Caliope pisze: ↑11 wrz 2021, 19:51
Nie czytałaś listy Zerty, żeby sobie poukładać trochę, tam jest punkt , by nie wciągac osób trzecich do kryzysu. Zrobiłaś sobie małe piekiełko, bo mąż straci pracę, Ty jego i finanse, a inni ludzie nie lubią się wtrącać w takie problemy ,bo nie lubią alkoholików i też ich rodzin. Nie ma sensu mówić mężowi że go kochasz, bo to co się stało jest dla niego na pewno przykre, pomimo że nadużywa. Jeśli masz swoją rodzinę, jesteś z nimi blisko, poproś ich o pomoc przy dzieciach, a Ty zajmij się sobą, swoją terapią i prowadź się ludzi co zrobić w twojej sytuacji finansowej. Z mojego doświadczenia, mąż nie przestanie pić, ale być może po coś to się stało, by choć jedno z was się ogarnęło.
Caliope, lista Zerty dotyczy kryzysu małżeńskiego, a nie sytuacji uzależnienia. I nie stosuje się wprost i zawsze do każdej sytuacji i każdego małżeństwa. Uzależnienie rządzi się swoimi dodatkowymi regułami. Współuzależnienie też. Przy uzależnieniu celem nie jest scalanie małżeństwa, które przecież od dawna nie funkcjonuje prawidłowo, tylko wyzdrowienie małżonków i potem uzdrowienie ich relacji. Gdy uzależniony w czynnym nałogu nie chce się leczyć, potrzebna jest separacja. Nie ma tu półśrodków, że jak żona będzie delikatna, to przekona uzależnionego, by się leczył. Można tak latami znosić piekło w domu, i dzieci i żona. Mąz też w tej sytuacji nie żyje dobrze. Postawa: byle się nie wyprowadził, byle nie poszedł do innej, byle wypłatę przynosił. Przecież to nie ma sensu. Tak się zabija człowieka. Bo będzie tą wypłatę przynosił, w domu się pojawiał, ale pijany dzień w dzień. Co to za życie. Przecież to jest włąśnie współuzależnione myślenie.
W zasadzie jeśli pijąca lub w inny sposób uzależniona osoba niszczy siebie i rodzinę, to jest jedna alternatywa - albo przestajesz, decydujesz się na leczenie, albo nie możemy mieszkać razem. Zwykle pierwszą reakcją uzależnionego jest: no to nie będziemy razem wcale, skoro nie możemy mieszkać. Mogą być groźby, agresja, lub ignorowanie rodziny, albo szantażowanie, to ja sobie coś zrobię jak mnie tak źle traktujecie.
Pozornie to duży koszt - i rodzina najpierw panikuje, jak sobie poradzimy, będziemy tesknić i tak dalej. Realnie to nie koszt, a możliwość odzyskania spokoju, powrotu do równowagi. Ale trzeba najpierw pobyć tydzień dwa w spokoju, by zauważyć, że bez obciązenia w domu, jakim jest osoba uzalezniona, rodzina radzi sobie lepiej nie gorzej. No i trzeba nauczyć się stawiać granice, gdy do domu przychodzi wściekły uzależniony, grozi, próbuje robić awantury. Konsekwentne wzywanie policji pomaga. Nawet jeśli patrol nie reaguje najlepiej, bo róznie z tym jest.
Zdecydowanie bardziej wolałabym aby mąż stracił pracę w której pije, nawet za cenę tego, że utrzymanie rodziny spadnie na mnie. Ja zresztą dokładnie tak zrobiłam. Nie znałam szefa mojego męża, nie byłam więc w stanie z nim porozmawiać. Ale gdy pracownica tego szefa zadzwoniła do mnie kontrolnie, po tym jak mąż nie stawił się w pracy (zdaje się, że usłyszeli jakąś bajkę o tym co jest w domu, zapewne o tym, że mąż choruje lub ktoś z domowników), powiedziałam prawdę: nie mam pojęcia gdzie jest mąż. W domu go nie ma.
I tak jeszcze dwa razy. I mąż pracę stracił. Nie przeze mnie. Dlatego, że chodził do pracy naćpany.To był czas, w którym ja byłam w trakcie leczenia, uciążliwego leczenia, nie miałam pracy, ani stałego dochodu. Mąż już był poza domem z powodu ciągów. Przeżyłam.
Tak naprawdę po wyprowadzce uzależnionego najwięcej niepokoju budzi spokój. Brak źródła napięcia. Czasem też schodzi cały niepokój, którego nie można było okazać przy pijanym mężu. Rodzina na początku nie umie się tak po prostu położyć spać i zasnąć. Organizm jest przyzwyczajony, że najpierw jest adrenalina. I gdy jej nie ma to się świruje, że gdyby mąż był, to byłoby pięknie. Nie byłoby by, mąz byłby pijany i byłaby awantura. Ale z tego zdaje się sobie sprawę dopiero po jakimś czasie.
Próba zorganizowania wsparcia czy nawet interwencji, także nie jest wciąganiem osób trzecich w kryzys rodzinny. To próba przekonania chorego by się leczył. Tam gdzie rodziny potrafią działać wspólnie, czasem przynosi to efekt. A czasem nie. Spróbować warto. Nigdy nie wiadomo co pomoże.
Saro, jeśli twój mąż straci pracę, to dlatego, że pije w pracy, a nie przez ciebie. Jeśli wyprowadzi się z domu na dłużej, to dlatego, że nie radzi sobie z uzależnieniem, a nie dlatego, że ty się nie zgadzasz by pił w domu i oczekujesz, że podejmie się abstynencji i terapii.
Niech sobie mąz pomieszka u rodziny. Ty będzie spokojna, że nie jest na ulicy. Pierwsze dni pokaże im jak nie pije, żeby przekonać wszytskich, że jesteś stuknięta. A potem nie wytrzyma. To nałóg. Wtedy rodzina męża będzie potrzebowała się zastanowić co z tym zrobić. Nadal zachęcam do rozmowy z Al-anonkami, wiele z nich przesżło już ataki rodziny, podzielą się z tobą jak przetrwać atak rodziny męża, co im pomogło, jak rozmawiały. Bo zapewne rodzina męża się wkrótce odezwie.
Saro, dla serca twojego, na wieczory, warto słuchać sobie mądrych księży, koją serce i niepokoje. Tu daję link do wystąpień Księdza Dziewieckiego, pomagają mądrze reagować w kryzysach w małżeństwie związanych z uzaleznieniem i współuzależnieniem:
https://www.youtube.com/watch?v=wMGNB_rkyIA&t=1024s
https://www.youtube.com/watch?v=2Ntv-Vc3tHE
A tu masz na pociechę wystąpienie siostry Anny Bałchan, zupełnie nie związane z uzależnieniem, mądre, głębokie, gdy byłam sama w domu, i mąz się wyprowadził i tak bardzo się martwiłam, smuciłam i niepokoiłam, wyskoczyło mi na You Tubie i ogrzało moje serce, i piękne pieśni i nie da się w niektórych momentach zaśmiać, nawet przez łzy. Bóg jest, a siostra umie pięknie o tym opowiedzieć. Zaśpiewać też.
https://www.youtube.com/watch?v=g85RxdB3M60
Będzie dobrze, zobaczysz.
Przytul swoje dzieciątka, poproś Świętego Józefa by był przy was do powrotu męża. I przy mężu też. Będzie.
Otulam ciebie i dzieciaczki modlitwą, twojego męża także.