Czy da się uratować to małżeństwo?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

lustro pisze: 14 lis 2017, 13:08
Faustyna pisze: 14 lis 2017, 12:40 Lustro,
Powiedział oczywiście pózniej. Zachowanie jego w trakcie "romansu" pokazywało, że niekoniecznie było mu "lekko na duszy"...
To jeszcze jednego nie rozumiem. Jak można ukryć przez kilka lat romans przed rodzicami,teściami, wyprowadzkę...? Jak sprawilaś, by dzieci to ukrywały przed babciami?
To jak odbieralas zachowanie swojego męża nie jest obiektywne - prawda?

Ja? Dlaczego uwazasz, że akurat ja o to zadbalam? Mnie to na tamten czas już nie ruszało.
I Faustyna, ja Ciebie proszę - czytaj co piszę. Sprawa dotyczyła jednej mamy/teściowej/babci.

Lustro,
Przepraszam. Dobrze zrozumiałam jednak źle napisałam w liczbie mnogiej.
Trudno mi jest zrozumieć, jak w przypadku wyprowadzki, separacji bądź rozwodu można przez kilka lat ukrywać rozpad małżeństwa oraz "zapanować" nad dziećmi by czegos, nawet niechcący, nie powiedziały babci, bliskim...
Intencje twojego męża sa zrozumiałe, chciał uchronić swoją mamę i nie dziwię sie temu.
jacek-sychar

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: jacek-sychar »

Lustro
Przez 4 lata Twój mąż nie uczestniczył w spotkaniach rodzinnych (imieniny, urodziny, śluby, pogrzeby) lub uczestniczył w nich sam i nikt się nie zorientował? Sam jeździł też do mamy?
No, chyba że wcześniej też nigdzie z mężem nie chodziłaś. :lol:
W najbliższej rodzinie nie da się ukryć takich rzeczy. Jeżeli to jest prawdziwa rodzina. ;)
No, chyba że mi powiesz, że w tym czasie razem chodziliście na takie imprezy. :lol:
lustro pisze: 14 lis 2017, 14:50 Nie gniewaj się Jacku, ale jakie to ma znaczenie, że nie wierzysz?
Nie ma to żadnego znaczenia. Chciałem tylko wiedzieć, czy widząc często u innych kowalskiego/kowalską, nie sądzisz, że inni zobaczyli to również u Ciebie?
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Pavel »

Ja zrobiłem ten, patrząc z dzisiejszej perspektywy, błąd i powiedziałem zarówno swojej mamie jak i teściowej, oraz naszemu rodzeństwu.
Nie dało mi to nic - ani wsparcia, ani zrozumienia, ani pomocy.
Pogłębiła się tylko frustracja, poczucie osamotnienia w walce o uratowanie rodziny.
W mojej ocenie z perspektywy czasu, szukałem każdej możliwej opcji aby „po ludzku” dać nam szanse. Tonący brzytwy się chwyta, mnie ta brzytwa nieźle poraniła.
Chciałem najwyraźniej również zrzucić z siebie choć część ciężaru i odpowiedzialności.
To tak nie działa, to nie jest ani dojrzałe, ani właściwe wg mnie.
Finalnie i tak nic z siebie nie zrzuciłem.
Jedyną zaletą jest to, że chociaż dowiedziałem się na kogo mogę liczyć. Smutna to była wiadomość, ale dobrze było nabyć świadomość, że tylko na Boga i siebie ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: lustro »

Kurcze...zaraz mi znowu moderacja wydzieli jakiś wątek typu "odpowiedzialność za zdradę"...proszę tego nie robić.

Nie byliśmy ani w formalnej separacji, ani po rozwodzie.
Duzą część z tego czasu mieszkałam w domu. Bo ostatecznie to mój dom. A robilam i tak co chciałam.

Pavel
Ja też mam właśnie takie spostrzeżenia. Angażowanie rodziny i znajomych nic nie daje.
Niestet


Na duże rodzinne imprezy chodziliśmy często wspólnie. Mąż, ja, dzieci, moja mama...
Na niedzielne wizyty do teściowej na tamten czas nie jeździłam.mąż też chyba rzadziej bywał. Bywał z dziećmi.

Nie skakalismy sobie do oczu. W domu raczej staraliśmy się mijać siebie szerokim łukiem. Poza domem, jak większość małżeństw z dużym stażem, każdy się bawił trochę osobno. Tak robi większość par, jak się przyjrzycie.
Widocznie byliśmy na tyle dobrze wychowani, że nawet wydaliśmy na tych samych imprezach u znajomych, którzy wiedzieli jak jest.
Nie robiliśmy tzw. "bydła" starając się uszanować gospodarzy.
Faustyna
Posty: 237
Rejestracja: 04 maja 2017, 10:38
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Faustyna »

Fajnie Lustro, ze opisałaś jak to było u ciebie. Można lepiej zrozumieć.
Mnie chodziło o sytuację (np. PawłaZalamanego), kiedy proces rozwodowy w toku,... bądź juz orzeczony, wyprowadzka... itp.
Czy poinformowanie jest czymś złym?

Mama twoja stanęła po stronie małżeństwa, rodziny. Brawo dla mamy. Kiedyś pisałaś, ze "czułaś" moc modlitw mamy. A moze troszkę przyczyniła sie do twojego powrotu,...?
Wiedźmin

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: Wiedźmin »

lustro pisze: 14 lis 2017, 16:13 [...]
Pavel
Ja też mam właśnie takie spostrzeżenia. Angażowanie rodziny i znajomych nic nie daje.
Niestety.
[...]
Cóż - oczywiście niechęć "zdradzacza" do informowania całego świata o tym, co się dzieje - oczywiście nie dziwi - bo umówmy się - nie ma się czym chwalić. Brakiem wyrzutów sumienia tym bardziej :P :D.

Mi oczywiście podzielenie się informacją z "częścią" własnej rodziny pomogło (na tamten czas, najtrudniejszy czas).
Teraz z perspektywy - pewnie trochę to przeszkadza... - więc "po czasie" - raczej już taki rozmowny bym nie był.

Oczywiście, gdybym był super dojrzały, odpowiedzialny - bez chęci wylania tego szamba z siebie - byłoby super - jakbym był w stanie sam to przepracować przełknąć.

Więc z perspektywy - uważam, że jeśli ktoś jest na tyle silny, że nie musi się podzielić tym ciężarem z nikim, lepiej żeby się nie dzielił.

Jednak jeśli ktoś przed zdradą był dość słabo stojący na nogach... a po zdradzie leży i nie może się podnieść - wówczas wyrażam zrozumienie dla takiej osoby, jeśli kogoś wtajemniczy w ten rodzinny dramat... bo robi to po prostu, żeby samemu przeżyć.

Ale poddaję pod rozwagę, aby jednak spróbować nie mówić - aby postarać się wyciszyć emocji i przewidzieć długofalowe konsekwencje - nie tylko na te pojawiające się w tej krytycznej chwili.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: lustro »

Nie ma co się wytrzasac na zdadzajacego za moim pośrednictwem.
To nic nie da.
Zdradzajacy wspolmalzonek tego I tak nie usłyszy. Najwyżej mnie to dotknie...ale jaki w tym sens?

Ja tylko piszę, że wywleczenie tego na forum rodzinnym może zdeterminiwac zdradzającego w swoich czynach I przekonaniach.
A powrót wśród kąśliwych uwag rodziny i innych, może się okazać zbyt trudny. I to dla obu stron.
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

A może te kąśliwe uwagi są dobrym sprawdzianem dla całej rodziny. Jeżeli ktoś z bliskich nie potrafi uszanować mojego "wybaczenia" dla współmałżonka za zdradę to tym samym nie szanuje mnie i mojego zdania.
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

Stawianie granic nie powinno dotyczyć tylko współmałżonków, ale całe otoczenie. Do tej pory mowa była tylko o granicach w małżeństwie. Jeżeli zgodziłem się na powrót współmałżonka po zdradzie, to tym samym w pewnym stopniu wybaczam tą zdradę. Jeżeli ktoś daję kąśliwe uwagi współmałżonkowi to tym samym nie akceptuje mojej woli. W takiej sytuacji piwinno się postawić granice, albo akceptujesz, albo poniesiesz konsekwencje, np. zerwanie kontaktu.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: lustro »

Ech Paweł
To bardzo piękny idealizm.
Ale jak bardzo takie "kąsliwe" podejscie otoczenia może niweczyc prace współmałżonków nad odbudową relacji, zrozumienia, miłości...to wiedzą Ci, którzy przez odbudowę przeszli.

Mało to ma się problemów z samym sobą? Potrzeba do tego problemów z najbliższym otoczeniem?
I co...zerwiesz kontakty z rodzicami, bo oni nie będą potrafili się w tej nowej sytuacji odnaleźć?
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: zenia1780 »

lustro pisze: 14 lis 2017, 23:34 To bardzo piękny idealizm.
Ale jak bardzo takie "kąsliwe" podejscie otoczenia może niweczyc prace współmałżonków nad odbudową relacji, zrozumienia, miłości...to wiedzą Ci, którzy przez odbudowę przeszli.
Z pewnością nie bez znaczenia są takie uwagi, jednak mogą nam one utrudnić pracę tylko na tyle, na ile sami nie jesteśmy przekonani i zdeterminowani w naszej postawie, bo tylko w miejsce pustki może się zakraść i udzielić nam zwątpienie innych.
lustro pisze: 14 lis 2017, 23:34 I co...zerwiesz kontakty z rodzicami, bo oni nie będą potrafili się w tej nowej sytuacji odnaleźć?
Szczerze? Będę starała się im z miłością postawić granice, prosząc o wsparcie a nie o dodtkowe obciążenie w postaci deprymujących uwag. Jeśli jednak to nie poskutkuje, to tak ograniczę bardzo kontakt, przynajmniej na ten najtrudniejszy czas odbudowy małżeństwa...
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
PawełZałamany
Posty: 152
Rejestracja: 24 wrz 2017, 1:29
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Mężczyzna

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: PawełZałamany »

Ja odwróciłem się od swoich rodziców i brata dla żony. Nie zaakceptowali jej do końca. Niestety trochę zbyt późno to sie stało. Ponieważ byliśmy trochę uzależnieni od ich pomocy finansowej, nie potrafiłem im się przeciwstawić. Dopiero w momencie kiedy udało nam się stanąć na nogi, zaczęliśmy mówić o swoich krzywdach jakie nam wyrządzili. Czasu nie cofnę. Gdybym wcześniej postawił im granice moje relacje z żona napewno byłyby lepsze.
lustro
Posty: 1499
Rejestracja: 02 sie 2017, 22:37
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: lustro »

Zeniu

Brawo. Oczywuscie, że możesz. Jeżeli tylko potrafisz.

Wszyscy też możemy zostać swietymi, bo do tego jesteśmy powołani...A mało kto zostaje.

Tak się tu broni poranionych współmałżonków, ale nie w tym miejscu
A moim zdaniem to może bardzo zaszkodzić odbudowie. Tym bardziej, że w niej odpowiada się nie tylko za siebie, ale też za współmałżonka.
zenia1780
Posty: 2170
Rejestracja: 18 sty 2017, 12:13
Jestem: szczęśliwą żoną
Płeć: Kobieta

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: zenia1780 »

nie do końca jest dla mnie zrozumiały ten post lustro, jednak odpowiem tak jak zrozumiałam
lustro pisze: 15 lis 2017, 7:39 Oczywuscie, że możesz. Jeżeli tylko potrafisz.
Jeśli nie potrafię (jak rozumiem stawiać granic), to jest to jeden z elementów nad jakimi mam pracować, bo ta umiejętność jest potrzebna w każdych relacjach, również małżeńskich, zwłaszcza w trakcie odbudowy małżeństwa, ponieważ bez tego można popłynąć w kolejne chore układy.

Nad ironią zawartą w poście nie będę się zatrzymywała
lustro pisze: 15 lis 2017, 7:39 Tak się tu broni poranionych współmałżonków, ale nie w tym miejscu
A moim zdaniem to może bardzo zaszkodzić odbudowie. Tym bardziej, że w niej odpowiada się nie tylko za siebie, ale też za współmałżonka.
Tego nie rozumiem, zwłaszcza w odniesieniu do mojej wypowiedzi, a gdybać nie zamierzam
lecz [Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali».
(2Kor 12,9)
jacek-sychar

Re: Czy da się uratować to małżeństwo?

Post autor: jacek-sychar »

lustro pisze: 15 lis 2017, 7:39 Tak się tu broni poranionych współmałżonków, ale nie w tym miejscu
A moim zdaniem to może bardzo zaszkodzić odbudowie. Tym bardziej, że w niej odpowiada się nie tylko za siebie, ale też za współmałżonka.
Lustro
Wybacz, ale znowu wyszło, że nie rozumiesz, czym jest szok wywołany zdradą małżonka i jego chęcią odejścia.
Człowiek jest w takim szoku, że nie myśli raczej, co będzie, gdyby nasz niewierny współmałżonek jednak za jakiś czas zdecydował się wrócić. W tym czasie zwykle jest ciężka walka o przetrwanie.
Podam przykład. Jak robisz komuś masaż serca, to dopuszczalne jest wtedy połamanie żeber, bo jest to mniejszy problem. Jak umrze, to jego połamane żebra nikomu nie będą przeszkadzały. Ale priorytetem jest przywrócić akcję serca. Zdradzony łapie się więc różnych sposobów przetrwania. A wracając do akcji reanimacyjnej. Wiadomo, że prąd może być dla człowieka zabójczy. Czemu jednak wtedy traktuje się pacjenta prądem?
ODPOWIEDZ