Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Ruta »

Flawless pisze: 06 cze 2022, 19:21
Firekeeper pisze: 06 cze 2022, 12:40 Masz chyba taki sam etap wyparcia i bezradności i skupienia na mężu jaki ja miałam na samym początku jak trafiłam na to forum 10 lat temu. Czasami dalej tak mam. Nic co do mnie pisali ludzie nie trafiało. Czasami dalej tak mam. Ale to przechodzi. Mi pomogło 12 kroków.

Czy Twój mąż złożył już pozew rozwodowy?
Podjęłaś już decyzję o rozwodzie?
Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęłam. Chce to uratować i taki cel głównie mi przyświeca, ale czasem mam tak strasznie dość ze myśle żeby odpuścić i mieć to z głowy.
Mąż jeszcze pozwu nie złożył - ale to z mojej winy, powiedziałam mu jakieś 3 miesiące temu ze na rozwód się nie zgadzam i mu go narazie nie dam. Wiec czeka aż będę gotowa i wtedy złoży. Chodzi mu o to aby to zalatwic na 1 rozprawie, bez orzekania o winie.
Gdy chciałam uratować moje małżeństwo, bardzo się w tym spalałam i robiłam głównie głupoty. Część pomysłów miałam podobnych do ciebie, jak na przykład uległość wobec męża, zdejmowanie z męża konsekwencji, bo sobie z nimi nie poradzi, zdenerwuje się i obrazi i dźwiganie na sobie skutków jego decyzji. Udawanie przed sobą, że nie ma kowalskiej i mój mąż przecież jest tak kryształowy, że by mnie nie oszukał i nie zdradził. Jest tylko załamany i rozbity, a ja go uratuję. Wróci i wszystko będzie dobrze.

Wahałam się też między pokazaniem mężowi, że sobie radzę i wszystko jest u mnie dobrze, a załamaniem się, by mąż po prostu "musiał" podjąć odpowiedzialność. Wybrałam "radzenie sobie". No i dobrze mi szło udawanie, że sobie radzę. Ale i tak się po mniej więcej roku posypałam.

Dobrze, że się posypałam. Dopiero wtedy zwróciłam się do Maryi o pomoc. Na Boga zdążyłam się obrazić, bo w moim odczuciu mi nie pomagał. W sumie byłam też obrażona na Niego, że stworzył mężczyzn.

Podjęłam wtedy Nowennę Pompejańską. Nadal z prośbą o to, by się zrealizował mój plan, czyli żeby mąż do mnie wrócił. W połowie Nowenny, dzięki prowadzeniu Maryi, zrozumiałam, że modlę się o totalną katastrofę i część dziękczynną odmawiałam, dziękując za wyprowadzkę męża.

Z czasem zrozumiałam kilka rzeczy:
1. Moje małżenstwo nie wymaga ratunku, jest, i jest nierozerwalne.
2. Ratunku, a raczej uzdrowienia, wymaga relacja między mną a mężem, która stała się trudna i raniąca dla nas obojga. Byłam raniona, ale sama też raniłam.
3. Wcale nie żyliśmy w dobrym związku i dobrym małżeństwie. Obraz jaki sobie i na zewnątrz tworzyłam, piękny i przekonujący, był zarazem do głębi fałszywy. W istocie zwykle łamałam siebie, żeby się dostosować do męża i tego, co on przedstawiał mi jako swoje potrzeby, a w rzeczywistości miało być komfortem i ułatwieniem do tkwienia w destrukcji i egoiźmie. Pozwalałam się bardzo mocno okłamywać. Ale też próbowałam na mężu wymóc dostosowanie się do tego, co ja uważałam za swoje ważne potrzeby, albo za normę. Niekoniecznie pokojowo. Głównie przeżywalam napięcie i niepokój.
4. Z czasem oboje coraz więcej opieraliśmy się każde na sobie, swoich egoizmach, dążeniach, a coraz mniej na Bogu i sobie nawzajem. Wprowadzaliśmy własne reguły, odsuwając Boży przepis na małżeństwo na dalsze miejsce. W przekonaniu, że nowoczesność usprawiedliwia odejście od tych zasad i wystarczająco je uzasadnia i nie jest to niczym niewłaściwym.
5. Najpóźniej zrozumiałam, że nie mam wpływu na męża, więc mogę zakończyć wszelkie pokazy, jakie przez ponad rok urządzałam, starając się "przekonać" męża do powrotu. Co nie znaczy, że od razu udało mi się to wdrożyć, działały stare przyzwyczajenia, co i raz wybijała we mnie moja skłonność do manipulowania.
Jastarnia
Posty: 227
Rejestracja: 15 lis 2021, 11:34
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Jastarnia »

Flawless pisze: 06 cze 2022, 19:21 Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęłam. Chce to uratować i taki cel głównie mi przyświeca, ale czasem mam tak strasznie dość ze myśle żeby odpuścić i mieć to z głowy.
Mąż jeszcze pozwu nie złożył - ale to z mojej winy, powiedziałam mu jakieś 3 miesiące temu ze na rozwód się nie zgadzam i mu go narazie nie dam.
Tak... i nawet za to że mąż nie złożył pozwu potrafisz się obwinić. Sama.
Jeśli zgodzisz się na rozwód w tej sytuacji, to nie będziesz miała tego z głowy. Mąż może będzie miał łatwiej, a ja fakt że nie składa pozwu - ja bym się cieszyła. Nie jest zdecydowany.
Polecam Ci książkę "Miłość to wybór. O terapii współuzależnień"
Flawless pisze: 06 cze 2022, 19:21 Wiec czeka aż będę gotowa i wtedy złoży. Chodzi mu o to aby to zalatwic na 1 rozprawie, bez orzekania o winie.
Jakiż on "wspaniołomyślny". :shock:
Czeka aż będziesz gotowa? Chyba raczej czeka aż Cię wykończy psychicznie, a idzie mu całkiem nieźle i myśli że się złamiesz, zgodzisz się na rozwód na pierwszej sprawie i to jeszcze bez orzekania o winie... W moim odczuciu jest na tyle nieodpowiedzialny, że nawet za decyzję o rozwód chce przerzucić odpowiedzialność na Ciebie, a potem mówić naokoło, że to była "Wasza" decyzja. Widać że zależy mu na zdaniu otoczenia, chce być taki kryształowy, a nie jest.

Zadbaj o siebie. Wiem, łatwo radzić, mi np. łatwiej czytać o tym jak ktoś przeżywa to co ja, bo widzę wtedy jakby w zwierciadle, jak wygląda moja sytuacja. Ja też tkwię w chorym poczuciu winy i analizowaniu moich błędów od miesięcy, ale jak czytam Ciebie to trochę do mnie dociera.
Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. Łk 1,37.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Ruta »

Wiesz Flawless, myślałam dziś o tobie. Że jest ci bardzo trudno i masz pełne prawo nie czuć się gotowa do jakiejkolwiek konfrontacji z mężem. Jasne, tak byłoby rozsądnie. Tylko co z tego.
Bardzo długo godziłam się na bardzo dużą destrukcję ze strony męża. Włącznie z tym, że zajmował się naszym dzieckiem, wtedy jeszcze mało samodzielnym, będąc pod wpływem narkotyków, a ja kompletnie nie umiałam się temu przeciwstawić. Drżałam ze strachu o bezpieczeństwo syna, a mały był w tym wszystkim bardzo samotny, przestraszony. Był też często świadkiem agresji męża wobec mnie, bardzo się bał, temu też nie umiałam się wtedy przeciwstawić. Zawalałam jako mama na całej linii. Zmiana tej sytuacji zajęła mi dużo czasu.
Zastanawiałam się dzisiaj, co mi pomogło, by się wzmocnić. Pomogło mi dosłownie wzmocnienie siebie. Na takim bardzo podstawowym poziomie. Zadbanie o sen, odpoczynek, o odżywianie, o ruch na świeżym powietrzu, dostęp do słońca. Dopiero, gdy wzmocniłam się fizycznie, nabrałam sił, by zacząć wprowadzać jakiekolwiek zmiany.

Tak między wierszami piszesz o swoim wyczerpaniu, stresie. Piszesz, że nie umiesz wypoczywać. Ale piszesz też o zmianach, że próbujesz. Czas połogu, gdy ciało kobiety do siebie dochodzi po wysiłku jakim jest ciąża, poród, przystosowanie się do opieki nad maleństwem, nowego rytmu dnia, snu, obowiązków, to około pół roku. Ale gdy w tym czasie nie mamy przestrzeni, by do siebie dojść, może trwać dłużej. Zadbaj o siebie, o odpoczynek, nacieszenie się maluszkiem.
Poproś Boga o chwilę przerwy od wszystkich tych trudnych spraw, powierz je Jezusowi lub Matce Bożej, postaraj się pobyć tak spokojnie, dobrze, tu i teraz. Na spacerze, na zakupach, podczas krojenia marchewki, gdy się modlisz, ukladasz do snu, czytasz, oglądasz coś, gdy patrzysz na maluszka.
Gdy trochę się wzmocnisz, wiele spraw, które wydają ci się dziś bardzo trudne, okaże się mniej trudnych. Moja ulubiona swojego czasu bohaterka literacka Scarlett O'Hara mawiała: pomyślę o tym jutro. Może nie jest to najlepsza postać na nasze forum, to dziewczyna mocno pogubiona, ale w jakimś sensie dlatego właśnie jest też trochę "nasza". Czasem warto odłożyć trudne sprawy na jeden dzień, umówić się ze sobą na urlop.

Mi czasem pomagała też taka myśl, że dzis jest trudno, płaczę, czuję się rozbita, wyczerpana, ale przyjdzie przecież dzień, gdy będę czuła się szczęśliwa, radosna.

Nie wiń się za tęsknotę za bliskością, za tym by być w relacji. To bardzo naturalne pragnienia i mamy je od Boga. To, że nie byłoby rozsądnie wejść w relację to jedno, ale nie myślę, że jest czymś złym samo jej pragnienie. Zdecydowałam się żyć sama, ale także mam takie pragnienia, odczuwam tęsknotę za bliskością, relacją, za mężem.

Wspieram cię modlitwą.
Niepoprawny83
Posty: 271
Rejestracja: 07 wrz 2021, 22:43
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Niepoprawny83 »

Ruta pisze: 06 cze 2022, 9:55 Nie ma takiego mężczyzny na świecie który da ci poczucie bycia kochaną bezwarunkowo, zapewni poczucie bezpieczeństwa, który nie będzie upadał, ranił, wchodził w egoizmy i destrukcje, który zawsze będzie się troszczył.
Nie wiem Ruta, czy za szybko wyrokujesz czy ja czegoś nie rozumiem. Jeśli Jezus zaleca nam "miłować się tak jak Ja was umiłowałem", to chyba zaleca nam kochać innych właśnie bezwarunkowo. Myślę, że skoro stawia takie wymagania, to są one możliwe do zrealizowania, zwłaszcza wobec współmałżonka. Przynajmniej ja mam nadzieję wejść kiedyś na taki poziom i trochę zaskakuje mnie, że wg ciebie jest to niemożliwe. Chyba, ze pisząc te słowa nie miałaś na myśli prawego małżonka, to oczywiście wyjaśniałoby sprawę, bo faktycznie żaden Kowalski/ska takiej miłości dać nie może.
Zaufaliśmy miłości.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Pavel »

Niepoprawny83 pisze: 09 cze 2022, 22:40
Ruta pisze: 06 cze 2022, 9:55 Nie ma takiego mężczyzny na świecie który da ci poczucie bycia kochaną bezwarunkowo, zapewni poczucie bezpieczeństwa, który nie będzie upadał, ranił, wchodził w egoizmy i destrukcje, który zawsze będzie się troszczył.
Nie wiem Ruta, czy za szybko wyrokujesz czy ja czegoś nie rozumiem. Jeśli Jezus zaleca nam "miłować się tak jak Ja was umiłowałem", to chyba zaleca nam kochać innych właśnie bezwarunkowo. Myślę, że skoro stawia takie wymagania, to są one możliwe do zrealizowania, zwłaszcza wobec współmałżonka. Przynajmniej ja mam nadzieję wejść kiedyś na taki poziom i trochę zaskakuje mnie, że wg ciebie jest to niemożliwe. Chyba, ze pisząc te słowa nie miałaś na myśli prawego małżonka, to oczywiście wyjaśniałoby sprawę, bo faktycznie żaden Kowalski/ska takiej miłości dać nie może.
Obawiam się, że Ruta po prostu realistycznie podeszła do tematu.
W moim odbiorze ten przekaz sprowadza się do przyjęcia swej (i innych ludzi) ułomności, słabości, grzeszności. Akceptacji tego, co oczywiście nie wyklucza bezustannej pracy nad sobą i nie zwalnia z odpowiedzialności za własne czyny.
Dlatego warto wygaszać oczekiwania, zwłaszcza te niespecjalnie realne ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 10 cze 2022, 11:21
Niepoprawny83 pisze: 09 cze 2022, 22:40
Ruta pisze: 06 cze 2022, 9:55 Nie ma takiego mężczyzny na świecie który da ci poczucie bycia kochaną bezwarunkowo, zapewni poczucie bezpieczeństwa, który nie będzie upadał, ranił, wchodził w egoizmy i destrukcje, który zawsze będzie się troszczył.
Nie wiem Ruta, czy za szybko wyrokujesz czy ja czegoś nie rozumiem. Jeśli Jezus zaleca nam "miłować się tak jak Ja was umiłowałem", to chyba zaleca nam kochać innych właśnie bezwarunkowo. Myślę, że skoro stawia takie wymagania, to są one możliwe do zrealizowania, zwłaszcza wobec współmałżonka. Przynajmniej ja mam nadzieję wejść kiedyś na taki poziom i trochę zaskakuje mnie, że wg ciebie jest to niemożliwe. Chyba, ze pisząc te słowa nie miałaś na myśli prawego małżonka, to oczywiście wyjaśniałoby sprawę, bo faktycznie żaden Kowalski/ska takiej miłości dać nie może.
Obawiam się, że Ruta po prostu realistycznie podeszła do tematu.
W moim odbiorze ten przekaz sprowadza się do przyjęcia swej (i innych ludzi) ułomności, słabości, grzeszności. Akceptacji tego, co oczywiście nie wyklucza bezustannej pracy nad sobą i nie zwalnia z odpowiedzialności za własne czyny.
Dlatego warto wygaszać oczekiwania, zwłaszcza te niespecjalnie realne ;)
Myślę sobie tak: tęsknimy za miłością idealną. To dobrze. Ale taka tęsknota może stać się pułapką. Po pierwsze możemy zbyt wysoko stawiać poprzeczkę bliźnim, którzy na ogół są dopiero na drodze wzrostu ku miłości Chrystusowej. Po drugie możemy się rozczarowywać, gdy nie jesteśmy taką miłością kochani i szukać drugich, trzecich i czwartych miłości. Po trzecie możemy bardziej skupiać się na tym, jak ktoś mnie miłuje, nie bacząc na to, że i moje miłowanie jest dalekie od miłości Chrystusowej.

Dla mnie program miłowania na wzór Chrystusa jest programem miłości człowieka, z jego wadami, trudnościami, niedoskonałościami. Chrystus miłował swoich uczniów, którzy spali w czasie, gdy zmagał się z cierpieniem, miłował Piotra który go opuścił w godzinie próby, miłował grzeszników. Nie miłował idealnych ludzi, ale ludzi. Bardzo ich miłował. Miłuje mnie, miłuje mojego męża. Bezwarunkowo - czyli dla mnie, tak jak to rozumiem - także z naszymi słabościami, wadami, tym co w nas trudne, raniące. W moim odczuciu to taka miłość, która przyjmuje.
Natomiast jest to też w moim odczuciu program wzrastania w miłości, do właśnie miłości bezwarunkowej, miłości wiernej, akceptującej słabość, upadki, pogubienie.

Natomiast myślę, że potrzebujemy też miłości idealnej, choćby po to, by mieć skąd brać taką miłość wobec drugich. Ja sama z siebie do takiej miłości nie jestem zdolna.

Ale też zakładam, że drugi człowiek nie jest mi w stanie dać takiej miłości. Takiej miłości szukam u Boga. I od Niego staram się jej uczyć. Czasem proszę Jezusa, by to On we mnie kochał i bym ja kochała Jego w każdym człowieku. I czasem udaje mi się dostrzec nawet w kimś, kto wydaje się od Chrystusa daleki, małe bezbronne dziecko, jakim Jezus był, albo Chrystusa umęczonego. Każdy z nas nosi w sobie mnóstwo ran. Jesteśmy wobec siebie bardzo bezbronni. Kiedy udaje mi się to dostrzec, kocham bardziej.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Cześć !
Chwilkę mnie nie było bo tak sobie skrupulatnie zbieram te moje doświadczenia okołorozwodowe.

Na zachodzie bez zmian. Zmiany za to u mnie. Coraz mniej uczuć do męża, bardziej litość i poirytowanie niż miłość.
Miłości chyba brak. Po jego ostatniej wizycie wypsikalam przedpokój odświeżaczem do wc bo tak mnie jego perfumy drażnią. Przestawiam wajchę w drugą stronę.
Zauważyłam za to ze kiełkuje we mnie nienawiść do męża za to co mi zrobił i dobrze mi z tym. Nie daje mu tego odczuć bezpośrednio, po prostu to w sobie mam i nosze. Pomogą mi to pozbyć się uczuć pozytywnych. To się pojawiło po pewnym wydarzeniu. Byłam zaproszona do mamy na obiad..
Postanowiłam ok, jedziemy. I wyglądało to tak: fotelik miałam w mieszkaniu , wiec małego pod pachę i z pierwsza częścią fotelika do samochodu, powrót do mieszkania po druga cześć fotelika (baza do mocowania) oczywiście z dzieckiem na rękach. Ok fotelik zamontowany, powrót do mieszkania po torbę dziecka, później po moja torebkę i upominek dla babci, później powrót po wózek dla dziecka, wszystko z młodym na rękach. Pakowanie małego do fotelika, rozmontowanie wózka i pakowanie do samochodu. Cała operacja zajęła mi 30-35 minut i byłam spocona jak koń. I właśnie po tym zaczęłam odczuwać nienawiść do męża. No niby nic.. ale bardzo mną to wstrząsnęło.

Ogólnie zaczynam tez dostrzegać brak owoców mojej modlitwy. Do tej pory motywowała mnie wiara i nadzieje ze dla Boga nie ma nic niemożliwego i ze jak zechce to mi pomoże, w jakikolwiek sposób. Ale coraz częściej mam wrażenie ze tych moich próśb nikt nie słucha. Ze z drugiej strony nie ma nikogo. Nie mam żalu, po prostu może bardzo potrzebowałam w tamtym czasie uwierzyć w COŚ co da mi sile i nadzieje do życia.
Coraz trudniej mi się modlić, zmuszam się a to przecież nie o to w tym chodzi.

Daje sobie czas na wyzdrowienie. Czekam aż mąż przyjdzie powiedzieć ze składa pozew. Ja tego tematu nie zacznę.
I nie będę czekać aż mu się łaskawie (czy w ogóle kiedykolwiek) odwidzi i postanowi wrócić. Jestem za słaba żeby się tak poświęcać dla kogokolwiek.

Wkurza mnie tez rola „ułagodzacza” w którą weszłam. Przed moja rodzina tłumacze męża, bo nie chce żeby byli negatywnie do niego nastawieni, neutralnie owszem ale bez nienawiści. To dla syna. Mężowi znów muszę tlumaczyc zachowania moich braci, co mnie tez już meczy. Kłótnie nikomu tu w niczym nie pomogą, a mam wrażenie ze tylko ja tak uważam.

Gdzieś w trakcie czytania forum trafiłam na stwierdzenie ze Bóg to nie koncert życzeń i nasze „chciejstwa” mamy zostawić dla siebie. To znaczy ze mam o nic nie prosić ? A jak przyjdzie głodny prosić o chleb to mam mu powiedzieć: to są Twoje chciejstwa, zapraszam do pracy, prosze sobie zarobić pieniążki i samemu kupic. ?

Czasem mam ochotę usiąść i patrzeć jak świat płonie.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1579
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Niepozorny »

Flawless pisze: 16 cze 2022, 23:06 Coraz mniej uczuć do męża, bardziej litość i poirytowanie niż miłość.
Miłości chyba brak. Po jego ostatniej wizycie wypsikalam przedpokój odświeżaczem do wc bo tak mnie jego perfumy drażnią.
Miłość to nie uczucia, więc ja pozytywnie odczytywałbym ich brak. Dla mnie to raczej objaw zdrowienia.
Zauważyłam za to ze kiełkuje we mnie nienawiść do męża za to co mi zrobił i dobrze mi z tym. Nie daje mu tego odczuć bezpośrednio, po prostu to w sobie mam i nosze. Pomogą mi to pozbyć się uczuć pozytywnych. To się pojawiło po pewnym wydarzeniu. Byłam zaproszona do mamy na obiad..
Wygląda na to, że jesteś na czwartym etapie procesu przebaczania. Warto, żebyś się z tym punktem zapoznała.
Ogólnie zaczynam tez dostrzegać brak owoców mojej modlitwy. Do tej pory motywowała mnie wiara i nadzieje ze dla Boga nie ma nic niemożliwego i ze jak zechce to mi pomoże, w jakikolwiek sposób. Ale coraz częściej mam wrażenie ze tych moich próśb nikt nie słucha. Ze z drugiej strony nie ma nikogo. Nie mam żalu, po prostu może bardzo potrzebowałam w tamtym czasie uwierzyć w COŚ co da mi sile i nadzieje do życia.
Coraz trudniej mi się modlić, zmuszam się a to przecież nie o to w tym chodzi.
Może owoce nie są takie jakbyś oczekiwała, ale moim zdaniem jesteś już w innym miejscu niż byłaś parę miesięcy temu. To jest dobry owoc. Zgadzam się, że nie ma sensu zmuszać się do modlitwy. Pamiętam, że miałem okres odmawiania nowen, egzorcyzmu małżeńskiego itp., ale później potrzebowałem innego kontaktu z Bogiem.
Gdzieś w trakcie czytania forum trafiłam na stwierdzenie ze Bóg to nie koncert życzeń i nasze „chciejstwa” mamy zostawić dla siebie. To znaczy ze mam o nic nie prosić ? A jak przyjdzie głodny prosić o chleb to mam mu powiedzieć: to są Twoje chciejstwa, zapraszam do pracy, prosze sobie zarobić pieniążki i samemu kupic. ?
Moim zdaniem możesz prosić o cokolwiek chcesz. Jeśli będzie to zgodne z planem Boga, to to otrzymasz.
Mt, 7, 7-11
7 Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. 8 Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. 9 Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? 10 Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? 11 Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą.
Z braku rodzi się lepsze!
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: ozeasz »

Flawless pisze: 16 cze 2022, 23:06 I właśnie po tym zaczęłam odczuwać nienawiść do męża. No niby nic.. ale bardzo mną to wstrząsnęło.
Też tak miałem po wyprowadzce od żony 11lat temu po kilku latach życia w którym wdrukowywałem sobie i innym wokół że: wybaczam żonie wszystko - w podtekście żeby tylko do mnie wróciła.

Kiedy się wyprowadziłem i w przeciągu miesiąca pochowaliśmy tatę, zaczęło do mnie dochodzić to o czym napisałaś, że zaczynam odczuwać jak bardzo czuję się zraniony, pojawiła się nienawiść oraz gniew, nie na osobę a na to co mi zrobiła.

Jakiś czas później dowiedziałem się, że wszelkie uczucia emocje są nieocenialne, ocenie mogą podlegać wynikłe z nich działania, ale i to podlega u mnie ewaluacji i ewolucji zarazem, m.in. po lekturze NVC ale i przyczyniła się do tego terapia DDA oraz własne obserwacje.

Na dzień dzisiejszy wiem, że emocje mają źródło w wartościach i przekonaniach którymi się kieruję, oczywiście informują one o tym na ile coś nam odpowiada a co nie z powyższych oraz o tym na ile potrzeby które mamy się urzeczywistniają.

Najważniejszy dla mnie wniosek jest taki, że zmiana przekonań, wartości, percepcji świata w tych samych sytuacjach może generować odmienne emocje, uczucia, byłem tego świadkiem nieraz i we własnym życiu i jako obserwator.

Jeśli zaś rzeczywiście tak jest, to jestem poniekąd kreatorem tego co odczuwam, przemiana myślenia będzie miała wpływ na przemianę emocji i uczuć, do mnie należy wybór jak będę widzieć ten świat, osoby z którymi jestem lub nie w relacji oraz wszelkie sytuacje które się dzieją, to takie swoiste sprzężenie zwrotne, od tego będą zależeć emocje które we mnie się pojawią, dla mnie to duża odpowiedzialność ale i wolność innych wobec mnie od tego, co się pojawia we mnie.

Ja na ten czas próbuję widzieć świat oczyma Jezusa Chrystusa, na ile Go rozumiem przez te dwadzieścia parę lat relacji, to najczęściej mi pomaga, choć w tym świecie zwykle jest to "kierunek pod prąd", ale jestem też świadomy prawdy z którą się zgadzam, a która brzmi: Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę.

A co do Boga to też to jak Go postrzegamy wynika z wielu czynników, ja, mając surowego tatę, świadomie zapraszając Jezusa Chrystusa do swojego życia, jakiś czas później stała się dla mnie coraz ważniejsza relacja z Ojcem, wtedy też pojawiły się problemy, bo postrzegałem Boga Ojca przez pryzmat mojego taty.
Wiele lat trwała zmiana tego w moim myśleniu a przede wszystkim w sercu, z Jego pomocą to się udało, działanie tej nowej relacji z Bogiem Ojcem pomogło mi inaczej spojrzeć na mojego tatę i przebaczyć to wszystko co we mnie dotąd wzbudzało gniew i było powodem buntu wobec zranień które były moim doświadczeniem. Bóg Ojciec zmienił obraz mojego taty stając się zarazem bardzo bliski mojemu sercu.

Chrześcijaństwo to relacja, warto ją budować, bo Bóg z jednej strony jest Skałą na której można się oprzeć, jest kimś niezmiennym i trwałym, a z drugiej strony potrafi zrobić rzeczy które wydają się być czymś co zaprzecza Jego naturze, a co jest nieraz tylko naszym niezrozumieniem Jego osoby, Istoty.

W każdym razie to ciągle jest Abba, to znaczenie jest wielowymiarowe i zakłada intymną relację oraz bliskość, taką jaką nikt inny dać nie może, taką dla której nie ma żadnych barier, On czeka na Ciebie i na każdego z nas by dawać się poznawać i tę więź miłości budować.

Pozdrawiam serdecznie.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Niepozorny,
Faktycznie masz racje. Owoce moich modlitw nie są takie jakbym chciała. I jestem w innym miejscu niż pół roku temu. Tylko czy to są właśnie owoce modlitwy czy naturalny proces który „się dzieje”?

Nie mam żalu do Boga i nie tupie nóżką bo „ja chce i mi to daj” ! Nie. Po prostu przechodzę przez etapy rozpadu małżeństwa tak jak każdy. No może mi to zajmuje więcej czasu niż innym.

Myśle ze właśnie dowodem obecności Siły Wyższej byłoby spełnienie modlitw a nie wręcz odwrotnie. Bo mam wrażenie ze działam sama, ale może tak musi być. Dopóki sama tego bałaganu nie ogarnę, to nikt za mnie tego nie zrobi.

I nie jestem obrażona na Najwyższego :) chyba po prostu wątpię w Jego obecność. Albo On za bardzo wierzy we mnie.
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

ozeasz pisze: 17 cze 2022, 7:38
Flawless pisze: 16 cze 2022, 23:06 I właśnie po tym zaczęłam odczuwać nienawiść do męża. No niby nic.. ale bardzo mną to wstrząsnęło.
Też tak miałem po wyprowadzce od żony 11lat temu po kilku latach życia w którym wdrukowywałem sobie i innym wokół że: wybaczam żonie wszystko - w podtekście żeby tylko do mnie wróciła.

Kiedy się wyprowadziłem i w przeciągu miesiąca pochowaliśmy tatę, zaczęło do mnie dochodzić to o czym napisałaś, że zaczynam odczuwać jak bardzo czuję się zraniony, pojawiła się nienawiść oraz gniew, nie na osobę a na to co mi zrobiła.

Jakiś czas później dowiedziałem się, że wszelkie uczucia emocje są nieocenialne, ocenie mogą podlegać wynikłe z nich działania, ale i to podlega u mnie ewaluacji i ewolucji zarazem, m.in. po lekturze NVC ale i przyczyniła się do tego terapia DDA oraz własne obserwacje.

Na dzień dzisiejszy wiem, że emocje mają źródło w wartościach i przekonaniach którymi się kieruję, oczywiście informują one o tym na ile coś nam odpowiada a co nie z powyższych oraz o tym na ile potrzeby które mamy się urzeczywistniają.

Najważniejszy dla mnie wniosek jest taki, że zmiana przekonań, wartości, percepcji świata w tych samych sytuacjach może generować odmienne emocje, uczucia, byłem tego świadkiem nieraz i we własnym życiu i jako obserwator.

Jeśli zaś rzeczywiście tak jest, to jestem poniekąd kreatorem tego co odczuwam, przemiana myślenia będzie miała wpływ na przemianę emocji i uczuć, do mnie należy wybór jak będę widzieć ten świat, osoby z którymi jestem lub nie w relacji oraz wszelkie sytuacje które się dzieją, to takie swoiste sprzężenie zwrotne, od tego będą zależeć emocje które we mnie się pojawią, dla mnie to duża odpowiedzialność ale i wolność innych wobec mnie od tego, co się pojawia we mnie.

Ja na ten czas próbuję widzieć świat oczyma Jezusa Chrystusa, na ile Go rozumiem przez te dwadzieścia parę lat relacji, to najczęściej mi pomaga, choć w tym świecie zwykle jest to "kierunek pod prąd", ale jestem też świadomy prawdy z którą się zgadzam, a która brzmi: Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę.

A co do Boga to też to jak Go postrzegamy wynika z wielu czynników, ja, mając surowego tatę, świadomie zapraszając Jezusa Chrystusa do swojego życia, jakiś czas później stała się dla mnie coraz ważniejsza relacja z Ojcem, wtedy też pojawiły się problemy, bo postrzegałem Boga Ojca przez pryzmat mojego taty.
Wiele lat trwała zmiana tego w moim myśleniu a przede wszystkim w sercu, z Jego pomocą to się udało, działanie tej nowej relacji z Bogiem Ojcem pomogło mi inaczej spojrzeć na mojego tatę i przebaczyć to wszystko co we mnie dotąd wzbudzało gniew i było powodem buntu wobec zranień które były moim doświadczeniem. Bóg Ojciec zmienił obraz mojego taty stając się zarazem bardzo bliski mojemu sercu.

Chrześcijaństwo to relacja, warto ją budować, bo Bóg z jednej strony jest Skałą na której można się oprzeć, jest kimś niezmiennym i trwałym, a z drugiej strony potrafi zrobić rzeczy które wydają się być czymś co zaprzecza Jego naturze, a co jest nieraz tylko naszym niezrozumieniem Jego osoby, Istoty.

W każdym razie to ciągle jest Abba, to znaczenie jest wielowymiarowe i zakłada intymną relację oraz bliskość, taką jaką nikt inny dać nie może, taką dla której nie ma żadnych barier, On czeka na Ciebie i na każdego z nas by dawać się poznawać i tę więź miłości budować.

Pozdrawiam serdecznie.
Ozeaszu!
Bardzo dziękuje za wszelkie Twoje wpisy w moim wątku :) nie odpowiadam na nie, bo niestety połowy z tego co piszesz ni w ząb nie rozumiem. Jestem zbyt głupia na to co i jak piszesz.
Jest to dla mnie zwyczajnie niezrozumiałe, ale mimo to dziękuje za wkład jaki wnosisz :)



Jednocześnie abstrahując od tego postu, chciałam dodać jedna myśl która od dłuższego czasu mi towarzyszy i zaczyna ciążyć.
Ja za mocno uwierzyłam ze moje małżeństwo da się uratować. I ta wiara mnie moooocno przystopowała w zdrowieniu. Jestem na siebie zła ze tak się uczepiłam tej nadziei. Bo to było głupie, taka wiara ze wszystko się jeszcze uda naprawić i będzie między nami dobrze. Teraz to widzę klarowniej.
Co innego zrobić wszystko co w mojej mocy żeby ratować związek a co innego naiwnie udawać ze jest co ratować.
Ale teraz jestem o krok dalej :)
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1579
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Niepozorny »

Flawless pisze: 17 cze 2022, 8:28 Owoce moich modlitw nie są takie jakbym chciała. I jestem w innym miejscu niż pół roku temu. Tylko czy to są właśnie owoce modlitwy czy naturalny proces który „się dzieje”?

Nie mam żalu do Boga i nie tupie nóżką bo „ja chce i mi to daj” ! Nie. Po prostu przechodzę przez etapy rozpadu małżeństwa tak jak każdy. No może mi to zajmuje więcej czasu niż innym.
Nie wiem czy to są owoce modlitwy. Dobrze, że nie stoisz w tym procesie w miejscu. Przeczytałem wiele wątków na forum i niektóre osoby przez kilka lat ciągle tkwiły w tym samym. Z tego powodu uważam, że to wielka łaska, że Tobie udało się ruszyć.
Myśle ze właśnie dowodem obecności Siły Wyższej byłoby spełnienie modlitw a nie wręcz odwrotnie. Bo mam wrażenie ze działam sama, ale może tak musi być. Dopóki sama tego bałaganu nie ogarnę, to nikt za mnie tego nie zrobi.
A miałem cichą nadzieję, że forumowicze Ci pomagają i nie działasz sama ;) (choć wszystkie decyzje są oczywiście twoje).
I nie jestem obrażona na Najwyższego :) chyba po prostu wątpię w Jego obecność. Albo On za bardzo wierzy we mnie.
Bóg zna Cię najlepiej. Wie na co Cię stać. Może też uwierz w siebie.
Flawless pisze: 17 cze 2022, 9:13 Ja za mocno uwierzyłam ze moje małżeństwo da się uratować. I ta wiara mnie moooocno przystopowała w zdrowieniu. Jestem na siebie zła ze tak się uczepiłam tej nadziei. Bo to było głupie, taka wiara ze wszystko się jeszcze uda naprawić i będzie między nami dobrze. Teraz to widzę klarowniej.
Co innego zrobić wszystko co w mojej mocy żeby ratować związek a co innego naiwnie udawać ze jest co ratować.
Ale teraz jestem o krok dalej :)
Na początku myślałem podobnie do Ciebie. Jednak moje małżeństwo się nie naprawiało. Chyba za bardzo chciałem, żeby te zmiany pojawiły się jak najszybciej. Obecnie uważam, że zamiast "ratowania" małżeństwa powinno się ratować siebie. Więcej czasu zacząłem poświęcać na analizy mojego życia. Co sprawiło, że jestem w tym miejscu? Po mału to wszystko odkrywam.

Chciałbym Cię przestrzec przed pójściem na skróty. Jeśli nie wykona się odpowiedniej pracy nad sobą, to ponownie wyląduje się w tym samym miejscu, co na początku.
Z braku rodzi się lepsze!
Flawless
Posty: 242
Rejestracja: 18 sty 2022, 0:59
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Flawless »

Oczywiście ze forumowicze pomagają :) mi otwarli oczy na wiele wiele rzeczy o których sama bym nie pomyślała nigdy. Najważniejsze dla mnie to fakt ze zmienić mogę tylko siebie i ze (w końcu!!!) powinnam zadbać o siebie. Zdrowy egoizm i miłość do samej siebie. I na tym teraz się skupiam i faktycznie, bardzo nie chce tego stracić :)
Zmarnowałam już 8 miesięcy z najpiękniejszego czasu jaki został dany mi i dziecku i nie zamierzam marnować już ani minuty :)
Julit
Posty: 143
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: Julit »

Flawless, jest w różańcu z rozważaniami do Tajemnic Bolesnych o. Szustaka poruszona przez niego kwestia: do kiedy się modlić o uzdrowienie, a kiedy odpuścić. On świetnie o tym mówi. I nie będę pisać nic więcej, zachęcam Cię do przesłuchania tego nagrania z sanktuarium w Gwadelupe. Mocno mną potrząsnęło, gdy po raz pierwszy odsłuchałam i modliłam się razem z o. Szustakiem.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4408
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Pomoc po rozpadzie małżeństwa

Post autor: ozeasz »

Flawless pisze: 17 cze 2022, 9:13 Ozeaszu!
Bardzo dziękuje za wszelkie Twoje wpisy w moim wątku nie odpowiadam na nie, bo niestety połowy z tego co piszesz ni w ząb nie rozumiem. Jestem zbyt głupia na to co i jak piszesz.
Jest to dla mnie zwyczajnie niezrozumiałe, ale mimo to dziękuje za wkład jaki wnosisz.
Ciągle się uczę, dzięki za info zwrotne, chyba jeszcze nie na tyle aby się owocnie porozumieć :lol:

Myślę, że aby zaistniało porozumienie oraz treść była przejrzysta i klarowna potrzeba mi jeszcze trochę czasu i ćwiczeń, to raczej moja strona odpowiedzialności by trafić do rozmówcy, taki przynajmniej jest cel :D .


Flawless pisze: 17 cze 2022, 9:13Jednocześnie abstrahując od tego postu, chciałam dodać jedna myśl która od dłuższego czasu mi towarzyszy i zaczyna ciążyć.
Ja za mocno uwierzyłam ze moje małżeństwo da się uratować. I ta wiara mnie moooocno przystopowała w zdrowieniu. Jestem na siebie zła ze tak się uczepiłam tej nadziei. Bo to było głupie, taka wiara ze wszystko się jeszcze uda naprawić i będzie między nami dobrze. Teraz to widzę klarowniej.
Co innego zrobić wszystko co w mojej mocy żeby ratować związek a co innego naiwnie udawać ze jest co ratować.
Ale teraz jestem o krok dalej

Tak, to myślę ważne o czym napisałaś, to nie wiara w to że można uratować małżeństwo Cię przystopowała a strategie jeśli już, które do tego użyłaś, sposoby. Jestem mocno przekonany o tym, że nie jest naiwnością taka wiara a ni to że jest co ratować.

Warto mieć świadomość że my ludzie jesteśmy mocno zmienni w odbiorze, praktycznie wszystko co się dzieje w nas i wokół ma na to wpływ, w tym czas i to czyni subiektywnym to co odbieramy dzisiaj bo jutro może być diametralnie inne.

Może być tak, że uda się naprawić i będzie dobrze, co nie wyklucza tego że droga do tego nie będzie łatwa. Ale to jest zarazem poza możliwościami jednej osoby, z racji tego, że jest to związek dwojga ludzi, któremu towarzyszy Bóg. Boga można być pewnym, jeśli tylko jest to możliwe, On daje zawsze swoje 100%, można być pewnym również tego, że Twoja praca nad sobą bez względu na to jaki będzie rezultat ratowania małżeństwa jest wartością dodaną i każda Twoja zmiana na którą masz wpływ największy, zmienia jakość Waszego małżeństwa.

Myślę że ważne jest to by być w zgodzie ze sobą w tym wszystkim i nie zapominać o obopólnym szacunku oraz o tym by raczej słuchać Boga w tym co robić a nie od emocji do emocji próbować własnych pomysłów. :)
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Zablokowany