Caliope pisze: ↑04 wrz 2021, 16:48
Ruta pisze: ↑04 wrz 2021, 15:02
Caliope pisze: ↑04 wrz 2021, 11:23
Dlatego tu jestem, bo jest kryzys, rozpad i nie trzeba mi tego tłumaczyć po raz któryś z rzędu. Mąż mi powiedział, że nie spełniam jego oczekiwań, nie mamy takich samych zainteresowań. Ja nie muszę do niczego dorastać, ja wypełniam i wypełniałam przysięgę, a samemu to się można po głowie podrapać jak druga strona nie zamierza pracować i zbliżać się, wrócić. Po raz kolejny napiszę, ja zrobiłam tyle ile potrafiłam, mąż nic, a jeszcze na powrót próbuje mi wmawiać, że nie zajmowałem się synem jakby tego chciał.
Caliope,
przytulam cię mocno. Zdaje się, że mąż rani cię słowami i zarzutami teraz na bieżąco. To trudne. Czytam też, jak bardzo czujesz się smutna, przygnębiona. Jak cały ten kryzys i odrzucenie przez mężą cię bolą. I to bardzo dużo, że w tej trudnej sytuacji trwasz w wierności, wypełniasz przysięgę.
Wiem jak trudno jest złapać dystans do tego co robi/mówi/deklaruje bliska kochana osoba w kryzysie. Jak bardzo to rani. Ale przyjęcie, że osoby w kryzysie tak mają, pomaga lepiej sobie z tym radzić. Kryzysowcy nie wiedzą co czynią. Czytam i oglądam świadectwa osób, które powychodziły z kryzysów małżeńskich i nie tylko, naprawdę nie wiedzą. A czasem ranią celowo. Po to, by osiagnąc swoje cele. A że to osoby bliskie, to wiedzą gdzie godzić. Dokąd pozwalamy się ranić, nie stawiamy sobie granic, dotąd łatwo nami manipulowac. Jakie granice możesz sobie postawić, gdy mąż próbuje ci wmawiać, że nie zajmowałaś się synem jakby tego chciał? A może faktycznie twój mąż miał inne oczekiwania i z jego perspektywy jest to prawda? Czy mąz miał prawo mieć takie oczekiwania? Czy ty miałaś obowiązek je spełniać?
Caliope, mieliście malutkie dziecko, wcześniaczka. Żadne z was nie było przygotowane na takie wyzwanie i każde z was było tym obciążone. U obojga z was to obciążenie spowodowało straty. U ciebie dperesję poporodową, u męża kryzys męzowsko-ojcowski. Może czas już to zostawić. Rozejrzeć się po dziś, tym dziś w którym macie synka, żyjącego synka, synka który jest w szkole, który wyciągnął się z większości problemów. Usiąść i powiedzieć sobie: kawał dobrej pracy wspólnie wykonaliśmy. Ale fajny jest nasz synek
Gdybym mogła, powiedziałabym mu to, gdybym mogła robiłabym to wszystko nie w pojedynkę, ale wiem, że to jest niemożliwe. Jestem tylko ja i musi stać się cud by było normalniej. Nikt nie ma obowiązku spełniać oczekiwań, nie ma tego w tekście przysięgi. Mój mąż jest 2 lata wstecz za mną i nie ma zamiaru mnie w tym gonić. Więc jedynie mogę postawić granice, że nie chce mi się tego już słuchać, bo się powtarza i robić swoje. Życzę tobie Ruto dobrych granic i też autorowi wątku.
Caliope, sobie powiedz nie mężowi. Zrobiliście kawał dobrej roboty. Większość wykonałaś ty, ale pewnie mąż miał jakiś swój wkład. Choćby na przykład tylko finansowy. Albo wymuszony, jak choćby zawiezienie na wizyty, pod presją i gadaniem, czy coś tam... Ale zawsze wkład. Podziękuj sobie. Mężowi też. Przed sobą, przed Bogiem, nie przed mężem. Podziękuj za siły jakie dostałaś, by w tych trudach, przy trudnym mężu doprowadzić synka do szkoły. Znam wyrzuty, jakie można mieć w takiej sytaucji, na przykład, że za mało robiłam, że można było więcej terapii i tak dalej. Trzeba pamiętać, że dziecko potrzebuje przede wszystkim mamy. Sama obecność mamy uzdrawia malucha. I ty wszystkie te lata przy synku byłaś, kosztem siebie, swoich spraw. Mały jest coraz starszy. Z czasem sytuacja się zmieni.
Mój "wcześniak" w tym roku sam już chodzi do szkoły i sam wraca. Od wczoraj jestem chora, mam gorączkę, nie bardzo z łóżka wstaję. Młody sam przygotował nam śniadanie i sam z własnej inicjatywy, nawet nie przyszło mi do głowy o to prosić, ogarnął sobotnie sprzątanie (zawsze razem to robimy). I jeszcze przed wyjściem na podwórko przyniósł mi zapas picia. Jeszcze parę lat i twój skarb też odwdzięczy ci się za opiekę, troskę, poświęcenie. Te dzieci, które dostają to od swoich mam, obecność, miłość, poświęcenie, potem są w stanie to oddać, bo są tym napełnione.
Granice to super pomysł. Po co masz kolejny raz słuchać starej płyty z oskarżeniami. W dodatku absurdalnymi? Ja się nauczyłam, że jak się zaczyna gadanie, wychodzę. Nie chce mi się słuchać, to nie słucham. Sporo tego męża już puściłaś. Zobacz co tam jeszcze trzymasz, pakuj w paczkę i do Boga. Niemądre mężowskie gadanie spakuj przede wszystkim!