Rozwód po katolicku

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Sefie pisze: 13 gru 2021, 9:43
jacek-sychar pisze: 13 gru 2021, 8:39 Pavel

Nie ma co pisać o błędach. Po prostu (ale na szczęście dla Ciebie) nie zostałeś tak doświadczony kontaktem z dorosłym dzieckiem.
A u mojej żony to był trójpak (DDA, DDD i DDRR).
Zaraz po ślubie mówiła na wsi, skąd pochodziła, że nigdy nie zrobi swoim dzieciom tego, co jej zgotowali rodzice, a jak się skończyło?

I jeszcze osobiste moje wspomnienie dosłownie z ostatnich dni.
Mój najmłodszy syn robił porządki w mieszkaniu po mojej wyprowadzce i znalazł zaproszenie na mój ślub. I mówił mi potem, że zrobiło mu się przykro.
To są skutki mało ważne, ale są i ważniejsze.

Pozdrawiam
Jacek,
Moja żona również porównywała małżeństwo swoich rodziców do naszego. Jeszcze przed ślubem mówiła że jej małżeństwo takie nie będzie. Ogólnie sporo rzeczy miało być innych niż jej dzieciństwo i małżeństwo jej rodziców, miała duże oczekiwania którym ani ja ani ona nie sprostaliśmy. Z książki która poleciłeś a którą czytam to moja żona jest DDD + DDRR ale emocjonalnie.
O ile w początkowym etapie związku moja żona była nieufna i nie umiała się otworzyć o tyle później przyszedł amok zakochania, który trwał kilka lat. Później przyszła stabilizacja i normalna relacja małżeńska, budowanie domu. Po kilku latach przyszło wycofanie i zamknięcie się, powiedziałbym nawet z odrzuceniem.
Dom miał być pełen miłości, bez problemów jak choroby czy finanse. Dzieci miały być ułożone grzeczne. Ja miałem być idealnym ojcem i mężem, którym nie jestem bo też mam swoje wady. Takie powiedziałbym normalne kobiece marzenia.
Rzeczywistość niestety zderzyła się z wyobrażeniami również i moimi.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

jacek-sychar pisze: 13 gru 2021, 8:39 Pavel

Nie ma co pisać o błędach. Po prostu (ale na szczęście dla Ciebie) nie zostałeś tak doświadczony kontaktem z dorosłym dzieckiem.
A u mojej żony to był trójpak (DDA, DDD i DDRR).
Zaraz po ślubie mówiła na wsi, skąd pochodziła, że nigdy nie zrobi swoim dzieciom tego, co jej zgotowali rodzice, a jak się skończyło?

I jeszcze osobiste moje wspomnienie dosłownie z ostatnich dni.
Mój najmłodszy syn robił porządki w mieszkaniu po mojej wyprowadzce i znalazł zaproszenie na mój ślub. I mówił mi potem, że zrobiło mu się przykro.
To są skutki mało ważne, ale są i ważniejsze.

Pozdrawiam
A tu się już Jacku nie zgodzę, przynajmniej nie do końca.
Moja żona, jak i ja, jest pełną opcją DD - DDD, DDA, DDRR.
W przeciwieństwie do mnie w dodatku, bardzo mocno te typowe dysfunkcje towarzyszące DDX odcisnęły piętno na jej myśleniu, funkcjonowaniu.
Ja miałem mega farta, widzę to po braciach - żyliśmy w tym samym domu a piętno rodziny pierwotnej niesamowicie mnie ominęło, jakoby tylko dotknęło, czego efektem było ogólne pogubienie i niekoniecznie przyjemne dla otoczenia dysfunkcje typu racjoholizm, komunikacja z elementami przemocy i wywoływania irytacji u interlokutora, niezbyt wysoka samoocena, wolne dojrzewanie i rożne inne.
Nic jednak takiego czego nie dałoby się dość szybko naprawić, uleczyć. Nic z czego rzeczywiście trudno się wygrzebać.

A żona? Po prostu świetnie się maskowała. Świadomie w dodatku.
Ja zaś żyłem w totalnej nieświadomości, wyobrażeniami i mierzyłem swoją miarą.
Kryzys pokazał mi zupełnie inne oblicze mojej małżonki.
Niestety prawdziwsze niż jej obraz w moich oczach przed kryzysem.
I nie chodzi o kowalskiego i kowalską. Oni byli objawem pogubienia, wyzwalaczem bałaganu na powierzchnię. Jasne, uderzało to w moje ego (i to mocno), ale podchodząc rozumowo - przy całej reszcie to był „pikuś”.

Rzecz po prostu w tym, że odkryłem i swoje pogubienie, swoje dysfunkcje, niedojrzałość, brak wiedzy, pychę, ignorancję (itd.).
I gdybym wcześniej się ocknął (a bywają tacy ludzie), postanowił naprawić siebie, przygotować jak trzeba do małżeństwa (czyli wykonał pracę nad sobą jaką wykonałem choćby przez pierwszy rok-dwa na forum), widziałbym jak na dłoni kogo planuję wziąć za żonę.

Chodzącą bombę z opóźnionym zapłonem.

Więc uciekłbym na drugi koniec świata, najlepiej na Antarktydę.
Pogubieni się jednak przyciągają.

A ja widziałem w żonie to co widzieć chciałem (a co ona jak w koncercie życzeń udawała), a czego akurat nie miała.
W ten sposób to co było dla mnie najważniejsze, istniało tylko w mojej wyobraźni, realizowało się w przedstawieniu które odgrywała żona.
Do czasu :)

Sygnały były, ale albo dla ówczesnego mnie niewidoczne, albo wtedy zbagatelizowane.


Dlatego tak mocno osobiście kładę nacisk na odpowiedzialność własną. Bo dało się jednak tego uniknąć.
Oczywiście nie ma tego złego...
Bóg nie z takiego bagna potrafi pomóc wyciągnąć dobro :)))
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Aha, skoro pisałem o ciemnej stronie żony i moich niespecjalnie radujących mnie okryciach o niej w trakcie kryzysu i pracy nad sobą później, warto dodać coś optymistycznego i prawdziwego zarazem: okazało się jednocześnie, że ma w pewnych obszarach potencjał o którym nie śmiałem marzyć i o którego nawet bym ją nie podejrzewał.

Prawdziwsza ona również mi się podoba, to nie jest tak, że teraz jestem biednym misiem męczennikiem.
W niektórych obszarach jest trudniej, w innych łatwiej. Kwestia nie tylko predyspozycji, ale i wykonanej pracy, czyli może być coraz lepiej.
I to działa w obie strony. Ja również nie jestem przecież ideałem, nawet nie jest mi blisko :lol:
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: lustro »

Pavel pisze: 13 gru 2021, 10:52
Rzecz po prostu w tym, że odkryłem i swoje pogubienie, swoje dysfunkcje, niedojrzałość, brak wiedzy, pychę, ignorancję (itd.).
I gdybym wcześniej się ocknął (a bywają tacy ludzie), postanowił naprawić siebie, przygotować jak trzeba do małżeństwa (czyli wykonał pracę nad sobą jaką wykonałem choćby przez pierwszy rok-dwa na forum), widziałbym jak na dłoni kogo planuję wziąć za żonę.

Chodzącą bombę z opóźnionym zapłonem.

Więc uciekłbym na drugi koniec świata, najlepiej na Antarktydę.
Pogubieni się jednak przyciągają.

A ja widziałem w żonie to co widzieć chciałem (a co ona jak w koncercie życzeń udawała), a czego akurat nie miała.
W ten sposób to co było dla mnie najważniejsze, istniało tylko w mojej wyobraźni, realizowało się w przedstawieniu które odgrywała żona.
Do czasu :)

Sygnały były, ale albo dla ówczesnego mnie niewidoczne, albo wtedy zbagatelizowane.


Dlatego tak mocno osobiście kładę nacisk na odpowiedzialność własną. Bo dało się jednak tego uniknąć.
Oczywiście nie ma tego złego...
Bóg nie z takiego bagna potrafi pomóc wyciągnąć dobro :)))
Fajnie by było, gdyby Bóg nie musiał wyciągać nas z takich "bagien na własne życzenie".

Mam podobne przemyślenia własne, co Pavel.
Kiedy zacznie się zastanawiać uczciwie i z pokorą, temu w co się wpakowało. Zrozumie z czym ma sie do czynienia. Ze można było w to jednak "nie wdepnąć". To przychodzi tez pytanie - dlaczego?
Nie - dlaczego mnie to spotkało i świat mnie skrzywdził?
Ale - dlaczego dobrowolnie się w to wpakowałam ?
i - co ze mną w takim razie jest nie tak?
I tu, tak jak pisze Pavel, następują bardzo niefajne odkrycia na własny temat.
Co sie z nimi dalej zrobi, to już indywidualna sprawa każdego.
Ale prawda jest taka, że dysfunkcje, pogubienia, popaprania itp. cechy się wyczuwają, odnajdują w tłumie i przyciągają.
Nawet ofiarą świadomego manipulanta i psychopaty nie może być każdy. Tylko są to osoby wybrane, bo maja odpowiednie predyspozycje.
A nasza podświadomość jest chyba jeszcze lepsza niż świadomość w takim działaniu i doskonale wyczuwa i lgnie do podobnych sobie.

Do tego dochodzą moim zdaniem jeszcze przynajmniej dwa dodatkowe aspekty:
- nowoczesne ignorowanie konieczności posiadania wiedzy o rodzinie przyszłego współmałżonka ( kiedyś to jednak miało znaczenie)
- brak wiedzy o świecie i jego zagrożeniach - czy ktoś aktualnie edukuje ludzi młodych i uczy ich co powinno być dla nich sygnałem
ostrzegawczym, a co wręcz syrena alarmową, w zachowaniach innych ludzi?

Jeżeli jesteśmy/ staliśmy się ofiarami innych, to w dużej mierze jesteśmy najpierw ofiarami samych siebie.
Wiec warto zając się przede wszystkim sobą.

Takie jest moje zdanie. Oczywiście każdy może mieć inne.

PS
Jeżeli w "zdrowej" dziewczynie nie budzi obaw, że jej przyszły mąż jest z rodziny, gdzie ojciec pije i bije ...to czy ona naprawdę jest zdrowa?
Jeżeli chłopaka nie interesuje za bardzo z jakiej rodziny i warunków jest jego przyszła zona, to czy on jest rozsądny?
Jeżeli ignoruje się sygnały/niewłaściwe zachowania partnera na rzecz własnych życzeniowych wizji jego osoby, to czy taki ktoś nie jest pogubiony?
Można by to mnożyć...
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

W pełni się pod tym co napisałaś lustro podpisuje, niekoniecznie na zasadzie wzajemności.

Dodam tylko dobitniej, aby jednak wybrzmiało to jasno.
Mógłbym „trafić lepiej”, moja żona może także.
Tyle, że niewiele lepiej patrząc całościowo. Detale, które może osłodziłyby pobyt w bagnie ;)

Na normalną, dojrzałą i bezdysfunkcyjną kandydatkę na żonę nie miałem wtedy, w tamtym stanie szans. Chociaż tamten ja pewnie by się ze mną nie zgodził.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

lustro pisze: 13 gru 2021, 14:56 PS
Jeżeli w "zdrowej" dziewczynie nie budzi obaw, że jej przyszły mąż jest z rodziny, gdzie ojciec pije i bije ...to czy ona naprawdę jest zdrowa?
Jeżeli chłopaka nie interesuje za bardzo z jakiej rodziny i warunków jest jego przyszła zona, to czy on jest rozsądny?
Jeżeli ignoruje się sygnały/niewłaściwe zachowania partnera na rzecz własnych życzeniowych wizji jego osoby, to czy taki ktoś nie jest pogubiony?
Można by to mnożyć...
Swoją żonę poznałem jako ułożoną, skromną i ambitną dziewczynę.
Jej dom poznałem dopiero po jakimś czasie, nie wzbudzał we mnie podejrzeń, nie widziałem tam patologii takiej jaką wówczas znałem czyli agresji, alkoholu i narkotyków. Tak jak wspomniałem wcześniej teściowie zmienili się diametralnie kiedy dzieci dorosły, z dawnego domu takim jakim był nic nie zostało. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jedyne co widziałem, to słabą więź między jej rodzicami. Żona relacje z mamą miała dobrą, z tatą poprawne ale że to córka to wydawało mi się normalne że z mamą ma lepsze.
O szczegółach dzieciństwa żony i teściów dowiadywałem się kiedy związek był już zaawansowany, było to dawkowane, karty były odkrywane stopniowo.
Ale nie chce mówić, że to wina tylko i wyłącznie żony, teściów że to źli ludzie, którzy rzucali kłody pod nogi żeby nasze dzieci wychowywały się w rozwiedzionej rodzinie. Nie przypisuje im intencji, że celowo mieszają się w nasze małżeństwo, ze swojej strony widzą i myślą że robią dobrze.
W wielu miejscach zrobiłem błędy, wiele moich zaniedbań do tego doprowadziło, w wielu wątkach żona ma racje, że nie udźwignąłem ciężaru bycia ojcem/mężem, podpisuję się pod tym.
Swojej żonie przypisuję tylko jeden ogromny błąd jakim jest pozew bez jakiejkolwiek próby ratunku jak dla mnie tu mnie ma wytłumaczenia.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
jacek-sychar

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: jacek-sychar »

lustro pisze: 13 gru 2021, 14:56 Jeżeli w "zdrowej" dziewczynie nie budzi obaw, że jej przyszły mąż jest z rodziny, gdzie ojciec pije i bije ...to czy ona naprawdę jest zdrowa?
Jeżeli chłopaka nie interesuje za bardzo z jakiej rodziny i warunków jest jego przyszła zona, to czy on jest rozsądny?
Jeżeli ignoruje się sygnały/niewłaściwe zachowania partnera na rzecz własnych życzeniowych wizji jego osoby, to czy taki ktoś nie jest pogubiony?
Można by to mnożyć...
Po pierwsze, witaj serdecznie Lustro. :D
Ponieważ prawie od zawsze toczyliśmy intelektualne boje, nie mogę przegapić takiej okazji. ;)

Odniosę się do zdania z Twojej wypowiedzi, które pogrubiłem.
Moja żona pochodzi znad wschodniej naszej granicy. W wieku 13 lat została wydana z domu i zamieszkała u swojego kuzyna, który był na tyle starszy, że mówiła do niego per 'wujek". Mieszkała kilkaset km od swojego domu rodzinnego. Powiedz mi, jakie miałem szanse poznania jej rodziny? Przed ślubem byłem tam trzy razy. Dwa razy na weekend, i raz z tydzień, ale zawsze u jej siostry.
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: renta11 »

To i ja cos dorzucę.
Wydaje mi się, że nie wybiera się małżonka na podstawie tego, co na wierzchu, ale na podstawie tego, co za kurtyną. I podświadome.
Gdzieś czytałam, że przeprowadzono eksperyment. wpuszczono ludzi do pomieszczenia i poproszono, aby dobrać się w pary (bez rozmów, prezentacji). I okazało się, że np. popaprany na poziomie 64 wybierał kogoś na podobnym poziomie popaprania np. 75, ale już nie 25. Wybieramy podprogowo. Dlatego też wiele dziewcząt, które miało ojca alkoholika na męża też wybierze przyszłego alkoholika, mimo iż nie pił zupełnie w momencie poznania. Bo najbardziej lubimy te piosenki, które dobrze znamy. :D
Pisałeś Jacku, że jesteś z rodziny z problemami i Twoje rodzeństwo jest popaprane. Ale Ciebie to ledwo liznęło. Więc może Twoja żona przypominała Ci jednak kogoś z rodziny pierwotnej? Może dlatego dobrze się czułeś w jej towarzystwie?
Dodam również, że pierwszego męża wybrałam na podobieństwo ojca i odgrywałam w tym małżeństwie moją mamę. A drugiego - na podobieństwo matki i odgrywałam w nim rolę ojca. A oboje najbardziej przyciągnęli mnie, kiedy mnie odrzucili, bo jestem dzieckiem poaborcyjnym i odrzucenie przeżywałam, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie. I to była moja ulubiona piosenka. :D
Więc może pogrzeb głębiej, co w Twojej żonie i kogo Ci przypominało, przypomina?
Dzieci, szczególnie z rodzin problemowych, są bardzo do tych popapranych schematów rodzinnych przywiązane i często je kopiują. Hellinger przyrównywał to do tego, że dzieci z miłości do rodziny/układu są zdolni do robienia .....mocnych rzeczy, odgrywania różnych ról. Przecież nawet w rodzinach dysfunkcyjnych wykryto role dzieci: bohatera rodzinnego, klauna, niewidzialnego, kozła ofiarnego.
Nie ma przypadków i nie ma przypadkowych wyborów.
Zdrowy z chorym długo nie wytrzyma, bo nie musi. Ale warto do tego podejść tak, że to Bóg daje nam szansę, a może nawet całemu układowi rodzinnemu, na odrobienie tej lekcji, której przodkowie nie odrobili. To może każdemu z nas tutaj Bóg daje szansę na zmianę najpierw nas samych, a potem, jak w naczyniach połączonych, układów rodzinnych.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
jacek-sychar

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: jacek-sychar »

renta11 pisze: 13 gru 2021, 20:55 Pisałeś Jacku, że jesteś z rodziny z problemami i Twoje rodzeństwo jest popaprane. Ale Ciebie to ledwo liznęło. Więc może Twoja żona przypominała Ci jednak kogoś z rodziny pierwotnej? Może dlatego dobrze się czułeś w jej towarzystwie?
:shock: :o :shock:
Witaj Renta, ale chyba mnie pomyliłaś z Pavlem.
Po pierwsze jestem jedynakiem, więc nie mogę mieć żadnego rodzeństwa.
Po drugie, jeżeli jakieś patologie panowały w mojej rodzinie, to do dzisiaj się ich nie dogrzebałem.
No, chyba że je wypieram. :lol:
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

jacek-sychar pisze: 12 gru 2021, 19:23 Niezależnie jednak od właściwego rozwiązania, serdecznie polecam książkę:
Jim Conway, Dorosłe dzieci prawnie lub emocjonalnie rozwiedzionych rodziców. Jak uwolnić się od bolesnej przeszłości. Wydawnictwo Logos, Warszawa 2010

Uważam nawet, że kto tej książki nie przeczytał, to nie powinien zabierać głosu w dyskusji o dorosłych dzieciach.
Jacek, lektura przeczytana, bardzo wciągająca i pouczająca. Odnajduję w nich całkiem sporo zachowań żony o czym pisałem wcześniej.
Sefie pisze: 11 gru 2021, 23:45 Moja małżonka była wychowana w tak zwanym zimnym chowie z ogromnymi deficytami w sferze uczuciowej z dużym pokładem kompleksów i brakiem zaufania do ludzi i zaburzeniami w sferze intymnej.
nie potrafię jednak zidentyfikować jej z konkretną rolą typu bohater, maskotka, kozioł ofiarny. Brak mi takiego rozeznania.
Ogólnie to jestem przerażony popapraniem jakie szykuje się moim dzieciom.

Jednak książka nie odpowiedział mi na pytanie czemu żona do tego domu wróciła ?! Po części odpowiedziały tylko forumowiczki.

Najpiękniejsze i zaraz najsmutniejsze zdanie płynące z tej książki to "w zniszczonym gnieździe nie ma całych jajek" to chyba mówi wszystko nt. rozwodów. :x
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: lustro »

jacek-sychar pisze: 13 gru 2021, 17:29
lustro pisze: 13 gru 2021, 14:56 Jeżeli w "zdrowej" dziewczynie nie budzi obaw, że jej przyszły mąż jest z rodziny, gdzie ojciec pije i bije ...to czy ona naprawdę jest zdrowa?
Jeżeli chłopaka nie interesuje za bardzo z jakiej rodziny i warunków jest jego przyszła zona, to czy on jest rozsądny?
Jeżeli ignoruje się sygnały/niewłaściwe zachowania partnera na rzecz własnych życzeniowych wizji jego osoby, to czy taki ktoś nie jest pogubiony?
Można by to mnożyć...
Po pierwsze, witaj serdecznie Lustro. :D
Ponieważ prawie od zawsze toczyliśmy intelektualne boje, nie mogę przegapić takiej okazji. ;)

Odniosę się do zdania z Twojej wypowiedzi, które pogrubiłem.
Moja żona pochodzi znad wschodniej naszej granicy. W wieku 13 lat została wydana z domu i zamieszkała u swojego kuzyna, który był na tyle starszy, że mówiła do niego per 'wujek". Mieszkała kilkaset km od swojego domu rodzinnego. Powiedz mi, jakie miałem szanse poznania jej rodziny? Przed ślubem byłem tam trzy razy. Dwa razy na weekend, i raz z tydzień, ale zawsze u jej siostry.

Dziękuję za powitanie :) Jacku

Ty doskonale wiesz, że to, że poczułeś się wywołany do odpowiedzi tym przykładem świadczy o tym, że to jest Twój problem.
Ale ja nie miałam takiego celu. Po prostu przytoczyłam kilka przykładów, które można by mnożyć.

Prawdą jest, że brak zainteresowania tym z jakiego domu pochodzi przyszły współmałżonek jest mocno ryzykowne.
(Moja teściowa zrobiła dokładny wywiad z kim ma się żenić jej syn.A moja mama tez co nie co się wywiedziała. Za to moje dzieci uważają, że to są przesądy i starzy maja się nie wtrącać. Taka nowomoda.)

Zauważ, że napisałam tez o tym, że młodzi ludzie ( a nie raz i niemłodzi) są mocno niedoedukowani i nie zdają sobie sprawę z tego, że ktoś może być zagrożeniem dla nich. I to już nie wiem czyja to wina. Chyba starszego pokolenia i systemu szkolnictwa.

Wiem tez, że pewne cechy mogą w określonych warunkach nie dawać na zewnątrz żadnych sygnałów, a wyjść dopiero po latach. I tu kłania się poznanie środowiska, z którego dana osoba pochodzi. Co daje jakąś część wiedzy o niej. Ale tez przecież nie pełną.
Warto poznać znajomych, nawet dalszych. Bo często wiedza o np. zaburzeniach, jest "tajemnicą Poliszynela" i można do niej dojść. Tylko trzeba chcieć.

Tym niemniej nadal będę obstawać przy tym, że podświadomie wybieramy "egzemplarze" pasujące do naszych "wibracji".
Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem Ci kim jesteś.
jacek-sychar

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: jacek-sychar »

lustro pisze: 14 gru 2021, 9:41 Ty doskonale wiesz, że to, że poczułeś się wywołany do odpowiedzi tym przykładem świadczy o tym, że to jest Twój problem.
Wiesz Lustro, za bardzo Cię szanuję, żebym uznał te Twoje odpowiedzi za wystarczające.
Jeżeli bierzemy udział w dyskusji, to jest oczywiste, że powinniśmy podawać jakieś argumenty, które popierają nasz punkt widzenia.
A Ty co, zaraz atak na mnie sloganem sycharowskim, że "co mnie dotyka, to mnie dotyczy"?
No nie, nie przyjmuję tego.
Po drugie pokazałaś, że zgodnie z zasadami erystyki Schopenchauera, brakuje Ci argumentów i od razu weszłaś na najwyższy poziom argumentów, czyli ad personam.

Ja o wielu rzeczach z rodziny żony dowiedziałem się wiele lat po ślubie, więc tym samym nie byłbym w stanie dowiedzieć się tego przed ślubem.
Jeżeli ludzie mieszkają "po sąsiedzku", w dodatku najlepiej w małej miejscowości lub na wsi, to jest szansa, że pewne rzeczy są powszechne znane o danej rodzinie. Jak jednak pokonać odległość kilkuset kilometrów czy nawet warunki dużego miasta.

I pozwól, że znowu przykład z mojego życia o warunkach życia w dużym mieście.
Ja niedawno przeprowadziłem się. Do mieszkania, z którego wyszedłem 11 lat temu, czyli w czasie kryzysu. Praktycznie lokatorzy się nie zmienili. Co prawda niektórych ja nie poznałem, inni natomiast nie poznali mnie. Dom jest stosunkowo nieduży, raptem 12 mieszkań. Ale ja ciągle nie wiem, kto gdzie mieszka. Niektórych osób (np. sąsiadki za ściany) do dzisiaj ani razu nie widziałem, choć wiem, że czasami jest w domu. Co ja o tych ludziach mógłbym powiedzieć?
Tak więc nie demonizujmy tego "rozpoznania przeciwnika". Na wojsku mnie uczono, że wywiad wywiadem, ale i tak zwykle następuje "rozpoznanie walką", czyli w naszym przypadku w czasie życia w małżeństwie.

Ale muszę się zgodzić, że większość z nas ma/miała zbyt mało wiadomości o psychologii, warunkach życia małżeńskiego, ...

Ale przekornie zadam inne pytanie.
Czy wszyscy Ci, którzy mają dzieci, ani razu nie popełnili jakiegoś błędu wychowawczego, czegoś, co chcieliby zmienić, gdyby mieli taką możliwość. To co, nie zależało im na swoich dzieciach?
lustro pisze: 14 gru 2021, 9:41 Tym niemniej nadal będę obstawać przy tym, że podświadomie wybieramy "egzemplarze" pasujące do naszych "wibracji".
Pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem Ci kim jesteś.
I znowu nie mogę się z tym zgodzić.
To w przyjaciołach się zakochujemy?
A zakochanie niestety często odbiera nam ten zdrowy rozsądek. Ale znowu czy bez zakochania związalibyśmy się z kimś, tak tylko z rozsądku? Często nie byłoby na to szansy. A przyjaźń to całkiem inny poziom relacji. W końcu z przyjaciółmi zwykle nie mamy dzieci. :lol:
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Caliope »

A ja się zapytam, czy ja wychodzę za męża czy za jego rodzinę? U niego osoba jest chora na zespół Downa, ktoś patrzący na czubek swojego nosa odejdzie, bo mu to nie pasuje, depresja w rodzinie też nie pasuje. Ludzie w moim najbliższym otoczeniu mają być obok bez względu na to, czy ojciec pił, babcia biła kablem, miałam niskie poczucie wartości i kiepskie dzieciństwo. Taka lustracja jest ogromnie krzywdząca jeśli nie mamy wpływu na nic co było.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Caliope pisze: 14 gru 2021, 11:14 A ja się zapytam, czy ja wychodzę za męża czy za jego rodzinę? U niego osoba jest chora na zespół Downa, ktoś patrzący na czubek swojego nosa odejdzie, bo mu to nie pasuje, depresja w rodzinie też nie pasuje. Ludzie w moim najbliższym otoczeniu mają być obok bez względu na to, czy ojciec pił, babcia biła kablem, miałam niskie poczucie wartości i kiepskie dzieciństwo. Taka lustracja jest ogromnie krzywdząca jeśli nie mamy wpływu na nic co było.
Ja tak jak opisujesz myślałem przed ślubem.
Pamiętam, że mój przyjaciel ze studiów solidnie sondował rodzinę dziewczyn z którymi się spotykał.
Uważałem, że to bezduszne, wyrachowane i bezsensowne.
W końcu żenię się z żoną a nie jej rodziną.

Życie dało mi za to naiwne myślenie solidnego kopa w zad.
Rodzinę współmałżonka dostajemy w pakiecie na ślubie. To raz.
A dwa - z rodziny, relacji w niej panujących, z obserwacji teścia i teściowej można dużo wyczytać o swojej żonie/mężu.
Bo są produktami tej rodziny.
Oczywiście to nie jest wg mnie czynnik determinujący ani funkcjonowanie kandydata na współmałżonka ani czynnik determinujący jego finalny wybór, ale powinien być to jeden z istotnych czynników branych pod uwagę przy tym wyborze.
Bo o ile w teorii da się przepracować rodzinne traumy i popaprania, o tyle mało kto w praktyce to robi.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
nałóg
Posty: 3358
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: nałóg »

lustro pisze: 13 gru 2021, 14:56 Kiedy zacznie się zastanawiać uczciwie i z pokorą, temu w co się wpakowało. Zrozumie z czym ma sie do czynienia. Ze można było w to jednak "nie wdepnąć". To przychodzi tez pytanie - dlaczego?
Nie - dlaczego mnie to spotkało i świat mnie skrzywdził?
Ale - dlaczego dobrowolnie się w to wpakowałam ?
ja bym postawił pytanie ;PO CO się w to wpakowałem/mnie spotkało!
Zwykle/często (wiem...uogólnienie) to "wdeptujemy" /wchodzimy w relacje aby cos dostać. I tu zdarzaja się że doraźne przyjemności przesłaniają "roztropność"
lustro pisze: 13 gru 2021, 14:56 Jeżeli w dziewczynie nie budzi obaw, że jej przyszły mąż jest z rodziny, gdzie ojciec pije i bije ...to czy ona naprawdę jest zdrowa?
Jeżeli chłopaka nie interesuje za bardzo z jakiej rodziny i warunków jest jego przyszła zona, to czy on jest rozsądny?
Jeżeli ignoruje się sygnały/niewłaściwe zachowania partnera na rzecz własnych życzeniowych wizji jego osoby, to czy taki ktoś nie jest pogubiony?
Można by to mnożyć...

Pewne wyrachowanie , lecz zdrowy rozsądek i roztropność pomaga w obserwacji przyszłego męża/żony.
Pavel pisze: 13 gru 2021, 10:52 A żona? Po prostu świetnie się maskowała. Świadomie w dodatku.
dość często sie zdarza i to nawet nie jest specjalne ukrywanie a tylko chęć aby być dobrze postrzeganą/nym.
Sefie pisze: 13 gru 2021, 9:43 Moja żona również porównywała małżeństwo swoich rodziców do naszego.
Myślę , że ogromna wiekszość z nas robiła/robi to mniej czy bardziej nieświadomie. Archetyp relacji małżeńskich wynosimy z domu rodzinnego, z rodziny pierwotnej. Czy to nam pasuje czy nie.
Sefie pisze: 13 gru 2021, 16:25 Jedyne co widziałem, to słabą więź między jej rodzicami.
lecz wtedy zauroczenie przesłaniało te mankamenty?
jacek-sychar pisze: 13 gru 2021, 17:29 Moja żona pochodzi znad wschodniej naszej granicy. W wieku 13 lat została wydana z domu i zamieszkała u swojego kuzyna, który był na tyle starszy, że mówiła do niego per 'wujek". Mieszkała kilkaset km od swojego domu rodzinnego. Powiedz mi, jakie miałem szanse poznania jej rodziny? Przed ślubem byłem tam trzy razy. Dwa razy na weekend, i raz z tydzień, ale zawsze u jej siostry.
Jacek? a nie zastanawiałes sie czemu Twoja współmałżonkajako dziecko mające dwoje rodziców została oddana na wychowanie kuzynowi?
renta11 pisze: 13 gru 2021, 20:55 Dodam również, że pierwszego męża wybrałam na podobieństwo ojca i odgrywałam w tym małżeństwie moją mamę. A drugiego - na podobieństwo matki i odgrywałam w nim rolę ojca.

W pewnym sensie to podświadomy i naturalny wybór.
PD
ODPOWIEDZ