Never ending story

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Nowiutka

Re: Never ending story

Post autor: Nowiutka »

Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 16:48
Monti pisze: 16 maja 2022, 16:10 Może warto skonsultować z kanonistą kwestię ważności małżeństwa?
Rozważałam to już wiele razy. Nie chcę i nie potrzebuję rozważać tej kwestii. Wiem, że uzyskalibyśmy stwierdzenie nieważności. Rozmawiałam z księdzem sam mi to radził x lat temu.
Mogę zapytać dlaczego?

Mnie ksiądz tłumaczył to też na zasadzie oddania wolności drugiej stronie.
Jeśli nie ma małżeństwa oboje jesteście wolni i on może ułożyć sobie życie bo jest kawalerem. Nie wiem czy twój mąż by chciał, ale jeśli tak - czy byłabyś w stanie go puścić, tak prawdziwie? Co czujesz / co byś czuła myśląc o tym w ten sposób, widząc jego wolność? Jeśli nie chcesz z nim być - bo jak rozumiem tak czujesz wewnętrznie, jeśli on nie chce być z tobą - bo szuka ciągle poza, to co sprawia, że nie chcesz rozważać tej kwestii?
Czy trwanie w zawieszeniu jest wygodne?
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Sefie pisze: 16 maja 2022, 22:37
Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 22:26 A jeśli chodziło o to co ma pozytywnego mój mąż z całej sytuacji to myślę, że dużo. Chodzi na siłownię, dba o swoje zdrowie. Wystylizował się, wytatuował, zmienił pracę, co chwilę z kimś rozmawia przez telefon. Wychodzi do znajomych. Jest spokojniejszy. Co dziennie ogląda filmy do późna w nocy. Ja o nic nie pytam, on mi o niczym nie mówi więc ciszy się wolnością. Ja odpuściłam kontrolę.
To dość ciekawe. O ile mi wiadomo (mogę się mylić) osoby uzależnione od porno nie przejawiają potrzeby dbania o swój wizerunek ani nie przejawiają większych chęci na kontakty społeczne. Są wycofane z takich kontaktów jak również z aktywności fizycznych. A tutaj męża prezentujesz jako całkiem ogarniętego pana domu.

Jesteś pewna, że problem jest w porno?!
Mąż zaczął szczególnie dbać o wygląd po ostatniej terapii. Uzależnienie męża było silne na początkach naszego małżeństwa i po narodzinach dzieci. Od 6 lat nie korzysta nałogowo z stron pornograficznych płatnych ale jeszcze jak go kontrolowałam to na jesieni wchodził na soft porno. Na jesieni zalogował się też na portale randkowe. W wakacje rok temu poznał dziewczynę i się nią zauroczył. Po mojej interwencji zakończył kontakty z nią. Obecnie nie mam pojęcia czy dalej korzysta z czatów, z kim pisze i do kogo dzwoni. Uzależnienie jest związane z niskim poczuciem wartości i nie umiejętnym radzeniem z stresem. Siłownia służy mu jako odskocznia. Mój mąż nie bardzo dogaduje się z mężczyznami ale za to z kobietami to dusza towarzystwa. Ma same praktycznie koleżanki.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 14:17
Pavel pisze: 16 maja 2022, 13:41
Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 10:25 Tak w sumie Nowiutka jak się nad tym zastanowić to nie. Ja miałam 18 lat jak go poznałam i nie chciałam z nim być w żadnym związku ale to on nalegał i robił wszystko żebym się zgodziła. Jak się zgodziłam to robił wszystko, żeby to zniszczyć, a ja byłam nie dość, że młoda to i głupia i wkręciłam się w współuzależnienie i w takich stosunkach wzięliśmy ślub. Skoro się stało to stawałam na rzęsach żeby było dobrze i zawsze on to psuł prędzej czy później. Jestem z nim szczera od początku. Nie ukrywałam nigdy przed nim, że ślub to najgorszy dzień mojego życia. Z racji sakramentu, założenia rodziny jestem w stanie z nim mieć normalne stosunki małżeńskie ale on jak tylko zaczyna być ,, normalnie" szuka sobie innych kobiet, okłamuje mnie i unika. Przez te 16 lat jak z nim jestem większość czasu byłam jego koleżanką z przygodowym seksem w pakiecie, a nie partnerką.
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem powyższy post.
Zaczęłaś się z nim spotykać, staliście się parą, narzeczeństwem, małżeństwem bo twój mąż nalegał?
Ty zaś tego, czyli jego jako partnera, męża nie chciałaś?
Jeśli właściwie rozumiem, od „zawsze” tak myślałaś, czy to nowe odkrycia?

Od „zawsze” mu powtarzałaś, że ślub to najgorszy dzień twego życia?
Czyli od kiedy? Miesiąc po ślubie, dzień, rok, dwa, pięć?
Spróbuję dokładnie. Poznałam go mając 18 lat. W tym czasie koleżanki miały już chłopaków. Ja byłam szalenie zakochana w kimś innym. Poznałam męża, zaczęliśmy się przyjaźnić. Był on po rozstaniu z byłą dziewczyną. Wkręcał mnie w to. Po jakimś długim czasie zaczęłam z nim chodzić. Ale od początku jako chłopak mąż był zazdrosny, przyjeżdżał pod szkołę, przesiadywał u mnie w domu. Obarczał mnie swoimi problemami. Chciał seksu. Pozbawił mnie znajomych. Po roku od poznania oświadczył mi się. Ja miałam 19 lat, zrezygnowałam z pójścia na studia dzienne żeby nie obciążać matki finansowo. Ojciec pił na potęgę. Mąż wykazywał już pierwsze oznaki uzależnienia od pornografii. Więc wpadłam jak śliwka w kompot. Z jednej strony chciałam uciekać od ślubu, z drugiej była ciężka sytuacja, bo obawiałam się, że jeśli moja matka z powodu ojca upadnie na zdrowiu będę musiała utrzymać dom i rodzeństwo. Mąż miał wtedy dobrą pracę. Byłam już mocno współuzależniona. Przed samym ślubem byłam już wrakiem człowieka. Miesiąc przed odkryłam korespondencję męża z koleżanką z pracy. Flirtował. Do tego duża ilość pornografii w telefonie. Nie zapłacone rachunki. Zaszłam w ciążę. Ciąża planowana przeze mnie. Coś mi się w tej głowie uroiło, że muszę mieć coś co mnie zmusi do ślubu z nim i się nie wycofam. Wtedy kiedy odkryłam tą korespondencję podarłam wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Wykrzyczałam mu, że jeśli jestem w ciąży i stracę dziecko to będzie jego wina. Nie wiedziałam, że już byłam w ciąży. Tydzień przed ślubem dostałam krwawienia. Trafiłam do szpitala. Ciąża zagrożona. Rodzice mało mnie nie zabili. Prosiłam o odwołanie ślubu. Powiedzieli, ze to wstyd teraz odwoływać. Co powie rodzina. Umówili się z lekarzem na usunięcie. Ja się o tym dowiedziałam przypadkiem. Wyszłam z szpitala na żądanie W piątek w nocy mąż zostawił mnie samą, żeby spędzić ostatni wieczór kawalerski. Ja poroniłam. Rano zamiast do lekarza zawieźli mnie do fryzjera i makijażystki. Przed ślubem dzwonilam do męża, że straciłam dziecko. Usłyszałam od niego, że mam teraz mu nie zawracać głowy przed ślubem bo się stresuje. Przyjechał odegraliśmy scenę przed rodziną. Ja w kościele byłam na silnych lekach, miałam skurcze. Mąż całe wesele pił, bawił się. Ze mną był tylko na pierwszym tańcu i innych typowych wstawkach. Po ślubie próbowałam jakoś ułożyć to małżeństwo. Chciałam szybko zajść w kolejną ciążę, bo miałam depresję. I udało się po 3 miesiącach. Mąż traktował mnie raz jakbym była księżniczką, a za chwilę kazał mi spać w ciąży na podłodze. Ciąża była zagrozona. Nie mogłam wychodzić, on za to bawił się na całego. Po narodzinach córki, okazało się, że mąż zabrał połowę wianka i przepadły pieniądze między innymi na porno. Kazałam mu wybierać. Zostawił mnie z 3 miesięcznym dzieckiem. Chciałam rozwodu. Trafiłam na Sychar. I tak się to toczy.
Zanim się odniosę, chciałbym jeszcze o coś dopytać.
A jak to wygląda ze strony twego męża?
On również (pomijając cały jego bałagan) cię nie kochał? Jakie były jego motywacje?
Czy kiedykolwiek szczerze o tym rozmawialiście?
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel pisze: 17 maja 2022, 8:47
Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 14:17
Pavel pisze: 16 maja 2022, 13:41
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem powyższy post.
Zaczęłaś się z nim spotykać, staliście się parą, narzeczeństwem, małżeństwem bo twój mąż nalegał?
Ty zaś tego, czyli jego jako partnera, męża nie chciałaś?
Jeśli właściwie rozumiem, od „zawsze” tak myślałaś, czy to nowe odkrycia?

Od „zawsze” mu powtarzałaś, że ślub to najgorszy dzień twego życia?
Czyli od kiedy? Miesiąc po ślubie, dzień, rok, dwa, pięć?
Spróbuję dokładnie. Poznałam go mając 18 lat. W tym czasie koleżanki miały już chłopaków. Ja byłam szalenie zakochana w kimś innym. Poznałam męża, zaczęliśmy się przyjaźnić. Był on po rozstaniu z byłą dziewczyną. Wkręcał mnie w to. Po jakimś długim czasie zaczęłam z nim chodzić. Ale od początku jako chłopak mąż był zazdrosny, przyjeżdżał pod szkołę, przesiadywał u mnie w domu. Obarczał mnie swoimi problemami. Chciał seksu. Pozbawił mnie znajomych. Po roku od poznania oświadczył mi się. Ja miałam 19 lat, zrezygnowałam z pójścia na studia dzienne żeby nie obciążać matki finansowo. Ojciec pił na potęgę. Mąż wykazywał już pierwsze oznaki uzależnienia od pornografii. Więc wpadłam jak śliwka w kompot. Z jednej strony chciałam uciekać od ślubu, z drugiej była ciężka sytuacja, bo obawiałam się, że jeśli moja matka z powodu ojca upadnie na zdrowiu będę musiała utrzymać dom i rodzeństwo. Mąż miał wtedy dobrą pracę. Byłam już mocno współuzależniona. Przed samym ślubem byłam już wrakiem człowieka. Miesiąc przed odkryłam korespondencję męża z koleżanką z pracy. Flirtował. Do tego duża ilość pornografii w telefonie. Nie zapłacone rachunki. Zaszłam w ciążę. Ciąża planowana przeze mnie. Coś mi się w tej głowie uroiło, że muszę mieć coś co mnie zmusi do ślubu z nim i się nie wycofam. Wtedy kiedy odkryłam tą korespondencję podarłam wszystkie nasze wspólne zdjęcia. Wykrzyczałam mu, że jeśli jestem w ciąży i stracę dziecko to będzie jego wina. Nie wiedziałam, że już byłam w ciąży. Tydzień przed ślubem dostałam krwawienia. Trafiłam do szpitala. Ciąża zagrożona. Rodzice mało mnie nie zabili. Prosiłam o odwołanie ślubu. Powiedzieli, ze to wstyd teraz odwoływać. Co powie rodzina. Umówili się z lekarzem na usunięcie. Ja się o tym dowiedziałam przypadkiem. Wyszłam z szpitala na żądanie W piątek w nocy mąż zostawił mnie samą, żeby spędzić ostatni wieczór kawalerski. Ja poroniłam. Rano zamiast do lekarza zawieźli mnie do fryzjera i makijażystki. Przed ślubem dzwonilam do męża, że straciłam dziecko. Usłyszałam od niego, że mam teraz mu nie zawracać głowy przed ślubem bo się stresuje. Przyjechał odegraliśmy scenę przed rodziną. Ja w kościele byłam na silnych lekach, miałam skurcze. Mąż całe wesele pił, bawił się. Ze mną był tylko na pierwszym tańcu i innych typowych wstawkach. Po ślubie próbowałam jakoś ułożyć to małżeństwo. Chciałam szybko zajść w kolejną ciążę, bo miałam depresję. I udało się po 3 miesiącach. Mąż traktował mnie raz jakbym była księżniczką, a za chwilę kazał mi spać w ciąży na podłodze. Ciąża była zagrozona. Nie mogłam wychodzić, on za to bawił się na całego. Po narodzinach córki, okazało się, że mąż zabrał połowę wianka i przepadły pieniądze między innymi na porno. Kazałam mu wybierać. Zostawił mnie z 3 miesięcznym dzieckiem. Chciałam rozwodu. Trafiłam na Sychar. I tak się to toczy.
Zanim się odniosę, chciałbym jeszcze o coś dopytać.
A jak to wygląda ze strony twego męża?
On również (pomijając cały jego bałagan) cię nie kochał? Jakie były jego motywacje?
Czy kiedykolwiek szczerze o tym rozmawialiście?
Pavel sama chciałabym wiedzieć. Niestety przez te wszystkie lata próbowałam z nim rozmawiać na ten temat. Ale to jak z ślepym o kolorach. Mój mąż nie rozmawia o uczuciach. Ciężko mu określić co czuje. W ogóle nie chce poruszać tego tematu. Na zasadzie było, jestem winny nie będę do tego wracał. Na pewno wiem, że nie chce rozwodu. Jego matka rozwiodła się zanim się urodził i zabroniła kontaktów z ojcem. Nie wiem czy on mnie kocha jako członka rodziny tak, ale jako kobietę? A motywację kiedyś ? Wydaje mi się, że chciał założyć rodzinę i wyrwać się od swojej gdzie pod tym względem jest tragedia. Czuł się dobrze u mnie. Wszyscy go akceptowali. Czuł się pomocny, zaopiekowany. Inny klimat. Ja byłam piękna w porównaniu z jego byłą, wykształcona. Inni mu zazdrościli takiej narzeczonej. Zabierał mnie do znajomych. Po ślubie całkowicie się to odmieniło. Dużo na terapii było o jego matce jako jednej z głównych przyczyn jego problemów, ale dokładnie nie wiem co i jak. Mogę się domyślać tylko.
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Nowiutka pisze: 17 maja 2022, 6:53
Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 16:48
Monti pisze: 16 maja 2022, 16:10 Może warto skonsultować z kanonistą kwestię ważności małżeństwa?
Rozważałam to już wiele razy. Nie chcę i nie potrzebuję rozważać tej kwestii. Wiem, że uzyskalibyśmy stwierdzenie nieważności. Rozmawiałam z księdzem sam mi to radził x lat temu.
Mogę zapytać dlaczego?

Mnie ksiądz tłumaczył to też na zasadzie oddania wolności drugiej stronie.
Jeśli nie ma małżeństwa oboje jesteście wolni i on może ułożyć sobie życie bo jest kawalerem. Nie wiem czy twój mąż by chciał, ale jeśli tak - czy byłabyś w stanie go puścić, tak prawdziwie? Co czujesz / co byś czuła myśląc o tym w ten sposób, widząc jego wolność? Jeśli nie chcesz z nim być - bo jak rozumiem tak czujesz wewnętrznie, jeśli on nie chce być z tobą - bo szuka ciągle poza, to co sprawia, że nie chcesz rozważać tej kwestii?
Czy trwanie w zawieszeniu jest wygodne?
Nowiutka nie rozważam tej kwestii bo mamy trójkę dzieci i tworzymy rodzinę. Jeśli mąż chciałby z kimś być droga wolna. Kwestia do rozważenia. Dla mnie osobiście głupotą jest występować po tylu latach małżeństwa, trójce dzieci o stwierdzenie nieważności.
Zwyklaosoba
Posty: 479
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Zwyklaosoba »

Firekeeper pisze: 17 maja 2022, 9:36
Nowiutka pisze: 17 maja 2022, 6:53
Firekeeper pisze: 16 maja 2022, 16:48

Rozważałam to już wiele razy. Nie chcę i nie potrzebuję rozważać tej kwestii. Wiem, że uzyskalibyśmy stwierdzenie nieważności. Rozmawiałam z księdzem sam mi to radził x lat temu.
Mogę zapytać dlaczego?

Mnie ksiądz tłumaczył to też na zasadzie oddania wolności drugiej stronie.
Jeśli nie ma małżeństwa oboje jesteście wolni i on może ułożyć sobie życie bo jest kawalerem. Nie wiem czy twój mąż by chciał, ale jeśli tak - czy byłabyś w stanie go puścić, tak prawdziwie? Co czujesz / co byś czuła myśląc o tym w ten sposób, widząc jego wolność? Jeśli nie chcesz z nim być - bo jak rozumiem tak czujesz wewnętrznie, jeśli on nie chce być z tobą - bo szuka ciągle poza, to co sprawia, że nie chcesz rozważać tej kwestii?
Czy trwanie w zawieszeniu jest wygodne?
Nowiutka nie rozważam tej kwestii bo mamy trójkę dzieci i tworzymy rodzinę. Jeśli mąż chciałby z kimś być droga wolna. Kwestia do rozważenia. Dla mnie osobiście głupotą jest występować po tylu latach małżeństwa, trójce dzieci o stwierdzenie nieważności.
A po 4 latach i braku dzieci i w sumie szczęśliwym pożyciu ? To tez głupotka ?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

No to wygląda mi na to Firekeeper, że oboje się wzajemnie solidnie poraniliście, oszukaliście.
Nie wiem jak było z twym mężem wcześniej, zapewne w szponach porno, nieczystości, kompleksach tkwił już zanim cię poznał.
Natomiast patrząc z mojej perspektywy - solidnie mu nie zazdroszczę, bowiem twój opis sugeruje mi trwanie w małżeństwie z rozsądku, z powodów religijnych, ale bez świadomości bycia kochanym, podziwianym, bez realnej perspektywy wzrostu relacji, bliskości.

Zapewne swoją postawą ci nie pomagał (a wręcz przeciwnie), ale rozumiem jego (jak sobie wyobrażam) tęsknotę za byciem kochanym, podziwianym, ważnym, pożądanym, jedynym.
Tak jak on odrzucał i ranił ciebie, tak dostawał to samo od ciebie.

Skądś to znam, też sobie z żoną zrobiliśmy krzywdę przed ślubem.
Da się to naprawić, ale potrzeba wiedzy, zmiany myślenia, ciężkiej pracy, czasu i chęci.
Obojga małżonków.
Chociaż wystarczy, by na początek wystartował tylko jeden i wespół z Bogiem zaorał „starego” siebie i zbudował nowego.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel pisze: 18 maja 2022, 18:43 No to wygląda mi na to Firekeeper, że oboje się wzajemnie solidnie poraniliście, oszukaliście.
Nie wiem jak było z twym mężem wcześniej, zapewne w szponach porno, nieczystości, kompleksach tkwił już zanim cię poznał.
Natomiast patrząc z mojej perspektywy - solidnie mu nie zazdroszczę, bowiem twój opis sugeruje mi trwanie w małżeństwie z rozsądku, z powodów religijnych, ale bez świadomości bycia kochanym, podziwianym, bez realnej perspektywy wzrostu relacji, bliskości.

Zapewne swoją postawą ci nie pomagał (a wręcz przeciwnie), ale rozumiem jego (jak sobie wyobrażam) tęsknotę za byciem kochanym, podziwianym, ważnym, pożądanym, jedynym.
Tak jak on odrzucał i ranił ciebie, tak dostawał to samo od ciebie.

Skądś to znam, też sobie z żoną zrobiliśmy krzywdę przed ślubem.
Da się to naprawić, ale potrzeba wiedzy, zmiany myślenia, ciężkiej pracy, czasu i chęci.
Obojga małżonków.
Chociaż wystarczy, by na początek wystartował tylko jeden i wespół z Bogiem zaorał „starego” siebie i zbudował nowego.
Pavel próbowałam nic z tego. Weźmy już nawet ostatni czas. Podjęłam kolejną próbę. Równocześnie miał terapeutkę. Odcięłam całkowicie przeszłość, ani razu mu nie wypomniałam nic. Przeprowadziłam go z salonu do sypialni. Nie czepiałam się. Jak mnie prowokował, cierpliwie czekałam aż mu przejdzie. Nie krzyczałam. To on chciał odnowić przysięgę. Byłam szczęśliwą, uśmiechniętą kobietą. Nie było kłótni. Chwaliłam go i doceniałam. Zrezygnowałam z kontrolowania go. Robił co chciał. I co? Od nowa to samo. Zaczął unikać seksu, aż wstałam w nocy, a on się masturbował. I koniec, wyprowadził się z sypialni. I ma mnie totalnie w poważaniu jako kobietę i żonę. Nie rozmawia ze mną. Nie powiedział mi nawet, że zmienił pracę. Rozmawia z koleżankami przez telefon. Ja go nie interesuje. Ja nie mam problemu traktować go jak męża i widzieć w nim mężczyznę pomimo wszystko. Ja zaorać już się bardziej nie mogę.
Przepraszam mogę, ale to będzie oznaczać to co piszesz znów podejmę trud i ciężką pracę, by on się czuł kochany, podziwiany, ważny i pożądany i jedyny, a w zamian za to po jakimś czasie znów okaże się, że byle bot w serwisie jest bardziej interesujący jak ja.
Lawendowa
Posty: 7687
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Lawendowa »

Zwyklaosoba pisze: 17 maja 2022, 10:54
Firekeeper pisze: 17 maja 2022, 9:36

Nowiutka nie rozważam tej kwestii bo mamy trójkę dzieci i tworzymy rodzinę. Jeśli mąż chciałby z kimś być droga wolna. Kwestia do rozważenia. Dla mnie osobiście głupotą jest występować po tylu latach małżeństwa, trójce dzieci o stwierdzenie nieważności.
A po 4 latach i braku dzieci i w sumie szczęśliwym pożyciu ? To tez głupotka ?
Nie wiem tego ja i nie sądzę by ktokolwiek z forumowiczów mógł Ci odpowiedzieć na to pytanie. Jak wiele osób na Forum, tak wiele historii i pomimo, że pozornie bardzo podobne to jednak każda inna. Forum to nie jest właściwe miejsce by rozstrzygać czy małżeństwo kogokolwiek jest ważne, bo tutaj widzimy zaledwie wycinek historii. To są sprawy do rozeznania we własnym sercu z towarzyszeniem kompetentnej osoby i z asystencją Ducha Świętego, a właściwym miejscem rozstrzygnięcia tego jest Sąd Biskupi.
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Zwyklaosoba pisze: 17 maja 2022, 10:54
Firekeeper pisze: 17 maja 2022, 9:36
Nowiutka pisze: 17 maja 2022, 6:53

Mogę zapytać dlaczego?

Mnie ksiądz tłumaczył to też na zasadzie oddania wolności drugiej stronie.
Jeśli nie ma małżeństwa oboje jesteście wolni i on może ułożyć sobie życie bo jest kawalerem. Nie wiem czy twój mąż by chciał, ale jeśli tak - czy byłabyś w stanie go puścić, tak prawdziwie? Co czujesz / co byś czuła myśląc o tym w ten sposób, widząc jego wolność? Jeśli nie chcesz z nim być - bo jak rozumiem tak czujesz wewnętrznie, jeśli on nie chce być z tobą - bo szuka ciągle poza, to co sprawia, że nie chcesz rozważać tej kwestii?
Czy trwanie w zawieszeniu jest wygodne?
Nowiutka nie rozważam tej kwestii bo mamy trójkę dzieci i tworzymy rodzinę. Jeśli mąż chciałby z kimś być droga wolna. Kwestia do rozważenia. Dla mnie osobiście głupotą jest występować po tylu latach małżeństwa, trójce dzieci o stwierdzenie nieważności.
A po 4 latach i braku dzieci i w sumie szczęśliwym pożyciu ? To tez głupotka ?
Ja pisałam o sobie i swoim małżeństwie. Dla mnie jest to nie do ogarnięcia. Tym bardziej, że czytam że do stwierdzenia nieważności małżeństwa często wymagają wcześniej rozwodu. I po tylu latach z trójką dzieci jakoś ciężko mi znaleźć konkretny powód by podjąć się tego przedsięwzięcia. Nie chcę ani rozwodu, ani nie chcę szukać czy mieć nowego partnera. Mimo wszystko tworzymy dla dzieci rodzinę.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Pavel »

Firekeeper pisze: 18 maja 2022, 20:26
Pavel pisze: 18 maja 2022, 18:43 No to wygląda mi na to Firekeeper, że oboje się wzajemnie solidnie poraniliście, oszukaliście.
Nie wiem jak było z twym mężem wcześniej, zapewne w szponach porno, nieczystości, kompleksach tkwił już zanim cię poznał.
Natomiast patrząc z mojej perspektywy - solidnie mu nie zazdroszczę, bowiem twój opis sugeruje mi trwanie w małżeństwie z rozsądku, z powodów religijnych, ale bez świadomości bycia kochanym, podziwianym, bez realnej perspektywy wzrostu relacji, bliskości.

Zapewne swoją postawą ci nie pomagał (a wręcz przeciwnie), ale rozumiem jego (jak sobie wyobrażam) tęsknotę za byciem kochanym, podziwianym, ważnym, pożądanym, jedynym.
Tak jak on odrzucał i ranił ciebie, tak dostawał to samo od ciebie.

Skądś to znam, też sobie z żoną zrobiliśmy krzywdę przed ślubem.
Da się to naprawić, ale potrzeba wiedzy, zmiany myślenia, ciężkiej pracy, czasu i chęci.
Obojga małżonków.
Chociaż wystarczy, by na początek wystartował tylko jeden i wespół z Bogiem zaorał „starego” siebie i zbudował nowego.
Pavel próbowałam nic z tego. Weźmy już nawet ostatni czas. Podjęłam kolejną próbę. Równocześnie miał terapeutkę. Odcięłam całkowicie przeszłość, ani razu mu nie wypomniałam nic. Przeprowadziłam go z salonu do sypialni. Nie czepiałam się. Jak mnie prowokował, cierpliwie czekałam aż mu przejdzie. Nie krzyczałam. To on chciał odnowić przysięgę. Byłam szczęśliwą, uśmiechniętą kobietą. Nie było kłótni. Chwaliłam go i doceniałam. Zrezygnowałam z kontrolowania go. Robił co chciał. I co? Od nowa to samo. Zaczął unikać seksu, aż wstałam w nocy, a on się masturbował. I koniec, wyprowadził się z sypialni. I ma mnie totalnie w poważaniu jako kobietę i żonę. Nie rozmawia ze mną. Nie powiedział mi nawet, że zmienił pracę. Rozmawia z koleżankami przez telefon. Ja go nie interesuje. Ja nie mam problemu traktować go jak męża i widzieć w nim mężczyznę pomimo wszystko. Ja zaorać już się bardziej nie mogę.
Przepraszam mogę, ale to będzie oznaczać to co piszesz znów podejmę trud i ciężką pracę, by on się czuł kochany, podziwiany, ważny i pożądany i jedyny, a w zamian za to po jakimś czasie znów okaże się, że byle bot w serwisie jest bardziej interesujący jak ja.
Nie jest moją intencją mądrzenie się, tak samo jak uzurpacja monopolu na prawdę, rację itp.
To tak na wszelki wypadek, by była jasność.
Chcę przekazać swój odbiór wycinka tego co opisujesz. Czyli to co napiszę dotyczy tylko części istoty problemu, patrząc z mojej perspektywy oczywiście.
Wiele innych kwestii już się w wątku przewinęło, jeszcze inne czekają na odkrycie.

Ja nie wątpię, że przez te lata podejmowałaś próby. Niezliczoną ich ilość. To jasno przebija z twoich wpisów.
Tak jak to, że bardzo się starałaś.
Chciałbym zwrócić uwagę na coś innego, kilka aspektów.
Subiektywnie oczywiście, bo to moje myślenie i odbiór twych wpisów.


Masturbacja, porno, wszelakie romanse, flirty itd. - to z pewnością jest dla ciebie destrukcyjne, odpycha od męża, zniechęca do niego, jest takim swoistym „kastrowaniem” ciebie.
Równocześnie, wnioskując po twoim opisie, ty również „kastrowałaś” męża.
Takie słowa jak „dzień ślubu to najgorszy dzień w moim życiu” pozostają zapewne w głowie na długo, być można zawsze. Zwłaszcza wtedy, gdy ma to potwierdzenie w nastawieniu, czynach, podejściu.
Zapewne to nie jedyny przejaw „kastrowania”, sama możesz dojść do tego jakie mogły być inne.

Możliwe, ja przecież was nie znam i mało o was wiem, że główną przyczyną działań twego męża jest uzależnienie od porno, zakompleksienie, seksoholizm itp.
Jednocześnie gdy opisujesz go jako ojca oraz kwestie waszej relacji, jej początki itd. Coś we mnie w środku mówi, że może powód jest inny. A te porno,romanse, flirty to objaw nieumiejętnosci poradzenia sobie z zastaną rzeczywistością.
Że może to rozpaczliwe (i niewłaściwe) próby szukania miłości, akceptacji, desperacka chęć by być kochanym. I próby napełniania zbiorników miłości, a że w destrukcyjny dla wszystkich zainteresowanych sposób, to już inna sprawa.

Przerażajace dla mnie jest, że przez tyle lat nie zdobył się na szczerą rozmowę, zwłaszcza w obliczu tego, że przeróżne próby terapii, leczenia jednak podejmował.
Znaczy to, że niekoniecznie chciał rozstania.
Że może podobnie jak tobie, zależy mu na małżeństwie. Jakiekolwiek są tego główne intencje.

Po tym co ostatnio opisałaś wszystko jawi mi się jako znacznie bardziej skomplikowane.
I przykro mi, że oboje cierpicie, że mimo podejmowanych prób i starań nie potraficie ruszyć do przodu.
Może warto jeszcze raz przeanalizować to wszystko i podjąć inne działania, skoro dotychczasowe próby okazały się nieskuteczne?
Tobie z pewnością chciałbym polecić warsztat 12 kroków.
Warto się zapisać jak najszybciej, bo czas oczekiwania bywa długi.
A warsztat ten na pewno, o ile zechcesz i tym chęciom dopomożesz swą pracą, odmieni znacząco twe życie.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1561
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Never ending story

Post autor: Niepozorny »

Pavel pisze: 19 maja 2022, 23:14 Tobie z pewnością chciałbym polecić warsztat 12 kroków.
Firekeeper pisze: 16 gru 2021, 15:44 Na 12 krokach bardzo dużo wyciągnęłam dla siebie czytając innych. Nie miałam nawet pojęcia, że mam z czymś problem i dlaczego.
Z braku rodzi się lepsze!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Ruta »

Firekeeper,
skoro wszystkie dotychczasowe próby i starania zawiodły, może to czas, by się poddać? Z początku, w moim kryzysie i beznadziei, takie słowa wydawały mi się destrukcyjne. Jeśli się poddam, wszystko się rozleci... albo zakończy. Bardzo dużo brałam na siebie.

Wiele z tego co piszesz jest mi bliskie, jak choćby pragnienie szczęśliwej rodziny, dobrej relacji z mężem, próby realizowania ich pomimo trudnych zachowań męża związanych z uzależnieniami, które opisujesz. Znam to doskonale ze swojego własnego życia. U mnie te próby prowadziły przez górki, a potem coraz głębsze dołki. Aż do dołka w którym mój mąż zdecydował się odejść.

Tu na forum dowiedziałam się, że skoro nic co robię nie działa, może już czas oddać to Panu Bogu. Może skoro tak bardzo jestem skoncentrowana na mężu, może już czas przestać się na nim koncentrować, a dla odmiany skoncentrować się na Bogu. Nie potrafiłam tego zrobić tak po prostu. Potrzebowałam do tego terapii współuzależnienia, bardzo dużo modlitwy, pogłębienia mojej relacji z Bogiem, no i przejścia od wiary w Boga do zawierzenia Bogu. Nadal nie mogę powiedzieć, że udało mi się to wszystko na 100 procent. Ale wiem jedno, te obszary, które udaje mi się oddać, zawierzyć, zdrowieją. Czasem dzieje się to od razu, a czasem jest procesem, czasem długim i bolesnym, ale zawsze ku zdrowiu, poprawie, lepszym relacjom.

Trochę też obserwując siebie i inne żony uzależnionych mężów, widzę, że każda z nas w większym lub mniejszym stopniu, żyje lub żyła w przekonaniu, że gdyby mąż wyzdrowiał z nałogu wszystko by się zmieniło. Na lepsze oczywiście. To powoduje stałe życie w oczekiwaniu na tą zmianę męża, na jego wyzdrowienie, więc i podejmowane działania są także skoncentrowane wokół męża. A że mąż w większym lub mniejszym stopniu jest z kolei skoncentrowany na swoim nałogu, stopniowo wszystko zaczyna krążyć wokół tego. Taki wir. W który wpada przy okazji wiele rzeczy. W sumie terapia współuzależnienia jest o tym - jak przestać wirować.

To przekonanie jest bardzo destrukcyjne. No bo dokąd mąż się nie zmienia, to "nic się nie da". Z początku wydawało mi się niesprawiedliwe, gdy słyszałam lub czytałam, że takie przekonanie jest też swojego rodzaju usprawiedliwieniem dla żony, by nic nie robić. Nie robić ze sobą, z życiem. No bo mąż pije/bierze/zdradza. Szczególnie w wykonaniu Księdza Pawlukiewicza, który mówił o tym bardzo wprost, wydawało mi się to bardzo raniące. Ale teraz widzę, jak dużo było w tym racji w odniesieniu do mnie samej. Dokąd żyłam w oczekiwaniu na zmiany w mężu, nie widziałam potrzeby zmian w sobie. Jak z tą belką i drzazgą.

To przekonanie ma też jeszcze jeden aspekt. Pewnego dnia przychodzi ściana: zrobiłam już wszystko, a mąż się dalej nie zmienia. Czyli nic już się nie da zrobić. Czyli to koniec. Takie myślenie to pułapka.
Teraz widzę też ile w tym moim myśleniu o naszej sytuacji było pychy. Skoro JA zrobiłam już wszystko co mogłam i nic to nie dało, to znaczy, że już nic się nie da zrobić. Mówiłam, myślałam to ja, i na dodatek szczerze w to wierzyłam. Równocześnie składałam wyznanie wiary w Boga Wszechmogącego. I nie widziałam w tym sprzeczności.

Moim bardzo budującym odkryciem jest, że nie muszę czekać na zmiany w mężu. Mogę zmieniać siebie, swoje relacje, swoje życie. Możliwe, że mąż kiedyś na tej drodze do mnie dołączy. A może nie. Tego nie wiem. Ale wiem już, jak wiele w moim życiu zależy ode mnie. A gdy z kolei to, co zależy ode mnie zawierzam Bogu, wszystko zaczyna się układać. A z moich ramion spada ogromny ciężar.

Zupełnie wbrew moim wcześniejszym przekonaniom, im bardziej odpuszczam swoje oczekiwania, męża, jego trudności, rodzinę (nie mylić z odejściem od obowiązków stanu, czy rezygnacją z odpowiedzialności), tym moje relacje z mężem robią się lepsze. To nadal jest relacja w małżeńskim kryzysie, ale teraz jest to całkiem sympatyczna relacja.
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Pavel pisze: 19 maja 2022, 23:14
Firekeeper pisze: 18 maja 2022, 20:26
Pavel pisze: 18 maja 2022, 18:43 No to wygląda mi na to Firekeeper, że oboje się wzajemnie solidnie poraniliście, oszukaliście.
Nie wiem jak było z twym mężem wcześniej, zapewne w szponach porno, nieczystości, kompleksach tkwił już zanim cię poznał.
Natomiast patrząc z mojej perspektywy - solidnie mu nie zazdroszczę, bowiem twój opis sugeruje mi trwanie w małżeństwie z rozsądku, z powodów religijnych, ale bez świadomości bycia kochanym, podziwianym, bez realnej perspektywy wzrostu relacji, bliskości.

Zapewne swoją postawą ci nie pomagał (a wręcz przeciwnie), ale rozumiem jego (jak sobie wyobrażam) tęsknotę za byciem kochanym, podziwianym, ważnym, pożądanym, jedynym.
Tak jak on odrzucał i ranił ciebie, tak dostawał to samo od ciebie.

Skądś to znam, też sobie z żoną zrobiliśmy krzywdę przed ślubem.
Da się to naprawić, ale potrzeba wiedzy, zmiany myślenia, ciężkiej pracy, czasu i chęci.
Obojga małżonków.
Chociaż wystarczy, by na początek wystartował tylko jeden i wespół z Bogiem zaorał „starego” siebie i zbudował nowego.
Pavel próbowałam nic z tego. Weźmy już nawet ostatni czas. Podjęłam kolejną próbę. Równocześnie miał terapeutkę. Odcięłam całkowicie przeszłość, ani razu mu nie wypomniałam nic. Przeprowadziłam go z salonu do sypialni. Nie czepiałam się. Jak mnie prowokował, cierpliwie czekałam aż mu przejdzie. Nie krzyczałam. To on chciał odnowić przysięgę. Byłam szczęśliwą, uśmiechniętą kobietą. Nie było kłótni. Chwaliłam go i doceniałam. Zrezygnowałam z kontrolowania go. Robił co chciał. I co? Od nowa to samo. Zaczął unikać seksu, aż wstałam w nocy, a on się masturbował. I koniec, wyprowadził się z sypialni. I ma mnie totalnie w poważaniu jako kobietę i żonę. Nie rozmawia ze mną. Nie powiedział mi nawet, że zmienił pracę. Rozmawia z koleżankami przez telefon. Ja go nie interesuje. Ja nie mam problemu traktować go jak męża i widzieć w nim mężczyznę pomimo wszystko. Ja zaorać już się bardziej nie mogę.
Przepraszam mogę, ale to będzie oznaczać to co piszesz znów podejmę trud i ciężką pracę, by on się czuł kochany, podziwiany, ważny i pożądany i jedyny, a w zamian za to po jakimś czasie znów okaże się, że byle bot w serwisie jest bardziej interesujący jak ja.
Nie jest moją intencją mądrzenie się, tak samo jak uzurpacja monopolu na prawdę, rację itp.
To tak na wszelki wypadek, by była jasność.
Chcę przekazać swój odbiór wycinka tego co opisujesz. Czyli to co napiszę dotyczy tylko części istoty problemu, patrząc z mojej perspektywy oczywiście.
Wiele innych kwestii już się w wątku przewinęło, jeszcze inne czekają na odkrycie.

Ja nie wątpię, że przez te lata podejmowałaś próby. Niezliczoną ich ilość. To jasno przebija z twoich wpisów.
Tak jak to, że bardzo się starałaś.
Chciałbym zwrócić uwagę na coś innego, kilka aspektów.
Subiektywnie oczywiście, bo to moje myślenie i odbiór twych wpisów.


Masturbacja, porno, wszelakie romanse, flirty itd. - to z pewnością jest dla ciebie destrukcyjne, odpycha od męża, zniechęca do niego, jest takim swoistym „kastrowaniem” ciebie.
Równocześnie, wnioskując po twoim opisie, ty również „kastrowałaś” męża.
Takie słowa jak „dzień ślubu to najgorszy dzień w moim życiu” pozostają zapewne w głowie na długo, być można zawsze. Zwłaszcza wtedy, gdy ma to potwierdzenie w nastawieniu, czynach, podejściu.
Zapewne to nie jedyny przejaw „kastrowania”, sama możesz dojść do tego jakie mogły być inne.

Możliwe, ja przecież was nie znam i mało o was wiem, że główną przyczyną działań twego męża jest uzależnienie od porno, zakompleksienie, seksoholizm itp.
Jednocześnie gdy opisujesz go jako ojca oraz kwestie waszej relacji, jej początki itd. Coś we mnie w środku mówi, że może powód jest inny. A te porno,romanse, flirty to objaw nieumiejętnosci poradzenia sobie z zastaną rzeczywistością.
Że może to rozpaczliwe (i niewłaściwe) próby szukania miłości, akceptacji, desperacka chęć by być kochanym. I próby napełniania zbiorników miłości, a że w destrukcyjny dla wszystkich zainteresowanych sposób, to już inna sprawa.

Przerażajace dla mnie jest, że przez tyle lat nie zdobył się na szczerą rozmowę, zwłaszcza w obliczu tego, że przeróżne próby terapii, leczenia jednak podejmował.
Znaczy to, że niekoniecznie chciał rozstania.
Że może podobnie jak tobie, zależy mu na małżeństwie. Jakiekolwiek są tego główne intencje.

Po tym co ostatnio opisałaś wszystko jawi mi się jako znacznie bardziej skomplikowane.
I przykro mi, że oboje cierpicie, że mimo podejmowanych prób i starań nie potraficie ruszyć do przodu.
Może warto jeszcze raz przeanalizować to wszystko i podjąć inne działania, skoro dotychczasowe próby okazały się nieskuteczne?
Tobie z pewnością chciałbym polecić warsztat 12 kroków.
Warto się zapisać jak najszybciej, bo czas oczekiwania bywa długi.
A warsztat ten na pewno, o ile zechcesz i tym chęciom dopomożesz swą pracą, odmieni znacząco twe życie.
A ja się zastanawiam czy to nie z jego strony gra która go w jakiś sposób kręci. Teraz jak stoję tak z boku i się przyglądam. To zauważam schemat. Jest normalnie, żyjemy sobie jest ok. Potem on zaczyna się odsuwać i okazuje się, że flirtuje. Jest czas, że jest obrażony na mnie i się do mnie nie odzywa albo się mnie czepia na potęgę. Jeśli ja nie uruchomię krzyku i frustracji, a ostatnio jak powiedziałam sobie koniec to siedzę spokojnie. On zaczyna być miły, wszystko robi ale jeszcze tak na dystans. Następnie zaczyna się mną interesować i wszystko jest jak na początku związku. Super seks i dużo czułości taki miesiąc miodowy. Tak funkcjonują uzależnione związki tak jak Ruta pisze góry i doliny. Okresy dobre i złe. Mnie też to kręci ale jednocześnie dobija. To są te uczucia osoby współuzależnionej o których mówiłam które nas połączyły. Ja dalej mam problem z tym. I blokuję część uczuć, żeby w to nie wpaść ponownie jak kiedyś. Bo tak jak Pavel piszesz normalnie to on powinien mnie odpychać po tym co robi, a jest na odwrót mnie to pociąga. To są pierwsze razy, niepewność, rywalizacja. Ja nie chcę tak funkcjonować. Nie mam stabilizacji. To są bardzo skrajne uczucia.

Po za tym nie wiem też czy to jest do końca gra, a może jego podtrzymywanie związku żeby nie doszło do rozwodu? On rozwodu nie chce. Bo tym czego doświadczył żyjąc sam z matką, nie chce tego dla dzieci.

Ja mam tysiące pytań i zero odpowiedzi.

Obecnie jest faza ciszy i spokoju. Ja blokuję siebie i swoje frustracje. Odczuwam spokój. Nie chcę go ani kolejny raz zmusić ani zachęcić ani kazać mu decydować czy wybierać. Stoję z boku i się przyglądam.
To jedyne wyjście jakiego jeszcze nie spróbowałam czyli stanąć z boku i się nie ruszać i nie odzywać.

Pavel podjęłam się 12 kroków tutaj na Sychar. Nie ukończyłam ich doszłam do 10 kroku. Ciężkie przeżycie, dzięki nim stoczyłam się na samo dno. Włączyłam przycisk autodestrukcji. Ale się podniosłam i było mi to bardzo potrzebne.
Firekeeper
Posty: 803
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Never ending story

Post autor: Firekeeper »

Ruta pisze: 20 maja 2022, 0:14 Firekeeper,
skoro wszystkie dotychczasowe próby i starania zawiodły, może to czas, by się poddać? Z początku, w moim kryzysie i beznadziei, takie słowa wydawały mi się destrukcyjne. Jeśli się poddam, wszystko się rozleci... albo zakończy. Bardzo dużo brałam na siebie.

Wiele z tego co piszesz jest mi bliskie, jak choćby pragnienie szczęśliwej rodziny, dobrej relacji z mężem, próby realizowania ich pomimo trudnych zachowań męża związanych z uzależnieniami, które opisujesz. Znam to doskonale ze swojego własnego życia. U mnie te próby prowadziły przez górki, a potem coraz głębsze dołki. Aż do dołka w którym mój mąż zdecydował się odejść.

Tu na forum dowiedziałam się, że skoro nic co robię nie działa, może już czas oddać to Panu Bogu. Może skoro tak bardzo jestem skoncentrowana na mężu, może już czas przestać się na nim koncentrować, a dla odmiany skoncentrować się na Bogu. Nie potrafiłam tego zrobić tak po prostu. Potrzebowałam do tego terapii współuzależnienia, bardzo dużo modlitwy, pogłębienia mojej relacji z Bogiem, no i przejścia od wiary w Boga do zawierzenia Bogu. Nadal nie mogę powiedzieć, że udało mi się to wszystko na 100 procent. Ale wiem jedno, te obszary, które udaje mi się oddać, zawierzyć, zdrowieją. Czasem dzieje się to od razu, a czasem jest procesem, czasem długim i bolesnym, ale zawsze ku zdrowiu, poprawie, lepszym relacjom.

Trochę też obserwując siebie i inne żony uzależnionych mężów, widzę, że każda z nas w większym lub mniejszym stopniu, żyje lub żyła w przekonaniu, że gdyby mąż wyzdrowiał z nałogu wszystko by się zmieniło. Na lepsze oczywiście. To powoduje stałe życie w oczekiwaniu na tą zmianę męża, na jego wyzdrowienie, więc i podejmowane działania są także skoncentrowane wokół męża. A że mąż w większym lub mniejszym stopniu jest z kolei skoncentrowany na swoim nałogu, stopniowo wszystko zaczyna krążyć wokół tego. Taki wir. W który wpada przy okazji wiele rzeczy. W sumie terapia współuzależnienia jest o tym - jak przestać wirować.

To przekonanie jest bardzo destrukcyjne. No bo dokąd mąż się nie zmienia, to "nic się nie da". Z początku wydawało mi się niesprawiedliwe, gdy słyszałam lub czytałam, że takie przekonanie jest też swojego rodzaju usprawiedliwieniem dla żony, by nic nie robić. Nie robić ze sobą, z życiem. No bo mąż pije/bierze/zdradza. Szczególnie w wykonaniu Księdza Pawlukiewicza, który mówił o tym bardzo wprost, wydawało mi się to bardzo raniące. Ale teraz widzę, jak dużo było w tym racji w odniesieniu do mnie samej. Dokąd żyłam w oczekiwaniu na zmiany w mężu, nie widziałam potrzeby zmian w sobie. Jak z tą belką i drzazgą.

To przekonanie ma też jeszcze jeden aspekt. Pewnego dnia przychodzi ściana: zrobiłam już wszystko, a mąż się dalej nie zmienia. Czyli nic już się nie da zrobić. Czyli to koniec. Takie myślenie to pułapka.
Teraz widzę też ile w tym moim myśleniu o naszej sytuacji było pychy. Skoro JA zrobiłam już wszystko co mogłam i nic to nie dało, to znaczy, że już nic się nie da zrobić. Mówiłam, myślałam to ja, i na dodatek szczerze w to wierzyłam. Równocześnie składałam wyznanie wiary w Boga Wszechmogącego. I nie widziałam w tym sprzeczności.

Moim bardzo budującym odkryciem jest, że nie muszę czekać na zmiany w mężu. Mogę zmieniać siebie, swoje relacje, swoje życie. Możliwe, że mąż kiedyś na tej drodze do mnie dołączy. A może nie. Tego nie wiem. Ale wiem już, jak wiele w moim życiu zależy ode mnie. A gdy z kolei to, co zależy ode mnie zawierzam Bogu, wszystko zaczyna się układać. A z moich ramion spada ogromny ciężar.

Zupełnie wbrew moim wcześniejszym przekonaniom, im bardziej odpuszczam swoje oczekiwania, męża, jego trudności, rodzinę (nie mylić z odejściem od obowiązków stanu, czy rezygnacją z odpowiedzialności), tym moje relacje z mężem robią się lepsze. To nadal jest relacja w małżeńskim kryzysie, ale teraz jest to całkiem sympatyczna relacja.
Mam dobre relacje z mężem ale nie małżeńskie. Odpuściłam. Nie chcę zaczynać schematu od nowa. Zajęłam się rekolekcjami które poleciłaś 😊

Co do uzależnienia. Nie mam nawet pewności czy to uzależnienie czy nie. A może nerwica, autyzm, depresja i inne zaburzenia. A może po prostu on mnie nie nie kocha? Tak czy inaczej nie mam wyjścia jak to zostawić Bogu i czasowi. Ja usuwam się na bok. Poczekam, zobaczę co z tego wyniknie.
Wczoraj ksiądz odnośnie uzależnienia powiedział, że jeśli ktoś nie wyobraża sobie życia bez ..... to jest uzależniony. Ja wyobrażam siebie życie bez męża. Bo ostatnie 6 lat praktycznie tak funkcjonuję. Więc poczyniłam duży postęp w porównaniu do tamtych lat gdzie wolałam się zabić jak być sama. Na razie mój mąż wskakuje do mojego życia i wyskakuje, miał otwarte drzwi, teraz mu zamknęłam przed nosem. Jak się zdecyduje i będzie mu zależało to może wejść kominem 😉

Po za tym słusznie mi ksiądz powiedział na spowiedzi. Masz sakrament i się nie ROZWIEDZIESZ. To dało mi jakieś takie poczucie spokoju i pewności, że ok nie jest tak źle mam sakrament. Spokojnie nie pali się. Jeszcze wszystko się może zdarzyć.
ODPOWIEDZ