Spotkanie z kowalską...

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Astro »

Christino nie wiem czy rozmawiałaś już z kowalska czy nie . Nie jest ci taka rozmowa do do niczego dobrego potrzebna. Domyślam się ,że chcesz wiedzieć dokładnie co i jak , kiedy . Wiesz jak to cię zrani ? Nie wierzyłbym kowalskiej , tam nie będzie żadnych szlachetnych pobudek. Może próbować manipulować , zranić cię żeby ponownie zająć twoje miejsce obok twojego męża . Nawet jeśli tego nie uzyska to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie chciała abyście jednak z mężem nie byli razem i cierpieli . No bo ona teraz cierpi. Nie bierze tylko pod uwagę ,że jak się wplatywala w romans z żonatym mezszczyzna to sama sobie jest winna . To są jej konsekwencje . I ja osobiście zostawionym ja sama z nimi. Bo wtedy będzie miało szansę do niej dotrzeć co zrobiła i czego się w życiu nie robi. Szczególnie jeśli mówimy o relacjach kobieta mezszczyzna , oraz ,że nie rozbija się małżeństw.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: lustro »

Gdybym znalazła się w miejscu tej jowalskiej, to zrobiła bym co potrafię, żeby zona/moja rywalką, sama rozwiązała problem i rozstała się z mężem.
Kowalska nie jest przyjaciółką. I na pewno potrafi świetnie kłamać. A może i manipulować.
s zona
Posty: 3079
Rejestracja: 31 sty 2017, 16:36
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: s zona »

Caliope pisze: 03 sty 2022, 19:56
Nie udzwigniesz tego co uslyszysz, uwierz, to nie jest partnerka do rozmowy z tobą. Jesteś żoną, chyba sakramentalną nie wiem, ale jesteś warta wszystkiego I tego się trzymaj.
Dokladnie w punkt ...
Christino przypomnialas mi watek innej zdradzonej uzytkowniczki - Linna, ktora dzieki swojej terapeutce dala rade wyjsc, malo tego, przekula to w zloto :) tak, jak w japonskiej sztuce naprawiania filizanek zlotem ...
Ostatnio, kiedy pisalysmy byla szczesliwa, korzystajaca z zycia i malzenstwa kobieta ...pomimo kryzysu . bardzo polecam ten watek moze Ci przyda, cos skorzystasz viewtopic.php?f=13&t=2295

Moze warto pomyslec o tych wszystkich slowach, ktore tu padly .. Caliope ma racje ... nie " udzwigniesz".... a nawet jesli, to szkoda zdrowia ...
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Pavel »

Sarah pisze: 03 sty 2022, 15:51
Firekeeper pisze: 03 sty 2022, 10:57 Mąż ma rację, że nie chce Cię bardziej ranić.
Szlachetny motyw mu przypisujesz, niestety jestem przekonana, że to nie jest cała prawda, a mąż Christiny przede wszystkim chroni siebie. Oczywiście, że to jest różnica, czy kłamał i oszukiwał przez miesiąc, czy przez rok lub nawet dwa. No i nie najlepiej też świadczy fakt, że zakończył romans nie dlatego, że "przejrzał na oczy, zrozumiał swój błąd" itd., tylko dlatego, że żona się dowiedziała. Niestety z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że szczęśliwych powrotów po zdradzie, tak na dłuższą metę, jest skrajnie mało...Tak naprawdę to ja nie znam chyba żadnego, bo nawet te bodajże dwa (?) przykłady z forum jakoś mnie nie przekonują :(
Nie tylko do tego postu się odniosę, żeby nie było, że pewnych rzeczy o których piszę tu nie ma.
Z tym wpisem, poza ostatnim zdaniem się zgadzam.
A jeśli chodzi o te ostatnie zdanie - to już odpowiedzialność powracających i kwestia ich pracy.
Ja jako jeden z tych przykładów (chyba, że miałaś Sarah na myśli kogoś innego), pomimo przeróżnych trudności generalnie nie narzekam i nie żałuję tego, że od 6 niemal lat odbudowujemy małżeństwo. Niektóre obszary wciąż wymagają zmian i masy pracy, ale akurat kwestia zdrady w naszym małzeństwie problemem nie jest. A gdyby nie ten kryzys nadal byłbym w trybie zombie.

Natomiast dodam do niego rzeczy podobne do innych wpisów do spotkania z kowalską się odnoszących.
Sam miałem dylemat ile chcę wiedzieć, czy lepsza cała prawda, brutalna, czy niedopowiedzenia. Ja jestem zdania, że lepsza trudna prawda. Jest natomiast w tym wielkie ALE.
A więc.
Po pierwsze, chyba najważniejsze - trzeba wielkiej siły by to udźwignąć. Z całym szacunkiem, uwzględniając to, że cię nie znam i niemal nic o tobie nie wiem, wątpię, a nawet jestem pewien, że takiej siły nie masz. By na własne życzenie się zdemolować (bo możesz tego uniknąć). Doświadczenie wielu mówi, że te rany trudno i długo się goją, mogą nawet dobić małżeństwo, można nie być w stanie odbudowywać. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy ograniczenia.

Po drugie, gdy podejmiesz pracę nad sobą, z czasem zapewne dojdziesz do podobnego wniosku co ja - powodem i źrodłem jest pogubienie tego męża. Twoje również. Zrobienie głębokiej analizy siebie, swego życie i małżeństwa daje odpowiedzi których szukasz.
Również jest to droga trudna, ale jednak nie tak ekstremalna, a w dodatku konstruktywna i owocna.

Po trzecie, kowalska nawet jeśli będzie mowić prawdę, to powie swoją subiektywną jej wersję, naznaczoną jej poczuciem krzywdy. Może będzie przez to bardziej szczera, ale warto brać pod uwagę możliwość Osiągnięcia przez nią swoich celów. Jakiekolwiek by nie były, opcje są różne.

Po czwarte, co to zmieni, co rozwiąże? Wg mnie nic takiego, aby było warto.

Moja żona przyznała się do zdrady (której byłem pewien, ale nie znałem szczegółów) dwa lata po powrocie. Ja próbując naprawiać, zgadzając się na to, dopuszczałem wszelakie możliwe formy tego co nawywijała. Wyobraźnię mam na tyle bujną, że wersja przez nią przedstawiona po dwóch latach się spokojnie mieściła w tym zbiorze, brałem pod uwagę duuuuużo bardziej hardkorowe możliwości.
Prawdziwym powodem i źrodłem i tak są dwa czynniki: brak Boga w naszym życiu, a przez to pogubienie totalne, na wielu obszarach.
Jeśli zmieni się to, zmieni się cała reszta i ma się wtedy do czynienia z inną osobą niż ta, która nas tak zraniła. Samemu też jest się inną osobą.

A ja? Ile razy ja zraniłem, skrzywdziłem, złamałem przysięgę? Nie za pomocą kowalskiej, przysięga się nie tylko wierność. Jest też uczciwość małżeńska i przede wszystkim miłość.
A jak łatwo złamać przysięgę miłości można wyczytać z „Hymnu do miłości”.

Mi Bóg wybaczył moje grzechy.
Kimże ja jestem, abym się nie postarał wtedy wybaczyć żonie. I sobie, teściowej, kowalskim itd.

Reasumując - moim zdaniem nie warto kontaktować się z kowalską.
Plus: Widzę potencjalnie jeden: może dowiesz się dokładniej jak było.
Minusy: masa ich. Najważniejszy - możesz tego nie udźwignąć.
Jeśli to zważyć - w mojej ocenie zdecydowanie nie warto.
Warto wywalić jak najszybciej kowalską ze swojej głowy i życia.
Zostawić ją Panu Bogu.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
christina
Posty: 9
Rejestracja: 02 sty 2022, 15:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: christina »

Dziękuję Wam bardzo za pomoc.
Mimo wszystko pojadę na to spotkanie w weekend.
Doszłam dziś do wniosku, że lepsza jakakolwiek prawda niż życie w niewiedzy przez kolejne lata. W tym momencie sobie mogę wyobrażać setki scenariuszy: może to trwało miesiącami, latami, może gdy byliśmy na wspólnych wakacjach to on pisał z nią.
Może zaszła w ciążę, może poroniła a on był przy niej w szpitalu podczas zabiegu. Może kazał jej usunąć dziecko.
Może pisali razem pozew który miałam dostać. Może, może może. Nie mogę tak żyć. Wolę jedną prawdę, wolę przeboleć to co się naprawdę wydarzyło, niż tysiące wyobrażeń i możliwości, to mnie boli bardziej bo w wyobrażeniach widzę o wiele więcej niż pewnie się wydarzyło.

Nie uwierzę we wszystko co mi powie, emocje we mnie w miarę opadły. Jeśli powie coś, czego się nie spodziewam, będę prosiła o dowody - screeny, komunikatory, maile. Jeśli mi tego nie pokaże - będę to traktowała jak kłamstwo.

Przypuszczalnie moje podejście byłoby inne, gdyby zachowanie męża byłoby inne. Potrzebuję jego bliskości, zapewnień, że jest ze mną, przy mnie, że żałuje, że nigdy tego nie zrobi, że chce to naprawiać. Nie ma tego. Przytuli mnie dopiero wtedy jak ja pierwsza podejdę. Nie chce iść ze mną na terapię, mówiąc, że wiemy co było problemem i nie musimy opowiadać o tym obcym ludziom.
Nie chce rozmawiać, nie chce pracować nad nami. Odwraca wzrok gdy widzi, że płaczę, nie chce nieść tego ze mną, nie chce patrzeć na moje cierpienie, męczy go to. Nie chce do tego wracać, nie chce tego uniknąć w przyszłości. Mówi że go osaczam, męczę, irytuję, powinnam się cieszyć, że został przy mnie.
Czy ja w takim razie też mam dziś spotkać się z kimkolwiek z internetu na seks, jutro wrócić do domu i powiedzieć, że nic się nie stało, bo to przeszłość? Teraz jestem w domu, zdecydowałam się zostać, więc nie mówmy o tym.

Spotkałam się dziś z panią psycholog i rozmowa z nią utwierdziła mnie w przekonaniu, że powinnam wiedzieć.
Wszędzie, w każdych poradnikach (których przeczytałam setki) na pytanie jak poradzić sobie ze zdradą jest jedna rada: najpierw trzeba to przegadać ze zdradzającym. Powinien siąść i przyznać się do wszystkiego.

Ktoś wyżej podesłał link do kanału księdza Adama Szustaka. Oglądałam juz jego filmy, bardzo mi pomogły. On mówi to samo - pierwszym krokiem jest przyznanie się do winy i przedstawienie faktów. Nie wnikam w szczegóły intymne, chcę wniknąć w sedno problemu.
Bez szczerej rozmowy to nie ma szans się udać, nie ma szans na naprawę.
Mąż nie chce się przyznać, jest poirytowany mną, moimi pytaniami, moim bólem, żalem.
Dowiem się w takim razie od kowalskiej. Będzie bolało, wiem. Może nie udźwignę, a może przewartościuję swoje życie.
Mam prawo wiedzieć z kim żyłam 15 lat i z kim będę żyć kolejne lata.
Niepotrzebnie uzależniłam się od męża, od jego obecności, za bardzo go idealizowałam. Dosłownie tydzień wcześniej, zanim dowiedziałam się o zdradzie pisałam znajomemu, że tyle burz przetrwaliśmy, tyle kryzysów, tyle razem osiągnęliśmy, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, wszystko sobie mówimy i nie mamy przed sobą tajemnic. Parę dni później balonik pękł. Za mocno go nadmuchałam.

Nie chcę być jedną z tych zdradzanych żon, które udają że o niczym nie wiedzą i cieszyć się że mam męża przy sobie.
Po co mi taki mąż, któremu nie można zaufać...
nałóg
Posty: 3318
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: nałóg »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19 Wolę jedną prawdę, wolę przeboleć to co się naprawdę wydarzyło, niż tysiące wyobrażeń i możliwości, to mnie boli bardziej bo w wyobrażeniach widzę o wiele więcej niż pewnie się wydarzyło.
A czyja to będzie prawda? to bedzie prawda kobiety która wiedząc o Twoim istnieniu wskakiwała do łóżka Twojego współmałżonka a teraz gra skrzywdzoną. Współzdradzaczka ma żal i pretensję za to ż e została zdradzona przez zdradzacza i chce sie z Tobą tym podzielić.
Trudno zaprzeczać Twoim uczuciom i pragnieniom, choć one w efekcie najprawdopodobnie będą tylko bardziej przykre.
"kusy" dba abyś cierpiała bo wtedy może wystąpisz o rozwód? pozostaniesz w postawie nienawiści?, poczucia skrzywdzenia?, żalu do męża?, siebie i Boga? Bardziej doświadczenie przez życie ludzie sugerują Ci odrzucenie tej pokusy skatowania się szczegółami np.kiedy, gdzie,ile razy,w jakich okolicznościach, pozycjach.........
Lustro oddała sedno:
lustro pisze: 03 sty 2022, 20:18 Gdybym znalazła się w miejscu tej jowalskiej, to zrobiła bym co potrafię, żeby zona/moja rywalką, sama rozwiązała problem i rozstała się z mężem.
Kowalska nie jest przyjaciółką. I na pewno potrafi świetnie kłamać. A może i manipulować.
Twoja decyzja i Twoje cierpienie.....konsekwencje.
Mimo wszystko Pogody Ducha

Może pomodlisz się tą modlitwą zanim się spotkasz z nałożnicą Twojego męża:

O Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym,
czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to,
co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: lustro »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19 Dziękuję Wam bardzo za pomoc.
Mimo wszystko pojadę na to spotkanie w weekend.
Doszłam dziś do wniosku, że lepsza jakakolwiek prawda niż życie w niewiedzy przez kolejne lata. W tym momencie sobie mogę wyobrażać setki scenariuszy: może to trwało miesiącami, latami, może gdy byliśmy na wspólnych wakacjach to on pisał z nią.
Może zaszła w ciążę, może poroniła a on był przy niej w szpitalu podczas zabiegu. Może kazał jej usunąć dziecko.
Może pisali razem pozew który miałam dostać. Może, może może. Nie mogę tak żyć. Wolę jedną prawdę,
Bo Ty w swej naiwność zakładasz, że usłyszysz prawdę.
Ciekawe dlaczego miało by tak być?
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Al la »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19

Ktoś wyżej podesłał link do kanału księdza Adama Szustaka. Oglądałam juz jego filmy, bardzo mi pomogły. On mówi to samo - pierwszym krokiem jest przyznanie się do winy i przedstawienie faktów. Nie wnikam w szczegóły intymne, chcę wniknąć w sedno problemu.
Bez szczerej rozmowy to nie ma szans się udać, nie ma szans na naprawę.
Mąż nie chce się przyznać, jest poirytowany mną, moimi pytaniami, moim bólem, żalem.
Dowiem się w takim razie od kowalskiej. Będzie bolało, wiem. Może nie udźwignę, a może przewartościuję swoje życie.
Mam prawo wiedzieć z kim żyłam 15 lat i z kim będę żyć kolejne lata.
Niepotrzebnie uzależniłam się od męża, od jego obecności, za bardzo go idealizowałam. Dosłownie tydzień wcześniej, zanim dowiedziałam się o zdradzie pisałam znajomemu, że tyle burz przetrwaliśmy, tyle kryzysów, tyle razem osiągnęliśmy, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, wszystko sobie mówimy i nie mamy przed sobą tajemnic. Parę dni później balonik pękł. Za mocno go nadmuchałam.

Nie chcę być jedną z tych zdradzanych żon, które udają że o niczym nie wiedzą i cieszyć się że mam męża przy sobie.
Po co mi taki mąż, któremu nie można zaufać...
Dobrze piszesz o swoim współuzależnieniu od męża. Dlatego jedyną drogą jest zajęcie się sobą i Twoja przemiana. Wzięcie też odpowiedzialności za kryzys, bo jesteś tak samo odpowiedzialna, jak Twój mąż. Wina to co innego, to już konkret, w tym przypadku zdrada męża. W zobaczeniu prawdy o sobie i swoim życiu, kowalska Ci nie pomoże, a jej słowa, ukazujące Twojego męża jej oczyma, mogą Cię bardzo długo prześladować.
Ty już wiedzę masz, ważne na czym teraz będziesz budować swoją przyszłość.

Jeżeli masz trochę czasu, to wysyłam Ci link do audiobooka "Koniec Współuzależnienia" - Melody Beattie https://www.youtube.com/watch?v=T4MwECW ... --vakNg3Q0
Jest też książka o takim samym tytule.

Daj sobie czas, przemódl jeszcze i nie podejmuj decyzji w strapieniu.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
_Michal_
Posty: 52
Rejestracja: 17 gru 2021, 12:19
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: _Michal_ »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19 Nie uwierzę we wszystko co mi powie, emocje we mnie w miarę opadły. Jeśli powie coś, czego się nie spodziewam, będę prosiła o dowody - screeny, komunikatory, maile. Jeśli mi tego nie pokaże - będę to traktowała jak kłamstwo.
Jeśli czujesz, że musisz to nic i nikt cię nie powstrzyma, też tak mam.
Nie wierz nikomu, nie wierz w nic, patrz na fakty i wyciagaj wnioski. I uważaj na siebie.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Sarah »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19 Przypuszczalnie moje podejście byłoby inne, gdyby zachowanie męża byłoby inne. Potrzebuję jego bliskości, zapewnień, że jest ze mną, przy mnie, że żałuje, że nigdy tego nie zrobi, że chce to naprawiać. Nie ma tego. Przytuli mnie dopiero wtedy jak ja pierwsza podejdę. Nie chce iść ze mną na terapię, mówiąc, że wiemy co było problemem i nie musimy opowiadać o tym obcym ludziom.
Nie chce rozmawiać, nie chce pracować nad nami. Odwraca wzrok gdy widzi, że płaczę, nie chce nieść tego ze mną, nie chce patrzeć na moje cierpienie, męczy go to. Nie chce do tego wracać, nie chce tego uniknąć w przyszłości. Mówi że go osaczam, męczę, irytuję, powinnam się cieszyć, że został przy mnie.
I to jest problem i to poważny, a ta "kowalska"(obca osoba, która nic ci nie obiecywała i która na pewno będzie mniej lub bardziej kłamać, bo dlaczego by nie) to tylko jakiś temat zastępczy, którym się zajmujesz chyba po to, żeby odwrócić uwagę od tego, jak mąż Cię traktuje.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: lustro »

christina pisze: 05 sty 2022, 11:19 Nie uwierzę we wszystko co mi powie, emocje we mnie w miarę opadły. Jeśli powie coś, czego się nie spodziewam, będę prosiła o dowody - screeny, komunikatory, maile. Jeśli mi tego nie pokaże - będę to traktowała jak kłamstwo.
Myślę, że mocno przesadzasz. I to w każdą stronę.
Mam wrażenie, że nie chcesz prawdy a zemsty.
I zemścisz się - na samej sobie. I na własnym małżeństwie. I własnym życiu.
Szkoda.

Udźwigniesz czy nie, te informacje (prawdziwe czy nie) zostaną w Tobie. I będą się o Ciebie upominać.
Jak sie coś zobaczy, to się nie odzobaczy.
Nigdy nie będziesz pewna ich prawdziwosci.
Czy Ty na wszystko, co miało miejsce w twoim życiu, masz dowody? Screeny, zdjęcia, maile, wyciągi, papierki...? Pomyśl.

Oczywiscie masz prawo zrobić wszystko. I ponieść konsekwencje wszystkiego.
Powtarza się taką "prawdę", że lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie zrobiło.
Ja ze swojego życia wiem, że niektórych wspomnień wolała bym nie mieć. Choć wcale nie są przykre. Ale utrudniają życie.
Zawsze jednak decyzja należy do Ciebie.

Więc leć na to spotkanie.
Astro
Posty: 1199
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Astro »

Christino chcesz to zrobić ,to zrobisz .
Ja nadal będę twierdził ,że to nie jest dobry pomysł.
Pierwsze posłuchałbym i popatrzył co pisze lustro jako kobieta co by zrobiła na miejscu kowalskiej. Takie spojrzenie z innego punktu widzenia.
Drugie , ja nie rozmawiałem z kowalskimi jednak wiem co się działo bynajmniej w pierwszym roku kiedy żona odeszła. W moim wątku to jest napisane skąd mam takie info. Napiszę to jeszcze raz i pisze ci to z doświadczenia . To będzie cię niszczyć , strasznie . Wykańczać niesamowicie. Będzie potworem emocjonalno energetycznym . W kontekście ratowania twojego małżeństwa i związku zupełnie ci to nie potrzebne . Tym bardziej ,że prawdy od kowalskiej nie usłyszysz , w trakcie tego spotkania będzie rosło twoje napięcie . Wytrzymasz ? Odpowiedz sobie sama . Nie mi.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Firekeeper »

Mój mąż nie miał typowej kochanki ale zawierał różne znajomości mniejsze bądź większe. Kiedyś popełniłam błąd i z jedną z dziewczyn rozmawiałam. Czułam się poniżona. Nie dlatego, że ona mi coś powiedziała czy zrobiła złego tylko czułam się poniżona faktem, że ja żona mojego męża w tajemnicy przed nim umawiam się z jego potencjalną kochanką. I pamiętam jedno pytanie tej kobiety ,,To On Ci nie powiedział?!" czułam się jak dno. Całe to wydarzenie sprawiło, że za każdym razem kiedy mąż nawiązywał kontakty z kimś ja nie wychodziłam już w kontakt z osobą trzecią, ale miałam potrzebę kontrolowania sytuacji. Wiedzieć co? Jak? Gdzie i kiedy? Przeglądałam profile na FB. W skrajnych momentach wręcz śledziłam męża gdzie się dało. Rosło moje poczucie bycia nikim, brak zaufania rósł, ja czułam się co raz gorzej. Porównywałam się, zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Wszystko to odwracało uwagę od sedna problemu. A problem był w relacji między mną, a mężem i na tych problemach powinnam się skupić i próbować rozwiązać, a nie na kontrolowaniu. Bo to jest złudna kontrola, zostaje po tym właśnie uczucie poniżenia.
3letniaMężatka
Posty: 150
Rejestracja: 23 lut 2020, 22:16
Jestem: już po kryzysie
Płeć: Kobieta

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: 3letniaMężatka »

Gdybym zdradziła męża, postąpiłabym tam samo jak Twój mąż. Nie przyznałbym się. Na naukach przedmałżeńskich bardzo fajny ksiądz powiedział: "Jeśli doszło do zdrady i żałujecie, nie mówcie o tym drugiej osobie. Po co macie ją obciążać swoimi problemami z którymi to wy nie umiecie sobie sami prowadzić, a oczekujecie, że zdradzona osoba poradzi sobie lepiej od was? Dlaczego chcecie aby druga osobą cierpiała? W imię czego? Aby wam było lżej, że prawda wyszła na jaw? W poczuciu wyspowiadania się przed nią? Nieście ten krzyż, poczucie wstydu, do końca życia - to będzie wasza pokuta." Wiele w tym prawdy. Jeśli ktoś zdradził i żałuję, to po co ma ranić? Podkreślam, że chodzi tu o sytuację kiedy żałuję się. Twój mąż żałuję. Ale może okazuje to na swój męski sposób. Faceci to nie kobiety, nie roztrząsają, nie analizują, zamykają tematy i idą dalej. To zadaniowcy.
Nowiutka

Re: Spotkanie z kowalską...

Post autor: Nowiutka »

3letniaMężatka pisze: 05 sty 2022, 17:55 Gdybym zdradziła męża, postąpiłabym tam samo jak Twój mąż. Nie przyznałbym się. Na naukach przedmałżeńskich bardzo fajny ksiądz powiedział: "Jeśli doszło do zdrady i żałujecie, nie mówcie o tym drugiej osobie. Po co macie ją obciążać swoimi problemami z którymi to wy nie umiecie sobie sami prowadzić, a oczekujecie, że zdradzona osoba poradzi sobie lepiej od was? Dlaczego chcecie aby druga osobą cierpiała? W imię czego? Aby wam było lżej, że prawda wyszła na jaw? W poczuciu wyspowiadania się przed nią? Nieście ten krzyż, poczucie wstydu, do końca życia - to będzie wasza pokuta." Wiele w tym prawdy. Jeśli ktoś zdradził i żałuję, to po co ma ranić? Podkreślam, że chodzi tu o sytuację kiedy żałuję się. Twój mąż żałuję. Ale może okazuje to na swój męski sposób. Faceci to nie kobiety, nie roztrząsają, nie analizują, zamykają tematy i idą dalej. To zadaniowcy.
Czy ja wiem, mam wrażenie że podejście np. ks Dziewieckiego jest inne (w zakresie wybaczania, przeproszenie i okazanie skruchy przez krzywdziciela). Nie musi szczegółów podawać ale powinien być otwarty na jej ból i reakcje emocjonalne.
ODPOWIEDZ