Wątek kobr

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Wątek kobr

Post autor: kobr »

Jestem tu pierwszy raz i napisałam się dużo o moim mężu socjopacie i 35 latach naszego małżeństwa i kiedy kliknęłam "wyślij" to wszystko zniknęło i musiałam się ponownie zalogować. A przecież byłam zalogowana. W związku z tym napiszę tylko sam początek poprzedniego wpisu: Jestem bardzo ciekawa czy znajdę w tej Wspólnocie chociaż jeden przypadek uzdrowionego i uratowanego małżeństwa przez Pana Boga, gdzie jeden z małżonków jest psychopatą, socjopatą lub narcyzem.
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Nirwanna »

Witaj, kobr, u nas na forum.
System forum po dłuższym okresie bezczynności automatycznie wylogowuje użytkownika, to ze względów bezpieczeństwa.
Dla systemu bezczynnością jest również pisanie bardzo długiego posta.
Dlatego pisząc dłuższy post warto co jakiś czas np. klikać opcję "Podgląd", to zapobiega automatycznemu wylogowaniu, a przy okazji literówki poprawić można :-)
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Al la
Posty: 2671
Rejestracja: 07 lut 2017, 23:36
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Al la »

Witaj, kobr na naszym forum.
Napisałaś długi post, więc na pewno był ważny. Dobrą metodą jest tez pisanie w wordzie i potem przekopiowanie na forum.
A na pewno nie warto się zniechęcać.
A odpowiadając na Twoje pytanie, w naszej wspólnocie są małżeństwa uzdrowione i uratowane przez Pana Boga, ale przede wszystkim uzdrawiani są małżonkowie, szukający tutaj pomocy.
Pozdrawiam i jeżeli chcesz, podziel się jeszcze raz swoją historią.
Ty umiesz to, czego ja nie umiem. Ja mogę zrobić to, czego ty nie potrafisz - Razem możemy uczynić coś pięknego dla Boga.
Matka Teresa
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: kobr »

Dziękuję za wpisy. Były dla mnie pomocne przy tym poście. Zaczynam.
Pochodzę z rozbitej rodziny. Tato jak pił, to robił się agresywny i wszczynał awantury z biciem mamy włącznie. Jedności, pozytywnych uczuć u nich nie widziałam. Obojętność, ciche dni lub walka. Mną choć byłam jedna (piątka dzieci w Niebie) nie interesowali się, nie okazywali mi uczuć, nie przytulali i nie wspierali. Żyłam z boku ich życia, jak kwiatek na parapecie, który trzeba co jakiś czas podlać by nie zwiądł. W koncu mama ojca z domu wyrzuciła a po dwóch latach mnie, bo jej przeszkadzałam w ułozeniu sobie życia od nowa. Miałam 13 lat. Nauczyłam się złe przeżycia wypierać. Zamieszkałam u ojca. Macocha mnie tolerowała, ale nie kochała. Ojciec tylko pracował, na kilka etatów, by utrzymać 5osobową rodzinę. Byłam sama w zupełnie nowym środowisku. Jak tylko dorosłam chciałam uciec od despotycznej macochy. Szybko zaszłam w ciążę i wzięłam ślub kościelny 35lat temu choć wiary nie miałam ani mój mąż. Za to miałam piękną białą suknię z trenem i wianek na głowie. I pełną gotowość do miłości męża i przeświadczenie, że w małżeństwie na pewno będę szczęśliwa, bo jak nie teraz to kiedy, wszak małżenstwo trwa do końca życia. Rozwodu nawet w myślach nie dopuszczałam. Nie chciałam zgotować swoim dzieciom takiego samego losu jaki ja miałam. Cztery lata po ślubie mieliśmy już troje dzieci.
Dwa tygodnie po ślubie powiedziałam do mojego męża: Powiedz że mnie kochasz. A on na to: Nie wymuszaj, jak będę chciał, to powiem. I ja czekałam… długo czekałam i się nie doczekałam. Od początku małżeństwa byłam chłopcem do bicia i dziewczynką do gwałcenia. Służyłam do zaspokajania jego potrzeb. Najważniejsza z nich z racji nadpobudliwości, to obniżanie napięcia przez wyładowywanie się na mnie i dzieciach. Z byle powodu wszczynał awantury, krzyczał, wyzywał, poniżał, kłamał, manipulował, a złapany za rękę na krętactwie odwracał kota ogonem. Nigdy nie był winny, nigdy mnie za nic nie przeprosił, o nic nie prosił tylko żądał, rzadko dziękował, za to ustawicznie krytykował, wyśmiewał. Nie liczył się z moim zdaniem, robił co chciał, a ja mogłam się jedynie podporzadkować. Ja najczęściej byłam zdezorientowana, nie rozumiałam co się dzieje, dlaczego tak się dzieje, nie potrafiłam powtórzyć o co tym razem poszło, bo wątków w kłótni tak wiele poruszanych było… Nie atakowałam tylko wciąż się broniłam. Często w żart wszystko obracałam. A zarzutów bez przerwy przybywało. Po kłótni o nic, kłótni na cztery fajerki mąż prawie natychmiast regenerował się i za chwilę normalnie rozmawiał jak gdyby nigdy nic się nie stało, podczas gdy ja dwa dni dochodziłam do siebie. W końcu postanowiłam położyć temu kres i nie sprzeciwiać się ani słowem, ani czynem, ani gestem. Żona z uśmiechem na twarzy, spełniająca wszystkie zachcianki, nic tylko do rany przyłóż... I po niecałych takich pięciu miesiącach (ależ ja byłam zdeterminowana) mąż tak miał dosyć żony anioła, że chciał rozwodu!!! Jakiś absurd pomyślałam. I wtedy zdezorientowana, bez przyjaciół, bliskiej rodziny zaczęłam szukać ratunku w Kościele. Najpierw były pielgrzymki, modlitwy, nowenny, potem Msze św. uzdrawiające, w końcu wspólnota. Niestety nie Sychar, tej w moim otoczeniu nie ma. Pierwszą łaskę jaką dostałam było umiłowanie Eucharystii. Mogłam być na czterech Mszach św. jednego dnia i nie czułam zmęczenia, czy znużenia. A wcześniej nie byłam w stanie wysiedzieć w kościele 45 min. To były tortury. Drugą, gdy 8 grudnia podczas Mszy św. zostałam uzdrowiona z depresji, o której nawet nie wiedziałam, że ją mam. Było mi tak ciężko żyć…, do wszystkiego się zmuszałam, zupę gotowałam kilka godzin, ale tak sobie to tłumaczyłam: jest mi ciężko bo ciężkie mam życie, jak mi się życie zmieni na lepsze, to lepiej się poczuję. Dopiero po Mszy św., po wyjściu z Kościoła poczułam lekkość bytu i byłam ogromnie zdumiona tym co się stało.

Ja przez lata żyłam w stresie spowodowanym pojawianiem się cyklicznie poważnych chorób u męża i syna, ocieraniem się o ich śmierć, oskarżana o rzeczy niepopełnione, wyobcowana, z naklejką osoby stukniętej, bo nawiedzonej religijnie. I winnej tego, że między nami jest źle. Doszukiwałam się u siebie owych 50% win i nie mogłam znaleźć. W końcu doszłam do tego, że największą moją winą jest to, że jestem jaka jestem. Zobaczyłam wreszcie w sobie ofiarę, a w mężu przemocowca. I poczułam, ze moje życie to piekło. Bardzo długo otwierały mi się oczy na rzeczywistość w której żyłam. Z lęku przed mężem myślenie miałam spowolnione, a uczucia zablokowane. Ratowałam się powoli zrzucając ciężary jak z przeładowanej łodzi co się topi. Wszystko na wyczucie, intuicyjnie, w oparciu o Boże znaki. Najpierw przestałam jeździć z mężem na urlop (kazda podróż to stres i wybuch złości u męża), pózniej chodzić do znajomych i na imprezy (wstyd mi przynosił swoim zachowaniem), sprzątać jego pokój (robił syf niewyobrażalny), spać w jednym pokoju, a z czasem spać ze sobą. Pózniej przestałam mu prać, prasować i ubrania kupować. Następnie przestałam z nim pracować, by jak najmniej stykać się ze sobą, bo każde zetknięcie kończyło się wybuchem. Od nowego roku skończyłam z gotowaniem i podawaniem „niesmacznych” posiłków, a od niedawna zamilkłam. I skończyły się kłótnie, bo odebrałam mężowi tlen. Najbardziej zabolało go, że musi sam o swoje jedzenie zadbać i to, że nie wchodzę z nim w dialog. Nie może już się tak wyżywać na mnie jak dawniej, bo nie ma punktów zaczepienia. Od pięciu lat ma kochanki, ale jak tylko go bliżej poznają, to rezygnują. O dzieciach i skutkach wzrastania w takiej toksycznej rodzinie pisać nie będę, bo to duży temat.
Przez te wszystkie lata kilka razy chciałam odejść, ale za każdym razem Pan Bóg mnie zatrzymywał. W tej chwili na dobre, gdyż nie mogę opuścić domu, bo mam pod opieką wiekowego ojca z demencją starczą. I nie mam też jak domu podzielić. Nie da się i mąż się nie zgadza. On tylko grozi ze się wyprowadzi, ale jak widać nie chce swojej ofiary opuścić. Mam mocne rozeznanie, że mam być z mężem pod jednym dachem. Ja bym najchętniej chciała go w ogóle nie widzieć i w piątek na Drodze Krzyżowej usłyszałam, że nienawiść jest wtedy gdy się bliźniego nie chce widzieć. A ja mam męża kochać! Zatem godzę się na ten krzyż, choć jest bardzo ciężki i liczę na to, że Sycharki pomogą mi go nieść.
Monti
Posty: 1260
Rejestracja: 21 mar 2018, 18:14
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Narcyzm

Post autor: Monti »

Witaj,
Widać, że to wszystko, co przeżyłaś, to silna trauma, coś w rodzaju zespołu stresu pourazowego. Myślę, że powinnaś udać się na terapię, a być może także skorzystać z pomocy psychiatry, skoro zauważyłaś w sobie wcześniej jakieś objawy depresji. To dobrze, że Bóg Cię dotknął, ale zasadniczo On działa przez ludzi, którzy się w tym specjalizują i mogą Ci fachowo pomóc.
Dobrze, że odbudowałaś swoją więź z Chrystusem, ale trzeba też uważać przed ucieczką od tej trudnej rzeczywistości w dewocję. Kiedyś jeden mądry ksiądz na spowiedzi przestrzegł mnie przed "zamadlaniem" rzeczywistości. Owszem, trzeba się powierzyć Bogu, ale On nie działa poza naszym wysiłkiem.
Z Twojego opisu wynika, że już odeszłaś od męża, że nie ma jakichkolwiek więzi. Nie mówię, że to źle, bo w imię dobrze pojętej miłości do samego siebie czasem trzeba się oddzielić od krzywdziciela (i to jest waśnie taka sytuacja). Więc myślę, że to, czy się wyprowadzisz fizycznie z domu, nie ma większego znaczenia. Jeśli na ten moment nie jest to możliwe, a przy tym nie jest zbyt obciążające psychicznie, to nie wyprowadzaj się. Ale też byłbym ostrożny przed takim myśleniem, że Bóg wymaga ode mnie, żebym trwał w tej sytuacji i niósł swój krzyż. Raczej przyjąłbym, że Bóg chce, żebyśmy mieli życie w obfitości. I to nie tylko po śmierci, ale już teraz.
"Szukaj pokoju, idź za nim" (Ps 34, 15)
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Caliope »

Napisałaś w temacie o narcyzmie, dlaczego? Jesteś jak wielu z nas DDA, żeby wyjść z tego skrzywdzenia potrzebujesz terapii indywidualnej i grupowej oraz wybaczyć sobie, mężowi i rodzicom.
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: kobr »

Mój ojciec nie był alkoholikiem. Nie pił często tylko jak już wypił to wtedy nabierał siły i odwagi, by się postawić matce i pokazać kto tu rządzi. Na co dzień był pantoflarzem. Wtedy mama albo sąsiedzi wzywali milicję i tato się uspokajał. Bywało też tak, że mama uciekała ze mną do koleżanek na nocleg, a czasami to nawet na dworcu spałyśmy. Gdyby mój ojciec po wypiciu położył się spać zamiast awanturować, to w ogóle by nie było problemu. Bo kto wtedy w latach 50,60,70-tych nie pił. Wszędzie gdzie ja bywałam w gościach pojawiała się na stole flaszka.To było normalne.
A na terapii w ośrodku uzależnień byłam. I tam dowiedziałam się, że jestem osobą współuzależnioną od męża, że dobrocią i łagodnością przemocy nie powstrzymam, że mąż stawał się coraz gorszy, bo ja mu na to pozwoliłam. Dzięki terapii nabrałam odwagi i założyłam zamek do drzwi do swojego pokoju, by mąż nie robił mi nocnych nalotów i zagroziłam ze jeśli nadal będzie się awanturował pod drzwiami to wezwę policję i założę mu niebieską kartę. On bardzo dba o swój dobry wizerunek (w oczach otoczenia robi za niezwykle czarującego, sympatycznego mężczyznę i dbającego o dom męża i ojca) więc się przestraszył i przestał mnie nachodzić. Mój mąż jest socjopatą, a narcyz, socjopata i psychopata mają podobne cechy zachowań. Wiele lat mi zajęło odkrycie kim ja jestem i kim jest mój mąż. Trudno tu na forum opisywać i udowadniać jakie jest to zaburzenie osobowości. Faktem jest, że jestem w silnie toksycznym związku od lat i mam wiele skrzywień z tego powodu.
To prawda, że powinnam przerobić siebie i te wszelkie zranienia. Muszę poszukać pomocy tylko nie bardzo wiem gdzie, bo terapia dla takich osób jak ja wymaga odpowiedniego terapeuty, a ja do tej pory na takiego nie trafiłam. Byłam u dwóch z NFZ i nic to mi nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Rodzicom wybaczyłam, mężowi też tak uważam, a sobie to nie wiem, raczej nie, bo żal mi utraconego życia.
Sarah
Posty: 372
Rejestracja: 01 maja 2020, 13:46
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Sarah »

kobr pisze: 21 mar 2021, 12:11 Mój ojciec nie był alkoholikiem. Nie pił często
To nie ma znaczenia, ważne, że Twoja rodzina pierwotna była dysfunkcyjna. U mnie też nie było alkoholu. Teraz biorę udział w terapii grupowej dla DDA i DDDR i mam w grupie osoby wywodzące się ze stereotypowo patologicznych rodzin, z alkoholem, biedą, przemocą fizyczną. Widzę, że funkcjonujemy bardzo podobnie, zranienia i problemy są właściwie takie same.
kobr pisze: 21 mar 2021, 12:11 Rodzicom wybaczyłam, mężowi też tak uważam, a sobie to nie wiem, raczej nie, bo żal mi utraconego życia.
Sobie przede wszystkim powinnaś wybaczyć. Przecież to Ty byłaś ofiarą i w dzieciństwie, i w przemocowym małżeństwie.
"Zamiast ciągle na coś czekać, zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później niż ci się wydaje". Ks. Jan Kaczkowski
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Caliope »

kobr pisze: 21 mar 2021, 12:11 Mój ojciec nie był alkoholikiem. Nie pił często tylko jak już wypił to wtedy nabierał siły i odwagi, by się postawić matce i pokazać kto tu rządzi. Na co dzień był pantoflarzem. Wtedy mama albo sąsiedzi wzywali milicję i tato się uspokajał. Bywało też tak, że mama uciekała ze mną do koleżanek na nocleg, a czasami to nawet na dworcu spałyśmy. Gdyby mój ojciec po wypiciu położył się spać zamiast awanturować, to w ogóle by nie było problemu. Bo kto wtedy w latach 50,60,70-tych nie pił. Wszędzie gdzie ja bywałam w gościach pojawiała się na stole flaszka.To było normalne.
A na terapii w ośrodku uzależnień byłam. I tam dowiedziałam się, że jestem osobą współuzależnioną od męża, że dobrocią i łagodnością przemocy nie powstrzymam, że mąż stawał się coraz gorszy, bo ja mu na to pozwoliłam. Dzięki terapii nabrałam odwagi i założyłam zamek do drzwi do swojego pokoju, by mąż nie robił mi nocnych nalotów i zagroziłam ze jeśli nadal będzie się awanturował pod drzwiami to wezwę policję i założę mu niebieską kartę. On bardzo dba o swój dobry wizerunek (w oczach otoczenia robi za niezwykle czarującego, sympatycznego mężczyznę i dbającego o dom męża i ojca) więc się przestraszył i przestał mnie nachodzić. Mój mąż jest socjopatą, a narcyz, socjopata i psychopata mają podobne cechy zachowań. Wiele lat mi zajęło odkrycie kim ja jestem i kim jest mój mąż. Trudno tu na forum opisywać i udowadniać jakie jest to zaburzenie osobowości. Faktem jest, że jestem w silnie toksycznym związku od lat i mam wiele skrzywień z tego powodu.
To prawda, że powinnam przerobić siebie i te wszelkie zranienia. Muszę poszukać pomocy tylko nie bardzo wiem gdzie, bo terapia dla takich osób jak ja wymaga odpowiedniego terapeuty, a ja do tej pory na takiego nie trafiłam. Byłam u dwóch z NFZ i nic to mi nie pomogło, a wręcz przeciwnie. Rodzicom wybaczyłam, mężowi też tak uważam, a sobie to nie wiem, raczej nie, bo żal mi utraconego życia.
Nie wierzę w to co czytam, że napisałaś, że twój ojciec nie był alkoholikiem. Poczytaj o nałogu, awanturach, agresywnym zachowaniu. Skąd wiesz, że ojciec nie pił codziennie?. Przeżyłam to co ty opisujesz, a teraz mierzysz się z przemocą ze strony męża, a takich ludzi wybieramy jak nie jesteśmy w terapii przed związkiem. Teraz tylko terapia, by sobie z tym wszystkim poradzić, zrozumieć.
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: elena »

kobr pisze: 21 mar 2021, 12:11 Mój ojciec nie był alkoholikiem. Nie pił często tylko jak już wypił to wtedy nabierał siły i odwagi, by się postawić matce i pokazać kto tu rządzi. Na co dzień był pantoflarzem. Wtedy mama albo sąsiedzi wzywali milicję i tato się uspokajał. Bywało też tak, że mama uciekała ze mną do koleżanek na nocleg, a czasami to nawet na dworcu spałyśmy. Gdyby mój ojciec po wypiciu położył się spać zamiast awanturować, to w ogóle by nie było problemu. Bo kto wtedy w latach 50,60,70-tych nie pił. Wszędzie gdzie ja bywałam w gościach pojawiała się na stole flaszka.To było normalne.
Ten fragment Twojej wypowiedzi opisuje właśnie alkoholizm. Przez zachowanie ojca musiałaś spać na dworcu (!) to nie było normalne i miało wpływ na Twoje dalsze życie. W dorosłość weszłaś z ogromnym bagażem wspóluzależnienia i dlatego tez w małżeństwie funkcjonowały podobne schematy.
Napisałaś, ze gdyby ojciec po wypiciu poszedł spać zamiast się awanturować to nie byłoby problemu. A właśnie tez by był ten problem. Mój tata pił dużo a potem spał, potem się budził i znowu pił- wiesz jak ja z bratem się czuliśmy wtedy? Zarówno ja jak i mój brat weszliśmy w dorosłe życie jako wspóluzależnieni i nie potrafiliśmy stworzyć zdrowych relacji już jako dorośli.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: kobr »

To może napiszę jak się skonczyło picie mojego taty. Moje odejście od mamy przyśpieszyło decyzje o przeprowadzce mojego taty do nowej kobiety. Tato nie miał swojego mieszkania. I dlatego byłam swiadkiem jego pierwszego upicia się. Wrócili z imienin od sąsiadki i wtedy moja macocha grzecznie zaproponowała mu żeby położył się spać. A on wtedy machnął jej pięścią przed oczami i syknął ...SIĘ, co miało oznaczać [...]...się.Ją ze złości aż wykrzywiło, ale nadal grzecznie naciskała aby się położył. Usłuchał. A rano przed drzwiami czekała na niego spakowana walizka i tekst od macochy: A teraz ty wyprowadzaj SIĘ, z naciskiem na się. Ja miałam już jednego alkoholika co dziecku mleko na kaca wypijał i więcej tego nie powtórzę. I ojciec skulił ogon, przeprosił i... przestał pić w ogóle, bo co miał ze mną zrobić? Gdzie pójść? Na barkę gdzie pracował?
Ostatnio zmieniony 22 mar 2021, 6:19 przez Nirwanna, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: Wulgaryzm wycięto, domyslamy się, jak to wybrzmiało.
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: kobr »

A teraz napiszę o wybaczeniu ojcu zmarnowanego dzieciństwa. Przez lata nosiłam żal do ojca za to że swoim zachowaniem zakłócał spokój małego dziecka, doprowadził do rozpadu małżeństwa i rodziny co miało nieuświadomiony wpływ na moje dalsze życie. Żeby pozbyć się obciążającego mnie uczucia przeprosiłam tatę za swoje sądy i poprosiłam o wybaczenie. Tato przeprosiny przyjął i na tym się skończyło. Żal nie minął. Kiedy po śmierci macochy zamieszkał u mnie to nie raz wypominałam mu tamte chwile. Nie mogłam się powstrzymać, by jakiejś uwagi przy nadarzającej się okazji nie dodać. A że tato ma demencje, to za chwilę już nie pamiętał mojej złośliwości i za jakiś czas znów mogłam mu dokuczyć. Czułam, że dzieli nas mur. I któregoś dnia oglądałam u taty w pokoju program „Ocaleni”. Nie pierwszy raz zresztą. Tato nie wykazywał szczególnego zainteresowania pokazywanymi historiami. Tym razem było inaczej. W pewnej chwili zapytał mnie czy on jak był młodszy też się upijał? Potwierdziłam i opowiedziałam mu co robił. Wtedy łzy stanęły mu w oczach, nieporadnie ze względu na swój wiek, ukląkł przede mną i mnie przeprosił. Wybacz mi moje dziecko, ze Cię tak skrzywdziłem – powiedział. I wtedy nastąpiło prawdziwe pojednanie między nami. Mur zniknął. Mogę teraz tatę przytulać, bo tego chcę, a nie że jako córka powinnam. Tak działa Pan Bóg.
kobr
Posty: 44
Rejestracja: 07 mar 2021, 15:17
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: kobr »

Mam pytanko: na moich i tylko na moich postach widzę niebieski ukośny pasek w narożniku z napisem Online. Co to oznacza?
Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13317
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Nirwanna »

Oznacza to, że dana osoba akurat jest zalogowana.
Pozostali użytkownicy forum bez tego paska są aktualnie wylogowani.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Narcyzm

Post autor: Caliope »

To dobrze, że pojednałaś się z ojcem, to dobry początek by teraz zająć się sobą i małżeństwem. Zakończyć dzieciństwo w którym tkwisz i stanąć na nogi by poradzić sobie z dalszym życiem na własnej terapii i z Bogiem.
ODPOWIEDZ