Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Niesakramentalny3 pisze: 13 lut 2023, 11:03
Każdy nałóg to bardzo trudna i ciężka choroba - rozumiem, że to objawy "są na wierzchu" i na nich najłatwiej się skupić (np. zarzygana podłoga) ... czy tam poplamione coś innego - jednak to są tylko skutki. Jeśli nie uda się dotrzeć do przyczyn, do źródła problemu - czyli zwykle do tego, co generuje trudne emocje, które są "regulowane" w niezdrowy sposób - może być trudno pomóc... i "pacjentowi" i sobie.
To co napisałeś całkowicie zaprzecza temu, czego dowiedziałam się o zdrowieniu z uzależnienia i wspóluzależnienia.

Długo myślałam, że uzależnionej osobie da się pomóc, wchodząc w głąb, szukając źródeł. Ja tak "pomagałam" mojemu mężowi. Dopiero Ksiądz Dziewiecki uświadomił mi, że to pijany i współuzależniony sposób myślenia.

Nie ma ani jednego powodu aby sięgać po papierosa, film pornograficzny, by zdradzać, by się upijać, odurzać, oddawać hazardowi.

Dopóki się myśli, że jest coś, co to powoduje, usprawiedliwia, generuje - dotąd jest się nie mniej pijaną osobą niż sam pijany. Wspóluzależniony takim myśleniem robi z siebie "ratownika". Pijany robi z siebie ofiarę i ma usprawiedliwienie dla swojego postępowania. Obojgu takie myślenie pozwala tkwić w bagnie. Może i śmierdzi, ale za to jak ciepło.

Najpierw zatrzymuje się szkodliwe zachowanie i prostuje co jest na bieżąco. A potem dopiero się grzebie w bebechach. Najpierw buduje dobrą teraźniejszość, potem wchodzi w przeszłość i to, co jest w niej do przepracowania, co rzutuje na teraz.

Żeby zatrzymać szkodliwe zachowanie, trzeba najpierw odczuć, że ono szkodzi. Dopiero gdy się odstawi alkohol, narkotyki, hazard, onanizm, internet, gry, papierosy, pornografię, można zacząć trzeźwieć. I pracować nad sobą. Z pijaną głową się nie da. Nie żebym nie próbowała. Ja jestem uparta. Wypróbowałam wszystkie możliwe i niemozliwe sposoby na trzeźwienie bez wytrzeźwienia i bez bolesnego pożegnania się z iluzjami. W tym taką, że jest we mnie i mężu jakies źródło z którego płyną nasze uzależnienia i kompulsje. I to z tymi źrodlami mielibyśmy się uporać... :shock:

Żona nie jest terapeutką. Żona jest żoną. Nie ma żadnego powodu, by dawać uzależnionemu małżonkowi taryfę ulgową, obniżać poprzeczkę. Ani by zajmować się męża leczeniem czy źrodłami choroby.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Firekeeper pisze: 13 lut 2023, 16:16 Doszłam do wniosku, że na ten moment moim celem nie jest zajmowanie się tym, czy mój mąż poniesie konsekwencje czy nie i w jaki sposób.
Nie będę rozważać czy go wyrzucić z domu, czy gotować i sprzątać, czy powiedzieć mamie, że znów jest to samo.

Tym zajmowałam się kilkanaście lat. Jak zrobić coś żeby mąż się zmienił lub poczuł wyrzuty sumienia.

Przeszłam już wszystko i samotne mieszkanie, poinformowanie rodziny, mediację, terapie, 5 lat braku spania w jednym łóżku, akcje z rozwodem, wywoływanie zazdrości, starsze je, grożenie. Cała gama skrajnych zachowań.

Wszystko co robiłam, żeby mąż poniósł konsekwencje odbijało się na mnie negatywnie i dochodziłam za każdym razem do ściany, a frustracja i gniew rósł.

Ja teraz zostawiam to wszystko mężowi i zajmuję się sobą SAMĄ. Nie chcę na ten moment ani myśleć co on myśli, ani snuć planów, ani rozmawiać o nas. Cel mój na każdy dzień to przeżyć go dobrze. A odwracanie uwagi od męża pomaga mi. I nawet jestem spokojna.
To mnie mocno trzasnęło na terapii. Że mąż ma ponosić SWOJE konsekwencje, a nie takie, jakie ja dla niego przygotuję. Ja mam mu tylko jego konsekwencji nie zabierać. I chronić siebie i dzieci. Żeby te konsekwencje jak najmniej waliły w nas.
Mało tego, usłyszałam coś, co było dla mnie rewolucją: mam prawo robić rzeczy dobre dla mnie, a wcale niekoniecznie dobre dla męża, dla jego zdrowienia, naszej harmonii rodzinnej. Mogę czasem mieć dość. Albo gdzieś. Albo pokierować się wyłącznie swoim interesem. I to jest w porządku.
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: ozeasz »

Jaka jest ta prawdziwa Firekeeper ta z ostatnich postów czy z tych sprzed paru miesięcy?

Wracając do tamtych postów skąd czerpałaś energię, siły na wytrwanie, funkcjonowanie, teraz kiedy zderzyłaś się z rzeczywistością która mija się z oczekiwaniami może warto poszukać co daje Ci siłę do życia, nie w pełni jeszcze, bo to też sama teraz zauważyłaś.

Mam coraz mocniejsze wrażenie, że dopóki nie zajmiesz się faktycznie sobą, nic albo prawie nic się nie poprawi a będziesz tylko wykazywać fazy jakich się doszukujecie tutaj w funkcjonowaniu męża, a to ciągle jest skupianie się nie na sobie, pracy nad sobą, świadomości swoich mocnych i słabych stron.
Powtórzę tu co napisałem w wątku tiquloty:
Tak naprawdę największym wrogiem dla siebie mogę być ja sam i moje ego, nikt inny.
Mąż ma na Ciebie taki wpływ bo Twoje dysfunkcje na to pozwalają, hipotetycznie Jezus poradził by sobie do strzału, mąż dalej wiedziałby że jest kochany i miałby również motywację do zmiany.

Zacznij mądrze budować siebie, poznaj swoje zaplecze emocjonalno-duchowe, odpowiedz sobie na pytanie co jest dla Ciebie ważne i co możesz poświecić aby to realizować bo w tym świecie nie ma nic za darmo, wszystko ma swoją cenę.

Ja na dzień dzisiejszy kocham swoją żonę, a wręcz jestem zakochany, czekam na Nią, żyjąc na ile się da w pełni, nie grzebie w Jej życiu i zachowaniach, nie stawiam sztywnych granic a staram się w sposób dynamiczny decydować w danej sytuacji czerpiąc choćby z NVC, to wszystko jest możliwe bo moje zasoby mają główne źródło zasilania-jest to relacja z Jezusem Chrystusem.

Moja miłość do żony ma ugruntowanie i źródło w tym że sam zostałem umiłowany do końca, na takim zasilaniu można bardzo dużo, i czuję się w tym wszystkim wolny i zarazem odpowiedzialny za swoje decyzje, każda z nich ma źródło w moim tak, ale to "tak" jest moją w pełni suwerenną decyzją, jak to Rosenberg mówi: jeśli coś nie jest z serca to prędzej czy później się to zemści, uległość ani kontrola nie jest wyjściem.
Pogody ducha.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Firekeeper, z mojego doświadczenia napiszę, że najważniejszy teraz dla ciebie jest spokój. Męża trzeba z jego problemem zostawić, szybciej upadnie, psychicznie może nie wytrzymać twojego spokoju. Często tak jest, że uzależniony robi tyle by zburzyć wszystko i mieć pretekst do picia, brania, onanizmu czy hazardu. Zderzenie takiego człowieka ze spokojem i radością życia może być bardzo bolesnym doświadczeniem, to odejście od współuzależnienia, zajęcie się całkowicie sobą.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Myślałam jeszcze o fobii społecznej. Przeszłam przez taką fobię. Dziś wydaje mi się to jak sen. Lubię przybywać z ludźmi, sprawia mi to przyjemność. I wcześniej też tak było. Po dużej ilości kontaktów potrzebuję się wyciszyć, ale odkąd umiem stawiać granice nie wyczerpuję się w kontaktach tak łatwo. Ale z samymi kontaktami z ludźmi nie mam i nie miałam nigdy problemu.

A jednak był czas, gdy bałam się wyjść z domu, bałam się, że ktoś się do mnie odezwie, potem bałam się podjąć pracy. Przestałam w siebie wierzyć. Funkcjonowałam tylko w ramach miejsc, które znałam, przedszkole, szkoła, przychodnia, sklep, spacer. A i tak każde wyjście było dla mnie stresem.

Gdy patrzę z oddalenia, to widzę, że to był czas, gdy funkcjonowałam w ścisłej realcji z mężem, w zależności od niego, i w kłamstwie o naszej sytuacji. Zapytana powiedziałbym, że mam cudownego męża i mąż jest wspaniałym ojcem. Całe nasze otoczenie też było o tym przekonane. A w środku już wtedy wszystko butwiało. A ja byłam w coraz gorszym stanie, fizycznym, psychicznym, emocjonalnym, duchowym. Każdym.

Mąż oddawał się swoim nałogom, manipulował mną, stale mnie okłamywał, a ja kręciłam się wokół niego szukając jego miłości, uwagi, starając się go wspierać. Odrzucał mnie w sferze fizycznej, obwiniając za to mnie, interesował się za to innymi kobietami, w realu i w internecie, a ja czułam się wstrętna, wybrakowana i niekochana. Czułam się gorsza i brzydsza, mniej warta od każdej kobiety na świecie. I starałam się poprawić, by mąż mnie dostrzegł, przytulił, zwrócił na mnie uwagę. Miałam wtedy myśli samobójcze, bo czułam się nikim. Mąż się upijał albo odurzał narkotykami, a ja czułam się winna, że nie umiem zaakceptować jego wolności i chcę męża ograniczać.
Nie tylko szukałam mężowi samochodu, ja mu samochody kupowałam. Jak rozbił pierwszy, kupiłam mu drugi. Pewnie gdyby mój mąż to czytał, prychnąłby w tym miejscu tylko, że samochody były słabe. Przepraszam cię mężu, że nie starałam się lepiej... Moja krzywda nigdy nie została nazwana. Sama od niedawna dopiero zaczynam ją nazywać. Dużo stłumionego bólu się we mnie uwalnia.

Podejmowałam dodatkowe prace, by mąż zrobił prawo jazdy, by miał samochód. Pisałam już o tym, szukałam źródła jego problemów i starałam się je rozwiązać. Wydawało mi się, że jak mąż poczuje się pewniejszy siebie, kochany, potrzebny, ważny, nie będzie już musiał się odurzać, szukać ulgi w pornografii, dowartościowywać się w relacjach z innymi kobietami. Wspierałam męża kosztem siebie. Nie męża. Jego nałogi i fałszywe ego. Wierzylam też w to, co mi wmawiała rodzina męża. Że to moja wina, co się z moim mężem dzieje. Byłam winna i upijaniu się i pornografii i temu, że się interesował innymi kobietami. Nie chciałam zrobić tego, co mówiła mi moja rodzina, opuścić mojego męża. Innych rozwiązań wtedy nie widziałam. Nie moglam zacząc dbac o siebie. Bo mnie wtedy nie było.

Znosiłam upokarzanie, odrzucanie, kłamstwa, przemoc. I zaczęłam je ukrywać. Ponieważ oficjalnie nic takiego się nie działo, moje reakcje, wybuchanie płaczem, lęki, rozbicie psychiczne, wybuchanie złością nie miały pozornie żadnego uzasadnienia. Czułam się coraz większą wariatką, do tego nic nie wartą. A i tak byłam gotowa poświęcić wszystko, by znów było dobrze, by odzyskać męża, byśmy znów cos razem robili, rozmawiali, by mąż okazywał mi miłość, by mnie przytulił, byśmy spędzili czas z dziećmi, rodzinnie, pojechali gdzieś razem. I poświęcałam. I dostawałam te dobre rzeczy na krótki czas, bo to, by potem jeszcze bardziej rozpaczliwie za tymi dobrymi chwilami tęsknić.

Nie miałam siły na kontakty społeczne i się ich balam. Ja się czułam wtedy nikim. Dzis nie postrzegam tego jako fobii. Po prostu się wypalałam. Wszystkie swoje siły wkladałam w męża. Jak miałam się czuć dobrze idąc na zebranie w przedszkolu, jak nie miałam nawet przyzwoitego ubrania i byłam zaniedbana. Ratowalam rodzinę, by w tym chorym ukladzie wszystko jakoś funkcjonowało. By dzieci miały "dobry ciepły dom". Na tym wypalałam resztki swoich sił i zasobów, których nie spalilam zabiegając o milośc i uwagę męża. Myślałam, że to zadanie kochającej mamy i żony. Poświęcić siebie. Całkiem.

Firekeeper, ja cię mocno przytulam. Otaczam modlitwą. Niech cię Maryja utuli, niech cię prowadzi. Jesteś mądrą i silną kobietą. Kochającą mamą i żoną. Wszystko się poukłada.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

ozeasz pisze: 13 lut 2023, 18:10 Jaka jest ta prawdziwa Firekeeper ta z ostatnich postów czy z tych sprzed paru miesięcy?
Zrozumiałam to pytanie, że jestem albo teraz fałszywa albo byłam wcześniej? Jestem Firekeeper zmienna. Ponad 10 lat temu jak przyszłam na sychar byłam optymistyczna, pełna nadziei, zapalona do walki. Na 12 krokach zaczęłam dobrze skończyłam źle. Rok temu byłam Firekeeper pesymistyczna, pełna obaw, wypalona. Z poczuciem, że jestem głupią idiotką i wariatką. A teraz jestem Firekeeper może odrobinę mądrzejsza ale już na pewno nie wariatka. Ani pesymistyczna ani optymistyczna tylko skupiona na dniu dzisiejszym. I ani zapalona do walki ani wypalona, bo przestałam walczyć.
Mam coraz mocniejsze wrażenie, że dopóki nie zajmiesz się faktycznie sobą, nic albo prawie nic się nie poprawi a będziesz tylko wykazywać fazy jakich się doszukujecie tutaj w funkcjonowaniu męża, a to ciągle jest skupianie się nie na sobie, pracy nad sobą, świadomości swoich mocnych i słabych stron.
Powtórzę tu co napisałem w wątku tiquloty:
Tak naprawdę największym wrogiem dla siebie mogę być ja sam i moje ego, nikt inny.
Ozeaszu każdy przechodzi różne fazy w swoim życiu. Ja pewnie będę miała ich jeszcze dużo. Dlatego, że życie płynie, nabiera się nowych doświadczeń. Spotykasz się z innymi sytuacjami. Każdy dzień to możliwość zobaczenia czegoś inaczej. Ja nie czuję, że nic się nie poprawiło. Wcześniej napisałam nie mam poczucia dojścia do ściany. Nie mam poczucia walenia w mur. Nie czuję beznadziei. Nie czuję załamania. Jest to kolejny etap w moim życiu, gdzie chce spróbować czegoś innego. Nie mam ochoty siedzieć i się użalać i wymyślać kolejnych powodów do tego, by nic nie zmieniać. Jestem w drodze jak każdy.
Mąż ma na Ciebie taki wpływ bo Twoje dysfunkcje na to pozwalają, hipotetycznie Jezus poradził by sobie do strzału, mąż dalej wiedziałby że jest kochany i miałby również motywację do zmiany.
Tak. Mam takie dysfunkcje. Mąż ma swoje. Ja odpowiadam za swoje i on za swoje. Jezus tak - ja nie. Nie mam takich mocy sprawczych. Po za tym nie jest moim celem po raz enty skupiać się na tym, żeby mąż czuł się kochany i miał motywację do zmiany. Nie chcę siedzieć w głowie mojego męża. To jaką on ma motywację i co jego motywuje to on wie albo się dowie.
Caliope pisze: 13 lut 2023, 23:48 Firekeeper, z mojego doświadczenia napiszę, że najważniejszy teraz dla ciebie jest spokój. Męża trzeba z jego problemem zostawić, szybciej upadnie, psychicznie może nie wytrzymać twojego spokoju. Często tak jest, że uzależniony robi tyle by zburzyć wszystko i mieć pretekst do picia, brania, onanizmu czy hazardu. Zderzenie takiego człowieka ze spokojem i radością życia może być bardzo bolesnym doświadczeniem, to odejście od współuzależnienia, zajęcie się całkowicie sobą.
Tak. Mąż cały czas próbuje mnie ,, testować " robi dokładnie to co wie, że mnie irytuje. Ale mnie coraz mniej spraw irytuje ale on o tym nie wie. Więc nawet mnie jego działania zaczepne zaczęły po prostu bawić. W ogóle dobra metoda u mnie działa. Przez ten rok już zdążyłam nabrać opanowania i dystansu. A zasada STOP w poważniejszych sprawach też dalej dobrze funkcjonuje.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Ruta pisze: 13 lut 2023, 16:45
To co napisałeś całkowicie zaprzecza temu, czego dowiedziałam się o zdrowieniu z uzależnienia i współuzależnienia. (...)

Nie ma ani jednego powodu aby sięgać po papierosa, film pornograficzny, by zdradzać, by się upijać, odurzać, oddawać hazardowi. (...)

Żona nie jest terapeutką. Żona jest żoną. Nie ma żadnego powodu, by dawać uzależnionemu małżonkowi taryfę ulgową, obniżać poprzeczkę. Ani by zajmować się męża leczeniem czy źrodłami choroby.
Rozumiem - że tak masz i że stoi to w sprzeczności z tym, czego się dowiedziałaś.

Jednak pomimo, że uważasz, że nie ma ani jednego powodu... (ok, być może z Twojego punktu widzenia, bądź nazwijmy to - "ze zdrowego punktu widzenia" nie ma powodu) - to jednak również nie ma powodu, aby popełniać samobójstwo, ale w samej Polsce dzień w dzień.... ok 15 osób skutecznie odbiera sobie życie... a pewnie dziesiątki tysięcy się upija do nieprzytomności.

Nigdzie nie pisałem o usprawiedliwianiu działania męża - czy to Firekeeper czy Twojego czy kogokolwiek. Tu chodzi o zrozumienie. Są na forum osoby, które zdradzały - uważasz że "bez żadnego powodu?" Ja natomiast uważam i życie mnie nauczyło, że "wszystko ma wpływ na wszystko" i że nie idziemy przez życie w czyichś butach. Ze względu na pokorę oraz w myśl idei "że nie wchodzimy w cudzą głowę" - naprawdę chyba warto unikać tak ostrych stwierdzeń, że ludzie robią coś BEZ ANI JEDNEGO POWODU... bo być może tego jednak nie wiemy. A ludzie zmagający się z głęboką depresją, czy może bulimią czy anoreksją... czy innymi zaburzeniami - to również dzieje się "bez powodu"?

I zgoda - żona czy mąż nie jest terapeutą i być nie musi. Zatem może najlepiej jakby taki małżonek zajął się sobą a nie stawiał diagnozę, że ich najbliższe osoby robią coś bez powodów.
marylka
Posty: 1372
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:01
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: marylka »

Chciałam zwrócić uwagę na jedno - hasło - zajmij się sobą.
Otóż - sedno jest w tym czy z uzależnionym mieszkasz pod jednym dachem czy masz dzieci i jeszcze w jakim wieku one są.
Ja mam mega wbudowaną taką świadomość że dzieci patrzą na mnie i że ze mnie dużo biorą.
Nie chcę żeby w przyszłości były niemymi ofiarami i zawsze reagowały na zło i stawiały mu zdecydowany opór.
Gdybym mieszkała tylko z mężem - oj chyba bym nie reagowała na jego nawroty i bardziej faktycznie zatopiła się w sobie.
Ale skoro razem mieszkamy to nawrót oprócz czynności nałogowych rozszerza szereg innych zachowań - czepianie się marudzenie zamykanie i do mnie i do dzieci. No a tu nie da się być bierną bo może mnie to nie rusza ale dzieci już tak. I to mój obowiązek dbać o nie.

Dlatego może nie każdy rozumie że u mnie wypracowane metody to poniekąd moźe i są dziwne - jak powiedzenie rodzinie o sytuacji czego mąż się obawia. Jasne - to taki kontrowersyjny krok. Ale był czas że rodzina sié dowiedziała a ja potrzebowałam i dostałam wsparcie. On przy okazji oberwał i to z obydwu stron
Skoro mieszkamy razem to razem wyznaczamy granice.
I ja do nich też mam pełne prawo.
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
ozeasz
Posty: 4368
Rejestracja: 29 sty 2017, 19:41
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: ozeasz »

Firekeeper życzę Ci jak najlepiej, a przede wszystkim tego by zaczęła żyć swoim życiem i w zgodzie z sobą samą. Pogody ducha.

P.S. Co do treści mojego posta po przeczytaniu Twoich informacji zwrotnych widzę że prawdopodobnie wyraziłem się w sposób niejasny, bo odczytane to zostało przez Ciebie niezgodnie z moją intencją.
Miłości bez Krzyża nie znajdziecie , a Krzyża bez Miłości nie uniesiecie . Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Niesakramentalny3 pisze: 14 lut 2023, 12:06
Ruta pisze: 13 lut 2023, 16:45
To co napisałeś całkowicie zaprzecza temu, czego dowiedziałam się o zdrowieniu z uzależnienia i współuzależnienia. (...)

Nie ma ani jednego powodu aby sięgać po papierosa, film pornograficzny, by zdradzać, by się upijać, odurzać, oddawać hazardowi. (...)

Żona nie jest terapeutką. Żona jest żoną. Nie ma żadnego powodu, by dawać uzależnionemu małżonkowi taryfę ulgową, obniżać poprzeczkę. Ani by zajmować się męża leczeniem czy źrodłami choroby.
Rozumiem - że tak masz i że stoi to w sprzeczności z tym, czego się dowiedziałaś.

Jednak pomimo, że uważasz, że nie ma ani jednego powodu... (ok, być może z Twojego punktu widzenia, bądź nazwijmy to - "ze zdrowego punktu widzenia" nie ma powodu) - to jednak również nie ma powodu, aby popełniać samobójstwo, ale w samej Polsce dzień w dzień.... ok 15 osób skutecznie odbiera sobie życie... a pewnie dziesiątki tysięcy się upija do nieprzytomności.

Nigdzie nie pisałem o usprawiedliwianiu działania męża - czy to Firekeeper czy Twojego czy kogokolwiek. Tu chodzi o zrozumienie. Są na forum osoby, które zdradzały - uważasz że "bez żadnego powodu?" Ja natomiast uważam i życie mnie nauczyło, że "wszystko ma wpływ na wszystko" i że nie idziemy przez życie w czyichś butach. Ze względu na pokorę oraz w myśl idei "że nie wchodzimy w cudzą głowę" - naprawdę chyba warto unikać tak ostrych stwierdzeń, że ludzie robią coś BEZ ANI JEDNEGO POWODU... bo być może tego jednak nie wiemy. A ludzie zmagający się z głęboką depresją, czy może bulimią czy anoreksją... czy innymi zaburzeniami - to również dzieje się "bez powodu"?

I zgoda - żona czy mąż nie jest terapeutą i być nie musi. Zatem może najlepiej jakby taki małżonek zajął się sobą a nie stawiał diagnozę, że ich najbliższe osoby robią coś bez powodów.
Niesakramentalny. Istnieje coś takiego jak wiedza. Nie mam wiedzy na temat przyczyn samobójstw, depresji, anoreksji, bulimii.

O zdradzie wiem więcej. Za zdradę odpowiada osoba zdradzająca. I nikt inny. Natomiast do kryzysu poprzedzającego zdradę przyczynia się oboje małżonków. Każde daje stonprocent swojego wkładu. Ale zdrada nie ma przyczyny. Jest to niewłasciwa i zawiniona reakcja na kryzys w małżenstwie. Nie da się zdradzić nieświadomie, przypadkiem, ani tym bardziej "z powodu" męża lub żony.

A wracając do tematu wiodącego. Ja znam temat z obu stron i uzależnienia i współuzaleznienia. I powtórzę: nie ma ani jednego powodu do sięgania po papierosa, pornografię, onanizm, alkohol, narkotyk. Jedyny powód dla którego uzależniona osoba kontynuuje uzależnione zachowania to uzależnienie. Cała reszta to preteksty i usprawiedliwienia. Część systemu iluzji i zaprzeczen slużącego podtrzymywaniu nalogu. Lub patologii zwiazanej ze współuzależnieniem.
Niesakramentalny3
Posty: 237
Rejestracja: 18 mar 2022, 23:38
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niesakramentalny3 »

Ruta pisze: 14 lut 2023, 18:22 Niesakramentalny. Istnieje coś takiego jak wiedza. (...)
Na początku chciałem po prostu napisać, że nie podoba mi prowadzenie rozmowy w tym tonie... ale potem stwierdziłem, że jednak można podejść "na wesoło".

;) Tak owszem - istnieje coś takiego jak wiedza - zgoda - wręcz w ogromnych ilościach - proponuję wrzucić w "google" hasło "przyczyny i czynniki zwiększające ryzyko uzależnień" - np. pierwszy fragment z brzegu: "Badania przeprowadzane przez grupę naukowców na Uniwersytecie w Oklahomie wykazały, że jedną z przyczyn występowania skłonności do uzależnień u części osób jest gen COMT"
Ruta pisze: 14 lut 2023, 18:22 (...) powtórzę: nie ma ani jednego powodu do sięgania po papierosa, pornografię, onanizm, alkohol, narkotyk (...)
Jeśli nie było powodu (przyczyny) - to byłoby to bardzo smutne - że ludzie robiliby sobie krzywdę "bez powodu" i bez sensu. Dodatkowo takim osobom bardzo trudno byłoby pomóc. Ale na szczęście się pomaga. Często skutecznie. Choćby dzięki terapii 12 kroków. Jeśli ktoś nie radzi sobie z własnymi trudnymi emocjami, to często niestety albo się wiesza... albo właśnie ucieka w alkohol - najprostszy i pewnie najstarszy regulator napięcia. Jeśli taki ktoś (ten uzależniony) nauczy się na terapii sposobów zaopiekowania własnymi trudnymi emocjami, wówczas często następuje "wyleczenie". Mój prowadzący na 12 krokach był i alkoholikiem i narkomanem... i dzięki terapii i pracy ze swoimi emocjami... żyje w trzeźwości. Dostał narzędzia - alternatywę - oraz oczywiście sam wykonał ogromną pracę nad sobą (niektórym się nie udaje, poddają się w trakcie lub nawet nie chcą próbować - zgoda). Ów skaczący z mostu... też nie skacze dlatego, że żyje w szczęściu i harmonii... ale dlatego, że nie widzi innej alternatywy (nie dlatego, że ich nie ma - tych alternatyw - są są, ale ten czy ów jest w takim stanie, że już ich nie dostrzega).

Myślę, że mogłoby powstać alternatywne przysłowie... do "Syty głodnego nie zrozumie" ... "Zdrowy chorego nie zrozumie".

Może to i wygodnie stać na pozycji tego "zdrowego" i "mądrzejszego" ... i sypać zdaniami dodatkowo święcie wierząc w ich prawdziwość typu: "nie ma ani jednego powodu, aby kłamać" - tylko czy naprawdę nigdy, ani razu nie skłamałaś?

I na koniec raz jeszcze - nie usprawiedliwiam - a próbuję zrozumieć.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

Niesakramentalny3 pisze: 13 lut 2023, 11:03
marylka pisze: 12 lut 2023, 11:34 (...)
U nas tylko konsekwencje są w stanie go zatrzymać przed nałogiem.
I to mega bolesne. Mąż wie że nawet jestem w stanie to powiedzieć rodzinie. Tego też się boi
Widzę w tym trochę taką relację "mama - dziecko".
"Nie rób tak, bo powiem mamie/wychowawczyni".

Każdy nałóg to bardzo trudna i ciężka choroba - rozumiem, że to objawy "są na wierzchu" i na nich najłatwiej się skupić (np. zarzygana podłoga) ... czy tam poplamione coś innego - jednak to są tylko skutki. Jeśli nie uda się dotrzeć do przyczyn, do źródła problemu - czyli zwykle do tego, co generuje trudne emocje, które są "regulowane" w niezdrowy sposób - może być trudno pomóc... i "pacjentowi" i sobie.
Takie rzeczy to tylko na terapii, a jak wiadomo wołami by wyciągać. Źródłem problemów głównie są relacje w rodzinie pierwotnej, mniej jest przyczyn w samym człowieku np. jestem nie ładny.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope »

[quote=Ruta pisze: 13 lut 2023, 16:45 A wracając do tematu wiodącego. Ja znam temat z obu stron i uzależnienia i współuzaleznienia. I powtórzę: nie ma ani jednego powodu do sięgania po papierosa, pornografię, onanizm, alkohol, narkotyk. Jedyny powód dla którego uzależniona osoba kontynuuje uzależnione zachowania to uzależnienie. Cała reszta to preteksty i usprawiedliwienia. Część systemu iluzji i zaprzeczen slużącego podtrzymywaniu nalogu. Lub patologii zwiazanej ze współuzależnieniem.
Ruto, ja miałam mnóstwo powodów by sięgnąć po alkohol. Np. ciężki dzień w pracy, albo spojrzałam w lustro stwierdzając ,że jestem brzydka i muszę się z tego powodu napić. Powód i pretekst są synonimami względem siebie i działają tak samo. Nie zgodzę się, że nie ma ani jednego powodu by sięgnąć po alkohol, narkotyk czy inne. Znajdzie się cokolwiek, bo tak zadziała mózg uzależnionego, dlatego tak ważna jest całkowita abstynencja i trzeźwe myślenie. Na terapii, nauczyłam się nie mieć powodów i pretekstów, bo to nic nie da i nie pomoże w rozwiązaniu problemów.
Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Przyczyn jest wiele. Od prostych po poważne. Nie wszyscy pijący alkohol od razu są alkoholikami. Myślę, że problemem jest odróżnienie przyczyn od powodów. Przyczyn może być wiele, rodzina, wyskokowe towarzystwo, depresja, trudne sytuacje, czasami niepozorne piwo raz na jakiś czas z znajomymi, a powodów nie ma, bo zamiast pić w depresji można iść się leczyć. Powody powstają, kiedy już ktoś jest uzależniony. Będę pił, bo po piwie jest mi lepiej więc nie muszę leczyć depresji. Wystarczy mi piwo i dobry film. A potem kolejny powód i kolejny.

Mój mąż żył tylko z matką, która nie rozmawiała z nim. Czuł się gorszy wśród towarzystwa. Nie miał dobrych ubrań, dobrych ocen. Jak to kiedyś było zaczęło się od zabierania świerszczyków wujkowi, przekazywanie sobie. Potem zabawy z dzwonieniem na 0-700. Jego matka dostała wtedy na tamte czasy ogromny rachunek za telefon męża. I zapłaciła na raty i nie wyciągnęła konsekwencji. Takie rachunki powtórzyły się i nic nie zrobiła. Mąż później już był pełnoletni, zaczął pracować więc już sam opłacał. Miał wolność, mógł robić co chciał. Później poznał dziewczynę dużo młodszą od siebie. Ona go zdradziła, bo już wtedy mój mąż flirtował na czatach i ona się o tym dowiedziała i zrobiła mu ma złość. A potem to już pojawiłam się ja. Wybawicielka od siedmiu boleści.

Na terapii męża główne przyczyny to brak dobrych relacji z matką i ogólnie brak rodzinnego domu. Bardzo niskie poczucie wartości i brak asertywności.

A powodów to już na przestrzeni tych lat jak jesteśmy razem miał od groma. Bo w pracy nie wyszło, bo ktoś się krzywo na niego spojrzał, bo ja krzyczę, itd, itd.
Nietaka
Posty: 3077
Rejestracja: 21 kwie 2019, 18:10
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Nietaka »

Myślę, że stanowiska Niesakrementalnego, Ruty i Caliope w kwestii powodów sięgania po używki itp. nie są rozbieżne. Myślę, że jeśli nie kocha się siebie, jeśli się siebie nienawidzi i sobą pogardza, a w związku z tym nie cierpi się własnego życia, szuka się uśmierzenia bólu i zapomnienia - w czymkolwiek. Ja nie piję, nie palę, nie zdradzam. Czasem się objadam. Wpadam w dołki ,,bez powodu". Mąż nie chce ze mną posiedzieć na serialu? Dołek. Napisał suchego smsa. Dołek. Mąż przestał ze mną gadać? Jestem na dnie. Mam wiedzę. Wiem, że to nie powód. Że wyolbrzymiam. Wiem nawet skąd moje uzależnienie od męża. Ale jeszcze nie umiem w dołki nie wpadać. Jego zachowania nie są powodem mojego podjadania, załamek itp. A czasem komplement i przytulenie też wpędzają mnie w dołek. Bo na pewno było to nieszczere, bo pewnie ma coś na sumieniu, bo poklepał mnie po plecach jak psa po grzbiecie, bo mu mówię na bieżąco, a on i tak robi po swojemu... Czasami przestaję się dziwić, że woli tydzień nie gadać ze mną. Coś sprawia, że się odpalamy. Wszyscy jesteśmy wewnętrznie łatwopalni. Zdrowy, pewny siebie, kochający siebie człowiek ma na sobie niepalną, ochronną powłokę. Zazwyczaj jednak życie ją z nas zdziera. Niektórzy tracą ją wcześniej. Inni nagle. Tracimy ją też naturalnie, w wyniku eksploatacji, ale u zdrowych ona naturalnie odrasta. U chorych może stać się zwyrodniale grubą skórą i nic nie czują, a wewnątrz wrze, bo ogień został tam zamknięty. Czasami ktoś żyje z niechronionym łatwopalnym i go chce chronić, gasić pożary, a nie dba o swoją ochronę... Bez niepalnej powłoki, wszystko może być iskrą, która nas spali.
Czyli nie ma obiektywnie powodów do odpalenia się, bo nie da się ich wyeliminować, gdyż wszystko może być iskrą dla łatwopalnego. I nic nie spali chronionego (choć przecież może go osmalić).
ODPOWIEDZ