Przez dyskusję poboczną nie napisałem finalnie jeszcze w twoim wątku tego co miałem do napisania. Może jutro się uda.
Tzn. Nie przez dyskusję a przez to, że moja niezgoda na tamten wpis (z którym w niemałej części się nawet zgadzałem) spowodowała, że tam poszła moja para - czas i energia. Czyli finalnie moja decyzja
Dziś w odniesieniu do powyżej zacytowanego postu napiszę tyle:
Dawno temu przeczytałem na forum, że nie da się kłócić w pojedynkę.
Udało mi się wtedy nad tym pochylić i przyjąłem to. I zacząłem stosować.
Gdy ja nie daje się wciągać w kłótnie, nie daje się prowokować, PANUJĘ nad sobą, swoimi trudnymi emocjami, nie rozmawiam gdy trudne emocje powodują, że nie ma warunków do rozmowy - nie rozmawiam.
I wtedy to nie jest kłótnia.
Co najwyżej żona się kłóci.
Wiem, to trudne. Wiem, nosi i skręca aż.
Ale się da.
Ja się z żoną nie kłócę od 6 lat niemalże.
Gdy widzę, że zaczyna wrzeć, wycofuje się. Kilka razy nawet zaczęło kipieć, ale udało się nie wejść w kłótnie.
Czyli skoro mi się udaje, z moimi skłonnościami do racjoholizmu i uporem oraz temperamentem choleryka, to znaczy, że wykonalne.