Od czego zacząć

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Muszę pozbierać swoje witki i przestać wyć w rozpaczy do księżyca.

Do męża oczekiwań właściwie nie mam już żadnych. Mam tylko obawy jakie działania dalszej destrukcji małżeństwa planuje podjąć.

Mgła pisała o tym jak się podniosła ale wcześniej pisała o załamaniu trwającym ok roku więc nie mogę chyba oczekiwać że będąc w centrum kryzysu osiągnę stan radości spokoju i niezależności jaki ona osiągnęła w ciągu kilku lat ciężkiej pracy nad sobą.

Siedzę w kącie, zawieszam się, czuję jak życie mi leci przez palce. Czas tak szybko ucieka a ja nie umiem nic ze sobą zrobić. Nic do przodu. Kręcę się w kółko w garach ubraniach w dzieciach - jakby ten stan nigdy miał się nie skończyć. Każdy dzień podobny do drugiego, tracę wątek.

Nadzieja, że następny miesiąc będzie lepszy, odbiję się od dna wreszcie i emocjonalnie i finansowo a tu guzik. Klops, klapa, dno.
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

:shock: Lizta Zerty pkt 17. "Musisz sprawić, że..." - no właśnie muszę sprawić? "że mój partner zauważy" sorry ale serio? sprawić muszę? Ciekawe jak... :shock:
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Ruta pisze: 14 lis 2021, 22:33 Tak sobie podczytałam i tak luźno mam takie refleksje i pomysły:

1. "Wychowanie do empatii" Rosensberga, około 14 złotych, dostępna w wersji elektronicznej.
W sam raz dla zaganianych rodziców. Krótka, malutka, na temat i do serca. Najlepsza książka dla rodziców jaką kiedykolwiek przeczytałam.

2. My te porządki często robimy kompulsywnie, albo w stanie takiego przemęczenia, że nie ma szansy znaleźć w tym radości. Wszystko idzie wolniej.

Mam też na szczęście dobre czasy, gdy po prostu odnajduję radość w tym co robię.
Dzięki Ruto, kupię a może uda mi się znaleźć audiobook to by było najlepiej.
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Ruta pisze: 15 lis 2021, 0:57
Spokojnie. Zaczynałam od stanu latającej galarety. Teraz się z siebie śmieję. Naiwna bylam, zastraszona, zawieszona na tym moim mężu jak nie wiem. Robił co chciał, groził, szantażował, terroryzował. A ja czułam się zupełnie bezradna...

Nadal mi się zdarzają gorsze dni, jak ostatnio, gdy jest kumulacja zdarzeń, ale nabieram wprawy w tym, by szybciej wychodzić z lęków, z trudnych emocji. No i mniej się dawać manipulować.

Sama bym pewnie do dziś dygotała raz po raz w panice, ale jak doszłam na dno dna, zrobiłam to, co każde wystraszone dziecko. Zawołałam do Mamy. Ja z tego swojego kryzysu wychodzę z Maryją za rękę. Nie ma pewniejszej ręki.
Acha, czyli trzęsąca się wić to norma. ;)

Maryja, tak kocham ją i jest dla mnie ogromnym wsparciem ale czasami zapominam o niej i przestaję się modlić i zaczyna się robić nieciekawie. Kiedy wracam do modlitwy mój stan się poprawia i tak w kółko. Przerywam bo mnie czas goni i spadam w dół, w ostatniej chwili łapię się różańca i powoli wychodzę z dołka. Najczęściej przerywam jak jest mąż bo boję się jego drwin. Szydzi z modlitwy, wyśmiewa że odprawiam modły itp. Boję się, że odsunie się ode mnie jeszcze bardziej. Chowam się do łazienki z różańcem ale to głupie :? Błogosławiłam dzieci krzyżykami na czółku przed snem ale jak jest mąż nie robię tego. Wyśmiał córkę kiedy mu zrobiła krzyżyk na czole :? Dzieci są zniechęcane do wiary i do kościoła. Zresztą kiedyś wprost mi powiedział, że to przez moją wiarę nie układa się między nami (naprawdę ta msza niedzielna raz w tygodniu to taki problem). To on miał być bożkiem a nie jest więc zemsta.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 15 lis 2021, 10:51 :shock: Lizta Zerty pkt 17. "Musisz sprawić, że..." - no właśnie muszę sprawić? "że mój partner zauważy" sorry ale serio? sprawić muszę? Ciekawe jak... :shock:
Wyciągnęłaś z kontekstu :D ,a tu chodzi, że pora nauczyć się żyć jakby nie było małżonka. Czy będzie czy nie, ty dasz radę. Da się to sprawić jak pracujesz nad sobą i się odwieszasz. Masz przecież swoją moc sprawczą, a mąż prędzej czy później zauważy, w miarę swoich możliwości.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Od czego zacząć

Post autor: Pavel »

Nie wiesz, czy komunikacja bezprzemocowa stosowana w rozmowach z mężem będzie użyteczna czy nie.
Ja przynajmniej z twego wpisu który zacytowałem Wyczytałem, że wg ciebie z mężem to nie zadziała albo najprawdopodobniej nie zadziała. Może nie takie były twoje intencje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Pavel pisze: 15 lis 2021, 16:41 Nie wiesz, czy komunikacja bezprzemocowa stosowana w rozmowach z mężem będzie użyteczna czy nie.
Ja przynajmniej z twego wpisu który zacytowałem Wyczytałem, że wg ciebie z mężem to nie zadziała albo najprawdopodobniej nie zadziała. Może nie takie były twoje intencje.
Pavel, napisałam w czasie teraźniejszym - "niewiele już działa" - nie przyszłym ale może ja bym za szybko chciała widzieć efekty a może nadal popełniam te same błędy bo się nastawiam, że mąż coś zrobi i tak zrobi jak bym chciała a on nie robi i frustracja mną targa. Mąż jest zły bo nie realizuję jego oczekiwań, nie jestem operatywna, uważa że muszę stawiać na swoim bo on ma inną wizję życia dlatego na razie dopóki jest wściekły to nic nie działa - nie ma pola do komunikacji. To nie znaczy że nie zamierzam próbować. Wycofałam się na razie do kąta - liżę rany, jestem bardzo ostrożna w mówieniu i robieniu czegokolwiek. Odnoszę się do męża zachowawczo spokojnie, mimo że za te wszystkie świństwa których był i jest autorem mam ochotę obedrzeć go ze skóry (!!!) Książkę Rosenberga czytam ale rzuca mną na lewo i prawo, burzę się nieraz i rozrzuciłabym te wszystkie psychologiczne bla bla bla na cztery wiatry ale wracam. Czytam, myślę. Męża zostawiam na razie razem z klejącą podłogą. Granice w relacjach prawie przeczytałam - pewne wnioski mam. Liczę się z tym, że mąż nie zechce być mężem - trudno. Najwyżej po tych książkach będę mogła robić webinary z NVC ;) Specjalistka od NVC, tylko że u niej nie zadziałało. Ostatnio właśnie słuchałam webinaru takiej pani specjalistki od NVC co niestety w jej życiu na polu małżeńskim się nie sprawdziło ale za to w drugim związku się przydało i sprawdziło :D i teraz są jedną wielką szczęśliwą rodziną: ona, partner, były mąż i jego kowalska no i ich wspólne dzieci :lol: .
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć

Post autor: Al la »

Abigail, jest taka pozycja Melody Beattie "Koniec wspóuzależnienia"
Tutaj jako audiobook https://www.youtube.com/watch?v=T4MwECW ... --vakNg3Q0
Warto przeczytać, albo posłuchać.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Al la pisze: 15 lis 2021, 17:47 Abigail, jest taka pozycja Melody Beattie "Koniec wspóuzależnienia"
Tutaj jako audiobook https://www.youtube.com/watch?v=T4MwECW ... --vakNg3Q0
Warto przeczytać, albo posłuchać.
Dzięki Al la za link, już właśnie słucham :)
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

Wysłuchałam "Koniec współuzależnienia" - mądra książka chociaż nie jestem tak naprawdę współuzależniona - jestem DDA a to chyba nie to samo? Jednak uważam, że ta książka jest wartościowa i warta przeczytania przez każdego bo nieraz niezauważenie możemy wpaść w tą pułapkę współuzależnienia nawet nie wiedząc że w niej siedzimy.

Mój mąż nie jest alkoholikiem ani uzależnionym od substancji chemicznych. Można powiedzieć, że jednak jest od czegoś uzależniony - od aprobaty, pochwał, idealnego wizerunku swojej osoby. Jest to człowiek narcystyczny. Typowy przypadek, który nie naprawia tylko utylizuje ale zanim - realizuje konsekwentnie zemstę. Nie nie boję się tego powiedzieć - 15 lat to aż nadto aby do tego dojść mając setki zachowań i wzorców. Książka bardzo mi pomogła zrozumieć co mam robić.
Odejść po prostu - odciąć się, zamknąć te drzwi pozostawiając jednak możliwość ich otwarcia w razie chęci powrotu ale na zdrowych zasadach. To nie znaczy że odwołuję miłość do męża ale nie zgadzam się żeby w dalszym ciągu tak wyglądało nasze życie. Wy to tutaj nazywacie chyba "odwieszaniem" chociaż kojarzy mi się to raczej z odwieszaniem ubrań do szafy ;) Chcę te drzwi zamknąć bez wyrzutów sumienia i poczucia winy. Mam prawo żyć własnym życiem, małżeństwo nie daje mężowi prawa do przedmiotowego traktowania mnie. Wychodzę nie tańczę, nie pocałuję żaby.

Co prawda odciąć się na czas bycia męża w kryzysie. Tak. Przy czym zdaję sobie sprawę, że ten kryzys u niego trwa od dzieciństwa - to męża styl życia, część osobowości i nie mam co się doszukiwać nadziei na jego opamiętanie ale nie chcę już wnikać dlaczego? po co? jacy są jego rodzice jak się zachowują i nie chcę tego oceniać. Chcę to wyrzucić z głowy raz na zawsze. Uwolnić się od tego. W związku z czym stoję przed wyborem: być samą jako świadomy wybór związany z moją wiarą lub dawanie narcyzowi tego czego chce, pełnienia roli służby króla, czyszczenie piedestału i dostarczanie codziennej dawki pochwał i aprobaty za wszystko również za mumle w pępku - bo tylko wtedy będę w stanie przetrwać w tym związku.

Wyznaczyłam sobie cele, uniezależnić się finansowo i emocjonalnie od męża. Rozpisałam sobie też inne cele które będę realizować milimetr po milimetrze nie oglądając się na to co myśli o tym mąż i czy aby nie rozzłości się z tego powodu. Chcę dbać o swoje zasoby i regularnie oszczędzać (może i grosze ale zawsze). Zatytułowałabym tą książkę - "Koniec użalania się nad sobą" ;) Każdemu polecam ją przeczytać - nie tylko współuzależnionym, chociaż - w końcu autorka w pewnym miejscu doszła do wniosku, że współuzależnieni są wszyscy i wszystko :)

To takie proste a takie trudne ale nie na tyle trudne żeby tego nie wykonać. Zrozumiałam, że jakkolwiek się nie zachowam mąż i tak zrobi co będzie chciał. Robienie czegoś w nadziei,że on się zmieni jest niczym innym jak formą manipulacji - nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Cieszę się, że do tego doszłam - dziękuję wszystkim za wsparcie i pomoc. Czuję, że tę resztę życia, która mi została uda mi się przeżyć godnie bo postanowiłam porzucić rolę ścierki do podłogi.

Zastępstwa za męża nie będę szukać. Bóg sam wystarczy. :D
agnes94
Posty: 224
Rejestracja: 22 sie 2021, 11:22
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć

Post autor: agnes94 »

Abigail pisze: 18 lis 2021, 14:14 Wysłuchałam "Koniec współuzależnienia" - mądra książka chociaż nie jestem tak naprawdę współuzależniona - jestem DDA a to chyba nie to samo? Jednak uważam, że ta książka jest wartościowa i warta przeczytania przez każdego bo nieraz niezauważenie możemy wpaść w tą pułapkę współuzależnienia nawet nie wiedząc że w niej siedzimy.

Mój mąż nie jest alkoholikiem ani uzależnionym od substancji chemicznych. Można powiedzieć, że jednak jest od czegoś uzależniony - od aprobaty, pochwał, idealnego wizerunku swojej osoby. Jest to człowiek narcystyczny. Typowy przypadek, który nie naprawia tylko utylizuje ale zanim - realizuje konsekwentnie zemstę. Nie nie boję się tego powiedzieć - 15 lat to aż nadto aby do tego dojść mając setki zachowań i wzorców. Książka bardzo mi pomogła zrozumieć co mam robić.
Odejść po prostu - odciąć się, zamknąć te drzwi pozostawiając jednak możliwość ich otwarcia w razie chęci powrotu ale na zdrowych zasadach. To nie znaczy że odwołuję miłość do męża ale nie zgadzam się żeby w dalszym ciągu tak wyglądało nasze życie. Wy to tutaj nazywacie chyba "odwieszaniem" chociaż kojarzy mi się to raczej z odwieszaniem ubrań do szafy ;) Chcę te drzwi zamknąć bez wyrzutów sumienia i poczucia winy. Mam prawo żyć własnym życiem, małżeństwo nie daje mężowi prawa do przedmiotowego traktowania mnie. Wychodzę nie tańczę, nie pocałuję żaby.

Co prawda odciąć się na czas bycia męża w kryzysie. Tak. Przy czym zdaję sobie sprawę, że ten kryzys u niego trwa od dzieciństwa - to męża styl życia, część osobowości i nie mam co się doszukiwać nadziei na jego opamiętanie ale nie chcę już wnikać dlaczego? po co? jacy są jego rodzice jak się zachowują i nie chcę tego oceniać. Chcę to wyrzucić z głowy raz na zawsze. Uwolnić się od tego. W związku z czym stoję przed wyborem: być samą jako świadomy wybór związany z moją wiarą lub dawanie narcyzowi tego czego chce, pełnienia roli służby króla, czyszczenie piedestału i dostarczanie codziennej dawki pochwał i aprobaty za wszystko również za mumle w pępku - bo tylko wtedy będę w stanie przetrwać w tym związku.

Wyznaczyłam sobie cele, uniezależnić się finansowo i emocjonalnie od męża. Rozpisałam sobie też inne cele które będę realizować milimetr po milimetrze nie oglądając się na to co myśli o tym mąż i czy aby nie rozzłości się z tego powodu. Chcę dbać o swoje zasoby i regularnie oszczędzać (może i grosze ale zawsze). Zatytułowałabym tą książkę - "Koniec użalania się nad sobą" ;) Każdemu polecam ją przeczytać - nie tylko współuzależnionym, chociaż - w końcu autorka w pewnym miejscu doszła do wniosku, że współuzależnieni są wszyscy i wszystko :)

To takie proste a takie trudne ale nie na tyle trudne żeby tego nie wykonać. Zrozumiałam, że jakkolwiek się nie zachowam mąż i tak zrobi co będzie chciał. Robienie czegoś w nadziei,że on się zmieni jest niczym innym jak formą manipulacji - nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Cieszę się, że do tego doszłam - dziękuję wszystkim za wsparcie i pomoc. Czuję, że tę resztę życia, która mi została uda mi się przeżyć godnie bo postanowiłam porzucić rolę ścierki do podłogi.

Zastępstwa za męża nie będę szukać. Bóg sam wystarczy. :D
Abigail, trzymam mocno kciuki żebyś wytrwała w swoim postanowieniu bo jest bardzo dobre. Wspieram Cię abyś wytrwała.
Jestem właśnie na takim etapie odwieszenia od męża i jest to najlepszy etap mojego kryzysu małżeńskiego. Męża zostawiłam samego sobie, już nie daje się krzywdzić, ranić. Za to co zrobił mi w ostatnim czasie spotkały go konsekwencje i z tym go zostawiłam. Od tej pory żyje mi się bardzo dobrze bo już nie myślę o mężu, o tym co by pomyślał, czy może zwróci na mnie swoją uwagę i to jest wspaniałe uczucie, czuje poprostu wolność i spokój.
Mam teraz czas dla siebie, dla dzieci i mam spokojną głowę. Czytam książki, bawie się z dziećmi, wróciłam do swjego hobby, rozmawiam z Bogiem ale nie już na zasadzie "co mam zrobić żeby mąż wrócił?" tylko teraz moja rozmowa z Bogiem jest za zasadzie " oddaje wszystko w Twoje ręcę, niech się dzieje Twoja wola"
I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa i spokojna i życzę Tobie tego samego :)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć

Post autor: Caliope »

Abigail pisze: 18 lis 2021, 14:14 Wysłuchałam "Koniec współuzależnienia" - mądra książka chociaż nie jestem tak naprawdę współuzależniona - jestem DDA a to chyba nie to samo? Jednak uważam, że ta książka jest wartościowa i warta przeczytania przez każdego bo nieraz niezauważenie możemy wpaść w tą pułapkę współuzależnienia nawet nie wiedząc że w niej siedzimy.

Mój mąż nie jest alkoholikiem ani uzależnionym od substancji chemicznych. Można powiedzieć, że jednak jest od czegoś uzależniony - od aprobaty, pochwał, idealnego wizerunku swojej osoby. Jest to człowiek narcystyczny. Typowy przypadek, który nie naprawia tylko utylizuje ale zanim - realizuje konsekwentnie zemstę. Nie nie boję się tego powiedzieć - 15 lat to aż nadto aby do tego dojść mając setki zachowań i wzorców. Książka bardzo mi pomogła zrozumieć co mam robić.
Odejść po prostu - odciąć się, zamknąć te drzwi pozostawiając jednak możliwość ich otwarcia w razie chęci powrotu ale na zdrowych zasadach. To nie znaczy że odwołuję miłość do męża ale nie zgadzam się żeby w dalszym ciągu tak wyglądało nasze życie. Wy to tutaj nazywacie chyba "odwieszaniem" chociaż kojarzy mi się to raczej z odwieszaniem ubrań do szafy ;) Chcę te drzwi zamknąć bez wyrzutów sumienia i poczucia winy. Mam prawo żyć własnym życiem, małżeństwo nie daje mężowi prawa do przedmiotowego traktowania mnie. Wychodzę nie tańczę, nie pocałuję żaby.

Co prawda odciąć się na czas bycia męża w kryzysie. Tak. Przy czym zdaję sobie sprawę, że ten kryzys u niego trwa od dzieciństwa - to męża styl życia, część osobowości i nie mam co się doszukiwać nadziei na jego opamiętanie ale nie chcę już wnikać dlaczego? po co? jacy są jego rodzice jak się zachowują i nie chcę tego oceniać. Chcę to wyrzucić z głowy raz na zawsze. Uwolnić się od tego. W związku z czym stoję przed wyborem: być samą jako świadomy wybór związany z moją wiarą lub dawanie narcyzowi tego czego chce, pełnienia roli służby króla, czyszczenie piedestału i dostarczanie codziennej dawki pochwał i aprobaty za wszystko również za mumle w pępku - bo tylko wtedy będę w stanie przetrwać w tym związku.

Wyznaczyłam sobie cele, uniezależnić się finansowo i emocjonalnie od męża. Rozpisałam sobie też inne cele które będę realizować milimetr po milimetrze nie oglądając się na to co myśli o tym mąż i czy aby nie rozzłości się z tego powodu. Chcę dbać o swoje zasoby i regularnie oszczędzać (może i grosze ale zawsze). Zatytułowałabym tą książkę - "Koniec użalania się nad sobą" ;) Każdemu polecam ją przeczytać - nie tylko współuzależnionym, chociaż - w końcu autorka w pewnym miejscu doszła do wniosku, że współuzależnieni są wszyscy i wszystko :)

To takie proste a takie trudne ale nie na tyle trudne żeby tego nie wykonać. Zrozumiałam, że jakkolwiek się nie zachowam mąż i tak zrobi co będzie chciał. Robienie czegoś w nadziei,że on się zmieni jest niczym innym jak formą manipulacji - nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Cieszę się, że do tego doszłam - dziękuję wszystkim za wsparcie i pomoc. Czuję, że tę resztę życia, która mi została uda mi się przeżyć godnie bo postanowiłam porzucić rolę ścierki do podłogi.

Zastępstwa za męża nie będę szukać. Bóg sam wystarczy. :D
Abigail DDA wpadają w współuzależnienia, czy to mąż, czy to ktoś inny z rodziny, też to jest możliwe bez alkoholu. Sama wiesz, że żyjesz nie swoim życiem, a życiem innych, to typowy nasz mechanizm. Ja żyłam wiele lat życiem męża, życiem mojej matki nie swoim, w takim właśnie współuzależnieniu. Wspaniałe jest z tego się wyciąć, to wolność. Ale nic nie jest proste, za to jak już nastąpi dodaje skrzydeł.
Abigail

Re: Od czego zacząć

Post autor: Abigail »

agnes94 pisze: 18 lis 2021, 14:43
Abigail, trzymam mocno kciuki żebyś wytrwała w swoim postanowieniu bo jest bardzo dobre. Wspieram Cię abyś wytrwała.
Jestem właśnie na takim etapie odwieszenia od męża i jest to najlepszy etap mojego kryzysu małżeńskiego. Męża zostawiłam samego sobie, już nie daje się krzywdzić, ranić. Za to co zrobił mi w ostatnim czasie spotkały go konsekwencje i z tym go zostawiłam. Od tej pory żyje mi się bardzo dobrze bo już nie myślę o mężu, o tym co by pomyślał, czy może zwróci na mnie swoją uwagę i to jest wspaniałe uczucie, czuje poprostu wolność i spokój.
Mam teraz czas dla siebie, dla dzieci i mam spokojną głowę. Czytam książki, bawie się z dziećmi, wróciłam do swjego hobby, rozmawiam z Bogiem ale nie już na zasadzie "co mam zrobić żeby mąż wrócił?" tylko teraz moja rozmowa z Bogiem jest za zasadzie " oddaje wszystko w Twoje ręcę, niech się dzieje Twoja wola"
I z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwa i spokojna i życzę Tobie tego samego :)
Dziękuję Agnes. Tak to dobra droga i wspaniałe uczucie wolność i pokój. Wierzę a nawet jestem pewna, że z Bożą opieką możemy czuć się bezpieczni niezależnie od okoliczności. Róbmy swoje i trzymajmy się blisko Boga. Agnes, bądź silna nie daj się mężowi dręczyć, może on kiedyś przejrzy na oczy i zobaczy co zrobił. Ściskam Ciebie i wszystkich na forum.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Od czego zacząć

Post autor: Bławatek »

Abigail jest mi bliskie to co napisałaś. Wiem jak ciężko się żyje z mężem, dla którego najważniejszy jest on sam - nie inni: żona, dzieci, tylko on.

Jesteś dojrzałą i mądrą osobą. Życzę Ci aby siły i spokój, które masz, nigdy Cię nie opuszczały. Wszystko jest możliwe z Tym, który zawsze nas kocha i przy nas trwa.
ODPOWIEDZ