Pavle, pogodzę się z czasem z tym, że mąż kocha inaczej (bo czuję, że kocha, choć jest tak bardzo zraniony). Skłamałabym, pisząc, że nie marzę o tym wzroku, swobodzie, uśmiechu, ale wierzę, że nasze życie wroci na właściwe tory. Kiedyś napisałeś, że rok to niewiele i ja w to wierzę, że trzeba czekać, tylko czasem ogarnia mnie taki lęk i żal, że nie umiem sobie z tym poradzić.Pavel pisze: ↑05 paź 2021, 0:09Lepiej gdyby pokochał cię inaczej niż kiedyś. Mądrzej, dojrzałej.Janieja pisze: ↑04 paź 2021, 16:55 Kochani, czy to, że wierzę, mam nadzieję, pragnę, żeby mąż zdołał mnie jeszcze pokochać jak kiedyś jest zbyt wygórowanym marzeniem? Czy komuś się to zdarzyło? A może w ogóle nie powinnam o tym myśleć, marzyć? Mąż jest dla mnie dobry, choć często w normalnej rozmowie potrafi wtrącić takie zdanie, że od razu obydwoje wiemy, że jego głowa jest wypełniona tymi myślami. Jak powinnam wtedy reagować? Wydaje mi się, że jakby oswajał się z myślą, że coś się zdarzyło i tego nie da się zmienić, a boleć nie przestaje. A ja nadal nie panuję nad poczuciem winy.
Tak jak kiedyś się chcąc nie chcąc nie da. Coś po drodze bowiem pękło. Taka hmmm...ciężko to dobrze ubrać w słowa...czystość, niewinność.
I nie da się o tym zapomnieć, chyba że w przypadku sklerozy.
Można natomiast nauczyć się żyć pomimo tego co się stało.
Kochać mądrzej, z większą pokorą, miłosierdziem, zwłaszcza mając na uwadze świadomość własnej słabości, swego udziału w kryzysie. Taką drogą staram się iść i moje doświadczenie mówi, że się da. Zwłaszcza gdy zadba się o swoje i współmałżonka zbiorniki milosci, co by nie stały puste, bo to sprawy nie ułatwia.
Nie czekam bezczynnie, staram się być kobietą sprzed lat, tylko z innym spojrzeniem i rozumem.
Jeśli mogę Cię zapytać, czy przestaje się o swojej krzywdzie myśleć? Dodam, że mąż albo nie bardzo widzi, albo po prostu nie chce o tym mówić, że jednak ma swój udział w kryzysie.