Dziękuję Pavel, bardzo lubię Cię czytać. To co piszesz zawsze trafia do mnie bardzo mocno i sprowadza mnie na ziemię chociaż na jakiś czas dopóki emocje znowu nie wezmą góry nad myśleniem.Pavel pisze: ↑30 wrz 2021, 16:57No cóż...taki to etap.agnes94 pisze: ↑29 wrz 2021, 22:27Wiem, że to głupie i tak naprawdę to powinnam zająć się sobą i dziećmi. Każdy mi to powtarza i każdy mówi, że to on powinien się otrząsnąć i że przyjdzie czas, że on będzie tego żałował tylko ja boję się, że jemu odpowiada takie życie bez obowiązków bez zobowiązań i on nigdy za mną nie zatęskni i już nigdy nie będziemy razem.
Możesz myśleć, że jestem głupia ja pewnie za jakiś czas też dojdę do tego wniosku ale narazie miotam się strasznie ze swoimi uczuciami i emocjami. Nie potrafię nad nimi panować i przeraża mnie to jaki ból to wszystko wywołuje we mnie
Pamiętam, że sam się podobnie czułem. Strach...przepotężny strach. I ból, rozczarowanie.
Brak poczucia własnej wartości, totalne uwieszenie na żonie i warunkowanie swego szczęścia jej obecnością.
Oczywiście jak się okazało miało to swoje źrodła.
A przed wybuchem kryzysu (tzn. zanim dowiedziałem się, że mnie nie kocha) sam miałem jej zachowania po dziurki w nosie. Ona mojego, ja jej. Każde z nas patrzyło na czubek własnego nosa.
Nie wiem jak było u ciebie Agnes94, przed odejściem męża czułaś to samo co teraz?
Nieco watpię, bo nawet zmęczona byś do niego lgnęła.
To co teraz przeżywasz, co przeżywałem i ja - to taki syndrom odrzucenia.
To z czasem przechodzi.
Gdy już przejdzie, pewnie spojrzysz na to inaczej.
Mąż zostawił ciebie i dwójkę dzieci dla kowalskiej, a ty tęsknisz.
Ja się pytam za kim, za czym?
Z twego opisu wyłania się obraz niedojrzałego i nieodpowiedzialnego, egoistycznego dużego chłopca.
Zdziwiony, że kobieta po porodzie nie ma siły ani ochoty na dogadzanie mu, na igraszki w alkowie?
A co zrobił abyś miała siłę i ochotę?
Zdziwiony i niezadowolony, że figura nie jest idealna?
Ta figura to świadectwo noszenia i wydania na świat jego potomstwa.
No a jaka ma być po dwóch ciążach? Sam by ponosił to by może załapał.
Jeżeli we mnie, mężczyźnie, krew się burzy czytając takie zarzuty, to nawet nie chcę sobie wyobrażać co czuje kobieta.
Szczęśliwie etap zdrowego gniewu przed tobą. Bo jest się na co gniewać.
Oczywiście swój udział w kryzysie masz, choćby ślub z mentalnym przedszkolakiem, ale pewnie i wiele innych rzeczy.
I na tym warto się skupić, odciągnie to twoje myśli, choć trochę od męża.
Masz rację, przed kryzysem nie miałam takich uczuć do męża jak teraz, wiele razy miałam go dosyć i działał mi okropnie na nerwy. Teraz wiem, że idealizuje sobie jego obraz, bo wcale nie jest taki „słodki” jak teraz go sobie przedstawiam w głowie.
Oczywiście, że ja też mam swój udział w tym kryzysie i to napewno nie mały, ale to co on mi zarzuca nie odbieram jako głównych moich przewinień w tym małżeństwie bo tak jak to dobrze napisałeś on nie zrobił nic w tym kierunku żebym miała czas i żebym miała ochotę na zaspokajanie jego potrzeb.
Wszystko to co wymieniłes jest prawdą i Ty jako dojrzały mężczyzna rozumiesz to ale mój mąż jako mentalny dzieciak nie jest w stanie tego zaakceptować. On nie odbierał niczego co robiłam jako poświęcenia dla niego, wiele razy zostając sama z dziećmi w domu i nie miałam nawet chwili dla siebie bo musiałam ogarniać dom, dwoje malutkich dzieci, pranie, obiad często nie dając już sobie rady płakałam z wykończenia z niewyspania a on zarzucał mi że siedzę całe dnie w domu nic nie robię a jeszcze nie jest wszystko zrobione na tip top.
Ja jako główny powód tego kryzysu w swoim postępowaniu postrzegam to,że zrobiłam sobie ze swojego męża bożka. Postawiłam go na piedestale i wpatrzona byłam jak w obrazek, był najważniejszy dla mnie a zapomniałam w tym wszystkim o Bogu. Teraz wracam do Pana Boga chociaż nie jest mi łatwo ale staram się bo wiem,że bez Boga nie ma nic a z Bogiem na pierwszym miejscu można wszystko.
Modlę się za tego mojego męża, z nadzieją że dojrzeje do tego by być dobrym ojcem i mężem.