Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta » 15 gru 2021, 12:58

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 11:20
(...)
Chyba pójdę na jakąś. Ktoś zna jakąś dobrą online?

(...)
To, że ten rok mimo, że uczęszczał do psychiatry, leczył się, brał tyle proszków, miał terapeutę od uzależnień wszystko na nic. Siedzenie już 6 rok w domu, przyprawia mnie o depresję. Do tego ten covid, ludzie pozamykani. Moje koleżanki ograniczają się do kontaktu telefonicznego.Co dziennie słyszę, co jest nie tak z moimi dziećmi. Że wszystkiego chcą żeby się tłumaczyć. Odrabianie tych prac domowych wychodzi mi bokiem. Ogólnie życie na koniec roku mnie przybija. Za dużo tego wszystkiego na raz. Marzę o spokoju. Tak żebym nie musiała o niczym myśleć.
Twój wpis odbieram tak, może błędnie: poszłabym na terapię, ale mogę tylko on-line, bo mam dzieci. Nie ma dobrych terapii on-line jeśli chodzi o współuzależnienie. Taka terapia odbywa się przez prace indywidualną, i tu po jakimś czasie sesje mogą odbywać się on-line, gdy już się z terapeutka/terapeutą poznacie i uznacie, że można. Oraz przez prace grupową i tu jednak zaleca się pracę na żywo. Terapia jednak to nie jest tylko czas spotkań, bo praca nad sobą odbywa się codziennie, pod kierunkiem terapeuty, ale wykonuje się ją samodzielnie, dzień po dniu. Terapeuta to przewodnik, grupa to lustro.

Skończ szukać wymówek. Idź na terapię dla siebie. Nie ma sensu żyć fikcją, że wszystko się zmieni, jak mąż się zmieni. Twoje życie może się zmienić, gdy ty zaczniesz je zmieniać. Skoro przez tyle lat nie dałaś rady sama nic zmienić i ciągle jesteś w tym samym punkcie, to może warto jednak skorzystać z terapii. Rozumiem cię, bo sama byłam bardzo uparta i też wiele lat żyłam w nadziei, że uratuję mojego męża, a potem wszyscy zaczniemy żyć szczęśliwie.

To twoje zmęczenie, i stan w jakim jesteś, paradoksalnie może być tą ścianą dzięki której dostrzeżesz ważne rzeczy: nie daję rady, potrzebuję pomocy. Ja, nie mąż.

Taki moment wyczerpania to także dobra chwila, by zacząć rozmowę z Bogiem i powiedzieć, pomóż. Ja już wyczerpałam wszystkie środki i nie mam już sił i pomysłów. Ściany, choć są pomocne, gdy się z nimi zderzamy nie odpowiadają. Bóg odpowiada.

Popytaj w okolicznych poradniach uzależnień o możliwość terapii współuzależnienia. Zwykle terapie są ukierunkowane na pomoc osobom we współuzależnieniach, gdy problemem jest alkohol, ale są też poradnie przyjmujące współuzależnionych, bez względu czy chodzi o behawiorkę czy substancję i jej rodzaj. Ale są też prowadzone terapie DDA i to też się nada. Terapie te są bezpłatne.

Mam takie pytanie, czy ty rozmawiałaś kiedyś chociaż z jednym terapeutą męża, czy wszystkie informacje o tym, co mówią terapeuci czerpiesz od męża?

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope » 15 gru 2021, 13:21

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39
Caliope pisze:
15 gru 2021, 11:49
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 10:46


Caliope to jest wpis osoby, która na tym forum mi 10 lat temu tak odpisała na mój post.
A co ten wpis wnosi do Twojej sytuacji? kompletnie nic.
Potrzebujesz terapii, nie online, a normalnej i to w ośrodku uzależnień jako DDA. Bardzo masz dużo do pracy, dalej żyjesz w skrzywdzeniu przez rodziców, po dobrze przepracowanym życiu nawet się nie chce pamiętać o tym co było, a bierze się odpowiedzialność za siebie. Nie ma strachu przed samotnością i odrzuceniem, a żyje się jak normalny dorosły. Ja jestem w terapii od wielu lat z przerwami i ciągle pracuję, ciągle coś jest do dalszej roboty.

Wzięłam odpowiedzialność za siebie. Podejmuję swoje decyzje. Jestem niezależna od rodziców. Choć wielokrotnie próbują mnie kontrolować i mną manipulować. Gdyby kiedyś matka mi powiedziała, że jeśli nie zrobię tego i tego to ona nie chce mnie na święta to zrobiłabym to co sobie życzy. Teraz mam to gdzieś. Chce manipulować to niech wyżywa się na innych. Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść. I co znaczy dla Ciebie ,,normalny dorosły". Bo dla mnie jesteś w takim samym położeniu co ja. Obie jesteśmy pod jednym dachem na jednym koncie, z dzieckiem w domu nie pracując. Czym się różni moja dorosłość od Twojej? Tym, że Wy razem macie już mur między sobą obojgiem? Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co.
Właśnie różni się tym, że ja radzę sobie sama, nie potrzebuję męża, bo jestem całkiem odwieszona emocjonalnie. Dziś zabierze swoje rzeczy i nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia, byc może tak miało być. Ja sobie poradzę sama, bo zawsze tak było.Jeśli twój mąż cały czas próbuje to czego ty jeszcze chcesz? gwiazdki z nieba? po co żyjesz w tej swojej wściekłości jak możesz sobie w końcu odpuścić. Daj wam w końcu szansę, odpuść. Nie piszesz dokładniej na co jest chory twój mąż, a może na to nie ma terapii, ale chodzi bo mu kazałaś. Mój mąż nie chce naprawiać, nie zmuszę go do niczego, muru miłością nie rozwalę, bo przez nią jest ten mur. Tak zawsze było jak teściowa podpowiadała, mąż jest najważniejszy,
jego życie i mam sie słuchać i wykonywać polecenia. Ja nie byłam nigdy ważna przez całe małżeństwo, mąż pracował i mu się wszystko należało.Masz szansę by jakoś żyć, wykorzystaj to, na razie nie wiesz czego tak naprawdę chcesz.

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: lustro » 15 gru 2021, 13:28

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39

Ja też przeczytałam. Nie, nie czuję się atakowana, ani niezrozumiana. Pavle ja zrobiłam co mogłam. Próbowałam wszystkiego. Ja już niczym się nie chce zajmować, chce mieć święty spokój. To małżeństwo nie jest do uratowania o ile to w ogóle można tak nazwać, i ja też już tego nie chcę. Mam dość. Zwyczajnie mam dość.
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39
Wzięłam odpowiedzialność za siebie. Podejmuję swoje decyzje. Jestem niezależna od rodziców. Choć wielokrotnie próbują mnie kontrolować i mną manipulować. Gdyby kiedyś matka mi powiedziała, że jeśli nie zrobię tego i tego to ona nie chce mnie na święta to zrobiłabym to co sobie życzy. Teraz mam to gdzieś. Chce manipulować to niech wyżywa się na innych. Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść. I co znaczy dla Ciebie ,,normalny dorosły". Bo dla mnie jesteś w takim samym położeniu co ja. Obie jesteśmy pod jednym dachem na jednym koncie, z dzieckiem w domu nie pracując. Czym się różni moja dorosłość od Twojej? Tym, że Wy razem macie już mur między sobą obojgiem? Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co.
Skoro zrobiłas co uważasz, że mogłas i nic wiecej nie mozesz.
Skoro masz dość i nic juz nie chcesz.
Skoro uważasz, że twoje małżeństwo nie jest do uratowania.

a na dodatek
puszczasz chyba mimo uszu sugestie o np. terapii dla współuzależnionych ( bo to Ciebie nie dotyczy?)
widzisz wine wszędzie wokół, tylko nie w sobie ( może nie winę, ale odpowiedzialność za aktualny stan rzeczy)

to czego po nas oczekujesz?
naprawde chcialas sie tylko wygadać?

Miotasz się
serio
przeczysz sam,a sobie
raz piszesz, że mąż uzależniony i ty masz dość i tak się nie da
a za chwilę
"Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co."

raz piszesz
Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść.
a wcześniej, że nie rozstaniesz sie z mężem, bo nie udźwigniesz tego ani finansowo ani fizycznie
mówisz mu, żeby sobie poszedł, bo wiesz, że on tego nie zrobi...ale sama nic tez nie robisz
a tak serio - nie wiesz czy sie załamiesz czy nie, jak bys została porzucona.

Moim zdaniem NIE STAWIASZ ZDROWYCH GRANIC

Wierzę, że jestes bardzo zmęczona - o czym jasno piszesz
i piszesz dlaczego, ale...
pisałaś, że twój maz zostanie z dziećmi jak chcesz wyjsc, przekopie ogródek jak tego chcesz, zrobi zakupy jak tego chcesz...no to wygeneruj czas dla siebie na relaks i odpoczynek, na regenerację. Zostaw meża z dziećmi na trochę - moze kilka godzin a moze kilka dni. I złap powietrze, luz i dystans.

Rozumiem też twoje zniechęcenie, że to ciągle Ty musisz sie starać, terapeutyzowac, wysilać...a mąż nic, bo nie czuje takiej potrzeby,
Ale tu tez kłania sie terapia.
Albo robisz to dla siebie i poprawy jakości swojego zycuia i wtedy nie czujesz sie poszkodowana.
Albo daruj sobie. Bo dla kogoś, to nigdy nie przynosi oczekiwanych efektów.

Pantop
Posty: 3158
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pantop » 15 gru 2021, 13:44

Przepraszam ale dziś mnie naszło


Przeczytałem kilka ostatnich wpisów i od razu przypomniał mi się stary kawał z brodą.
Wszelka przypadkowość jest całkowicie zamierzona i celowa :mrgreen:

Po latach spotyka się dwóch znajomych ze szkoły.
-Co u ciebie? pyta pierwszy
-Źle! Mój nowiutki merol ma jednak brzydkie felgi! Żona jest średnio zadowolona z diamentowej kolii! Na dodatek ogrodnik źle przystrzygł trawnik przy basenie a za dwa dni impreza..
No! A jak tobie leci?
-Wiesz, ja już cztery dni nic w ustach nie miałem..
-Człowieku! To ty się zmuszaj! Słyszysz? ZMUSZAJ SIĘ!!

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper » 15 gru 2021, 14:04

Pantop pisze:
15 gru 2021, 13:44
Przepraszam ale dziś mnie naszło


Przeczytałem kilka ostatnich wpisów i od razu przypomniał mi się stary kawał z brodą.
Wszelka przypadkowość jest całkowicie zamierzona i celowa :mrgreen:

Po latach spotyka się dwóch znajomych ze szkoły.
-Co u ciebie? pyta pierwszy
-Źle! Mój nowiutki merol ma jednak brzydkie felgi! Żona jest średnio zadowolona z diamentowej kolii! Na dodatek ogrodnik źle przystrzygł trawnik przy basenie a za dwa dni impreza..
No! A jak tobie leci?
-Wiesz, ja już cztery dni nic w ustach nie miałem..
-Człowieku! To ty się zmuszaj! Słyszysz? ZMUSZAJ SIĘ!!
Nie rozumiem kawałów, mi zawsze ktoś musi je tłumaczyć 😂

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper » 15 gru 2021, 14:11

Caliope pisze:
15 gru 2021, 13:21
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39
Caliope pisze:
15 gru 2021, 11:49

A co ten wpis wnosi do Twojej sytuacji? kompletnie nic.
Potrzebujesz terapii, nie online, a normalnej i to w ośrodku uzależnień jako DDA. Bardzo masz dużo do pracy, dalej żyjesz w skrzywdzeniu przez rodziców, po dobrze przepracowanym życiu nawet się nie chce pamiętać o tym co było, a bierze się odpowiedzialność za siebie. Nie ma strachu przed samotnością i odrzuceniem, a żyje się jak normalny dorosły. Ja jestem w terapii od wielu lat z przerwami i ciągle pracuję, ciągle coś jest do dalszej roboty.

Wzięłam odpowiedzialność za siebie. Podejmuję swoje decyzje. Jestem niezależna od rodziców. Choć wielokrotnie próbują mnie kontrolować i mną manipulować. Gdyby kiedyś matka mi powiedziała, że jeśli nie zrobię tego i tego to ona nie chce mnie na święta to zrobiłabym to co sobie życzy. Teraz mam to gdzieś. Chce manipulować to niech wyżywa się na innych. Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść. I co znaczy dla Ciebie ,,normalny dorosły". Bo dla mnie jesteś w takim samym położeniu co ja. Obie jesteśmy pod jednym dachem na jednym koncie, z dzieckiem w domu nie pracując. Czym się różni moja dorosłość od Twojej? Tym, że Wy razem macie już mur między sobą obojgiem? Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co.
Właśnie różni się tym, że ja radzę sobie sama, nie potrzebuję męża, bo jestem całkiem odwieszona emocjonalnie. Dziś zabierze swoje rzeczy i nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia, byc może tak miało być. Ja sobie poradzę sama, bo zawsze tak było.Jeśli twój mąż cały czas próbuje to czego ty jeszcze chcesz? gwiazdki z nieba? po co żyjesz w tej swojej wściekłości jak możesz sobie w końcu odpuścić. Daj wam w końcu szansę, odpuść. Nie piszesz dokładniej na co jest chory twój mąż, a może na to nie ma terapii, ale chodzi bo mu kazałaś. Mój mąż nie chce naprawiać, nie zmuszę go do niczego, muru miłością nie rozwalę, bo przez nią jest ten mur. Tak zawsze było jak teściowa podpowiadała, mąż jest najważniejszy,
jego życie i mam sie słuchać i wykonywać polecenia. Ja nie byłam nigdy ważna przez całe małżeństwo, mąż pracował i mu się wszystko należało.Masz szansę by jakoś żyć, wykorzystaj to, na razie nie wiesz czego tak naprawdę chcesz.
Ja nie zamierzam, nie odzywać się do męża, olewać go całkowicie i zajmować się wszystkim w domu i dziećmi i nie prosić o pomóc, by uważać się za dorosłego człowieka. I udowadniać na siłę, że sobie radzę.
Ja też sobie sama poradzę jak nie będę miała wyjścia.
Wiem czego chce. Chce mieć normalną rodzinę tyle i aż tyle.

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper » 15 gru 2021, 14:28

lustro pisze:
15 gru 2021, 13:28
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39

Ja też przeczytałam. Nie, nie czuję się atakowana, ani niezrozumiana. Pavle ja zrobiłam co mogłam. Próbowałam wszystkiego. Ja już niczym się nie chce zajmować, chce mieć święty spokój. To małżeństwo nie jest do uratowania o ile to w ogóle można tak nazwać, i ja też już tego nie chcę. Mam dość. Zwyczajnie mam dość.
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39
Wzięłam odpowiedzialność za siebie. Podejmuję swoje decyzje. Jestem niezależna od rodziców. Choć wielokrotnie próbują mnie kontrolować i mną manipulować. Gdyby kiedyś matka mi powiedziała, że jeśli nie zrobię tego i tego to ona nie chce mnie na święta to zrobiłabym to co sobie życzy. Teraz mam to gdzieś. Chce manipulować to niech wyżywa się na innych. Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść. I co znaczy dla Ciebie ,,normalny dorosły". Bo dla mnie jesteś w takim samym położeniu co ja. Obie jesteśmy pod jednym dachem na jednym koncie, z dzieckiem w domu nie pracując. Czym się różni moja dorosłość od Twojej? Tym, że Wy razem macie już mur między sobą obojgiem? Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co.
Skoro zrobiłas co uważasz, że mogłas i nic wiecej nie mozesz.
Skoro masz dość i nic juz nie chcesz.
Skoro uważasz, że twoje małżeństwo nie jest do uratowania.

a na dodatek
puszczasz chyba mimo uszu sugestie o np. terapii dla współuzależnionych ( bo to Ciebie nie dotyczy?)
widzisz wine wszędzie wokół, tylko nie w sobie ( może nie winę, ale odpowiedzialność za aktualny stan rzeczy)

to czego po nas oczekujesz?
naprawde chcialas sie tylko wygadać?

Miotasz się
serio
przeczysz sam,a sobie
raz piszesz, że mąż uzależniony i ty masz dość i tak się nie da
a za chwilę
"Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co."

raz piszesz
Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść.
a wcześniej, że nie rozstaniesz sie z mężem, bo nie udźwigniesz tego ani finansowo ani fizycznie
mówisz mu, żeby sobie poszedł, bo wiesz, że on tego nie zrobi...ale sama nic tez nie robisz
a tak serio - nie wiesz czy sie załamiesz czy nie, jak bys została porzucona.

Moim zdaniem NIE STAWIASZ ZDROWYCH GRANIC

Wierzę, że jestes bardzo zmęczona - o czym jasno piszesz
i piszesz dlaczego, ale...
pisałaś, że twój maz zostanie z dziećmi jak chcesz wyjsc, przekopie ogródek jak tego chcesz, zrobi zakupy jak tego chcesz...no to wygeneruj czas dla siebie na relaks i odpoczynek, na regenerację. Zostaw meża z dziećmi na trochę - moze kilka godzin a moze kilka dni. I złap powietrze, luz i dystans.

Rozumiem też twoje zniechęcenie, że to ciągle Ty musisz sie starać, terapeutyzowac, wysilać...a mąż nic, bo nie czuje takiej potrzeby,
Ale tu tez kłania sie terapia.
Albo robisz to dla siebie i poprawy jakości swojego zycuia i wtedy nie czujesz sie poszkodowana.
Albo daruj sobie. Bo dla kogoś, to nigdy nie przynosi oczekiwanych efektów.
Tak mam sprzeczności wczoraj mi się ulało, a dziś już jest lepiej. Pisałam, co myślę i jak się czuję tak piszę, raz jest lepszy dzień raz jest gorszy. Dziś mam lepszy, nie mam już PMS 😉 Tak chciałam chciałam się wygadać i zobaczyć co inni myślą i zrobić aktualizację systemu.
Tak potrzebuje relaksu, odstresowania się.

Pantop
Posty: 3158
Rejestracja: 19 lis 2017, 20:50
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pantop » 15 gru 2021, 15:24

Firekeeper pisze:Nie rozumiem kawałów, mi zawsze ktoś musi je tłumaczyć
Opiekunko ogniska morał jest prosty:

Syty głodnego nie zrozumie.


Kontekst w jakim pisałem jest taki:
Osoby które mają pełny, lub do połowy naładowany akumulator, przekonują tych z niskim lub zerowym poziomem naładowania, że WARTO.
Warto - co?
Cokolwiek.
Warto, bo poziom naładowania pcha ich w ogólnie rozumianą przygodę.

Ci średnio naładowani wykazują sceptycyzm.

Ci ze stanem zerowym - mają dość.




ps jeśli zagmatwałem to spoko - już za dwa lata będziesz mnie wychwytywać w mig :P

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper » 15 gru 2021, 15:43

Pantop pisze:
15 gru 2021, 15:24
Firekeeper pisze:Nie rozumiem kawałów, mi zawsze ktoś musi je tłumaczyć
Opiekunko ogniska morał jest prosty:

Syty głodnego nie zrozumie.


Kontekst w jakim pisałem jest taki:
Osoby które mają pełny, lub do połowy naładowany akumulator, przekonują tych z niskim lub zerowym poziomem naładowania, że WARTO.
Warto - co?
Cokolwiek.
Warto, bo poziom naładowania pcha ich w ogólnie rozumianą przygodę.

Ci średnio naładowani wykazują sceptycyzm.

Ci ze stanem zerowym - mają dość.




ps jeśli zagmatwałem to spoko - już za dwa lata będziesz mnie wychwytywać w mig :P
Dzięki. Teraz wiem o co chodzi 😂 A jak ja mam zerowy zbiornik i mam dość i zaraz się napełnia i myślę sobie, że warto to już chyba hybryda 😂? Jak to mówi moja córka ,,magia" A to słowo ,,cokolwiek" to moje ulubione słowo zawsze warto zrobić cokolwiek jak nie robić nic.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope » 15 gru 2021, 17:49

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:11
Caliope pisze:
15 gru 2021, 13:21
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 12:39



Wzięłam odpowiedzialność za siebie. Podejmuję swoje decyzje. Jestem niezależna od rodziców. Choć wielokrotnie próbują mnie kontrolować i mną manipulować. Gdyby kiedyś matka mi powiedziała, że jeśli nie zrobię tego i tego to ona nie chce mnie na święta to zrobiłabym to co sobie życzy. Teraz mam to gdzieś. Chce manipulować to niech wyżywa się na innych. Nie boję się odrzucenia i samotności. Bo nie ma mnie kto odrzucić. A do bycia sama ze sobą jestem od długiego czasu przygotowana. Nie jestem sierotką, która załamie się, bo mąż sobie pójdzie w siną dal. Chce może iść. I co znaczy dla Ciebie ,,normalny dorosły". Bo dla mnie jesteś w takim samym położeniu co ja. Obie jesteśmy pod jednym dachem na jednym koncie, z dzieckiem w domu nie pracując. Czym się różni moja dorosłość od Twojej? Tym, że Wy razem macie już mur między sobą obojgiem? Ja przynajmniej z mężem próbujemy dla dzieci to jakoś utrzymać mimo, że jest cholernie ciężko. Bo on jest uzależniony. Ale chodzi na te terapie i stara się mieć ze mną kontakt mimo, że jestem na niego mega wściekła i zawiedziona. Każde z nas najchętniej rzuciło, by to wszystko i poszło w swoją stronę ale nie jesteśmy sami. Mamy dzieci, do tego dzieci trudne w wychowaniu. I 15 lat mordęgi na karku. I może to jest nasz wspólny krzyż albo przekleństwo albo nie wiem co.
Właśnie różni się tym, że ja radzę sobie sama, nie potrzebuję męża, bo jestem całkiem odwieszona emocjonalnie. Dziś zabierze swoje rzeczy i nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia, byc może tak miało być. Ja sobie poradzę sama, bo zawsze tak było.Jeśli twój mąż cały czas próbuje to czego ty jeszcze chcesz? gwiazdki z nieba? po co żyjesz w tej swojej wściekłości jak możesz sobie w końcu odpuścić. Daj wam w końcu szansę, odpuść. Nie piszesz dokładniej na co jest chory twój mąż, a może na to nie ma terapii, ale chodzi bo mu kazałaś. Mój mąż nie chce naprawiać, nie zmuszę go do niczego, muru miłością nie rozwalę, bo przez nią jest ten mur. Tak zawsze było jak teściowa podpowiadała, mąż jest najważniejszy,
jego życie i mam sie słuchać i wykonywać polecenia. Ja nie byłam nigdy ważna przez całe małżeństwo, mąż pracował i mu się wszystko należało.Masz szansę by jakoś żyć, wykorzystaj to, na razie nie wiesz czego tak naprawdę chcesz.
Ja nie zamierzam, nie odzywać się do męża, olewać go całkowicie i zajmować się wszystkim w domu i dziećmi i nie prosić o pomóc, by uważać się za dorosłego człowieka. I udowadniać na siłę, że sobie radzę.
Ja też sobie sama poradzę jak nie będę miała wyjścia.
Wiem czego chce. Chce mieć normalną rodzinę tyle i aż tyle.
Ja nie udowadniam nikomu nic na siłę, ja po prostu sobie radzę sama. Tylko się cieszyć, że nie słyszysz, że nie pracujesz to nie możesz o nic prosić, bo Ci sie nie należy. Ja prosiłam jakiś czas i już mi się nie chce, ty to po prostu masz. Jednak piszesz, że sama sobie nie poradzisz, więc jest strach przed odrzuceniem . Radzenie sobie samemu obejmuje też kwestie finansowe, regulacje prawne. Ja plus forsa i nic więcej nie jest mi potrzebne, ogarniam wszystko. A normalna rodzina to co znaczy? jak w amerykańskich filmach?. Też się odzywam do męża, ale nie rozmawiam o nas, a o całej reszcie.

Firekeeper
Posty: 802
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper » 15 gru 2021, 19:40

Caliope pisze:
15 gru 2021, 17:49
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:11
Caliope pisze:
15 gru 2021, 13:21

Właśnie różni się tym, że ja radzę sobie sama, nie potrzebuję męża, bo jestem całkiem odwieszona emocjonalnie. Dziś zabierze swoje rzeczy i nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia, byc może tak miało być. Ja sobie poradzę sama, bo zawsze tak było.Jeśli twój mąż cały czas próbuje to czego ty jeszcze chcesz? gwiazdki z nieba? po co żyjesz w tej swojej wściekłości jak możesz sobie w końcu odpuścić. Daj wam w końcu szansę, odpuść. Nie piszesz dokładniej na co jest chory twój mąż, a może na to nie ma terapii, ale chodzi bo mu kazałaś. Mój mąż nie chce naprawiać, nie zmuszę go do niczego, muru miłością nie rozwalę, bo przez nią jest ten mur. Tak zawsze było jak teściowa podpowiadała, mąż jest najważniejszy,
jego życie i mam sie słuchać i wykonywać polecenia. Ja nie byłam nigdy ważna przez całe małżeństwo, mąż pracował i mu się wszystko należało.Masz szansę by jakoś żyć, wykorzystaj to, na razie nie wiesz czego tak naprawdę chcesz.
Ja nie zamierzam, nie odzywać się do męża, olewać go całkowicie i zajmować się wszystkim w domu i dziećmi i nie prosić o pomóc, by uważać się za dorosłego człowieka. I udowadniać na siłę, że sobie radzę.
Ja też sobie sama poradzę jak nie będę miała wyjścia.
Wiem czego chce. Chce mieć normalną rodzinę tyle i aż tyle.
Ja nie udowadniam nikomu nic na siłę, ja po prostu sobie radzę sama. Tylko się cieszyć, że nie słyszysz, że nie pracujesz to nie możesz o nic prosić, bo Ci sie nie należy. Ja prosiłam jakiś czas i już mi się nie chce, ty to po prostu masz. Jednak piszesz, że sama sobie nie poradzisz, więc jest strach przed odrzuceniem . Radzenie sobie samemu obejmuje też kwestie finansowe, regulacje prawne. Ja plus forsa i nic więcej nie jest mi potrzebne, ogarniam wszystko. A normalna rodzina to co znaczy? jak w amerykańskich filmach?. Też się odzywam do męża, ale nie rozmawiam o nas, a o całej reszcie.

Gdzie napisałam, że sobie nie poradzę? Przekręcasz moją wypowiedź albo, źle odbierasz. Ja bez męża sobie poradzę, jak umrze, pójdzie do innej czy go w końcu wyrzucę to dam sobie radę. Bo jestem dorosła, mam pieniądze, mamy majątek wspólny. Ja mam prawo również do jego całego majątku, który zostawiła mu matka. Zostałam kiedyś sama i dałam sobie radę, bo jestem matką, jestem odpowiedzialna za dzieci. Ale to, że sobie dam radę sama nie znaczy, że mam sobie radzić sama. Czy udowadniać komuś, że sobie poradzę sama. Bo mój mąż ma takie samo prawo do dzieci i ich utrzymywania i zajmowania się nimi jak i ja. I nie będę męża wyrzucać z domu i unosić się honorem, bo ja od dziś sobie będę radzić sama i nikogo nie potrzebuję, bo się boję, że mnie ktoś odrzuci.

Normalna rodzina to nie ja plus forsa i sobie ogarniam wszytko. Rodzina to ja, mąż i nasze dzieci. I mimo, że się nie kochamy jak mąż i żona. On ma swój świat, ja swój. On ma swoje problemy, a ja swoje. Każdy ma jakąś działkę do przepracowania. I to co nas łączy to, to że mimo tego bałaganu jaki jest w nas, jesteśmy razem i ogarniamy dzieci i dom.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Caliope » 15 gru 2021, 22:05

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 19:40
Caliope pisze:
15 gru 2021, 17:49
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:11


Ja nie zamierzam, nie odzywać się do męża, olewać go całkowicie i zajmować się wszystkim w domu i dziećmi i nie prosić o pomóc, by uważać się za dorosłego człowieka. I udowadniać na siłę, że sobie radzę.
Ja też sobie sama poradzę jak nie będę miała wyjścia.
Wiem czego chce. Chce mieć normalną rodzinę tyle i aż tyle.
Ja nie udowadniam nikomu nic na siłę, ja po prostu sobie radzę sama. Tylko się cieszyć, że nie słyszysz, że nie pracujesz to nie możesz o nic prosić, bo Ci sie nie należy. Ja prosiłam jakiś czas i już mi się nie chce, ty to po prostu masz. Jednak piszesz, że sama sobie nie poradzisz, więc jest strach przed odrzuceniem . Radzenie sobie samemu obejmuje też kwestie finansowe, regulacje prawne. Ja plus forsa i nic więcej nie jest mi potrzebne, ogarniam wszystko. A normalna rodzina to co znaczy? jak w amerykańskich filmach?. Też się odzywam do męża, ale nie rozmawiam o nas, a o całej reszcie.

Gdzie napisałam, że sobie nie poradzę? Przekręcasz moją wypowiedź albo, źle odbierasz. Ja bez męża sobie poradzę, jak umrze, pójdzie do innej czy go w końcu wyrzucę to dam sobie radę. Bo jestem dorosła, mam pieniądze, mamy majątek wspólny. Ja mam prawo również do jego całego majątku, który zostawiła mu matka. Zostałam kiedyś sama i dałam sobie radę, bo jestem matką, jestem odpowiedzialna za dzieci. Ale to, że sobie dam radę sama nie znaczy, że mam sobie radzić sama. Czy udowadniać komuś, że sobie poradzę sama. Bo mój mąż ma takie samo prawo do dzieci i ich utrzymywania i zajmowania się nimi jak i ja. I nie będę męża wyrzucać z domu i unosić się honorem, bo ja od dziś sobie będę radzić sama i nikogo nie potrzebuję, bo się boję, że mnie ktoś odrzuci.

Normalna rodzina to nie ja plus forsa i sobie ogarniam wszytko. Rodzina to ja, mąż i nasze dzieci. I mimo, że się nie kochamy jak mąż i żona. On ma swój świat, ja swój. On ma swoje problemy, a ja swoje. Każdy ma jakąś działkę do przepracowania. I to co nas łączy to, to że mimo tego bałaganu jaki jest w nas, jesteśmy razem i ogarniamy dzieci i dom.
No to mamy zupełnie inne poglądy na temat rodziny. Ja mam sakrament małżeństwa i postawę i nie czuję bym była rodziną męża. To jest prawdziwe odrzucenie i bez pozwolenia drugiej strony, nie mam prawa być jej częścią. Ty to masz, doceń. Doceń, że mąż jest, że Ci pomaga bez mrugnięcia okiem i że coś od ciebie chce. Po co wyrzucać kogoś z domu, to niedojrzałe i takie zrobienie na złość. A jakbyś Ty chciała kochać męża i on ciebie po tylu latach? trochę za późno na motylki

Lawendowa
Posty: 7651
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Lawendowa » 15 gru 2021, 22:09

Część postów nie dotycząca bezpośrednio sytuacji Firekeeper została przeniesiona tutaj:
viewtopic.php?f=35&t=4645
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Bławatek » 16 gru 2021, 8:40

Firekeeper piszesz, że możesz polegać na mężu, bo umie i lubi się zajmować dziećmi więc może warto z mężem ustalić, że np. we wtorki i piątki masz wolne popołudnia/wieczory i spędzać ten czas miło relaksując się. Choćby na samotnych spacerach lub czytaniu książki. Twój czas. Ciężka jest praca w domu z trójką dzieci a na dodatek z dwójką niepełnosprawnych. Ciągniesz to wszystko i dajesz radę, ale z Twoich postów wynika, że Twój organizm i psychika mówią powoli dość. Więc warto o siebie się zatroszczyć. Ja mam jedynaka, który od już 8 lat ciągnie dalej bunt dwulatka, a za chwilę zacznie mu się bunt nastolatka😱. Dla mnie odskocznią jest praca, choć nie raz wychodzę z niej wykończona, a Ty niestety ciągle od wielu lat w domu z dziećmi. Super, bo nawet to lubisz, ale to też trochę wykańcza.

lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: lustro » 16 gru 2021, 9:14

Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:28

Tak mam sprzeczności wczoraj mi się ulało, a dziś już jest lepiej. Pisałam, co myślę i jak się czuję tak piszę, raz jest lepszy dzień raz jest gorszy. Dziś mam lepszy, nie mam już PMS 😉
Czy mamy przyjąć, że jesteś niestabilna emocjonalnie i uważasz, że tak jest ok bo ...jesteś kobietą????
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:28
Tak chciałam chciałam się wygadać i zobaczyć co inni myślą i zrobić aktualizację systemu.
No to się wygadałaś.
Jest z tego jakiś pożytek?

Patrząc na to, co piszesz - aktualizacja systemu chyba do nikąd nie prowadzi w Twoim przypadku, ponieważ twardo trwasz przy swoim punkcie widzenia. Niezmiennym chyba od 10 lat?
Co tu aktualizować? Chyba tylko to, że jak było tak jest i tak będzie. Bo tak chcesz najwyraźniej.
Firekeeper pisze:
15 gru 2021, 14:28
Tak potrzebuje relaksu, odstresowania się.
No i?
Samo się proszę pani nie zrobi. Trzeba jakieś kroki w tym kierunku zrobić.
No chyba, że chce się trwać w postawie ofiary ( to bardzo wygodna postawa) i ta bierność jest po prostu na rękę.

Przykro mi to pisać, ale napiszę - mam wrażenie, że to marnowanie czasu. Twojego i naszego. Póki nie otworzysz oczu i uszu - szkoda zachodu z obu stron.

Ty chcesz zdrowej rodziny - przepraszam, sama sobie tworzysz chorą i to od początku. Od dnia ślubu.
Masz to, na co się godzisz. A właściwie patrząc na twoje pisanie - przy czym się upierasz.



PS
Nawiasem mówiąc - to co napisałaś o dniu ślubu daje bardzo mocne podstawy do stwierdzenia nieważności sakramentu.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 21 gości