Narcyzm, niedojrzałość męża?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Pavel »

syntonia pisze: 13 wrz 2021, 12:23 Nie wiem, co robić (...)
Ja go słowami nie zmuszę do podjęcia pracy nad sobą - nie ma na to szans.
Napisała już to Caliope, ale właściwie i tak zdubluję jej post.

Nie masz mocy by zmienić męża, masz natomiast moc by zmieniać siebie.
Co zrobiłaś w tym kierunku, odkąd macie problemy?
Co zrobiłaś w tym obszarze od kiedy pojawiłaś się na forum?

Mam podobne wrażenie jak Caliope - niespecjalnie ruszyłaś z tego miejsca.
A roboty, wnioskując na podstawie tego co do tej pory napisałaś, jest bardzo dużo.

Może pora by na razie odstawić na bok temat męża i małżeństwa i zrobić porządek z sobą?
Z Bogiem wszystko jest możliwe :)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
syntonia

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: syntonia »

Jeśli chodzi o to, co zrobiłam dla siebie, cóż przeczytałam Listę Zerty, będę starała się ją wprowadzić w życie, choć niektóry punkty będzie ciężko. My tak naprawdę nie mamy teraz zbyt dużego kontaktu, bo mąż ograniczył spotkania tylko do zabierania córki na spotkanie.
Kupiłam też książkę Granice w relacjach małżeńskich, ale nie wiem czy tu już nie za późno na stawianie granic, skoro mąż jest gdzie indziej i ja gdzie indziej. Spotykamy się tylko przy okazji zabierania dziecka i przy tej okazji mogę te granice stawiać.
Właściwie, w tym małżeństwie to on rozdawał karty - cały czas decyduje o wszytskich, tak jak ja bym była od niego zależna.
Właściwie to jestem. Zależna emocjonalnie, bylam też zależna ekonomicznie w bardzo dużym stopniu (mimo zajmowania się dzieckiem i domem pracowałam trochę zdalnie, ponad rok czasu), więc nie jest na pewno tak, że nie chvialam robić nic.

Natomiast wszystko właściwie aranżował mąż.
On o wszystkim decydował, choć ja próbowałam też sobie wywalczyć swoją pozycję - może stąd te awantury m. in. Bo mu się zwyczajnie stawiałam.

Nie wiem, czy on jest narcyzem, socjopata czy psychopata, tego nie dowie się pewnie nikt, bo on będzie robił wszytsko, by się z tym nie skonfrontować. Może po prostu jest DDA/DDD, jak pisaliście w innych wątkach o mężach narcystyczny ch. Podobno te objawy są podobne. Chwała Panu, gdyby to było tylko DDD. Obawiam się, że jest poważniej zaburzony.

On sam już o tym wie, tzn. ma tego świadomość, tylko wypiera diagnozę, nie godzi się z tym. Być może wiedział jeszcze przede mna, ale nie powiedział mi.
Zresztą, nie ufam mu. Kłamie mnie w różnych sprawach, zawsze ma wiarygodna, szybka i logiczna odpowiedź, co może świadczyć o dużej przebiegłości.... Trudno mi żyć z kimś takim, bo ja mam zupełnie inne cechy osobowości.
Nie mam na myśli tego, że jestem idealna, ale nie jestem np. przebiegła czy wyrachowana, nie kalkuluję po cichu (on się NIGDY ze mną nie dzielił przemyśleniami, uczuciami, planami nawet). Zawsze decyzje podejmował sam. Nawet, gdy ją negowałam i tak robił co chciał - stawiał na swoim.

A teraz mówi otwarcie, że on nie wie co ma zmieniać i nie umie. Mężem być nie chce i nie potrafi. Po prostu teraz żyje sobie swoim życiem, takim samym jak z okresu przed poznaniem mnie.
Teraz postawie ocenę, choć nie powinno się oceniać - mam wrażenie że od 10 lat on nie rozwinął się osobowościowo i nie zmienił ani jednego niekorzystnego nawyku.
Jedyne co zmienił, to zwielokrotnil zarobki. W mojej opinii jego uwaga jest na tym skoncentrowana w 80%. Chyba dom rodzinny mu przekazał taki komunikat, że jest co wart, jak ma osiągnięcia. A w przypadku jego rodziny widocznie te osiągnięcia łącza się z zarobkami. To przykre, również nie mam takich wartości.
Wiem też, ze w zmianie siebie BLOKUJE go rodzina pochodzenia.
Oni zwyczajnie nie dają mu dojrzeć, bo go osaczyli swoją kontrola, nadopiekuńczością i zamiataniem pod dywan jego poważnych problemów emocjonalnych, z których się biorą właśnie te wybuchy agresji i inne straszne zachowania.
Przy blokadzie jego rodziców, on już zawsze zostanie małym dzieckiem. Jest częściowo dorosły, a częściowo dzieckiem.


Natomiast ja, staram się nie myśleć i nie analizować jego osoby i naszej przeszłości, ale to trudne na razie dla mnie. Staram się zająć swoimi sprawami i bardzo mi pomaga wychodzenie do ludzi. Wtedy czuję się lepiej. W samotności wpadam jedynie w przygnębienie i natrętne analizowanie każdej sytuacji, która była bolesna dla mnie.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Caliope »

Dalej chcesz zmieniać męża, a Ty nie musisz się zmieniać, bo po co jak to on jest winien. No tak nie fajnie, a co z terapią dla Ciebie? dalej nic. Rusz dziewczyno z tego miejsca w końcu, potrzebujesz zmian. Gdybym ja stała w miejscu jak dwa lata temu, byłabym po rozwodzie i miałabym dawno pozamiatane.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Ruta »

Syntonio,
bardzo psychologizujesz swoje wypowiedzi, szczególnie w odniesieniu do męża. Mam wrażenie, że to taki parawan za którym skrywasz swój ból, wynikający z postępowania męża wobec ciebie. Łatwo napisac mój mąż jest narcyzem/DDA/psychopatą. Trudniej usiąść i zacząć patrzeć w siebie, co ja czuję. Samej trudno się z tym zmierzyć, czasem dobrze by towarzyszył na m w tym terapeuta, stały spowiednik, przewodnik duchowy.

Natomiast moje doświadczenie pokazuje, że nie jest przypadkiem, że wiążemy się z określonymi osobami. Zdrowe osoby tworzą zdrowe relacje. Osoby zdrowe mają naturalną zdolność do ochrony przed relacjami krzywdzącymi. To oznacza, że jeśli jesteśmy w relacji z osobą zaburzoną, dysfukcyjną, jeśli relacja w której jesteśmy nie jest relacją zdrową - to obie strony tej relacji są poważnie zaburzone. I tak jak ty postrzegasz męża, jako tego, który nie chce dostrzec, że ma problem i to poważny i jeszcze nie chce nic z tym zrobić, tak bardzo możliwe, że twój mąż widzi ciebie w ten sam sposób. Wiele w mojej ocenie przemawia za tym, że oboje macie rację.

Słyszałaś kiedyś o belce w oku zapewne? Drzazgę w oku męża już widzisz dokładnie. Czy ty wiesz jakie masz zaburzenia, co w tobie choruje, co spowodowało twoje trudności? Znasz swoją belkę?
Wiem, że trudno się słucha krytyki, a twój mąż na pewno w ciągu małżeństwa wygłosił tych krytyk sporo, tak jak ty pod adresem męża. Zapewne jesteś przekonana, że wszystkie twoje obserwacje i uwagi wobec męża były słuszne, racjonalne i zasadne w 100 procentach. A gdybyś założyła, że uwagi męża były słuszne choćby w pięciu procentach (tego nauczyłam się od mojej terapeutki), to nad czym w sobie byś zaczęła pracować?

NIe piszę by cię skrytykować. Ja sama w początku kryzysu małżeńskiego widziałam tylko uzależnienie męża i potem także to, że nas porzucił. Nie widziałam swojego współuzależnienia i swoich własnych trudności, wad, zaburzeń. Każdy z nas je ma. I nie wystarczy powiedzieć: wiem, że nie jestem idealna.

Warto zacząć pracę nad sobą. To jedna z tych rzeczy, które przynoszą poprawę w wielu relacjach małżeńskich. Praca nad mężem czy żoną takiej poprawy nie przynosi, bo taką pracę można wykonać tylko ze sobą.
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Bławatek »

Syntonia, ja u mojego męża też podejrzewam narcyzm, egoizm, niedojrzałość emocjonalną, a nawet podejrzewałam chorobę psychiczną lub załamanie nerwowe.

Dalej boli mnie, że on taki jest, bo przed ślubem pokazał się z innej strony i o to mam największy żal, bo myślałam, że jest zupełnie innym człowiekiem.

Byłam ostatnio na ślubie w rodzinie - ksiądz powiedział piękne kazanie, aż żałowałam, że mojego męża nie było. I bardzo żałuję, że my w małżeństwie nie robiliśmy tego o czym mówił ksiądz - aby z sobą rozmawiać, mówić drugiej osobie prawdę, zwracać uwagę od razu jak coś nam się u niej w zachowaniu nie podoba, aby każdego dnia myśleć o tym co mogę zrobić aby mój mąż/żona miał lepiej. I najważniejsze - nie może to być jednostronne tylko jest to zadanie dla obojga. Tzn. ja to wszystko robiłam natomiast mój mąż nigdy i dlatego nam nie wyszło, bo ja byłam wypalona, niedoceniona, a mój mąż ciągle chciał więcej i więcej (uwagi, szacunku, podziękowań). A przede wszystkim nie może zabraknąć, Boga w małżeństwie, wspólnej modlitwy. I mimo, że mój mąż przed ślubem mówił o wspólnym chodzeniu do kościoła, komunii świętej, wspólnie spędzanym czasie, rozmowach. Mimo, że przed ślubem byłam dla niego "księżniczką" to po ślubie zupełnie inna bajka była. Już nie spędzał ze mną czasu, już nie byłam najważniejsza, już nie było wspólnych mszy itd. Ale na zewnątrz to mój mąż uchodził za wzór - nie pijący, nie palący, pracujący, zajmujący się synem (na pokaz). A i przed ślubem tak był odbierany, więc wszyscy uwierzyć nie mogli, że jednak jest innym człowiekiem.

U nas już minęło 1,5roku od wyprowadzki męża i choć ma czasami pomysł by wrócić, to się nie zgadzam, bo zazwyczaj to było m.in. z powodów syna, aby miał ojca, bo zima się zbliżała i tam gdzie mąż pomieszkiwał było mu zimno itd. Zabrakło mi zawsze tego najważniejszego - "kocham lub postaram się na nowo pokochać, bo Tobie ślubowałem, bo Ciebie wybrałem i mimo że może być ciężko to będziemy razem". Nie, zawsze było u męża co ja powinnam zrobić aby mu się opłacało wrócić. I właśnie ten jego nadrzędny cel mnie najbardziej boli.

Na weselu było mi smutno, że ja bez męża, że inni szczęśliwi razem się bawili, ale po chwili się skarciłam - OK, jesteś tu sama, ale nie samotna - i bawiłam się super z synem i innymi. Może kiedyś będzie nam dane z mężem się gdzieś wspólnie bawić i iść przez niełatwe życie razem. Ale dopóki to nie nastąpi trzeba żyć, rozwijać się i stawać lepszą wersją siebie, nie udawaną, ale rozwijaną. Pomagają w tym książki, konferencje, modlitwa. A na terapii też oprócz wygadania się mam szansę zobaczyć jak inni odbierają mnie i moje życie, jak odbierają mojego męża, jego zachowanie. Choć tu istnieje ryzyko, że ja już z moim mężem nigdy nie będę chciała być. Tzn. z "takim" mężem.
syntonia

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: syntonia »

Nie znacie mojego męża i nie wiem czy chcielibyście poznać. Może powierzchownie uznalibyście że to mily i rozmowny człowiek, ale osoby empatyczne z pewnością by przy pierwszym spotkaniu wyczuły niepokój.
Ja też go wyczuwałam, ale nie umialam mu się postawić i oprzeć.
Starałam sie zerwać z nim relacje dwukrotnie, ale zawsze do mnie wracał. On potrafi odpowiednio podejść kobietę. Skąd to umie, nie mam pojęcia. Może ktoś mi wyjaśni?
Czy to są wyuczone zachowania z domu, czy on po prostu studiuje takie rzeczy, by dobrze manipulować kobietami?
Skąd się biorą w ludziach takie straszne rzeczy?

Dla mnie to jest straszne.

Ciężko mi się wziąć za naprawę siebie, gdy przeżywam traumę. Jednak się staram i coś robię już w swoim kierunku. Chodzę chociażby do lekarza. Na terapię czekam.
Na razie, muszę się uporać z trauma.
Tak, to jest coś w rodzaju traumy.

Jeśli ktos, komu zaufamy i pokochamy, traktuje nas w taki sposób, na hustawce emocjonalnej, trudno nie mieć traumy. Wtedy wytwarza się toksyczna więź i z dwojga nas, mam wrażenie, że to ja bardziej cierpię niż mąż.

Mąż robi co chce, zawsze robił.
Zawsze zdanie należało do niego, a ja się miałam podporządkować.

Trudno nazwać coś takiego małżeństwem. Uwazam, że ono było po prostu nieważne.
Tym bardziej, jeśli oboje byliśmy niedojrzali emocjonalnie.

Trudno tutaj coś ratować, jedyne co mogę zrobić, to ratować siebie. Żeby stanąć na nogi, przestać rozpaczać, bo przede mną trudne zadanie - wychowywanie córki do dorosłości. Sama.

Wiem, że takich kobiet jest tysiące.
Jednak to, że pojawiają się obawy i lęk, jest chyba normalne.

Mąż nie był nami specjalnie zainteresowany podczas wspólnego zamieszkiwania, a teraz jest zainteresowany tylko córka. Mnie wyraźnie daje to odczuć i nawet mówi wprost czasem, że nie chce ze mną być.

Nie wiem, skąd takie zachowanie u niego i staram się to odkryć, dlatego m.in. Proszę o pomoc Was.

Dla mnie to jest szokująca i bezwzględna postawa, bo byliśmy razem koło 10 lat (od poznania się).
Myślę, że większość z nas nie ma łatwości odcinania się od osoby która się kochało i znalo taki okres czasu.
Dla mnie to zachowanie jest niezrozumiale.

Ja, choć mąż stosował przemoc, nie potrafię tak łatwo go wykreślić. Jak już wspomniałam, przemoc była emocjonalna, fizyczna i finansowa. Seksualna w pewien sposób też, co jest pewnie dyskusyjne, bo na pewne rzeczy się godziłam, ale chyba z uwagi na to, by mąż był zadowolony.
Czasem leciały mi lzy i zaczynałam się wtedy modlić do Maryi.

I czy to jest normalne zachowanie, w normalnej zdrowej relacji?
On w jakiś sposób robił mi krzywdę, bo wymuszał na mnie pewne zachowania i wywierał presję psychiczną, szantazowal mnie także (że jestem egoistyczna itd.). Mówię teraz o intymnych sprawach. Co to ma wspólnego z miłością?

Nie mam na myśli tego, że był brutalny i sadystyczny, bo nie był - dzięki Bogu.

Jednak mąż, ma obraz życia intymnego z pornografii, jak zatem może odnosić się do kobiety, jakiejkolwiek z szacunkiem? Jak może widzieć w niej w ogóle człowieka?
Wydaje mi się, że widzi maszynę.

To sa rany na całe życie, dlatego o nich piszę
Być może ktoś ma podobne doświadczenia.

Jest wiele niepokojących sygnałów, które alarmują, że należy UCIEKAĆ. Ja tego nie zrobilam, byłam za uległa, może za słaba, więc niejako sama sobie zgotowalam taki los.

I macie rację, na pewno miałam wiele zachowań, które utrudniały związek.
Tylko co to za związek, gdy jedna osoba panuje nad druga, a druga jest zniewolona?

Mąż nie bardzo chciał chodzić do Kościoła. Wiem, że mu nie zależało i robił to dla mnie. To manipulant i nawet to potrafi udawać, gdy mu na kimś zależy. To są moje obserwacje.
Do spowiedzi nie chodził, bo mówił że spowiada się przed Bogiem.
Do komunii chodził zawsze, gdy był na mszy, a był rzadko i tylko właściwie jak go nakłoniłam.
Przy nim i ja upadłam moralnie i duchowo i ponieważ on nie miał motywacji, by na mszę niedzielną chodzić, to zaczęłam ją opuszczać razem z nim. Czasem sama z córką chodziłam. Teraz chodzę sama. Gdyby nie ja, córka by o Jezusie nie uslyszala. Mąż nie jest zainteresowany duchowością, mówi że modli się np. Poprzez pracę.

Dalej uważacie, że to człowiek z prawidłowo ukształtowanym sumieniem?
Bo ja twierdzę, że on nawet nie robi sobie rachunku sumienia, tylko brnie w zlo coraz bardziej i bardziej. Stąd moja krzywda i pośrednio też dziecka. A może dziecka bardziej? Kto to zmierzy?
syntonia

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: syntonia »

Jeżeli miałabym się zmieniać, to tylko dla siebie. Dla swojego własnego dobra. Bo w tej relacji utraciłam to co najcenniejsze, godność, szacunek do siebie. I mimo iz wiedzialam, że to robię, tracę ten szacunek i tak w to brnęłam. Także robiłam to na wpół świadomie.
Widocznie silniejsza okazała się próba uzyskania miłości, aprobaty męża.

Dla takiego człowieka nie warto się zmieniać, bo on tego nie doceni.
On pamięta tylko to co złe z naszego małżeństwa, traktuje je jak rodzaj traumy.
Tylko znowu : kto to zmierzy, kto ma większą traumę?
Nie znacie wersji męża, jednak osoby skupione na sobie, zawsze swoją krzywdę widzą najmocniej.
Może ze mną tez tak jest.

A czy to była rzeczywiście krzywda dla mnie, czy nie, mógłby ocenić tylko naoczny obserwator.

Mąż i tak przedstawia swoją wersję, jako siebie o wyłącznie dobrych cechach, opisuje dobre zachowania, siebie jako ofiarę złej żony.
Jaki ma sens zatem rozmowa z takim czlowiekiem, skoro i tak nie dotrą żadne argumenty?
Bo on ma moim zdaniem mało refleksji nad sobą.

Co do mojej osoby, myślę że refleksję nad sobą posiadam. I wiem, co mam do poprawy.
Tylko,że nie będę tego robić dla męża, który i tak nie doceni mojej pracy i starań.

Skoro wcześniej tego nie robił, dlaczego miałabym mu dać szansę po latach załóżmy?

Jeśli chodzi o kulisy naszej relacji, ja nawet na dobrą sprawę nie wiem, czy on mnie nie zdradzal.
Wiem, że w związku wszystko jest ze sobą połączone i przyczyny są złożone.

Jednak osoba z czułym wrażliwym sumieniem, nie będzie szukała usług prostytutki, gdy jest w pracy za granicą?
Mój mąż to tchórz, więc nie przyzna mi się nigdy, czy z tego skorzystał. Na moje pytania roześmiał się najpierw.
Ja nigdy tej prawdy nie poznam, nie wiem, czy to dobrze czy źle, że chcę ją poznać.
Wtedy byłoby mi łatwiej, ale może to błąd tak dociekać tego?

Ja już tego się nie dowiem nigdy.
Tak samo, jak nie dowiem sie, ile razy, jak i nie dowiem sie z kim i kiedy, bo on zwyczajnie będzie ti ukrywał do śmierci. Żeby wyznać prawdę, należy mieć odwagę, on jej nie ma. Trzeba też mieć honor w sobie.

On podawał mi różne wersje odpowiedzi na moje pytanie o tę prostytutke: jedna z tych odpowiedzi jest, że usługa była zbyt droga i szkoda mu było pieniędzy. Wczesnej udzielil mi odpowiedzi, że chcial się zapoznać z tamtejszym rynkiem uslug tego typu. Czy kochający mąż udziela odpowiedzi w taki sposób? "zapoznać z rynkiem usług"!

Nie mam powodow, by kłamać na forum. Tak właśnie powiedział. To jest po prostu przerażające.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Caliope »

Właśnie po to jest terapia by to poukładać, nie czekać, aż dojdzie u Ciebie do traumy i depresji. Ja od razu poszłam, tydzień po usłyszeniu tak gorzkich raniących słów, bo jeszcze trochę miałabym myśli samobójcze. Masz bardzo dużo żalu do męża, a trzeba przestać, zająć się sobą, tylko sobą.
Nino
Posty: 611
Rejestracja: 14 gru 2019, 18:26
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Nino »

Zycze Ci, abys trafila na dobrą terapię. Gdzie bedziesz mogla zwentylowac emocje, rowniez zal i wścieklosc na meza, ktore masz prawo odczuwac.
Na forum są zwyczajni ludzie, jak Ty czy ja, ze swoimi problemami, przemilczeniami, niedoskonalosciami i innymi niz Twoje okolicznosciami zycia.
Nie jesteśmy wyroczniami.
Przemysl sobie, co to znaczy zajać sie soba i od czego potrzebujesz zacząć. Kazdy ma swoją drogę. Trochę zdrowego krytycyzmu do tego, co piszą inni nie zaszkodzi.
Zadbaj o siebie w mądry sposów.
syntonia

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: syntonia »

Nino pisze: 15 wrz 2021, 18:15 Zycze Ci, abys trafila na dobrą terapię. Gdzie bedziesz mogla zwentylowac emocje, rowniez zal i wścieklosc na meza, ktore masz prawo odczuwac.
Na forum są zwyczajni ludzie, jak Ty czy ja, ze swoimi problemami, przemilczeniami, niedoskonalosciami i innymi niz Twoje okolicznosciami zycia.
Nie jesteśmy wyroczniami.
Przemysl sobie, co to znaczy zajać sie soba i od czego potrzebujesz zacząć. Kazdy ma swoją drogę. Trochę zdrowego krytycyzmu do tego, co piszą inni nie zaszkodzi.
Zadbaj o siebie w mądry sposów.
Dziękuję Nino, właściwie życzę sobie trafienia na dobrego terapeutę, który mnie zrozumie i wesprze.

Jeśli chodzi o osobę męża, nie liczę że on będzie jak dawniej. Nie liczę też, że zacznie mnie stabilnie traktować.
Tak naprawdę takim ludziom należy współczuć. Być może nigdy nie doświadcza tego, co większość ludzi w związkach - prawdziwej relacji opartej na bliskości.
Trudno tu stawiać diagnozy, skąd się biorą takie zachowania.
Właściwie, weszłam na to forum, bo oczekiwałam od Was odpowiedzi, skąd to się wszystko bierze.
Nie oczekuje profesjonalnych diagnoz, a moje są tylko przypuszczeniem.
Całkiem realnym zdaje się.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Pavel »

syntonia pisze: 15 wrz 2021, 23:03
Właściwie, weszłam na to forum, bo oczekiwałam od Was odpowiedzi, skąd to się wszystko bierze.
Nie oczekuje profesjonalnych diagnoz, a moje są tylko przypuszczeniem.
Całkiem realnym zdaje się.
Moje doświadczenia odnośnie pytania które zadajesz jest takie:
Początkowo funkcjonowałem analogicznie jak ty, byłem nadmiernie skupiony na żonie i przeróżnych dysfunkcjach z którymi funkcjonowała, byłem całkiem przekonany, że ewentualny proces odbudowy małżeństwa, powodzenie tegoż, jest Uwarunkowane właśnie od tych zmian.
I częściowo oczywiście jest to prawdą, nawet te moje analizy, chociaż w wielu elementach błędne i niepełne były później przydatne. Nie tyle do prób zmieniania żony, co do większej akceptacji, zrozumienia środowiska i uwarunkowań jej funkcjonowania, abym w oparciu o tę wiedzę mógł najmądrzej jak potrafię podejmować decyzje sprzyjające budowaniu, abym sam w tych nieoptymalnych warunkach potrafił funkcjonować w sposób najbliższy dostępnemu optimum.
Skąd się to wszystko bierze? Z pogubienia, krzywd, ran, braku wiedzy, dysfunkcyjnych mechanizmów które albo są nam tradycyjnie wtłaczane, albo przychodzą wraz z nieprawidłowym funkcjonowaniem, brakiem właściwych wzorców i wartości.
Warto je podczas pracy nad sobą rozebrać na czynniki pierwsze. Najpierw u siebie, później u współmałżonka.
Mi to pomogło zaakceptować i zrozumieć lepiej siebie, żonę, otoczenie.

Dzięki terapii własnej, pracy nad sobą, a także czytaniu forum, zmieniałem siebie.
To pomogło mi zacząć funkcjonować inaczej, wymagać głównie od siebie, stworzyć ze swojej strony takie środowisko, by nie dostarczać wymówek z cyklu „bo ty to czy tamto”.
Czyli postanowiłem postarać się funkcjonować tak, aby ze swojej strony mieć „czyste kapcie”, funkcjonować tak jak powinien mąż i ojciec.
Wtedy zaś zobaczyć jak będzie funkcjonowała w takich warunkach żona.

O dziwo (na pewno?), moja zmiana, mój spokój, cierpliwość, zrozumienie mechanizmów funkcjonowania żony (przecież wiele z nich dotyczyło prze całe życie, w rożnym stopniu, także mnie) poskutkowała początkowo większym spokojem z jej strony.
To, że postanowiłem się nie kłócić - poskutkowało brakiem kłótni, chociaż żona funkcjonująca jak dotychczas „zapalników” Nie przestała dostarczać ;) Nie powiem, nierzadko nie było to łatwe - wychodziłem np. na przechadzki wokół domu by ciśnienie nieco zeszło ;)

Z czasem zaś, moja zmiana pociągnęła za sobą refleksję żony, która również zaczęła przy sobie „dłubać”. Po swojemu, wg mnie całkiem nieoptymalnie.
Ale takie jej prawo, to również była (i jest) dla mnie lekcja akceptacji jej wyborów, tego, że każdy ma prawo do swojej drogi, aby nie wchodzić z butami na cudze obszary odpowiedzialności.

Do czego zmierzam?
Warto najpierw uporządkować swój świat. Nie oznacza to oczywiście pewności zmian u otoczenia, stwarza tylko temu warunki, większą szansę - swoją postawą możemy dać przykład, że można i warto.
Moje doświadczenie pokazuje jak wiele się zmieniło we mnie, ale przede wszystkim w relacji już tylko przy pracy nad sobą jednej strony (mnie). To zadaje kłam teorii, że nie można naprawiać w pojedynkę.
Jasne, aby iść później dalej razem - potrzebna wola obu stron. Ale wystartować można, zdecydowanie warto, samemu.
Jak mówiła Matka Teresa: Ja zmienię swój świat, Pan zmieni Swój...i świat będzie lepszy.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Abigail

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Abigail »

Syntonio,

Twoja historia w wielu aspektach jest "analogiczna" do mojej. Pojecie narcyzmu jest mi znane (nie z internetu a z książek np. Narcyzm, Zaprzeczenie prawdziwemu ja. Aleksander Lowen) i widzę konkretną analogię z Twoją historią, m.in. nastawianie rodziny, manipulacje, oskarżanie o chorobę psychiczną itp. Chciałabym Cię jakoś pocieszyć podnieść pomóc bo wiem mogę się domyślać jak się czujesz z czym musisz się zmagać.

Pytasz skąd się to bierze, moim zdaniem ze źródła czyli z relacji w rodzinie między Twoim mężem a jego rodzicami mogło być coś nie tak ale ta wiedza w tej chwili właściwie na co Ci?

Jeśli zastanawiasz się czy jesteś chora psychicznie to już świadczy o tym że raczej nie jesteś. Zresztą pisałaś że byłaś u kilku psychologów/psychiatrów i nie stwierdzili tego. Z tego co piszesz Twój stan jest spowodowany postawą męża i matki. Nie dziwię się, kto przy zdrowych zmysłach byłby w stanie bez uszczerbku na zdrowiu znosić takie traktowanie.

Dobrze że się wyprowadziłaś od męża bo to musiałaś przerwać.

Postaraj się wzmocnić teraz siebie. Najlepiej byłoby odciąć się od toksycznych osób (pewnie to niemożliwe z powodów finansowych) ale jeśli teraz nie jest to możliwe to skupiłabym się teraz na tym aby się uniezależnić finansowo z czasem od otoczenia. To Ci pozwoli na samodzielną egzystencję nawet skromnie ale bez konieczności bycia zależnym od męża matki itp. Zresztą mąż jakiekolwiek alimenty będzie musiał płacić. Możesz skorzystać z darmowej pomocy prawnej - zadzwoń na niebieską linię tam wszystko Ci powiedzą.

Życzę Ci dużo siły i determinacji zawalcz o siebie i córkę. Możesz przerwać to błędne koło i ochronić córkę. Matki są silne muszą być. Wiesz jak było i nie przejmuj się męża i teściów manipulacjami.

Polecam dużo modlitwy ona daje siłę. Możesz w myślach modlić się nieustannie gdziekolwiek jesteś. Bóg nie zostawia.

Ostatnio bardzo podnoszą mnie na duchu słowa Jezusa, które i Tobie polecam:

"Przyjdźcie do mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście a ja Was pokrzepię" (Mt 11,28)

Będę pamiętać o Tobie w modlitwie.
Abigail

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Abigail »

syntonia pisze: 15 wrz 2021, 13:14 Nie znacie mojego męża i nie wiem czy chcielibyście poznać. Może powierzchownie uznalibyście że to mily i rozmowny człowiek, ale osoby empatyczne z pewnością by przy pierwszym spotkaniu wyczuły niepokój.
Ja też go wyczuwałam, ale nie umialam mu się postawić i oprzeć.
Starałam sie zerwać z nim relacje dwukrotnie, ale zawsze do mnie wracał. On potrafi odpowiednio podejść kobietę. Skąd to umie, nie mam pojęcia. Może ktoś mi wyjaśni?
Czy to są wyuczone zachowania z domu, czy on po prostu studiuje takie rzeczy, by dobrze manipulować kobietami?
Skąd się biorą w ludziach takie straszne rzeczy?

Dla mnie to jest straszne.

Ciężko mi się wziąć za naprawę siebie, gdy przeżywam traumę. Jednak się staram i coś robię już w swoim kierunku. Chodzę chociażby do lekarza. Na terapię czekam.
Na razie, muszę się uporać z trauma.
Tak, to jest coś w rodzaju traumy.

Jeśli ktos, komu zaufamy i pokochamy, traktuje nas w taki sposób, na hustawce emocjonalnej, trudno nie mieć traumy. Wtedy wytwarza się toksyczna więź i z dwojga nas, mam wrażenie, że to ja bardziej cierpię niż mąż.

Mąż robi co chce, zawsze robił.
Zawsze zdanie należało do niego, a ja się miałam podporządkować.

Trudno nazwać coś takiego małżeństwem. Uwazam, że ono było po prostu nieważne.
Tym bardziej, jeśli oboje byliśmy niedojrzali emocjonalnie.

Trudno tutaj coś ratować, jedyne co mogę zrobić, to ratować siebie. Żeby stanąć na nogi, przestać rozpaczać, bo przede mną trudne zadanie - wychowywanie córki do dorosłości. Sama.

Wiem, że takich kobiet jest tysiące.
Jednak to, że pojawiają się obawy i lęk, jest chyba normalne.

Mąż nie był nami specjalnie zainteresowany podczas wspólnego zamieszkiwania, a teraz jest zainteresowany tylko córka. Mnie wyraźnie daje to odczuć i nawet mówi wprost czasem, że nie chce ze mną być.

Nie wiem, skąd takie zachowanie u niego i staram się to odkryć, dlatego m.in. Proszę o pomoc Was.

Dla mnie to jest szokująca i bezwzględna postawa, bo byliśmy razem koło 10 lat (od poznania się).
Myślę, że większość z nas nie ma łatwości odcinania się od osoby która się kochało i znalo taki okres czasu.
Dla mnie to zachowanie jest niezrozumiale.

Ja, choć mąż stosował przemoc, nie potrafię tak łatwo go wykreślić. Jak już wspomniałam, przemoc była emocjonalna, fizyczna i finansowa. Seksualna w pewien sposób też, co jest pewnie dyskusyjne, bo na pewne rzeczy się godziłam, ale chyba z uwagi na to, by mąż był zadowolony.
Czasem leciały mi lzy i zaczynałam się wtedy modlić do Maryi.

I czy to jest normalne zachowanie, w normalnej zdrowej relacji?
On w jakiś sposób robił mi krzywdę, bo wymuszał na mnie pewne zachowania i wywierał presję psychiczną, szantazowal mnie także (że jestem egoistyczna itd.). Mówię teraz o intymnych sprawach. Co to ma wspólnego z miłością?

Nie mam na myśli tego, że był brutalny i sadystyczny, bo nie był - dzięki Bogu.

Jednak mąż, ma obraz życia intymnego z pornografii, jak zatem może odnosić się do kobiety, jakiejkolwiek z szacunkiem? Jak może widzieć w niej w ogóle człowieka?
Wydaje mi się, że widzi maszynę.

To sa rany na całe życie, dlatego o nich piszę
Być może ktoś ma podobne doświadczenia.

Jest wiele niepokojących sygnałów, które alarmują, że należy UCIEKAĆ. Ja tego nie zrobilam, byłam za uległa, może za słaba, więc niejako sama sobie zgotowalam taki los.

I macie rację, na pewno miałam wiele zachowań, które utrudniały związek.
Tylko co to za związek, gdy jedna osoba panuje nad druga, a druga jest zniewolona?

Mąż nie bardzo chciał chodzić do Kościoła. Wiem, że mu nie zależało i robił to dla mnie. To manipulant i nawet to potrafi udawać, gdy mu na kimś zależy. To są moje obserwacje.
Do spowiedzi nie chodził, bo mówił że spowiada się przed Bogiem.
Do komunii chodził zawsze, gdy był na mszy, a był rzadko i tylko właściwie jak go nakłoniłam.
Przy nim i ja upadłam moralnie i duchowo i ponieważ on nie miał motywacji, by na mszę niedzielną chodzić, to zaczęłam ją opuszczać razem z nim. Czasem sama z córką chodziłam. Teraz chodzę sama. Gdyby nie ja, córka by o Jezusie nie uslyszala. Mąż nie jest zainteresowany duchowością, mówi że modli się np. Poprzez pracę.

Dalej uważacie, że to człowiek z prawidłowo ukształtowanym sumieniem?
Bo ja twierdzę, że on nawet nie robi sobie rachunku sumienia, tylko brnie w zlo coraz bardziej i bardziej. Stąd moja krzywda i pośrednio też dziecka. A może dziecka bardziej? Kto to zmierzy?
Syntonia, przerobiłaś, przeanalizowałaś na 1000 sposobów. Wierzę Ci we wszystko co napisałaś i przyznaję rację że to drań cyniczny i podły. Ja też z takim się zadałam ale prawdą jest też że odważyłam się zadać że pozwoliłam mu się tak traktować kiedy on tyranizował ja siedziałam w kącie. Podnieś głowę i walcz o siebie. Zostaw go niech się puszy ze swoją fałszywą wersją prawdy. Życie trwa możesz być w nim szczęśliwa nawet sama ale nigdy samotna. Siła jest w Bogu, w sakramentach nie rezygnuj z tego.

Tą książkę o granicach warto zawsze przeczytać, mi tez się wydawało że skoro już i tak małżeństwo w rozsypce to po co ale ona uczy nie tylko granic w małżeństwie ale generalnie w życiu - to się zawsze przyda. Będziesz mogła ta wiedze przekazać córce żeby mogła uniknąć pewnych błędów.

Nie poddawaj się, otaczaj się wartościowymi dobrymi ludźmi, poszukaj ogniska Sychar tam ich znajdziesz. Przytulam.

Z Panem Bogiem.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: Caliope »

syntonia pisze: 15 wrz 2021, 23:03
Nino pisze: 15 wrz 2021, 18:15 Zycze Ci, abys trafila na dobrą terapię. Gdzie bedziesz mogla zwentylowac emocje, rowniez zal i wścieklosc na meza, ktore masz prawo odczuwac.
Na forum są zwyczajni ludzie, jak Ty czy ja, ze swoimi problemami, przemilczeniami, niedoskonalosciami i innymi niz Twoje okolicznosciami zycia.
Nie jesteśmy wyroczniami.
Przemysl sobie, co to znaczy zajać sie soba i od czego potrzebujesz zacząć. Kazdy ma swoją drogę. Trochę zdrowego krytycyzmu do tego, co piszą inni nie zaszkodzi.
Zadbaj o siebie w mądry sposów.
Dziękuję Nino, właściwie życzę sobie trafienia na dobrego terapeutę, który mnie zrozumie i wesprze.

Jeśli chodzi o osobę męża, nie liczę że on będzie jak dawniej. Nie liczę też, że zacznie mnie stabilnie traktować.
Tak naprawdę takim ludziom należy współczuć. Być może nigdy nie doświadcza tego, co większość ludzi w związkach - prawdziwej relacji opartej na bliskości.
Trudno tu stawiać diagnozy, skąd się biorą takie zachowania.
Właściwie, weszłam na to forum, bo oczekiwałam od Was odpowiedzi, skąd to się wszystko bierze.
Nie oczekuje profesjonalnych diagnoz, a moje są tylko przypuszczeniem.
Całkiem realnym zdaje się.
Skąd sie to bierze? wszystko zaczyna się od rodziny pierwotnej, nawet kilka pokoleń wstecz, bo pijacych dziadków i pradziadków może być sporo. Dziecko wychowywane w domu niestabilnym, z pijącym rodzicem odgrywa jedną lub kilka z ról, szybko dorasta. Bez terapii zatrzymuje się na etapie bardzo skrzywdzonego dziecka któremu wszystko się należy. Im szybciej zda sobie sprawę że trzeba iść po pomoc, tym lepiej sobie poradzi w życiu dorosłym i przerwie pasmo niepowodzeń. Mój syn pomimo kryzysu ma stabilny dobry dom ,gdzie jest kochany, gdzie nie ma nałogów, a teraz to ma najbardziej spokojnie. Ja, mój brat poszliśmy po pomoc i przerwalismy ten nasz łańcuch, nasze dzieci są inne od nas.
syntonia

Re: Narcyzm, niedojrzałość męża?

Post autor: syntonia »

Dziękuję Wam wszystkim za odpowiedzi.

Mąż akurat w domu rodzinnym alkoholizmu nie widzial, sam go lubi, to może być rodzinne, tyle że nie w każdym pokoleniu występuje. Nie znam się na alkoholizmie, więc nie będę się wypowiadać. U mnie w domu rodzinnym również alkoholizmu nie było.
Mąż jest arogancki, mówi że kontroluje picie.
Zresztą nie tylko w tej kwestii jest arogancki.
Czasem zamienia się w bardzo dobrego i pomocnego człowieka, zupełnie inna twarz ma wtedy, a czasem w aroganckiego, wyniosłego, który nie szanuje nie tylko członków mojej rodziny ale też ludzi którzy np. Zwracają mu uwagę, daja wskazówki na temat jego działań . W pracy też mial konflukty, ale powiedział mi, że to nie jego wina - jakos nie wierzę, po tym co zrobił ze mną.

To jest czlowiek o bardzo niskim poczuciu własnej wartości.
Ja sama też nie mam wysokiego, ale jednak, mimo iz słowa krytyki mnie bolą, nie reaguję tak gwałtownie jak on. On reaguje agresja i to fizyczna często - wrzaskiem, krzykiem, czy rzucaniem rzeczami. To powoduje niesamowity stres, u mnie, u dziecka. Rodziców wcisnął historie, że się kłóciliśmy, bo byłam pełna pretensji i zawsze niezadowolona..

Myślę że on ma sporo kompleksów, które kompensuje pieniędzmi (zarabianiem ich), wzbogacaniem się i wydawaniem kasy na najbliższych - oczywiście on tą kasą w pełni zarządza, ja do gadania nie miałam nic. Musiałam sie godzić na to, ile mi "daje" na życie. Nie tylko na mnie i moje przyjemności, po prostu z tych pieniędzy opłacałam nasze rachunki i kupowałam jedzenie. Jak źle się gospodarowałam, on mi dopłacał. Więc nie byl skończonym potworem w tej kwestii, ale z tego co się dowiedziałam, też jest to przemoc ekonomiczna.
U niego widocznie polegała na kontrolowaniu w pełni własnych finansów.

Przemoc ekonomiczna nie jest tylko wtedy, gdy mąż przepija pieniądze i rodzina nie ma z czego żyć.
Ktoś powie, księżniczka, dostawała pieniądze i jeszcze nazywa to przemocą.
A ja uważam, że sam fakt takiego wydzielania funduszy i trzymania reszty pieniędzy do swojej dyspozycji, jest przemoca, a przede wszystkim nieszanowaniem żony. Piszę żony, bo z tego co widzę, takie zachowanie występuje głównie u mężczyzn.
Opisuję te zachowania, żeby niektóre kobiety wiedziały, że to nie jest normalne, nie ma w takim związku równości i partnerstwa, a rząd jednej osoby nad druga. Ja tego nie wiedziałam, a teraz wiem, zdaję sobie jednak sprawę, że nie wszytskie kobiety o tym wiedzą, sama wiedza niewiele zmieni, ale jednak uważam, że warto umieć to nazwać. Co jest przemoca, a co nie.
Rozmowy z takim mężczyzną na temat finansów i tak się kończą awanturą albo wykpieniem, jak w moim przypadku, szydzeniem że jestem pazerna, albo pytaniem, czy mi na coś brakuje.

Mąż jest skąpy, do tego chciwy, bardzo chciwy.
Właściwie pieniądze stanowią istotę jego życia.
On pewnie powie inaczej, bo przecież się do tego nie przyzna, ale wg mnie tak jest.

Inaczej, nie zrobiłby rozdzielności majątkowej z żoną, która właściwie nie ma swoich funduszy. Uważam że takie działanie jest wyrachowane.

Ale on, planował rozwód od dawna.
I się do niego przygotował - tyle, że pod względem ochrony swoich finansów.
Mnie zostawil z niczym, ale płaci na dziecko.
Okresowo nam pomaga.

Uważam takie działanie, biorąc pod uwagę moje możliwości zawodowe, a jego, jest mocno nieetyczne.
Nie uważam, że pozostawienie żony samej sobie, "od tej pory radź sobie sama", uwzględniając moją przerwę zawodową, poświęcenie się naszemu dziecku, jest również forma przemocy.

To zapewne odegranie się na mnie za brak posłuszeństwa wobec niego - przecież to ja się wyprowadziłam, na początku z 2 dni mnie prosił bym wróciła, potem się zmienił o 180 stopni i zaczął być bardzo wrogi.

W międzyczasie znowu zaczął mnie do siebie przyciągać, starać się o mnie, okazywać miłość, a potem znowu zmienił się w osobę obojętna i odcięta ode mnie.

On twierdzi że to dlatego, że było mi przykro i chciał być miły, żebym nie cierpiala, że mnie odrzuca.
A ja myślę, że to są zwykle, podle manipulacje, po których okrutnie cierpiałam.

Takie hustawki emocjonalne i zmiana stosunku męża do mnie, jest wykańczająca.

Czy się mylę?
ODPOWIEDZ