Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Astro
Posty: 1193
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: Astro » 26 kwie 2021, 13:01

Monti pisze:
25 kwie 2021, 8:55
Astro pisze:
25 kwie 2021, 7:49
Trudno tego oczekiwać ,od kogoś, kto w tym momencie funkcjonuje jak jednokomórkowy pantofelek.
kowalskie / kowalscy nie mają zasad . Jedyne co widzą to koniec ich nosa.
Kto się wróblem urodził , ten kanarkiem nie zostanie .
Czy tak nie jest?
Ja bym powiedział, że wszyscy jesteśmy raz kanarkami, a raz wróblami. Nawet człowiek "z zasadami" (cokolwiek to znaczy) potrafi sam siebie tak łatwo zmanipulować, że bez problemu znajdzie wytłumaczenie dla odbicia cudzej żony. Więc ja bym nie osądzał.
Chociaż może inaczej to wygląda z perspektywy siedmiu kowalskich :?
Monti , no jednak jakoś ty ,a ni ja , czy inni faceci nie tylko z tego forum, majacy zasady nie wchodza do nie swojego ogrodka , a tym bardziej juz nie zaczynają pielic ;)
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: Pavel » 26 kwie 2021, 17:34

Astro pisze:
26 kwie 2021, 13:01
Monti pisze:
25 kwie 2021, 8:55
Astro pisze:
25 kwie 2021, 7:49
Trudno tego oczekiwać ,od kogoś, kto w tym momencie funkcjonuje jak jednokomórkowy pantofelek.
kowalskie / kowalscy nie mają zasad . Jedyne co widzą to koniec ich nosa.
Kto się wróblem urodził , ten kanarkiem nie zostanie .
Czy tak nie jest?
Ja bym powiedział, że wszyscy jesteśmy raz kanarkami, a raz wróblami. Nawet człowiek "z zasadami" (cokolwiek to znaczy) potrafi sam siebie tak łatwo zmanipulować, że bez problemu znajdzie wytłumaczenie dla odbicia cudzej żony. Więc ja bym nie osądzał.
Chociaż może inaczej to wygląda z perspektywy siedmiu kowalskich :?
Monti , no jednak jakoś ty ,a ni ja , czy inni faceci nie tylko z tego forum, majacy zasady nie wchodza do nie swojego ogrodka , a tym bardziej juz nie zaczynają pielic ;)
Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: sajmon123 » 26 kwie 2021, 17:54

Pavel pisze:
26 kwie 2021, 17:34
Astro pisze:
26 kwie 2021, 13:01
Monti pisze:
25 kwie 2021, 8:55


Ja bym powiedział, że wszyscy jesteśmy raz kanarkami, a raz wróblami. Nawet człowiek "z zasadami" (cokolwiek to znaczy) potrafi sam siebie tak łatwo zmanipulować, że bez problemu znajdzie wytłumaczenie dla odbicia cudzej żony. Więc ja bym nie osądzał.
Chociaż może inaczej to wygląda z perspektywy siedmiu kowalskich :?
Monti , no jednak jakoś ty ,a ni ja , czy inni faceci nie tylko z tego forum, majacy zasady nie wchodza do nie swojego ogrodka , a tym bardziej juz nie zaczynają pielic ;)
Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
Pavel oczywiście, że jest to bardzo trudne. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale odkąd się wyprowadziłem z domu to kobiety zaczęły zwracać większą uwagę na mnie. Czasem jestem zagadywany w miejscach publicznych. Nagle pojawiły się dawne znajomości. Jedna koleżanka to nawet otwarcie przyznaje, że skoro teraz "mogę" to co mi szkodzi skorzystać i jakby co to jest obecna. Dla mnie to słabe.

Jest to mój świadomy wybór. Pomimo "braków", chcę być wierny swojej żonie. Nie jestem zwierzęciem, że muszę korzystać. Wiem też, że byłby to stosunek tylko fizyczny, a w głowie miałbym swoją żonę, którą pragnę.

Tak jak mówisz, że wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono i nie mogę powiedzieć jak długo wytrzymam. Jestem młodym facetem, pół życia przedemną, nie mogę już teraz powiedzieć co będzie za rok, dwa czy pięć.

Pavel też wiesz pewnie, że bycie kowalskim/Kowalską, jest specyficznym okresem. Jest ukrywanie, adrenalinka. To bardzo kręci, emocje są bardzo duże, ale też dosyć szybko może przyjść upadek, bo gdy coś jest tak intensywne to też szybko się nudzi, albo dopadają jednak wyrzuty sumienia. Jeśli ktoś potrafi chociaż trochę powstrzymać swoje żądze, potrafi przemyśleć jakie mogą być konsekwencje, też te emocjonalne to trochę łatwiej jest oddalić od siebie myśli o skoku w bok, nawet jeśli jest się w separacji czy też w trakcie rozwodu.

Astro
Posty: 1193
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: Astro » 26 kwie 2021, 18:22

Pavel pisze:
26 kwie 2021, 17:34
Astro pisze:
26 kwie 2021, 13:01
Monti pisze:
25 kwie 2021, 8:55


Ja bym powiedział, że wszyscy jesteśmy raz kanarkami, a raz wróblami. Nawet człowiek "z zasadami" (cokolwiek to znaczy) potrafi sam siebie tak łatwo zmanipulować, że bez problemu znajdzie wytłumaczenie dla odbicia cudzej żony. Więc ja bym nie osądzał.
Chociaż może inaczej to wygląda z perspektywy siedmiu kowalskich :?
Monti , no jednak jakoś ty ,a ni ja , czy inni faceci nie tylko z tego forum, majacy zasady nie wchodza do nie swojego ogrodka , a tym bardziej juz nie zaczynają pielic ;)
Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
A ja nie byłem nigdy kowalskim . Miałem swoje zasady . Nigdy "zabierałem" się za zajęte dziewczyny , a tym bardziej mężatki . Być może nie wiem co straciłem ;) i byłem z tego dumny . Czy to pycha nie wiem. Mało męskie, być może "powinienem bardziej poszaleć". W małżeństwie też miałem okazję by się "wykazać" tym bardziej ,że okazje były . Chociażby na szkoleniach z pracy , na które wyjeżdżałem . Jedna z takich sytuacji pamiętam bardzo dobrze bo koleżanka z pracy , zresztą mężatką była bardzo uparta. Jednakże żony nigdy nie zdradziłem. Stąd moja pewność co do mnie i to dotyczy tamtego czasu.
W obecnym czasie po czterech latach bycia samemu prawdopodobieństwo tego ,że popłynę jest już olbrzymie . Zresztą to ,że krąze po bardzo cienkiej czerwonej linii też wiem.
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II

Szthur
Posty: 51
Rejestracja: 06 lis 2020, 22:35
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Szthur » 27 kwie 2021, 4:23

Jak to dobrze poczytać że nie jestem sam. W małżeństwie tak po ludzku co najwyżej koleżeńskie relacje i to w okresie jak żona ma lepsze dni. I im dalej i mocniej kocham samą decyzją, bo z drugiej strony nie ma nic pozytywnego w moim kierunku, tym częściej mam niedwuznacznie sytuacje. I o ile nieznajome panie bez większych problemów spławiam o tyle mam problem z jedną "kiedyś pozornie idealną"... Wiemy o sobie tyle na ile nas sprawdzono...nie chce testu

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 27 kwie 2021, 19:46

Szthur pisze:
27 kwie 2021, 4:23
Jak to dobrze poczytać że nie jestem sam. W małżeństwie tak po ludzku co najwyżej koleżeńskie relacje i to w okresie jak żona ma lepsze dni. I im dalej i mocniej kocham samą decyzją, bo z drugiej strony nie ma nic pozytywnego w moim kierunku, tym częściej mam niedwuznacznie sytuacje. I o ile nieznajome panie bez większych problemów spławiam o tyle mam problem z jedną "kiedyś pozornie idealną"... Wiemy o sobie tyle na ile nas sprawdzono...nie chce testu
Czwarty rok kryzysu, trzeci gdy nie mieszkamy wspólnie z mężem. Miałam dość jednoznacznych i niejednoznacznych sytuacji, doszłam do wniosku, że im więcej takich pokus, tym większa szansa, że kiedyś nie wytrzymam i wdam się w jakiś romans. Im bliżej byłam myślenia, że inni tak robią, że mąż tak robi - tym pokus było jakby więcej. W małżeństwie byłam wierna, ale był czas, że dokonywałam tego sporym wysiłkiem woli. Ale nie dałabym rady w kryzysie cały czas takiego wysiłku woli dokonywać. Poległabym w końcu.

Był moment, gdy byłam blisko ulegnięcia naciskom męża i wyrażenia zgody na rozwód. I wtedy w bardzo krótkim czasie, w serii przypadków, spotkałam większość mężczyzn, którzy się mną w przeszłości interesowali. Ja ich nie widziałam od lat, bo z chwilą gdy zgodziłam się wyjść za mojego męża zerwałam wszelkie takie kontakty. To co się działo było więc dziwne. Do dziś mam dreszcz na plecach, gdy o tym myślę... Paradoksalnie to mnie zachęciło, by szukać jakiś rozwiązań na unikanie pokus.
Dla mnie problemem były też niekontrolowane wybuchy namiętności między mną a moim mężem. W sytuacji kryzysu, gdy mój mąz żyje w innej relacji i wchodzi poza tym jeszcze w różne kontakty z różnymi osobami, nie jestem zainteresowana. Wolę dystans.

Zdecydowałam się na drogę czystości. Nie przebywam z mężczyznami sam na sam, wliczając to mojego męża. Nie oglądam, nie słucham i nie czytam niczego, co pobudza ciało w określony sposób. Nie zgadzam się na żadne randki. Nie bywam nigdzie tam, gdzie mają być zaproszeni mężczyźni do wzięcia (kochani znajomi troszczą się bym nie była sama, albo bym się "kimś zajęła i dała spokój mężowi" - wierność niektórych ludzi drażni). Odmawiam wszelkich zaproszeń które mają podtekst. Nie zachowuję się wobec nikogo w prowokujący sposób. Czyli do reguł życia wiernej żony dołożyłam reguły życia wiernej mniszki. Mniszkom pewnie trochę łatwiej, gdyż mają mniej kontaktu ze światem.

Niestety wycofanie ze świata na ile się tylko da, wcale nie rozwiązuje problemu, dlatego jak najwięcej uczę się od osób konsekrowanych żyjących w czystości, które dzielą się swoim doświadczeniem. Od nich wiem, że nasza seksualność to nie jest coś co mamy represjonować i dążyć do tego, by to zabić. To dar, którym mamy się cieszyć, także żyjąc w czystości. Trudne, ale nie niemożliwe.

Różaniec i bliska więź z Matką Bożą jest bardzo pomocna - gdzie jest Maryja, tam nie ma nieczystości. Więc stale Maryję do swojego życia zapraszam. Pomaga mi także rozważanie życia kobiet, które poświęciły swoje życie dla czystości. Kiedyś uważałam to za szaleństwo z ich strony i niepotrzebne marnowanie życia. Proszę także święte i błogosławione, które oddały życie za czystość i za wiarę o wstawiennictwo za mną na drodze czystości. Przeznaczam na to poniedziałki. A w środy modlę się za wstawiennictwem Świętego Józefa, najczystszego z ludzi.

Największa pokusą przeciw czystości jakiej obecnie doświadczam, jest taka myśl, że to nie ma sensu. Że małżonkowie się zdradzają a i tak wracają do siebie, że nawet po rozwodach, więc co tam jakaś zdrada, że rozwodnicy biorą Komunię Świętą będąc w innych związkach, że nie ja porzuciłam, że nie skazałam siebie na celibat i taka tam radosna twórczość. Wystarczy sobie przemyśleć treść swojej przysięgi, by rozgonić takie pomysły.

Myślę też sobie tak - mój mąż mógłby być chory, lub na przykład niewinnie uwięziony, lub z różnych przyczyn, ale niezawionionych przez niego przebywać daleko ode mnie. Mogłoby to trwać długie lata. I byłoby oczywiste wtedy dla mnie dochowanie mu wierności. Jeśli jednak nie umiałabym dochować jej teraz, gdy obecna sytuacja jest dla mnie krzywdząca, to czy miałabym pewność, że umiałabym dochować wierności wtedy, gdy byłoby to wobec mnie jak najbardziej słusznym oczekiwaniem?

Jak mogłabym oczekiwac od męża wierności, będąc niewierną? No i jeszcze jedno - całe te moje zmagania na drodze czystości mogę ofiarować w różnych intencjach. Nie zawsze za męża - bo na to jeszcze mam w sobie bunt, za dużo mnie to kosztuje, bym czuła, że mogę zrobić z tego dar dla męża, który to teraz w moim odczuciu depta. Choć czasem ofiarowuję za niego i tak.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: Pavel » 28 kwie 2021, 19:36

Astro pisze:
26 kwie 2021, 18:22
Pavel pisze:
26 kwie 2021, 17:34
Astro pisze:
26 kwie 2021, 13:01


Monti , no jednak jakoś ty ,a ni ja , czy inni faceci nie tylko z tego forum, majacy zasady nie wchodza do nie swojego ogrodka , a tym bardziej juz nie zaczynają pielic ;)
Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
A ja nie byłem nigdy kowalskim . Miałem swoje zasady . Nigdy "zabierałem" się za zajęte dziewczyny , a tym bardziej mężatki . Być może nie wiem co straciłem ;) i byłem z tego dumny . Czy to pycha nie wiem. Mało męskie, być może "powinienem bardziej poszaleć". W małżeństwie też miałem okazję by się "wykazać" tym bardziej ,że okazje były . Chociażby na szkoleniach z pracy , na które wyjeżdżałem . Jedna z takich sytuacji pamiętam bardzo dobrze bo koleżanka z pracy , zresztą mężatką była bardzo uparta. Jednakże żony nigdy nie zdradziłem. Stąd moja pewność co do mnie i to dotyczy tamtego czasu.
W obecnym czasie po czterech latach bycia samemu prawdopodobieństwo tego ,że popłynę jest już olbrzymie . Zresztą to ,że krąze po bardzo cienkiej czerwonej linii też wiem.
Nic w ten sposób nie straciłeś Astro, gwarantuję. To co opisałem ze swojej historii nic z męskością wspólnego nie miało.
Ja niby w pogubieniu starałem kierować się tzw. zasadami, ale jak widać dwa razy znalazłem sobie furtki-wyjątki. Egoizm, co tu dużo mowić.
Oj, pamiętam jak sobie to racjonalizowałem i jakie automanipulacje stosowałem aby sobie wmówić, że tak naprawdę wcale to co robie nie jest niewłaściwe...
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel » 28 kwie 2021, 19:40

Simon123, mnie ta adrenalina akurat gdy byłem kowalskim zniechęciła do kontynuacji tych „znajomości”. Nie chciałem funkcjonować w „podziemiu”.
Ale zapewne może być i tak, że takie coś kogoś dodatkowo kręci.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: sajmon123 » 28 kwie 2021, 19:41

Pavel pisze:
28 kwie 2021, 19:36
Astro pisze:
26 kwie 2021, 18:22
Pavel pisze:
26 kwie 2021, 17:34


Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
A ja nie byłem nigdy kowalskim . Miałem swoje zasady . Nigdy "zabierałem" się za zajęte dziewczyny , a tym bardziej mężatki . Być może nie wiem co straciłem ;) i byłem z tego dumny . Czy to pycha nie wiem. Mało męskie, być może "powinienem bardziej poszaleć". W małżeństwie też miałem okazję by się "wykazać" tym bardziej ,że okazje były . Chociażby na szkoleniach z pracy , na które wyjeżdżałem . Jedna z takich sytuacji pamiętam bardzo dobrze bo koleżanka z pracy , zresztą mężatką była bardzo uparta. Jednakże żony nigdy nie zdradziłem. Stąd moja pewność co do mnie i to dotyczy tamtego czasu.
W obecnym czasie po czterech latach bycia samemu prawdopodobieństwo tego ,że popłynę jest już olbrzymie . Zresztą to ,że krąze po bardzo cienkiej czerwonej linii też wiem.
Nic w ten sposób nie straciłeś Astro, gwarantuję. To co opisałem ze swojej historii nic z męskością wspólnego nie miało.
Ja niby w pogubieniu zazwyczaj kierowałem się tzw. zasadami, ale jak widać dwa razy znalazłem sobie furtki-wyjątki. Egoizm, co tu dużo mowić.
Oj, pamiętam jak sobie to racjonalizowałem i jakie automanipulacje stosowałem aby sobie wmówić, że tak naprawdę wcale to co robie nie jest niewłaściwe...
Super, że wyciągnąłeś wnioski, bo każdy popełnia błędy i ma prawo do tych błędów, by się z nich uczyć. Oby więcej ludzi to zrozumiało, bo jak narazie jest ogromne przyzwolenie na to.

Astro
Posty: 1193
Rejestracja: 17 mar 2018, 15:41
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Maż odszedł

Post autor: Astro » 28 kwie 2021, 20:16

Pavel pisze:
28 kwie 2021, 19:36
Astro pisze:
26 kwie 2021, 18:22
Pavel pisze:
26 kwie 2021, 17:34


Ja zanim poznałem żonę dwa razy byłem kowalskim.
Przed kryzysem z kolei...nie zdradziłem z żadną kowalską żony odkąd jesteśmy razem tak...na poważnie (bo na początku znajomości spotykałem się z różnymi dziewczynami, tak luźno).
Jednocześnie, znając swoje pogubienie, deficyty z okresu przedkryzysowego...
Byłoby ogromną pychą z mojej strony stanowczo stwierdzić, że gdyby „przyplątała” się jakaś interesująca kobieta która by moje deficyty nakarmiła, że na bank bym nie utonął w tym.
Wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono.

Miałem rożne „okazje” po drodze, z których świadomie nie korzystałem. Ale co by było gdyby to była, chociaż pozornie, kobieta idealna? Nie wiem.
Nie będę miał okazji tego już sprawdzić, ale w tej gdybologii nie czuję się aż taki pewny swej nieskazitelności.
A ja nie byłem nigdy kowalskim . Miałem swoje zasady . Nigdy "zabierałem" się za zajęte dziewczyny , a tym bardziej mężatki . Być może nie wiem co straciłem ;) i byłem z tego dumny . Czy to pycha nie wiem. Mało męskie, być może "powinienem bardziej poszaleć". W małżeństwie też miałem okazję by się "wykazać" tym bardziej ,że okazje były . Chociażby na szkoleniach z pracy , na które wyjeżdżałem . Jedna z takich sytuacji pamiętam bardzo dobrze bo koleżanka z pracy , zresztą mężatką była bardzo uparta. Jednakże żony nigdy nie zdradziłem. Stąd moja pewność co do mnie i to dotyczy tamtego czasu.
W obecnym czasie po czterech latach bycia samemu prawdopodobieństwo tego ,że popłynę jest już olbrzymie . Zresztą to ,że krąze po bardzo cienkiej czerwonej linii też wiem.
Nic w ten sposób nie straciłeś Astro, gwarantuję. To co opisałem ze swojej historii nic z męskością wspólnego nie miało.
Ja niby w pogubieniu starałem kierować się tzw. zasadami, ale jak widać dwa razy znalazłem sobie furtki-wyjątki. Egoizm, co tu dużo mowić.
Oj, pamiętam jak sobie to racjonalizowałem i jakie automanipulacje stosowałem aby sobie wmówić, że tak naprawdę wcale to co robie nie jest niewłaściwe...
No nie wiem Pavle , nie wiem. :D
" Każdy z was , młodzi przyjaciele , znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte.Jakis wymiar zadań , które musi podjąć i wypełnić ... Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można zdezerterować. " Ojciec Święty Jan Paweł II

somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: somnium » 29 kwie 2021, 23:27

Fajnie, że jesteście.
(nie żebym się cieszył czyimś nieszczęściem :mrgreen: )
Dobrze wiedzieć, że inni też mają trudności z wytrzymaniem w wierności, że jest to często wielkie zmaganie się z samym sobą i chyba wręcz działanie wbrew naturze (jakiś masochizm czy cóś -) ).
Przepraszam, że wymieniam Ciebie Ruto wprost ale nawet tak bardzo uduchowiona osoba jak Ty musisz niejako unikać relacji koleżeńskich z facetami aby nie ulec. To jest dla mnie cosobiście bardzo budujące, że ja taki mały ludzki "robak" , który chyba nawet w procencie nie jest tak uduchowiony ma podobne rozterki i podobnie unika realcji z płcią przeciwną choć w głębi siebie marzy i pragnie tej relacji. I zagłusza jak się da tą chęć.

I pozostaje mi "tylko" wiara ze To ma sens.
... I wieczne dołujące zmaganie się z sobą.

MaryM
Posty: 240
Rejestracja: 18 gru 2019, 17:21
Jestem: w trakcie rozwodu
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: MaryM » 30 kwie 2021, 0:09

somnium pisze:
29 kwie 2021, 23:27
Fajnie, że jesteście.
(nie żebym się cieszył czyimś nieszczęściem :mrgreen: )
Dobrze wiedzieć, że inni też mają trudności z wytrzymaniem w wierności, że jest to często wielkie zmaganie się z samym sobą i chyba wręcz działanie wbrew naturze (jakiś masochizm czy cóś -) ).
Przepraszam, że wymieniam Ciebie Ruto wprost ale nawet tak bardzo uduchowiona osoba jak Ty musisz niejako unikać relacji koleżeńskich z facetami aby nie ulec. To jest dla mnie cosobiście bardzo budujące, że ja taki mały ludzki "robak" , który chyba nawet w procencie nie jest tak uduchowiony ma podobne rozterki i podobnie unika realcji z płcią przeciwną choć w głębi siebie marzy i pragnie tej relacji. I zagłusza jak się da tą chęć.

I pozostaje mi "tylko" wiara ze To ma sens.
... I wieczne dołujące zmaganie się z sobą.
Mi także przychodzi ostro zmagać się ze sobą. Ludzie łakną bliskości- czas tez nie sprzyja... Póki co się w miarę trzymam, rozpuszczam w kwasie relacje w których pojawia się zaczątek więzi lub chemia. Nie dam za siebie 5 zł w sytuacji, gdy pojawi się kowalski prawie idealny... mąż nieobecny, ja jeszcze w najlepszym czasie swojego życia... Frustrujące, zwłaszcza, że chciałoby się mieć kogoś bliskiego. Prowadzę bardzo fajne życie i aż żal, że nie ma w nim najbliższej osoby. A jeśli pojawi się po prostu fajny, dobry ciepły facet o pięknej duszy to jak wciąż wybierać męża, który w małżeństwie ani ciepły, ani czuły, ani lojalny, ani ....mąż? Póki co wciąż próbuję wierzyć, że wartości zwyciężą... Wasza postawa to silny motywator.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 30 kwie 2021, 0:12

somnium pisze:
29 kwie 2021, 23:27
Fajnie, że jesteście.
(nie żebym się cieszył czyimś nieszczęściem :mrgreen: )
Dobrze wiedzieć, że inni też mają trudności z wytrzymaniem w wierności, że jest to często wielkie zmaganie się z samym sobą i chyba wręcz działanie wbrew naturze (jakiś masochizm czy cóś -) ).
Przepraszam, że wymieniam Ciebie Ruto wprost ale nawet tak bardzo uduchowiona osoba jak Ty musisz niejako unikać relacji koleżeńskich z facetami aby nie ulec. To jest dla mnie cosobiście bardzo budujące, że ja taki mały ludzki "robak" , który chyba nawet w procencie nie jest tak uduchowiony ma podobne rozterki i podobnie unika realcji z płcią przeciwną choć w głębi siebie marzy i pragnie tej relacji. I zagłusza jak się da tą chęć.

I pozostaje mi "tylko" wiara ze To ma sens.
... I wieczne dołujące zmaganie się z sobą.
Somnium, my to my, niektórzy wielcy święci jak przyszła pokusa, tarzali się w pokrzywach :) Jest więc całkiem dobrze, skoro póki co unikanie relacji jeden na jeden wystarcza. Może kiedyś powietrze zdrowsze było i dieta bogatsza w witaminy... A może to kwestia stażu kryzysowego, w sumie to dopiero czwarty rok kryzysu i na pokrzywy także przyjdzie czas?

Mam znajomych płci przeciwnej, z paroma nawet się przyjaźnię, więc nie jest tak, że całkiem nie mam relacji z mężczyznami. Ale jeden na jeden się nie widuję, jeśli już to jakiś proponuję spacer, sam na sam w mieszkaniu - nie, i tylko w relacji, w której czuję się pewnie - z wieloletnim sprawdzonym przyjacielem pospaceruję, z kolegą nie. Wolni mogliby źle to odczytać, a w przypadku mężczyzn zajętych - to byłoby nie na miejscu. Jako żona czułabym się wkurzona, gdyby mój mąż widywał się sam na sam z panią żyjącą samotnie. Podejrzewałabym ją o niegodziwe zamiary :)

A co do dołowania: nie lubię Sigmunta Freuda - więc jak mogę utrzeć mu nosa, empirycznie udowadniając, że się grubo mylił, to poprawia mi to humor :) No i nałóg czasem pisze na forum - jak rządzą mną żądze, ja sobą nie rządzę. Więc zamiast się dołować, cieszę się, że sobą rządzę. Jedna z sióstr zakonnych powiedziała z kolei, że jeśli pojawia się popęd, to trzeba się nim cieszyć - bo to oznaka zdrowia - a nie histerie urządzać.

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 30 kwie 2021, 8:23

somnium pisze:
29 kwie 2021, 23:27
Fajnie, że jesteście.
(nie żebym się cieszył czyimś nieszczęściem :mrgreen: )
Dobrze wiedzieć, że inni też mają trudności z wytrzymaniem w wierności, że jest to często wielkie zmaganie się z samym sobą i chyba wręcz działanie wbrew naturze (jakiś masochizm czy cóś -) ).
Przepraszam, że wymieniam Ciebie Ruto wprost ale nawet tak bardzo uduchowiona osoba jak Ty musisz niejako unikać relacji koleżeńskich z facetami aby nie ulec. To jest dla mnie cosobiście bardzo budujące, że ja taki mały ludzki "robak" , który chyba nawet w procencie nie jest tak uduchowiony ma podobne rozterki i podobnie unika realcji z płcią przeciwną choć w głębi siebie marzy i pragnie tej relacji. I zagłusza jak się da tą chęć.

I pozostaje mi "tylko" wiara ze To ma sens.
... I wieczne dołujące zmaganie się z sobą.
Ja mam inaczej, mi się nawet nie chce na tą chwilę być w żadnej relacji, nawet z mężem. Zawsze byłam samotnikiem i wyznaję konserwatywne zasady, nie wracam nawet do wspomnień jak to było z kimś być. Ja na to mówię, nie dla psa kiełbasa, nie można mieć wszystkiego, nie mam wpływu na innych, sama też nic nie mogę zrobić, bo nie chcę cudzołożyć.

somnium
Posty: 127
Rejestracja: 12 lip 2019, 19:40
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: somnium » 30 kwie 2021, 23:10

Caliope,
Ja (też???) jestem introwertykiem i zawsze lubiłem mieć swój własny azyl ale jednak nigdy nie tworzyl on własnej bańki a współgrał z otoczeniem. I brakuje mi tej drugiej osoby. I nie chodzi tu nawet o sex, a na pewno nie tylko , ale o zwykłą codzienność, o dzielenie się swoimi sprawami i troskami . O zwykłą ludzką bliskość.
Nawet pokłócić nie ma się z kim . :lol:

A tak całkiem na poważnie przeraża mnie długotrwała wizja samotności. Boję się jej zwyczajnie, jak niczego innego na tym świecie.
Tak się jakoś złożyło, że pomagam jednej starszej Pani. Nic wielkiego - raz w tygodniu robie jej zakupy. Cos posprzątam, itp.. I widzę z boku jak ta samotność niszczy, jak bardzo ta babcia jest od tej samotności zgoszkniała i trudna w odbyciu. A jednocześnie jak bardzo Ona czeka na te moje odwiedziny z zakupami. Gdy może się wygadać A w zasadzie gdy ma się do kogo odezwać, ponieważ praktycznie nie wychodzi z domu.
Mam też drugi przykład starszej Pani , którą niedawno podwoziłem autem i opowiedziała mi że jest sama od 40 lat bo jej mąż młodo zmarł i nie związała się z nikim. I wspominała jak bardzo doskwiera jej samotność. Niedawno zmarła jej koleżanka z którą chodziła do Kościoła i razem się spotykały na kawie. I z lekkim wyrzutem mówiła i pytała głośno dlaczego to jej samotnej Bóg nie zabrał tylko znajomą, która miała dzieci i wnuki i miała dla kogo żyć.

Także te 2 historię niestety nie napawają mnie optymizmem.
W ogóle nie mogę i nie chce myśleć dlugofalowo aby się nie zadręczać, tylko maksymalnie zapycham zajęciami każdy dzień tak abym nie miał czasu na myślenie, aby dzień po dniu mijał jak najszybciej.

Cóż trzeba dźwigać ten krzyż.

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 45 gości