Jak ratować nasze życie?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Carolina1984
Posty: 2
Rejestracja: 08 lis 2021, 17:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Jak ratować nasze życie?

Post autor: Carolina1984 »

Cześć...to mój pierwszy post, piszę bo już sama nie wiem co robić. Jestesmy małżeństwem 15 lat, od 20lat jesteśmy razem, mamy 2 dzieci (7 i 14). Latem odkryłam, że maz pisze z inną kobieta. Widzialam dziwne zachowania juz wcześniej...ale zawsze w oczy mi mówił, że jest wierny, że kocha, że z kolegą pisał. Wierzyłam. Pewnego wieczoru niespodziewanie dla niego usiadłam obok...zobaczyłam słowa "Tesknie, kocham..." on zaczął tłumaczyć, że to zarty, że taka nic nie znacząca gra...ze tylko nas kocha, że z nami chce być. Na kolanach przepraszał, twierdził, że zaluje, że nic fizycznego nie było, że to tylko ZABAWA! Mowil, ze między nami było trudno, że ona go chwaliła i się zachlysnal, że poczul się dla kogoś atrakcyjny. Skakał nade mną, błagał...zapisal nas na terapie. Chodziliśmy, nadal chodzimy. Kiedy już pomalutku zaczęłam widzieć światełko w tunelu...nakryłam go na podobno jednorazowym odpisaniu do tej kobiety. Twierdzi, że od czasu gdy odkryłam ta relacje, napisał jej, że ratuje małżeństwo i się nie kontaktowali...aż tu nagle kilka dni temu napisala: bo było jej ciężko z powodu święta zmarłych i chciala się wyżalić...a on wyslal jej tylko smutna emotke.
Poczulam, że jestem nikim. Nie mogę sobie z tym poradzić...chce wierzyc w jego wersję, choć rozsądek mowi, ze powinnam odejść. Oczywiscie znowu są kolana, rozpacz, zapewnienia o miłości, że to było tylko ten jeden raz. Nie potrafię odejść, nasza corka choruje na depresje, boje się o nią. Nie chcę niszczyć swoich dzieci...ale jak mam żyć z tym bólem??? Co ja mam robić?
On oczywiście Twierdzi, że tylko z nami chce być, że nigdy już mnie nie zawiedzie...jestem wrakiem człowieka. Z jednej strony chce mu pokazać, że nie jestem głupia...z drugiej nie chce zniszczyć świata moich dzieci. Kocham go niestety, choć chciałabym nienawidzieć.
Lawendowa
Posty: 7663
Rejestracja: 30 sty 2017, 17:44
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować nasze życie?

Post autor: Lawendowa »

Witaj Carolina1984,
dobrze, że tutaj napisałaś. To dobre miejsce by dostać wsparcie i zrozumienie.
Pisząc o sobie i rodzinie warto zadbać o nie podawanie zbyt rozpoznawalnych szczegółów, bo internet nie jest aż tak anonimowy jak by się wydawało.
Na pewno wkrótce odezwą się inni z dobrym słowem i wsparciem, a w międzyczasie warto czytać na Forum historie innych użytkowników i czerpać z ogromu materiałów dostępnych na Forum np. konferencji z rekolekcji itd.

Nic nie piszesz o Bogu, więc dopytam. Czy jesteście małżeństwem sakramentalnym?

Pytasz w tytule wątku - jak ratować nasze życie? Odpowiedź jest wbrew pozorom bardzo prosta: z Bogiem
"Ty tylko mnie poprowadź, Tobie powierzam mą drogę..."
Carolina1984
Posty: 2
Rejestracja: 08 lis 2021, 17:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak ratować nasze życie?

Post autor: Carolina1984 »

Tak, ślubowaliśmy sobie przed Bogiem...on twierdzi, że to co przysięgał było dla niego wazne, ze rozumiał co robi, że to mnie wybrał i że nigdy fizycznie nie zrobił nic. Tylko czy to jest argument? Powiedziałam mu, że być może nie doszło do fizyczności, bo za szybko go przyłapałam.
Moja relacja z Bogiem jest bolesna...po śmierci naszego pierwszego dziecka...ale on(Bog) mnie ciagnie do siebie, czuje impuls i idę do spowiedzi, gdy jest coś ważnego w moim życiu ide do kościoła i modlę się w samotności...ale nie praktykuje co niedzielę.
Jest mi tak bardzo ciężko, chodze na terapie indywidualna, która rozpoczęłam jakis czas temu. Zmieniam się bardzo, staje się pewna siebie, przepracowuje traumy. Na terapie małżeńska tez chodzimy (narazie 5 razy)...nie umiem sobie odpowiedzieć jaka jest moja droga, w którą stronę mam iść??? Z jednej kocham go i chce ratować rodzinę...z drugiej nie chce juz czuć tego bolu, nie chce myśleć, że on mnie oszukuje, że nadal utrzymuje kontakt...bo to moim.zdaniem doprowadzi do fizycznego kontaktu prędzej czy później. Ja nie chce być poczekalnią...nie chcę być teraz, bo on np. nie wie jak odejść albo się boi, że bliscy go potępia. On oczywiście cały czas mi mydli oczy, że tylko ja i dzieci, że zbłądził ale już wie, wybiera nas, że tamta osoba nic nie znaczy...jeśli tak, to dlaczego odpisał???? Dlaczego naraził mnie na kolejny ból, zagroziłam mu wcześniej, że odejdę, że nie zniosę kolejnych kłamstw...obiecywał, zarzekał się, że NIGDY! A jednak...twierdzi, że to był taki szybki impuls, że to był czas święta zmarłych i ona napisala, że tęskni za kimś kto umarl i jemu się tak zrobiło smutno i odesłał smutna minę...I tylko tyle. TYLKO??? Jeśli bym nie zauważyła tego, może znowu by się rozkręciło.
On tak bardzo się stara, widzę ile go to wszystko kosztuje, widzę jego cierpienie, poczucie winy...czuję, że on się pogubił, że kocha nasza rodzinę ale jest takim człowiekiem...taka dobra dusza, słaba asertywność. Ja już nie wiem czy mam ratować jego...czy siebie?
Tak mi ciężko...
ODPOWIEDZ