Witaj Iga,
mój mąż jest uzależniony od pornografii i masturbacji. Wiem, jaki to ogromny ból. Codziennie trzeba wybaczać zdradę emocjonalną...
Nie mieszkam już z mężem, jesteśmy w separacji (dużo mnie to kosztowało - odwagi, bólu, strachu, ale po czasie stwierdzam, że to była dobra decyzja. Najważniejsze, że przemyślana). Mąż chodzi do terapeuty od uzależnień (to ważne, żeby to był terapeuta od uzależnień, sprawdzony, nie jakiś psycholog. U mojego męża psycholog tylko namieszał,a po pół roku się poddał i skierował go do kogoś innego... Szkoda tylko, że od razu nie powiedział, że on nie zajmuje się terapią uzależnień, po pół roku na to wpadł, kiedy wyciągnął niezłą kasę...).
Też na początku starałam się przełamać do wielu rzeczy - fantazji męża, innych pozycji, seksowniejszej bielizny itd. Starałam się spędzać z nim czas, tworząc dobre chwile i nie myśląc o jego nałogu, budować z nim więź...Mąż kłamał, że jest już lepiej... Okazało się, że wcale nie było lepiej, jego nałóg ciągle się pogarszał. Do tego stopnia, że czasem nie mógł się przy mnie podniecić, bo kiedy nie było mnie w domu oglądał pornografię i zaspokoił się sam, później przy mnie już nie umiał się podniecić.
Dopiero po kilku latach zrozumiałam, że nie da się tak tkwić - w magicznym myśleniu, że on się zmieni tylko dlatego, że mnie kocha. Ponoć oglądał pornografię od 16roku życia... Nie wyjdzie z tego tylko dlatego, że ja płaczę po nocach i odsuwam się od niego...Proces wychodzenia z nałogu, to trudna praca, długo trwa...
Pomaga mi uzmysłowienie sobie kilku rzeczy:
1. Nie mam wpływu na to, co zrobi mąż. Mam wpływ na siebie.
2. Nie ma sensu rozmyślać nad tym jakie filmy ogląda, jak wyglądają te kobiety, czy ma obrączkę kiedy to robi, czy później podświadomie porównuje mnie z tymi kobietami, czy kiedy się kochamy, użyczam mu tylko ciała... STOP! Te myśli, to znęcanie się nad samą sobą, to forma przemocy nad samą sobą. Jak tylko pojawiają się takie myśli, trzeba je ucinać. Zająć się czymś innym, zrobić coś,by to przerwać.
3. To, że mąż ogląda pornografię, to nie moja wina. Jestem młodą, ładną i wrażliwą kobietą. To ze mną wziął ślub, nie z inną. Problem z pornografią miał jeszcze zanim mnie poznał.
4. Mąż, to tylko człowiek. Jak ja - kocha nieidealną miłością. Rani i będzie ranił. Tylko Jezus kocha mnie całkowicie czystą miłością, kocha przede wszystkim moją duszę. Mąż ma taki grzech, ja mam inne, a mimo to Jezus kocha i jego i mnie. On widzi całokształt, nie tylko ten grzech. Takie myślenie pomaga mi wyrwać się z parzenia na męża jako na zboczeńca/erotomana/złego człowieka. Przypominam sobie dlaczego za niego wyszłam.
5. Ten punkt powinien być jako pierwszy...
Życie w łasce uświęcającej - przyjęcie Komunii w intencji męża, post (niektóre demony można wyrzucić tylko postem. Jestem przekonana, że demon nieczystości, to konkretny kaliber :p), różaniec, modlitwa od serca - to wszystko bardzo mnie umacnia. Kiedy trzymam się Jezusa, jestem weselsza, silniejsza i kochająca nawet tych, którzy mnie krzywdzą. Kiedy pogrążam się w swoim smutku, poczuciu beznadziei, skrzywdzenia...wtedy mniej się modlę, zatracam się w swoim bólu i kiedy mąż zrobi coś, co mnie rani, odczuwam ból całą sobą, aż rozwala mi to cały dzień. Kiedy trwam w relacji z Bogiem, wszelkie zranienia przyjmuję łatwiej i zaraz wstaję.
6. Stawianie granic. Terapeuta męża mówi, że to ważne, aby mąż się ze mną kochał pomimo nałogu. Że w ten sposób naturalnie rozładowuje napięcie, tworzy bliskość ze mną itd. Na dzień dzisiejszy nie jestem na to gotowa. Kiedy jest ,,po", zaraz myślę o tym, że on jak wróci do domu/kolejnego dnia i tak sam się zaspokoi przy porno, czuję się jak jedna z haremu...Nie chcę współżyć z mężem, żeby łatwiej było mu opierać się uzależnieniu, nie chcę tego robić żeby sobie ulżyć, nie chcę się bać podczas współżycia, że on zamyka oczy i ja jestem tylko ciałem. Chcę się z nim kochać, kiedy będzie miał dłuższy okres trzeźwości, kiedy zacznie nad tym panować. Mam prawo nie chcieć z nim współżyć kiedy jest taka sytuacja...Mam prawo mówić, że na coś się nie zgadzam. To co czuję też jest ważne.
7. Czytanie literatury dot. uzależnień i współuzależnienia, obserwowanie na social mediach wpisów psychologów, czytanie Pisma Świętego.
8. Wdzięczność. Cieszenie się z małych rzeczy np. dobra kawa. Opiekowanie się samą sobą np. dobre odżywianie się, spacery.
9. Nie robienie z męża bożka. Mój świat kręcił się wcześniej wokół niego. A kiedy po jakimś czasie stałam się współuzależnionioną (czyli zaczęłam żyć jego uzależnieniem), to np. rezygnowałam ze spotkania ze znajomymi, bo mąż wrócił wcześniej do domu, bałam się, że będzie się masturbował i odrzuci mnie kiedy wrócę do domu...Kiedy nie rezygnuję z rzeczy, które są dla mnie ważne, więcej się uśmiecham.
10. Przypominanie sobie, że mąż jest uzależniony i nie podejmuje racjonalnych i w pełni wolnych decyzji. Przez kilkanaście lat oglądania pornografii mąż nauczył się, że po nią sięga, kiedy ma ochotę na to uczucie podniecenia i zaspokojenia. Stało się to jego nawykiem. Teraz musi wypracować w to miejsce inny nawyk, ale to długi proces. Przypominanie sobie, że on nie robi tego do końca świadomie, że jest zniewolony.
Wiem jak się czujesz. Mi samej często bardzo ciężko. Ale widzę, że pomimo, że smutno mi w nowej rzeczywistości - mieszkanie w pustym mieszkaniu, zasypianie samej, nie u boku męża, to jednak jestem oddzielną jednostką. Sama też umiem być szczęśliwa. I najważniejsze - ucinanie rozmyślania o przyszłości i zadręczania się tym. Żyję tu i teraz, tu i teraz mam szansę. Przyszłość jest niepewna. Jak to mówił ks. Kaczkowski - przeznacz sobie godzinę na zamartwianie się, a później żyj.
Jeśli chcesz, napisz do mnie.
Pomodlę się za Ciebie, przytulam i wysyłam Ci dobrą energię. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Wiele kobiet niestety ma ten problem, co my.