Rozwód po katolicku

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Pavel pisze: 11 lis 2021, 14:04 Widać, to znaczy?
To jej słowa czy twoja interpretacja?

A jak ty byś odpowiedział?
Twierdzi, że się tłoczy z dziećmi u rodziców i brakuje przestrzeni i że na moim miejscu przepisałaby mieszkanie żeby dzieciom było wygodniej.
Napisałem, że sama taką drogę wybrała. Zawsze może wycofać pozew i próbować naprawiać relacje. Widać nie po jej myśli bo temat ucięła po paru zdaniach.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1541
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Niepozorny »

Sefie pisze: 11 lis 2021, 14:41 Twierdzi, że się tłoczy z dziećmi u rodziców i brakuje przestrzeni i że na moim miejscu przepisałaby mieszkanie żeby dzieciom było wygodniej.
Napisałem, że sama taką drogę wybrała. Zawsze może wycofać pozew i próbować naprawiać relacje. Widać nie po jej myśli bo temat ucięła po paru zdaniach.
Skoro tłoczy się z dziećmi, to może lepiej żeby dzieci wróciły do mieszkania? Jeśli mieszkanie jest waszą współwłasnością, to wtedy żona przepisze swoją część na Ciebie, żeby dzieciom było wygodniej. Wszyscy wtedy będą zadowoleni. Dzieci będą miały więcej miejsca, Ty będziesz bliżej dzieci a żona będzie miała więcej przestrzeni u rodziców ;).
Z braku rodzi się lepsze!
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: sajmon123 »

Niepozorny pisze: 11 lis 2021, 17:37
Sefie pisze: 11 lis 2021, 14:41 Twierdzi, że się tłoczy z dziećmi u rodziców i brakuje przestrzeni i że na moim miejscu przepisałaby mieszkanie żeby dzieciom było wygodniej.
Napisałem, że sama taką drogę wybrała. Zawsze może wycofać pozew i próbować naprawiać relacje. Widać nie po jej myśli bo temat ucięła po paru zdaniach.
Skoro tłoczy się z dziećmi, to może lepiej żeby dzieci wróciły do mieszkania? Jeśli mieszkanie jest waszą współwłasnością, to wtedy żona przepisze swoją część na Ciebie, żeby dzieciom było wygodniej. Wszyscy wtedy będą zadowoleni. Dzieci będą miały więcej miejsca, Ty będziesz bliżej dzieci a żona będzie miała więcej przestrzeni u rodziców ;).
Popieram. Tak powinno być od początku 😁
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

sajmon123 pisze: 11 lis 2021, 18:04
Niepozorny pisze: 11 lis 2021, 17:37
Sefie pisze: 11 lis 2021, 14:41 Twierdzi, że się tłoczy z dziećmi u rodziców i brakuje przestrzeni i że na moim miejscu przepisałaby mieszkanie żeby dzieciom było wygodniej.
Napisałem, że sama taką drogę wybrała. Zawsze może wycofać pozew i próbować naprawiać relacje. Widać nie po jej myśli bo temat ucięła po paru zdaniach.
Skoro tłoczy się z dziećmi, to może lepiej żeby dzieci wróciły do mieszkania? Jeśli mieszkanie jest waszą współwłasnością, to wtedy żona przepisze swoją część na Ciebie, żeby dzieciom było wygodniej. Wszyscy wtedy będą zadowoleni. Dzieci będą miały więcej miejsca, Ty będziesz bliżej dzieci a żona będzie miała więcej przestrzeni u rodziców ;).
Popieram. Tak powinno być od początku 😁
Dzięki za opinie, wiadomo że to tak nie będzie :) ale cieszy mnie już zasiane ziarenko zwątpienia. Może nawet nie co do rozwodu bo na ten twardo naciska ale samo wzięcie do głowy możliwości powrotu do mieszkania (co było bardzo mocno ucinane wcześniej) to już jest milowy krok. Na razie jest stan oburzenia odmową i dalszym proponowaniem naprawy małżeństwa. Czas pokaże co dalej.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Odbieram dzieci i tesciowa daje mi jedzenie dla nich, normalny obiad w pojemnikach. Brać czy nie? To zagrywka przed rozprawą czy z troski o dzieci?
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Jeśli nie umiesz, nie chcesz, nie masz czasu gotować - czemu nie brać?
Jeśli masz swoje plany - po co brać?
Jednocześnie, po co teściowej przypisywać odgórnie złe intencje?
Taka gdybologia nie ma sensu.
Chcesz - warto wziąć i podziękować.
Nie chcesz - tłumaczysz że to ostatni raz bo szkoda by trud i troska poszły na marne, ale następnym razem by nie robiła, bo sam to ogarniesz.
Proste, nie tak?
Aby była jasność, mi też umysł w trakcie kryzysu podsuwał miliony scenariuszy i dziwnych pytań.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Caliope »

Ja bym brała jak pisze Pavel, jak dzieci lubią, to po co mysleć o tym co ja sobie wyobrazam, to dla nich posiłek. Ja nie gotuję mężowi prawie dwa lata, dopiero niedawno przestałam myśleć o tym, że on nie chce, bo ja nie umiem gotować. Potrafię, ale jak nie muszę, to po co kogoś na siłę uszczęśliwiać.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Analizując powody kryzysu, w którym znajduje się moje małżeństwo i sięgając do korzeni czyli pokolenia wstecz, stwierdzam, że mój teść to DDD, teściowa DDA, żona DDD. Nie chcę żeby to zabrzmiało jak przerzucanie winy na rodzinę mojej żony bo wiadomo, że na kryzys pracują obie strony to zauważam, że niebagatelny wpływ na moja sytuację ma teściowa.
Moja małżonka była wychowana w tak zwanym zimnym chowie z ogromnymi deficytami w sferze uczuciowej z dużym pokładem kompleksów i brakiem zaufania do ludzi i zaburzeniami w sferze intymnej. O ile wychowywana była tak do pełnoletności o tyle w pewnym momencie nastąpił zwrot czyli ogromne zbliżenie w relacji żona-mama.
W przypływie szczerości i w momencie jeszcze zakochania uczuciowego moja małżonka wyjawiła mi, że mama była przeciwnikiem związku ze mną i że podobał jej się ktoś inny. Niby nic, zbagatelizowałem ale zasiane ziarenko jak widać po latach kiełkowało. Relacja małżonki z mamą to telefon kilka razy dzienni z błahymi sprawami, wizytacja pod byle pretekstem a to przypilnować dzieci a to coś podrzucić a to wpaść w odwiedziny. Bagatelizowałem, ot kochana córeczka co w tym złego. Kilka lat temu zaczęło mi to przeszkadzać, było kilka kłótni na ten temat, sprawach cichła i było względnie ok przez jakiś czas. Żona jeździła w odwiedziny raz na jakiś czas i w ten dzień a czasami i dłużej nie szło już z nią się porozumieć, nabuntowana, sfochana, z pretensjami nie wiadomo o co. O całe zło w związku byłem obarczany ja przez tandem żona-mama. Mama była wtajemnicza we wszystkie sprawy związku, włącznie z intymnymi, na pytanie po co to wszystko mówi słyszałem "bo to moja mama". Sporo tłumaczy to, że żona po wyprowadzce do rodziców zaczęła totalnie się oddalać, od pomieszkania trochę u mamy w krótkim okresie czasu skończyło się na pozwie bez jakiekolwiek próby rozmowy, totalny beton. Przez przypadek dowiedziałem się, że teściowe ze sprzedaży majątku po rozwodzie planują zakup małego mieszkanka a chcą zostawić żonie swoje własne żeby miała się gdzie podziać z dziećmi. Ot taka nagroda za rozwód z niechcianym zięciem.

Jak dotrzeć do żony omijając mamusię?
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Nirwanna »

Na moje oko - dwiema drogami. Przez Boga i przez dzieci. Żadna oczywiście nie gwarantuje sukcesu, bo żona ma wolną wolę, a teraz jest na etapie, że karmi swoje głody z dzieciństwa obżarstwem emocjonalnym. I gdy jeszcze gdy karmi do wypęku ta, co kiedyś głodziła - ciężko się temu oprzeć. Bez świadomości, że tych głodów z dzieciństwa Twoja żona nigdy w ten sposób nie nakarmi, ale potrzebuje się o tym sama przekonać, a to może potrwać... Dlatego bardzo potrzeba tu wytrwałej modlitwy za nią.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Ruta »

Sefie pisze: 11 gru 2021, 23:45 Jak dotrzeć do żony omijając mamusię?
Z mojego doświadczenia: miałam fatalną relację z rodzicami, z obojgiem rodziców. Gdy wyszłam za mąż moja mama zaczęła się do mnie zbliżać. To było miłe. Dzwoniła, interesowała się. Dlatego rozumiem twoją żonę. Mama zaczęła żyć blisko nas, oferowała często pomoc. Za blisko. Zdecydowanie. Zauważyłam też, że po rozmowie z moją mamą widzę męża zupełnie inaczej. I nie było to korzystniejsze spojrzenie. Mowa o początkach małżeństwa. Byłam wtedy na etapie mocnego zakochania w mężu i gotowa eliminować wszystko co było przeszkodą w naszej jedności. Więc postanowiłam, idąc za wskazówkami księży, różnych osób z którymi rozmawiałam, jakiś lektur, przestać rozmawiać z mamą o moim małżeństwie. "Co o was słychać? Wszystko dobrze." Oraz zacząć odsuwać mamę. Słusznie. Ale wiesz, moja mama nie jest zbyt subtelna w relacjach. Jeśli twoja teściowa jest delikatniejsza, to żonie trudniej się w manipulacjach złapać.
Jednak i moja mama się nie poddała. Przyczaiła się. I po cichu na różne sposoby kombinowała. Gdy byliśmy w poważnym kryzysie, kontaktowała się z moim mężem za moimi plecami. I jestem pewna, że słyszał od niej, że powinien ode mnie odejść. Było mu to na rękę, no bo tego właśnie na tamtym etapie chciał. Znam moją mamę i na pewno robiła to w okropny sposób i mój mąż nie czuł się po rozmowach z nią dobrze. I na pewno także robiła dużo, by myślał o mnie jak najgorzej. Prawdę mówiąc, nie zdziwiłabym się, gdyby mówiła "w moim imieniu".
Wniosek z tego jeden: jak mama jest toksyczna, to nie bardzo się da ją odsunąć, wtedy się najeży, przyczai i zacznie być jeszcze bardziej destrukcyjna. Trochę tak odczytuję też twoje doświadczenie.

A w naszym małżeństwie jest jeszcze druga mama. Gdyby moja teściowa miała możliwość złożenia pozwu rozwodowego w imieniu syna napisałaby go najpóźniej w czasie gdy wychodziliśmy z Kościoła. No ale wtedy nie wiedziałam o tym. Całe małżeństwo podkopywała zaufanie mojego męża do mnie. Stale ryła. Była też bardzo złośliwa wobec mnie, ale w taki zawoalowany sposób. I miała ogromną satysfakcję, gdy mąż zajmował jej stronę. Celowo prowadziła do takich sytuacji, by musiał się opowiedzieć między mną a nią. I uwielbiała, gdy syn opowiadał się za nią. Tu mi pomagała babcia, która mówiła, by z nią nie rywalizować. Był nawet czas, gdy mąż na trzy miesiące zamieszkał z mamą, z rodzicami, ale tak naprawdę z mamą. Babcia doradziła mi, by spokojnie robić swoje, żyć jakby wszystko było dobrze, odwiedzać męża, zapraszać do siebie, dbać o naszą relację, nie walczyć z mamusią, mąż długo nie wytrzyma i do mnie wróci. Wrócił.

Teściowa zadręczała też mojego męża. Miała obsesję jeśli chodzi o wyjazdy. Jej zdaniem wszystkie wolne dni, wakacje powinniśmy spędzać u niej, a nie w górach czy gdzieś indziej. Więc robiła wszystko, by mój mąż czuł wyrzuty sumienia, że wyjechaliśmy nad jakieś morze, czy w jakieś góry. Obrzydliwie to robiła. Dzwoniła na przykład informując, że tata jest umierający, ciężko chory. Mój mąż bardzo to przeżywał. Bo ojciec mówił mu, że jest przeziębiony i syn nie musi przyjeżdżać. Ale do końca wyjazdu mąż był myślami w domu, bo może jednak tata go uspokaja i on się tu ma dobrze z nami bawić, a w tym czasie tata umrze... To przykład, bo arsenał takich manipulacji u mojej teściowej był niewyczerpany.
Zwróć uwagę na relacje teściowej z dziećmi. Moja teściowa wpędzała wnuka w wyrzuty sumienia, że ona już niedługo umrze, a on od niej wyjeżdża. I mały był zrozpaczony, on miał około 5 lat, jak zaczęła go tak gnębić i żadnej możliwości obrony. Mały potrzebował tez wielu rozmów, gdy odwiedzał babcię w czasie kryzysu, bo ona stale przy nim mówiła o mnie okropne rzeczy. Zanim mój mąż mi powiedział o tym, że chce się wyprowadzić, wiele miesięcy wcześniej omawiała z synem rozwód ze mną, przy wnuku. I moje dziecko bardzo cierpiało samo, bo bało mi się o tym powiedzieć, nie chciał mnie ranić i martwić. Jak później powiedział, już w czasie naszej rodzinnej terapii, myślał, że "tylko babcia tak gada, a tata nigdy czegoś takiego nie zrobi". Dzieci bardzo cierpią przy toksycznych relacjach w rodzinie. Nie chodzi o to by kontrolować co inni mówią dzieciom, bo się nie da. Ale by dawać dzieciom bezpieczeństwo, by mogły same się dzielić tym, co je niepokoi, martwi, rozmawiać o tym, a nie trzymać to w małych przestraszonych serduszkach.

Do tego teściowa wymagała by stale być odwiedzana. Gdy w ciąży czułam się źle, mój mąż mnie zostawiał i jeździł do mamy, bo mama mu wyjaśniła, że jak się urodzi dziecko, to nie będzie mieć już dla niej czasu. Gdy mały się urodził, mój mąż nie miał już ani jednego dnia urlopu, wszystkie wykorzystał na wyjazdy do mamy. Urodzenie dziecka nie przerwało odwiedzania mamy co chwilę. Teściowa nie jest samotna. Ma męża. Ale ma też obsesję na punkcie swoich synów i rywalizacji z synowymi. I aktywnie niszczy ich małżeństwa, miałam okazję posłuchać jej rozmów telefonicznych z drugim synem, byłam tym poruszona, bo było to obrzydliwe. Z synową rozmawiała zupełnie inaczej, ciepło i serdecznie, a potem wszystko co się od niej dowiedziała wykorzystywała przeciwko niej w rozmowie z synem.
Po każdej rozmowie męża z mamą czy jego przyjeździe od mamy potrzeba było paru dni na odbudowę relacji. Więc wiem o czym piszesz. Doświadczyłam tego. I to nie są złudzenia. Mój mąż mnie nie usłyszał wtedy i nie przyjął, że tak się dzieje i jego mama wpływa na to, jak on mnie postrzega. Nie spełnił też wtedy mojej prośby, by nie omawiać z mamą naszych spraw. Mama była jego doradcą małżeńskim. Co dla mnie oznaczało mnóstwo cierpienia. Nie wiem, jak jest teraz. Modlę się o uzdrowienie stosunku mojej teściowej do synów i relacji w rodzinie męża. Pracuję nad swoją relacją z moją mamą. To trudny proces odsuwanie toksycznej manipulacyjnej matki na właściwy dystans i doprowadzenie do sytuacji w której zrezygnuje z prób kontrolowania życia swojego dziecka.

Myślę, że małżonkowie nie bardzo mogą wpływać na teściów. Albo się zjednoczą i wspólnie odsuną rodziców na zdrowy dystans, albo nie. Ale walka z rodzicami małżonka nie przyniesie pożytku. Mają przewagę militarną. Jest jeszcze modlitwa. Za teściów, za rodziców, za uzdrowienie relacji. To dobry arsenał. Własna nauka stawiania granic. Jest szansa, że druga osoba się zacznie temu przypatrywać i czegoś się też nauczy, dostrzeże w tym korzyść.
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Dzięki Ruto,
Dużo z tego co napisałaś pokrywa się z moim małżeństwem a o czym sam nie napisałem wyżej. W przypadku moich rodziców mam spokój, są neutralni i nigdy się nie wtrącali. Za to moja małżonka za nimi nie przepadała i starała się ich marginalizować jak tylko się da.
Moja teściowa ma zły obraz mnie bo zdarzyło się, że zamiast wysłać wiadomość do małżonki to wysłała do mnie z bardzo niesmacznymi i niczym nieusprawiedliwionymi złośliwościami. Nie wiem co mówi przy dzieciach na mój temat, nie chwalą się tym. Za to ma bardzo dobry kontakt z nimi zupełnie jakby nadrabiała braki w wychowaniu swoich dzieci.
Tak jak widzę to teraz to na chwilę obecną nie mam żadnych szans przeciąć jej macek wokół mojej żony, jest szczelnie zamknięta.
Jakiś czas temu odchodziłem od zmysłów z kim moja żona się spotyka i kim jest czyhający w ukryciu kowalski bo tutaj upatrywałem przyczynę kryzysu, choć nie twierdzę że może go nie być. Dochodziło do tego, że czyhałem wieczorami koło jej miejsca zamieszkania i wypatrywałem ludzi kręcących się w okolicy ale jedne co zrobiłem to wypaliłem kilka paczek papierosów i nic nie udało mi się zauważyć.

Zostaje tylko modlitwa i jak najlepsze relacje z dziećmi. Kochanków żona-mama muszę zostawić w objęciach.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
agnes94
Posty: 224
Rejestracja: 22 sie 2021, 11:22
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: agnes94 »

Selfie, ja ze swoją mamą też bardzo dużo rozmawiałam przez telefon mieszkając z mężem. Nie widziałam w tym nic złego no bo mieszkałam 200 km od niej więc to, że się nie widzimy nadrabiałam rozmowami. Zwykle były to rozmowy 2 razy dziennie. Starałam się dzwonić do niej wtedy kiedy nie było męża w domu bądź był czymś zajęty lub kiedy robiłam obiad, zmywałam itp.
Nie widziałam w tym nic złego, nie rozmawiałam z nią na tematy moje i męża, nie opisywałam jej naszego życia. Rozmawiałyśmy tak ogólnie, mąż często sam mnie pytał czy rozmawiałam z mamą, co mówiła albo żebym zadzwoniła do niej. Uważałam wtedy, że to nic złego. Ale do czasu.
Kiedy przyszedł nasz kryzys, na początku nie mówiłam jej o tym, ukrywałam że jest źle. Ale pewnego dnia nie wytrzymałam i pękłam wypłakałam się mamie i teraz wiem, że zrobiłam błąd. Moja mama bardzo się przejęła co nie jest dziwne ale zaczęła źle mówić do mnie na mojego męża, doradzać mi jak mam robić itp a ja byłam bardzo podatna na jej słowa i wpływy zaczęłam inaczej patrzeć na męża... Chyba przez pryzmat mojej mamy i to ogromny błąd, gwóźdź do trumny mojego małżeństwa. W jakiej kłótni mąż mi wykrzyczał, żebym poszła wypłakać się mamusi bo ona wie wszystko najlepiej i mnie nastawia przeciwko niemu. Ja oczywiście broniłam mojej mamy ale teraz wiem, że miał racje. Nie posądzam mojej mamy o złe intencje, po prostu stanęła w mojej obronie kiedy działa się krzywda ale to moja mama ona nie była obiektywna.
Doszła do tego niedawno, i wiem że jeżeli udałoby się poskładać moje małżeństwo na pewno ograniczyłabym rozmowy z mamą i nie powiedziałabym jej jeżeli coś by było nie tak. Utrzymywałabym z nią relację ale zdrową bo do tej pory to była taka nieodcięta pępowina i stawiałam mamę przed mężem a tak nie powinno być.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Pavel »

Mając na uwadze i swoje niełatwe doświadczenia z teściową (była w niesławnym TOP 3 osób którym najciężej było mi wybaczyć), nie polecam przerzucania odpowiedzialności na teściowe i osoby trzecie za to co robią współmałżonkowie.
Tak, teściowe, mamy, nierzadko funkcjonują dysfunkcyjnie, czasem toksycznie. Skądś to nawet znam.
Tak, tak jak my, tak nasi współmałżonkowie jesteśmy w niemałej części efektem pracy naszych rodziców i teściów.
Z przeróżnymi tego konsekwencjami, które forumowiczom są niestety bardzo znajome.
Nawet nasz wybór współmałżonków z tego pogubienia w lwiej części wynika.
Pogubieni się przyciągają.
Osoba ze zdrowo funkcjonującej rodziny wg mnie nie ma szans w taką dysfunkcyjną rodzinę „wdepnąć”. Bo ma system alarmowy który przed ślubem da o sobie znać.
Jedyne wyjątki od tej „reguły” to relacje z wybitnie potrafiącymi się zakamuflować psychopatami.

Natomiast bez względu na to co wyprawiają podpowiadacze, czy to w osobie teściowych czy koleżanek/kolegów, ostateczna decyzja należy do decydującego. I o ile warto wg mnie zauważać tło, o tyle nie przerzucać głównej odpowiedzialności na osoby odpowiedzialne „zaledwie” pośrednio.
Chociaż rozumiem, że przyjemniej i łatwiej jednak szukać winnych w taki sposób, usprawiedliwiać współmałżonków a głównych winnych mieć w osobach kowalskich, teściowych czy otoczenia.

Moja mama nie raz „subtelnie” buntowała mnie przeciw żonie. chociaż celniejsze byłoby określenie: wylewanie żalu, obgadywanie.
Ja pamiętając, że moja babcia robiła to samo z moim tatą przeciw mojej mamie (i pamietajac niejednokrotnie tragiczne tego dawania się rozgrywać konsekwencje - kłótnie, rękoczyny), nie dawałem się w to wciągać, mimo że niejednokrotnie to jej gadanie jakiś wpływ na me emocje i stosunek do żony i tak miało.
Ale to była moja odpowiedzialność, na szczęście akurat w tym bagnie co najwyżej badałem brzeg.
Nie jest odpowiedzialnością moich rodziców za to co się działo w moim małzeństwie, tak jak nie jest odpowiedzialnością moich teściów to co robiła żona.
Udział w tym oczywiście mają, niemały w dodatku.
Ale głównymi odpowiedzialnymi jesteśmy my: ja i żona.
A ja w dodatku jeszcze preferuję skupianie na odpowiedzialności własnej.

Pytanie do ciebie Sefie: jakim sposobem osoba z normalnej rodziny (jak wynoszę z twego opisu) związała się z żona z takiej dysfunkcyjnej rodziny?
Nie dzwoniło ci nic?
Dlaczego nie widziałeś tego wcześniej, a jeśli widziałeś, dlaczego nic z tym nie zrobiłeś?

Bo wg mnie warto może jednak porządnie przeanalizować swój dom rodzinny.
Nie wierzę w tego rodzaju przypadki.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Ruta »

Sefie,
Co to znaczy, że twoje żona starała się marginalizować twoich rodziców? Co jej przeszkadzało? Na co się skarżyła?
Sefie
Posty: 630
Rejestracja: 23 paź 2021, 23:01
Płeć: Mężczyzna

Re: Rozwód po katolicku

Post autor: Sefie »

Pavel pisze: 12 gru 2021, 12:45 Pytanie do ciebie Sefie: jakim sposobem osoba z normalnej rodziny (jak wynoszę z twego opisu) związała się z żona z takiej dysfunkcyjnej rodziny?
Nie dzwoniło ci nic?
Dlaczego nie widziałeś tego wcześniej, a jeśli widziałeś, dlaczego nic z tym nie zrobiłeś?

Bo wg mnie warto może jednak porządnie przeanalizować swój dom rodzinny.
Nie wierzę w tego rodzaju przypadki.
Nie twierdzę, że mój dom był idealny. Mój tata DDA, mama pochodzi z książkowej rodziny. Moje dzieciństwo wspominam dobrze, ojciec skupiał się na utrzymaniu rodziny, często jednak był z boku i dawał swobodę w życiu, służył wsparciem i pomocą kiedy do niego przychodziłem, sam jednak z inicjatywą nie wychodził. Mama dobra kobieta, troskliwa, opiekuńcza ale nie narzucająca się, zawsze mogłem na nią liczyć. Ich małżeństwo było spójne, bez awantur, przemocy.

Zaczęliśmy być parą kiedy nie mieszkaliśmy z rodzicami, nie znałem ich przez długi czas. Kiedy poznałem zauważyłem podobieństwo ojców, czyli wzięcie na siebie odpowiedzialności za byt rodziny i mniejszą obecność w życiu dzieci w stosunku do mam.
Nie widziałem chorej zażyłości między mamą a żoną, miałem wrażenie że jej rodzice badają mnie, przechodzą obok tak jakby właśnie nie chcieli się wtrącać. Patologii takiej jaką znam czyli alkohol, przemoc, narkotyki tam nie zauważyłem. Z opowiadań żony dowiedziałem się, że rodzice zmienili się kiedy dzieci dorosły i wypłynęły z domu, wtedy ich relacje znacząco się poprawiły.
Był jeszcze stan zakochania mój i żony i takie rzeczy jak pochodzenie teściów czy ich relacje nie były dla mnie najważniejsze. Małżonka mówiła mi, że miała trudne dzieciństwo, opowiadała mi o tym zanim wzięliśmy ślub, współczułem jej ale nie przeszkadzało mi to, nie chciałem skreślać jej za błędy rodziców. Mój tata również miał trudne dzieciństwo, moja mama go nie skreśliła, są do dzisiaj udanym małżeństwem.
Miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie.
Jan Paweł II
ODPOWIEDZ