Moi drodzy,
Wieczorem przed planowanym spotkaniem ustalając szczegóły poprosiłam ją o informacje ile to trwało - mówiłam że może to, co mi powie sprawi, że będzie to zbyt bolesne zebym się z nią spotkała i odwołamy spotkanie. Napisała tylko ze poznali się 2 lata temu, mieli intensywny 3-miesięczny romans, półtora roku przerwy bez kontaktu i kontakt odnowił się we wrześniu zeszłego roku (wydało się w październiku).
Nie jest to tak okropne jak dwuletni romans, ale sam fakt że byłam oszukiwana już 2 lata temu + obecnie, z tą samą osobą - oznaczało dla mnie coś strasznego.
Zadzwoniłam do męża mówiąc mu co wiem, i kolejny raz błagając o informacje i wytłumaczenie. Był przyparty do muru, wydusiłam z niego te rzeczy. Straszna była ta rozmowa. Nie spodziewałam się tego, byłam uderzona jak obuchem w głowę.
Wyjeżdzał do innego miasta pod koniec 2019 roku na 3 dni w tygodniu, na pozostałe 4 wracał do nas - taką miał pracę. Tam ją poznał. Spotykali się w każdym tygodniu przez 3 miesiące. On twierdzi, że spali wtedy ze sobą 3-4 razy, ona twierdzi że "mnóstwo". To już w sumie nie ma dla mnie znaczenia. Sam fakt prowadzenia podwójnego życia, gdy ja zajmowałam się pracą, domem, dziećmi jest potwornie bolesny. Gdyby teraz romans nie rozpoczął się ponownie - nigdy bym się o tym nie dowiedziała.
Potrafił mieszkać z nią 3 dni, wracać do nas na pozostałe 4. Pięknie wymyślone. Byłyśmy od siebie oddalone o ok 400 km więc ryzyko wpadki znikome.
Spędzał z nią masę czasu, rozmawiali godzinami, kradli ten czas mi i naszym dzieciom. Spędzali czas w apartamentach, restauracjach, a my siedzieliśmy sami w tym czasie. Często urywał się z pracy na parę godzin, zeby być z nią, a gdy ja go prosiłam żeby wyskoczył i coś załatwił, mówił że nie da rady zerwać się z pracy bo szef się nie zgadza.
Opowiadał mi to wszystko przez 2 godziny, ja wpadłam w jakąś histerię, myślałam w pewnym momencie, że dostanę wylewu czy zawału. Najgorsze przeżycie w moim dotychczasowym życiu. Spaliłam ponad pół paczki papierosów, mimo, że od 7 lat nie palę. Dobrze, że nie kupiłam alkoholu.
Powiem Wam, że boli to strasznie. Jestem zrozpaczona, nie śpię kolejną noc z rzędu, oczy spuchnięte, głowa otępiała. W życiu nie spodziewałam się takiego rollercoastera.
Żałuję, że te informacje były mi dawkowane, szkoda że nie przyznał się od razu jak to wyszło. Może byłoby mi łatwiej, jeśli całość historii poznałabym od razu, a nie na raty. Nie zmienia to faktu, że cieszę się, że to z niego wydusiłam.
Jest to mega bolesne, nie wiem czy kiedykolwiek mu jeszcze zaufam i czy będziemy mogli być szczęśliwi, ale naprawdę potrzebowałam tej wiedzy. W tym momencie czuję, że znam całą historię, powiedział mi wszystko, czuję, że dzięki temu z niego też jakiś cięzar spadł, wie, że nie będę więcej go gnębić o szczegóły.
Dzień później pojechałam też na to spotkanie z kowalską, żeby zweryfikować to wszystko z nią. Chore i może niepotrzebne, tym bardziej że mąż już mi się do wszystkiego przyznał, ale chciałam zobaczyć czy dalej nie kłamał. Dane się zgadzają, mąż tylko pominął kilka faktów, które mogły być bolesne dla mnie a ona mi o nich opowiedziała, ale to nie ma znaczenia bo całość historii się pokrywa.
Ona tylko mówiła, że on o nią zabiegał, nalegał na spotkania, męczył ją, nie dawał jej spokoju, planował z nią życie, mówił, że będą mieszkać razem w mieszkaniu, które ja sama w tamtym czasie remontowałam... Wysyłał jej te same zdjęcia co mi...
Jak się z nią rozstawał 2 lata temu, powiedział że jestem w ciąży (w której oczywiście nie byłam) więc wraca do nas i chce być odpowiedzialnym mężem i ojcem.
On mi natomiast przedstawił to tak, że to ona o niego zabiegała, wydzwaniała, wypisywała, zaangażowała się. On ją owszem bajerował, karmił pięknymi słówkami po to, żeby dostać to co chciał. Prawda pewnie leży po środku jak zwykle.
Najbardziej chyba boli to, że te 2 lata temu to się zaczęło, trwało, skończyło - a ja nie wiedziałam. Gdyby się nie wydało teraz, nie dowiedziałabym się nigdy.
Skoro po półtora roku znów odnowił z nią kontakt, oznacza to chyba, że coś wtedy do niej czuł? A może nie chciało mu się urabiać nowej laski, skoro ta była chętna i zdesperowana.
Cała ta sprawa powoduje, że zastanawiam się co jeszcze się wydarzyło podczas trwania naszego małżeństwa.
Z racji pracy mąż bardzo często wyjeżdżał na różne delegacje, czasem w Polsce, czasem w Europie, czasem do egzotycznych krajów. Jaką mam pewność, że wtedy do niczego nie dochodziło? W tym momencie zerową.
Przez te lata czasem miałam jakieś podejrzenia, znalazłam raz np kosmyk włosów związany gumką z koralikiem (mnie na samym początku związku też o taki kosmyk poprosił) ale on to zbył mówiąc że to próbka do pracy.
Czasem widziałam wykasowane wiadomości, na bilingu coś było a u niego w telefonie nie. Też mówił coś o reklamach, kontaktach z banku - nie drążyłam. Wychodził niby z kolegą, okazywało się, ze był u koleżanki z pracy - twierdził, że nie chciał mi mówić, żebym się niepotrzebnie nie czepiała bo przecież to tylko koleżanka. Przez lata tego było naprawdę sporo, ale nigdy nie miałam twardych dowodów więc nie drążyłam.
Teraz mi się to wszystko kojarzy, przypomina, wspomnienia sprzed lat wracają i wydaje mi się że mógł mnie zdradzać latami.
Ta dziewczyna też twierdziła, że on jej się ostatnio przyznał do tego że miał romans podczas ich półtorarocznej przerwy, on zaprzecza.
Ja już nie chcę dociekać, już nie chcę się dręczyć tym wszystkim. Wystarczy.
Bardzo boli to, że on jej o mnie opowiadał, wyśmiewał niezaradność, auto, zachowanie, pracę, wykształcenie. Kłamał jak z nut o mnie. On też nie zaprzecza, mówił że chciał ją urobić więc faktycznie opowiadał takie bzdury. Wysyłał jej zdjecia naszych dzieci, obiecywał małżeństwo z nią po szybkim rozwodzie ze mną, wspólne życie. Wysyłał paczki ze swoją odzieżą, żeby czuła jego zapach. Namawiał ją na in-vitro, bo ona zawsze chciała być matką i nigdy się nie udało. Po tym powrocie do niej mówił ze przez te półtora roku planował cały czas życie z nią, kombinował jak się mnie pozbyć żeby zrobić miejsce dla niej. On to potwierdza, ale cały czas utrzymuje że było to po to, żeby nie musiał się szczególnie starać - ona mu we wszystko wierzyła.
Powiem Wam, że nie żałuję że się tego wszystkiego dowiedziałam. Bolesne przezycie, ale w jakimś stopniu oczyszczające.
Samo patrzenie na nieatrakcyjną, zakompleksioną kobietę, straumatyzowaną, wyglądającą jak 7 nieszczęść i słuchające jak mój mąż ją dotykał, mówił paskudne rzeczy o mnie i piękne rzeczy przeznaczone dla mnie, myślenie o tym że kradł czas mi i naszym dzieciom żeby spać z nią, chodzić z nią po hotelach i restauracjach zamiast z nami - nie życzę nikomu takiej traumy.
Nie zmienia to faktu, że nie żałuję, że się dowiedziałam wszystkiego, gdybym miała podjęć tę decyzję jeszcze raz, to bym ją podjęła.
Było to w jakimś stopniu oczyszczenie dla mnie. Odpowiedź na pytanie - Spotykać się z kochanką męża, czy nie? - nie będzie więc zawsze ta sama, zależy od człowieka. Jedna osoba będzie wolała żyć w niewiedzy, ja jestem osobą która musiała znać prawdę, nieważne jak bolesną.
Całość tej historii pozwala mi chyba zdystansować się od męża, przestać na nim wisieć, zobaczyć że nic nie jest nikomu dane na wieczność, że najbliższa osoba może być obca, że nie można wierzyć we wszystko co druga osoba mówi, że można być okłamywaną latami. Nie można w 100% oddać się komuś i mu ufać bezgranicznie bo później ból jest większy.
Zostaję przy mężu bo tu jest moje miejce, będę starała się wybaczyć, i próbować żyć dalej - nie chcę się więcej taplać w tym błocie.
Będę kontynuować terapię, postaram się odbudować poczucie własnej wartości, ale po takiej historii nie da się zaufać już chyba nigdy nikomu. Nie chcę być cerberem, sprawdzać go i osaczać, bo wiem, że on i tak zrobi to co będzie chciał - ważne jest chyba żeby swoim zachowaniem spowodować, żeby niczego nie szukał poza domem.
Tak jak mąż powiedział - to ja od 15 lat noszę jego nazwisko, to ze mną ma dzieci, i faktycznie jestem wdzięczna że nie muszę jeszcze o niego z kimś walczyć po takiej traumie. Nie odszedł, zadeklarował poprawę, lepszą komunikację bo to jej zabrakło, obiecał, że jeśli zabraknie mu czegoś to będzie o tym otwarcie mówił.
Będziemy próbować to sklejać, nie wiem jak wyjdzie ale jestem dobrej myśli.
Na razie moje zachowanie to totalna huśtawka, brak snu, histeria, ataki paniki, oblewają mnie poty, nachodzą złe myśli, jestem wściekła na męża, za chwilę na siebie, bo nic nie zauważyłam, bo mogłam coś zrobić. Nie mogę sobie znaleźć miejsca, nie mogę się skupić na filmie, książce, dziecku. Ale będę walczyć. Cóż innego mi pozostało?
Kocham go bardzo mimo tego wszystkiego, wiem że jest człowiekiem i popełnił błąd, ale mam nadzieje że jego deklaracje się sprawdzą i po zdradzie nasz związek dostanie drugie życie.
Dużo pracy przede mną. Raz na jakiś czas przyjdę tu napisać jak mi idzie
Mam nadzieję, że będą to same pozytywne wiadomości.