nie wiem co mam zrobić

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Witam wszystkim. Od jakiegoś czasu czytam forum codziennie. Właściwie zaczytuję się w nim, by znaleźć odpowiedź co mam zrobić.
Kilka słów o mnie: 13 lat w związku sakramentalnym, w sumie 20 lat razem. Trójka wspaniałych dzieci. Druga zdrada z tą samą kobietą. Dowiedziałam się przez przypadek, chociaż ja nie wierzę w przypadki. Po pierwszej zdradzie był żal, chęć ratowania małżeństwa, terapia. Bardzo krótka, bo tylko 3 miesiące. Mąż zdecydował, że już wszystko OK. Po miesiącu usłyszałam, że mnie kocha. Potem rok bardzo dobrego życia. Byliśmy znów blisko. Przegapiłam moment, w którym wszystko zaczęło się psuć. Czułam, że oddalamy się od siebie, ale rzeczywistość chyba mnie pochłonęła. Dodam, że po pierwszej zdradzie usłyszałam od męża, że wiele w naszym domu musi się zmienić. Ja się muszę zmienić. I zrobiłam to. Z poświęceniem, ale myślałam i radością, bo bardzo go kochałam. Dziś myślę, że stałam się jak jego mama - dbająca, nie poruszająca trudnych tematów. Wszystko w obawie i chyba strachu by nie poczuł, że źle wybrał. Ja skupiłam się na domu i pracy zawodowej. Moje życie towarzyskie przestało istnieć. Przeglądałam się w jego oczach. Gdy on był szczęśliwy, ja też byłam. Cały nasz dom i jego funkcjonowanie było podporządkowane jemu. Wyjazdy, spotkania, zawsze z uwzględnieniem jego kalendarza pracy i pasji. Moje przyjaciółki dziś mówią mi o sytuacjach, gdy przecierały oczy ze zdumienia, bo wystarczyło jedno jego słowo, np. nie ma cukru na stole, a ja biegłam po cukier. Wtedy wydawało mi się, że tak ma być. Dziś myślę, że popełniłam błąd. Brak większych konsekwencji zdrady dla niego i moja praca by zmienić siebie i nasze życie o 180 stopni. Musiałam popełnić błąd, bo dziś jestem w punkcie zero. Jesteśmy wierzący i praktykujący, choć czytając Was myślę, że to takie praktykowanie powierzchowne. On zawsze był bliżej Boga, kościoła. Dziś jest daleko. Musi być, bo nie wiem jak inaczej byłby w stanie poukładać sobie życie w trójkącie przez półtora roku, zaraz będzie dwa. Obecnie nie mieszka w domu. Podobno nie mieszka też z tą kobietą. Jest rozbity i nie wie co ma zrobić. Nie wie, w którą stronę pójść. Niemniej nadal utrzymuje z nią kontakt. Widujemy się codziennie, ale nie rozmawiamy. Wymieniamy się raczej informacjami nt. dzieci. Podobno ma zdiagnozowaną depresję, bierze leki. Ta sytuacja również odbiła się na moim zdrowiu psychicznym i fizycznym. Schudłam 20 kg. Jestem w terapii indywidualnej. Dla niego pięknie wyglądam, ale ja wewnętrznie umieram. Wielokrotnie prosiłam o terapię małżeńską, ale jak usłyszał ode mnie, że nie ma takiej w trójkącie, odpuścił totalnie. Czuję, że wykorzystałam już wszystkie możliwe sposoby. Dlatego postanowiłam złożyć wniosek o rozwód z odroczoną datą pierwszej rozprawy. Daliśmy sobie czas na podjęcie przez niego decyzji i ten czas miałby być uwzględniony w pozwie. Ja nie mogę tak dłużej żyć. Lista Zerty stosowana, ale widzę i czuję, że moje słowa, postawa niewiele znaczą. Już tyle razy mówiłam, że nie zgadzam się na życie w trójkącie. Czuję, że muszę to zamanifestować, aby on to usłyszał. On niewiele mówi. Raczej daje do zrozumienie, że już mnie nie kocha, kocha ją. Wszedł w tą relację bardzo głęboko emocjonalnie, nawet rodzinnie. To nie jest romans skrywany przed światem. Jego rodzina, szczególnie mama stoi za mną murem. Cierpi podobnie jak ja, bo też wychowywała go sama. Jest mi bardzo ciężko z myślą, że ani sakrament, ani dzieci, które go potwornie kochają, nie są żadną motywacją do rzeczywistej pracy. Ten stan zawieszenia zabija mnie.
Al la
Posty: 2662
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Al la »

Witaj, Julit na naszym forum.
Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią.

Z Twojego wpisu wynika, że masz dość realny wgląd w sytuację swojego małżeństwa.
Dziś myślę, że stałam się jak jego mama - dbająca, nie poruszająca trudnych tematów.
Też tak sądzę, zatraciłaś siebie i swoje potrzeby dla utrzymania relacji małżeńskiej.
Mąż natomiast nie wykorzystał tego czasu po pierwszej zdradzie na swój rozwój i refleksję.

Julit, jesteś na forum katolickim, są tu osoby, małżeństwa, które najczęściej w kryzysie nawracają się do Boga i zaczynają żyć prawdami wiary katolickiej. Dlatego też nie popieramy rozwodów i nie zgadzamy się na nie. Ponieważ jest to sakrament, a jak mówi charyzmat naszej wspólnoty:
Prawda o mocy sakramentu oznacza, że nawet, jeśli małżonkowie nie potrafią ze sobą być i odchodzą w stan separacji, czyli oddzielnego mieszkania, to ich małżeństwo – Sakramentalne Przymierze małżonków z Bogiem – trwa nadal.
Oczywiście to Twój wybór, ale co zmieni rozwód w Twojej sytuacji?

Zapraszam Cię do zapoznania się z naszą stroną pomocową http://sychar.org/pomoc/, gdzie znajdziesz konferencje z naszych rekolekcji i polecane lektury.
Pozdrawiam i życzę, abyś otrzymała wsparcie od naszych forumowiczów.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Ruta »

Był czas, gdy w głębokim kryzysie małżeńskim zaczęłam rozważać rozwód. Z wielu powodów wycofałam się z tego. Głównie dlatego, że uświadomiłam sobie, że rozwód nie ma szans rozwiązać żadnego z problemów ani małżeńskich, ani moich, ani męża, ani naszej rodziny. Rozwód nie naprawia relacji, rozwód nie sprawia, że druga strona "się ogarnie" i dostrzeże swoje błędy. Rozwód nie sprawia też, że małżonkowie przestają być małżonkami i każde z nich może wolne "pójść w swoją stronę". To mity.
Po rozwodzie pozostają wszystkie problemy które istniały przed rozwodem, a dochodzą nowe problemy i nowe rany. Bo podczas rozwodu ludzie najczęściej bardzo mocno się ranią. I to nie jest "katolickie gadanie". Każdy zna badania, które mówią, że rozwód jako doświadczenie traumatyczne jest tuż za utratą bliskiej osoby w dramatycznych okolicznościach. Na liście czyyników zwiększających ryzyko zawału, załamania psychicznego, czy załamania życiowego rozwód stoi równie wysoko. O tym mówi nauka. Badania. Nie ma badań, które mówiłyby o pozytywnych skutkach rozwodu dla zdrowia i dla funkcjonowania człowieka. Bo takich skutków nie ma. Są tylko filmy i artykuły propagandowe z gatunku" rozwiedli się i żyli długo i szczęśliwie". Taka sama fikcja, jak filmy z serii "zabili go i uciekł".

Zdarza się, że potrzebna jest separacja. Czasem faktyczna separacja, a czasem nawet formalna, uregulowana prawnie.

Natomiast wcale nie zachęcam do wzięcia takich argumentów za swoje bez ich przemyślenia i bez przekonania, bo ktoś tak mówi, czy pisze na forum. Warto za to zajrzeć w siebie, przede wszystkim jakie efekty chcę osiągnąć rozwodem, a potem rozsądnie rozważyć, czy realnie takie efekty są możliwe do osiągnięcia przez rozwód.

Osobiście rozważałam rozwód bo czułam się bezradna wobec kryzysu. Nie wiedziałam wtedy co sie dzieje, nie rozumiałam tego. Działo się to, że mój mąż miał romans. O którym wtedy nie wiedziałam i wtedy jeszcze nawet go nie przeczuwałam. A przed romansem mieliśmy dłuuuuugi kryzys, do którego dołożyliśmy się oboje. W tej bezradności znalazłam się na Adoracji. I wypłakałam całą swoją bezradność Jezusowi. Poprosiłam o pomoc dla mojego małżeństwa. I pierwsze co poczułam w sercu, to by wycofać się z myślenia o rozwodzie. I z mówienia. Poszłam do męża, i uczciwie powiedziałam mu o tym, że nie chcę rozwodu, chcę naprawy małżeństwa, że mi na małżeństwie zależy. Wymagało to ukorzenia się, a może nawet i upokorzenia i się narażenia na odrzucenie. Jednak to zrobiłam. Zostałam odrzucona. Ale nie żałuję. Nasze małżeństwo pozostaje w kryzysie. Ale wciąż jesteśmy małżeństwem. Mąż wniósł po jakimś czasie o rozwód. N aktóry się nie zgadzam. Sprawa trwa już teraz trzeci rok, ale nie jest bardzo obciązająca, odkąd ja w sądzie nie walczę. A między nami powoli buduje się coś zupełnie nowego. Nie wiem czy wystarczy tego nowego do tego, by nasza więź się odbudowała, by mąż zdecydował się zaryzokować odbudowę naszej relacji i by wiele innych spraw się mogło wydarzyć. Zobaczymy. Ufam Bogu. I wierzę w naszą miłość i w to, że nasz sakrament czyni nas zdolnymi do odtwarzania więżi małżeńskiej. Nawet w bardzo trudnych sytuacjach.

Gdy składamy przysięgę małżeńską, prosimy Boga o pomoc w jej dochowaniu. W kryzysie warto sobie o tym przypomnieć i ponownie zwrócić się w zaufaniu do Boga, o pomoc w przeprowadzeniu przez kryzys. Dla mnie najłatwiejsze okazało się nawiązanie relacji z Maryją, innym łatwiej zwrócić się do Świętego z którym są zaprzyjaźnieni, a innym bezpośrednio do Ojca. Każdy ma swoją drogę. I każda jest dobra, pomocna i właściwa, jełśi jest drogą z Bogiem. Bo kryzys małżeński tak na nasze siły zwykle to zbyt dużo.
Ale nie dla Boga.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Witaj Julit, u mnie nie ma kowalskiej, ale za to smigałam jak ty po ten cukier, myślałam, że jak się poświęcę dostanę w zamian uczucia i bezpieczeństwo, ale tak się nie stało. To jest destrukcja, służenie mężczyźnie obniża naszą wartość, a on znudzony odchodzi. Wyjście z takiej matni, to ciężka praca, ale warto zacząć własną terapię i być piękną dla siebie, nie męża, zaopiekować się sobą, zmiany też nie powinny być dla kogoś, a dla siebie samej.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13310
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Nirwanna »

Caliope pisze: 21 wrz 2021, 17:13 .... zaopiekować się sobą, zmiany też nie powinny być dla kogoś, a dla siebie samej.
Precyzyjnie rzecz biorąc warto, aby zmiany były też dla Boga, On wtedy te dobre zmiany bardzo wspiera, czasami wręcz robi za człowieka robotę. Więc jest łatwiej, opłaca się. Sprzyja temu postawa wdzięczności (pięknie mnie stworzyłeś, Boże) oraz cel dalekosiężny (życie wieczne) na oku. Cel krótkoterminowy, jak zmiana dla męża/żony, aby wywołać określony odbiór - prędzej czy później skutkuje zniechęceniem. Cel dłużej-terminowy, czyli zmiana dla siebie, aby czuć się dobrze ze sobą, jest ok, ale też niesie w sobie niebezpieczeństwo zniechęcenia. Zwyczajnie - człowiek jest stworzony do relacji. Relacja samego ze sobą jest dobra i konieczna, ale na dłuższą metę - niewystarczająca.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Al la pisze: 21 wrz 2021, 15:55 Witaj, Julit na naszym forum.
Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią.

Z Twojego wpisu wynika, że masz dość realny wgląd w sytuację swojego małżeństwa.
Dziś myślę, że stałam się jak jego mama - dbająca, nie poruszająca trudnych tematów.
Też tak sądzę, zatraciłaś siebie i swoje potrzeby dla utrzymania relacji małżeńskiej.
Mąż natomiast nie wykorzystał tego czasu po pierwszej zdradzie na swój rozwój i refleksję.

Julit, jesteś na forum katolickim, są tu osoby, małżeństwa, które najczęściej w kryzysie nawracają się do Boga i zaczynają żyć prawdami wiary katolickiej. Dlatego też nie popieramy rozwodów i nie zgadzamy się na nie. Ponieważ jest to sakrament, a jak mówi charyzmat naszej wspólnoty:
Prawda o mocy sakramentu oznacza, że nawet, jeśli małżonkowie nie potrafią ze sobą być i odchodzą w stan separacji, czyli oddzielnego mieszkania, to ich małżeństwo – Sakramentalne Przymierze małżonków z Bogiem – trwa nadal.
Oczywiście to Twój wybór, ale co zmieni rozwód w Twojej sytuacji?
Nie wiem... sama pytam się siebie, czy dzięki temu odzyskam szacunek do samej siebie? Są dni, że myślę, że tak. Są dni, że myślę że nie. Wszystko jest w mojej głowie. Ale czy takie trwanie w milczeniu nie jest cichym przyzwoleniem na trwanie w tej sytuacji? Trudno mi sobie ułożyć to wszystko w głowie. On rozwodu nie chce, bo właśnie to nic nie zmieni. Jesteśmy związani sakramentem. To jego słowa. Ale jego czyny i postawa ten sakrament depcza. Gdzie szacunek do mnie jako żony i matki?
Zapraszam Cię do zapoznania się z naszą stroną pomocową http://sychar.org/pomoc/, gdzie znajdziesz konferencje z naszych rekolekcji i polecane lektury.
Pozdrawiam i życzę, abyś otrzymała wsparcie od naszych forumowiczów.
Dziękuję. Jesteście ogromnym wsparciem.
Ostatnio zmieniony 21 wrz 2021, 21:07 przez Al la, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Ruta pisze: 21 wrz 2021, 16:58 Był czas, gdy w głębokim kryzysie małżeńskim zaczęłam rozważać rozwód. Z wielu powodów wycofałam się z tego. Głównie dlatego, że uświadomiłam sobie, że rozwód nie ma szans rozwiązać żadnego z problemów ani małżeńskich, ani moich, ani męża, ani naszej rodziny. Rozwód nie naprawia relacji, rozwód nie sprawia, że druga strona "się ogarnie" i dostrzeże swoje błędy. Rozwód nie sprawia też, że małżonkowie przestają być małżonkami i każde z nich może wolne "pójść w swoją stronę". To mity.
Po rozwodzie pozostają wszystkie problemy które istniały przed rozwodem, a dochodzą nowe problemy i nowe rany. Bo podczas rozwodu ludzie najczęściej bardzo mocno się ranią. I to nie jest "katolickie gadanie". Każdy zna badania, które mówią, że rozwód jako doświadczenie traumatyczne jest tuż za utratą bliskiej osoby w dramatycznych okolicznościach. Na liście czyyników zwiększających ryzyko zawału, załamania psychicznego, czy załamania życiowego rozwód stoi równie wysoko. O tym mówi nauka. Badania. Nie ma badań, które mówiłyby o pozytywnych skutkach rozwodu dla zdrowia i dla funkcjonowania człowieka. Bo takich skutków nie ma. Są tylko filmy i artykuły propagandowe z gatunku" rozwiedli się i żyli długo i szczęśliwie". Taka sama fikcja, jak filmy z serii "zabili go i uciekł".

Zdarza się, że potrzebna jest separacja. Czasem faktyczna separacja, a czasem nawet formalna, uregulowana prawnie.

Natomiast wcale nie zachęcam do wzięcia takich argumentów za swoje bez ich przemyślenia i bez przekonania, bo ktoś tak mówi, czy pisze na forum. Warto za to zajrzeć w siebie, przede wszystkim jakie efekty chcę osiągnąć rozwodem, a potem rozsądnie rozważyć, czy realnie takie efekty są możliwe do osiągnięcia przez rozwód.

Osobiście rozważałam rozwód bo czułam się bezradna wobec kryzysu. Nie wiedziałam wtedy co sie dzieje, nie rozumiałam tego. Działo się to, że mój mąż miał romans. O którym wtedy nie wiedziałam i wtedy jeszcze nawet go nie przeczuwałam. A przed romansem mieliśmy dłuuuuugi kryzys, do którego dołożyliśmy się oboje. W tej bezradności znalazłam się na Adoracji. I wypłakałam całą swoją bezradność Jezusowi. Poprosiłam o pomoc dla mojego małżeństwa. I pierwsze co poczułam w sercu, to by wycofać się z myślenia o rozwodzie. I z mówienia. Poszłam do męża, i uczciwie powiedziałam mu o tym, że nie chcę rozwodu, chcę naprawy małżeństwa, że mi na małżeństwie zależy. Wymagało to ukorzenia się, a może nawet i upokorzenia i się narażenia na odrzucenie. Jednak to zrobiłam. Zostałam odrzucona. Ale nie żałuję. Nasze małżeństwo pozostaje w kryzysie. Ale wciąż jesteśmy małżeństwem. Mąż wniósł po jakimś czasie o rozwód. N aktóry się nie zgadzam. Sprawa trwa już teraz trzeci rok, ale nie jest bardzo obciązająca, odkąd ja w sądzie nie walczę. A między nami powoli buduje się coś zupełnie nowego. Nie wiem czy wystarczy tego nowego do tego, by nasza więź się odbudowała, by mąż zdecydował się zaryzokować odbudowę naszej relacji i by wiele innych spraw się mogło wydarzyć. Zobaczymy. Ufam Bogu. I wierzę w naszą miłość i w to, że nasz sakrament czyni nas zdolnymi do odtwarzania więżi małżeńskiej. Nawet w bardzo trudnych sytuacjach.

Gdy składamy przysięgę małżeńską, prosimy Boga o pomoc w jej dochowaniu. W kryzysie warto sobie o tym przypomnieć i ponownie zwrócić się w zaufaniu do Boga, o pomoc w przeprowadzeniu przez kryzys. Dla mnie najłatwiejsze okazało się nawiązanie relacji z Maryją, innym łatwiej zwrócić się do Świętego z którym są zaprzyjaźnieni, a innym bezpośrednio do Ojca. Każdy ma swoją drogę. I każda jest dobra, pomocna i właściwa, jełśi jest drogą z Bogiem. Bo kryzys małżeński tak na nasze siły zwykle to zbyt dużo.
Ale nie dla Boga.
Dziękuję za te słowa. Nie ukrywam, że były mi potrzebne. Na pewno będę do nich wracać. Nie wiem, czy to coś wyjaśni, ale mamy córkę. Cały czas prześladuje mnie myśl o tym, co ja bym jej mogła poradzić w takiej sytuacji. Chciałabym żeby była szczęśliwa. Silna. Pewna swojej wartości. Szanująca siebie. Nie chciałabym aby trwała w takim zawieszeniu, czekając na decyzję, która być może jeszcze długo nie przyjdzie. Albo wcale. Też tak może być przecież. Wszyscy patrzą na mnie i myślę, no tak znowu czeka...
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13310
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Nirwanna »

Julit pisze: 21 wrz 2021, 17:54 ...mamy córkę. Cały czas prześladuje mnie myśl o tym, co ja bym jej mogła poradzić w takiej sytuacji. Chciałabym żeby była szczęśliwa. Silna. Pewna swojej wartości. Szanująca siebie. Nie chciałabym aby trwała w takim zawieszeniu, czekając na decyzję, która być może jeszcze długo nie przyjdzie. Albo wcale. Też tak może być przecież.
Julit, nic nie radź córce. Pokaż jej, jak to się robi, jak to się osiąga. Całą sobą pokaż. Przykład, a nie wykład.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Nirwanna pisze: 21 wrz 2021, 17:32
Caliope pisze: 21 wrz 2021, 17:13 .... zaopiekować się sobą, zmiany też nie powinny być dla kogoś, a dla siebie samej.
Precyzyjnie rzecz biorąc warto, aby zmiany były też dla Boga, On wtedy te dobre zmiany bardzo wspiera, czasami wręcz robi za człowieka robotę. Więc jest łatwiej, opłaca się. Sprzyja temu postawa wdzięczności (pięknie mnie stworzyłeś, Boże) oraz cel dalekosiężny (życie wieczne) na oku. Cel krótkoterminowy, jak zmiana dla męża/żony, aby wywołać określony odbiór - prędzej czy później skutkuje zniechęceniem. Cel dłużej-terminowy, czyli zmiana dla siebie, aby czuć się dobrze ze sobą, jest ok, ale też niesie w sobie niebezpieczeństwo zniechęcenia. Zwyczajnie - człowiek jest stworzony do relacji. Relacja samego ze sobą jest dobra i konieczna, ale na dłuższą metę - niewystarczająca.
Niby nie wystarczająca, ale musi wystarczyć w wypełnianiu sakramentu bez cudzołóstwa. Nikt nie zastąpi w tym momencie relacji z małżonkiem.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Wobec tego czy separacja formalna nie byłaby rozwiązaniem? Ja wiem, że decyzje muszę podjąć w swoim sercu i głowie. Taka separacja może nas oddalić, ale może zmobilizować męża do podjęcia w końcu decyzji. Chociaż deklaracji. Dzieci nie mogą przecież żyć w sytuacji gdy coś się dzieje i nie wiadomo kiedy się zakończy...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Caliope »

Julit pisze: 21 wrz 2021, 18:26 Wobec tego czy separacja formalna nie byłaby rozwiązaniem? Ja wiem, że decyzje muszę podjąć w swoim sercu i głowie. Taka separacja może nas oddalić, ale może zmobilizować męża do podjęcia w końcu decyzji. Chociaż deklaracji. Dzieci nie mogą przecież żyć w sytuacji gdy coś się dzieje i nie wiadomo kiedy się zakończy...
A jak ty czujesz, bardzo chcesz coś zmieniać w tym kierunku? nie zmienisz męża i swoim postępowaniem nie zmienisz jego decyzji, nie zmusisz do deklaracji. Gdybym ja działała w emocjach, poszłabym złożyć pozew, bo mąż chciał,ale zostawiłam to, bo nie chciałam ani rozwodu, ani separacji. Deklaracji nie ma, zmian nie ma, bo się nie da, ale jest za to czyste sumienie.
agnes94
Posty: 224
Rejestracja: 22 sie 2021, 11:22
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: agnes94 »

Julit pisze: 21 wrz 2021, 18:26 Wobec tego czy separacja formalna nie byłaby rozwiązaniem? Ja wiem, że decyzje muszę podjąć w swoim sercu i głowie. Taka separacja może nas oddalić, ale może zmobilizować męża do podjęcia w końcu decyzji. Chociaż deklaracji. Dzieci nie mogą przecież żyć w sytuacji gdy coś się dzieje i nie wiadomo kiedy się zakończy...
Ja jestem z mężem w separacji nieformalnej, wyprowadziłam się z dwójką małych dzieci do swoich rodziców 200 km od męża. Czy mi to coś dało? Dało mi to, że nabrałam spokoju i dystansu do tego wszystkiego. U nas nie ma kowalskiej jako takiej jedynie znalazłam u męża rozmowy z koleżanką, twierdzi że jej się żalił na naszą sytuację a ona namawiała go do naprawy tego wszystkiego. W naszym przypadku mąż stwierdził po prostu że mnie już nie kocha, że nigdy mnie nie kochał, że on tak naprawdę nie chciał tego ślubu, ja nie mogłam tego przyjąć do wiadomości więc zaczęły się awantury, ja błagałam o miłość a on caraz bardziej uciekał, coraz bardziej mnie obrażał aż musiałam powiedzieć dość dla dzieci które cierpiały w tym wszystkim najbardziej. Postawiłam wszystko na jedną kartę i liczę się z tym że to może być podróż w jedną stronę ale mam też taką nadzieje w sercu, że ten czas bez nas, ta wolność której tak bardzo pragnął i którą dostał otworzy mu wkońcu oczy i zatęskni za nami. Narazie mąż nie okazuje żadnej zmiany, jest tak jak było, przyjeżdża do dzieci a przy okazji obraża mnie, ale ja nie ustaje w modlitwach za niego, za nasze małżeństwo. Odmawiam Nowennę Pompejańską, zaczęłam część dziękczynną i zauważyłam ogromną zmianę w sobie, bo poczułam wewnętrzną siłę i wewnętrzny spokój, poczułam się pełnowartościowym człowiekiem, kobietą a przez ostatni czas przez to jak błagałam męża wrecz na kolanach zeby został czułam że bardzo się poniżyłam. Rozwodu nie chcę i jeżeli on złoży pozew będę walczyła z całych sił żeby do tego rozwodu nie doszło. Noszę cały czas obrączkę i pierścionek zaręczynowy on swojej nie nosi i jak bedac u dzieci zauważył na moim palcu obrączkę zaczął wykrzykiwać że mam ją zdjąć bo jak widzi ją na moim palcu to mu się chce rzygać.
Od mojej wyprowadzki minie niedługo miesiąc ale nie tracę nadzieji w uratowanie naszego małżeństwa i naszej rodziny, ale też nie mam zamiaru już żebrać o miłość, ja oddałam wszystko w ręce Maryji i Boga oni wiedzą co jest najlepsze dla mnie i dla mojej rodziny. Taki Bóg miał plan na nas być może po to żebym zobaczyła co w życiu najważniejsze bo przez to że mąż jest osobą stroniącą od kościoła ja też się taką stałam i teraz wracam do Boga jak ten syn marnotrawny, który wrócił do domu ojca.
Życzę Ci dużo siły i spokoju.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Dziekuje Agnes94. Czytałam Twoj watek. Również życzę Ci siły i spokoju. Dziekuje Wszystkim za reakcje na moj post. Może Panowie jeszcze się wypowiedza. Zawsze to jednak inna perspektywa.
Czeka mnie wiele pracy z psychoterapeuta i tej pracy duchowej. Bo w głębi serca wiem, ze nie pozostaje nic innego jak zawierzyć i oddać wszystko Jezusowi.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Ruta »

Julit,
Ja wiem, że zewsząd słyszymy, że dzieci potrzebują stabilnej sytuacji i czasem dla nich dobra lepiej się rozwieść, żeby nie żyły w zawieszeniu i mogły przejść żałobę i "pójść dalej". Tyle neopsychologia.
Nie ma żadnych podstaw do wysuwania takich twierdzeń. Badania które znamy mówią o bardzo destrukcyjnym wpływie rozwodu rodziców na życie dzieci. Na wiele różnych sposobów. Zaczynając od skutków tu i teraz na dlugoterminowych skutkach kończąc.

Nie znalazłam żadnych badań, ktore potwierdzałyby, że rozwód jest lepszy dla dziecka, niż sytuacja zawieszenia. Obawiam się, że ktoś któregoś dnia taką receptę wymyślił i my ją powtarzamy. Coś jak ołowiowe pudry dla urody, albo okłady z cudownego radu. Nie było na to żadnych badan, ale z jakiegoś powodu nagle cały swiat uznał to za świetne rozwiązanie. Ktore wiele osób kosztowało życie albo utratę zdrowia.

Czy żyję w zawieszeniu? Nie. Po prostu żyjemy, powoli wychodząc na prostą po rewolucji związanej z odejściem męża od nas. Tego nie ogarnie się w rok. Za dużo ran, bólu, czasem też kwestii mieszkaniowo organizacyjnych, finansowych. Dokładnie te same wyzwania są wtedy gdy nastąpi rozwód.
Papier rozwodowy nie ustabilizuje sytuacji dziecka. Sytuację dziecka stabilizuje stabilny rodzic.

A co do ludzkiego gadania. Są tacy ludzie co będą gadać. Szkoda czasu. Jak czekasz będą gadać, że czekasz, jakbyś nie czekała, gadaliby, że nie czekasz. Nie chodzi o to co robisz, ale by mieć o czym gadać. A kryzys małżeński to zawsze sensacja, czy się czeka, czy nie. Jest o czym gadać.

Jest też taki "argument" prorozwodowy, że trzeba mieć swój honor. I że kobietę to upokarza, gdy mąż ma kochankę, a kobieta nie godzi się na rozwód. Ja tak słuchałam.

Jest na to prosta i zarazem prawdziwa odpowiedź. Nie ma nic upokarzającego w dotrzymaniu złożonej przysięgi. Ani w życiu w zgodzie ze swoją wiarą. Natomiast honor kobiety nie polega na tym, że musi się godzić ze wszystkim co proponuje jej mąż. Szczególnie gdy propozycja jest na jej niekorzyść lub nie jest w zgodzie z jej przekonaniami.
Mój mąż ma prawo zmienić zdanie co do wartości i nierozerwalności małżeństwa. Ja mam prawo zdania nie zmieniać i pozostać przy tym, że kryzysy się w małżeństwie przepracowuje.
A romans nie upokarza osoby zdradzonej, ale tych co biorą udział w zdradzie. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Julit
Posty: 141
Rejestracja: 08 wrz 2021, 21:41
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: nie wiem co mam zrobić

Post autor: Julit »

Dziekuje Ruto. Dziękuję za jasny i klarowny wywód. Czuje jakbyś odczytałam w moich myślach fakt, że lubię 'badania naukowe' ;). Wszystko co piszesz ma dla mnie gleboki sens. Dać czasowi czas. Tak wiele o tym na forum czytałam. W moim przypadku dać sobie czas.
ODPOWIEDZ