elena pisze: ↑05 gru 2021, 9:49
Nowiutka pisze: ↑05 gru 2021, 8:15
elena pisze: ↑04 gru 2021, 23:51
I jeszcze sprawa zajmowania się synem, piszesz Ruto, ze nikt Ci nie pomaga przy synu. A mąż nie może zaprowadzić syna na basen a potem go odebrać? Do przychodni tez nie moze pójść raz na jakiś czas? Przecież ma obowiązek, prawny obowiązek.
Jak dobrze zrozumiałam Rutę jej mąż jest w czynnym nałogu. Ja bym się bala w tedy na takie rzeczy zgadzać, ale to ja.
Rozumiem, to tym bardziej powinien wywiązywać się z alimentów jeśli nie może sprawować osobistej opieki nad dzieckiem. Mam wrażenie, ze czasem zapominamy, ze władza rodzicielska to nie tylko prawa, ale tez obowiązki.
Dlatego wracając to autorki wątku, super, ze potrafiłaś zadbać o zabezpieczenie finansowe córek. Ja miałam z tym problem, balam się, ze jak będę stanowcza i zacznę domagać się alimentów to zniweczę szanse na powrót męża. A mąż i tak wystąpił o rozwód, tylko, że później.
Agnes, ja także uważam, że mądrze postępujesz, dbając o wasze bezpieczeństwo finansowe i nie uważam, że jest to z jakąś krzywdą dla twojego męża i ojca waszych córek. Podziwiam, że tak szybko doszłaś do takiej zdrowej, racjonalnej postawy i jest ona dla mnie bardzo pomocna. Bo ja wciąż nad taką postawą swoją pracuję.
Co do mojej osobistej sytuacji: mój mąż jest w czynnym nałogu. Gdy ma lepsze okresy, gdy trzyma abstynencję, staram się go włączać w jak najwięcej rzeczy związanych z opieką nad synem i potrzebami rodziny, na miarę jego możliwości. I na miarę możliwości syna. W trudnych okresach przejściowych, odstawiania, albo narastającego głodu i używania okazjonalnego, bez ciągu, dziecku w relacji z tatą potrzebne jest moje wsparcie. W okresach dłuższej abstynencji spędzają czas sami. Mąż nie jest tu równy, czasem ma zapał, a czasem ma opory. Natomiast w okresach abstynencji bilans jest jak na uzależnionego tatę dobry, choć oczywiście daleki od pełnej ojcowskiej odpowiedzialności opiekuńczej i finansowej. Ale to nie wynika z tego, że mój mąż nie chce. Chce. Na razie jednak jest w takiej fazie choroby, w której jeszcze nie jest gotowy do poszukania dla siebie pomocy i uwierzenia, że może funkcjonować lepiej, cieszyć się życiem. Może doznać łaski uzdrowienia, o co się dla niego modlę, może zdecydować się na terapię, może się nawrócić, co także jest ścieżką zdrowienia z nałogu. Jest wiele różnych dróg do wyjścia z nałogów i do życia. Jest też droga śmierci. Modlę się o męża o dobre wybory dla niego, ale za męża wybrać nie mogę.
Co do odpowiedzialności finansowej osób czynnie uzależnionych... nie ma czegoś takiego. Jedną ze sfer w życiu, które ulegają degradacji jest kwestia finansów. U mojego męża choroba rozwija się i niszczy go od lat, obecnie ma długi, pracuje na czarno za niskie stawki, nie ma swojego majątku. Nawet samochód ma kupiony na inną osobę. To bardzo wydatnie pokazuje sferę zniszczeń jakich dokonuje w życiu człowieka nałóg. Bo przy tym wszystkim mój mąż jest bardzo zdolnym człowiekiem, potrafi robić niesamowite rzeczy, jest także pracowity, potrafi współpracować z ludźmi, jest sympatyczny i lubiany. Brzmi jak folder reklamowy, ale taki mój mąż naprawdę jest.
Natomiast obecnie widzę powolne zmiany w moim mężu i to, że stara się obecnie opłacać przynajmniej połowę zasądzonej kwoty, i dodatkowo kupić coś synowi. Nie wiem tego, ale może się zdarzyć, że część rachunków albo i wszystkie zobaczę w sądzie. Przyjmuję to. Do pozwu też były dołączone rachunki, nawet rachunek za buty syna, na które się składaliśmy za namową męża. Nawet byłam zdziwiona, po co mu nagle rachunek, ale się nie kłóciłam, dałam. No i mąż udowodnił tym rachunkiem, że kupił synowi raz buty. Nie chciałam męża upokarzać, pisać jak to wyglądało, oskarżać go o kłamstwo. Od Jezusa uczę się, że nie muszę się we wszystko wkręcać i wchodzić w narzucone role, ani ofiary, ani zwycięzcy. Gdy tłum się na Jezusa wkurzył i chciał Go zrzucić z góry, Jezus po prostu przeszedł między tłumem i zszedł z góry. Gdy tłum się zachwycił i chciał ukoronować Go na króla, Jezus oddalił się od tłumu i wszedł na górę. Nie muszę brać udziału w spektaklu pod warunkiem rozwód na warunkach systemu. Mogę tam przyjść, powiedzieć o swojej miłości i wierze, o potrzebach rodziny - finansowych i pozostałych - i tyle.
Póki co widzę, że doświadczenie męża w kupowaniu, niezależnie od motywów, ma walor "edukacyjny" i widzę, że mąż odkrywa, że to miłe dać coś od siebie, kupić, wybrać. Coś jak Szymon Cyrenejczyk, który nawrócił się niosąc Krzyż, choć wcale chciał Krzyża brać. Mąż być może kupuje coś, żeby mieć dowód do sądu, ale przy okazji odkrywa, że to po prostu przyjemnie i daje radość... Widzę też, że mężowi jest przykro i ma momenty prawdy o sobie - wtedy stara się jakoś kompensować nam brak swojego wsparcia. Walczą w nim dwie narracje. Mogę te dobre narracje wspierać modlitwą. To niby niewiele, ale bardzo dużo.
Póki co dostałam miły upominek od męża z okazji Mikołajek i to taki, który jest osobisty, a nie przypadkowy. I jest mi miło
Tym bardziej, że mąż jest w kondycji ku górze. Ja także przygotowałam dla męża prezent. Zawsze tak robię przy takich okazjach, choć w kryzysie aż do dziś nie było tu wzajemności. Był czas, gdy byłam gotowa się z tego wycofać, ale szłam za sercem. Moje serce mówi: kochaj. No to kocham.
Dziś mój mąż opowiedział mi historię Świętego Marcina, to patron Kościoła w rodzinnej miejscowości męża, Kościoła w którym braliśmy ślub. Potem zapytaliśmy go z synem o rodzinne historie z jego rodziny, bo ostatnio syn mnie pytał i nie znałam wielu szczegółów. Na przykład rodzeństwa dziadków męża i pradziadków syna. I mąż sporo fajnych rzeczy nam opowiedział. Zrobił nam tez naleśniki. Ja także zostałam zaproszona. Rozmawialiśmy tez o świętach. Mąż ma zamiar spędzić Wigilie z nami w domu i w święta też z nami być. Wiem, że powinnam kochać męża twardziej. Ale uczę się tego powoli. I kosztuje mnie to dużo pracy.
Za tydzień mamy rozprawę w sądzie po roku i czterech miesiącach przerwy. W tym czasie przepracowaliśmy różne kwestie w tym przemocy, ja nauczyłam się jak chronić siebie i syna, syn nauczył się chronić siebie na miarę swoich możliwości, mąż nauczył się, że gdy stosuje przemoc lub przychodzi na kontakty nietrzeźwy, ponosi konsekwencje i nie jest to opłacalne. Choć nadal zdarza mu się przeniknąć w nieciekawym stanie, ale syn po terapii też już lepiej sobie z tym radzi. Lepiej się komunikujemy, lepiej współpracujemy, postanowienie sądu o kontaktach, bardzo krzywdzące dla syna poszło w odstawkę. Obecnie kontakty odbywają się w zgodzie z potrzebami syna. Choć nadal jest wiele sytuacji, które syna ranią i z którymi ja się potem mierzę. Ciekawa jestem, co na to napisze OZSS... Nie ma jeszcze informacji, że opinia wpłynęła do sądu.
Staram się nie dać lękowi, ani napięciu. Bo z tyłu głowy mam na przykład takie myśli, że mąż jest miły dla mnie po to, by złagodzić to, co tam szykuje na rozprawę. Zapytałam, czy będzie z adwokatem. Bo takie mam wrażenie, że mąż ostatnio znów ma adwokata. Już raz tak było i mąż ewidentnie dostał wtedy wytyczne, według których potem postępował. Wtedy jeszcze nie miałam pozwu, więc nie miałam pojęcia o co chodzi. Między innymi mąż z dnia na dzień przestał jeść wtedy z nami wspólne posiłki. Potem jak zrezygnował z pani mecenas znowu zaczął. Niektóre wytyczne miały sens, jak płacenie alimentów. Choć przed rozprawą mąż nie zapłacił nic, ale pani mecenas mówiła, że zaraz zapłaci, nie zapłacił.
Teraz jest podobnie, mąż zachowuje się inaczej, jest w tym coś dziwacznego jak i wtedy, choć w zupełnie innych obszarach. Na pytanie o adwokata nie chciał powiedzieć. Przyjmuję odmowę, nie naciskam. Dowiem się za tydzień.
Sprawa jest rano, więc nie będę w stanie pójść prosto z Adoracji, ale zdążę na Mszę Świętą na godzinę 6.30 rano.
Patronkami dnia są święta Łucja i Święta Odelia, dwie niewidome kobiety, choć z bardzo różnymi historiami.
Zaprzyjaźniam się z nimi, staram się je lepiej poznać i wesprzeć takie dzieła, które mogłyby się im podobać. A w głowie mam wciąż taką piękną pieśń, odkąd usłyszałam ją podczas Mszy Świętej
https://www.youtube.com/watch?v=d8nJCJHwjEg