Sefie pisze: ↑11 gru 2021, 23:45
Jak dotrzeć do żony omijając mamusię?
Z mojego doświadczenia: miałam fatalną relację z rodzicami, z obojgiem rodziców. Gdy wyszłam za mąż moja mama zaczęła się do mnie zbliżać. To było miłe. Dzwoniła, interesowała się. Dlatego rozumiem twoją żonę. Mama zaczęła żyć blisko nas, oferowała często pomoc. Za blisko. Zdecydowanie. Zauważyłam też, że po rozmowie z moją mamą widzę męża zupełnie inaczej. I nie było to korzystniejsze spojrzenie. Mowa o początkach małżeństwa. Byłam wtedy na etapie mocnego zakochania w mężu i gotowa eliminować wszystko co było przeszkodą w naszej jedności. Więc postanowiłam, idąc za wskazówkami księży, różnych osób z którymi rozmawiałam, jakiś lektur, przestać rozmawiać z mamą o moim małżeństwie. "Co o was słychać? Wszystko dobrze." Oraz zacząć odsuwać mamę. Słusznie. Ale wiesz, moja mama nie jest zbyt subtelna w relacjach. Jeśli twoja teściowa jest delikatniejsza, to żonie trudniej się w manipulacjach złapać.
Jednak i moja mama się nie poddała. Przyczaiła się. I po cichu na różne sposoby kombinowała. Gdy byliśmy w poważnym kryzysie, kontaktowała się z moim mężem za moimi plecami. I jestem pewna, że słyszał od niej, że powinien ode mnie odejść. Było mu to na rękę, no bo tego właśnie na tamtym etapie chciał. Znam moją mamę i na pewno robiła to w okropny sposób i mój mąż nie czuł się po rozmowach z nią dobrze. I na pewno także robiła dużo, by myślał o mnie jak najgorzej. Prawdę mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby mówiła "w moim imieniu".
Wniosek z tego jeden: jak mama jest toksyczna, to nie bardzo się da ją odsunąć, wtedy się najeży, przyczai i zacznie być jeszcze bardziej destrukcyjna. Trochę tak odczytuję też twoje doświadczenie.
A w naszym małżeństwie jest jeszcze druga mama. Gdyby moja teściowa miała możliwość złożenia pozwu rozwodowego w imieniu syna napisałaby go najpóźniej w czasie gdy wychodziliśmy z Kościoła. No ale wtedy nie wiedziałam o tym. Całe małżeństwo podkopywała zaufanie mojego męża do mnie. Stale ryła. Była też bardzo złośliwa wobec mnie, ale w taki zawoalowany sposób. I miała ogromną satysfakcję, gdy mąż zajmował jej stronę. Celowo prowadziła do takich sytuacji, by musiał się opowiedzieć między mną a nią. I uwielbiała, gdy syn opowiadał się za nią. Tu mi pomagała babcia, która mówiła, by z nią nie rywalizować. Był nawet czas, gdy mąż na trzy miesiące zamieszkał z mamą, z rodzicami, ale tak naprawdę z mamą. Babcia doradziła mi, by spokojnie robić swoje, żyć jakby wszystko było dobrze, odwiedzać męża, zapraszać do siebie, dbać o naszą relację, nie walczyć z mamusią, mąż długo nie wytrzyma i do mnie wróci. Wrócił.
Teściowa zadręczała też mojego męża. Miała obsesję jeśli chodzi o wyjazdy. Jej zdaniem wszystkie wolne dni, wakacje powinniśmy spędzać u niej, a nie w górach czy gdzieś indziej. Więc robiła wszystko, by mój mąż czuł wyrzuty sumienia, że wyjechaliśmy nad jakieś morze, czy w jakieś góry. Obrzydliwie to robiła. Dzwoniła na przykład informując, że tata jest umierający, ciężko chory. Mój mąż bardzo to przeżywał. Bo ojciec mówił mu, że jest przeziębiony i syn nie musi przyjeżdżać. Ale do końca wyjazdu mąż był myślami w domu, bo może jednak tata go uspokaja i on się tu ma dobrze z nami bawić, a w tym czasie tata umrze... To przykład, bo arsenał takich manipulacji u mojej teściowej był niewyczerpany.
Zwróć uwagę na relacje teściowej z dziećmi. Moja teściowa wpędzała wnuka w wyrzuty sumienia, że ona już niedługo umrze, a on od niej wyjeżdża. I mały był zrozpaczony, on miał około 5 lat, jak zaczęła go tak gnębić i żadnej możliwości obrony. Mały potrzebował tez wielu rozmów, gdy odwiedzał babcię w czasie kryzysu, bo ona stale przy nim mówiła o mnie okropne rzeczy. Zanim mój mąż mi powiedział o tym, że chce się wyprowadzić, wiele miesięcy wcześniej omawiała z synem rozwód ze mną, przy wnuku. I moje dziecko bardzo cierpiało samo, bo bało mi się o tym powiedzieć, nie chciał mnie ranić i martwić. Jak później powiedział, już w czasie naszej rodzinnej terapii, myślał, że "tylko babcia tak gada, a tata nigdy czegoś takiego nie zrobi". Dzieci bardzo cierpią przy toksycznych relacjach w rodzinie. Nie chodzi o to by kontrolować co inni mówią dzieciom, bo się nie da. Ale by dawać dzieciom bezpieczeństwo, by mogły same się dzielić tym, co je niepokoi, martwi, rozmawiać o tym, a nie trzymać to w małych przestraszonych serduszkach.
Do tego teściowa wymagała by stale być odwiedzana. Gdy w ciąży czułam się źle, mój mąż mnie zostawiał i jeździł do mamy, bo mama mu wyjaśniła, że jak się urodzi dziecko, to nie będzie mieć już dla niej czasu. Gdy mały się urodził, mój mąż nie miał już ani jednego dnia urlopu, wszystkie wykorzystał na wyjazdy do mamy. Urodzenie dziecka nie przerwało odwiedzania mamy co chwilę. Teściowa nie jest samotna. Ma męża. Ale ma też obsesję na punkcie swoich synów i rywalizacji z synowymi. I aktywnie niszczy ich małżeństwa, miałam okazję posłuchać jej rozmów telefonicznych z drugim synem, byłam tym poruszona, bo było to obrzydliwe. Z synową rozmawiała zupełnie inaczej, ciepło i serdecznie, a potem wszystko co się od niej dowiedziała wykorzystywała przeciwko niej w rozmowie z synem.
Po każdej rozmowie męża z mamą czy jego przyjeździe od mamy potrzeba było paru dni na odbudowę relacji. Więc wiem o czym piszesz. Doświadczyłam tego. I to nie są złudzenia. Mój mąż mnie nie usłyszał wtedy i nie przyjął, że tak się dzieje i jego mama wpływa na to, jak on mnie postrzega. Nie spełnił też wtedy mojej prośby, by nie omawiać z mamą naszych spraw. Mama była jego doradcą małżeńskim. Co dla mnie oznaczało mnóstwo cierpienia. Nie wiem, jak jest teraz. Modlę się o uzdrowienie stosunku mojej teściowej do synów i relacji w rodzinie męża. Pracuję nad swoją relacją z moją mamą. To trudny proces odsuwanie toksycznej manipulacyjnej matki na właściwy dystans i doprowadzenie do sytuacji w której zrezygnuje z prób kontrolowania życia swojego dziecka.
Myślę, że małżonkowie nie bardzo mogą wpływać na teściów. Albo się zjednoczą i wspólnie odsuną rodziców na zdrowy dystans, albo nie. Ale walka z rodzicami małżonka nie przyniesie pożytku. Mają przewagę militarną. Jest jeszcze modlitwa. Za teściów, za rodziców, za uzdrowienie relacji. To dobry arsenał. Własna nauka stawiania granic. Jest szansa, że druga osoba się zacznie temu przypatrywać i czegoś się też nauczy, dostrzeże w tym korzyść.