Ruta pisze: ↑11 gru 2021, 14:33
To ja napiszę z perspektywy żony męża, mającego uwikłania w sferze seksualnej niszczące bliskość małżonków...
To nie chodzi tylko o intymną relację, bo w naszej relacji, nawet wtedy gdy była przyjaźń, współpraca, miłość i dobre uczucia, zanikały stopniowo także inne gesty miłości, przytulenia, pocałunku, spojrzenia. Aż do całkowitej pustyni i niezrozumiałego wtedy dla mnie zupełnie odrzucenia. Pamiętam jak bardzo źle się ze sobą czułam i jak niegodna uwagi męża, jego troski, uwagi, adoracji. Czułam się brzydka i nic nie warta, byłam pewna, że przestałam się mężowi podobać i zrozpaczona. Bo mi na nim zależało o bardzo za nim tęskniłam. I bardzo chciałam by chociaż mnie przytulił. Nawet teraz, gdy rozumiem wszystko co się działo, rozumiem jak działa to uzależnienie i to, że mój mąż nie ranił mnie celowo, czuję ból.
Ale to nie tylko taka pustynia czułości, intymności i dotyku, bo mój kochany uwikłany mąż, którego tak bardzo mi brakowało, a przecież cały czas pamiętałam, jak potrafił mnie przytulić, docenić, czy na mnie się spojrzeć, poświęcał wiele uwagi innym kobietom. I dla nich miał i podziw i czas i adorację i uwagę i spojrzenia i dotyk. To były rany jeszcze głębsze. Bo wiele kobiet jest zdolnych żyć z mężem bez relacji intymnej, a nawet bez adoracji męża i aprobaty dla jej kobiecości. I to jest zrozumiałe, tak samo byłoby w przypadku choroby męża, czy jego długiej nieobecności. Ale tu wszystko za czym ja tęskniłam - w moich oczach wtedy - otrzymywały inne kobiety. Nie rozumiałam dlaczego mój mąż mną gardzi i czemu tak bardzo mnie rani i upokarza. Tak to odbierałam.
Z czasem w naszej relacji potrzebowałam się zmierzyć z dezaprobatą męża dla mojej kobiecości, dla mojej potrzeby dotyku, czułości i także dla moich potrzeb ze sfery seksualności. Równocześnie znosiłam codziennie zdrady, których nawet nie mogłam tak nazwać. No bo mąż tylko oglądał, albo tylko pisał, albo tylko patrzył, albo tylko rozmawiał. To boli do dziś.
Jak wiele żon z takim problemem, przeszłam próbę upodobnienia się do kobiet, które podobały się mężowi. I w wyglądzie i w zachowaniu. Takie rady dostawałam, stań się bardziej swobodna, otwarta, wyglądaj bardziej wyzywająco. To nie są dobre rady, gdy mąż ma uwikłania w sferze seksualnej. Jeśli nawet na chwilę zwraca to uwagę męża, to na chwilę. A często nawet nie. Rany i ponowne odrzucenie, poczucie upokorzenia, nieatrakcyjności, wszystko to tylko się pogłębia.
Ostatnio gdy słuchałam Księdza Romana Chylińskiego dowiedziałam się, że także z perspektywy mężczyzny nie jest to dobry kierunek. Bo żona, kiedy upodabnia się do tych "jego" kobiet, traci wtedy w oczach męża szacunek. Ja tego nie rozumiem, dlaczego, choć może trochę intuicyjnie tak. Więc tym bardziej nie jest to dobre dla małżonków.
Potem zwykle jest faza szukania aprobaty dla swojej poranionej kobiecości u innych mężczyzn. Bo okazuje się, że inni mężczyźni okazują to zainteresowanie i nagle zaczyna się to dostrzegać. Czasem pojawia się myśl, że może mąż poczuje zainteresowanie gdy zobaczy, że inni są zainteresowani. Nic z tego. Raczej reaguje agresją, oskarżeniami o zdradę i jeszcze mocniej pogrąża się w swoich uwikłaniach. Wiele kobiet tu tak bardzo się gubi, że wpada w romans, albo w bardzo przypadkowe relacje. Wiem, bo sama znalazłam się na skraju romansu. Przypadkiem, nie planowałam tego, pozwoliłam sobie na zbyt bliska przyjaźń z mężczyzną. I nagle byłam bardzo, ale to bardzo zakochana. Z wzajemnością. Zerwałam kontakt z tym mężczyzną i do niczego nie doszło. Nie zdradziłam męża, bo bardzo go kochałam, nie byłam sobie w stanie nawet tego wyobrazić. Więc bardzo cierpiałam, zanim całe to zakochanie mi przeszło i czułam się bardzo winna. Ale przeszło. Mój mąż wtedy coś poczuł. Bo nastąpił krótki czas, gdy do naszej relacji wróciła czułość, byłam przytulana. Czułam się, jakby mój mąż mnie pocieszał. Byłam potem tak bardzo pusta, że nawet nie umiem sobie przypomnieć co czułam. Możliwe, że już nic.
Co jest drogą wyjścia? Mi pomogło poszukanie wsparcia w grupie osób, mierzących się z podobnym problemem braku intymności w małżeństwie. Są grupy internetowe, jest S-Anon. Wiele się dowiedziałam i o mechanizmach takich uwikłań i o tym, jak one oddziałują na żonę, czy na męża. Ja wtedy tylko słuchałam, nie miałam odwagi powiedzieć głośno że to także mój problem, podzielić się. Fałszywa duma. I nieumiejętność wypowiedzenia bólu. Ale bardzo mi kontakt z tymi osobami pomógł. Choć wiele z nich sama miała problemy, wikłała się w romanse, w dziwne trudne historie. Na to trzeba w takich grupach uważać, bezpieczniejsze są internety, choć tez nie do końca. Ale coś tam załapałam o tym czym jest nałóg. I że to że mąż mnie odrzuca nie ma nic wspólnego ze mną. I że mąż tez cierpi. I nie chce mnie ranić. Choć z perspektywy nałogu postrzega mnie nieprzychylnie jako kobietę. I że w jego oczach w ramach samousprawiedliwienia się mąż sam sobie może tłumaczyć, że nie jestem atrakcyjna. Obejrzałam sobie kiedyś swoje zdjęcia z tamtego okresu. Byłam śliczna, dziewczęca, zgrabna, tylko bardzo smutna i jakby trochę przelękniona. Ale postrzeganie męża było spowodowane chorobą. Uwikłaniem. Uzależnieniem.
Gdy mąż ma takie uwikłania, to zwykle znak, że żona ma je także. Inne. Choć coraz więcej kobiet przepracowuje takie trudności na męski sposób i to one wikłają się na przykład w przypadkowe relacje. Ale zwykle kobiecy sposób jest nieco inny, to raczej właśnie ogromna podatność na bycie ranioną i znoszenia takiego ranienia latami.
Na pewno pomaga zdanie sobie sprawy z własnego współuzależnienia, własnych spraw do przepracowania. I podjęcie tej pracy. Nie oznacza to konieczności odejścia z relacji, odizolowania się od męża. Z perspektywy wiary separacja małżonków jest zasadna tylko jako obrona przed krzywdą. Z perspektywy wpływania na inne osoby, także nie jest dobrym narzędziem.
To czego nie wiedziałam wtedy, to, że można te nasze zranienia i uwikłania oddać Bogu do leczenia. I że Bóg może je uleczyć.