Sajmonie, bardzo Ci kibicuję i wspieram duchowo. Człowiek, niestety, popełnia błędy, ale jeśli je zauważa i dąży do zmiany, a szczególnie wkładając w to tyle wysiłku i mądrości, zasługuje na ogromny szacunek.sajmon123 pisze: ↑25 lip 2021, 12:21 Hey wszystkim.
We wtorek czeka Nas z żoną pierwsza rozprawa. Nie chcę za bardzo pisać o żonie, bo ona ma swoje stanowisko i jeśli tak bardzo chce to niech się go trzyma jak najmocniej. Cieszę się, że ma swoje zdanie, nawet jeśli jest ono odmienne od mojego. Nie lubię tylko jeśli mówi się komuś "obcemu", że specjalnie utrudniam, robię na złość, że jestem nienormalny, że bla bla bla... Nie lubię też bardzo spychalstwa. Robię tak bo ktoś, robię tak dla dobra dzieci, robię tak gdyż to on, on, on.. Strasznie mnie to irytuje. Nie złości, ale mam poczucie, że ten świat jest tak naprawdę bardzo łatwy w zrozumieniu. Każdy z nas myśli, że małżonek, małżonka to wyjątkowe osoby. Tak też jest w normalnych czasach. Jednak gdy przychodzi do sytuacji kryzysowej wszyscy /wszystkie zachowują się bardzo podobnie - ucieczką przed samym sobą. Dlatego tak często identyfikujemy się z kimś na forum.
Co do mnie... Moje stanowisko jest od początku do końca jasne, klarowne, chociaż dużej części między innymi tego forum, psychologom itd się to nie podoba. Chcę ratować rodzinę. Żona zachowuje dumne miejsce przed dziećmi, dlatego te moje decyzje są takie trudne. Jak chcę ratować rodzinę? Żyjąc najlepiej jak potrafię, w zgodzie ze sobą. Nie załamuje się i nie siedzę z podkulonym ogonem w rogu pokoju i wyje do księżyca. Szanuję opinie innych, jednak jeśli uderzają w moją godność (myślę, że każdy ma gdzieś indziej postawioną swoją definicję) to oczywiście skłaniam się do refleksji, jednak zazwyczaj po głębszej analizie, takiej długodystanowej, nie to co tu i teraz, pozostaję konsekwentnie przy swoim. Oczywiście nic nie dostaję w zamian i tego nie oczekuję. Wiem czego ja chcę od życia, jakie są moje wartości, wiem jakie wartości chcę przekazać dzieciom. Czy kiedyś zrozumieją, czy też odwrotnie - nie wiem i nie myślę o tym. To będzie moja nagroda lub moje konsekwencje. Pewne jest tylko to, że obecna sytuacja bardzo źle na nie wpływa. Starsze dziecko chodzi do psychologa, bo sobie nie radzi z emocjami i wybucha agresją w miejscu zamieszkania (celowo nie piszę dom, gdyż z domem ma to mało wspólnego z mojej definicji). Według opinii psycholog, dziecko jest w fazie nadzieji. Opowiada o tym co było, o tym co będzie, ale o tym co jest teraz to mówi - "nie wiem", "nie pamiętam".. Według psycholog powinniśmy dzieciom powiedzieć (to tak w moją stronę było skierowane), że nie będziemy już razem, by dziecko mogło wejść w kolejny etap. Bardzo ciężko "kłócić się" z doświadczoną i wytrenowaną osobą, ale moje odpowiedzi były takie, że ja nie będę nikogo kłamał, chce wyeliminować przyczynę a nie skutki. Jak zostało to odebrane to narazie nie mój problem.
Żyję dla siebie. Przepracowałem w sobie tyle na ile jest to możliwe. Zostaje jeszcze sporo, ale to po kolei - do końca życia mam czas. Zdarzają się słabsze dni. Nie tłumie wtedy emocji, a staram się by one spokojnie sobie gdzieś tam się ulatniały.
Jestem gotowy na to by stanąć w sądzie z wysoko podniesioną głową i bronić małżeństwa. Nie mam się czego wstydzić, ani bać. Razem z żoną doprowadziliśmy do kryzysu, ja swoje wnioski wyciągnąłem, ponaprawiałem co się dało. Uważam, że kryzys był bardzo potrzebny nam obojga. Nie schowałem głowy w piasek i nie uciekłem jak tchórz. Teraz czuję się w stu procentach mężczyzną. Nie boję się krytyki, nie pozwalam sobą manipulować (nawet przez swój własny umysł, gdzie alkohol też zrobił swoje), nie boję się problemów i zawsze znajdę rozwiązanie.
Spotkałem na swojej drodze wiele wspaniałych osób, praktycznie z całej Polski. Od każdej dostałem wiele wsparcia i takiego swojego świadectwa. Nie rad. Nie uzyskałem odpowiedzi na różne niewytłumaczalne pytania. To wszystko było w mojej kwestii, moje decyzje - moje konsekwencje.
Myślę, że w końcu odwiesiłem się od żony. Jeszcze jakiś czas temu nie potrafiłem zrozumieć jak można kochać i być odwieszonym.. Okazuje się że można i to jest naprawdę fajne, bo mózg otwiera się na inne rzeczy, a ta miłość nie stygnie. Na ten moment jednak ja nie potrafię jej okazać mojej żonie. Nie chcę. Okazywać mogę w małżeństwie, poza małżeństwem tak jakby jej nie było. Jest tylko we mnie.
Największe problemy dla mnie to dzieciaki. Ciężko jest, aby powiedzieć im to co muszą, a jednocześnie nie za dużo. Powiedzieć prawdę, a ta prawda według psycholog jest zła. To są dla mnie sprawy nie do rozwiązania na ten moment i tak naprawdę balansujemy z żoną na cienkiej granicy. Odbiło się to na naszych dzieciach bardzo mocno, a jest to dopiero początek. Moja żona może stawać na głowie, aby zepsuć moja więź z dziećmi, ale jej się to nigdy nie uda. Nigdy nie odpuszczę. Im bardziej żona będzie teraz walczyć ze mną dziećmi, tym to jej relacje w przyszłości się pogorszą, bo dzieci będą starsze. Będą bardziej wszystko rozumiały. W dobie internetu już tacy 10 latkowie lepiej znają swoje prawa niż my. Dla mnie spotkanie z dziećmi to obojętnie co robimy, to robimy to razem. Chcą iść na plac zabaw? Idziemy, ale ja jak dziecko bawię się tam z nimi. Chcą iść na skate park? Skaczę z nimi, wbiegam zbiegam, zjeżdżam na pupie mimo że mam np białe spodenki. Gramy w grę? Razem, komentujemy, śmiejemy się. Tak nawet w 2-3 godziny można spędzić czas bardziej efektywnie niż jechać z dziećmi na weekend gdzieś, puścić je do innych dzieci i bawcie się bo mamusia czy też tatuś muszą pogadać z dorosłymi.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Z Bogiem.