Rozwód po katolicku

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Firekeeper »

Caliope pisze: 14 gru 2021, 11:14 A ja się zapytam, czy ja wychodzę za męża czy za jego rodzinę? U niego osoba jest chora na zespół Downa, ktoś patrzący na czubek swojego nosa odejdzie, bo mu to nie pasuje, depresja w rodzinie też nie pasuje. Ludzie w moim najbliższym otoczeniu mają być obok bez względu na to, czy ojciec pił, babcia biła kablem, miałam niskie poczucie wartości i kiepskie dzieciństwo. Taka lustracja jest ogromnie krzywdząca jeśli nie mamy wpływu na nic co było.
Ja mam podobne odczucia. Ja to widzę trochę jak szufladkowanie? Ty masz DDR odpadasz, ty masz autyzm odpadasz. Ty masz .... odpadasz. I tak patrzę na moją córkę, która ma autyzm ale jest wysoko funkcjonująca to w przyszłości to co najwyżej może liczyć na bycie singlem. Bo to ją już w jakiś sposób określa. Tyle, że to jest zaburzenie na które ona ani nikt inny nie ma wpływu. A co właśnie np. ze mną też miałam ojca alkoholika i moja matka nigdy nie zabrała mnie do terapeuty, musiałam to zrobić po ślubie. Tu jest chyba rola rodziców by tak przygotować swoje dzieci by umiały iść śmiało w życie i dzielić je z drugą osobą. Ja mam taką rodzinę u nas w okolicy są bardzo mocno wierzący i praktykujący, bardzo pracowici ludzie, żadnych nałogów i rozwód. Rodzina ideał na pozór. Jedna córka singielka, druga jest z rozwodnikiem, trzecia jest lesbijką. A syn pojechał w siną dal. Co tam zaszło, tego nie wie nikt.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Ruta »

A ja sobie myślę, że to, że poranione osoby wybierają sobie poranionych małżonków jest szansą dla nich na wyzdrowienie. Zapewne tych szans dostajemy wcześniej znacznie więcej. I gdybyśmy z nich korzystali, to pewnie i małżeństwa zakładalibyśmy zdrowsze.
Jak mówił ksiądz Pawlukiewicz, Bóg nas czasem szturcha. A my często nie łapiemy tego, schylamy głowę, o jak mi ciężko... No i tacy zdrowo już poszturchani, nawet i obici i w fałszywej pokorze wchodzimy w te nasze małżeństwa z naszymi małżonkami, równie obitymi i równie nie potrafiącymi wyjść poza to swoje obicie. No i wtedy dajemy sobie tak popalić, że któraś strona w końcu nie wytrzymuje i zaczyna coś robić.

Ja nie obwiniam się, że źle wybrałam męża. Wybrałam najodpowiedniejszego męża dla siebie. Mamy zostać święci, ja przy moim mężu mam na to duże szanse. A mój mąż przy mnie ma nie mniejsze. I choć żartobliwie, to w zasadzie piszę serio. Gdy jesteśmy trudni, to trudny małżonek ma bardzo dużą szansę na to, by nas z tym skonfrontować.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 14 gru 2021, 15:01 A ja sobie myślę, że to, że poranione osoby wybierają sobie poranionych małżonków jest szansą dla nich na wyzdrowienie. Zapewne tych szans dostajemy wcześniej znacznie więcej. I gdybyśmy z nich korzystali, to pewnie i małżeństwa zakładalibyśmy zdrowsze.
Jak mówił ksiądz Pawlukiewicz, Bóg nas czasem szturcha. A my często nie łapiemy tego, schylamy głowę, o jak mi ciężko... No i tacy zdrowo już poszturchani, nawet i obici i w fałszywej pokorze wchodzimy w te nasze małżeństwa z naszymi małżonkami, równie obitymi i równie nie potrafiącymi wyjść poza to swoje obicie. No i wtedy dajemy sobie tak popalić, że któraś strona w końcu nie wytrzymuje i zaczyna coś robić.

Ja nie obwiniam się, że źle wybrałam męża. Wybrałam najodpowiedniejszego męża dla siebie. Mamy zostać święci, ja przy moim mężu mam na to duże szanse. A mój mąż przy mnie ma nie mniejsze. I choć żartobliwie, to w zasadzie piszę serio. Gdy jesteśmy trudni, to trudny małżonek ma bardzo dużą szansę na to, by nas z tym skonfrontować.
Z tym się akurat bardzo zgadzam, co nie wyklucza tego co napisałem wcześniej.
Wielokrotnie już to mówiłem/pisałem.
I staram się wycisnąć z tego Max dobra :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Caliope »

Pavel pisze: 14 gru 2021, 12:54
Caliope pisze: 14 gru 2021, 11:14 A ja się zapytam, czy ja wychodzę za męża czy za jego rodzinę? U niego osoba jest chora na zespół Downa, ktoś patrzący na czubek swojego nosa odejdzie, bo mu to nie pasuje, depresja w rodzinie też nie pasuje. Ludzie w moim najbliższym otoczeniu mają być obok bez względu na to, czy ojciec pił, babcia biła kablem, miałam niskie poczucie wartości i kiepskie dzieciństwo. Taka lustracja jest ogromnie krzywdząca jeśli nie mamy wpływu na nic co było.
Ja tak jak opisujesz myślałem przed ślubem.
Pamiętam, że mój przyjaciel ze studiów solidnie sondował rodzinę dziewczyn z którymi się spotykał.
Uważałem, że to bezduszne, wyrachowane i bezsensowne.
W końcu żenię się z żoną a nie jej rodziną.

Życie dało mi za to naiwne myślenie solidnego kopa w zad.
Rodzinę współmałżonka dostajemy w pakiecie na ślubie. To raz.
A dwa - z rodziny, relacji w niej panujących, z obserwacji teścia i teściowej można dużo wyczytać o swojej żonie/mężu.
Bo są produktami tej rodziny.
Oczywiście to nie jest wg mnie czynnik determinujący ani funkcjonowanie kandydata na współmałżonka ani czynnik determinujący jego finalny wybór, ale powinien być to jeden z istotnych czynników branych pod uwagę przy tym wyborze.
Bo o ile w teorii da się przepracować rodzinne traumy i popaprania, o tyle mało kto w praktyce to robi.
Mało kto przepracowywuje, ale gdyby ktoś patrzył na mnie przez pryzmat mojego ojca, którego nigdy nie było bo pił i matki z którą nie mam dobrej relacji, bo się nie da, to nie mogę być szczęśliwa? Z obserwacji mojej matki można było zawnioskować, że kocha swoich synów, ale nie mnie i taki przyszły mąż mógłby sobie pomyśleć" pewnie jest wredna, dlatego ma zle relacje, to jej wina" i od razu mnie by skreślił, a to nie jest moja wina jaką mam rodzinę w pakiecie. Bardzo dużo można wywnioskować w takiej rodzinie jak moja, jaka może być żona, no jak Sherlock Holmes :D
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Wybaczcie, że śmiem się wtrącić w swoim wątku :D
Swoją małżonkę poznałem i pokochałem jeszcze z czasów dziecięcych, wiem że to naiwne. Po wielu latach nasze drogi się zeszły i zaczęliśmy być razem. W pewnym sensie bycie z nią to spełnienie moich dziecięcych marzeń. Jak widać z marzeniami trzeba uważać bo bo a nóż się spełnią :D

Część z Was sugeruje badanie domu małżonka przed poślubieniem, jest to bezpieczne dla mniej dysfunkcyjnego ale czy to nie rodzaj segregacji klasowej? I aranżowania małżeństw?
Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Czy mamy wpływ na to gdzie się rodziny i z kim wychowujemy? Czy ktoś kto był w dysfunkcyjnej rodzinie nie chciałby być z kimś z mniej dysfunkcyjnej?

Ja swoją żonę wybrałem kierując się sercem, widać nie rozumiem. Może to źle ale jakbym nie spróbował to bym się nie dowiedział czy było warto. Uważam że było. Obojętnie jak nasze życie się dalej potoczy. Widzę, że piętno jej domu w naszym małżeństwie się odcisnęło, widać że je zbagatelizowałem, ba śmiem twierdzić że widząc je zlekceważyłem i sam nie odrobiłem lekcji z bycia mężem z prawdziwego zdarzenia, widzę też że nie pomogłem jej z tego piętna się wyleczyć.

Czy ktoś będzie bardziej szczęśliwy jak będzie na 1wszym miejscu stawiał pochodzenie i brak dysfunkcji? Wydaje mi się że duża część tych małżeństw byłaby z rozsądku bez miłości albo conajwyżej z przywiązaniem a tym samym lwia część tych małżeństw to i tak byłaby DDRR tylko że emocjonalnie.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
jacek-sychar

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: jacek-sychar »

nałóg pisze: 14 gru 2021, 13:26 Jacek? a nie zastanawiałes sie czemu Twoja współmałżonkajako dziecko mające dwoje rodziców została oddana na wychowanie kuzynowi?
Oficjalna wersja była taka, że ponieważ ojciec odszedł od matki, to takie przejście do bezdzietnego kuzyna miało poprawić jej los i możliwości.
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32 Wybaczcie, że śmiem się wtrącić w swoim wątku
Sefie
Nie przeszkadzaj sobie.
No, chyba że nasze dyskusje Ci przeszkadzają. Wtedy tupnij nóżką, a znikamy z Twojego wątku. ;)
renta11
Posty: 846
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: renta11 »

jacek-sychar pisze: 13 gru 2021, 21:47
renta11 pisze: 13 gru 2021, 20:55 Pisałeś Jacku, że jesteś z rodziny z problemami i Twoje rodzeństwo jest popaprane. Ale Ciebie to ledwo liznęło. Więc może Twoja żona przypominała Ci jednak kogoś z rodziny pierwotnej? Może dlatego dobrze się czułeś w jej towarzystwie?
:shock: :o :shock:
Witaj Renta, ale chyba mnie pomyliłaś z Pavlem.
Po pierwsze jestem jedynakiem, więc nie mogę mieć żadnego rodzeństwa.
Po drugie, jeżeli jakieś patologie panowały w mojej rodzinie, to do dzisiaj się ich nie dogrzebałem.
No, chyba że je wypieram. :lol:
No, chyba tak. Ale i tak coś jest na rzeczy. :D
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".
Bławatek
Posty: 1684
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Bławatek »

Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32 Wybaczcie, że śmiem się wtrącić w swoim wątku :D
Swoją małżonkę poznałem i pokochałem jeszcze z czasów dziecięcych, wiem że to naiwne. Po wielu latach nasze drogi się zeszły i zaczęliśmy być razem. W pewnym sensie bycie z nią to spełnienie moich dziecięcych marzeń. Jak widać z marzeniami trzeba uważać bo bo a nóż się spełnią :D

Część z Was sugeruje badanie domu małżonka przed poślubieniem, jest to bezpieczne dla mniej dysfunkcyjnego ale czy to nie rodzaj segregacji klasowej? I aranżowania małżeństw?
Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Czy mamy wpływ na to gdzie się rodziny i z kim wychowujemy? Czy ktoś kto był w dysfunkcyjnej rodzinie nie chciałby być z kimś z mniej dysfunkcyjnej?

Ja swoją żonę wybrałem kierując się sercem, widać nie rozumiem. Może to źle ale jakbym nie spróbował to bym się nie dowiedział czy było warto. Uważam że było. Obojętnie jak nasze życie się dalej potoczy. Widzę, że piętno jej domu w naszym małżeństwie się odcisnęło, widać że je zbagatelizowałem, ba śmiem twierdzić że widząc je zlekceważyłem i sam nie odrobiłem lekcji z bycia mężem z prawdziwego zdarzenia, widzę też że nie pomogłem jej z tego piętna się wyleczyć.

Czy ktoś będzie bardziej szczęśliwy jak będzie na 1wszym miejscu stawiał pochodzenie i brak dysfunkcji? Wydaje mi się że duża część tych małżeństw byłaby z rozsądku bez miłości albo conajwyżej z przywiązaniem a tym samym lwia część tych małżeństw to i tak byłaby DDRR tylko że emocjonalnie.
Sefie w punkt.

Patrząc na siebie, osoby z rodziny czy znajomych, sąsiadów zauważam, że każdy "ma coś za uszami" i wpływ na to ma wiele czynników - rodzice, wychowanie, szkoła, znajomi, osobowość itd. Moi rodzice palili i lubili wypić sobie - ja od dziecka nie cierpię papierosów i alkoholu choć nigdy nie paliłam a i smaku alkoholu za bardzo nie znam, za to moi bracia popłynęli i w jednym i w drugim. Moj ojciec nigdy blisko kościoła nie był, mama bardziej, a i tak nie rozumieli po co mi oaza. Mój mąż tak jak ja nie palił i nie przepada za alkoholem, jego rodzice blisko kościoła (ojciec organista amator, gra od czasu do czasu), bratankowie ministranci, a mój mąż - czarna owca, bo mu się rozwodu zachciało. Patrząc na to wszystko to ja powinnam być tą czarną owcą bo z domu rodzinnego większe predyspozycje mam.

Nawet jak się z kimś dysfunkcyjnym człowiek zwiąże to nigdy się i tak nie wie co się wydarzy. Bo jedni trwają razem a niektórzy fikają i ważne jest aby ci występujący przeciwko małżonkowi/ce, rodzinie w porę się opamiętali i zmieniali. A jak już wiemy każdemu z nas zmiany na lepsze są potrzebne.
nałóg
Posty: 3364
Rejestracja: 30 sty 2017, 10:30
Jestem: szczęśliwym mężem
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: nałóg »

Gdy ma się rozeznanie i podstawową wiedzę o rodzinie pierwotnej wybranki/ nka , zwraca się uwagę jak wybranka/ nek mówi o swoich dziadkach, rodzicach, rodzeństwie to można podejmować działania aby jakieś dysfunkcje się nie nakładały .W większości kryzysów małżeńskich przyczynami są zaniechania, wygodnictwo, naiwność wynikające często z zauroczenia czy zakochania .
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Ruta »

Jak nie ma się wiedzy o prawidłowym funkcjonowaniu rodziny, to trudno jest właściwie ocenić relacje w innej rodzinie.
Ja nie miałam dobrych wzorców, więc ideałem była dla mnie pełna rodzina, oparta na wierze. Kompletnie nie dostrzegłam problemów w rodzinie męża. Uznałam, że to bardzo dobra rodzina. Same małżeństwa, w pokoleniu rodziców męża żadnych rozwodów. Wierzący. Mój mąż miał więź z rodzicami, z mamą. Kompletnie mi nie przyszło do głowy, że nadmierną i toksyczną. W końcu mąż był kawalerem i miał czas, więc wydawało mi się to w porządku, że poświęca czas mamie.

W pokoleniu mojego męża poszło lawiną, sporo rozwodów, kryzysów małżeńskich, uzależnienia, toksyczne relacje, romanse. Pokolenie w którym zaczęły wychodzić wszystkie problemy skrupulatnie wmiatane pod dywan w poprzednich pokoleniach. To rodzinne tabu i nie wolno o tym mówić. Żebym nie wiem jak się starała, nie byłam w stanie tego dostrzec.

Teraz wiem, trzeba było przyglądać się relacjom i temu czy w rodzinie żyje się wiarą, czy tym by pójść do Kościoła, jak traktuje się dzieci i ich potrzeby, co mąż mówi o swoim dzieciństwie. Ale wtedy nie wiedziałam. W życiu nie miałam do czynienia z dobrze funkcjonującą rodziną. Teraz widzę, że więcej ciepła i wiary i nawet takiej pasji życia jest w mojej oficjalnie i bardzo jawnie potłuczonej rodzinie, niż w rodzinie męża.
W rodzinie męża wszyscy są zamrożeni, skupieni na tym by zachować istniejący stan, odgrywają role solidnej rodziny, a winni rozwodom i kryzysom są źli mężowie i żony z zewnątrz. Fasada nadal się trzyma.
Nie twierdzę że moja rodzina jest lepsza, bo nie jest. Po prostu osoby z mojej rodziny bardziej jawnie przechodzą kryzysy, od kryzysów wiary, po małżeńskie. I jest większa otwartość na szukanie pomocy, terapii. U męża podjęcie terapii uzależnienia to przestępstwo przeciwko rodzinie i cios w honor rodzinny. Tego się nie robi. Lepiej się po cichu zaćpać czy zapić w jakimś cichym kąciku, nie robiąc zbyt dużo hałasu.

I ja i mąż mamy do złamania rodzinne wzorce. Ja wzorzec nieuporządkowania, jakiegoś takiego poszukiwania, indywidualnej realizacji kosztem innych, relacji, niedbałości i pogardy dla dóbr doczesnych. Mąż udawania, że wszystko jest dobrze, byleby się nic nie wydało i takiej skrzętności i życia w lęku, poczuciu, że trzeba siedzieć cicho, nie wychylać się. Te same problemy, tylko z dwóch różnych krańców.

Myślę, że mojego męża dla odmiany mogła przyciągać w mojej rodzinie większa otwartość i bezpośredniość, więcej bliskości, radości w wierze, mniej formalizmu. Mój mąż też nie miał szansy zobaczyć nieprawidłowości. Bo także nie miał dobrych wzorców.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: lustro »

Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32
Ja swoją żonę wybrałem kierując się sercem, widać nie rozumiem. Może to źle ale jakbym nie spróbował to bym się nie dowiedział czy było warto. Uważam że było. Obojętnie jak nasze życie się dalej potoczy. Widzę, że piętno jej domu w naszym małżeństwie się odcisnęło, widać że je zbagatelizowałem, ba śmiem twierdzić że widząc je zlekceważyłem i sam nie odrobiłem lekcji z bycia mężem z prawdziwego zdarzenia, widzę też że nie pomogłem jej z tego piętna się wyleczyć.
No. I to jest branie odpowiedzialności za swoje nieodpowiedzialne decyzje.
Moim zdaniem - ok.
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32 Czy ktoś będzie bardziej szczęśliwy jak będzie na 1wszym miejscu stawiał pochodzenie i brak dysfunkcji? Wydaje mi się że duża część tych małżeństw byłaby z rozsądku bez miłości albo conajwyżej z przywiązaniem a tym samym lwia część tych małżeństw to i tak byłaby DDRR tylko że emocjonalnie.
A to z kolei odbieram jako przeinaczanie sensu wypowiedzi. W każdym razie nie miałam wcale tego na myśli, żeby kierować się swego rodzaju wyrachowaniem, jak to nazwał chyba Nałóg.
Pisząc o tym miałam na myśli podejmowanie decyzji nie emocjami a rozważenie wszystkiego.
Wchodząc w związek małżeński a co za tym idzie, zakładając rodzinę, bierzemy odpowiedzialność za siebie na wzajem, ale także za nasze dzieci, ich rodziny i rodziny ich dzieci. Bo tak to niestety często jest, ze dysfunkcje idą pokoleniami przez rodzinę.
Czy chcemy żyć w dysfunkcyjnej rodzinie? Czy potrafimy? Czy chcemy, żeby w takiej dorastały nasze dzieci?
Czy chcemy mieć dzieci podobne do współmałżonka także w tych trudnych dla nas jego cechach?
Czy zastanawiamy się, że po nieszczęśliwym naszym życiu małżeńskim, nasze dzieci dostaną swego rodzaju schede i jest bardzo prawdopodobne, że unieszczęśliwią nią siebie i innych ludzi, którzy się z nimi zwiążą?

Tyle tu sie "łez wylewa" nad niedojrzałością w momencie wchodzenia w małżeństwo i potem, kiedy jedna ze stron albo i obie, podejmują decyzje mające na celu zaspokojenie tylko własnych potrzeb.
Dlaczego spojrzenie na przyszłego współmałżonka przez okulary rozsądku jest dla niektórych tu dyskryminacją i segregacją?
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Część z Was sugeruje badanie domu małżonka przed poślubieniem, jest to bezpieczne dla mniej dysfunkcyjnego ale czy to nie rodzaj segregacji klasowej? I aranżowania małżeństw?
Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Czy mamy wpływ na to gdzie się rodziny i z kim wychowujemy? Czy ktoś kto był w dysfunkcyjnej rodzinie nie chciałby być z kimś z mniej dysfunkcyjnej?
Pytanie, czy ktoś z mniej dysfunkcyjnej chciał by byc i potrafił byc, w bardziej dysfunkcyjnej?
I temu ma służyć podejmowanie decyzji dojrzałych, do których pcha nas uczucie.

Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Swojej żonie przypisuję tylko jeden ogromny błąd jakim jest pozew bez jakiejkolwiek próby ratunku jak dla mnie tu mnie ma
wytłumaczenia.

No to masz nieśredniowieczny i na topie 21 wieku - pozew rozwodowy. I cóż tak Cie w tym dotyka?
Albo bierzemy komplet całościowo, albo nic.
Wziąłeś taką zonę - dostałeś w komplecie dobre i złe cechy. Nie próbuje ratować, bo tak ma. I z tego co pamiętam, ma poparcie swojej rodziny?


Przepraszam, bo pewnie trochę za ostro.
Temat jest mocno złożony.
Niestety nie przekonują mnie argumenty dyskryminacyjno - segregacyjne w wydaniu osób, które przychodzą tu z problemem swojego małżeństwa, którego korzenie sięgają rodziny pierwotnej.
Firekeeper
Posty: 807
Rejestracja: 24 maja 2021, 19:46
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Firekeeper »

lustro pisze: 15 gru 2021, 14:38
Tyle tu sie "łez wylewa" nad niedojrzałością w momencie wchodzenia w małżeństwo i potem, kiedy jedna ze stron albo i obie, podejmują decyzje mające na celu zaspokojenie tylko własnych potrzeb.
Dlaczego spojrzenie na przyszłego współmałżonka przez okulary rozsądku jest dla niektórych tu dyskryminacją i segregacją?
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Część z Was sugeruje badanie domu małżonka przed poślubieniem, jest to bezpieczne dla mniej dysfunkcyjnego ale czy to nie rodzaj segregacji klasowej? I aranżowania małżeństw?
Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Czy mamy wpływ na to gdzie się rodziny i z kim wychowujemy? Czy ktoś kto był w dysfunkcyjnej rodzinie nie chciałby być z kimś z mniej dysfunkcyjnej?
Pytanie, czy ktoś z mniej dysfunkcyjnej chciał by byc i potrafił byc, w bardziej dysfunkcyjnej?
I temu ma służyć podejmowanie decyzji dojrzałych, do których pcha nas uczucie.

Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Jakby to powiedział bodajże mąż Agnes "to nie średniowiecze" a moja żona by dodała "mamy 21 wiek" :D
Sefie pisze: 14 gru 2021, 16:32Swojej żonie przypisuję tylko jeden ogromny błąd jakim jest pozew bez jakiejkolwiek próby ratunku jak dla mnie tu mnie ma
wytłumaczenia.

No to masz nieśredniowieczny i na topie 21 wieku - pozew rozwodowy. I cóż tak Cie w tym dotyka?
Albo bierzemy komplet całościowo, albo nic.
Wziąłeś taką zonę - dostałeś w komplecie dobre i złe cechy. Nie próbuje ratować, bo tak ma. I z tego co pamiętam, ma poparcie swojej rodziny?


Przepraszam, bo pewnie trochę za ostro.
Temat jest mocno złożony.
Niestety nie przekonują mnie argumenty dyskryminacyjno - segregacyjne w wydaniu osób, które przychodzą tu z problemem swojego małżeństwa, którego korzenie sięgają rodziny pierwotnej.
Lustro wydaje mi się, że to co piszesz brzmi zbyt idealnie. Ja staram się do tego podejść praktycznie. I jakoś o ile sama idea przyjrzenia się rodzinie swojego przyszłego partnera brzmi rozsądnie to jak to potem ma wyglądać w życiu? Poznają się dwie osoby i od razu na obiadek do jednej rodzinki, na obiadek do drugiej i wertowanie zdjęć, wypytywanie, szukanie wskazówek, doszukiwanie się ? I ktoś się dopatrzy, a tutaj dziadek z babcią się rozwiedli to koniec, tak nie może być. Dziękuję za obiad i do widzenia 😉 Nie czepiam się po prostu staram się to sobie wyobrazić, bo tak jak mówisz temat jest złożony, mamy różne rodziny, różne osoby. I patrząc dziś normalnych pełnych rodzin jest co raz mniej.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Wg mnie przynajmniej nie za ostro lustro.
Wręcz subtelnie w zestawieniu do tego jak ważne jest zagadnienie.
Upieranie się ludzi przy iluzjach które ich zaprowadziły w miejsce gdzie są jest wręcz zadziwiające.

Ja zrobiłem podobnie jak opisujesz Sefie i mam tego konsekwencje. Do teraz.
Ani nie naprawiłem przed ślubem siebie, ani nie zrobiłem rozpoznania.
Nabyłem w kryzysie wiedzę, bo doszło do mnie, że baza danych wg której funkcjonowałem wcześniej była wadliwa i mocno wybrakowana.

Przy okazji zadam pytanie które w tym wątku już jakiś czas za mną chodzi.
Sefie, pisałeś pozytywnie o domu rodzinnym.
Jak to stało, że mając dobry przykład z domu tak traktowałeś żonę? (tzn. Tak jak opisałeś). Dlaczego mając z domu rodzinnego dobry przykład nie sprawdziłeś się jako mąż i ojciec?
Z jakiego powodu nie naśladowałeś w tym rodziców?
No, chyba że właśnie naśladowałeś.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Sefie
Posty: 637
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Zakładając swój wątek chciałem się najpierw wyżalić, później zrozumieć, żonę, teraz zrozumieć kim sam jestem.
Nie obrażają mnie zdania inne niż sam wypowiadam, bo jaki sens jest pisanie dla pisania i czekanie na przytakiwanie. Strata czasu moja, czytających a zwłaszcza tych ze zrozumieniem (czytaj. odpisujących).
Nikogo nie winię za swój los, widziały gały co brały. A, że człowiek patrzył przez różowe okulary i malował trawę na zielono. No cóż, bywa ...
lustro pisze: 14 gru 2021, 16:32 No to masz nieśredniowieczny i na topie 21 wieku - pozew rozwodowy. I cóż tak Cie w tym dotyka?
Nie dotyka mnie (a przynajmniej już nie tak), dotyka moich dzieci. Padają pytania "a ty czemu nie mieszkasz z nami"?
lustro pisze: 14 gru 2021, 16:32 I z tego co pamiętam, ma poparcie swojej rodziny?
Naturalnie, pomagają jej, szczegóły pominę. Kontakt z nią mam mały, dzieci najczęściej wydają mi teściowie bo żona zajęta.

Jedyna rzecz jaką widzę w poprawie, że jeśli dojdzie do minutowej rozmowy to nie z pozycji pogardy i wyższości jak wcześniej. Jednak nie pokładam na tym etapie zbyt dużych nadziei na poprawę stosunków.
Sposób w jaki ze mną rozmawia wskazuje, że chodzi do jakiegoś terapeuty albo chodziła, stara się pokazać odcięcie emocjonalne, nie umiem tego wytłumaczyć. Jak zrobię uwagę dot. zachowania dzieci i złych nowych nawyków jest odwracanie kota ogonem, "nie radzisz sobie", "u mnie tego nie ma", "u mnie tak nie robią", a to że kilkulatek klnie znaczenia nie ma. Jakakolwiek uwaga z mojej strony spotyka się z ripostą, że ona już się skrzywdzić nie da, że jestem psychopatą, że jest już odcięta, to już koniec, zaczyna od nowa.
Pavel pisze: 15 gru 2021, 15:18 Sefie, pisałeś pozytywnie o domu rodzinnym.
Jak to stało, że mając dobry przykład z domu tak traktowałeś żonę? (tzn. Tak jak opisałeś). Dlaczego mając z domu rodzinnego dobry przykład nie sprawdziłeś się jako mąż i ojciec?
Z jakiego powodu nie naśladowałeś w tym rodziców?
No, chyba że właśnie naśladowałeś.
Tak jak opisałem, nie miałem idealnego domu, jednak uważam, że był dobry. Między rodzicami była miłość, pamiętam jak byłem dzieckiem to brałem krzesło, żeby razem z nimi móc się tulić naraz. Zarzut jaki mam do mojego dzieciństwa to mniejsze zaangażowanie ojca (DDA), który często był z boku i który mógłby poświęcić mi więcej czasu w wychowaniu i dorastaniu.
Swoją małżonkę wybrałem z dwóch powodów (tak to powoli otwieram przed samym sobą). Pogoń za dziecięcym marzeniem i chęć zaopiekowania się kimś (możliwy deficyt ojca).
Pavel pisze: 15 gru 2021, 15:18 Dlaczego mając z domu rodzinnego dobry przykład nie sprawdziłeś się jako mąż i ojciec?
W pewnym momencie uznałem, że historia naszego związku dobiegła końca. Mamy wszystko, dzieci, dom, dobrze prosperujemy nie mamy dużych zmartwień. Żonie coś nie pasuje, pewnie marudzi, czepia się, źle jej? gdzie będzie miała lepiej?
Osiadłem na laurach, skupiłem się na prosperity, żeby machina domowo finansowa działała jak należy. Nie chcę mówić, że zaniedbywałem dom, to co umiałem to robiłem, mogę powiedzieć że robiłem więcej niż statystyczny kowalski ale z biegiem czasu obowiązków i problemów przybywało wraz z ilością dzieci. W tym momencie do domu zaczęli wkraczać teściowie. Powoli zaczęli przejmować zostawione luzem obowiązki, nawet zaczęli brać te które z małżonką wykonywaliśmy. Układ - złoto, tak myślałem. Żona w tym czasie emocjonalnie oddalała się ale dom prosperował to o co się martwić?. Zaczęło dochodzić do absurdów, teściowie którzy wpadają wieszać lampki na choince. Każdy z nich miał swój klucz wpadał kiedy chce z byle pretekstem. Z marazmu skutecznie wyleczył mnie teść cichcem wszedł do domu w niesmacznej sytuacji, oraz kiedy usłyszałem że mama jest dla niej najważniejszą osobą w życiu. Zacząłem się stawiać, kilka kłótni. Klucze wróciły, spotkało się to z oburzeniem i niezrozumieniem teściów. Później klucze znowu wracały i tak kilka razy. W tym czasie teściowa była już stałym bywalcem, pilnowała najmłodsze dziecko. O ile wcześniej żona jeździła raz na jakiś czas i trochę powietrza musiało z niej zejść po powrocie, to po codziennej adoracji teściowej balon był cały czas nadmuchany.
Do tego brak seksu (sporadyczne zbliżenia), panicznie baliśmy się kolejnej ciąży bo mamy trudne dzieci i nie radziliśmy sobie. Stosowaliśmy NMPR, niestety dyspensy nie dostałem.
Żona zaczęła dodatkową naukę, szczegóły pominę, co jeszcze bardziej nakręca spiralę uzależnienia od dodatkowej pomocy z zewnątrz.
Żona w dodatku ma problemy natury psychicznej, podejrzewam że miała depresję ale w żaden sposób nie chciała pójść ze mną do lekarza, wzbraniała się, wręcz oskarżała o złe zamiary jak pozbawienie praw rodzicielskich. W jej bezpośredniej rodzinie jest przypadek schizofrenii, druga osoba bierze jakieś leki.
Podkreślę nie chcę demonizować moich teściów, uważam że nie wiedzą że źle robią, myślą że działali/działają słusznie, tylko pomagają, tak pewnie zakładają. Tak jak wspomniałem wcześniej, teściowa sama chętnie by odeszła od męża ale nie ma dokąd.

Tak jak teraz widzę, jedną rzecz całkowicie pokpiłem. Będąc w domu swoich teściów nie zauważyłem, że nie ma w nim Boga (bo nie miało to wtedy dla mnie znaczenia, jako nastolatek sam z niego odszedłem), nie chodzili do kościoła ale stało to w opozycji do mojego domu.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Caliope »

Sefie jestes DDA, to nigdy nie jest dobry dom. To jest jeden z najgorszych. Dlatego tak wybrałeś, bo nie wyszedłeś z roli głowy rodziny, chciałeś mieć kogoś nad kim będziesz sprawował pieczę. Może pora iść na terapię z tym związaną.
ODPOWIEDZ