyś już "z kimś".
O kurczaki! Fajnie ze czeka Was wspólny urlop, może być ciekawie :) oczywiście w pozytywnym znaczeniu :)

Męża Bogu oddałam już 32 156 razy. Ciagle wraca. Niewiem, albo ja to źle adresuje, albo Najwyższy nie przyjmuje takich przypadków. Niewiem niewiem.

Wiesz na czym polega moje zajęcie się sobą? Na nauce odpoczywania. Bo ja nie umiem odpoczywać.
Jak ja nienawidzę marnować czasu.. Normalnie, przed urodzeniem dziecka, wstawałam sobie 5:20 i ogarniałam. A w weekend wstawałam o 6:00 bo w końcu dzień wolny i można pospać.
Kocham pracować! Uwielbiam kiedy w weekend mogę prac, sprzątać, gotować i prasować. Zawodowo tez lubię pracować. I zarabiać pieniądze i je oszczędzać :) bo to tez jedna z moich ulubionych rozrywek, kupić dobre ale tanio ;) swego czasu miałam krótki romans z branża modową i uwierz mi to wszystko to jest „jeden Chińczyk” i naprawdę nie warto przepłacać za metki ;)

Z tym wyjazdem poczekam aż młody jednak trochę podrośnie, będzie mi łatwiej. Teraz trawka na działce.

Niewiem czy o tym już wspominałam, ale mam trudną relacje z mamą. Kocham ją ale jej nie lubię. Najlepsza opcja dla nas to 45 minut na kawę bo później zaczynamy się wzajemnie denerwować.

Już to pisałam do Ruty ze wiem ze szukanie teraz kogoś to głupi pomysł. Ale ja jestem tak spragniona miłości, po prostu chce sobie ponarzekać czasem. Może ktoś tam u góry to w końcu usłyszy.
Bławatek
Posty: 1683
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Bławatek »

Ciekawie może być 😁, tym bardziej, że ja już jestem zupełnie inną osobą i jeszcze bardziej wiem w jakich obszarach nasze małżeństwo było złe i na pewno nie będę męża wyręczać i mu usługiwać. I nie będę cały czas z synem się bawić, mam w planach też wylegiwać się - czyli brać przykład z męża 😉

Flawless nie da się szybko męża wyrzucić z głowy i serca - bo przecież kochamy, bo przecież byliśmy z sobą razem. Mój mąż 1,5 roku mówił 'nie kocham, nie wrócę, nie przeszkadzaj mi być szczęśliwym...', ranił nie tylko słowami, ale arogancją, brakiem czasu, a ja mimo to nie mogłam pogodzić się, że chce odejść. Owszem ma wolną wolę, ale dlaczego musi ranić innych. Aż przyszedł taki moment, że miałam dość tego, że moje życie przecieka mi przez palce, miałam dość tego, że ciągle skupiam się na nim, martwiąc się o niego, o syna i o nas. Aż w końcu powiedziałam 'Boże, ja już próbowałam wszystkiego a ciągle jest gorzej, więc ja już się poddaję, Ty się tym i nim zajmij'. I później jakoś tak powoli coraz bardziej myślałam o sobie, o swoich potrzebach. Powoli odżyłam.

Zazdroszczę ci długiego macierzyńskiego - ja miałam tylko 6 miesięcy - więc cieszę się i korzystaj z pięknej pogody, długich dni i wyruszaj z synem na spacery i zachwycaj się pięknem świata.

Pisałaś, że lubisz mieć porządek oraz kontrolę nad życiem, finansami - zmartwię cię, przy dziecku trzeba umieć odpuścić i się aż tak bardzo wszystkim nie przejmować. Dziecko choruje zawsze wtedy kiedy nam nie jest ja rękę, miewa różne pomysły - np. malowanie kredkami po meblach, wybieranie ubrań nieadekwatnych do pory roku. Oj, ile trzeba mieć siły, na ile kompromisów iść. Nam się nigdy nie przelewało, syn dużo różnych płatnych badań miał i zawsze mieliśmy brak kasy, ja się zawsze tym bardzo przejmowałam i teraz żałuję, że zmarnowałam wiele chwil i dni na zamartwianie się. Teraz też bywa ciężko, ale wiem, że po chwilach smutku nadejdzie radość.

Tej radości i zachwytu daniem dzisiejszym każdego dnia Ci życzę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Pavel »

Flawless pisze: 04 cze 2022, 15:14
Ruta pisze: 04 cze 2022, 8:16 Flawless, przeczytałam jeszcze raz od początku cały twój wątek. Trochę wczoraj i część dzisiaj. Uważnie.

Jesteś w trudnej sytuacji emocjonalnej, i wcale nie dlatego, że zostałaś porzucona z malutkim dzieckiem. Zostanie porzuconą w takich okolicznościach to trudna sytuacja, ale znacznie trudniejsze jest to, że doznajesz w relacji z mężem przemocy psychicznej.

Gdzieś na marginesach wspominasz, że jesteś coraz chudsza, w trudnym stanie, że trudno ci jeść, spać. Jako silna reakcja na stres i przejściowa jest ona naturalna, ale utrwalona zagraża stabilności psychicznej. Jeśli to wszystko trwa nadal, proszę skorzystaj z pomocy. Nie tylko dla siebie, ale też dla maluszka.

Jeśli finanse są przeszkodą, pomoc możesz otrzymać bezpłatnie w ramach NFZ. Nie bagatelizuj tego, im dalej się zabrnie, tym trudniej się wydostać. Wszystkie trudne okoliczności nie wykluczają wcale depresji poporodowej. Miałaś wiele trudnych przeżyć w samej ciąży, to dodatkowe czynniki ryzyka.

Przemoc, którą opisujesz nie zaczęła się z chwilą porzucenia, trwała znacznie wcześniej, a gdy byłaś w ciąży jeszcze się nasiliła.

Wstydzę się ciebie przed kolegami, będzie awantura, wścieknę się, dostanę szału, powiem, że znowu jesteś uparta - to są argumenty, które jak wynika z twoich opisów, przekonują cię do tego, by się podporządkowywać. Czytając niemal czuję jak się przy takich "argumentach" kulisz. Zgadzasz się z mężem nawet wbrew sobie. I na swoją szkodę. Mąż zabronił ci nawet konsultacji z prawnikiem. Podporządkowałaś się temu?

Zauważyłam też, że robisz dużo, by z opisów wynikało, że twój mąż jest dobry i odpowiedzialny, a ty winna i niedobra. W pewnym momencie odebrałam to tak, że bardzo potrzebujesz potwierdzenia, że ta sytuacja nie jest normalna, że przemoc której doświadczasz jest realna. Taki rodzaj nieumiejętnego wołania o pomoc. Pamiętam go z dzieciństwa.

Łatwo tez ulegasz manipualcji, że gdy weźmiesz winę na siebie, mąż wróci. A gdy bierzesz, okazuje się, że teraz to już za późno, mąż nie wróci, wróciłby, gdybyś winę wzięła na siebie wcześniej.
Jest takie zjawisko jak gaslighting, bardzo wyrafinowany sposób stosowania przemocy psychicznej. Jego ofiara tak dalece podlega manipulacji, że wszystko postrzega oczami sprawcy i zaczyna wątpić w to co widzi, słyszy, prędzej jest gotowa uznać, że ma zaburzenia psychiczne, niż że doznaje przemocy i obraz rzeczywistości, jaki narzuca jej sprawca jest nieprawdziwy. Postrzega też sprawcę jako szlachetnego, uczciwego, nawet troskliwego. Zresztą sprawca takiej formy przemocy z czasem coraz częściej zarzuca ofierze brak równowagi, zaburzenia psychiczne, sugeruje potrzebę leczenia. I potrafi przekonać całe otoczenie, że normalne reakcje ofiary na doznawaną przemoc są efektem jej zaburzonej psychiki.

Pisałaś o tym, że obawiasz się, że mąż moze odebrac ci dziecko, jeśli zaczniesz się leczyć psychiatrycznie. To męża sugestie o leczeniu czy odbieraniu dziecka, czy twoje własne obawy?

Ta sytuacja, którą opisujesz nie jest normalna. To przemoc. Ale przemoc można zakończyć.

Czy jesteś pewna, że mąż dokłada się do utrzymania dziecka tyle ile należy? Raz piszesz, że pokrywa połowę, raz, że utrzymujecie dziecko z oszczędności. Pisałaś też, że teściowa proponuje ci powrót do pracy. Wygląda na szlachetną propozycję, ale z drugiej strony jest to twojemu mężowi bardzo na rękę. Powrót do pracy przez ciebie to niższe alimenty. I brak alimentów na ciebie, bo przy tak małym dziecku mogłabyś je otrzymać. Pisałaś też, że mąż ma cię spłacić, jak to się rozwiązało? Nie pisz, ale pomyśl, czy zadbałas o siebie, czy zrezygnowałas i uległaś mężowi? Pomyśl o prawniku z którym będziesz mogla konsultowac swoje decyzje.

Z twoich opisów wynika, że twój mąż próbuje wyjść z małżenstwa z jak najniższymi kosztami, zachowując jak najwięcej majątku, unikając konsekwencji finansowych i zachowując jeszcze w tym wszystkim dobrą opinię, a całą winę przerzucając na ciebie. I do tego zostawiając cię na ulicy z dzieckiem. Sam kupując dla siebie w tym czasie mieszkanie. Można by napisać "straszny człowiek", gdyby nie to, że tak zachowuje się większość osób dążących do rozwodu. Człowiek w głębokim kryzysie.

Poszukaj pomocy dla siebie, szczerze powiedz terapeucie, księdzu, komukolwiek co się dzieje, jakie decyzje zapadają, na co się juz zgodziłaś, ile pieniędzy otrzymujesz od męża. Bez wybielania go. Pomyśl, jak zacząć chronić siebie i dziecko, jak was zabezpieczyć wobec przemocy, także finansowej ze strony męża. Jak realnie wygląda twoja sytuacja finansowa?

Niedawno pisałaś o fałszywej nadziei i że ona niszczy. Niszczy. Tworzy fałszywy obraz. Powoduje, że się poniżamy, błagamy o powrót, żyjemy tym, ze jak będziemy milutkie, zgodzimy się na niekorzystne warunki to mąż może się rozmyśli, doceni. Ja to przerobilam na sobie. To tak nie działa. Spowiednik powiedział mi kiedyś twardo: twój mąż jest teraz twoim wrogiem. Zabolało, ale otrzeźwiło. Wrogów mamy kochać. Twardą miłością, która stawia granice. A nie pozwalać im się niszczyć przez naiwność.

Naiwne jest także uciekanie do przodu, gdy juz nie da się zamykac oczu na rzeczywistość: znajdę kogoś, ułożę sobie życie, będzie mi łatwiej. Najpierw warto uporządkować to co jest... A potem juz z poziomu spokoju można spokojnie rozeznać to co jest, co będzie służyć, a co nie.

Twoje marzenia o kolejnej relacji, to na razie w moim odbierze pomysł by znaleźć sobie "drugiego męża". Zważywszy na koszty jakie ponosisz w relacji z mężem, nieumiejętność stawiania granic, łatwo mozesz wejśc w kolejną relację w której będziesz doświadczać przemocy. To nie pomoże.

Przed tobą sporo porządków, ale warto je zrobić. Dla ciebie, dla malucha. Nie wiem jakie decyzje podjęłas w sprawie jogi, ale w ramach porzadków warto i temu się przyjrzec. Wprowadza bałagan duchowy. Sporo juz o tym było. To nie pomaga. W ramach porządków odpocznij moze najpierw trochę, oddaj wszystkie sprawy na parę dni Świętemu Józefowi, niech się wami poopiekuje. Zbierz siły. Masz możliwość wyjechania z maluchem na parę dni? Odskoczenia od tego wszystkiego, zebrania sił, gdzieś gdzie będziesz mogła pobyć z ludźmi? Zapraszam cię do siebie :)

Ruta, dziekuję za tak obszerny wpis.
Faktycznie emocjonalnie nie jestem w najlepszej kondycji, no ale kto by był. Staram się to jakoś przetrwać i mam nadzieje ze z czasem to wszystko we mnie jakoś osłabnie. Mam na myśli uczucia, emocje i nadzieje. Czasem sobie próbuję przypomnieć kiedy ostatni raz mąż się do mnie tak szczerze uśmiechnął? Dawno.
Nie pomaga mi też fakt że czuję, że wszystko co dobre w moim życiu już było. Przegrałam teraźniejszość i przyszłość, dlatego wspominam sobie przeszłość i wszystkie dobre chwile które przeżyłam.
Jestem chudziutka jak szczypiorek, ale jedzenie jest dla mnie teraz mało istotne, nie mam apetytu po prostu.

W pewnej chwili jak byłam jeszcze w bardzo złym stanie, którego nie potrafiłam przed mężem ukryć, poskarżyłam mu się że jest mi na tyle ciężko że czasem nie mam ochoty wstawać z łóżka, to mi powiedział że albo sie ogarnę albo psychiatryk. No więc już się nie skarżę, tylko ogarniam na ile potrafię. I przyznaje, że obawy przed odebraniem mi dziecka z powodu leczenia są we mnie, on mi tego nie powiedział, ale wole nie pytać i nie sprawdzać.

Ruta piszesz o subtelnych formach przemocy, jakoś nie pasuje mi to do mojego męża.. Możliwe że ja pisząc pewne posty byłam pod wpływem emocji które wypaczyły mój ogląd rzeczywistości. I przez to przedstawiłam męża w gorszym świetle niż na to zasługuje.
To nie jest zły człowiek. Jest dobrym, kochającym ojcem. Dba o dziecko.
To prawda że zgadzam się z mężem nawet wbrew sobie, ale kto z nas się nie myli ? Staram się przyznawać do błędów i porażek i je naprawiać. Czasem też jak się zatnę na czymś co mi się wydaje w tym momencie ok, to można mi tłumaczyć jak "krowie na rowie". Aż sobie w końcu sama przemyśle, pójdę po rozum do głowy i przeproszę przyznając się do winy.


Z prawnikiem wyszło tak, ze on stwierdził że jeden wystarczy, bo on był tylko zasięgnąć rady co powinniśmy zrobić i jak dokonać podziału majątku. Podobno po jednej wizycie już więcej z usług tej osoby nie korzystał. Nawet w pewnym momencie powiedziałam mu , ze w sądzie nie będziemy razem tylko występujemy jako przeciwne sobie strony w sprawie. Bardzo go to zabolało.
I finalnie nie zwróciłam sie po pomoc do żadnego radcy. Nie chce już więcej pretensji czy awantur.

Czy jestem pewna że mąż dokłada sie tyle ile powinien ? A pojęcia nie mam, Nigdy się jeszcze nie rozwodziłam.. Więc i doświadczenie niewielkie. Tylko chcąc uzyskać takie informacje musiałabym skorzystać z pomocy fachowca, a to będzie przez niego odebrane jako próba zagarnięcia jego pieniędzy no i oczywiście że ja znów robię jakieś problemy, bo on chce dobrze a ja tylko go sprawdzam i mu nie ufam. Ja naprawdę nie chcę mu robić problemów, ani go krzywdzić w żaden sposób, a wiem że każda próba uzyskania czegokolwiek dla siebie będzie przez niego odebrana jako atak. Więc wole poczekać i daje mu wolną wolę w zarządzaniu majątkiem wspólnym. I ufam, tak jak mi to mąż ciągle powtarza, że nie zrobi mi krzywdy.


Wiem, że uciekanie do przodu, bez rozliczenia przeszłości jest naiwne.. Tylko tak bardzo bardzo marzy mi się jakiś jeden szczęśliwy dzień.. Bez łez, trosk, poświęcony na zabawie z dzieckiem :) Bez tego całego bólu i cierpienia który towarzyszy mi od długiego już czasu.
Jest mi przykro, ze najpiękniejszy czas jaki mogłabym spędzić z maluchem jest wypełniony po brzegi cierpieniem.
Nawet jesli jakimś cudem uda mi się to co mnie czeka przeżyć , to już zawsze macierzyństwo będzie mi się kojarzyć z złymi emocjami.
A i ostatnio prześladuje mnie myśl, że przecież jak mój mąż kogoś pozna to zapewne wprowadzi tę osobę do życia naszego dziecko. To boli.
Odniosę się do wytłuszczonego przeze mnie fragmentu.
Mąż chce dobrze?
Pytanie dla kogo, bo raczej nie dla ciebie i swego dziecka.
Pomijam już definicję słowa i jej ewentualne subiektywne interpretacje.

Obawiasz się bycia oskarżoną, że mu nie ufasz?
To wg mnie (brak zaufania bądź ograniczone zaufanie) oznaka tego, że nie straciło się kontaktu z rzeczywistością. Zwłaszcza w kryzysie, zwłaszcza w sytuacji bycia porzuconą z niemowlakiem.
Czy w obliczu tego co się dzieje jest choć cień powodu byś obdarzyła go zaufaniem?

Mąż ci powtarza, że nie zrobi ci krzywdy?
Polecam patrzeć na czyny, nie słowa.
Bo od jakiegoś czasu krzywdzi ciebie, wasze dziecko nieustannie.
Odebrał wam troskę, poczucie bezpieczeństwa, miłość i spokój w ciąży.
Odebrał spokój, poczucie bezpieczeństwa, miłości, troski w pierwszych chwilach życia, do teraz. Nie tylko tobie, również swojemu dziecku.
To już teraz oznacza, niestety, poważne konsekwencje w życiu waszego dziecka.

Przysięgał ci przed Bogiem i świadkami.
Jak obecnie realizuje swą przysięgę - sama widzisz.

Ja nie widzę nawet przesłanek, poza naiwnością, by w obliczu twoich doświadczeń ufać, że akurat w kwestii finansowych możesz na nim polegać i mu w pełni zaufać.

No i na koniec.
Jak napisałaś, to wasz majątek. Czyli również twój i waszego dziecka.
To przywilej (bo nie każdy majątek ma), ale i odpowiedzialność. Bo nikt za ciebie się o twoje interesy nie zatroszczy. Jeśli sama tego nie zrobisz - będziesz współodpowiedzialna za efekty.

Miłość potrzebuje stanowczości.
To tytuł jednej z polecanych lektur, jeśli jeszcze nie czytałaś, polecam nadrobić „zaległości”, podobnie polecam „Granice w relacjach małżeńskich”.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Pavel,
Rozumiem wszystko co piszesz, ale strasznie się boje ze tą walką o pieniądze dla siebie jeszcze bardziej go do nas zrażę. Boje się ze za chwile mi powie ze może on by wrócił ale widzi ze mi chodzi o jego pieniądze a nie o miłość.
A mi nie zależy na pieniądzach, inaczej. Nie to jest najważniejsze. Oczywiście ze kasa jest istotna, ale nie chce od niego nic więcej niż to co nam się należy. A skoro mąż twierdzi ze to sprawdził u radcy i tak jest ok to staram się mu ufać. No to tez był jeden z jego argumentów, ze mu nie ufam. To teraz chce mu pokazać ze się zmieniłam, ze nie chce jego krzywdy i jestem w stanie przeorganizować w sobie wszystko żeby to zauważył.

Faktycznie, teraz muszę mocno zaciskać pasa żeby jakoś przeżyć, No ale czego się spodziewałam po samotnym macierzyństwie. Ze będzie super? Oczywiście ze nigdy nie zdecydowałabym się na dziecko wiedząc ze nas zostawi. Niestety życie zrobiło mnie mocno w konia.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Ja tez jestem okropnie rozdarta. Z jednej strony bardzo chce ten związek ocalić i dlatego staram się zgadzać na wszystko co mąż powie, początkowo manifestowała jakieś swoje obawy, ale wtedy było tylko gorzej i on się bardzo odsuwał. Wiec przestałam, żeby go bardziej nie drażnić. Staram się niczego nie komplikować, nie denerwować się, nie zwracać mu na nic uwagi, ewentualnie prosić i to raczej delikatnie. Staram się mu dziękować za wszystko co zrobi. Nawet najmniejsza rzecz.

Jednak z drugiej strony widzę ze dla nas nie ma ratunku i nieważne co bym zrobiła to i tak skończy się rozwodem. Dlatego czasem sobie myśle ze lepiej byłoby mi kogoś poznać. Może by mi to pomogło „odkochać” się w mężu i dać zgodę na rozwód. Odejść zachowując resztki godności. Może nawet byłabym w stanie powiedzieć ze chce swojego prawnika. Ze chce ustalić godne alimenty. Teraz uczucia które do niego mam mnie totalnie blokują. Ze strachu ze przez to nie wróci.
Zablokowany