Z pustego i Salomon nie naleje

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Avys »

Zielona,
Ta sytuacja jest bardzo skomplikowana i trudna. Przerasta mój umysł całkowicie. Mąż zdradzający, uzależniony od pornografii, w depresji, fanatyk religijny, raz „kocha” raz rozwodzi się, baluje ze znajomymi, nieodpowiedzialny w sprawach rodzinnych no i teraz jeszcze powiedział „że szatan go dosięga”.
Czyli oprócz jakiś egoistycznych celów które realizuje, nie chce podleczyć się psychicznie na wyjeździe do sanatorium- czyli nie chce sobie pomóc psychicznie, religijnie też nie bo wpada w chory radykalizm. Każda w zasadzie z tych „przypadłości” funkcjonująca osobno byłaby sama w sobie ogromnym problemem. Myślę, że tam jest jeszcze jakieś bardzo głębokie zakłamanie. Pornografia połączona z religijnością tworzy chore zachowania.

Czy wychodziły jakieś rzeczy które Twój mąż ukrywał przed ślubem?

Piszesz, że masz dobry kontakt z jego rodziną…- jak pomaga Mu rodzina? Czy oni zdają sobie sprawę z jego problemów? Czy rozmawiasz z nimi na ten temat?
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Avys pisze: 22 paź 2021, 19:39 Ta sytuacja jest bardzo skomplikowana i trudna. Przerasta mój umysł całkowicie. Mąż zdradzający, uzależniony od pornografii, w depresji, fanatyk religijny, raz „kocha” raz rozwodzi się, baluje ze znajomymi, nieodpowiedzialny w sprawach rodzinnych no i teraz jeszcze powiedział „że szatan go dosięga”.
Czyli oprócz jakiś egoistycznych celów które realizuje, nie chce podleczyć się psychicznie na wyjeździe do sanatorium- czyli nie chce sobie pomóc psychicznie, religijnie też nie bo wpada w chory radykalizm. Każda w zasadzie z tych „przypadłości” funkcjonująca osobno byłaby sama w sobie ogromnym problemem. Myślę, że tam jest jeszcze jakieś bardzo głębokie zakłamanie. Pornografia połączona z religijnością tworzy chore zachowania.
Widzisz Avys, mąż powtarza, że nie jest gotowy do bycia w żadnej relacji - jego zachowanie potwierdza to w 100%.

Avys pisze: 22 paź 2021, 19:39 Czy wychodziły jakieś rzeczy które Twój mąż ukrywał przed ślubem?

Piszesz, że masz dobry kontakt z jego rodziną…- jak pomaga Mu rodzina? Czy oni zdają sobie sprawę z jego problemów? Czy rozmawiasz z nimi na ten temat?
Co do ukrywania rzeczy przed ślubem - mąż powiedział mi chyba o wszystkim, co robił i czego bardzo żałuje. Zanosił się płaczem, obawiał się, że go po tym zostawię. Do samego ślubu oboje trwaliśmy w czystości (z mniejszymi potknięciami), z tego co mówił, to nie oglądał wtedy również pornografii (myślę, że mówił to szczerze). Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie oszukał - właśnie zupełnie odwrotnie, on mi zaufał i powiedział o swojej "złej przeszłości". Było słychać w jego głosie i postawie żal. A ja przyjęłam, że każdy człowiek ma jakąś przeszłość, ale jeśli żałuje, w dodatku jest wierzący, chodzi na terapię - to przeszłość nie jest przeszkodą do małżeństwa. Już trzy tygodnie po ślubie ta uśpiona przeszłość zaczęła nas dosięgać i kąsać jak żmija.

Rodzina ma bardzo ograniczone możliwości pomocy mężowi - on po prostu się z nimi nie kontaktuje. Nie mówi co robi, co planuje, nie umawia się na spotkania, nie odwiedza spontanicznie. Swoim rodzicom mówi bardzo krzywdzące słowa - że mają zapomnieć o nim jako o synu i nie wywierać na niego żadnej presji (przy czym "wywieranie presji" to zapytanie o cokolwiek - studia, pracę, samopczucie). Mąż nie zaprosił swoich rodziców do miejsca, gdzie od roku mieszka, nawet nie znają dokładnego adresu.
I mama i tata męża, oboje, zdają sobie sprawę, że mąż "jest chory". Nikt nie wie na co dokładnie, ale sensowne porozumienie z mężem jest zwyczajnie niemożliwe. Poczatkowo myśleli, że mąż wpada w pewien rodzaj melancholii i jeśli będziemy razem fajnie spędzać czas, to na pewno "mu przejdzie". Po czasie rozeznali, że to większy problem. Rozmawiałam z nimi kilkukrotnie - oni chętnie się ze mną kontaktują, czuję ich miłość i wsparcie. Nie narzekam przy nich na mężą, ale mówię otwarcie co się dzieje, bez mówienia o moich uczuciach w tej sytuacji.
Ale co oni mogą zrobić? Co ja mogę zrobić? Modlę się o jego uzdrowienie, bo szczerze mówiąc modlitwa za nasze małżeństwo w obecnej sytuacji wydaje mi się mało sensowna. Chciałabym, żeby mógł być kiedyś szczęśliwym człowiekiem - czy ze mną, czy beze mnie. Teraz jest tak, że jeśli ja do niego zadzwonię lub napiszę - owszem, odbierze telefon lub odpisze zdawkowo, ale jest to pozbawione jakichkolwiek emocji.

Ile może trwać wychodzenie z depresji? Mąż przyjmuje lekarstwa ponad 2 lat, chodzi na psychoterapię - mnie się wydaje, że jest gorzej niż było na początku...
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Avys »

Zielona,
Tak jak Ci napisałam zrozumienie choć nawet bardzo powierzchowne problemu Twojego męża mnie przerasta. Jedynie intuicyjnie przychodzi mi do głowy, że tu nie chodzi tylko o depresję. Z tego co piszesz to depresja może być głównym problemem ale jest tam kilka rzeczy które się nie trzymają kupy. Całkowite odrzucenie Ciebie i rodziny przy utrzymywaniu życia towarzyskiego przez Twojego męża- to mi nie pasuje do depresji ale do ucieczki w jakąś formę bardzo złego życia do której ani rodzina ani Ty nie pasujecie. Jeżeli wcześniej Twój mąż miał dobre kontakty z rodziną to to jest dla mnie dziwne. Druga rzecz, skoro Twój mąż 3 tygodnie po ślubie (!!)zaczął już robić to co robi to wg.mnie wcale go nie znałaś. To mi się wydaje dużo za szybko i w tym świetle nie przemawia do mnie akurat jego „zanoszenie się płaczem”. Myślę, że jesteś osobą bardzo empatyczną, wrażliwą, dobrą i w pewnym sensie dałaś się wkręcić we wszystko co on mówił i uwierzyłaś Mu pomimo, że kłamał.
Kłamał z pewnością w najważniejszej kwestii - w tym, że Cię kocha- gdyby kochał naprawdę to myślę, że depresja mogłby utrudniać wiele rzeczy w małżeństwie ale przeszliście by przez to razem. Może się mylę i pierwszy lepszy psychiatra powiedziałby mi, że depresja może być tak ciężka, że Twój mąż ma prawo do opuszczenia żony i realizowanie sobie życia towarzyskiego którym chwali się na facebooku w innym środowisku. Myślę, że istotną barierą w poznaniu Twojego męża przed ślubem i komunikacji były różnice kulturowe. Inny język oraz inna kultura to są często elementy bardzo utrudniające budowanie związku.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

A ja myślę, że z Twojego męża straszny manipulant, płacze na żądanie, niby ma depresję, a chodzi na imprezy. Ja w mojej nie mogłam ruszyć się z domu, siedziałam bez życia. Wszystko co czytam w twoim wątku kompletnie się nie klei, same kłamstwa i manipulowanie Tobą, to podchodzi pod rys narcystyczny i nałogi z alkoholizmem włącznie, ale takim ukrywanym.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Avys pisze: 24 paź 2021, 11:01 Druga rzecz, skoro Twój mąż 3 tygodnie po ślubie (!!)zaczął już robić to co robi to wg.mnie wcale go nie znałaś. To mi się wydaje dużo za szybko i w tym świetle nie przemawia do mnie akurat jego „zanoszenie się płaczem”. Myślę, że jesteś osobą bardzo empatyczną, wrażliwą, dobrą i w pewnym sensie dałaś się wkręcić we wszystko co on mówił i uwierzyłaś Mu pomimo, że kłamał.
Kłamał z pewnością w najważniejszej kwestii - w tym, że Cię kocha- gdyby kochał naprawdę to myślę, że depresja mogłby utrudniać wiele rzeczy w małżeństwie ale przeszliście by przez to razem.
Dzięki Avys, nasi znajomi ze wspólnoty uważają podobnie - wszyscy daliśmy się wkręcić. Mój mąż potrafił pięknie mówić, opowiadać jak Bóg go sprowadził na dobrą droge przeze mnie. Później przyszedł czas, że to nie ja zostałam dla niego zesłana przez Boga, ale on dla mnie, żeby mnie nawrócić na prawdziwa wiarę. Lubi powtarzać swoją historię każdemu - czy to nieznajoma osoba z internetu, czy nowy kolega w pracy. Ludzie zwykle doceniają to, że nie ukrywa emocji... i współczują mu trudnego życia.
Avys pisze: 24 paź 2021, 11:01 Myślę, że istotną barierą w poznaniu Twojego męża przed ślubem i komunikacji były różnice kulturowe. Inny język oraz inna kultura to są często elementy bardzo utrudniające budowanie związku.
Zgadzam się... W języku ojczystym można wyczuć pewne niuanse, w języku wyuczonym jest to zdecydowanie trudniejsze. Głupia byłam, bo myslałam, że najważniejsze, że kochamy Pana Boga i siebie nawzajem - i że to wystarczy do zbudowania szczęśliwego związku. Mąż powtarzał przed ślubem, że miłość to decyzja, a nie tylko emocje - a ja uwierzyłam w słowa. Teraz już wiem, że powiedzieć można wszystko...
Caliope pisze: 24 paź 2021, 17:44 A ja myślę, że z Twojego męża straszny manipulant, płacze na żądanie, niby ma depresję, a chodzi na imprezy. Ja w mojej nie mogłam ruszyć się z domu, siedziałam bez życia. Wszystko co czytam w twoim wątku kompletnie się nie klei, same kłamstwa i manipulowanie Tobą, to podchodzi pod rys narcystyczny i nałogi z alkoholizmem włącznie, ale takim ukrywanym.
Caliope, depresja może podobno przybierać różne formy... Rys narcystyczny (i socjopatyczny) wyszedł w badaniach psychiatrycznych męża, więc możesz mieć rację.

Chciałam za wszelką cenę uratować to małżeństwo, właściwie nadal chcę. Jak tak sobie pomyślę, to moje "chcenie" wynika bardziej z lęku, że przecież jestem sakramentalną małżonką i nie powinnam się rozwodzić, niż z realnego osądu sytuacji. Modlę się za męża, ale bardziej, żeby go Bóg uzdrowił i mógł żyć szczęśliwie, niż żeby żył ze mną. Jeśli się rozwiedziemy, to nie dlatego, że ja tego chcę, ale dlatego, że nie możemy żyć razem. Chyba mniej przeraża mnie wizja życia w samotności, niż wizja problemów, które jest w stanie wygenerować mój mąż...
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Ruta »

Zielona,
Twój mąż ma rację, miłość to decyzja, nie emocje. Ale miłość potrzebuje być miłością mądrą. I nie jest to takie zimne i "bez czucia". Decydując się kochać męża zdecydowałam, że już do końca życia będę go kochać, czyli że będzie dla mnie ważny, że będę się kierować jego dobrem, że będę rozwijać swoją miłość, by stawała się taka jak w Hymnie o miłości. Oraz, że już na stałe pozostanę w triadzie miłość wierność i uczciwość małżeńska.

Mądra miłość pamięta przykazanie miłości. Czyli że najbardziej i całą sobą kocham Boga, potem bliźniego, ale jak siebie. Czyli siebie też kocham. Mądra miłość jest ofiarna, ale to nie to samo, co stanie się ofiarą, choćby i męża.

My sami nie jestesmy zdolni do takiej pięknej i stałej miłości. Takiej miłości uczymy się od Boga, przy Jezusie, przy Matce Bożej, przy Świętej Rodzinie, przy Świętych. Dlatego prosimy o pomoc już podczas składania przysięgi małżeńskiej. Bez tej pomocy nie bylibyśmy w stanie dotrzymać danego słowa. Warto pamiętać, że i Aniołowie są Święci. Wszyscy Święci są naszymi pomocnikami i nauczycielami Miłości. Ale po pomoc potrzebujemy umieć sięgać. Jeśli mówię pomóż, ale nie korzystam z tej pomocy, nie słucham, nie przyjmuję tego co dostaję, no to pomoc odrzucam. Ja rozumiem to teraz tak, że korzystanie z pomocy Boga i Wszystkich Świętych jest częścią przysięgi.

Jeśli chodzi o twoje trudne doświadczenia z mężem pisałam już, że jeśli chodzi o terapię, to jeśli twój mąż boryka się z uzależnieniami, a wiele z tego co pisałaś wskazuje na to, że jest możliwe, że twój mąż jest uzależniony od alkoholu, od pornografii, być może także od innych zachowań seksualnych, to leczenie depresji nie pomoże. Piszę w trybie jeśli bo nie wiem czy twój mąż ma problem z uzależnieniem.
W przypadku uzależnienia podstawową diagnozą jest uzależnienie i podstawową terapią jest terapia uzależnienia. Leczenie depresji w sytuacji nałogu jest jak staranne zamalowywanie gangreny. Skóra wydaje się być całkiem normalna, ale noga gnije.

Co do rodziny męża, bycie miłym i otwartym może być kwestią kulturową. W naszej kulturze ludzie traktują się w taki sposób tylko w bliskich relacjach, w innych kulturach ludzie traktują tak innych ludzi. Więc nie zawsze takie zachowania coś znaczą. Wiele znanych mi osób wspaniale czuło się w niektórych państwach, bo czuli się tam wręcz nasycani miłością, troską zainteresowaniem. Natomiast nie oznacza to bliskich więzi. Warto przyjrzeć się tym kwestiom, by wiedzieć jak układać sobie relacje z rodziną męża. Warto też się dowiedzieć jakie w tamtej kulturze są oczekiwania wobec synowej i jakie ma ona powinności. Jeśli nie są niezgodne z naszą wiarą można się nad nimi pochylić. I to może stac się podstawa zbudowania bliższej więzi.

Nie da się namówić osoby uzależnionej do leczenia. Wiem, bo próbowałam. Każda taka próba to jak rozbieganie sie na ścianę. Krzywdzi się siebie.
Da się natomiast zająć sobą i swoim współuzależnieniem. Bo żyjąc z osobą z uzależnioną wpadamy we współuzależnienie.
Praca nad sobą pomaga wrócić do równowagi życiowej, do radości życia.

Im większe małżonek ma zaburzenia, tym bardziej warto zwrócić uwagę na siebie i swoje zaburzenia. Wybór małżonka nie jest przypadkowy, w takim sensie, że nawet jeśli jest przypadkowy, to ta przypadkowość wynika z naszych trudności. Jeśli wybór był staranny, a potem po ślubie się "okazuje", to także świadczy o naszych trudnościach. Nie ma szans, jeśli zawarłam małżeństwo z zaburzoną osobą, sama jestem zaburzona.

Ja bardzo starannie wybrałam sobie na męża mężczyznę uzależnionego od narkotyków, alkoholu i pornografii. Świadczy to o skali moich własnych zaburzeń i trudności. Ale ani trudności moje ani męża nie oznaczają, że my się źle dobraliśmy. Żaden inny mąż nie nakierowałby mnie na moje trudności. Ja trudna żona potrzebuję mojego trudnego męża, a mój trudny mąż potrzebuje mnie trudnej żony.

Czy wiesz już co w tobie spowodowało wybór tak trudnego męża? Ja wiem, że pierwsza odpowiedź brzmi: nie wybierałam trudnego męża, wszystko wydawało się w porządku, mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Nic mnie nie niepokoiło. Przyjrzyj się temu nic właśnie które cię nie niepokoiło. Co mówili znajomi, co rodzina, co mówił twój wewnętrzny głos, co tłumiłaś? Mój narzeczony a obecny mąż mówił, że ma trudną przeszłośc, a ja przyjęłam na słowo, że to już przeszłość. Nie pytam, nie sprawdzam, nie zaczynam uważniej obserwować. Czemu tam gdzie powinnam wiać, albo się zastanowić ja czułam nic. Czego się bałam dowiedzieć? Czasem w tym nic można znaleźć wiele odpowiedzi. O sobie. I swoich trudnościach.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Avys »

Ruta pisze: 25 paź 2021, 10:09 Nie ma szans, jeśli zawarłam małżeństwo z zaburzoną osobą, sama jestem zaburzona.
Ruta, aż tak mocna diagnoza?
Wydaje mi się, że słowo zaburzona osoba jest bardzo mocne. Mam na myśli to, że takie osoby potrzebują długoterminowej psychoterapii (liczonej w latach) i bardzo często wspomagania lekami. Biorąc pod uwagę ilość małżonków, którzy porzucają swoje żony/mężów i występują u nich zaburzenia osobowości czy są o nie podejrzewani wskazywałaby na to, że duża ilość osób na tym forum z uwagi na to, że wybrała takiego małżonka jest zaburzona, włącznie ze mną ;-)
No chyba że Ty nie masz na myśli zaburzenia osobowości jako terminu medycznego lecz dysfunkcje, słabości, utarte z dzieciństwa schematy zachowań, które posiada każdy z nas, jedni mniej drudzy więcej, jedni radzą sobie z nimi z pomocą psychoterapii inni bez ale są one przy wytrwałej pracy nad sobą do wyeliminowania, zmiany czy poprawy.
Z tego co pisze Zielona o swoim mężu i jego poważnych problemach psychicznych wynikałoby, że ona powinna prosto po pracy pójść do psychiatry??!
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Ruto, odpisywałam na Twój post przez ostatnią godzinę. Niestety, nie zapisałam kopi roboczej, więc odpiszę trochę krócej. Dziękuję za wszystko co napisałaś, to pozwoliło mi wejść trochę głębiej w siebie i zastanowić się nad moimi motywacjami do poślubienia właśnie takiego męża.
Wyszłam za mąż za mężczyznę z przeszłością - to wiedziałam od początku. Pytałam siebie, czy chcę - bo przecież sama zachowywałam czystość dla mojego męża, a tutaj narzeczony uwikłany w pornografii i korzystający z prostytutek (zanim się poznaliśmy). Ale szybko te myśli odsuwałam od siebie, no bo kim ja jestem, żeby go oceniać. Ważne, że teraz już taki nie jest i że żałuje (tak wtedy myślałam). I przecież każdy człowiek ma jakąś przeszłość (lepszą lub gorszą). Narzeczony dawał mi dużo ciepła i miłości, znajomi i rodzina mówili: "O, jaki on pomocny, jak się o ciebie troszczy"; siostra żartowała, że mam z nim nie przyjeżdżać w odwiedziny, bo jej własny mąż licho przy nim wypada. Były momenty trudne - kiedy wpadał w płacz, nie umiał sobie poradzić z emocjami - szczególnie kiedy związane było to w jakiś sposób "z przeszłością". Często motywowałam go, żeby skontaktował się z rodzicami (bo nie odbierał od nich telefonu przez kilka dni / nie oddzwaniał / nie odpisywał na wiadmomości) albo przestał krzyczeć na mamę - to powinny być dla mnie znaki, że on ma jakiś problem w relacjach. I były, ale ponieważ wobec mnie przyjmował zupełnie inną postawę - zawsze miał dla mnie czas, myślałam, że to dobrze, że odciął rodzicielską pępowinę (o ja naiwna...).
Avys pisze: 25 paź 2021, 14:58
Ruta pisze: 25 paź 2021, 10:09 Nie ma szans, jeśli zawarłam małżeństwo z zaburzoną osobą, sama jestem zaburzona.
Ruta, aż tak mocna diagnoza?
Wydaje mi się, że słowo zaburzona osoba jest bardzo mocne. Mam na myśli to, że takie osoby potrzebują długoterminowej psychoterapii (liczonej w latach) i bardzo często wspomagania lekami. Biorąc pod uwagę ilość małżonków, którzy porzucają swoje żony/mężów i występują u nich zaburzenia osobowości czy są o nie podejrzewani wskazywałaby na to, że duża ilość osób na tym forum z uwagi na to, że wybrała takiego małżonka jest zaburzona, włącznie ze mną ;-)
No chyba że Ty nie masz na myśli zaburzenia osobowości jako terminu medycznego lecz dysfunkcje, słabości, utarte z dzieciństwa schematy zachowań, które posiada każdy z nas, jedni mniej drudzy więcej, jedni radzą sobie z nimi z pomocą psychoterapii inni bez ale są one przy wytrwałej pracy nad sobą do wyeliminowania, zmiany czy poprawy.
Z tego co pisze Zielona o swoim mężu i jego poważnych problemach psychicznych wynikałoby, że ona powinna prosto po pracy pójść do psychiatry??!
Avys, podobno nie ma ludzi zdrowych, są tylko niezdiagnozowani... :) A tak zupełnie poważnie, to ja mam chyba w sobie coś z osobowości ofiary. Od dziecka lubiłam pomagać innym, nawet jeśli sama miałabym przez to mieć trochę pod górkę - w podstawówce zobowiązałam się pomagać koleżance z klasy w codziennym odrabianiu zadań domowych (ale w deszczu to ja przychodziłam do niej, a nie ona do mnie), ogarniałam dom za rodzeństwo, jak już byłam starsza przygotowywałam posiłki dla reszty rodziny, robiłam prace domowe za kogoś w szkole / albo siedziałam popołudniami, żeby komuś jakieś trudniejsze zagadnienia wytłumaczyć. Jak mój brat nie chciał czytać lektur, to czytałam mu je głośno, żeby trochę przyswoił. To tylko kilka przykładów, ale do teraz wydaje mi się, że niektórzy ludzie wchodzą mi na głowę, a ja im na to pozwalam. Właściwie nie wiem dlaczego taka jestem, nie robię tego, żeby ktoś mnie lubił, czy docenił - bo miłości od przyjaciół czy rodziny mam pod dostatkiem. Uczę się asertywności i tego, żeby nie być wykorzystywana, ale czasami trudno mi rozpoznać intencje innych ludzi.
Może to empatia, może naiwność, a może jakieś nieprawidłowe schematy zachowań z dzieciństwa. Pojęcia nie mam (zielonego), ale jestem mega szczęśliwa, jeśli ktoś może z moją pomocą (czasami naprawdę niewielką) osiągnąć coś fajnego.
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

Wszyscy przekraczali i przekraczają twoje granice, dosłownie każdy. Dlatego tak jest z twoim mężem, on to już do perfekcji wie gdzie wejść. Potrzebujesz terapii która w kilku miejscach ci je pozamyka i będziesz je kontrolowała. Ja byłam taka sama, nie myślałam o sobie, a o innych i było coraz gorzej.
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Nie dałam rady. Postanowiłam sobie wcześniej nie dzwonić, nie pisać do męża do 15 listopada. Wcześniej powiedział mi, że on będzie rozmawiał ze mną wtedy, kiedy ma na to ochotę. Potraktował ten czas do marca jako prezent od biskupa - może robić co chce, a żona nie będzie zawracać mu głowy.
Tyle dni wolnego... Szczególnie dla studentów. I ani chwili męża dla mnie. Zadzwoniłam dziś do niego, zapytałam jak się ma. Oczywiście standardowo - wszystkie dni przeleżał w łóżku, nie ma siły wstać, uczyć się, zjeść czegoś. Ale po chwili rozmowy wyszło na to, że ma czas i siły, żeby spotykać się ze znajomymi z aplikacji i pójść na wczorajsze spotkanie rodzinne u kuzyna. Nawet dostał jakiś prezent od wujka dla mnie, ale "nie ma jak ma mi go przekazać".
Zrobiło mi się bardzo przykro. I smutno. Bo ja siedzę i czekam, nie wiadomo na co. Przecież tu nie ma czego ratować, nawet wspomnieniami nie mam do czego wracać, bo od początku jest tak samo beznadziejnie. Skontaktowałam się z tym biskupem ponownie, wyznaczyliśmy termin na 28 listopada, żeby porozmawiać - o dokumentach, które są potrzebne przy "rozstaniu". Dowiem się co jest potrzebne i jak wygląda proces w kościele koptyjskim. Nie chcę przekładać tego do marca, wykańcza mnie to myślenie o układaniu życia bez męża, ale z mężem. Brzmi to bardzo nieskładnie, ale mam możliwość z poczatkiem roku powrotu do kraju. Uwzględniając w przyszłości męża, powinnam zrobić wszystko, żeby nie wyjeżdżać (no bo jak odbudować relację małżeńską z daleka). Ale w aktualnej sytuacji, mimo, że mieszkamy w jednym mieście - nie widujemy się. Więc co robić? Ja się tym przejmuję, a mąż?
No właśnie - dziś dowiedziałam się od niego, że zadecydował, że kolejny semestr studiów "przełoży na póżniej", bo teraz jest zmęczony. O ile najpierw zda dwa komisyjne egzaminy z semestru poprzedniego. Jak mówi, będzie myślał o małżeństwie po studiach.

Chciałabym móc powiedzieć, że "czekanie" na męża z miłością i bez oczekiwań przynosi efekt i że Pan Bóg błogosławi takim małżeństwom. U mnie etap rozpaczy po opuszczeniu przez małżonka już się zakończył, to znaczy - czekam na niego, ale wcale nie myślę, że kiedyś wróci.
Nie myślę o tym, że chciałabym się z kimś wiązać, nie spieszy mi się do wchodzenia w nowe związki, chociaż metryka nieustannie o sobie przypomina. Kocham męża, wkurzam się, kiedy za nim tęsknię (bo to serce, a nie rozum). Właściwie nie boje się tego, że zostanę sama (bo już i tak jestem), ale że popełnię grzech rozwodząc się z nim. Boże, zwykle wszystkich umiem pocieszyć, znaleźć jakąś pozytywną stronę sytuacji...
Wszyscy księża, z którymi do tej pory rozmawiałam, radzą nie brnąć w to dalej. Czytając Wasze historie tutaj widzę, że decydujecie się często postepować wbrew ludzkiej logice i bardzo to doceniam. I chyba właśnie wzorując się na Sycharze tym bardziej boję się podjąć tę ostateczną decyzję :cry:
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Ruta »

Ja przed podjęciem takiej ostatecznej mocnej wewnętrznej decyzji o trwaniu w wierności, rozeznałam sobie w sercu, jak ja widzę moje małżeństwo. Czy ono jest dla mnie ważne, także w kontekście nieważności.
Potrzebowałam tego, by mieć wewnętrzną pewność i spójność. Dopiero z tej pewności mogę zaczerpnąć siły, by dochować wierności, wypełniać przysięgę małżeńską. To tak jakbym podjłęła decyzję, że trwam w tej decyzji jaką podjęłam decydując się na małżeństwo z moim mężem. Bo mi wyszło, że mimo deficytów po obu stronach, oboje byliśmy dojrzali i świadomi na tyle, by podjąć świadomie życie małżeńskie i świadomie złożyć przysięgę.
Co nie znaczy, że czasem nie mam takich wahnięć w stylu, hej, kobieto, mąż cię zdradza, nie chce z tobą być, a ty żyjesz w wierności, modlisz się za niego. Czy to nie przesada? No ale w takich chwilach ufam Jezusowi. Jeśli nie da się pojednać z mężem, będę żyła samotnie. Nawet w tych chwilach gdy nie widzę w tym sensu. Jezu ufam Tobie!
zielona
Posty: 22
Rejestracja: 09 sty 2021, 10:22
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: zielona »

Ruto, przeczytałam gdzieś kiedyś, że nawet nieważnie zawarte małżeństwo może się "uważnić" poprzez postawę małżonków. Przez ostatni rok odrzucałam myśli o sprawdzeniu ważności małżeństwa. Ksiądz, który w takich sprawach orzeka powiedział mi, że tutaj nawet nie ma co się zastanawiać nad ważnością, bo mąż od początku pokazuje, że nie był zdolny do podjęcia obowiązków małżeńskich. Mimo to nie chciałam wchodzić na tę drogę, bo 1) Kocham męża, 2) Poślubiłam go znając jego przeszłość i wady.
Nauczyłam się podczytując od ponad roku różne wątki na tym forum, że nie mamy zmieniać małżonka, ale siebie. Uczę się stawiać sobie granice, żyję dalej zajmując się sobą. Nie zamknęłam się w domu i nie pogrążyłam w rozpaczy. Oddałam sprawę naszego małżeństwa Jezusowi. Pytanie tylko, co robić dalej? Choroba męża to jego karta przetargowa: nie podejmuje pracy (dostaje świadczenia jako bezrobotny) i zamierza odłożyć ostatnie dwa semestry nauki na "za rok" - wszystko za poświadczeniem lekarza, że choruje na depresję.
Być może jestem niesprawiedliwa, bo mąż rzeczywiście źle się czuje - a myślę, że nikt nie lubi czuć się źle. Z drugiej strony wydaje mi się, że taka sytuacja jest zwyczajnie dla niego wygodna... Nikt nie może niczego od niego wymagać, nie ma żadnej motywacji, żeby wziąć się za siebie. Może leżeć w łóżku i oglądać Netflixa, a wieczorami spotykać się ze znajomymi poznanymi z aplikacji, a pieniążki co miesiąc przesyłane są na konto. Brzmi to pewnie, jak bym nie miała dla niego serca. Ale jeśli pomyślę sobie, że taki właśnie mąż miałby powrócić do mojego domu, to nie chcę. Bo to nie będzie małżeństwo. Leczenie męża polega na przyjmowaniu od 2.5 roku lekarstw i psychoterapii - spotkania dwa razy w miesiącu, którym nie został nadany żaden kierunek. Czy czekanie na powrót małżonka oznacza, że wierna żona ma od niego nic nie wymagać, nie mieć żadnych oczekiwań względem niego i cieszyć się, że w końcu wrócił? Obawiam się, że my nie będziemy w stanie stworzyć zdrowej relacji. Pan Bóg działa cuda, ale daje także rozum. Szkoda, że używam go dopiero po ślubie...
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Caliope »

Zielona pomyśl o sobie samej, stań obok i złap dystans. Czego tak naprawdę byś chciała, tylko od twojej strony jest sakrament katolicki, od strony męża nie ma. Od Ciebie zależy co zrobisz dalej, masz wybór.
Avys
Posty: 220
Rejestracja: 21 cze 2020, 8:31
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Avys »

Zielona,
Jeśli podejmiesz decyzję co robić w Duchu Św. to jestem przekonana, że będzie ona właściwa. Jeśli chodzi o mnie to po tej niewielkiej liczbie danych które tutaj napisałaś zgadzam się z tym księdzem z którym rozmawiałaś. Oprócz modlitwy, może właśnie jakiś rodzaj kierownictwa duchowego pomógł by Ci w podjęciu decyzji co robić.
Pozdrawiam Cię ciepło, myślę o tym jaka jesteś dzielna.
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Z pustego i Salomon nie naleje

Post autor: Ruta »

Myślę, że gdy rozeznajemy coś na własny użytek, nie musimy trzymać się reguł i przepisów, możemy rozeznawać sercem z pomocą Ducha Świętego.

Dla mnie z uwagi na rodzinę, na moje uczucia do męża zapewne rozeznanie o nieważności i tak nie zmieniłoby mojej decyzji i pewnie podążałabym w kierunku uważnienia małżeństwa. To dlatego, że mam głębokie wewnętrzne przekonanie, że mój mąż jest potencjalnie zdolny do bycia wspaniałym ojcem i mężem. To w nim jest i jestem pewna, że w każdej chwili może się rozwinąć.

Bałam się tego rozeznawania. Na szczęście każdy z małżonków sakramentalnych ma prawo korzystać z domniemania ważności swojego małżeństwa. I tak jest aż do chwili gdy nastąpi prawomocne stwierdzenie nieważności.
ODPOWIEDZ