Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 08 wrz 2021, 8:51
Ruta pisze: Widzisz już gdzie jest problem.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że niekoniecznie.
Bo cały wątek skupia się na mężu.


Gdybym ja na takim ja etapie poprzestał, byłbym zapewne w...głębokiej otchłani.
Bo to, że i obiektywnie moja żona była dużo bardziej pogubiona niż ja, nie oznaczało, że to na zmienianiu żony powinienem się skupiać.
Moim zadaniem było zmienianie siebie, nauczenie się, że od zmieniania żony...jest ona sama.

Wg mnie próby zmiany osób trzecich, bez względu na to jak szlachetnymi intencjami je obudujemy (warto przyjrzeć się i tym intencjom, bo możliwe, że szlachetne są tylko pozornie), są najcześciej próbą ucieczki od zajęcia się sobą.
Pavle, Saro
Współuzależniona żona zawsze skupia się na uzależnionym mężu. Wyjście z takiego stanu to długi proces.

Początkiem tego procesu jest dostrzeżenie dwóch problemów: uzależnienia męża i tego, że zagraża to jego życiu oraz swojego współuzależnienia, co niszczy moje życie.
W przypadku współuzależnionej żony to bardzo duży postęp, bo tak jak alkoholik nie wie o swojej chorobie, tak jego żona, która z nim żyje też często nie wie ani o chorobie męża (bo chłop, no to pije), ani o tym, jak bardzo niszczy to życie rodziny.

Podjęcie terapii to kolejny krok. Znalezienie grupy wsparcia jeszcze jeden. Na taką bitwę w pojedynkę nie ma co się wybierać.

Natomiast akurat w przypadku, gdy współuzależniona żona mieszka z uzależnionym mężem i jest wiele powiązań i zależności, jak choćby finansowych to pierwsze działania żony będą nakierowane w stronę męża. I będą powolną i nieustanną próbą stawiania granic, stosowania twardej miłości. Nikt z początku nie robi tego dobrze. Uczymy się na błędach. Jeśli tylko sobie na to pozwolimy.

Nie ma natomiast możliwości odcięcia się od uzależnionego męża i robienia swojego gdy wspólnie się z nim mieszka. Mąż to taki byt interaktywny. Gdy jest uzależniony i żona wprowadza zmiany, choćby tylko po prostu się odsuwając, by mąż ponosił konsekwencje, reaguje. Najczęściej presją psychiczną, awanturami, szantazami emocjonalnymi, tworzeniem zastępczych problemów. Jego celem jest wtedy żeby było tak jak było.

Osoba pijąca stosuje wobec rodziny najrozniejsze metody manipulacji. I nawet jeśli nie stosuje bezpośredniej przemocy, to od czasu do czasu coś w domu rozwala, awanturę urządzi. W domu jest stałe napięcie, nieważne czy mąż jest trzeźwy, pijany czy w jakimkolwiek innym stanie. To razem składa się na przemoc, i temu trzeba nauczyć się stawiać tamę. Trudny proces, bo w jego trakcie przemoc często się nasila.

Postawienie warunku podjęcia leczenia jako warunku wspólnego życia nie jest wcale nadmiernym wpływaniem na uzależnioną osobę. Jest zdrową granicą.

Podjęcie procedury uzyskania sądowego zobowiązania do leczenia, bo tak teraz ta procedura się nazywa, także jest wyraźnym postawieniem granicy. I nazwaniem problemu. Jeśli jest stan zagrażający życiu, to taka procedura może to życie uratować, pomóc przerwać ciąg. Nie zawsze jednak skutkuje osiągnięciem stanu trzeźwości.

Nie jest też prawdą, że osobę uzależnioną należy zostawić samej sobie i ona wtedy od tego wyzdrowieje. Osobę uzależnioną trzeba nauczyć się kochać mądrze. Miłością, ktora stawia granice. Jedną z ważnych granic w uzależnieniu jest warunek podjęcia leczenia. Także przez uzyskanie sadowego zobowiązania do leczenia. Osoba uzależniona ma wybór. Może się wyprowadzić. Nie podjąć się leczenia nawet ze zobowiązania.

Oba rozwiązania są dobre i pomocne. Zarówno, gdy uzależniony podejmie leczenie. Jak i wtedy gdy uzależniony leczenia nie podejmie i się wyprowadzi. Żadnego z nich nie trzeba się obawiać.

Każda współuzależniona żona obawia się wyprowadzki uzależnionego męża. Jak ja sobie poradzę z dziećmi, finansowo itd. Odpowiedź jest jedna. Znacznie lepiej niż dotąd, gdy mąż jest jak kula u nogi. A czynnie uzależniony mąż jest jak cały łańcuch ciężkich kul. Oczywiście emocjonalnie jest trudno najpierw, bo tęsknota i tak dalej. Ale to mija. A rodzina ma szansę wyzdrowieć. A mąż wytrzeźwieć.

Dokąd myślenie żony jest wokół byle nie odszedł, byle rodzina była cała, dotąd żona wcale tego nie chcąc wspiera męża picie.

A co do postawy jest dorosły i niech robi co chce, to choć brzmi dobrze, nie zawsze obrazuje dobrą postawę.
Jeśli oznacza jest dorosły i niech robi co chce, w rozumieniu niech pije w domu, to jest to destrukcyjne dla całej rodziny. To przyzwolenie na picie. Tak się można zapić na oczach żony i dzieci.

Jeśli oznacza jest dorosły więc niech sam ponosi konsekwencje swojego picia (czyli także, że nikt z domowników nie musi na to patrzeć, bo w domu nie pijemy) to jest to postawa zdrowa.

Tyle że dla pijącego niewygodna. Obieca wszystko, a potem zagrozi wszystkim, byle żona z takiej postawy wyszła. I temu trzeba umieć się oprzeć. Nie wkręcając przy tym w spiralę agresji.

Natomiast nie jest wspoluzaleznioną postawą dążyć do tego by uzależniony podjął leczenie. To zdrowa postawa. Tylko trzeba się nauczyć jak osiągnąć ten cel w zdrowy sposób. To się nazywa twarda miłość. Jeszcze raz: to nie jest łamanie cudzej woli. Uzależniony w obrębie nałogu nie ma już swojej woli. To nie jest tak, że on chce pić, a my mu chcemy zepsuć zabawę. On musi pić, ale o tym nie wie. Naszym zadaniem jest wyjść poza jego orbitę i zacząć patrzeć trzeźwo. Ale nie wycofując ani miłości, ani troski, ani szacunku.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Saro,

Co do dbania o siebie. Jestem pewna, że jesteś bardzo zaradna, wszystkiemu umiesz zaradzić i ze wszystkim sobie poradzić. Żyjesz z uzależnionym mężem, więc dźwigasz na sobie bardzo dużo odpowiedzialności. To te schematy. Ja też tak działałam.

Zadbanie o siebie to zupełnie co innego. Przepraszam z góry, bo część tego co napiszę może cię zaboleć. Mnie bolało. To jest o tym, czy czuję się ze sobą dobrze. Czy czuję się ladna jako kobieta, czy tez większość kobiet uwazam za bardziej atrakcyjne ode mnie. Jak ja o siebie jako o kobietę dbam. O swój ubiór, o zdrowie, o ładny wygląd.

Czy ja dobrze odpoczywam? Czy robię rzeczy ktore lubię? Co mnie cieszy? Co czuję i dlaczego? O czym marzę? Czy w domu swoje miejsce? Czy mam w tygodniu czas na swoje potrzeby? Czy moje ciało jest napięte? Czy mnie boli? Jakie mam relacje i z kim?

Zwykle żyjąc z uzależnioną osobą tracimy siebie kawałek po kawałku. Przestajemy o siebie dbac. I ta sfera życia wymaga odbudowy. Czasem tak naprawdę nie umiemy tego robić od zawsze, bo w domu rodzinnym nie wolno nam było mieć swoich potrzeb. Umiemy dbać tylko o innych. A swoich potrzeb nie znamy. Umiemy za to swietnie robić co musi być zrobione. Nie ma co się winić. Warto zacząć pytać siebie - czego chcę, czy jest coś czego potrzebuję, na co mam ochotę. Czesto gdy jesteśmy mamami, odpowiedź brzmi, chcę uprać dzieciom ubranka, ugotować obiad, zrobić zakupy. Chcę przytulić synka. Chcę się wyspać, żeby jutro miec cierpliwość dla dzieci. Więc to wcale nie jest program przestań dbac o innych i bądź egoistką. Bo do naszych potrzeb dbanie o dzieci należy zdecydowanie. I gdy widzimy to jako naszą potrzebę, to do zycia wraca radość. Ale dostrzegamy też wtedy inne potrzeby. Na przyklad, dziś chcę iść na spacer poczuć słońce, chcę chwilę pobyć sama, chcę się wyplakac, chcę podziękować Bogu, chcę powiedzieć Bogu, że za Nim tęsknię. Chcę dziś ladnie wygladac. Chcę miec ładniejszą bluzkę. Chcę zadbac o swoje dlonie. To nie stoi w sprzeczności z dbaniem o innych.

W relacji z uzależnioną osobą dbanie o siebie ma jeszcze inną stronę. Moje potrzeby są tak samo ważne jak twoje. Ty chcesz pić, a ja nie chcę by w domu był alkohol. Nie pij w domu. Ty chcesz rozmowy, a ja potrzebuję szacunku i delikatności. Nie będę z tobą rozmawiać, przebywać, gdy na mnie krzyczysz lub odnosisz się do mnie w sposób, ktory jest dla mnie trudny. Chcesz być wysłuchany, wyslucham cię, ale gdy bedziesz mówić spokojnie. Ważne są potrzeby obojga i żadne nie są gorsze. Dbając o siebie pilnuję, by teoje potrzeby nie realizowały się moim kosztem. Ani moje twoim.
Sara123
Posty: 93
Rejestracja: 09 sie 2021, 8:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Sara123 »

Dziekuje Wam za rady.
Dzisiaj jestem padnieta po nieprzespsnej nocy. Na dodatek roczny synek jest chory i musialam niemal sila wejsc do pediatry- w koncu moj maz sam powiedzial, ze dla mnie nie ma rzeczy niemozliwych do zalatwienia.
Niestety, wczoraj wieczorem zaczelam maglowac meza ta terapia. Rozmowa trwala jakas 1h , slyszal ja moj mlodszy syn. Byly to typowe zagrywki uzaleznionego, dla mnie nic nowego. Tlumaczylam mu rozne mechanizmy jakie dzialaja u meza ale wiadomo, ze do niego to nie docieralo. Wykorzystal wszystkie znane sb sposoby zeby mi dowalic i ku jego przerazeniu zaden nie zadzialsl na mnie. Oprocz ostatniego.... chodzi o ta kobiete o ktorej pisalam glowny post a ktora nie ma zielonego pojecia, ze jej osoba jest u nas koscia niezgody. Widzialam, ze maz wchodzil na jej profil i zostawil kilka serduszek przy jej zdjeciach na dodatek zaobserwowal ja...
Wpadłam w szal. Wygonilam go z lozka, dostal pare kuksancow i zadrapalam mu nos paznokciem, poleciala mu krew. Wiem, ze nie powinnam byla dac sie sprowokować i jakos to przetrzymac ale maz wie, ze to moja pieta ahillesowa.
Powiedzialam, ze jesli wie ze jego wchodzenie na jej profil mnie rani i jeszcze dawanie jej serduszek... i on to robi tzn ze nie ma do mnie szacunku i moje uczucia sie dla niego nie licza. Stwietdzil, ze jemu wszystko wolno . Powiedzialam, ze ide do adwokata zeby napisal pozew o separacje. Tego zaluje bardzo bo teraz bede musiala isc. Katastrofa.
Nie wpuszcze meza do lozka, nie mam zamiaru mu gotowac . Mam serdecznie dosc jego zagrywek i zachowania. Bedziemy zyc obok siebie bo nie mam juz sily.

A zalatwianie przymusowej terapii zaczynam od poczatku pazdziernika, uwazam ze nie ma na co czekac do grudnia. Nawet jesli nie wyjdzie bede miec czyste sumienie, ze zrobilam wszystko co w mojej mocy.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 08 wrz 2021, 9:40
Pavel pisze: 08 wrz 2021, 8:51
Ruta pisze: Widzisz już gdzie jest problem.
Mam przekonanie graniczące z pewnością, że niekoniecznie.
Bo cały wątek skupia się na mężu.


Gdybym ja na takim ja etapie poprzestał, byłbym zapewne w...głębokiej otchłani.
Bo to, że i obiektywnie moja żona była dużo bardziej pogubiona niż ja, nie oznaczało, że to na zmienianiu żony powinienem się skupiać.
Moim zadaniem było zmienianie siebie, nauczenie się, że od zmieniania żony...jest ona sama.

Wg mnie próby zmiany osób trzecich, bez względu na to jak szlachetnymi intencjami je obudujemy (warto przyjrzeć się i tym intencjom, bo możliwe, że szlachetne są tylko pozornie), są najcześciej próbą ucieczki od zajęcia się sobą.
Pavle, Saro
Współuzależniona żona zawsze skupia się na uzależnionym mężu. Wyjście z takiego stanu to długi proces.

Początkiem tego procesu jest dostrzeżenie dwóch problemów: uzależnienia męża i tego, że zagraża to jego życiu oraz swojego współuzależnienia, co niszczy moje życie.
W przypadku współuzależnionej żony to bardzo duży postęp, bo tak jak alkoholik nie wie o swojej chorobie, tak jego żona, która z nim żyje też często nie wie ani o chorobie męża (bo chłop, no to pije), ani o tym, jak bardzo niszczy to życie rodziny.

Podjęcie terapii to kolejny krok. Znalezienie grupy wsparcia jeszcze jeden. Na taką bitwę w pojedynkę nie ma co się wybierać.

Natomiast akurat w przypadku, gdy współuzależniona żona mieszka z uzależnionym mężem i jest wiele powiązań i zależności, jak choćby finansowych to pierwsze działania żony będą nakierowane w stronę męża. I będą powolną i nieustanną próbą stawiania granic, stosowania twardej miłości. Nikt z początku nie robi tego dobrze. Uczymy się na błędach. Jeśli tylko sobie na to pozwolimy.

Nie ma natomiast możliwości odcięcia się od uzależnionego męża i robienia swojego gdy wspólnie się z nim mieszka. Mąż to taki byt interaktywny. Gdy jest uzależniony i żona wprowadza zmiany, choćby tylko po prostu się odsuwając, by mąż ponosił konsekwencje, reaguje. Najczęściej presją psychiczną, awanturami, szantazami emocjonalnymi, tworzeniem zastępczych problemów. Jego celem jest wtedy żeby było tak jak było.

Osoba pijąca stosuje wobec rodziny najrozniejsze metody manipulacji. I nawet jeśli nie stosuje bezpośredniej przemocy, to od czasu do czasu coś w domu rozwala, awanturę urządzi. W domu jest stałe napięcie, nieważne czy mąż jest trzeźwy, pijany czy w jakimkolwiek innym stanie. To razem składa się na przemoc, i temu trzeba nauczyć się stawiać tamę. Trudny proces, bo w jego trakcie przemoc często się nasila.

Postawienie warunku podjęcia leczenia jako warunku wspólnego życia nie jest wcale nadmiernym wpływaniem na uzależnioną osobę. Jest zdrową granicą.

Podjęcie procedury uzyskania sądowego zobowiązania do leczenia, bo tak teraz ta procedura się nazywa, także jest wyraźnym postawieniem granicy. I nazwaniem problemu. Jeśli jest stan zagrażający życiu, to taka procedura może to życie uratować, pomóc przerwać ciąg. Nie zawsze jednak skutkuje osiągnięciem stanu trzeźwości.

Nie jest też prawdą, że osobę uzależnioną należy zostawić samej sobie i ona wtedy od tego wyzdrowieje. Osobę uzależnioną trzeba nauczyć się kochać mądrze. Miłością, ktora stawia granice. Jedną z ważnych granic w uzależnieniu jest warunek podjęcia leczenia. Także przez uzyskanie sadowego zobowiązania do leczenia. Osoba uzależniona ma wybór. Może się wyprowadzić. Nie podjąć się leczenia nawet ze zobowiązania.

Oba rozwiązania są dobre i pomocne. Zarówno, gdy uzależniony podejmie leczenie. Jak i wtedy gdy uzależniony leczenia nie podejmie i się wyprowadzi. Żadnego z nich nie trzeba się obawiać.

Każda współuzależniona żona obawia się wyprowadzki uzależnionego męża. Jak ja sobie poradzę z dziećmi, finansowo itd. Odpowiedź jest jedna. Znacznie lepiej niż dotąd, gdy mąż jest jak kula u nogi. A czynnie uzależniony mąż jest jak cały łańcuch ciężkich kul. Oczywiście emocjonalnie jest trudno najpierw, bo tęsknota i tak dalej. Ale to mija. A rodzina ma szansę wyzdrowieć. A mąż wytrzeźwieć.

Dokąd myślenie żony jest wokół byle nie odszedł, byle rodzina była cała, dotąd żona wcale tego nie chcąc wspiera męża picie.

A co do postawy jest dorosły i niech robi co chce, to choć brzmi dobrze, nie zawsze obrazuje dobrą postawę.
Jeśli oznacza jest dorosły i niech robi co chce, w rozumieniu niech pije w domu, to jest to destrukcyjne dla całej rodziny. To przyzwolenie na picie. Tak się można zapić na oczach żony i dzieci.

Jeśli oznacza jest dorosły więc niech sam ponosi konsekwencje swojego picia (czyli także, że nikt z domowników nie musi na to patrzeć, bo w domu nie pijemy) to jest to postawa zdrowa.

Tyle że dla pijącego niewygodna. Obieca wszystko, a potem zagrozi wszystkim, byle żona z takiej postawy wyszła. I temu trzeba umieć się oprzeć. Nie wkręcając przy tym w spiralę agresji.

Natomiast nie jest wspoluzaleznioną postawą dążyć do tego by uzależniony podjął leczenie. To zdrowa postawa. Tylko trzeba się nauczyć jak osiągnąć ten cel w zdrowy sposób. To się nazywa twarda miłość. Jeszcze raz: to nie jest łamanie cudzej woli. Uzależniony w obrębie nałogu nie ma już swojej woli. To nie jest tak, że on chce pić, a my mu chcemy zepsuć zabawę. On musi pić, ale o tym nie wie. Naszym zadaniem jest wyjść poza jego orbitę i zacząć patrzeć trzeźwo. Ale nie wycofując ani miłości, ani troski, ani szacunku.
Osoba uzależniona nie potrafi kochać, a tym bardziej mądrze i żona nie ma zbawić męża i go czegoś uczyć. To nie jest prowadzenie do zbawienia w zdrowy sposób. Absurdalne myślenie życzeniowe.
Osoba uzależniona nigdy nie wyzdrowieje, a nauczy się kontrolować chorobę jeśli zechce.
Uzależniony doskonale wie, że musi pić, na siłę mu nikt nie wlewa do gardła. Przecież sama wiesz, że między ciągami mąż miał nie raz okresy abstynencji, to typowe, a potem okres długotrwałej nagrody za wytrwałość.
Uzależniony ma swoją wolę, gdyby nie miał nie nadużywałby alkoholu, bo ktoś by nim kierował by tego nie robił .
Awantury, czepialstwo i próby uzdrawiania na siłę uzależnionego, to strzelanie sobie w kolano. To samo z myśleniem teraz o przymusowym leczeniu na które nie każdy się nadaje. Czemu wszystkie żony z forum, czy ogólnie z życia nie podały mężów na leczenie przymusowe? przeciez byloby po problemie, a to nie jest takie proste. Zamiast myśleć o sobie, myśli się o uzależnionym i całe życie kręci się wokół niego, a gdzie ja? gdzie jest moje życie, nie ma, zniknęło, bo nie jestem nic warta. Najbardziej cierpią dzieci, bo są odsunięte, grają role, muszą szybko dorosnąć, bo trzeba ogarnąć cały dom z rodzeństwem, bo matka martwi się czy ojciec dziś wróci pijany czy nie i nawet nie ma czasu by dzieci wychować. Nie ma czasu na wsparcie, przytulanie porozmawianie. Dzieci są zostawione całkiem same, a doświadczając przemocy, odrzucenia nie radzą sobie w dorosłym życiu. DZIECI w tym wypadku powinny być priorytetem i postawienie siebie na nogi. Jestem takim dorosłym dzieckiem alkoholika i mam problem z wybaczeniem matce, że nie myślała o mnie, narażała na znęcanie fizyczne i psychiczne, bo ważniejszy był jakiś chłop, nie dzieci które są ufne i kochają bezwarunkowo. Znów kłania się hierarchia Bóg, ja,mąż oddany Bogu w całości mający swoją wolę, DOROSŁY!!! i dzieci które potrzebują matki i chłoną wszystko.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Sara,

Jest taki problem, który nazywa się problemem zastępczym. Pozwala nie zajmować się problemem wlaściwym.

W moim małżeństwie to była teściowa. Mój mąż świetnie nas obie rozgrywał. Ja uważałam, że gdyby nie ona mój mąż funkcjonowałby lepiej, ona uważała, że jej syn przeze mnie cierpi i bardzo źle go traktuję. Moja teściowa uważała że musi uratować syna przede mną i doprowadzić do rozwodu. Ja uważałam, że muszę uratować męża przed mamą i doprowadzić do terapii. A mój mąż w tym czasie spokojnie ćpał, pił i oglądał pornografię i zdradzał mnie. Mając wsparcie i swojej mamy i moje.

Ta kobieta nie jest żadnym zagrożeniem dla twojego małżeństwa. Ale twój mąż, a raczej jego nałóg, chce byś tak czuła. To jak kość rzucona psu. Jest szansa, że za nią pobiegniesz. I zostawisz w spokoju zupę.

Masz skłonność do agresji. I mąż gdy bedzie trzeba wykorzysta to bezwzględnie. Więc choćby z pragmatycznych przyczyn powiedz tu sobie stop. Koniec.

Masz też prawo chronić się przed mężem. Masz prawo wielu rzeczy nie robić. Tylko ważne jest z jakich powodów. Jeśli powodem bedzie wystawienie serduszka na Instagramie, to początek procesu w ktorym maz robi z ciebie furiatkę, wariatkę i szaloną kobietę. Zostaw kość i pilnuj gara z zupą. Nie podejmuj pochopnych decyzji, i nie dawaj zapowiedzi, ktorych potem nie dotrzymasz.

Gdy osoba uzależniona odurza się w domu, rani, odmawia podjęcia leczenia, manipuluje to wystarczający powód, by zacząć się bronić. Także przez odseparowanie się. Odmowę obsługi, gotowania, prania. Wiele żon decyduje się nie obsługiwać męża dokąd pije.
Z różnymi efektami. Czasem mąż wtedy przestaje łożyć na rodzinę. I trwa wojna podjazdowa. A problem pozostaje. Za to rośnie ilość przemocy.

Trzy razy myśl, potem mów. Nawet dziesięć razy. Nie groź, nie zapowiadaj. Reaguj. Nie negocjuj.

Wiesz dlaczego żony zamiast działać zapowiadają "daję ci czas do grudnia"? Bo w grudniu są święta. I będą potem mogły jeszcze trochę wszystko odwlec, no bo tak na święta to nie. Poczekamy jeszcze..
Daję ci czas do w języku małżeństwa koalkoholowego oznacza do grudnia możesz pić. Nie mam na razie siły się za to zabrać, boję się zmian. Zrób coś, żeby mnie w tym czasie uspokoić. Obiecaj mi, że bedzie dobrze.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Pavel »

Ruta pisze: 08 wrz 2021, 11:24 Sara,

Jest taki problem, który nazywa się problemem zastępczym. Pozwala nie zajmować się problemem wlaściwym.

W moim małżeństwie to była teściowa. Mój mąż świetnie nas obie rozgrywał. Ja uważałam, że gdyby nie ona mój mąż funkcjonowałby lepiej, ona uważała, że jej syn przeze mnie cierpi i bardzo źle go traktuję. Moja teściowa uważała że musi uratować syna przede mną i doprowadzić do rozwodu. Ja uważałam, że muszę uratować męża przed mamą i doprowadzić do terapii. A mój mąż w tym czasie spokojnie ćpał, pił i oglądał pornografię i zdradzał mnie. Mając wsparcie i swojej mamy i moje.

Ta kobieta nie jest żadnym zagrożeniem dla twojego małżeństwa. Ale twój mąż, a raczej jego nałóg, chce byś tak czuła. To jak kość rzucona psu. Jest szansa, że za nią pobiegniesz. I zostawisz w spokoju zupę.

Masz skłonność do agresji. I mąż gdy bedzie trzeba wykorzysta to bezwzględnie. Więc choćby z pragmatycznych przyczyn powiedz tu sobie stop. Koniec.

Masz też prawo chronić się przed mężem. Masz prawo wielu rzeczy nie robić. Tylko ważne jest z jakich powodów. Jeśli powodem bedzie wystawienie serduszka na Instagramie, to początek procesu w ktorym maz robi z ciebie furiatkę, wariatkę i szaloną kobietę. Zostaw kość i pilnuj gara z zupą. Nie podejmuj pochopnych decyzji, i nie dawaj zapowiedzi, ktorych potem nie dotrzymasz.

Gdy osoba uzależniona odurza się w domu, rani, odmawia podjęcia leczenia, manipuluje to wystarczający powód, by zacząć się bronić. Także przez odseparowanie się. Odmowę obsługi, gotowania, prania. Wiele żon decyduje się nie obsługiwać męża dokąd pije.
Z różnymi efektami. Czasem mąż wtedy przestaje łożyć na rodzinę. I trwa wojna podjazdowa. A problem pozostaje. Za to rośnie ilość przemocy.

Trzy razy myśl, potem mów. Nawet dziesięć razy. Nie groź, nie zapowiadaj. Reaguj. Nie negocjuj.

Wiesz dlaczego żony zamiast działać zapowiadają "daję ci czas do grudnia"? Bo w grudniu są święta. I będą potem mogły jeszcze trochę wszystko odwlec, no bo tak na święta to nie. Poczekamy jeszcze..
Daję ci czas do w języku małżeństwa koalkoholowego oznacza do grudnia możesz pić. Nie mam na razie siły się za to zabrać, boję się zmian. Zrób coś, żeby mnie w tym czasie uspokoić. Obiecaj mi, że bedzie dobrze.
Mi się nie podoba przypisywanie sprawczości osobom trzecim. To co one robią - to ich odpowiedzialność. To jak my na to reagujemy - nasza.
Tak więc na przykładzie wpisu Sary i twojego Ruto:
Sara nie potrafiła kontrolować siebie. Usprawiedliwianie się piętami achillesowymi to tylko i wyłącznie oznaka tego, że stara się jakoś usprawiedliwić.
Mnie żona fizycznie zdradziła, nie obserwacje na social mediach i serduszka pod zdjęciami. Dotknęła mojej pięty achillesowej, pownienem ją więc złomotać. Przecież wiedziała. Przecież to brzmi absurdalnie.

Ty Ruto i teściowa szukałyscie najwyraźniej usprawiedliwienia/wytłumaczenia zachowań męża pod niewłaściwym adresem. Mąż niemal na bank wami nie rozgrywał, bo i po co? Abyś była negatywnie nastawiona do jego mamy? Tego nie robi żaden znany mi mężczyzna. To jeden z czułych punktów. Aby mama miała pretensje do żony? Dokładnie to samo.
To wg mnie twoja nadinterpretacja Ruto, efekt wchodzenia w głowę innych, co w sumie niejednokrotnie występuje w powyższych postach. Taka gdybologia, niby całkiem możliwa i prawdopodobna w wielu miejscach, ale niczego nie determinująca.
Na przykład tekst o braku woli u alkoholika. Mój ojciec się nie leczył, mimo upadków Po drodze miał wieloletnie przerwy w piciu. Wyłącznie niemal powodowane siłą woli. Dopiero na starość doszedł i strach o życie. Jasne, dużo lepiej byłoby gdyby się leczył, może udałoby mu się leczyć u źrodła problemu. Ale to inny temat. Ja wiem, namacalnie, że Przynajmniej nie każdy alkoholik nie ma woli.

Mąż nikogo z Sary nie zrobi, choćby chciał, do czasu aż ona da zielone światło i sama się w ten chory układ nie wkręci.


Saro, maglowanie męża może co najwyżej spowodować jego zniechęcenie do podjęcia takich działań. Antyskuteczne, zwłaszcza w przypadku mężczyzn.

Próbowałem na żonie, obrzydziłem jej W ten sposób wartościowe teksty i konferencje.
Maglować warto co najwyżej siebie, aby samemu nareperować siebie.
Podobnie funkcjonowała moja żona i w obszarze takich „rozmów”. Ja jej robiłem wykład, ona czuła się atakowana na co sama reagowała atakiem. Tak jak najlepiej potrafiła.

Odnośnie separacji i tego co napisałaś, że katastrofa, teraz to musisz.
Że co?
A gdybyś w tych emocjach powiedziała, że go zabijesz?
Też byś musiała, bo jak się mówi „a” to trzeba powiedzieć „b”?
Nawet jeśli żałujesz tych słów? Nie chcesz? Nie jesteś ani przekonana, ani gotowa?
Czy to jest poważne myślenie, czy ślepy upór i źle pojmowana konsekwencja, bardziej przywołująca na myśl słowo „piaskownica” niż „powaga”.

Poważnych decyzji nie podejmuje się pod wpływem emocjonalnych uniesień.

Podobnie z przymusem leczenia. Zapowiadałaś grudzień, teraz w głowie masz październik. Może jednak jutro? Bo przecież października może nie doczekać.
Inna rzecz, że patrząc na teoretyczne powody, to miliony Polaków się na taki przymus kwalifikuje.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Sara123
Posty: 93
Rejestracja: 09 sie 2021, 8:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Sara123 »

Pavlo, pisze o październiku bo w mojej gminie ta komisja obraduje w 1 wtorek miesiaca ktory minal wczoraj - DLATEGO PAŹDZIERNIK! Bo to najblizszy termin.

Ja wiem, ze on sprawe z serduszkiem wykorzysta przeciwko mnie. Ale coz poradze , stalo sie. Trudno.
Teraz bede madrzejsza.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Calipe, Saro, myślę, że z Calipe pod tymi samymi pojęciamipojęciami rozumiemy inne rzeczy, a niektóre rzeczy nazywamy inaczej i stąd, choć podobnie widzimy sutuację, to wydaje się, że mówimy zupełnie co innego. Postaram się doprecyzować swoje wypowiedzi, bo z większością rzeczy, które pisze Caliope się zgadzam.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Osoba uzależniona nie potrafi kochać, a tym bardziej mądrze i żona nie ma zbawić męża i go czegoś uczyć. To nie jest prowadzenie do zbawienia w zdrowy sposób. Absurdalne myślenie życzeniowe.
To prawda, że osoba uzależniona nie potrafi kochać. Osoba współuzalezniona także tego nie potrafi. Miłość w takich relacjach często jest obecna i małżonkowie ją czują, ale ta miłość choruje.
Według mojego doświadczenia, wiedzy jaką zebrałam, warto leczyć tą miłość w sobie, pracować nad sobą. Ale wcale nie trzeba wycofywać miłości do osoby uzależnionej. Trzeba zamiast tego uczyć się kochać mądrze. Siebie i uzależnionego. Przyjmując też, że miłość osoby uzaleznionej może być jeszcze bardzo długo chora. I destrukcyjna. Mądra miłość to ochrona siebie i dzieci i stosowanie twardej miłości wobec osoby uzaleznionej. Dla jej dobra. To własne trzeźwienie i własne zdrowienie.
Kochanie uzaleznionego męża nie jest objawem współuzależnienia. Objawem współuzaleznienia jest to, gdy ta miłość wyraża się w sposób który niszczy męża, mnie, rodzinę, który podtrzymuje picie, brak szacunku, agresję. To także trzymanie się przekonania, że moim zadaniem jest męża wyleczyć, że jeśli się postaram, to przekonam go, czy w inny sposób sprawię by nie pił.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Osoba uzależniona nigdy nie wyzdrowieje, a nauczy się kontrolować chorobę jeśli zechce.
Zgadzam się. Natomiast warto to wyjasnić. Bo nie wyzdrowieje - może zabrzmieć jak to, że nie ma już nadziei. Każdy uzależniony ma szansę na trzeźwe życie i w tym sensie może żyć zdrowo, w pełni trzeźwo i wartościowo. Kontrola polega na tym, że pozostaję w abstynencji, bo wiem, że nie mam nad nią kontroli. I pracuję nad sobą, stale się rozwijam, by zdrowić i by być trzeźwym człowiekiem, a nie suchym alkoholikiem.

Co do terminu - "jeśli zechce". Uzależniony nie chce. Do czasu aż koszty picia (ćpania, zdradzania itp.) nie przerosną znacząco korzyści jakie odczuwa uzalezniony. I po to sa te wszystkie twarde miłości, podnoszenia dna, których uczy się współuzaleznionych, szefów i innych ludzi którzy mają relacje z uzaleznionymi. Jest róznica między twardą miłością i brakiem miłości. Choć czasem to właśnie ta miłość wymaga na przykład całkoitej izolacji i zostawienia uzaleznionego samemu sobie. Ale nie zawsze, nie w każdym przypadku. Czasem to dno mżna podnosić bez zrywania relacji. Po to jest terapia, grupa wsparcia, modlitwa, by dobrze rozeznać, jak ta mądra miłość w tym przypadku ma wyglądać.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Uzależniony doskonale wie, że musi pić, na siłę mu nikt nie wlewa do gardła. Przecież sama wiesz, że między ciągami mąż miał nie raz okresy abstynencji, to typowe, a potem okres długotrwałej nagrody za wytrwałość.
Uzależniony ma swoją wolę, gdyby nie miał nie nadużywałby alkoholu, bo ktoś by nim kierował by tego nie robił.
Tu się nie zgadzam. Znam trochę uzaleznionych osób. Sama też w życiu mierzę się z uzaleznieniami. Sporo o tej chorobi eczytam, słucham, edukuję się. Żadna osoba czynnie uzalezniona nie uważa się za uzaleznioną. Znam dorosłego mężczyznę, który pije codziennie, mieszka z mamą i tak od lat. Poza piciem i pracą nie robi nic. I nie uważa, że potrzebuje terapii ani że jego picie to jakiś problem. Znam mężczyznę z padaczką alkoholową, który pije dalej, bo nie jest uzależniony. Mój mąz też nie jest uzależniony. Mam na osiedlu takiego pana z którym czasem rozmawiam i modlę się za niego. On też nie jest uzalezniony, on kocha piwo. Każdy uzależniony ma swój własny unikalny system iluzji i zaprzeczeń, który pozwala nie wiedzieć uzaleznienia i nie zdawać sobie z niego sprawy. I uważać za wariata każdego kto mówi inaczej. To właśnie jest to co specjaliści określają fazą negacji, oraz prekontemplacji. Jest charakterystyczna także w nawrotach. PIję, ale mało i nikt nie widzi. Oglądam znów filmy porno, ale tylko z młodymi ładnymi kobietami bez drastycznych scen. Iluzja kontroli i wolnej woli.

Przerwy w piciu zmiana dawki i inne sposoby to system iluzji, że przecież kontroluję, mogę nie pić. Albo pić mniej. Uzalezniony nie ma wolnej woli. Pije, bo musi. A jak nie pije, to robi coś innego. Jedni jedzą i tyją, inni jedzą tylko słodycze, inni oglądają pornosy. Uzalezniony wytrzymuje abstynencję, bo znajduje inne zachowanie zastępcze. Nawet religia może być nałogiem i zastępczym zachowaniem. I nikt inny nie jest w stanie powstrzymać uzależnionego - przymus jest zbyt silny. Przymus na drodze Łaski może zabrac Bóg i znam takie przypadki. W zasadzie zniknięcie przymusu to zawsze jest Łaska. Czasem pojawia się w terapii. Terapia, to jakby praca nad tym, by zrobić przestrzeń dla łaski. A i tak upadki czyli nawroty się zdarzają. Przerabiam to z paleniem.

Saro - twój mąż z dużym prawdopodobieństwem także nie zdaje sobie sprawy ze swojego nałogu. Nałóg powoduje ogromne zaburzenia w odbiorze siebie Co z czasem prowadzi do zaburzonych zachowań. Na przykład mąż może uważać się za atrakcyjnego dla logopedy syna. I nie rozumieć, z jakiego powodu spotyka się z odmową. Może nawet uważać, że ta odmowa to tylko rodzaj flirtu. Uzależniony nie widzi, że przytył, że mu wypadają zęby, że ma zrujnowane zdrowie. W swojej głowie jest młodym przystojnym chłopakiem, którego każda zechce. I do tego jeszcze zaradnym i rozrywkowym, umie wypić, umie popracować. Jest druga strona - zaniżone poczucie wartości - które występuje równocześnie z tym zawyżonym. To się zapija, by znów czuć się dobrze.
Drogą do trzeźwego życia jest terapia, udział w AA, zmiana myślenia, nawrócenie.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Awantury, czepialstwo i próby uzdrawiania na siłę uzależnionego, to strzelanie sobie w kolano.
To prawda. To są zachowania współuzaleznione. Nie sprawią, że uzalezniony przestanie pić, albo, że podejmie terapię. Całkowite zaprzeczenie mądrej miłości, czyli miłości twardej, bo wobec osoby uzaleznionej mądra miłość jest miłością twardą. To też przejaw braku miłości do siebie. Wiem, bo tak robiłam.
Twarda miłość to miłość siebie i miłość która tworzy uzależnionemu szansę i przestrzeń na zdrowienie.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 To samo z myśleniem teraz o przymusowym leczeniu na które nie każdy się nadaje. Czemu wszystkie żony z forum, czy ogólnie z życia nie podały mężów na leczenie przymusowe? przeciez byloby po problemie, a to nie jest takie proste. Zamiast myśleć o sobie, myśli się o uzależnionym i całe życie kręci się wokół niego,
Caliope, przymusowe leczenie jest potrzebne, gdy uzależniony zagraża swojemu życiu lub powoduje szkody społęczne, także w obrębie swojej rodziny. To środek ochrony i rodziny i uzaleznionego. Jak wiesz, nie ma teraz już mowy o przymusie, jest odtrucie, żeby się nie zapił na na smierć, i potem ewentualna dobrowolna decyja o terapii. Każdy kto zagaraża swojemu życiu się kwalifikuje i się nadaje.

Czemu wszystkie żony nie podały mężów na leczenie przymusowe? Część dlatego, że mimo, że byly podstawy nie chciała, częśc nie wiedziała, że jest taka możliwość. Przypuszczam, że w większości przypadków jednak po prostu to nie ten etap rozwoju choroby, wielu uzaleznionych jest wysokofunkcjonujących i potrafią latami pić tak, by się nie zajechać. Zmieniają leki, na takie które można łączyć z alkoholem bez poważnych skutków zdrowotnych. Rózne cuda robią. Sluża temu mięzy innymi te przerwy.

Mąż Sary nie umie zrobić przerwy nawet po poważnym incydencie zdrowotnym, zapija leki na nadiśnienie i nie przestaje pić, mimo, że ciśnienie ma nadal wysokie. To ogromne ryzyko dla zdrowia. Takie śmierci są kwalifikowane jako śmierć z powodu choroby układu krążenia. Nie wchodzą do statystyk jako śmierci z powodu nałogu. A jest ich calkiem sporo. Kardiolodzy wśród głownych przyczyn chorób i zgonów tego rodzaju mówią o alkoholu i nie chodzi o kileszek brandy przy szachach z kolegą. To już powód by przynajmniej spróbować przerwać ciąg. Czyli właśnie uzyskać zobowiązanie sądu do leczenia.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 a gdzie ja? gdzie jest moje życie, nie ma, zniknęło, bo nie jestem nic warta. Najbardziej cierpią dzieci, bo są odsunięte, grają role, muszą szybko dorosnąć, bo trzeba ogarnąć cały dom z rodzeństwem, bo matka martwi się czy ojciec dziś wróci pijany czy nie i nawet nie ma czasu by dzieci wychować. Nie ma czasu na wsparcie, przytulanie porozmawianie. Dzieci są zostawione całkiem same, a doświadczając przemocy, odrzucenia nie radzą sobie w dorosłym życiu. DZIECI w tym wypadku powinny być priorytetem i postawienie siebie na nogi. Jestem takim dorosłym dzieckiem alkoholika i mam problem z wybaczeniem matce, że nie myślała o mnie, narażała na znęcanie fizyczne i psychiczne, bo ważniejszy był jakiś chłop, nie dzieci które są ufne i kochają bezwarunkowo. Znów kłania się hierarchia Bóg, ja,mąż oddany Bogu w całości mający swoją wolę, DOROSŁY!!! i dzieci które potrzebują matki i chłoną wszystko.
Caliope, jest oczywiste, że dzieci w rodzinach alkoholowych i wszystkich w których są uzaleznienia cierpią. I temu służy terapia dorosłych, by dzieci przestały cierpieć. Żeby dzieci przestały cierpieć, dorośli muszą rozwiązac swoje problemy. Bo dzieci są od dorosłych zależne. Po to jest terapia, po to grupy wsparcia.
Niektórzy załatwiają to fałszywie zmieniając pozornie hierarchię. Moja mama tak robiła: dzieci, jesteście dla mnie najwazniejsze i wszystko znoszę dla was. Jesteście na pierszym miejscu. Dlatego tyram dzień i noc i jestem nieobecna w domu. Dla was. Pierwsze miejsce nie jest dla dzieci dobrym miejscem. Ani pozorne, ani prawdziwe.

Natomiast dzieki terapii, którą Sara przecięż podjęła, dzięki poznawaniu czym jest nałóg i jak funkcjonować z osobą uzaleznioną, a kiedy nie funkcjonować, tylko się izolować, właśnie wszystko to ma szansę się zdarzyć. Zdrowienie rodziny, lepsze warunki dla dzieci.
Natomiast jestz też oczywiste że potrzeba czasu na to, by to wszystko mogło się zadziać, by żona zaczęła więcej myśleć o sobie o swoich potrzebach, mniej o mężu, by przepracowałą lęki. Także o męża zdrowie i zycie. To proces. Nie da się tego przyśpieszyć.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Pavel pisze: 08 wrz 2021, 12:43 Ty Ruto i teściowa szukałyscie najwyraźniej usprawiedliwienia/wytłumaczenia zachowań męża pod niewłaściwym adresem. Mąż niemal na bank wami nie rozgrywał, bo i po co? Abyś była negatywnie nastawiona do jego mamy? Tego nie robi żaden znany mi mężczyzna. To jeden z czułych punktów. Aby mama miała pretensje do żony? Dokładnie to samo.
To wg mnie twoja nadinterpretacja Ruto, efekt wchodzenia w głowę innych, co w sumie niejednokrotnie występuje w powyższych postach.
Paweł to nie wchodzenie w głowę. Mój mąż to robił. Gdy był w terapii rozmawialiśmy o tym. Miał z tego korzyści w postaci komfortu brania, ćpania i zdradzania. Uzależnione osoby manipulują otoczeniem, grają, rozgrywają. Taka choroba. NIe wiem jak to jest i dlaczego, ale uzaleznieni naprawdę są dobrzy w manipulacjach.
Znam inne przykłady z bliskiego otoczenia takiego rozgrywania przez uzaleznionych rodziny i otoczenia przeciwko sobie. Dla korzyści, nie bez powodu.
Pavel pisze: 08 wrz 2021, 12:43 Odnośnie separacji i tego co napisałaś, że katastrofa, teraz to musisz.
Że co?
A gdybyś w tych emocjach powiedziała, że go zabijesz?
Też byś musiała, bo jak się mówi „a” to trzeba powiedzieć „b”?
Nawet jeśli żałujesz tych słów? Nie chcesz? Nie jesteś ani przekonana, ani gotowa?
Czy to jest poważne myślenie, czy ślepy upór i źle pojmowana konsekwencja, bardziej przywołująca na myśl słowo „piaskownica” niż „powaga”.

Poważnych decyzji nie podejmuje się pod wpływem emocjonalnych uniesień.

Podobnie z przymusem leczenia. Zapowiadałaś grudzień, teraz w głowie masz październik. Może jednak jutro? Bo przecież października może nie doczekać.
Inna rzecz, że patrząc na teoretyczne powody, to miliony Polaków się na taki przymus kwalifikuje.
Tu się zgadzam. Częsty błąd w początku terapii, dosłowne traktowanie zasady, jak powiedziałam to musze zrobić. To się odnosi przede wszystkim do ograniczenia gadania i nie mówienia rzeczy nieprzemyślanych, nie rzucania gróźb, których nie chcę spełniać. A nie do spełniania wszystkiego, co w emocjach powiem. Nauka czyni mistrza.

Co do chwiejności, zmian terminów. Nie są dobre. Ale z początku zupełnie naturalne. Do takiej pewności siebie mówię, robię albo nawet po porstu robię potrzeba czasu.

Jeśli podejmuję decyzję czekam, to warto zobaczyć na co i dlaczego. Bo może faktycznie nie warto czekać.

Pavel, Sara jest po dwóch terapiach dopiero.
Sara, spokojnie, powoli. Wszystkiego się nauczysz i powoli będziesz mieć coraz lepszą kontrolę nad tym co mówisz, robisz, większą spójność, mniejsza podatność na emocje i działanie w emocjach.
Sara123
Posty: 93
Rejestracja: 09 sie 2021, 8:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Sara123 »

"Ta kobieta nie jest zadnym zagrozeniem dla twojego małżeństwa. Ale twój mąż, a raczej jego nałóg, chce byś tak czuła. To jak kość rzucona psu. Jest szansa, że za nią pobiegniesz. I zostawisz w spokoju zupę."

Ruta, dziękuję za te slowa. Bede do nich wracac jak bede atakowana przez meza. Sa prawdziwe.
Mam zamiar usunac instagrama bo nic tam ani ciekawego ani madrego nie ma.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Caliope »

Ruta pisze: 08 wrz 2021, 13:23 Calipe, Saro, myślę, że z Calipe pod tymi samymi pojęciamipojęciami rozumiemy inne rzeczy, a niektóre rzeczy nazywamy inaczej i stąd, choć podobnie widzimy sutuację, to wydaje się, że mówimy zupełnie co innego. Postaram się doprecyzować swoje wypowiedzi, bo z większością rzeczy, które pisze Caliope się zgadzam.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Osoba uzależniona nie potrafi kochać, a tym bardziej mądrze i żona nie ma zbawić męża i go czegoś uczyć. To nie jest prowadzenie do zbawienia w zdrowy sposób. Absurdalne myślenie życzeniowe.
To prawda, że osoba uzależniona nie potrafi kochać. Osoba współuzalezniona także tego nie potrafi. Miłość w takich relacjach często jest obecna i małżonkowie ją czują, ale ta miłość choruje.
Według mojego doświadczenia, wiedzy jaką zebrałam, warto leczyć tą miłość w sobie, pracować nad sobą. Ale wcale nie trzeba wycofywać miłości do osoby uzależnionej. Trzeba zamiast tego uczyć się kochać mądrze. Siebie i uzależnionego. Przyjmując też, że miłość osoby uzaleznionej może być jeszcze bardzo długo chora. I destrukcyjna. Mądra miłość to ochrona siebie i dzieci i stosowanie twardej miłości wobec osoby uzaleznionej. Dla jej dobra. To własne trzeźwienie i własne zdrowienie.
Kochanie uzaleznionego męża nie jest objawem współuzależnienia. Objawem współuzaleznienia jest to, gdy ta miłość wyraża się w sposób który niszczy męża, mnie, rodzinę, który podtrzymuje picie, brak szacunku, agresję. To także trzymanie się przekonania, że moim zadaniem jest męża wyleczyć, że jeśli się postaram, to przekonam go, czy w inny sposób sprawię by nie pił.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Osoba uzależniona nigdy nie wyzdrowieje, a nauczy się kontrolować chorobę jeśli zechce.
Zgadzam się. Natomiast warto to wyjasnić. Bo nie wyzdrowieje - może zabrzmieć jak to, że nie ma już nadziei. Każdy uzależniony ma szansę na trzeźwe życie i w tym sensie może żyć zdrowo, w pełni trzeźwo i wartościowo. Kontrola polega na tym, że pozostaję w abstynencji, bo wiem, że nie mam nad nią kontroli. I pracuję nad sobą, stale się rozwijam, by zdrowić i by być trzeźwym człowiekiem, a nie suchym alkoholikiem.

Co do terminu - "jeśli zechce". Uzależniony nie chce. Do czasu aż koszty picia (ćpania, zdradzania itp.) nie przerosną znacząco korzyści jakie odczuwa uzalezniony. I po to sa te wszystkie twarde miłości, podnoszenia dna, których uczy się współuzaleznionych, szefów i innych ludzi którzy mają relacje z uzaleznionymi. Jest róznica między twardą miłością i brakiem miłości. Choć czasem to właśnie ta miłość wymaga na przykład całkoitej izolacji i zostawienia uzaleznionego samemu sobie. Ale nie zawsze, nie w każdym przypadku. Czasem to dno mżna podnosić bez zrywania relacji. Po to jest terapia, grupa wsparcia, modlitwa, by dobrze rozeznać, jak ta mądra miłość w tym przypadku ma wyglądać.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Uzależniony doskonale wie, że musi pić, na siłę mu nikt nie wlewa do gardła. Przecież sama wiesz, że między ciągami mąż miał nie raz okresy abstynencji, to typowe, a potem okres długotrwałej nagrody za wytrwałość.
Uzależniony ma swoją wolę, gdyby nie miał nie nadużywałby alkoholu, bo ktoś by nim kierował by tego nie robił.
Tu się nie zgadzam. Znam trochę uzaleznionych osób. Sama też w życiu mierzę się z uzaleznieniami. Sporo o tej chorobi eczytam, słucham, edukuję się. Żadna osoba czynnie uzalezniona nie uważa się za uzaleznioną. Znam dorosłego mężczyznę, który pije codziennie, mieszka z mamą i tak od lat. Poza piciem i pracą nie robi nic. I nie uważa, że potrzebuje terapii ani że jego picie to jakiś problem. Znam mężczyznę z padaczką alkoholową, który pije dalej, bo nie jest uzależniony. Mój mąz też nie jest uzależniony. Mam na osiedlu takiego pana z którym czasem rozmawiam i modlę się za niego. On też nie jest uzalezniony, on kocha piwo. Każdy uzależniony ma swój własny unikalny system iluzji i zaprzeczeń, który pozwala nie wiedzieć uzaleznienia i nie zdawać sobie z niego sprawy. I uważać za wariata każdego kto mówi inaczej. To właśnie jest to co specjaliści określają fazą negacji, oraz prekontemplacji. Jest charakterystyczna także w nawrotach. PIję, ale mało i nikt nie widzi. Oglądam znów filmy porno, ale tylko z młodymi ładnymi kobietami bez drastycznych scen. Iluzja kontroli i wolnej woli.

Przerwy w piciu zmiana dawki i inne sposoby to system iluzji, że przecież kontroluję, mogę nie pić. Albo pić mniej. Uzalezniony nie ma wolnej woli. Pije, bo musi. A jak nie pije, to robi coś innego. Jedni jedzą i tyją, inni jedzą tylko słodycze, inni oglądają pornosy. Uzalezniony wytrzymuje abstynencję, bo znajduje inne zachowanie zastępcze. Nawet religia może być nałogiem i zastępczym zachowaniem. I nikt inny nie jest w stanie powstrzymać uzależnionego - przymus jest zbyt silny. Przymus na drodze Łaski może zabrac Bóg i znam takie przypadki. W zasadzie zniknięcie przymusu to zawsze jest Łaska. Czasem pojawia się w terapii. Terapia, to jakby praca nad tym, by zrobić przestrzeń dla łaski. A i tak upadki czyli nawroty się zdarzają. Przerabiam to z paleniem.

Saro - twój mąż z dużym prawdopodobieństwem także nie zdaje sobie sprawy ze swojego nałogu. Nałóg powoduje ogromne zaburzenia w odbiorze siebie Co z czasem prowadzi do zaburzonych zachowań. Na przykład mąż może uważać się za atrakcyjnego dla logopedy syna. I nie rozumieć, z jakiego powodu spotyka się z odmową. Może nawet uważać, że ta odmowa to tylko rodzaj flirtu. Uzależniony nie widzi, że przytył, że mu wypadają zęby, że ma zrujnowane zdrowie. W swojej głowie jest młodym przystojnym chłopakiem, którego każda zechce. I do tego jeszcze zaradnym i rozrywkowym, umie wypić, umie popracować. Jest druga strona - zaniżone poczucie wartości - które występuje równocześnie z tym zawyżonym. To się zapija, by znów czuć się dobrze.
Drogą do trzeźwego życia jest terapia, udział w AA, zmiana myślenia, nawrócenie.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 Awantury, czepialstwo i próby uzdrawiania na siłę uzależnionego, to strzelanie sobie w kolano.
To prawda. To są zachowania współuzaleznione. Nie sprawią, że uzalezniony przestanie pić, albo, że podejmie terapię. Całkowite zaprzeczenie mądrej miłości, czyli miłości twardej, bo wobec osoby uzaleznionej mądra miłość jest miłością twardą. To też przejaw braku miłości do siebie. Wiem, bo tak robiłam.
Twarda miłość to miłość siebie i miłość która tworzy uzależnionemu szansę i przestrzeń na zdrowienie.
Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 To samo z myśleniem teraz o przymusowym leczeniu na które nie każdy się nadaje. Czemu wszystkie żony z forum, czy ogólnie z życia nie podały mężów na leczenie przymusowe? przeciez byloby po problemie, a to nie jest takie proste. Zamiast myśleć o sobie, myśli się o uzależnionym i całe życie kręci się wokół niego,
Caliope, przymusowe leczenie jest potrzebne, gdy uzależniony zagraża swojemu życiu lub powoduje szkody społęczne, także w obrębie swojej rodziny. To środek ochrony i rodziny i uzaleznionego. Jak wiesz, nie ma teraz już mowy o przymusie, jest odtrucie, żeby się nie zapił na na smierć, i potem ewentualna dobrowolna decyja o terapii. Każdy kto zagaraża swojemu życiu się kwalifikuje i się nadaje.

Czemu wszystkie żony nie podały mężów na leczenie przymusowe? Część dlatego, że mimo, że byly podstawy nie chciała, częśc nie wiedziała, że jest taka możliwość. Przypuszczam, że w większości przypadków jednak po prostu to nie ten etap rozwoju choroby, wielu uzaleznionych jest wysokofunkcjonujących i potrafią latami pić tak, by się nie zajechać. Zmieniają leki, na takie które można łączyć z alkoholem bez poważnych skutków zdrowotnych. Rózne cuda robią. Sluża temu mięzy innymi te przerwy.

Mąż Sary nie umie zrobić przerwy nawet po poważnym incydencie zdrowotnym, zapija leki na nadiśnienie i nie przestaje pić, mimo, że ciśnienie ma nadal wysokie. To ogromne ryzyko dla zdrowia. Takie śmierci są kwalifikowane jako śmierć z powodu choroby układu krążenia. Nie wchodzą do statystyk jako śmierci z powodu nałogu. A jest ich calkiem sporo. Kardiolodzy wśród głownych przyczyn chorób i zgonów tego rodzaju mówią o alkoholu i nie chodzi o kileszek brandy przy szachach z kolegą. To już powód by przynajmniej spróbować przerwać ciąg. Czyli właśnie uzyskać zobowiązanie sądu do leczenia.

Caliope pisze: 08 wrz 2021, 11:04 a gdzie ja? gdzie jest moje życie, nie ma, zniknęło, bo nie jestem nic warta. Najbardziej cierpią dzieci, bo są odsunięte, grają role, muszą szybko dorosnąć, bo trzeba ogarnąć cały dom z rodzeństwem, bo matka martwi się czy ojciec dziś wróci pijany czy nie i nawet nie ma czasu by dzieci wychować. Nie ma czasu na wsparcie, przytulanie porozmawianie. Dzieci są zostawione całkiem same, a doświadczając przemocy, odrzucenia nie radzą sobie w dorosłym życiu. DZIECI w tym wypadku powinny być priorytetem i postawienie siebie na nogi. Jestem takim dorosłym dzieckiem alkoholika i mam problem z wybaczeniem matce, że nie myślała o mnie, narażała na znęcanie fizyczne i psychiczne, bo ważniejszy był jakiś chłop, nie dzieci które są ufne i kochają bezwarunkowo. Znów kłania się hierarchia Bóg, ja,mąż oddany Bogu w całości mający swoją wolę, DOROSŁY!!! i dzieci które potrzebują matki i chłoną wszystko.
Caliope, jest oczywiste, że dzieci w rodzinach alkoholowych i wszystkich w których są uzaleznienia cierpią. I temu służy terapia dorosłych, by dzieci przestały cierpieć. Żeby dzieci przestały cierpieć, dorośli muszą rozwiązac swoje problemy. Bo dzieci są od dorosłych zależne. Po to jest terapia, po to grupy wsparcia.
Niektórzy załatwiają to fałszywie zmieniając pozornie hierarchię. Moja mama tak robiła: dzieci, jesteście dla mnie najwazniejsze i wszystko znoszę dla was. Jesteście na pierszym miejscu. Dlatego tyram dzień i noc i jestem nieobecna w domu. Dla was. Pierwsze miejsce nie jest dla dzieci dobrym miejscem. Ani pozorne, ani prawdziwe.

Natomiast dzieki terapii, którą Sara przecięż podjęła, dzięki poznawaniu czym jest nałóg i jak funkcjonować z osobą uzaleznioną, a kiedy nie funkcjonować, tylko się izolować, właśnie wszystko to ma szansę się zdarzyć. Zdrowienie rodziny, lepsze warunki dla dzieci.
Natomiast jestz też oczywiste że potrzeba czasu na to, by to wszystko mogło się zadziać, by żona zaczęła więcej myśleć o sobie o swoich potrzebach, mniej o mężu, by przepracowałą lęki. Także o męża zdrowie i zycie. To proces. Nie da się tego przyśpieszyć.
W wielu kwestiach się nie zgadzam, jestem trzeźwa 13 rok. Przede wszystkim ja miałam wolną wolę, wiedziałam że piję, bo tak jest fajnie, dużo osób się poznaje, to leczy z traumy z dzieciństwa, bo ojcu było tak dobrze. Ja chciałam pić i tyle, nie byłam bezwolną kukłą. Kiedy szłam z własnej woli na terapię, właśnie zechciałam na nią iść, zrozumiałam, że mam problem. Nie miałam rodziny, nie straciłam pracy, zdrowie mi nie siadło, po prostu zdałam sobie sprawę, że nie chcę być taka jak ojciec i kowalski matki. To był mój wybór i poniosłam też konsekwencje. W każdej fazie nie potrafimy kochać, jest tylko alkohol do wypicia by rano nie mieć depresji, każdy z nas wie że pije, ale sobie inaczej to tłumaczy. Najczęściej przez coś lub przez kogoś, bo przecież zawsze można przerwać picie lub jeden z drugim myśli, że nie pije, bo nawet nie pamięta, bo urwie mu się film po pierwszym kieliszku. Nie jest ważne czy to piwo do obiadu, czy wino do kolacji, codzienne picie to uzależnienie, a ilości jakie piją ludzie są ogromne. Co z tego, że później jest terapia jeśli wiele DDA wpada w alkoholizm, nie idzie na terapię, bo też musi chcieć. Lepiej byłoby zapobiegać żeby dzieci były zdrowsze niż myśleć w taki sposób, że w takim wypadku gdzie mąż pije i dalej jest na pierwszym miejscu, a dzieci kiedyś sobie poradzą. Dla mnie nie do przyjęcia. Mąż ma być kochany, twardą miłością, trzeba dać mu żyć, dać mu przestrzeń i wtedy jest szansa, że się ogarnie. Myśleć o sobie i o dzieciach.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Sara123 pisze: 08 wrz 2021, 13:59 "Ta kobieta nie jest zadnym zagrozeniem dla twojego małżeństwa. Ale twój mąż, a raczej jego nałóg, chce byś tak czuła. To jak kość rzucona psu. Jest szansa, że za nią pobiegniesz. I zostawisz w spokoju zupę."

Ruta, dziękuję za te slowa. Bede do nich wracac jak bede atakowana przez meza. Sa prawdziwe.
Mam zamiar usunac instagrama bo nic tam ani ciekawego ani madrego nie ma.
Sara,
Za kością nie biegaj, słusznie, ale pamiętaj, że w garze wrze zupa :) I trzeba się nią zająć. Bo jak się pokrywką tylko zakryje, to wszystko wyleci w powietrze w końcu...

Jak mój mąż zaczął mi wstawiać głupie wiadomości na fejsbooku, którego nawet zapomniałam, że miałam, to także zlikwidowałam fejsa. Innych mediów nie mam i spokój. Jak nie korzystasz z Insta, to dobra opcja i dobry przyklad granicy postawionej sobie. Nie kusi by kontrolować ile lajków wstawił mąż. A mąż ma jedną wyrzutnię kości mniej...

Natomiast gdybyś miała się chronić rezygnując z czegoś co jest dla ciebie ważne i będą koszty, żal, no to trzeba się zastanowić czy to dobra droga. Czasem dobra. Ja zrezygnowałam całkowicie z alkoholu. Straciłam mnóstwo znajomych, część z nich lubiłam. Ale nie żałuję.
Ostatnio zrezygnowałam z wyjazdu, żeby nie było konfliktu z mężem o jego terminy kontaktów. Nie żałuję, bo i tak zachorowałam i nigdzie bym nie pojechała.
Ale są takie rzeczy, z których się nie rezygnuje. To te rzeczy pomagają zobaczyć siebie i swoje granice. Z czasem się je zaczyna czuć. I jest to super uczucie.

Wiem, że martwisz się o męża. Że jemu się coś stanie. Zamartwiałam się o swojego męża z pełną pasją i oddaniem. Jakoś teraz nie mogę powiedzieć: Sara, ale super, że się tyle martwiłam, to było bardzo pomocne :lol: Zamartwianie się nie ma sensu. Teraz sobie siadam, myślę sobie, Bóg jest dobry, nie muszę się martwic. Jak nie znasz, wpisz sobie w You Tuba Ksiądz Dolindo i Jezu ufam Tobie. Wyskoczy ci taka czytana medytacja. Bardzo pomocna w wyciszaniu paniki, zmartwień, myslenia co to będzie. Pomaga nabrać ufności. I radości. Nawet w samym oku cyklonu, czy kryzysu.


Usiądź sobie i pomyśl jaki masz na to wpływ co z mężem bedzie, co on zrobi, czy mu się coś stanie, czy nie. Żaden. Jak ci wyjdzie inny wynik to znaczy, że trzeba powtórzyć myślenie.

A jak już ci wyjdzie, że nie masz wpływu, to możesz tak bardziej odpuścić i skupić się na sobie. Sen wtedy powoli wraca. Śpij! Powaga to ważne. Jestes mamą, wyczerpiesz się. Tak dobrze się można sobą zająć, troskliwie, tak zaopiekować sobą. Jak już się wokoło nie myśli o mężu.
Ostatnio zmieniony 08 wrz 2021, 16:31 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: poprawiono cytowanie
Sara123
Posty: 93
Rejestracja: 09 sie 2021, 8:36
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Sara123 »

Jestem zazdrosna o meza i to jest we mnie beznadziejne i tego nie lubie. Ja bym chciala aby on zsmiast zachwycac sie logopeda patrzyl i chwalil tak mnie jako kobiete. Jest mi zle kiefy on ja chwali jaka jest fajna i piekna a o mnie tak juz nie mówi.
Nie wiem jak to ugryzc...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Caliope »

Sara123 pisze: 08 wrz 2021, 18:21 Jestem zazdrosna o meza i to jest we mnie beznadziejne i tego nie lubie. Ja bym chciala aby on zsmiast zachwycac sie logopeda patrzyl i chwalil tak mnie jako kobiete. Jest mi zle kiefy on ja chwali jaka jest fajna i piekna a o mnie tak juz nie mówi.
Nie wiem jak to ugryzc...
Popracuj nad samooceną z psychologiem, zazdrość o coś platonicznego wyniszcza. Po co zwracasz sobie głowę tym, jeśli możesz coś zrobić ty. Czujesz się dobrze ze sobą? podobasz się sobie jaka jesteś? jeśli nie trzeba dokonać zmian. Ja nigdy nie usłyszałam, że jestem fajna i piękna, może kiedyś przed ślubem, to się mówi w zakochaniu. Potem przychodzi zwykłe życie, rutyna i trzeba samemu stawać przed lustrem i sobie to mówić.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Maz zauroczyl sie w innej kobiecie.

Post autor: Ruta »

Sara123 pisze: 08 wrz 2021, 18:21 Jestem zazdrosna o meza i to jest we mnie beznadziejne i tego nie lubie. Ja bym chciala aby on zsmiast zachwycac sie logopeda patrzyl i chwalil tak mnie jako kobiete. Jest mi zle kiefy on ja chwali jaka jest fajna i piekna a o mnie tak juz nie mówi.
Nie wiem jak to ugryzc...
Sara,
To zrozumiałe, że zachowanie męża cię rani. Nawet uczucie zazdrości jest zrozumiałe. Uczucia nie są grzechem. Ale ma znaczenie co robimy z tymi uczuciami i jak je okazujemy innym.

Natomiast gdy jest problem uzależnienia i współuzależnienia, to jest to problem podstawowy. Cała reszta wokół to gra: napiję się, spróbuję go powstrzymać od picia. Częścią tego jest manipulowanie uczuciami. Jesteś podatna na zazdrość, inne sposoby jak sama zauważyłaś cię nie ruszają. No to mąż manipuluje przez zazdrość. Wie, że cię to uruchamia.

Ja bałam się że mąż sobie coś zrobi, mój mąż wybiegał więc z domu krzycząc, że się powiesi albo wsiadał pijany do samochodu. To była gra i manipulacja. Jak przestało działać bo coraz częściej mówiłam, to twoja decyzja, nie jestem w stanie cię przed tym powstrzymać, to w obróbce był mój inny słaby punkt. Ja się bardzo bałam odrzucenia i braku akceptacji. Bijąc w te moje slabe punkty mąż sprawiał, że wciąż kręciłam się wokół niego. I nie myślałam trzeźwo. I o to chodzi. To nie są swiadome strategie. Uzależnieni po prostu manipulują. I są w tym wręcz genialni. Dokąd nie zaczniemy trzeźwiej myśleć. I panować nad sobą. I nie będziemy biegać za rzucanumi patykami. Nawet jeśli wyglądają na porządną i smakowitą kość.

Umów się ze sobą, że przez 10 dni nie bedziesz reagować na próby uruchamiania cię przez zazdrość. Mąż mówi, jaka jest ladna. Powiedz, że faktycznie jedna z ładniejszych kobiet jakie ostatnio widziałaś i do tego ładnie się ubiera. Mąż z tobą gra. Mądra z ciebie dziewczyna, nie dasz się tak łatwo podpuszczać, gdy zobaczysz, że to gra. A to jest gra.

Jak nie będziesz biegać za kością, mężowi nie bedzie się chciało jej rzucać. Poszuka innych sposobów. Terapia to miedzy innymi nauka tego jak nie dać sobą manipulować.
ODPOWIEDZ