Żona chce rozwodu po 13 latach.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Firekeeper » 07 sty 2022, 18:23

Zoltan pisze:
07 sty 2022, 16:04
Sprawa podobna jak u mnie. Też myślę że ktoś żonę wspiera, jest obok. Ona mówi że nie. Ja nawet w telefon zaglądałem, tylko co to da.... Z byle zaczepek kolegów w głowie stworzyłem sobie resztę, dopowiedziałem, dramat... Tylko się tym wszystkim dodatkowo załamałem, a ona co dalej szczęśliwa i koniec. Więc mam wniosek, wiem że to baaardzo ciężkie, ale nie wtrącać się co robi. Chyba że będzie to miało na mnie wpływ, lub tym bardziej na dzieci, znaczy szkodziło bezpośrednio w jakiś sposób. Wiem że ciężko jest to wszystko znieść, ale chyba nie mamy wpływu na drugą osobę. Przez to że nie było dobrze w naszej relacji, lub jakieś inne czynniki powodują że szuka... Straszna jest wizja osoby którą się daży uczuciem z kimś innym, pogodzić się też z tym nie mogę, ale nic się nie poradzi na te działanie. Można tylko wspierać jak potrzebuje i dbać o siebie i dzieci...
Niekoniecznie szukają romansu. Ja miałam dość męża, zwyczajnie dość, nie widziałam już szansy, nic się nie zmieniało na lepiej, było tylko gorzej. Nie czułam się kobietą. Czułam się stłamszona. Ja wychodziłam z kolegą na piwo w ogóle nie myślałam o nim w kategorii kochanek, romans. Mąż zemną nie wychodził potrzebowałam poczuć, że żyję. Mam wolność. Czułam się świetnie. Mój mąż to kompletnie olewał. Jeszcze potrafił mnie zawieść do restauracji, żebym wypiła sobie drinka. Nic się nie przejmował, znał kolegę. Mi było głupio, że mój mąż nic a nic nie jest zazdrosny. Takie wychodzenie szybko mi się znudziło. Mąż teraz po tylu latach mówi, że był głupi, że na to pozwolił 😉 Ale po czasie jak na to patrzę, gdyby mi zabraniał, wkurzał się, tym bardziej czułabym się jak w klatce. Nie usprawiedliwiam, piszę jak było u mnie. Także, nie ma co od razu zakładać romansu i żyć nim na co dzień. Lepiej ten czas przeznaczyć na znalezienie przyczyn niepowodzeń, popracować nad komunikacją. Atmosferą w domu. Ja jak widzę jak mąż zajmuje się dziećmi, zrobi mi kawę, pogada ze mną. Jest spokojny. Pracuje nad komunikacją. Czuję, że jest dobrze, że jeszcze wszytko się może ułożyć.

Micealo
Posty: 178
Rejestracja: 27 wrz 2021, 14:04
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Micealo » 07 sty 2022, 18:39

Zawsze albo prawie zawsze kobiety mają jakiś "doradzadzy" i to jest fakt. Albo koleżanki albo przyjaciółka, albo Kowalski.
Modlitwa, modlitwa modlitwa.
Ja chodziłem po ścianach, i dużo czasu upłynęło abym jakoś to wszystko w swojej głowie poukładał...

Zoltan
Posty: 199
Rejestracja: 24 gru 2021, 13:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Zoltan » 07 sty 2022, 19:06

Dziękuję Firekeeper i Micealo.
Troszkę otuchy nie zaszkodzi.
Apropo klatki coś takiego usłyszałem, że kontroluje, co robi, że chce być wolna... Rozumiem
Co do modlitwy zaczynam....

Rafal41
Posty: 63
Rejestracja: 22 gru 2021, 12:55
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Rafal41 » 10 sty 2022, 22:46

Czytam wszystko co piszecie, tylko każdego sytuacja jest inna. Moja żona powiedziała pod koniec października że nie chce być już ze mną. Chce rozwodu, nie kocha mnie. Od tego momentu staram się zmieniać to co mi wypomina cały czas. Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23. Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy. Do tego doszedł kolega z pracy. Raz mowi jedno raz co innego. Nie wiem w co wierzyć. Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć. Teraz usłyszałem że w weekend jedzie do koleżanki i będzie tam spać. Powiedzenia ok. ale ja też bym chciał czasem z nią gdzieś wyjść. Ona na to,że znowu zaczynam, że ona nie chce niczego ratować. Mamy małe dzieci u tak można sobie układać na nowo życie, mówiąc że ona mysli o dzieciach. Jeżeli piereszy raz wygarnęła mi wszystko to chyba po to by coś zmienić. A ona mowi że to koniec. Przecież od pierwszego dnia staram się zmieniać siebie. Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo. Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie. Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień. Gdy dzieci pójdą spać wtedy ma już swój świat. Jest mi strasznie ciężko. Nie czuję złości i żalu. Czuję pustkę. Kocham ją,kocham moje dzieci ale tu nie widać światełko w tunelu. Myślę że za plecami coś robi i wkrótce się niestety dowiem np że się wyprowadza z dziećmi. Lista Zerty może jest dobra ale czy skuteczna by odzyskać żonę? Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona. Najgorsze że w glowie mi siedzi kowalski. Nie mam pojęcia co tam jest naprawdę lub nie chcę przyjąć tego do świadomości. Wczoraj też wyszła do koleżanki i wróciła o 23. Mam to wszystko tolerować? Nie reagować, o nic nie pytać? To wszystko dąży do jednego. Do wyprowadzki, pozwu o rozwód. Co z tego jak nie zgodzę się na rozwód jak sąd i tak go orzeknie. Tylko będę przeciągał to w czasie.

Jelmutto
Posty: 35
Rejestracja: 27 wrz 2020, 17:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Jelmutto » 11 sty 2022, 0:12

Czytam Twój wątek i Twoja żona zachowuje się dokładnie tak jak moja w chwili przeskakiwania na nową gałąź... Boże, jakie to jest wszystko schematyczne. U mnie było kropka w kropkę to samo, na początku gadanie, że już mnie nie kocha, zaprzeczanie, że łączy ją coś z kolegą, oczywiście były to tylko kłamstwa bo łączyło ją wtedy całkiem sporo o czym oczywiście dowiedziałem się po czasie (uroki pracy w delegacji). Ona jest teraz zainteresowana kolegą a Ty schodzisz na drugi plan i tak to będzie aż do finału ich romansu (albo będzie z nim albo gdy im nie pyknie to skruszona wróci do Ciebie). Wytrwaj w tym ciężkim czasie chociaż łatwo nie będzie, nie dobieraj sobie do głowy całej winy bo dla chcącego każdy powód się znajdzie, ona będzie gadać o jakimś "kryzysie" żeby się usprawiedliwić a prawda jest taka, że wszystko można podpiąć pod to stwierdzenie, po tylu latach byle kłótnia czy gorszy okres i już można się zasłaniać "kryzysem" - bardzo to wygodne. Bądź silny, dla siebie i dla dzieciaków, bądź też wyrozumiały, nie staraj się jej zatrzymywać na siłę ani nie płaszcz się przed nią, miej swój honor bo gdyby sprawdził się najgorszy scenariusz to będziesz miał kaca związanego z swoim zachowaniem. Jeśli ona faktycznie chce z nim być to choćbyś na głowie stawał to nic to nie da. Daj jej luz, zacznij dbać o siebie, pokaż, że odnajdujesz się w sytuacji, nie rób dram w domu, módl się o siłę by to przetrwać i po prostu czekaj. Nic na siłę pamiętaj o tym. I nie chodź za nią i nie przepraszaj, to ona w tej chwili ma za co przepraszać bo znając życie pewnie zaczęła olewać dzieciaki i rodzina na tym cierpi(skąd ja to znam...). Powodzenia :)

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: sajmon123 » 11 sty 2022, 0:59

Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Czytam wszystko co piszecie, tylko każdego sytuacja jest inna. Moja żona powiedziała pod koniec października że nie chce być już ze mną. Chce rozwodu, nie kocha mnie. Od tego momentu staram się zmieniać to co mi wypomina cały czas. Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23. Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy. Do tego doszedł kolega z pracy. Raz mowi jedno raz co innego. Nie wiem w co wierzyć. Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć. Teraz usłyszałem że w weekend jedzie do koleżanki i będzie tam spać. Powiedzenia ok. ale ja też bym chciał czasem z nią gdzieś wyjść. Ona na to,że znowu zaczynam, że ona nie chce niczego ratować. Mamy małe dzieci u tak można sobie układać na nowo życie, mówiąc że ona mysli o dzieciach. Jeżeli piereszy raz wygarnęła mi wszystko to chyba po to by coś zmienić. A ona mowi że to koniec. Przecież od pierwszego dnia staram się zmieniać siebie. Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo. Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie. Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień. Gdy dzieci pójdą spać wtedy ma już swój świat. Jest mi strasznie ciężko. Nie czuję złości i żalu. Czuję pustkę. Kocham ją,kocham moje dzieci ale tu nie widać światełko w tunelu. Myślę że za plecami coś robi i wkrótce się niestety dowiem np że się wyprowadza z dziećmi. Lista Zerty może jest dobra ale czy skuteczna by odzyskać żonę? Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona. Najgorsze że w glowie mi siedzi kowalski. Nie mam pojęcia co tam jest naprawdę lub nie chcę przyjąć tego do świadomości. Wczoraj też wyszła do koleżanki i wróciła o 23. Mam to wszystko tolerować? Nie reagować, o nic nie pytać? To wszystko dąży do jednego. Do wyprowadzki, pozwu o rozwód. Co z tego jak nie zgodzę się na rozwód jak sąd i tak go orzeknie. Tylko będę przeciągał to w czasie.
Niestety Cię rozczaruję... Oczywiście masz rację, iż każdego sytuacja jest inna, ale schematy, tłumaczenia małżonków są takie same. Kolega z pracy nie jest tylko kolegą (moje zdanie z tego co piszesz). Być może się mylę i życzę Ci tego by tak nie było. Boisz się, że wyprowadzi się z dziećmi? A robisz coś w kierunku by temu zapobiec? Pismo do sądu o zabezpieczenie dzieci przy Tobie. Do tego zbieraj dowody, że żona wychodzi gdy dzieci pójdą spać. Trudne? Oczywiście. Jesteś z tych facetów jak ja którzy nie chcą atakować żony. Jednak czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Żona nie będzie miała skrupułów.

Tylko nie skup się by był to jedyny cel. Celem powinno być uzdrowienie małżeństwa. To o czym myślimy staje się rzeczywistością. Dlatego módl się, oddawaj Bogu. Pracuj nad sobą. Nie dla żony. Nie po to by widziała. Pracuj dla siebie.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Pavel » 11 sty 2022, 10:46

Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Czytam wszystko co piszecie, tylko każdego sytuacja jest inna. Moja żona powiedziała pod koniec października że nie chce być już ze mną. Chce rozwodu, nie kocha mnie. Od tego momentu staram się zmieniać to co mi wypomina cały czas. Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23. Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy. Do tego doszedł kolega z pracy. Raz mowi jedno raz co innego. Nie wiem w co wierzyć. Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć. Teraz usłyszałem że w weekend jedzie do koleżanki i będzie tam spać. Powiedzenia ok. ale ja też bym chciał czasem z nią gdzieś wyjść. Ona na to,że znowu zaczynam, że ona nie chce niczego ratować. Mamy małe dzieci u tak można sobie układać na nowo życie, mówiąc że ona mysli o dzieciach. Jeżeli piereszy raz wygarnęła mi wszystko to chyba po to by coś zmienić. A ona mowi że to koniec. Przecież od pierwszego dnia staram się zmieniać siebie. Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo. Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie. Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień. Gdy dzieci pójdą spać wtedy ma już swój świat. Jest mi strasznie ciężko. Nie czuję złości i żalu. Czuję pustkę. Kocham ją,kocham moje dzieci ale tu nie widać światełko w tunelu. Myślę że za plecami coś robi i wkrótce się niestety dowiem np że się wyprowadza z dziećmi. Lista Zerty może jest dobra ale czy skuteczna by odzyskać żonę? Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona. Najgorsze że w glowie mi siedzi kowalski. Nie mam pojęcia co tam jest naprawdę lub nie chcę przyjąć tego do świadomości. Wczoraj też wyszła do koleżanki i wróciła o 23. Mam to wszystko tolerować? Nie reagować, o nic nie pytać? To wszystko dąży do jednego. Do wyprowadzki, pozwu o rozwód. Co z tego jak nie zgodzę się na rozwód jak sąd i tak go orzeknie. Tylko będę przeciągał to w czasie.
Jasne, każdy kryzys jest inny.
Natomiast to co opisujesz to jednak właśnie typowe zachowania i teksty.
Ba, twoje zachowanie i myślenie również jest dość schematyczne i typowe.

I owszem, możesz się w tym pławić, użalać nad swym losem i pogrążać w maraźmie.
Możesz udowadniać żonie co tam tylko zechcesz, przekonywać ją i podawać mądre i logiczne argumenty.
Też to robiłem. Skuteczność na poziomie szansy wygrania głównej nagrody w totka.

Gdy po wyczerpaniu wszelkich możliwości działania po swojemu dotarło w końcu do mnie, że to głupie, bezcelowe i nieefektywne działanie przestałem skupiać się na tym co robi żona i zająłem wreszcie solidnie samym sobą.
Bez złapania emocjonalnego pionu, uporządkowania siebie, nabycia wiedzy i tak można się tylko kręcić w kółko.
A miałem dużo do zrobienia z samym sobą.
Wnioskując po twoim opisie małżeństwa i ciebie - też masz co robić.

Użalanie się nad sobą i sytuacją jest mi znajome, to chyba naturalny etap. Im wcześniej jednak go zakończysz, tym lepiej dla ciebie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Zwyklaosoba » 11 sty 2022, 15:33

Pavel pisze:
11 sty 2022, 10:46
Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Czytam wszystko co piszecie, tylko każdego sytuacja jest inna. Moja żona powiedziała pod koniec października że nie chce być już ze mną. Chce rozwodu, nie kocha mnie. Od tego momentu staram się zmieniać to co mi wypomina cały czas. Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23. Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy. Do tego doszedł kolega z pracy. Raz mowi jedno raz co innego. Nie wiem w co wierzyć. Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć. Teraz usłyszałem że w weekend jedzie do koleżanki i będzie tam spać. Powiedzenia ok. ale ja też bym chciał czasem z nią gdzieś wyjść. Ona na to,że znowu zaczynam, że ona nie chce niczego ratować. Mamy małe dzieci u tak można sobie układać na nowo życie, mówiąc że ona mysli o dzieciach. Jeżeli piereszy raz wygarnęła mi wszystko to chyba po to by coś zmienić. A ona mowi że to koniec. Przecież od pierwszego dnia staram się zmieniać siebie. Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo. Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie. Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień. Gdy dzieci pójdą spać wtedy ma już swój świat. Jest mi strasznie ciężko. Nie czuję złości i żalu. Czuję pustkę. Kocham ją,kocham moje dzieci ale tu nie widać światełko w tunelu. Myślę że za plecami coś robi i wkrótce się niestety dowiem np że się wyprowadza z dziećmi. Lista Zerty może jest dobra ale czy skuteczna by odzyskać żonę? Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona. Najgorsze że w glowie mi siedzi kowalski. Nie mam pojęcia co tam jest naprawdę lub nie chcę przyjąć tego do świadomości. Wczoraj też wyszła do koleżanki i wróciła o 23. Mam to wszystko tolerować? Nie reagować, o nic nie pytać? To wszystko dąży do jednego. Do wyprowadzki, pozwu o rozwód. Co z tego jak nie zgodzę się na rozwód jak sąd i tak go orzeknie. Tylko będę przeciągał to w czasie.
Jasne, każdy kryzys jest inny.
Natomiast to co opisujesz to jednak właśnie typowe zachowania i teksty.
Ba, twoje zachowanie i myślenie również jest dość schematyczne i typowe.

I owszem, możesz się w tym pławić, użalać nad swym losem i pogrążać w maraźmie.
Możesz udowadniać żonie co tam tylko zechcesz, przekonywać ją i podawać mądre i logiczne argumenty.
Też to robiłem. Skuteczność na poziomie szansy wygrania głównej nagrody w totka.

Gdy po wyczerpaniu wszelkich możliwości działania po swojemu dotarło w końcu do mnie, że to głupie, bezcelowe i nieefektywne działanie przestałem skupiać się na tym co robi żona i zająłem wreszcie solidnie samym sobą.
Bez złapania emocjonalnego pionu, uporządkowania siebie, nabycia wiedzy i tak można się tylko kręcić w kółko.
A miałem dużo do zrobienia z samym sobą.
Wnioskując po twoim opisie małżeństwa i ciebie - też masz co robić.

Użalanie się nad sobą i sytuacją jest mi znajome, to chyba naturalny etap. Im wcześniej jednak go zakończysz, tym lepiej dla ciebie.
Dla pocieszenia, taki moment kiedy w końcu masz dość użalania przychodzi nawet u najbardziej opornych :D
Po prostu to męczy od środka ,im wcześniej to przyjdzie tym lepiej ;) Żyj dla siebie !

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Firekeeper » 11 sty 2022, 17:09

Zwyklaosoba pisze:
11 sty 2022, 15:33
Pavel pisze:
11 sty 2022, 10:46
Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Czytam wszystko co piszecie, tylko każdego sytuacja jest inna. Moja żona powiedziała pod koniec października że nie chce być już ze mną. Chce rozwodu, nie kocha mnie. Od tego momentu staram się zmieniać to co mi wypomina cały czas. Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23. Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy. Do tego doszedł kolega z pracy. Raz mowi jedno raz co innego. Nie wiem w co wierzyć. Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć. Teraz usłyszałem że w weekend jedzie do koleżanki i będzie tam spać. Powiedzenia ok. ale ja też bym chciał czasem z nią gdzieś wyjść. Ona na to,że znowu zaczynam, że ona nie chce niczego ratować. Mamy małe dzieci u tak można sobie układać na nowo życie, mówiąc że ona mysli o dzieciach. Jeżeli piereszy raz wygarnęła mi wszystko to chyba po to by coś zmienić. A ona mowi że to koniec. Przecież od pierwszego dnia staram się zmieniać siebie. Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo. Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie. Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień. Gdy dzieci pójdą spać wtedy ma już swój świat. Jest mi strasznie ciężko. Nie czuję złości i żalu. Czuję pustkę. Kocham ją,kocham moje dzieci ale tu nie widać światełko w tunelu. Myślę że za plecami coś robi i wkrótce się niestety dowiem np że się wyprowadza z dziećmi. Lista Zerty może jest dobra ale czy skuteczna by odzyskać żonę? Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona. Najgorsze że w glowie mi siedzi kowalski. Nie mam pojęcia co tam jest naprawdę lub nie chcę przyjąć tego do świadomości. Wczoraj też wyszła do koleżanki i wróciła o 23. Mam to wszystko tolerować? Nie reagować, o nic nie pytać? To wszystko dąży do jednego. Do wyprowadzki, pozwu o rozwód. Co z tego jak nie zgodzę się na rozwód jak sąd i tak go orzeknie. Tylko będę przeciągał to w czasie.
Jasne, każdy kryzys jest inny.
Natomiast to co opisujesz to jednak właśnie typowe zachowania i teksty.
Ba, twoje zachowanie i myślenie również jest dość schematyczne i typowe.

I owszem, możesz się w tym pławić, użalać nad swym losem i pogrążać w maraźmie.
Możesz udowadniać żonie co tam tylko zechcesz, przekonywać ją i podawać mądre i logiczne argumenty.
Też to robiłem. Skuteczność na poziomie szansy wygrania głównej nagrody w totka.

Gdy po wyczerpaniu wszelkich możliwości działania po swojemu dotarło w końcu do mnie, że to głupie, bezcelowe i nieefektywne działanie przestałem skupiać się na tym co robi żona i zająłem wreszcie solidnie samym sobą.
Bez złapania emocjonalnego pionu, uporządkowania siebie, nabycia wiedzy i tak można się tylko kręcić w kółko.
A miałem dużo do zrobienia z samym sobą.
Wnioskując po twoim opisie małżeństwa i ciebie - też masz co robić.

Użalanie się nad sobą i sytuacją jest mi znajome, to chyba naturalny etap. Im wcześniej jednak go zakończysz, tym lepiej dla ciebie.
Dla pocieszenia, taki moment kiedy w końcu masz dość użalania przychodzi nawet u najbardziej opornych :D
Po prostu to męczy od środka ,im wcześniej to przyjdzie tym lepiej ;) Żyj dla siebie !
Właśnie to teraz robi żona Rafała. Żyje dla siebie. Zajęła się sobą. Bo może skoro wybuchła ten jeden raz to już przyszedł moment, że miała dość użalania się nad sobą w ciszy. Bo Rafał pisał, że nic nie mówiła wcześniej, żyła dla wszystkich, nie czuła szacunku, a nawet wystąpiły agresywne zachowania ze strony Rafała. Też zajęła się sobą, też ma dość. Tylko dodatkowo tu większość jeszcze pisze o prawdopodobnym Kowalskim żony. Jakby to był cały problem tego małżeństwa. Problemy były wcześniej przez kilka lat. Moim zdaniem nie ma sensu szukać dowodów na to czy ten kolega jest kochankiem czy nie. Nie ma sensu sprawdzać jej telefon i ją kontrolować i nie ma sensu jej namawiać żeby rozwodu nie było. Wysłała Rafałowi i informacje o toksycznym związku. Więc pewnie tak widzi to małżeństwo. Co byście jej doradzili gdyby przyszła tu się żalić, że mąż ją nie szanuje, wszytko było na jej głowie i mąż jest agresywny? Zapewne to samo co teraz robi, żeby zajęła się sobą. Myślę, że oboje są w takim stanie, że mają dość i każdy powinien zająć się sobą samym. Tym co było nie tak. Co doprowadziło do tego kryzysu a nie tym co sugeruje Sajmon (pogrubione)
sajmon123 pisze:
11 sty 2022, 0:59

Niestety Cię rozczaruję... Oczywiście masz rację, iż każdego sytuacja jest inna, ale schematy, tłumaczenia małżonków są takie same. Kolega z pracy nie jest tylko kolegą (moje zdanie z tego co piszesz). Być może się mylę i życzę Ci tego by tak nie było. Boisz się, że wyprowadzi się z dziećmi? A robisz coś w kierunku by temu zapobiec? Pismo do sądu o zabezpieczenie dzieci przy Tobie. Do tego zbieraj dowody, że żona wychodzi gdy dzieci pójdą spać. Trudne? Oczywiście. Jesteś z tych facetów jak ja którzy nie chcą atakować żony. Jednak czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Żona nie będzie miała skrupułów.

Tylko nie skup się by był to jedyny cel. Celem powinno być uzdrowienie małżeństwa. To o czym myślimy staje się rzeczywistością. Dlatego módl się, oddawaj Bogu. Pracuj nad sobą. Nie dla żony. Nie po to by widziała. Pracuj dla siebie.
Ja gromadziłam dowody na winę męża, żeby go zniszczyć totalnie w sądzie jak przyjdzie mu do głowy rozwodzić się ze mną albo ja w końcu wystąpię o rozwód. Kontrolowałam na każdy kroku. Zbierałam informacje. Potworne uczucie. Uwieszenie, podejrzliwość, złość. Nie mogłam spać bo, czekałam aż napisze do koleżanki, a ja zrobię screeny. Zniszczenie tych dowodów po kilku latach dało mi ulgę. Ale można i tak. Skoro Rafał ma pewność na romans żony i że cały ten kryzys to jest dlatego, że żona w pracy ma kolegę to ok. Może ją śledzić, zamknąć drzwi przed nosem i nie wypuścić i w ogóle założyć podsłuch w telefonie. Skoro ma zbierać dowody na winę żony. ( Ironia z irytacją)
Tylko nie skup się by był to jedyny cel. Celem powinno być uzdrowienie małżeństwa. To o czym myślimy staje się rzeczywistością. Dlatego módl się, oddawaj Bogu. Pracuj nad sobą. Nie dla żony. Nie po to by widziała. Pracuj dla siebie.
Otóż to.
Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy.
Może ona nie chce już przeprosin, a zrozumienia? Mój mąż też przepraszał i co z tego, jak za chwilę robił to samo. Ja chciałam zrozumienia, że jest mi ciężko, że mam dość, że chcę spokoju. Chce poczuć, że żyję.
Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23.
No przecież zajęła się w końcu sobą. Ja robię to samo. Czy to problem teraz dla Ciebie? Nie możesz położyć dzieci spać?
Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć.
A Tobie może się zwierzyć? Czy się boi zwierzyć?
Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo.
Też bym się zezłościła. Dlatego, że być może z jej punktu widzenia dalej nie okazujesz jej zrozumienia? Nie chce na ten moment ratować, nie wierzy w to, że się coś zmieni.
Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie.
No to chyba dobrze, że jeszcze nie złożyła? Dobrze, że mieszkacie w jednym domu.
Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień.
To bardzo dobrze. Mój mąż w ogóle nie mówił co było w pracy ani nie pytał mnie jak minął dzień. Myślę, że warto podtrzymywać dobrą rozmowę z żoną jak wraca i opowiada.
Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona.
Ja też widzę zmiany w mężu ale jestem niewzruszona, a wiesz dlaczego? Bo obawiam się, że są chwilowe i poczuję się zawiedziona. Staram się go doceniać częściej.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Pavel » 11 sty 2022, 22:30

Firekeeper pisze:
11 sty 2022, 17:09
Zwyklaosoba pisze:
11 sty 2022, 15:33
Pavel pisze:
11 sty 2022, 10:46


Jasne, każdy kryzys jest inny.
Natomiast to co opisujesz to jednak właśnie typowe zachowania i teksty.
Ba, twoje zachowanie i myślenie również jest dość schematyczne i typowe.

I owszem, możesz się w tym pławić, użalać nad swym losem i pogrążać w maraźmie.
Możesz udowadniać żonie co tam tylko zechcesz, przekonywać ją i podawać mądre i logiczne argumenty.
Też to robiłem. Skuteczność na poziomie szansy wygrania głównej nagrody w totka.

Gdy po wyczerpaniu wszelkich możliwości działania po swojemu dotarło w końcu do mnie, że to głupie, bezcelowe i nieefektywne działanie przestałem skupiać się na tym co robi żona i zająłem wreszcie solidnie samym sobą.
Bez złapania emocjonalnego pionu, uporządkowania siebie, nabycia wiedzy i tak można się tylko kręcić w kółko.
A miałem dużo do zrobienia z samym sobą.
Wnioskując po twoim opisie małżeństwa i ciebie - też masz co robić.

Użalanie się nad sobą i sytuacją jest mi znajome, to chyba naturalny etap. Im wcześniej jednak go zakończysz, tym lepiej dla ciebie.
Dla pocieszenia, taki moment kiedy w końcu masz dość użalania przychodzi nawet u najbardziej opornych :D
Po prostu to męczy od środka ,im wcześniej to przyjdzie tym lepiej ;) Żyj dla siebie !
Właśnie to teraz robi żona Rafała. Żyje dla siebie. Zajęła się sobą. Bo może skoro wybuchła ten jeden raz to już przyszedł moment, że miała dość użalania się nad sobą w ciszy. Bo Rafał pisał, że nic nie mówiła wcześniej, żyła dla wszystkich, nie czuła szacunku, a nawet wystąpiły agresywne zachowania ze strony Rafała. Też zajęła się sobą, też ma dość. Tylko dodatkowo tu większość jeszcze pisze o prawdopodobnym Kowalskim żony. Jakby to był cały problem tego małżeństwa. Problemy były wcześniej przez kilka lat. Moim zdaniem nie ma sensu szukać dowodów na to czy ten kolega jest kochankiem czy nie. Nie ma sensu sprawdzać jej telefon i ją kontrolować i nie ma sensu jej namawiać żeby rozwodu nie było. Wysłała Rafałowi i informacje o toksycznym związku. Więc pewnie tak widzi to małżeństwo. Co byście jej doradzili gdyby przyszła tu się żalić, że mąż ją nie szanuje, wszytko było na jej głowie i mąż jest agresywny? Zapewne to samo co teraz robi, żeby zajęła się sobą. Myślę, że oboje są w takim stanie, że mają dość i każdy powinien zająć się sobą samym. Tym co było nie tak. Co doprowadziło do tego kryzysu a nie tym co sugeruje Sajmon (pogrubione)
sajmon123 pisze:
11 sty 2022, 0:59

Niestety Cię rozczaruję... Oczywiście masz rację, iż każdego sytuacja jest inna, ale schematy, tłumaczenia małżonków są takie same. Kolega z pracy nie jest tylko kolegą (moje zdanie z tego co piszesz). Być może się mylę i życzę Ci tego by tak nie było. Boisz się, że wyprowadzi się z dziećmi? A robisz coś w kierunku by temu zapobiec? Pismo do sądu o zabezpieczenie dzieci przy Tobie. Do tego zbieraj dowody, że żona wychodzi gdy dzieci pójdą spać. Trudne? Oczywiście. Jesteś z tych facetów jak ja którzy nie chcą atakować żony. Jednak czasem trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Żona nie będzie miała skrupułów.

Tylko nie skup się by był to jedyny cel. Celem powinno być uzdrowienie małżeństwa. To o czym myślimy staje się rzeczywistością. Dlatego módl się, oddawaj Bogu. Pracuj nad sobą. Nie dla żony. Nie po to by widziała. Pracuj dla siebie.
Ja gromadziłam dowody na winę męża, żeby go zniszczyć totalnie w sądzie jak przyjdzie mu do głowy rozwodzić się ze mną albo ja w końcu wystąpię o rozwód. Kontrolowałam na każdy kroku. Zbierałam informacje. Potworne uczucie. Uwieszenie, podejrzliwość, złość. Nie mogłam spać bo, czekałam aż napisze do koleżanki, a ja zrobię screeny. Zniszczenie tych dowodów po kilku latach dało mi ulgę. Ale można i tak. Skoro Rafał ma pewność na romans żony i że cały ten kryzys to jest dlatego, że żona w pracy ma kolegę to ok. Może ją śledzić, zamknąć drzwi przed nosem i nie wypuścić i w ogóle założyć podsłuch w telefonie. Skoro ma zbierać dowody na winę żony. ( Ironia z irytacją)
Tylko nie skup się by był to jedyny cel. Celem powinno być uzdrowienie małżeństwa. To o czym myślimy staje się rzeczywistością. Dlatego módl się, oddawaj Bogu. Pracuj nad sobą. Nie dla żony. Nie po to by widziała. Pracuj dla siebie.
Otóż to.
Rafal41 pisze:
10 sty 2022, 22:46
Stale słyszę że nie zmieni zdania,że mnie nie kocha,że ja zraniłem. Stale powtarzam wiem,przepraszam chcę to wszystko naprawić i wiem że potrzebujesz czasu na zagojenie tych ran. Wtedy słyszę że ona zdania nie zmieni nigdy.
Może ona nie chce już przeprosin, a zrozumienia? Mój mąż też przepraszał i co z tego, jak za chwilę robił to samo. Ja chciałam zrozumienia, że jest mi ciężko, że mam dość, że chcę spokoju. Chce poczuć, że żyję.
Teraz ja kończę wcześniej pracę, odbieram dzieci,robię obiad. To teraz żona wraca później z pracy. Żona czesto wychodzi gdy dzieci trzeba położyć spać lub już śpią. Mówi przecież śpią to mogę wyjść. Wraca po 23.
No przecież zajęła się w końcu sobą. Ja robię to samo. Czy to problem teraz dla Ciebie? Nie możesz położyć dzieci spać?
Ostatnia wersja że to przyjaciel któremu może się zwierzyć.
A Tobie może się zwierzyć? Czy się boi zwierzyć?
Tylko się złości gdy mówię że nie zgadzam się na rozwód bo ją kocham i chcę ratować nasze małżeństwo.
Też bym się zezłościła. Dlatego, że być może z jej punktu widzenia dalej nie okazujesz jej zrozumienia? Nie chce na ten moment ratować, nie wierzy w to, że się coś zmieni.
Mamy 10 styczeń a nadal nie złożyła wniosku, mimo że mieszkamy za granicą może to zrobić w Polsce ktoś inny. Może również tutaj złożyć dostanie w ciągu kilku tygodni rozwód (bardziej kosztowny niż w Polsce) Nadal mamy wspólne pieniądze, wspólne zakupy, wspólne gotowanie. Mieszkamy w jednym domu. Tylko co to za życie.
No to chyba dobrze, że jeszcze nie złożyła? Dobrze, że mieszkacie w jednym domu.
Przychodzi z pracy sama opowiada jak minął jej dzień.
To bardzo dobrze. Mój mąż w ogóle nie mówił co było w pracy ani nie pytał mnie jak minął dzień. Myślę, że warto podtrzymywać dobrą rozmowę z żoną jak wraca i opowiada.
Wierzę że widzi zmiany we mnie ale pozostaje niewzruszona.
Ja też widzę zmiany w mężu ale jestem niewzruszona, a wiesz dlaczego? Bo obawiam się, że są chwilowe i poczuję się zawiedziona. Staram się go doceniać częściej.
Firekeeper,
Żona i matka w normalnych warunkach z dnia na dzień nie postanawia wypisać się ze swoich ról. Opis Rafała41 jest wystarczająco sugestywny, by zorientować się, że chodzi o osobę trzecią. Stąd te wszystkie nienormatywne zachowania.
Kowalski nie jest całym problemem małżeństwa. Jest efektem kryzysu i sposobu reagowania na niego przez żonę.
Nie jest kluczowy, ale na tyle istotny, że do czasu aż nie zniknie z horyzontu, nie ma za bardzo mowy o naprawianiu czegokolwiek. Kluczowa jest decyzja żony, a bazą do niej warto by była praca nad sobą Rafała41.
Oczywiście żona ma do przepracowania swój udział w kryzysie. Rafał41 sam do kryzysu nie doprowadził.

Co bym jej doradził gdyby tu przyszła? Zajęcie się sobą.
Tylko w moim słowniku zajęcie się sobą oznacza coś mocno innego niż opisujesz.
To praca nad sobą, nie kowalski.
To zrobienie analizy (a później rozpoczęcie procesu naprawczego) siebie i małżeństwa, a nie tylko wytykanie co zepsuł współmałżonek i jaki jest beznadziejny.
To dbanie o rodzinę, dzieci, a nie szlajanie się po nocy.
To nauka, nabywanie wiedzy i umiejętności, a nie szukanie przyjemności i realizacja „po trupach” utopijnych wizji szczęścia.

Co do gromadzenia dowodów, to się częściowo z tobą zgadzam.
Ja coś tam zgromadziłem, i nie żałuję. Miałbym jak się bronić. W trakcie procesów jak pokazuje doświadczenie forumowiczów, druga strona i jej pełnomocnicy bywają bezwzględni.
Można i wg mnie warto zakładać najbardziej pesymistyczne warianty i być przygotowanym.

Natomiast na ile to możliwe, najlepiej w procesie gromadzenia tych dowodów nie uczestniczyć. To zostawia ślad, niełatwo to uleczyć. Jeśli ktoś nie ma problemów z pamięcią - teudno to zapomnieć.
Na pewno nie zachęcam do kontrolowania i zdobywania dowodów w niemoralny sposób.

Wszyscy przepraszamy i robimy dalej to samo. Wszyscy.
Dowód? Spowiedź i grzechy z których się spowiadamy. Przepraszamy, obiecujemy poprawę i w kółko to samo. Łatwo oceniać innych. Ale zarówno mnie, ciebie Firekeeper i żonę Rafała41 ten problem dotyczy tak samo jak Rafała41 i twego męża.
Może warto zacząć wymagać od innych wtedy gdy sami nie mamy takiego problemu? Gdy swoją postawą pokażemy, że się da, że potrafimy?
Warto dawać choć część tego czego samemu się oczekuje.

Firekeeper, byłaś kiedyś fizycznie zdradzana? Twój mąż wychodził do kowalskiej wieczorem i wracał w nocy? Jeśli nie, to nie rozumiesz wg mnie co czuje w takiej sytuacji osoba zdradzana. Nie nazywałabyś tego czymś normalnym i nie kwitowałabyś, że to nie problem - że ojciec może zająć się dziećmi. Postaw się, choć w wyobraźni, w takiej sytuacji.
Przeżyłem to, zaręczam że nie było to doświadczenie którego bym komukolwiek życzył.

Zauważ jaki masz problem z wirtualnymi zdradami. Nie umniejszam ich i nie bagatelizuję, ale zaręczam, że jednak zestawianie ich z realnymi i fizycznymi to jednak inny kaliber.
Przynajmniej dla ludzi starej daty jak ja ;)

Co do reszty, do której Się nie odnoszę, to generalnie i wg mnie przynajmniej w tym coś
Nad czym warto się pochylić jest.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Firekeeper » 12 sty 2022, 9:39

Pavel pisze:
11 sty 2022, 22:30

Firekeeper,
Żona i matka w normalnych warunkach z dnia na dzień nie postanawia wypisać się ze swoich ról. Opis Rafała41 jest wystarczająco sugestywny, by zorientować się, że chodzi o osobę trzecią. Stąd te wszystkie nienormatywne zachowania.
Kowalski nie jest całym problemem małżeństwa. Jest efektem kryzysu i sposobu reagowania na niego przez żonę.
Żona i matka potrafi z dnia na dzień wypisać się ze swoich ról. I tu raczej nie ma normalnych warunków. Ja nie zakładam, że żona Rafała ma kochanka. Nie jest to potwierdzone. Ja też wychodziłam i miałam kolegę i jakoś romansu z nim nie miałam choć inni mogli mnie o to podejrzewać. Wątpię też, że kobieta za granicą z dwójką dzieci znalazłaby kochanka od niej młodszego i traktowała to poważnie. Ale różnie bywa. Jeśli nawet jest romans to jest to efekt kryzysu. Więc nie warto skupiać się nad tym czy kochanek jest czy nie. Tylko skupić na sobie samym. Zająć się sobą. Swoim rozwojem. Zona też w tym momencie postawiła na siebie. Też szuka.

Nie jest kluczowy, ale na tyle istotny, że do czasu aż nie zniknie z horyzontu, nie ma za bardzo mowy o naprawianiu czegokolwiek. Kluczowa jest decyzja żony, a bazą do niej warto by była praca nad sobą Rafała41.
Oczywiście żona ma do przepracowania swój udział w kryzysie. Rafał41 sam do kryzysu nie doprowadził.
Niezależnie czy kochanek jest czy nie. Relacje i komunikację między sobą zawsze warto utrzymywać na poziomie i dbać o wzajemne dobre stosunki. Oskarżanie się wzajemne. Doszukiwanie. Wkurzanie. Namawianie. Manipulowanie i kontrolowanie. Przekonywanie nic nie da. Naprawić można siebie. Ale żeby do tego dojść, że trzeba zacząć od siebie jest jeszcze daleka droga i bardzo trudna.
Co bym jej doradził gdyby tu przyszła? Zajęcie się sobą.
Tylko w moim słowniku zajęcie się sobą oznacza coś mocno innego niż opisujesz.
To praca nad sobą, nie kowalski.
To zrobienie analizy (a później rozpoczęcie procesu naprawczego) siebie i małżeństwa, a nie tylko wytykanie co zepsuł współmałżonek i jaki jest beznadziejny.
To dbanie o rodzinę, dzieci, a nie szlajanie się po nocy.
To nauka, nabywanie wiedzy i umiejętności, a nie szukanie przyjemności i realizacja „po trupach” utopijnych wizji szczęścia.
Ja patrzę na to inaczej. Do tej pory była w domu. Siedziała cicho i zajmowała się dziećmi. Mąż wychodził i wszytko było na jej głowie. Więc dla niej w tym momencie wychodzenie i szlajanie się po nocach może być formą ucieczki od tego co miała do tej pory. To Pavel brzmi jakby kobieta jedyne do czego miała prawo to do zajmowania się dziećmi i jeszcze pracą nad sobą i analizowaniem. A wyjście nawet do koleżanki to już szlajanie. Nie podoba mi się to. Kobiety też potrzebują wyjść. Nabrać dystansu. Wyszła do pracy poczuła, że żyje. Czas na refleksję przyjdzie później. I absolutnie nie popieram zdradzania. Ja dalej zakładam, że zdrady nie ma. Przynajmniej potwierdzonej. A nawet jeśli zdradza. To i tak Rafał ma do przepracowania dużo, a na żonę przyjdzie czas. Nikt jej nie zmusi do naprawiania małżeństwa, które ona uważa za stracone.

Wszyscy przepraszamy i robimy dalej to samo. Wszyscy.
Dowód? Spowiedź i grzechy z których się spowiadamy. Przepraszamy, obiecujemy poprawę i w kółko to samo. Łatwo oceniać innych. Ale zarówno mnie, ciebie Firekeeper i żonę Rafała41 ten problem dotyczy tak samo jak Rafała41 i twego męża.
Może warto zacząć wymagać od innych wtedy gdy sami nie mamy takiego problemu? Gdy swoją postawą pokażemy, że się da, że potrafimy?
Warto dawać choć część tego czego samemu się oczekuje.
Warto dawać od siebie bez oczekiwania, że druga osoba nam się odwdzięczy lub zrewanżuje. Druga osoba nie jest od spełniania naszych oczekiwań.
Firekeeper, byłaś kiedyś fizycznie zdradzana? Twój mąż wychodził do kowalskiej wieczorem i wracał w nocy? Jeśli nie, to nie rozumiesz wg mnie co czuje w takiej sytuacji osoba zdradzana. Nie nazywałabyś tego czymś normalnym i nie kwitowałabyś, że to nie problem - że ojciec może zająć się dziećmi. Postaw się, choć w wyobraźni, w takiej sytuacji.
Przeżyłem to, zaręczam że nie było to doświadczenie którego bym komukolwiek życzył.
Nie mam pewności czy byłam zdradzana fizycznie. Wierzę, że nie. Ale to o czym piszesz przeżyłam. Kiedy studiowałam i wyjeżdżałam w tym czasie mój jeszcze narzeczony spędzał czas ze swoją byłą. Ona zaszła w ciążę. 9 miesięcy czekałam na poród żeby zobaczyć jej dziecko i mieć pewność, że nie jest owocem zdrady. Pracowałam w tej samej firmie co mąż. Na jednej ze zmian odebrałam telefon od koleżanki, która mnie poinformowała, że mój mąż właśnie mnie zdradza na oczach firmy. Musiałam zrezygnować z pracy. A mąż jeździł na wszystkie imprezy firmowe i się świetnie bawił. Wiem co się czuje. Wiem jakie to jest destrukcyjne. Pavel ja straciłam dziecko ze stresu. Nie muszę sobie tego wyobrażać. Nic Rafał nie jest w stanie z tym zrobić. Ani groźbą ani prośbą nie zatrzyma żony siłą przy sobie. Jeśli będzie ją kontrolował, zabraniał, pouczał to jaki będzie tego skutek? Najważniejsze jest opanowanie trudne bardzo trudne ale tylko spokój może to jeszcze uratować.
Zauważ jaki masz problem z wirtualnymi zdradami. Nie umniejszam ich i nie bagatelizuję, ale zaręczam, że jednak zestawianie ich z realnymi i fizycznymi to jednak inny kaliber.
Przynajmniej dla ludzi starej daty jak ja ;)
Ja czasami wolałabym, żeby zdradził mnie raz a porządnie fizycznie, a darował sobie zdrady emocjonalne przez tyle lat. 😉 Po za tym, czy zdradzi tak czy siak, czy kryzys jest z innego powodu. Najważniejsze jest nie zatracić w tym wszystkim siebie.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Pavel » 12 sty 2022, 13:43

Firekeeper pisze:
12 sty 2022, 9:39
Pavel pisze:
11 sty 2022, 22:30

Firekeeper,
Żona i matka w normalnych warunkach z dnia na dzień nie postanawia wypisać się ze swoich ról. Opis Rafała41 jest wystarczająco sugestywny, by zorientować się, że chodzi o osobę trzecią. Stąd te wszystkie nienormatywne zachowania.
Kowalski nie jest całym problemem małżeństwa. Jest efektem kryzysu i sposobu reagowania na niego przez żonę.
Żona i matka potrafi z dnia na dzień wypisać się ze swoich ról. I tu raczej nie ma normalnych warunków. Ja nie zakładam, że żona Rafała ma kochanka. Nie jest to potwierdzone. Ja też wychodziłam i miałam kolegę i jakoś romansu z nim nie miałam choć inni mogli mnie o to podejrzewać. Wątpię też, że kobieta za granicą z dwójką dzieci znalazłaby kochanka od niej młodszego i traktowała to poważnie. Ale różnie bywa. Jeśli nawet jest romans to jest to efekt kryzysu. Więc nie warto skupiać się nad tym czy kochanek jest czy nie. Tylko skupić na sobie samym. Zająć się sobą. Swoim rozwojem. Zona też w tym momencie postawiła na siebie. Też szuka.
To, że potrafi, wiem z autopsji. To zrobiła i moja żona.
Ja też nie zakładałem i do dwóch lat po powrocie żony nie miałem potwierdzenia. Są jednak pewne symptomatyczne teksty i zachowania o zaanagażowaniu w inną relację świadczące.
My mieszkaliśmy, wciąż mieszkamy za granicą. Dzieci było dwoje, kowalski był młodszy i wbrew elementarnej logice traktowała go poważnie. Na moje szczęście on jej nie.
To czy jest kowalski czy nie jest istotne o tyle, że w rozważnym działaniu okoliczność taka tworzy niemałą różnicę.
Staranie się o żonę gdy jest kowalski nie ma za bardzo racji bytu. Gdy nie ma - jest sens podejmować pewne działania.
Zgadzam się natomiast z tym, że priorytetem dla Rafała warto by była koncentracja na sobie.
W takim znaczeniu: nawrócenie (czyli zmiana myślenia), wytężona praca nad sobą.
Firekeeper pisze:
Nie jest kluczowy, ale na tyle istotny, że do czasu aż nie zniknie z horyzontu, nie ma za bardzo mowy o naprawianiu czegokolwiek. Kluczowa jest decyzja żony, a bazą do niej warto by była praca nad sobą Rafała41.
Oczywiście żona ma do przepracowania swój udział w kryzysie. Rafał41 sam do kryzysu nie doprowadził.
Niezależnie czy kochanek jest czy nie. Relacje i komunikację między sobą zawsze warto utrzymywać na poziomie i dbać o wzajemne dobre stosunki. Oskarżanie się wzajemne. Doszukiwanie. Wkurzanie. Namawianie. Manipulowanie i kontrolowanie. Przekonywanie nic nie da. Naprawić można siebie. Ale żeby do tego dojść, że trzeba zacząć od siebie jest jeszcze daleka droga i bardzo trudna.
Tu pełna zgoda.
Firekeeper pisze:
Co bym jej doradził gdyby tu przyszła? Zajęcie się sobą.
Tylko w moim słowniku zajęcie się sobą oznacza coś mocno innego niż opisujesz.
To praca nad sobą, nie kowalski.
To zrobienie analizy (a później rozpoczęcie procesu naprawczego) siebie i małżeństwa, a nie tylko wytykanie co zepsuł współmałżonek i jaki jest beznadziejny.
To dbanie o rodzinę, dzieci, a nie szlajanie się po nocy.
To nauka, nabywanie wiedzy i umiejętności, a nie szukanie przyjemności i realizacja „po trupach” utopijnych wizji szczęścia.
Ja patrzę na to inaczej. Do tej pory była w domu. Siedziała cicho i zajmowała się dziećmi. Mąż wychodził i wszytko było na jej głowie. Więc dla niej w tym momencie wychodzenie i szlajanie się po nocach może być formą ucieczki od tego co miała do tej pory. To Pavel brzmi jakby kobieta jedyne do czego miała prawo to do zajmowania się dziećmi i jeszcze pracą nad sobą i analizowaniem. A wyjście nawet do koleżanki to już szlajanie. Nie podoba mi się to. Kobiety też potrzebują wyjść. Nabrać dystansu. Wyszła do pracy poczuła, że żyje. Czas na refleksję przyjdzie później. I absolutnie nie popieram zdradzania. Ja dalej zakładam, że zdrady nie ma. Przynajmniej potwierdzonej. A nawet jeśli zdradza. To i tak Rafał ma do przepracowania dużo, a na żonę przyjdzie czas. Nikt jej nie zmusi do naprawiania małżeństwa, które ona uważa za stracone.
To twój odbiór tego co napisałem.
Ja odróżniam potrzebę własnej przestrzeni i czasu dla siebie od nocnego szlajania się.
Przywołując przykład własnego małżeństwa - żona takowe jak opisujesz potrzeby w kryzysie miała. Dziwnym trafem wychodziła do kowalskiego i kowalskiej tylko, resztę kontaktów zawiesiła. Jej potrzeba przestrzeni realizowała się więc w obszarze pogłębianiu destrukcji.
Swojej i małżeństwa.
Odróżniam też koleżanki, przyjaciółki od ludzi którzy wspierają degradowanie się.
Ucieczka od życia zaś skutki ma takie, że życie i tak dogoni, a przyjdą jeszcze konsekwencje uciekania. Znam to z autopsji.

Firekeeper pisze:
Wszyscy przepraszamy i robimy dalej to samo. Wszyscy.
Dowód? Spowiedź i grzechy z których się spowiadamy. Przepraszamy, obiecujemy poprawę i w kółko to samo. Łatwo oceniać innych. Ale zarówno mnie, ciebie Firekeeper i żonę Rafała41 ten problem dotyczy tak samo jak Rafała41 i twego męża.
Może warto zacząć wymagać od innych wtedy gdy sami nie mamy takiego problemu? Gdy swoją postawą pokażemy, że się da, że potrafimy?
Warto dawać choć część tego czego samemu się oczekuje.
Warto dawać od siebie bez oczekiwania, że druga osoba nam się odwdzięczy lub zrewanżuje. Druga osoba nie jest od spełniania naszych oczekiwań.
Nawet się zgadzam.
Natomiast twój wątek i jego treść sugeruje mi, że niekoniecznie stosujesz to we własnej sytuacji życiowej.
Ba, dodam że i mi w tym obszarze jeszcze daleko do perfekcji.
Czyli: teoria teorią, a praktyka praktyką ;)
Firekeeper pisze:
Firekeeper, byłaś kiedyś fizycznie zdradzana? Twój mąż wychodził do kowalskiej wieczorem i wracał w nocy? Jeśli nie, to nie rozumiesz wg mnie co czuje w takiej sytuacji osoba zdradzana. Nie nazywałabyś tego czymś normalnym i nie kwitowałabyś, że to nie problem - że ojciec może zająć się dziećmi. Postaw się, choć w wyobraźni, w takiej sytuacji.
Przeżyłem to, zaręczam że nie było to doświadczenie którego bym komukolwiek życzył.
Nie mam pewności czy byłam zdradzana fizycznie. Wierzę, że nie. Ale to o czym piszesz przeżyłam. Kiedy studiowałam i wyjeżdżałam w tym czasie mój jeszcze narzeczony spędzał czas ze swoją byłą. Ona zaszła w ciążę. 9 miesięcy czekałam na poród żeby zobaczyć jej dziecko i mieć pewność, że nie jest owocem zdrady. Pracowałam w tej samej firmie co mąż. Na jednej ze zmian odebrałam telefon od koleżanki, która mnie poinformowała, że mój mąż właśnie mnie zdradza na oczach firmy. Musiałam zrezygnować z pracy. A mąż jeździł na wszystkie imprezy firmowe i się świetnie bawił. Wiem co się czuje. Wiem jakie to jest destrukcyjne. Pavel ja straciłam dziecko ze stresu. Nie muszę sobie tego wyobrażać. Nic Rafał nie jest w stanie z tym zrobić. Ani groźbą ani prośbą nie zatrzyma żony siłą przy sobie. Jeśli będzie ją kontrolował, zabraniał, pouczał to jaki będzie tego skutek? Najważniejsze jest opanowanie trudne bardzo trudne ale tylko spokój może to jeszcze uratować.
Z wnioskami końcowymi się zgadzam. Jednocześnie łatwo powiedzieć, a wykonać...niemal
niemożliwe. Przynajmniej sądząc po sobie w analogicznym okresie.
Zmierzałem natomiast do tego, że takie wyjścia to nie jest ani coś właściwego ani normalnego.
Co najwyżej typowego w kryzysie.
Firekeeper pisze:
Zauważ jaki masz problem z wirtualnymi zdradami. Nie umniejszam ich i nie bagatelizuję, ale zaręczam, że jednak zestawianie ich z realnymi i fizycznymi to jednak inny kaliber.
Przynajmniej dla ludzi starej daty jak ja ;)
Ja czasami wolałabym, żeby zdradził mnie raz a porządnie fizycznie, a darował sobie zdrady emocjonalne przez tyle lat. 😉 Po za tym, czy zdradzi tak czy siak, czy kryzys jest z innego powodu. Najważniejsze jest nie zatracić w tym wszystkim siebie.
Tak piszesz, myślisz bo nie przeżyłaś tego. I obyś nie przeżyła.
W dodatku szansa na „raz o porządnie fizycznie” jest dość mała. Byłoby prędzej wiele razy.

Moja żona w kryzysie mówiła, że wolałaby abym ją zdradził niż grał w grę w którą grałem.
Szczerze wątpię.
Oddawało to tylko jej stosunek do tego, że wsiąkałem w grę. Jednoznacznie negatywny.

W grę wystarczy przestać grać, zdrada zaś, zwłaszcza fizyczna, niszczy coś bezpowrotnie.
I nie da się tego odmienić.
Da się żyć, odbudować relację, nawet sprawić że będzie lepsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Ale ta wielka szrama, nawet zagojona, zostaje na zawsze.

Dlatego chętnie zwracam uwagę, by forumowicze już na wstępie swego pobytu zainteresowali się tematem wybaczenia.
Czym dalej w las bowiem, tym może być trudniej.
Na początku bowiem jest etap, że relatywnie łatwo opuszczanym zgodzić się na pojednanie, dużo by dali aby takowe nastąpiło.
Później, w obliczu trudnych doświadczeń i ran, po etapie gniewu i buntu, dużo o to trudniej.
Dla niektórych wręcz niemożliwe.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Firekeeper » 12 sty 2022, 15:32

Pavel pisze:
12 sty 2022, 13:43
To twój odbiór tego co napisałem.
Ja odróżniam potrzebę własnej przestrzeni i czasu dla siebie od nocnego szlajania się.
Przywołując przykład własnego małżeństwa - żona takowe jak opisujesz potrzeby w kryzysie miała. Dziwnym trafem wychodziła do kowalskiego i kowalskiej tylko, resztę kontaktów zawiesiła. Jej potrzeba przestrzeni realizowała się więc w obszarze pogłębianiu destrukcji.
Swojej i małżeństwa.
Odróżniam też koleżanki, przyjaciółki od ludzi którzy wspierają degradowanie się.
Ucieczka od życia zaś skutki ma takie, że życie i tak dogoni, a przyjdą jeszcze konsekwencje uciekania. Znam to z autopsj
Tak to jest mój odbiór. Bo uważam, że jeśli ktoś chce wyjść to wyjdzie. Mi nic do tego jak ktoś chce spędzić swój wolny czas. Zatrzymałeś swoją żonę? Nie pozwoliłeś jej wychodzić? Zabronileś jej tych wspierających przyjaciółek? Za pewne nie? Denerwowałem się tylko tym? Tak jak piszesz skutki i konsekwencje przyjdą później. Niektórzy tak mają, że będziesz ich ostrzegał i upominał i wraz zrobią po swojemu. Jest takie powiedzenie raz wygrywasz raz przegrywasz. A ja stosuję je inaczej raz wygrywasz, a innym razem się uczysz.
Nawet się zgadzam.
Natomiast twój wątek i jego treść sugeruje mi, że niekoniecznie stosujesz to we własnej sytuacji życiowej.
Ba, dodam że i mi w tym obszarze jeszcze daleko do perfekcji.
Czyli: teoria teorią, a praktyka praktyką ;)
Oj Pavle staram się, ale wychodzi różnie. Wymaga to zmiany myślenia. Całe szczęście mnie tknęło żeby ponownie wejść na Sychar. I robię właśnie aktualizację. Wróciłam do mojej super książki, którą mam od początku kryzysu i studiuję ją ponownie. Polecam. Projekt Szczęśliwe Małżeństwo. Bardzo mądrze wytłumaczone dlaczego mamy skupić się na sobie, zmienić siebie, dlaczego nie potrzebujemy drugiego małżonka i dużo o oczekiwaniach. Wolę zdecydowanie od Dobsona.
Dlatego chętnie zwracam uwagę, by forumowicze już na wstępie swego pobytu zainteresowali się tematem wybaczenia.
Czym dalej w las bowiem, tym może być trudniej.
Na początku bowiem jest etap, że relatywnie łatwo opuszczanym zgodzić się na pojednanie, dużo by dali aby takowe nastąpiło.
Później, w obliczu trudnych doświadczeń i ran, po etapie gniewu i buntu, dużo o to trudniej.
Dla niektórych wręcz niemożliwe.
Dlatego, że czym innym jest wybaczenie, a czym innym zapomnienie. Wydawało mi się, że mężowi wybaczyłam, że chcę żeby było dobrze ale wystarczyło, że zrobił coś co mi się nie spodobało i wyrzucałam wszystko co złe mi zrobił odkąd się znamy. Mimo, że chciałam iść do przodu dalej tkwiłam w przeszłości. Teraz ani w przeszłość ani w przyszłość skupiam się na tym co jest dziś. A dziś jest lepiej. Wiem, że nie zapomnę, bo chyba się nie da? ale nie chcę już do tego co było złe wracać w rozmowach z mężem.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Pavel » 12 sty 2022, 17:03

Firekeeper, aby była jasność - nie mam wątpliwości, że czy to odchodząca/błądząca żona czy to mąż i tak zrobią jak zechcą.

Nie namawiam do wiązania ich do kaloryfera czy czegokolwiek innego ;)

Moja żona robiła co chciała, nie było siły by ją zatrzymać.
A ja tylko masę nerwów z tego oporu i dyskusji miałem plus pierwsze siwe włosy.

Zgadzam się, że taka „szarpanina” jest niepotrzebna i nic nie zmienia. Ale na początku kryzysu weź to sobie czy komuś przetłumacz.
Mi by nikt nie przetłumaczył.
Gdyby zaś coś takiego działo się teraz - byłoby inaczej.
Co nie znaczy, że gwizdałbym i śpiewał z radości.
Bo to zawsze powód do smutku.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Micealo
Posty: 178
Rejestracja: 27 wrz 2021, 14:04
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Żona chce rozwodu po 13 latach.

Post autor: Micealo » 13 sty 2022, 20:10

Nie wiem czy czytałeś mój wątek. Zachęcam . Jest mnóstwo podobieństw .
Mnie uratowała modlitwa . I słowa Pavla i Mare i lustro i Ruty, vertigo , Caliope.
Nie ze wszystkim sie zgadzalem ale wyciągałem to co w danej chwili mogłem i rozumiałem . Cierpliwość ,cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość i zajęcie sie sobą . Dla mnie to tez była i jeszcze w pewnym stopniu jest abstrakcja. Ale dzieki słowom Pavla i Mare powolutku docierało do mnie …
Pomagała i pomoga modlitwa i spowiedź . Jest wtedy jakby lżej na sercu i duszy.
Ja tez chodziłem [taki właśnie]widząc jak żona sobie pisze SMS czy na mesenger .
I dzieki temu ze starałem sie stosować zawarte na tym forum zalecenia . Jest duzo łatwiej teraz .
Mysle ze nie ma drogi na skróty …ja w ukropie kąpany przeszedłem to jakby szybciej . Ale uważam ze są pewne etapy w kryzysie , które jeden przechodzi łatwiej drugi gorzej . Ale przechodzi je każdy . Mnie najbardziej bolał etap początkowy gdzie byłem wkurzony , na siebie …
Jest mega trudno w poszczególnych etapach o których przeczytasz nie będę ich opisywał …odnajdywać spokoj umysłu . Mi pomagał BoG i chyba tylko dzieki niemu dałem radę .
Moja małżonka …została „oświecona „
Przeczytaj posty Mare i odnajdź posty o „słabym puncie „
Przeczytaj posty Pavla do mnie o tym jak zamykał jadaczke ….
Przeczytaj co pisała Lustro …
To baza wiedzy …
Zrobisz jak będziesz chciał ….
Ostatnio zmieniony 13 sty 2022, 20:33 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: wulgaryzmy nawet wykropkowane - nienienie. Ale wiemy, o co chodzi.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości