Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Zwyklaosoba » 19 kwie 2021, 23:18

Bławatek pisze:
19 kwie 2021, 22:35
Zwyklaosoba pisze:
19 kwie 2021, 21:34
Bławatek pisze:
19 kwie 2021, 21:12


No właśnie - nie są małżeństwem a Ty masz tą przewagę, że jesteś żoną sakramentalną, którą ona z Twoim mężem nie będzie. Niestety zarówno kowalskie jak i nasi mężowie tego nie rozumieją.

Żoną wg niej może nie jesteś, ale MAMĄ tak, i to Ty decydujesz, bo z Tobą głównie są dzieci i starasz się wychować w dobrych wartościach a nie w jakiś krzywych, wypaczonych.

Ja pewnie też będę miała podobne przeboje z moim mężem, bo przecież jak wszyscy dookoła mu mówią, że on dobrze robi to ma prawo być szczęśliwym.
Bławatku , wszyscy dookoła mówią ,że dobrze robi ? To kim są Ci wszyscy ?
Pozwolisz, że odpowiem Ci tutaj, żeby nie zaśmiecać wątku Blondynki.

Po pierwsze jego terapeutka (tak mi mówił), zapewne jego koledzy z pracy (innych nie ma), szczególnie jeden - rozwodnik, bo gdy nie raz byli razem w delegacjach to wiem, że rozmawiali o "życiu", a i nieraz jak szli wieczorem coś zjeść i rozmawiałam z mężem to kolega żartobliwie mówił, że idą "na dziewczynki" - mnie takie żarty nie śmieszą. Brat męża, kiedyś z nim rozmawiał i też stwierdził, że ze mnie słaby materiał na żonę (bo nie byłam poddana mężowi i usłużna - ich największe pragnienie). A i koleżanki, które wychwalają męża w pracy dają mu do myślenia jaki to on wspaniały. Przy tych wszystkich słowach męża stosuję zasadę z listy Zerty - nie wierz we wszystko co mąż mówi.

Gdy mediator stawał po mojej stronie to mąż stawał się zniecierpliwiony. Podobnież było na terapii małżeńskiej, ponieważ pani terapeutka przyznawała mi w wielu kwestiach rację to mąż na drugim spotkaniu stwierdził, że on mnie i tak nie kocha, a że pani nie umiała sprawić żeby mnie pokochał to przerwaliśmy (strasznie mnie te spotkania niszczyły, bo mąż wogole nie chciał na problemy spojrzeć z innej strony).

A poza tym w telewizji widzi, że ludzie układają sobie życie z innymi, mają kilka żon/mężów i są szczęśliwi.

Takie teorie niedojrzałego chłopca (mężczyzny?).
Ok, czyli w sumie, znalazł popleczników,klasyka ,poklepał i po plecach ,ok ,jak nie poklepią to słabi koledzy i cześć, u mnie ,teściowa ,teść ,rodzeństwo męża wszyscy są przeciwni

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Bławatek » 20 kwie 2021, 10:38

Brat męża nie ma zdania - nasza to sprawa (wierzący i praktykujący), jego żona była za tym aby mój mąż do nas wrócił, aczkolwiek po ostatniej rozmowie z moim mężem stwierdziła, że to chyba głupi pomysł, bo on ciągle trwa w swoim myśleniu. Teście nie uznają rozwodów, ale mają też do mnie trochę uwag, a że mąż powołał ich na świadków to w sądzie może być dziwnie. Moja rodzina też podzielona. I ja sobie tak dryfuje miotając się ciągle. Głównie dlatego, że mąż daje sprzeczne sygnały.

Chyba najgorsze jest to twierdzenie - w dzisiejszych czasach wszyscy się rozwodzą i mają się lepiej. A ja zawsze byłam przeciwna rozwodom.

A gdy sąsiedzi się rozwodzili to mój mąż mówił - chłop miał taką zołze, że musiał się rozwieść. Wszystko wina kobiet.

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Zwyklaosoba » 20 kwie 2021, 11:22

Bławatek pisze:
20 kwie 2021, 10:38
Brat męża nie ma zdania - nasza to sprawa (wierzący i praktykujący), jego żona była za tym aby mój mąż do nas wrócił, aczkolwiek po ostatniej rozmowie z moim mężem stwierdziła, że to chyba głupi pomysł, bo on ciągle trwa w swoim myśleniu. Teście nie uznają rozwodów, ale mają też do mnie trochę uwag, a że mąż powołał ich na świadków to w sądzie może być dziwnie. Moja rodzina też podzielona. I ja sobie tak dryfuje miotając się ciągle. Głównie dlatego, że mąż daje sprzeczne sygnały.

Chyba najgorsze jest to twierdzenie - w dzisiejszych czasach wszyscy się rozwodzą i mają się lepiej. A ja zawsze byłam przeciwna rozwodom.

A gdy sąsiedzi się rozwodzili to mój mąż mówił - chłop miał taką zołze, że musiał się rozwieść. Wszystko wina kobiet.
Sprzeczne sygnały to dla nas informacja jedynie ,że mężowie są chorzy, na duszy na pewno, co więcej to już specjaliści muszą ocenić, w sumie obserwuje wiele osób i naprawdę niektórzy chcą takiej destrukcji, u mnie było idealnie, wszystko było, ale "po co szanować jak można rozwalić i na nowo zbudować coś lepszego "- to myślenie mojego męża, ale on nie bierze pod uwagę nic oprócz swojego chciejstwa, no cóż , zostawiamy to Panu Bogu ,życie idzie dalej, coraz częściej myślę, że okej mąż wybrał nałogi, życie jak na studiach, ok. Ja wolę moje dorosłe życie, nasze życie Bławatku jest często bardziej uporządkowane, rokuje jakoś, mężowie błądzą i miotają się ze swoimi " w ich oczach męskimi decyzjami" .

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Ruta » 20 kwie 2021, 15:34

Bławatek pisze:
20 kwie 2021, 10:38
Brat męża nie ma zdania - nasza to sprawa (wierzący i praktykujący), jego żona była za tym aby mój mąż do nas wrócił, aczkolwiek po ostatniej rozmowie z moim mężem stwierdziła, że to chyba głupi pomysł, bo on ciągle trwa w swoim myśleniu. Teście nie uznają rozwodów, ale mają też do mnie trochę uwag, a że mąż powołał ich na świadków to w sądzie może być dziwnie. Moja rodzina też podzielona. I ja sobie tak dryfuje miotając się ciągle. Głównie dlatego, że mąż daje sprzeczne sygnały.

Chyba najgorsze jest to twierdzenie - w dzisiejszych czasach wszyscy się rozwodzą i mają się lepiej. A ja zawsze byłam przeciwna rozwodom.

A gdy sąsiedzi się rozwodzili to mój mąż mówił - chłop miał taką zołze, że musiał się rozwieść. Wszystko wina kobiet.
Bławatku, myślenie prorozwodwe jest obecnie powszechne. I to boli oczywiście, gdy nas dotyka. Ale szkoda aż tyle czasu temu poświęcać. Bardzo czułam się oburzona na wszystkich, którzy wsparli męża w decyzji o rozwodzie, ale teraz mi przeszło. Co mi z tego oburzenia - i co im z tego? Im bardziej ja jestem jednoznaczna, tym wiekszy mam spokój w sobie - i to jakoś innych też uspokaja. Albo też niektórzy się ode mnie odcinają. No i mam spokój. Choć oczywiście jest mi przykro jeśli chodzi o niektóre osoby, na przykład moich teściów. Choćby dlatego, że moi rodzice z kolei nadal mają wobec mojego męża mnóstwo ciepła i nadal widzą w nim człowieka i szanują go jako ojca ich wnuka. No ale ja moim rodzicom o moim męzu mówię dobrze i unikam mówienia źle. Myślę, że mój mąz będąc w kryzysie postępuje dokładnie odwrotnie.

Skoro rodzice twojego męża zgodzili się być świadkami, to przygotuj się raczej, że niektóre ich zeznania mogą cię zaboleć. To świadoma strategia niektórych adwokatów, tak niszczyć "przeciwnika". Chodzi o to, że jak poczujesz się niesprawiedliwie potraktowana, zraniona - nie będziesz się bronić. A dla sędziego może to wyglądać inaczej - że jesteś konfrontowana własnie z trudną prawdą o sobie.

Zapewne sprzeczne sygnały od męża płyną gdyż sam się miota, ale czasem to może być manipulacja. Lustro pisała o tym w którymś wątku, że to czasem pomaga ogłupić drugą osobę, coć na tym ugrać i może być stosowane z premedytacją. (Lustro, parafrazuję twoją wypowiedź, nie jest to dokładne cytowanie - jeśli trzeba - sprostuj).

Przed pierwsza rozprawą, gdy miał zeznawać świadek męża zrobiłam jedną rzecz - modliłam sie, dużo, między innymi za świadka. świadek zeznawał prawdę. Trzeba było widzieć wielkie oczy sędziego, gdy świadek mówił jak dobrym małzeństwem byliśmy i że wszyscy byli w szoku, gdy mój mąz się wyprowadził. Widac było, że sędzia się zastanawia czyj to w zasadzie świadek. No i panią mecenas męża, tez trzeba było widzieć, i słyszeć - bo z wrażenia zaczęła się jąkać. Ze świadkiem miałam styczność przed sprawą. Powołanie na świadka skomentowałam krótko - że nie mam nic przeciwko, rozumiem potrzebę zadośćuczynienia obowiązkowi świadczenia w sądzie i że liczę, że powie prawdę - i nie będę mieć o to pretensji. Oraz, że nie chcę by ta sytuacja wpłynęła na nasze relacje. Nie ma więc też co z góry uprzedzać się - bo nasza postawa także wpływa na postawę świadków. Gdy nie wchodzimy w konflikt, gdy okazujemy szacunek, trudniej im kłamać, czy atakować. Bo trudno dostrzec przeciwnika w osobie, która pozostaje życzliwa.

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Zwyklaosoba » 23 kwie 2021, 13:15

Mąż dostał odpowiedź na pozew, domyślacie się reakcji, pełna postawa wściekłości na postawę miłości, najbardziej zły, że świadków powołałam...

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Bławatek » 23 kwie 2021, 15:07

Sami zaczynają lawinę a potem się dziwią, że przyjmuje taki rozmiar. Mój mąż też był zły, że świadków powołałam. On później powołał swoich rodziców na świadków, nic im o tym nie mówiąc, dopiero ja im powiedziałam, jak dostałam jego odpowiedź. Na jego odpowiedź, moja adwokat już nie wysłała mojej odpowiedzi, bo na tyle zarzutów nieprawdziwych musiałam odpisać, że za dużo tego było, więc na sali rozpraw już by było pozamiatane dla mnie, bo on by się z adwokatem przygotował. A przecież sędziowie i tak zazwyczaj nie czytają przed rozprawą dokumentów.

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Zwyklaosoba » 28 kwie 2021, 22:37

Kochani, co począć, mąż mnie tak naciska żeby się rozliczyć i po sprawie. Obwinia mnie o wszystko co tak naprawdę sam zrobił, raz zaprzecza zdradzie,innym razem wykrzykuje że nieważne z była zdrada, ale to ja zniszczyłam zaufanie potem tym że pojechałam bez jego wiedzy kowalskiwj ;( obwinia mnie tak.mocno i tak mnie to dołuje, dostał odpowiedź na pozew i wariuje strasznie mnie upokarza ,ciągle pisze,że nas nic nie łączy ,że on mnie nie kocha , ja już nawet na to " nie kocham " nie zwracam uwagi, to tylko słowa , coraz bardziej czuje się odsunięta i pogodzona z tym rozstaniem,coraz mniej mi zależy,modlę się za męża, ale doskwiera minzlosx i nienawiść jaka płynie z jego ust

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Caliope » 29 kwie 2021, 8:50

Niby to tylko słowa, ale bardzo sprawcze, mi od wielu miesięcy dzwięczą w uszach i mam blokadę. Ja bym na razie nie opisywała na sms od męża, jest w nim za dużo emocji ,jak opadną to dopiero będzie można z nim rozmawiać. A nawet skłonna bym była na jakiś czas zablokować jego numer, bo przecież to jest bardzo bolesne.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Ruta » 29 kwie 2021, 11:14

Zwyklaosoba pisze:
28 kwie 2021, 22:37
Kochani, co począć, mąż mnie tak naciska żeby się rozliczyć i po sprawie. Obwinia mnie o wszystko co tak naprawdę sam zrobił, raz zaprzecza zdradzie,innym razem wykrzykuje że nieważne z była zdrada, ale to ja zniszczyłam zaufanie potem tym że pojechałam bez jego wiedzy kowalskiwj ;( obwinia mnie tak.mocno i tak mnie to dołuje, dostał odpowiedź na pozew i wariuje strasznie mnie upokarza ,ciągle pisze,że nas nic nie łączy ,że on mnie nie kocha , ja już nawet na to " nie kocham " nie zwracam uwagi, to tylko słowa , coraz bardziej czuje się odsunięta i pogodzona z tym rozstaniem,coraz mniej mi zależy,modlę się za męża, ale doskwiera minzlosx i nienawiść jaka płynie z jego ust
Mój mąż także bardzo na mnie naciskał bym zgodziła się na rozwód. Był to dla mnie bardzo trudny czas. Najtrudniejsze było dla mnie mierzenie się ze wszystkimi oskarżeniami, oraz z tym jak mój mąż stawiał sprawę - ja cię już nie chcę, nic nas nie łączy, więc nic swoją niezgodą nic nie uwalczysz, miej honor i pogódź się z tym co jest. W domyśle było jeszcze - ty jesteś temu winna, że cię już nie chcę, bo to przez ciebie, więc tym bardziej powinnaś się zgodzić. Czułam się jakby wbijał mi nóż w serce.

Pomogła mi świadomość tego, że mój mąż robi i mówi to wszystko właśnie po to, żebym wyraziła zgodę na rozwód. A że zna mnie bardzo dobrze, wie gdzie może uderzać. Wiedział też doskonale jak wzbudzać we mnie poczucie winy i wiedział też, że poczucie winy jest tym, co bardzo mnie osłabia i czyni mnie podatną na manipulację. Musiałam pogodzić się z tym, że na tym etapie mój mąż jest gotowy bardzo mocno mnie ranić, w jakimś sensie nawet niszczyć - byle tylko osiągnąć to, co sobie zamierzył. Moją zgodę na rozwód.

W takich sytuacjach według mnie mierzą się dwie narracje, dwie opowieści o małżeństwie. Jedna jest narracją świecką i patriarchalną przy tym. Małżeństwo istnieje tak długo, dokąd mąż ma względy dla żony. Gdy żona mu się znudzi, może jej wręczyć "list rozwodowy", oddalić ją i małżeństwo przestaje istnieć.
Druga narracja jest narracją Bożą, znamy ją z Ewangelii Świętego Marka (Mk 10, 1-12).

Patrząc na te zmagania między mną a mężem, jakie miały wtedy miejsce, i nadal mają tylko już nie tak intensywnie, to zdecydowanie była walka tych dwóch narracji. One nie mają punktów stycznych. Więc nie ma tu pola do kompromisu. Jednak, aby móc się oprzeć naciskom i argumentom męża potrzebowałam, aby te dwie narracje zmierzyły się przede wszystkim we mnie.

Dokąd po części uważałam narrację świecką i patriarchalną za słuszną, dotąd argumenty i naciski męża sprawiały, że się wahałam i zaczynałam zastanawiać, czy on czasem nie ma racji. I czy czasem ja się głupio i bez sensu nie upieram, zamiast "odpuścić". Więc musiałam się przyjrzeć wszystkim swoim wewnętrznym przekonaniom o małżeństwie, rozliczyć z każdej myśli, gdy zrobiłam wyjątek w myśleniu o nierozerwalności małżeństwa. Choć przecież nierozerwalność tą uznawałam i z przekonaniem o nierozerwalności składałam przysięgę małżeńską i przystępowałam do Sakramentu Małżeństwa - to jednak okazało się, że od czasu do czasu przyjmowałam narrację świecką, robiąc wyłomy; gdy uznałam na przykład oceniając sytuację znajomych: no tak, rozwiedli się, ale przecież...

Dopiero, gdy wewnętrznie uporządkowałam te sprawy, byłam gotowa do spokojnego oporu, w miejsce walki. Powiedziałam mężowi, że on ma prawo zmienić zdanie co do istoty małżeństwa, a ja mam prawo go nie zmieniać. I tak jak ja go nie naciskam, tak nie chcę ja być naciskana. I że wobec tego w kwestii rozwodu cywilnego rozstrzygać między nami będzie sąd. Pomogło.

Pomogło w takim sensie, że mąz zmienił strategię - zamiast nacisków i presji psychicznej, które okazały się bezskuteczne, zaczął stosować obietnice. Jak to miło ułoży się nasze życie, gdy ja się na rozwód zgodzę. Teraz stosuje jeszcze inne taktyki, które nie zawsze udaje mi się wyłapać. I tak myślę będzie już do końca procesu rozwodowego. Pozostaje mi po prostu przyjąć, że przez ten czas będę obiektem bardziej lub mniej zawoalowanych nacisków męża oraz różnych jego manipulacji.

Wszystko to jednak od momentu, gdy stanęłam mocno na gruncie Ewangelii, przestaje być takie trudne - w sensie boli, rani, ale nie wpływa na to, że za każdym razem od nowa muszę toczyć w sobie walkę o to, czego ja chcę, co uważam, co mam zrobić. Ja mam jasność - trzymam się Ewangelii. I zaufanie: to dla mojego dobra.

To pozwala mi także czuć się godnie w sytuacji, w której nie godzę się na rozwód, którego żąda mąż, nie dać się obciążyć poczuciem winy, ani nie dać się przekonać, że mnie to upokarza.

Nie napisałam o emocjach. Kocham męża. Bardzo mocno. I to także jest powód dla którego na rozwód nie chcę się zgodzić. Jedną z przyczyn mojej niezgody do niedawna był też kłąb emocji, to co na forum często jest nazywane uwieszeniem emocjonalnym. Im bardziej udaje mi się od mojego męża odwiesić emocjonalnie, tym możliwość jego manipulacji mną jest mniejsza. Miłością, w przeciwieństwie do emocji nie da się manipulować.

W konfesjonale całkiem niedawno usłyszałam od księdza bolesne, ale prawdziwe słowa: Twój mąż jest obecnie twoim wrogiem. Kochaj nieprzyjaciół swoich.

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Bławatek » 30 kwie 2021, 9:27

Zwykłaosobo i znów mogłabym się podpisać pod Twoimi słowami. Tak miałam przez pierwsze pół roku od wyprowadzki męża. Wszystko moja wina, nie pasujemy do siebie, lepiej się rozstać w zgodzie i przyjaźni, a naszemu dziecku też to na dobre wyjdzie. Strasznie to wszystko boli. Jakoś to przetrawilam, ale dalej mi się w głowie nie mieści, że tak to wszystko się skończy. Wczoraj miałam okazję zapytać męża czy odwiesił postępowanie, tak, odwiesił. On już sprawę zamknął. Szkoda moich nerwów, ale boli, bo przecież mieliśmy się razem zestarzeć.

Musisz się zdystansować od tych jego raniących słów, przejdzie mu faza frustracji i być może wejdzie w kolejną "najlepszego przyjaciela" - oczywiście najlepiej po rozwodzie.

Zwyklaosoba
Posty: 475
Rejestracja: 22 gru 2020, 11:47
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Zwyklaosoba » 30 kwie 2021, 11:42

Bławatek pisze:
30 kwie 2021, 9:27
Zwykłaosobo i znów mogłabym się podpisać pod Twoimi słowami. Tak miałam przez pierwsze pół roku od wyprowadzki męża. Wszystko moja wina, nie pasujemy do siebie, lepiej się rozstać w zgodzie i przyjaźni, a naszemu dziecku też to na dobre wyjdzie. Strasznie to wszystko boli. Jakoś to przetrawilam, ale dalej mi się w głowie nie mieści, że tak to wszystko się skończy. Wczoraj miałam okazję zapytać męża czy odwiesił postępowanie, tak, odwiesił. On już sprawę zamknął. Szkoda moich nerwów, ale boli, bo przecież mieliśmy się razem zestarzeć.

Musisz się zdystansować od tych jego raniących słów, przejdzie mu faza frustracji i być może wejdzie w kolejną "najlepszego przyjaciela" - oczywiście najlepiej po rozwodzie.
Ja już stanowczo odpowiedziałam na jego propozycje rozliczenia się i pozostania w koleżeńskich relacjach, że takowe nigdy nie będą bo jestem sakramentalną żoną , obecnie mamy wspólne zobowiązania, majątek itd. ponieważ wniosłam o oddalenie powództwa z powodu tego, że podaję,że winny rozpadu jest mąż to istnieją jakieś szanse na oddalenie jego powództwa, albo proces może być długi, mąż chyba zdał sobie sprawę z powagi jego sytuacji, co bardzo niepokoi mojego męża ,gdyż oczekuje ode mnie zwyczjanie pieniędzy by rozpacząć nowe życie, kupić mieszkanie itd. proponuje mi nawet,że sam mnie spłaci z mieszkania :( a ja proponuję naprawę relacji małżeńskich w zamian i mamy konflikt stanowisk, coraz bardziej widzę w jakiej diabelskiej otchłani jest mój mąż oraz ile siły daje mi zawierzenie spraw Bogu, jestem dumna z mojej spójnej postawy i zachęcam do tego, rodzina mnie wspiera, jakoś tak czuję że toczy się walka jawna dobra ze złem, i niech ktoś mi powie,że w dzisiejszych czasach nie ma okazji pokazać jakim się jest wobec wiary, powołałam świadków , kowalska też jest zaproszona na świadka ( podobno mąż zerwał z nią kontakt jak sprawa wyszła na jaw czyli we wrześniu 2020, ale swoje zrobiła ,dowody są, więc prawnik ją powołała ) to są właśnie te sytuacje, które wnoszą pokój w serce, kiedy jasno się mówi NIE dla rozwodu, kosztuje to wiele przykrych słów, sama wiesz Bławatku jak raniących, ale jak się widzi, że przy mnie jest Bóg, który prostuje ścieżki to okazuje się, że wszystko jest na miejscu,teraz rozumiem te kobietki, które trwały przy mężach alkoholikach z różancem w ręku w mojej rodzinnie wiejskiej parafii, biedne ale oddane Bogu i w nim pokładające nadzieję, ja mam dużo łatwiej niż on ,nigdy nie doświadczylam przemocy , a alkoholizm uwydatnił się kiedy mąż popadł w romans i poważny kryzys moralności

Bławatek
Posty: 1611
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Bławatek » 01 maja 2021, 6:55

Masz rację, to prawdziwa walka Dobra ze Złem.
I jak mówią "zło dobrem zwyciężaj" więc nie atakuje męża, staram się być miła, uprzejma, za to on - przyjacielski, zainteresowany moim życiem, moją pracą, rodziną, więc ja to odczytywałam jakoby był zainteresowany mną. Nawet moja terapeutka się zastanawiała czy to może znaczyć że chce wrócić, dlatego odważyłam się go zapytać o sprawę rozwodową. No to się dowiedziałam. Ja na prawdę nie rozumiem jego postępowania i rozumowania. Tym bardziej, że niedawno syn dostał po kuzynie hulajnogę i przy mężu powiedziałam - super, ty będziesz jeździł na tej wyczynowej, a ja za tobą na twojej starej (bo na niej nawet dorośli mogą), na co mąż powiedział "a ja za wami" - takie słowa dają nadzieję, a 5 dni później mi mówi, że sprawa jest odwieszona. Ciekawe czy on sam siebie rozumie.

Tylko w Bogu możemy pokładać nadzieję i czerpać od Niego siły.

Załamana
Posty: 240
Rejestracja: 03 kwie 2020, 12:55
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Załamana » 01 maja 2021, 9:06

Bławatku u mnie jest bardzo podobnie jeżeli chodzi o zachowanie męża już pisałam to w swoim wątku. Żyje nami rodziną, pyta o wszystkich itd. W poniedziałek wielkanocny nawet powiedział że bardzo chciał przyjść do nas jak była moja rodzina w nd w wielkanoc. I przyznał się że tego szczęścia nie ma nie dosłownie , ale to wybrzmiało. Ja Ci powiem ze po tym pn miałam ogromną nadzieję że to coś znaczy... Po jego wyjściu analizowałam jego słowa nie bede tu przytaczać ale wydają sie znaczące. I co zaraz minie mc i jest tam...😓 też jestem ciekawa czy ma to znaczenie czy nie???

Awatar użytkownika
Nirwanna
Posty: 13300
Rejestracja: 11 gru 2016, 22:54
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: Nirwanna » 01 maja 2021, 9:27

Bławatku, Załamana, pamiętam siebie z podobnego okresu, i pamiętam też to ogromne zawieszanie się z jeszcze większą nadzieją na konkretnych słowach męża.
Po pewnym czasie wielokrotnego zderzania się tej nadziei ze ścianą faktów doszłam do wniosku, że czymś innym są tęsknoty czy trudne emocje męża (np. żal), a czymś innym jego proces decyzyjny. I jakkolwiek może się jedno z drugim nie sklejać, to jednak jest to spójne.
Czyli tęsknota czy trudne emocje powinny osiągnąć pewien poziom masy krytycznej, aby wpłynąć nie tylko na zmianę decyzji, ale przede wszystkim - na wytrwanie w niej. Jeśli tego dołączy się otwartość serca na Boga, zmiana i wytrwanie w zmianie będzie dużo łatwiejsze. I dotyczy to przecież każdego człowieka, również mnie.
Dlatego od jakiegoś czasu modlę się "w intencji męża, o dobro dla niego". Jak to dobro ma wyglądać i kiedy się zadziać - nie wiem. Bóg wie, to najważniejsze, i to już w Jego rękach. Tak osobiście przeżywam zawierzenie Bogu w relacji z mężem.
Cytując Vaclava Havla: "Nadzieja, to nie przekonanie, że coś się skończy dobrze, lecz pewność, że coś ma sens, bez względu na to, jak się zakończy".
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się - na próbę
Jan Paweł II

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy przyjmować pomoc męża w "takiej" separacji ?

Post autor: sajmon123 » 01 maja 2021, 9:43

Nirwanna pisze:
01 maja 2021, 9:27
Bławatku, Załamana, pamiętam siebie z podobnego okresu, i pamiętam też to ogromne zawieszanie się z jeszcze większą nadzieją na konkretnych słowach męża.
Po pewnym czasie wielokrotnego zderzania się tej nadziei ze ścianą faktów doszłam do wniosku, że czymś innym są tęsknoty czy trudne emocje męża (np. żal), a czymś innym jego proces decyzyjny. I jakkolwiek może się jedno z drugim nie sklejać, to jednak jest to spójne.
Czyli tęsknota czy trudne emocje powinny osiągnąć pewien poziom masy krytycznej, aby wpłynąć nie tylko na zmianę decyzji, ale przede wszystkim - na wytrwanie w niej. Jeśli tego dołączy się otwartość serca na Boga, zmiana i wytrwanie w zmianie będzie dużo łatwiejsze. I dotyczy to przecież każdego człowieka, również mnie.
Dlatego od jakiegoś czasu modlę się "w intencji męża, o dobro dla niego". Jak to dobro ma wyglądać i kiedy się zadziać - nie wiem. Bóg wie, to najważniejsze, i to już w Jego rękach. Tak osobiście przeżywam zawierzenie Bogu w relacji z mężem.
Cytując Vaclava Havla: "Nadzieja, to nie przekonanie, że coś się skończy dobrze, lecz pewność, że coś ma sens, bez względu na to, jak się zakończy".
Mi się wydaje, że my jako ludzie, te wszystkie powiedzonka odbieramy jak chcemy w zależności od tego jak nam pasuje. Jeden powie, że do miłości nie da się zmusić, odpuść i nie walcz. Drugi, że o miłość trzeba walczyć dopóki starczy sił. Ktoś powie, że nadzieja matką głupich, a drugi, że umiera ostatnia. Takich przykładów może być bardzo dużo.

Ja uważam, że trzeba być spójnym. Jeśli kogoś kocham i chcę uratować małżeństwo, to nie mogę być miły, przyjacielski, udawać, że wszystko jest ok, gdy druga osoba rani mnie swoim zachowaniem. Oczywiście nie chodzi mi by traktować współmałżonka jak wroga, ale dopóki krzywdziciel sprawia ból to powinno się zachować dystans. Ja takie wszystkie "przyjacielskie" sygnały odbieram jak próby zagłuszenia własnego sumienia, próba usprawiedliwienia samego siebie. Jestem miły, ktoś to odwzajemnia, więc jest wszystko w jak najlepszym porządku. Nie ma nawet miejsca na zastanowienie się nad tym, że można kogoś krzywdzić. Zdaję sobie sprawę, że jest cieńka granica pomiędzy tym by być obojętnym w sposób przyjazny, a obojętnym i wchodzeniem z roli ofiary w rolę krzywdziciela.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 34 gości