Pavel pisze: ↑12 wrz 2021, 15:45
Janieja pisze: ↑11 wrz 2021, 10:38
Żal, ból, wstyd, bezsilność rozrywają mnie od środka. Może ktoś mi podpowie, wskaże kierunek jak pomóc mężowi. Powtórzę słowa męża "trzeba było myśleć wcześniej, a teraz nie ma sensu rozmyślać". Nie myślałam, ale czy naprawdę zupełnie nic już nie mogę zrobić.
Trochę mi lżej, że przelałam te emocje tu na forum.
Dobrego dnia
Częściowo słowa twego męża są obiektywnie prawdziwe. Bo po takiej ranie nic nie jest później takie samo.
Nie oznacza to, że małżeństwo nie może być o niebo lepsze niż przed, ale coś się traci bezpowrotnie.
Inna rzecz, że mądrze przepracowane, o ile się zechce i da radę, może być czymś co wzmocni. Tyle, że to trudne by do tego dojść, po drodze czeka największy wróg - nasze ego, zakłamany obraz siebie czy też wybiórcze i selektywne traktowanie Pisma Świętego.
Nie zgadzam się natomiast z drugą częścią wypowiedzianą przez Twego męża.
Warto rozmyślać, przeanalizować i przepracować to Co się wydarzyło, wybaczyć i iść dalej. Pomimo tego co się wydarzyło.
Aby była jasność, niekoniecznie od ciebie warto by to usłyszał.
To co możesz robić ty, to modlić się i pracować nad sobą.
Masz masę roboty, a twój mąż i tak potrzebuje czasu (tyle ile subiektywnie potrzebuje) i niespecjalnie da się to przyspieszyć, chyba że on sam zechce.
Inaczej (czyli właściwie) funkcjonująca ty, może być wsparciem, nadzieją, świadectwo zmiany - przykładem.
To co cię (i męża) tak boli są konsekwencje, warto wziąć je na klatę.
Rok, wbrew pozorom, to wcale nie jest dużo.
Pavle, cenię Twoje wypowiedzi, te skierowane do mnie i w innych wątkach, odpędzają zwątpienie. A potrafi mnie dopaść, kiedy widzę ból męża, rozczarowanie, rozgoryczenie i odebrane przeze mnie wartości.
Przepracować nie bardzo to możemy, bo mąż widzi tylko moje przestępstwo i nic poza tym (chyba że tylko o tym nie mówi, a może w głowie jednak ma inaczej). Wiem, że nie ma na taką krzywdę i zło usprawiedliwienia, bo choćby nie wiem jak duży kryzys się pojawił, to przysięga jest przysięgą, a uczciwość jest albo jej nie ma.
Mąż mimo cierpienia, wkłada bardzo dużo wysiłku, żeby nam się udało (widzę to, choć mówi, raz tak raz tak).
"Nie oznacza to, że małżeństwo nie może być o niebo lepsze niż przed, ale coś się traci bezpowrotnie" - niech się tak stanie.
Masz rację, że konsekwencje sprawiają piekący ból, tylko ponosi je nie tylko ten, kto jest sprawcą. Nie umiem sobie tego wybaczyć, próbuję, staram się, dziś jeszcze nie umiem. Modlę się, abym potrafiła i zmierzała do przodu, będąc wsparciem.
Wspomniałam już, że dopiero odkrywam męża i czym jest małżeństwo. Moje podejście do jednego i drugiego zmieniło się o 180 stopni.
Relacja mojego męża z Bogiem nie jest bliska, przynajmniej "na oko", ale być może jest mu bliższy niz ja, bo jest wierny, uczciwy i rozumie, czym jest miłość.
Cierpliwie (chociaż chciałabym już) będę czekała tyle, ile będzie trzeba.