Re: Do trzech razy sztuka
: 04 sie 2021, 14:26
Masz rację, tylko ty nie masz dziecka i chwal Pana, bo mówię Ci to też jest dar w twojej sytuacji. Ja mogłam już nie żyć, bo depresja po porodzie, samotność, ciągły stres i ciężki poród dziecka o wadze 1,5 kg cukru, które umierało mi na rękach, robi swoje. Ty jesteś wolna z Bogiem.3letniaMężatka pisze: ↑04 sie 2021, 13:38Nie gnam, bo czuję się pusta w środku. Jak jajko wydmuszka. Nie gnam, bo ciężko mi patrzeć na pełne rodziny. Nie gnam, bo czuję zazdrość, że im się udało a nam nie. Nie gnam, bo widzę męża który nie zdradza żony i żonę, która ma pełne zaufanie do męża. Tak działa mój mózg na chwilę obecną.Caliope pisze: ↑04 sie 2021, 8:29Samotne wychowanie dziecka to nie tylko trud i wyrzeczenie, to też smutek, poczucie związania, duszenie się. U mnie wywołało to bardzo silną depresję, ta niemoc i klopoty z hormonami trwały długie lata, a mąż zamiast pomóc straszył rozwodem i kontrolował. Nie można patrzeć na macierzyństwo tak egoistycznie, bo mój zegar tyka. Ważne jest dziecko, ono musi czuć że jest kochane przez oboje rodziców, a nie chowane przez samotną, niekochaną, sfrustrowaną matkę. Lepiej, że nie masz dziecka, bo nie musisz nic, a możesz wziąć swoje rzeczy i wyjść bez zobowiązań. Teraz myślisz, że czujesz instynkt, a tak nie jest, on przychodzi dopiero w ciąży, poza tym jeśli nie możesz patrzeć na ludzi z dziećmi, to nie jest to instynkt, bo byś gnała do tych ludzi by chociaż doknąć i popatrzeć na ten Boży cud.3letniaMężatka pisze: ↑03 sie 2021, 16:45
Tylko doprecyzuje, bo przez te lata zdradzał mnie ale z różnymi kowalskimi. Potem wracał, przepraszał, prosił o wybaczenie. Bardzo ostrożnie do tego podchodziłam ale wybaczałam. Może zbyt ostrożnie. Dlatego decyzja o dziecku, nie była podjęta na "hura". Chociaż bardzo tego chciałam.
Co do dziecka. Zdaje sobie sprawę, że samotne wychowywanie to trud i wyrzeczenia. Ale jestem w takiej desperacji, że przeszła przez moją głowę myśl aby zamrozić swoje komórki. Wiem, że kościół jest temu przeciwny. No ale co ja poradzę, na to że mój instynkt macierzyński jest tak silny. Po odejściu męża wybuchł jak wulkan. Ale to tylko myśli w głowie, które i tak się nie zrealizują. Nie mam siły, spotykać się ze znajomymi, którzy mają dzieci. Za dużo, we mnie zazdrości, bólu i gniewu.
Czego się boje? Tego, że mój mąż może chcieć dziecka z kowalską. Byłby dobrym ojcem...
Co do instynktu. Każda z nas przechodzi go inaczej. U jednej się rodzi wcześniej, a u drugiej może się nie przyjść. Nie ma na to schematu. Chciałam jedynie powiedzieć, że jest mi bardzo przykro (jak i Tobie), że nie mamy oparcia w swoich mężach. Że coś się popsuło i nie zadziałało tak jak powinno działać. Twój temat śledzę od bardzo dawna. Mojego początku na forum. Wiem, że zmagasz się z wieloma problemami, masz wiele myśli, które pojawiają się nagle i są nie proszone. To tak jak ze mną. Jestem impulsywna, pierwsze robię potem myślę.
Takim wspólnym punktem u nas - są nasze rozterki i przemyślenia. Zmęczenie cała sytuacja i niemoc, która niszczy od środka. Zaprzecz jeśli się mylę, jeśli nie analizujemy i nie rozkładamy na czynniki naszego życia?