Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 01 maja 2021, 14:13

Ja mam syna 24 na dobę, jemu oddaję czas męża z którego musiałam zrezygnować w kryzysie. Mam rodzinę, siebie samą i to mi wystarcza. Pierwsze pół roku mnie bardzo przerażało, brak bliskości, seksu, ale przeszło, bo nie mam na to wpływu. Wydawało mi się, że jeśli będę się starać, robić coś dobrego i dawać radę, to będzie dobrze, ale się myliłam i przynajmniej będąc samotnikiem mogę szybciej dojść do siebie nie potrzebując za bardzo nikogo wokół.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 » 02 maja 2021, 5:30

Caliope ja od dłuższego czasu mam wrażenie, już chyba gdzieś to pisałem, że zamknęłaś się w swojej skorupie. Nie wątpię, że czujesz się z tym dobrze. Jednak czy będąc w czynnym nałogu też nie czułaś się ok? Czasem sami siebie nie rozumiemy. Psychika potrafi splatać figla. To tak jak z dorosłymi ddd czy dda itd. Pół życia myślimy, że to nie ma na Nas wpływu, że wszystko z nami jest w porządku, aż tu nagle się okazuje, że jednak coś tam w Nas zostawiło i mamy pewne dysfunkcje. Może warto przystopować, spojrzeć na siebie z boku i zobaczyć czy tak to powinno wyglądać?

Ja otwieram różne sprawy w swoim życiu, próbuję je przeżyć na nowo, poukładać je. Nie powiem, że już jestem na wszystko gotowy, otwarty. Na pewno sam czuję jak wiele się we mnie zmieniło. Też nie wiedziałem, że tyle spraw z dzieciństwa, może wpływać na moją psychikę, moje zachowania. Jak różne bodźce zewnętrzne wyciągają na zewnątrz cały ten marazm. Dziś jest lepiej jak wczoraj ale gorzej niż jutro. Widzę i czuję sens w tym co robię, nie patrzę na moje małżeństwo, bo ono jest "po ludzku" pozamiatane. Nie wiem gdzie mnie to doprowadzi w życiu. Nie chcę o tym rozmyślać, ani niepotrzebnie projektować.

Jednego czego Ci zazdroszczę to jak sama napisałaś, masz syna 24 na dobę. Ja tego nie mam. I nawet gdybym miał dzieci tydzień na tydzień to i tak nie jest to, co być z nimi każdego dnia. Wczoraj córeczka zadała mi pytanie, które brzmiało mniej więcej tak: dlaczego wszystkie dzieci mieszkają z tatą a Ty z nami nie mieszkasz? Dorosły człowiek nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Może starszym dzieciom jakoś idzie to wytłumaczyć, ale takim małym jak moje to ja nie znajduję nic sensownego. Człowiek jest bezsilny. Bezsilność prowadzi do tego, że możemy popełniać błędy. Wszyscy dosyć często piszą o tym, że trzeba odwiesić się od współmałżonka. Jak odwiesić się od dzieci? Może tak mało jest o tym, dlatego, że większość tu jest kobiet i właśnie macie te dzieci na codzień? Są wpisy na forum, że ojcowie, którzy odeszli, nie chcą, nie potrafią zajmować się dziećmi. Czasem wpadają, czasem nie. Może robią to specjalnie? Tego też zazdroszczę trochę. Gdybym tak potrafił to może nie czułbym tyle bólu? Wybaczanie to kolejny temat. Wybaczyć można, że mąż czy żona odeszli, zbłądzili itd ja nie potrafię wybaczyć braku dzieci na codzień. Nawet, jak pisałem miałbym je co drugi dzień, to o jeden za mało. Nie umiem wybaczyć ani sobie ani żonie. Jesteśmy odpowiedzialni za niczego nie winne istoty. Na samym starcie, przez egoizm, zaślepienie, przez dysfunkcje nabyte z dzieciństwa, świadomie skazujemy je na bagaż cieżkich doświadczeń od początku. Nawet jeśli teraz dzieci znoszą to w miarę ok, to moim zdaniem jest to jeszcze gorsze, gdyż zostaje im to "zakopane" głęboko w podświadomości i kiedyś, najpewniej w życiu dorosłym, ale może i w wieku nastoletnim, jest duże prawdopodobieństwo, że wyjdzie to na zewnątrz. Do tego może dojść trauma z wprowadzeniem Kowalskiego. Też kobiety na forum, bronią się przed tym, by gdy ojciec "ma widzenie", nie wciągał w to kowalskiej. My ojcowie nie możemy się przed tym bronić, a co gorsze, kowalskie, są np tylko parę godzin lub co drugi weekend, a kowalscy na codzień. Mówi się, że matki są zdolne do poświęceń dla dobra swoich dzieci. Wydaje mi się, że to tylko głupie powiedzonko. Gdy mąż odchodzi to żony tak mówią, gdyż tak jest łatwiej. Można trochę znaleźć taką jakby wymówkę - poświęcam się dziecku, dlatego jestem zamknięta na innych ludzi. Gdy żona odchodzi w sytuacji, gdy jest możliwość naprawy czyt. Brak agresji, bez czynnego nałogu w zaawansowanym stadium, bez nałogów typu hazard i mówi dzieciom, że ich kocha i zrobi dla nich wszystko, dla mnie są to puste słowa. Puste, a nawet bym powiedział kłamliwe. Bez wciągania się w jakieś definicje, ale kochać to, w dużym skrócie, świadomie i dobrowolnie, z własnego wyboru, chcieć wszystkiego najlepszego dla drugiego człowieka. Dla dziecka, wszystko to mama i tata razem w bezpiecznym domu. Czy mówienie dzieciom kocham, w sytuacji gdy nie robi się nic, aby dać im szczęście nie jest hipokryzją i równocześnie zakłamywaniem swoich "uczuć"?

Przepraszam za trochę długi wpis, ale mam dużo pytań, które mi gdzieś tam siedzą w głowie i jeśli ich nie wyrzucę to będę się tylko sam zadręczał...

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 02 maja 2021, 14:01

sajmon123 pisze:
02 maja 2021, 5:30
Caliope ja od dłuższego czasu mam wrażenie, już chyba gdzieś to pisałem, że zamknęłaś się w swojej skorupie. Nie wątpię, że czujesz się z tym dobrze. Jednak czy będąc w czynnym nałogu też nie czułaś się ok? Czasem sami siebie nie rozumiemy. Psychika potrafi splatać figla. To tak jak z dorosłymi ddd czy dda itd. Pół życia myślimy, że to nie ma na Nas wpływu, że wszystko z nami jest w porządku, aż tu nagle się okazuje, że jednak coś tam w Nas zostawiło i mamy pewne dysfunkcje. Może warto przystopować, spojrzeć na siebie z boku i zobaczyć czy tak to powinno wyglądać?

Ja otwieram różne sprawy w swoim życiu, próbuję je przeżyć na nowo, poukładać je. Nie powiem, że już jestem na wszystko gotowy, otwarty. Na pewno sam czuję jak wiele się we mnie zmieniło. Też nie wiedziałem, że tyle spraw z dzieciństwa, może wpływać na moją psychikę, moje zachowania. Jak różne bodźce zewnętrzne wyciągają na zewnątrz cały ten marazm. Dziś jest lepiej jak wczoraj ale gorzej niż jutro. Widzę i czuję sens w tym co robię, nie patrzę na moje małżeństwo, bo ono jest "po ludzku" pozamiatane. Nie wiem gdzie mnie to doprowadzi w życiu. Nie chcę o tym rozmyślać, ani niepotrzebnie projektować.

Jednego czego Ci zazdroszczę to jak sama napisałaś, masz syna 24 na dobę. Ja tego nie mam. I nawet gdybym miał dzieci tydzień na tydzień to i tak nie jest to, co być z nimi każdego dnia. Wczoraj córeczka zadała mi pytanie, które brzmiało mniej więcej tak: dlaczego wszystkie dzieci mieszkają z tatą a Ty z nami nie mieszkasz? Dorosły człowiek nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Może starszym dzieciom jakoś idzie to wytłumaczyć, ale takim małym jak moje to ja nie znajduję nic sensownego. Człowiek jest bezsilny. Bezsilność prowadzi do tego, że możemy popełniać błędy. Wszyscy dosyć często piszą o tym, że trzeba odwiesić się od współmałżonka. Jak odwiesić się od dzieci? Może tak mało jest o tym, dlatego, że większość tu jest kobiet i właśnie macie te dzieci na codzień? Są wpisy na forum, że ojcowie, którzy odeszli, nie chcą, nie potrafią zajmować się dziećmi. Czasem wpadają, czasem nie. Może robią to specjalnie? Tego też zazdroszczę trochę. Gdybym tak potrafił to może nie czułbym tyle bólu? Wybaczanie to kolejny temat. Wybaczyć można, że mąż czy żona odeszli, zbłądzili itd ja nie potrafię wybaczyć braku dzieci na codzień. Nawet, jak pisałem miałbym je co drugi dzień, to o jeden za mało. Nie umiem wybaczyć ani sobie ani żonie. Jesteśmy odpowiedzialni za niczego nie winne istoty. Na samym starcie, przez egoizm, zaślepienie, przez dysfunkcje nabyte z dzieciństwa, świadomie skazujemy je na bagaż cieżkich doświadczeń od początku. Nawet jeśli teraz dzieci znoszą to w miarę ok, to moim zdaniem jest to jeszcze gorsze, gdyż zostaje im to "zakopane" głęboko w podświadomości i kiedyś, najpewniej w życiu dorosłym, ale może i w wieku nastoletnim, jest duże prawdopodobieństwo, że wyjdzie to na zewnątrz. Do tego może dojść trauma z wprowadzeniem Kowalskiego. Też kobiety na forum, bronią się przed tym, by gdy ojciec "ma widzenie", nie wciągał w to kowalskiej. My ojcowie nie możemy się przed tym bronić, a co gorsze, kowalskie, są np tylko parę godzin lub co drugi weekend, a kowalscy na codzień. Mówi się, że matki są zdolne do poświęceń dla dobra swoich dzieci. Wydaje mi się, że to tylko głupie powiedzonko. Gdy mąż odchodzi to żony tak mówią, gdyż tak jest łatwiej. Można trochę znaleźć taką jakby wymówkę - poświęcam się dziecku, dlatego jestem zamknięta na innych ludzi. Gdy żona odchodzi w sytuacji, gdy jest możliwość naprawy czyt. Brak agresji, bez czynnego nałogu w zaawansowanym stadium, bez nałogów typu hazard i mówi dzieciom, że ich kocha i zrobi dla nich wszystko, dla mnie są to puste słowa. Puste, a nawet bym powiedział kłamliwe. Bez wciągania się w jakieś definicje, ale kochać to, w dużym skrócie, świadomie i dobrowolnie, z własnego wyboru, chcieć wszystkiego najlepszego dla drugiego człowieka. Dla dziecka, wszystko to mama i tata razem w bezpiecznym domu. Czy mówienie dzieciom kocham, w sytuacji gdy nie robi się nic, aby dać im szczęście nie jest hipokryzją i równocześnie zakłamywaniem swoich "uczuć"?

Przepraszam za trochę długi wpis, ale mam dużo pytań, które mi gdzieś tam siedzą w głowie i jeśli ich nie wyrzucę to będę się tylko sam zadręczał...
Nie sajmonie, będąc w czynnym nałogu czułam się bardzo źle, miałam myśli samobójcze i ciągle stany depresyjne. Szczególnie na kacu i na głodzie, to było dla mnie okropne przeżycie.
Ja sobie siedzę w skorupie, bo za dużo było ran, siadła mi psychika, ciągle płakałam i teraz nie chcę oddawać znów swojego serca, jeszcze nie.
Co do poświęcenia, to nie jest mądre, bo potem matki chcą coś od dziecka w zamian. Nie raz już gdzieś słyszałam "Ja się dla Ciebie poświęciłam,a Ty się nie uczysz" Dziecku się nie poświęca, a daje mu wszystko bezinteresownie i mówi kocham też bezinteresownie, nie jestem meczennicą, a matką w zdrowym znaczeniu. Jesteśmy bezsilni, bo na wiele rzeczy nie mamy wpływu, jedynie dzieciom możemy w sytuacji kiedy nie jesteśmy razem z współmałżonkiem zapewnić terapię by dały sobie radę w dorosłym życiu. Raczej gadanie o poświęceniu dla dziecka i zamknięciu na ludzi, które mi samej nie przeszkadza, bo wybrałam trzeźwość i się wykruszyli, jest lepsze niż skupienie na sobie, ludziach i szukaniu kowalskiego. Nie mogłabym zrobić synowi tego co mi zrobiono, odarto z wszystkiego.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 02 maja 2021, 16:42

Caliope pisze:
02 maja 2021, 14:01
Nie sajmonie, będąc w czynnym nałogu czułam się bardzo źle, miałam myśli samobójcze i ciągle stany depresyjne. Szczególnie na kacu i na głodzie, to było dla mnie okropne przeżycie.
Ja sobie siedzę w skorupie, bo za dużo było ran, siadła mi psychika, ciągle płakałam i teraz nie chcę oddawać znów swojego serca, jeszcze nie.
Co do poświęcenia, to nie jest mądre, bo potem matki chcą coś od dziecka w zamian. Nie raz już gdzieś słyszałam "Ja się dla Ciebie poświęciłam,a Ty się nie uczysz" Dziecku się nie poświęca, a daje mu wszystko bezinteresownie i mówi kocham też bezinteresownie, nie jestem meczennicą, a matką w zdrowym znaczeniu. Jesteśmy bezsilni, bo na wiele rzeczy nie mamy wpływu, jedynie dzieciom możemy w sytuacji kiedy nie jesteśmy razem z współmałżonkiem zapewnić terapię by dały sobie radę w dorosłym życiu. Raczej gadanie o poświęceniu dla dziecka i zamknięciu na ludzi, które mi samej nie przeszkadza, bo wybrałam trzeźwość i się wykruszyli, jest lepsze niż skupienie na sobie, ludziach i szukaniu kowalskiego. Nie mogłabym zrobić synowi tego co mi zrobiono, odarto z wszystkiego.
Caliope,
a ja się trochę o ciebie martwię. Czytam cię regularnie, bo masz wiele mądrych przemyśleń i sporo wiedzy. Wiem, że są kryzysy, sama czasem jeszcze wpadam w taki dołek, że nie mam siły się z łóżka podnieść. Ale mam wrażenie, że u ciebie to trwa już dłużej. I jakoś w tym utknęłaś. Zaniepokoiło mnie też, że już dwa razy (tyle wyczytałam) ostatnio napisałaś, że są kobiety, które w podobnej sytuacji targają się na życie. Wiem, piszesz w kontekście, że inne, nie ty. Jednak mierząc to moją miarą: rozważanie, że inne osoby targnęły się na życie, oznaczałoby, że jestem w trudnym stanie. Dlatego się martwię.

Dla mnie moment, gdy zaczęłam żyć w abstynencji z wyboru był trudny. Także dlatego, że większość dotychczasowych znajomych się ode mnie odsunęła. Nawet nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jak płytka jest większość tych relacji, no i jak wiele osób w moim otoczeniu jest uzależnionych. Był to cios, tym bardziej, że część znajomych odsunęła się ode mnie już wczesniej, by kryć relację mojego męża z kowalską. Zostałam na pustyni. Lubię być sama i dużo czasu spędzam sama, ale potrzebuję też ludzi wokół siebie. Niekoniecznie imprez, zawsze czułam się na nich przytłoczona, zaniepokojona, zagubiona. Ale relacji już tak.

Wiem, że dla osób introwertycznych nawiązanie nowych znajmości jest trudne, a obecnie ogólnie poznawanie ludzi jest trudne. Ja w sposobie ekspresji jestem ekstrawertyczna. Niemal nikt nie wie, że w sobie jestem introwertyczką. I że jestem nieśmiała. Rozumiem więc, jak ciężko wyjść ze skorupki. Bo w skorupce jest dobrze. Ale jednak potrzeba relacji się odzywa - ale jak się zasklepi to trudno wyjść. No i gdzie tych ludzi teraz szukać?

Znam taką ekstrawertyczną kobietę, która gdy ją porzucił mąż potrafiła podejść do obcej osoby na ulicy w swojej desperacji, i powiedzieć: prosze mnie przytulić, bo jest mi źle. I ludzie ją przytulali, rozmawiali z nią, pocieszali. Nie potrafiłabym tak zrobić. A ona miała ludzi zawsze i jeszcze umiała im powiedzieć czego od nich chce - i to otrzymać. Jestem na drugim biegunie. Ty podobnie?

Mam dla ciebie taką propozycję, żebyś postarała się jednak trochę z tej skorupki wychynąć do świata. Podobnie jak ja masz mnóstwo ograniczeń - abstynencja, dziecko pod niemal wyłączną opieką, być może introwersja, może brak pewności siebie, może nieśmiałość.
Świetnym miejscem gdzie można znaleźć wspierającą grupę są grupy parafialne. Większość osób które się spotykają to abstynenci. No i jak to w grupie - czasem są jakieś spotkania, czasem spacer, czasem coś się razem robi. Jest się między ludżmi. Na dłuższą metę nie lubię. Ale raz na jakiś czas doładowuje mi to baterie. I zawsze jest szansa, że spotka się kogoś z kim nawiąże się relację - znajomość, przyjaźń. Różnie. Plusem parafii jest to, że to są ludzie z okolicy. Więc łatwiej utrzymać i pogłębić relację, spotkać się, zaprosić. Jak nie własna parafia to jedna z siąsiednich. Też blisko.

Tych grup jest zwykle całe mnóstwo, więc można sobie wybierać. Ja najbardziej chciałabym być w chórze, ale nie mam talentu ;) Odpada też grupa młodzieżowa. I koło żóańcowe seniorów też. Ale coś nie coś jeszcze do wyboru mi zostało. Piszę o tym, bo często jest tak, że patrzymy i widzimy same przeciwskazania. Może lepiej zrobić tak: wykluczyć sobie te grupy, na które się nie łapiemy z racji płci lub wieku lub w braku niezbędnych talentów, i postanowić pójść na każdą inną. Może któraś okaże się fajna?

Piszę o tym z jeszcze jednego powodu - lista Zerty. Znasz ją pewnie na pamięć. A to lista mnie własnie zmotywowała by nie siedzieć w domu. I muszę powiedzieć, że moje wychodzenie z domu robi na moim mężu wrażenie. Może jeszcze nie takie, żeby rzucił kowalską. Ale ja się dopiero rozkręcam :)

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 02 maja 2021, 20:19

Ruta pisze:
02 maja 2021, 16:42
Caliope pisze:
02 maja 2021, 14:01
Nie sajmonie, będąc w czynnym nałogu czułam się bardzo źle, miałam myśli samobójcze i ciągle stany depresyjne. Szczególnie na kacu i na głodzie, to było dla mnie okropne przeżycie.
Ja sobie siedzę w skorupie, bo za dużo było ran, siadła mi psychika, ciągle płakałam i teraz nie chcę oddawać znów swojego serca, jeszcze nie.
Co do poświęcenia, to nie jest mądre, bo potem matki chcą coś od dziecka w zamian. Nie raz już gdzieś słyszałam "Ja się dla Ciebie poświęciłam,a Ty się nie uczysz" Dziecku się nie poświęca, a daje mu wszystko bezinteresownie i mówi kocham też bezinteresownie, nie jestem meczennicą, a matką w zdrowym znaczeniu. Jesteśmy bezsilni, bo na wiele rzeczy nie mamy wpływu, jedynie dzieciom możemy w sytuacji kiedy nie jesteśmy razem z współmałżonkiem zapewnić terapię by dały sobie radę w dorosłym życiu. Raczej gadanie o poświęceniu dla dziecka i zamknięciu na ludzi, które mi samej nie przeszkadza, bo wybrałam trzeźwość i się wykruszyli, jest lepsze niż skupienie na sobie, ludziach i szukaniu kowalskiego. Nie mogłabym zrobić synowi tego co mi zrobiono, odarto z wszystkiego.
Caliope,
a ja się trochę o ciebie martwię. Czytam cię regularnie, bo masz wiele mądrych przemyśleń i sporo wiedzy. Wiem, że są kryzysy, sama czasem jeszcze wpadam w taki dołek, że nie mam siły się z łóżka podnieść. Ale mam wrażenie, że u ciebie to trwa już dłużej. I jakoś w tym utknęłaś. Zaniepokoiło mnie też, że już dwa razy (tyle wyczytałam) ostatnio napisałaś, że są kobiety, które w podobnej sytuacji targają się na życie. Wiem, piszesz w kontekście, że inne, nie ty. Jednak mierząc to moją miarą: rozważanie, że inne osoby targnęły się na życie, oznaczałoby, że jestem w trudnym stanie. Dlatego się martwię.

Dla mnie moment, gdy zaczęłam żyć w abstynencji z wyboru był trudny. Także dlatego, że większość dotychczasowych znajomych się ode mnie odsunęła. Nawet nie zdawałam sobie wcześniej sprawy jak płytka jest większość tych relacji, no i jak wiele osób w moim otoczeniu jest uzależnionych. Był to cios, tym bardziej, że część znajomych odsunęła się ode mnie już wczesniej, by kryć relację mojego męża z kowalską. Zostałam na pustyni. Lubię być sama i dużo czasu spędzam sama, ale potrzebuję też ludzi wokół siebie. Niekoniecznie imprez, zawsze czułam się na nich przytłoczona, zaniepokojona, zagubiona. Ale relacji już tak.

Wiem, że dla osób introwertycznych nawiązanie nowych znajmości jest trudne, a obecnie ogólnie poznawanie ludzi jest trudne. Ja w sposobie ekspresji jestem ekstrawertyczna. Niemal nikt nie wie, że w sobie jestem introwertyczką. I że jestem nieśmiała. Rozumiem więc, jak ciężko wyjść ze skorupki. Bo w skorupce jest dobrze. Ale jednak potrzeba relacji się odzywa - ale jak się zasklepi to trudno wyjść. No i gdzie tych ludzi teraz szukać?

Znam taką ekstrawertyczną kobietę, która gdy ją porzucił mąż potrafiła podejść do obcej osoby na ulicy w swojej desperacji, i powiedzieć: prosze mnie przytulić, bo jest mi źle. I ludzie ją przytulali, rozmawiali z nią, pocieszali. Nie potrafiłabym tak zrobić. A ona miała ludzi zawsze i jeszcze umiała im powiedzieć czego od nich chce - i to otrzymać. Jestem na drugim biegunie. Ty podobnie?

Mam dla ciebie taką propozycję, żebyś postarała się jednak trochę z tej skorupki wychynąć do świata. Podobnie jak ja masz mnóstwo ograniczeń - abstynencja, dziecko pod niemal wyłączną opieką, być może introwersja, może brak pewności siebie, może nieśmiałość.
Świetnym miejscem gdzie można znaleźć wspierającą grupę są grupy parafialne. Większość osób które się spotykają to abstynenci. No i jak to w grupie - czasem są jakieś spotkania, czasem spacer, czasem coś się razem robi. Jest się między ludżmi. Na dłuższą metę nie lubię. Ale raz na jakiś czas doładowuje mi to baterie. I zawsze jest szansa, że spotka się kogoś z kim nawiąże się relację - znajomość, przyjaźń. Różnie. Plusem parafii jest to, że to są ludzie z okolicy. Więc łatwiej utrzymać i pogłębić relację, spotkać się, zaprosić. Jak nie własna parafia to jedna z siąsiednich. Też blisko.

Tych grup jest zwykle całe mnóstwo, więc można sobie wybierać. Ja najbardziej chciałabym być w chórze, ale nie mam talentu ;) Odpada też grupa młodzieżowa. I koło żóańcowe seniorów też. Ale coś nie coś jeszcze do wyboru mi zostało. Piszę o tym, bo często jest tak, że patrzymy i widzimy same przeciwskazania. Może lepiej zrobić tak: wykluczyć sobie te grupy, na które się nie łapiemy z racji płci lub wieku lub w braku niezbędnych talentów, i postanowić pójść na każdą inną. Może któraś okaże się fajna?

Piszę o tym z jeszcze jednego powodu - lista Zerty. Znasz ją pewnie na pamięć. A to lista mnie własnie zmotywowała by nie siedzieć w domu. I muszę powiedzieć, że moje wychodzenie z domu robi na moim mężu wrażenie. Może jeszcze nie takie, żeby rzucił kowalską. Ale ja się dopiero rozkręcam :)
Mnie rozważanie, że inne kobiety targają się na życie daje, to, że pomimo wszystko ja mam siłę i chcę żyć i nie jestem właśnie tymi innymi kobietami, a sobą i z dumą dzwigam swój krzyż. Co do skorupy, na ostatniej terapii na DDA przyznałam się kim jestem i zostałam odrzucona przez grupę, starannie dobieram więc ludzi, mam rodzinę i kilka osób takich jak ja, bardzo mało, ale są. Nowych znajomości nie chcę nawiązywać właśnie z tego powodu, że kiedyś trzeba się tłumaczyć czemu nie piję, jak powiem z automatu kim jestem jest odwrót takiej osoby. Jestem wtedy rozczarowana, potraktowana jak zwykły chlor. Na mitingach AA miałam jednoznaczne propozycje, dlatego też nie chodzę, bo się boję. Lubię być sama, choć nie jestem introwertykiem, raczej ekstrawertykiem, ale życie zweryfikowało już, że nie mogę żyć jak zwykły człowiek nieuzależniony. Nie jestem niepewna, czy nieśmiała, potrafię bez problemów nawiązywać kontakty z każdą napotkaną osobą, ale chcę chronić siebie, bo nie jest fajnie być źle traktowanym.
Wolę być z synem, być w domu, rozwijać siebie ,swoje hobby, myśleć co będę robić jak syn pójdzie do szkoły.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 02 maja 2021, 22:44

Caliope pisze:
02 maja 2021, 20:19
Mnie rozważanie, że inne kobiety targają się na życie daje, to, że pomimo wszystko ja mam siłę i chcę żyć i nie jestem właśnie tymi innymi kobietami, a sobą i z dumą dzwigam swój krzyż. Co do skorupy, na ostatniej terapii na DDA przyznałam się kim jestem i zostałam odrzucona przez grupę, starannie dobieram więc ludzi, mam rodzinę i kilka osób takich jak ja, bardzo mało, ale są. Nowych znajomości nie chcę nawiązywać właśnie z tego powodu, że kiedyś trzeba się tłumaczyć czemu nie piję, jak powiem z automatu kim jestem jest odwrót takiej osoby. Jestem wtedy rozczarowana, potraktowana jak zwykły chlor. Na mitingach AA miałam jednoznaczne propozycje, dlatego też nie chodzę, bo się boję. Lubię być sama, choć nie jestem introwertykiem, raczej ekstrawertykiem, ale życie zweryfikowało już, że nie mogę żyć jak zwykły człowiek nieuzależniony. Nie jestem niepewna, czy nieśmiała, potrafię bez problemów nawiązywać kontakty z każdą napotkaną osobą, ale chcę chronić siebie, bo nie jest fajnie być źle traktowanym.
Wolę być z synem, być w domu, rozwijać siebie ,swoje hobby, myśleć co będę robić jak syn pójdzie do szkoły.
Caliope, brzmisz znacznie optymistyczniej :)
Rozumiem, że odium osoby uzależnionej może być barierą w nawiązywaniu relacji. Ale czy to jest tak, że musisz wszystkim mówić? Przepraszam, że pytam, ale tego w sumie nie wiem. Mój mąż nie dotarł nigdy do takiego etapu terapii.
Ja postanowiłam podjąć abstynencję w intencji uzdrowienia z nałogów mojego męża (ale też uznałam, że w kryzysie abstynencja jest lepszym wyborem). Jeśli takie uzdrowienie nie jest zgodne z Bożym Planem, to moje wyrzeczenia pójdą na czyjeś inne konto, kto teraz ma szansę wyjść z nałogu. Ale nie mówię o tym wszystkim. Po prostu mówię, że nie piję alkoholu i tyle. Można też pytaniem na pytanie odpowiadać: Czemu ty nie? A czemu ty tak? Nie miałam okazji jeszcze tak odpowiedzieć, bo nie bywam nigdzie, gdzie by mnie nie znali, ale wydaje mi się że to zabawna odpowiedź :)

Z tymi mityngami jest faktycznie problem, o tym mówił kiedyś ksiądz Dziewiecki, w wykładzie o problemach kobiet, że sa mniejszością w tych grupach i mogą z róznych powodów czuć się tam źle. Także tych o których piszesz. Może zacznij chodzić do Al-Anonu. Tam z kolei jest większość kobiet, ze swoją wiedzą zrobisz furorę :) Część kobiet współuzależnionych chodzi na mityngi otwarte AA właśnie dlatego, że w Al-Anonie same kobietki i to im nie do końca odpowiada, no i trochę wiedzy zebrać z pierwszej ręki, żeby lepiej rozumieć drugą stronę. Ale i trochę z tej swojej strony się podzielić.

Bardzo mi przykro, że trafiłaś na jakiś dziwnych ludzi, którzy cię źle potraktowali. Ale są też pozytywni ludzie, którzy się nie uprzedzają. Ale w sumie jak masz kilka osób, to już całkiem sporo. Dobrze mieć kogoś, kto ma dzieciaki w podobnym wieku, wtedy po pierwsze można wspólnie spędzać czas, po drugie czasem się powymieniać w opiece i trochę wolnego załapać. Lubię czasem sama z synem gdzieś sobie połazić, ale tak z koleżankami i ich dziećmi też jest miło. No i mały też czasem woli w grupce, szczególnie teraz jak tych społecznych kontaktów ma mniej.

W sumie pokręcone to życie, introwertyczka z ekstrawertycznym trybem życia i ektrawertyczka z trybem intro. Ale trochę do ludzi powychodź :)

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 03 maja 2021, 1:18

Ruta pisze:
02 maja 2021, 22:44
Caliope pisze:
02 maja 2021, 20:19
Mnie rozważanie, że inne kobiety targają się na życie daje, to, że pomimo wszystko ja mam siłę i chcę żyć i nie jestem właśnie tymi innymi kobietami, a sobą i z dumą dzwigam swój krzyż. Co do skorupy, na ostatniej terapii na DDA przyznałam się kim jestem i zostałam odrzucona przez grupę, starannie dobieram więc ludzi, mam rodzinę i kilka osób takich jak ja, bardzo mało, ale są. Nowych znajomości nie chcę nawiązywać właśnie z tego powodu, że kiedyś trzeba się tłumaczyć czemu nie piję, jak powiem z automatu kim jestem jest odwrót takiej osoby. Jestem wtedy rozczarowana, potraktowana jak zwykły chlor. Na mitingach AA miałam jednoznaczne propozycje, dlatego też nie chodzę, bo się boję. Lubię być sama, choć nie jestem introwertykiem, raczej ekstrawertykiem, ale życie zweryfikowało już, że nie mogę żyć jak zwykły człowiek nieuzależniony. Nie jestem niepewna, czy nieśmiała, potrafię bez problemów nawiązywać kontakty z każdą napotkaną osobą, ale chcę chronić siebie, bo nie jest fajnie być źle traktowanym.
Wolę być z synem, być w domu, rozwijać siebie ,swoje hobby, myśleć co będę robić jak syn pójdzie do szkoły.
Caliope, brzmisz znacznie optymistyczniej :)
Rozumiem, że odium osoby uzależnionej może być barierą w nawiązywaniu relacji. Ale czy to jest tak, że musisz wszystkim mówić? Przepraszam, że pytam, ale tego w sumie nie wiem. Mój mąż nie dotarł nigdy do takiego etapu terapii.
Ja postanowiłam podjąć abstynencję w intencji uzdrowienia z nałogów mojego męża (ale też uznałam, że w kryzysie abstynencja jest lepszym wyborem). Jeśli takie uzdrowienie nie jest zgodne z Bożym Planem, to moje wyrzeczenia pójdą na czyjeś inne konto, kto teraz ma szansę wyjść z nałogu. Ale nie mówię o tym wszystkim. Po prostu mówię, że nie piję alkoholu i tyle. Można też pytaniem na pytanie odpowiadać: Czemu ty nie? A czemu ty tak? Nie miałam okazji jeszcze tak odpowiedzieć, bo nie bywam nigdzie, gdzie by mnie nie znali, ale wydaje mi się że to zabawna odpowiedź :)

Z tymi mityngami jest faktycznie problem, o tym mówił kiedyś ksiądz Dziewiecki, w wykładzie o problemach kobiet, że sa mniejszością w tych grupach i mogą z róznych powodów czuć się tam źle. Także tych o których piszesz. Może zacznij chodzić do Al-Anonu. Tam z kolei jest większość kobiet, ze swoją wiedzą zrobisz furorę :) Część kobiet współuzależnionych chodzi na mityngi otwarte AA właśnie dlatego, że w Al-Anonie same kobietki i to im nie do końca odpowiada, no i trochę wiedzy zebrać z pierwszej ręki, żeby lepiej rozumieć drugą stronę. Ale i trochę z tej swojej strony się podzielić.

Bardzo mi przykro, że trafiłaś na jakiś dziwnych ludzi, którzy cię źle potraktowali. Ale są też pozytywni ludzie, którzy się nie uprzedzają. Ale w sumie jak masz kilka osób, to już całkiem sporo. Dobrze mieć kogoś, kto ma dzieciaki w podobnym wieku, wtedy po pierwsze można wspólnie spędzać czas, po drugie czasem się powymieniać w opiece i trochę wolnego załapać. Lubię czasem sama z synem gdzieś sobie połazić, ale tak z koleżankami i ich dziećmi też jest miło. No i mały też czasem woli w grupce, szczególnie teraz jak tych społecznych kontaktów ma mniej.

W sumie pokręcone to życie, introwertyczka z ekstrawertycznym trybem życia i ektrawertyczka z trybem intro. Ale trochę do ludzi powychodź :)
Co innego jest, że ty nie pijesz, ale możesz, a co innego, ze ja nie piję, bo zrujnuję sobie tym życie.Nie muszę mówić, ale odmowa wypicia alkoholu to obraza i z taką mną nie można się już spotykać.Jedna z bliskich mi kiedyś osób nie zaprosiła mnie na ważną dla mnie impezę, bo ja nie piję, skrzywdziła mnie tym bardzo. Czynny alkoholik nie ma z tym problemu, dopiero na terapii musi wybrać, czy chce asertywnie odmawiać, stanowczo i bez zadawania żadnych pytań i liczyć się z odrzuceniem, czy popłynąć w imię "przyjaźni alkoholowej ".
Na al-anon ja nie pójdę nie jestem wspołuzależniona, tutaj dopiero bym była odrzucona gdybym się przyznała, taka sama jak mężowie alkoholicy. Nie wyobrażam sobie też słuchać takich kobiet jak moja matka i przeżywać znów tą traumę z dzieciństwa. U mnie na mitingi AA nie chodzą ludzie współuzależnieni, a byłam na wielu i w wielu miejscach. Dla mnie są spotkania w ośrodku i pisanie z osobami jak ja, zresztą po wielu latach trzeźwienia można spokojnie prowadzić taki tryb życia. Jestem w takim wieku, że moje koleżanki np. ze szkoły mają dzieci w wieku 20 lat, więc to nie wchodzi w grę. Starczy mi spacer z synem lub samemu, nie potrzebuję nawiązywać nowych relacji nawet z racji tego że ludzie bardzo długo nie akceptowali mojego wyglądu i po prostu jakoś nie mam potrzeby.

renta11
Posty: 842
Rejestracja: 05 lut 2017, 19:20
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: renta11 » 03 maja 2021, 14:07

Caliope pisze:
03 maja 2021, 1:18
Na al-anon ja nie pójdę nie jestem wspołuzależniona, tutaj dopiero bym była odrzucona gdybym się przyznała, taka sama jak mężowie alkoholicy. Nie wyobrażam sobie też słuchać takich kobiet jak moja matka i przeżywać znów tą traumę z dzieciństwa. U mnie na mitingi AA nie chodzą ludzie współuzależnieni, a byłam na wielu i w wielu miejscach. Dla mnie są spotkania w ośrodku i pisanie z osobami jak ja, zresztą po wielu latach trzeźwienia można spokojnie prowadzić taki tryb życia. Jestem w takim wieku, że moje koleżanki np. ze szkoły mają dzieci w wieku 20 lat, więc to nie wchodzi w grę. Starczy mi spacer z synem lub samemu, nie potrzebuję nawiązywać nowych relacji nawet z racji tego że ludzie bardzo długo nie akceptowali mojego wyglądu i po prostu jakoś nie mam potrzeby.
Ale możesz chodzić na grupy DDA, tam będą i Twoi.

Samotnikiem jesteś, bo z powodu Twojego wyglądu ludzie Cię odrzucali. To znasz od zawsze. Wygląd się zmienił, ale poczucie odrzucenia pozostało. I jest prawdopodobnie nadal w Twojej głowie. Zawsze egzystowałaś na poboczu grupy i to jest reakcja pierwotna. Przepracuj to na terapii. Kiedy Ty się otworzysz to zaczniesz sobie radzić lepiej z tzw. odrzuceniem. Bo ono wynika z tego, co Ty projektujesz. Jeśli mówisz, że nie pijesz, bo miałaś problem z alkoholem, to reakcje ludzi mogą być różne. Ktoś może się zawahać, lekko skrzywić, a Ty już to odbierasz jako odrzucenie. I automatycznie wycofujesz się. A możesz zareagować inaczej np. "ale teraz panuję nad problemem i po prostu nie piję. Ale nie przeszkadza mi, że inni piją". I uśmiechasz się, a ta osoba też może się uśmiechnąć. I sprawa załatwiona.
Więc ten problem z odrzuceniem jest w Tobie, co jest dobrą informacją, bo możesz go rozwiązać. Dzisiaj jesteś ładna i nie pijesz. Jeśli do tego się uśmiechniesz, to nikomu nie będzie przeszkadzało, że nie pijesz. Pierwsze reakcje mogą być jeszcze automatyczne, ale po chwili włączy się nowy program. Lepszy i zdrowszy. Znam ten problem i nauczyłam sie nowych, zdrowych reakcji. Jest dużo lepiej. Więc da się.
św. Augustyn
"W zasadach jedność, w szczegółach wolność, we wszystkim miłosierdzie".

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 03 maja 2021, 16:03

renta11 pisze:
03 maja 2021, 14:07
Caliope pisze:
03 maja 2021, 1:18
Na al-anon ja nie pójdę nie jestem wspołuzależniona, tutaj dopiero bym była odrzucona gdybym się przyznała, taka sama jak mężowie alkoholicy. Nie wyobrażam sobie też słuchać takich kobiet jak moja matka i przeżywać znów tą traumę z dzieciństwa. U mnie na mitingi AA nie chodzą ludzie współuzależnieni, a byłam na wielu i w wielu miejscach. Dla mnie są spotkania w ośrodku i pisanie z osobami jak ja, zresztą po wielu latach trzeźwienia można spokojnie prowadzić taki tryb życia. Jestem w takim wieku, że moje koleżanki np. ze szkoły mają dzieci w wieku 20 lat, więc to nie wchodzi w grę. Starczy mi spacer z synem lub samemu, nie potrzebuję nawiązywać nowych relacji nawet z racji tego że ludzie bardzo długo nie akceptowali mojego wyglądu i po prostu jakoś nie mam potrzeby.
Ale możesz chodzić na grupy DDA, tam będą i Twoi.

Samotnikiem jesteś, bo z powodu Twojego wyglądu ludzie Cię odrzucali. To znasz od zawsze. Wygląd się zmienił, ale poczucie odrzucenia pozostało. I jest prawdopodobnie nadal w Twojej głowie. Zawsze egzystowałaś na poboczu grupy i to jest reakcja pierwotna. Przepracuj to na terapii. Kiedy Ty się otworzysz to zaczniesz sobie radzić lepiej z tzw. odrzuceniem. Bo ono wynika z tego, co Ty projektujesz. Jeśli mówisz, że nie pijesz, bo miałaś problem z alkoholem, to reakcje ludzi mogą być różne. Ktoś może się zawahać, lekko skrzywić, a Ty już to odbierasz jako odrzucenie. I automatycznie wycofujesz się. A możesz zareagować inaczej np. "ale teraz panuję nad problemem i po prostu nie piję. Ale nie przeszkadza mi, że inni piją". I uśmiechasz się, a ta osoba też może się uśmiechnąć. I sprawa załatwiona.
Więc ten problem z odrzuceniem jest w Tobie, co jest dobrą informacją, bo możesz go rozwiązać. Dzisiaj jesteś ładna i nie pijesz. Jeśli do tego się uśmiechniesz, to nikomu nie będzie przeszkadzało, że nie pijesz. Pierwsze reakcje mogą być jeszcze automatyczne, ale po chwili włączy się nowy program. Lepszy i zdrowszy. Znam ten problem i nauczyłam sie nowych, zdrowych reakcji. Jest dużo lepiej. Więc da się.
Ja skończyłam terapię DDA i też nie jestem w stanie słuchać ludzi którzy żyją dalej w krzywdzie od rodziców i użalających się nad sobą. Ja jestem z AA i tak zostanie, ten problem jest tylko wygenerowany przeze mnie samą. Ty jesteś uzależniona rento? jeśli nie, to nie możesz wiedzieć jak ludzie odnoszą się do mnie, na terapii miałam wybór i jasny przekaz jak będzie wyglądać moje dalsze życie. Wybrałam trzeźwość, od 12 lat sobie radzę z małą ilością ludzi wokòł i starczy. Ja wyznaję zasadę, jak ktoś nie chce,nie musi się ze mną spotykać, ma wybór, więc nie boję się odrzucenia, a akceptuję wybory ludzi. Jest jeszcze to, że jestem w takim wieku, że mało która kobieta decyduje się na uprawianie sportu, rolki, wrotki, dbanie o wygląd w taki sposób jak ja. Wyglądam na 10 lat mniej z czego się cieszę, ale ma to swoją cenę. Samotność która mi nie przeszkadza lub spotykanie ludzi dużo młodszych ode mnie i singli, którzy imprezują bez zobowiązań, a które mam ja.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 04 maja 2021, 3:42

Caliope pisze:
03 maja 2021, 16:03
(...) rolki, wrotki, dbanie o wygląd w taki sposób jak ja. Wyglądam na 10 lat mniej z czego się cieszę, ale ma to swoją cenę. Samotność która mi nie przeszkadza lub spotykanie ludzi dużo młodszych ode mnie i singli, którzy imprezują bez zobowiązań, a które mam ja.
Jeżdzisz na rolkach? Super :) Zimą nauczyłam się jeździć na łyżwach. I mi teraz tego brakuje. I właśnie rozważam rolki. To wydaje się podobne. Może fajniejsze nawet, bo na łyżwach to jednak w kółko po torze, u nas tor był fajny, pod chmurką, duży, ale jednak w kóło. Mam nawet jakieś stare rolki w domu, trochę za duże, ale ujdą. Ale mam opory "wiekowe", bo żadna moja znajoma w moim wieku nie jeździ na rolkach. I tak trochę głupio... ale i tak będe jeździć. Zwłaszcza, że powymieniali nawierzchnię na wielu ścieżkach rowerowych i zamiast kosteczki jest śliczny asfalcik. Po kostce na rolkach to chyba nie za wygodnie...

I fajnie, że dbasz o swój wygląd. Ja tu mam sporo do zrobienia... :roll:

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 04 maja 2021, 11:41

Ruta pisze:
04 maja 2021, 3:42
Caliope pisze:
03 maja 2021, 16:03
(...) rolki, wrotki, dbanie o wygląd w taki sposób jak ja. Wyglądam na 10 lat mniej z czego się cieszę, ale ma to swoją cenę. Samotność która mi nie przeszkadza lub spotykanie ludzi dużo młodszych ode mnie i singli, którzy imprezują bez zobowiązań, a które mam ja.
Jeżdzisz na rolkach? Super :) Zimą nauczyłam się jeździć na łyżwach. I mi teraz tego brakuje. I właśnie rozważam rolki. To wydaje się podobne. Może fajniejsze nawet, bo na łyżwach to jednak w kółko po torze, u nas tor był fajny, pod chmurką, duży, ale jednak w kóło. Mam nawet jakieś stare rolki w domu, trochę za duże, ale ujdą. Ale mam opory "wiekowe", bo żadna moja znajoma w moim wieku nie jeździ na rolkach. I tak trochę głupio... ale i tak będe jeździć. Zwłaszcza, że powymieniali nawierzchnię na wielu ścieżkach rowerowych i zamiast kosteczki jest śliczny asfalcik. Po kostce na rolkach to chyba nie za wygodnie...

I fajnie, że dbasz o swój wygląd. Ja tu mam sporo do zrobienia... :roll:
No właśnie wiele kobiet ma opory wiekowe przed różnymi rzeczami, sportem, ubiorem bardziej młodzieżowym, ja noszę trampki. I wtedy ja, osoba szczupła odbiegająca od jakichś norm jest sobie sama, z wyboru. Czuję się dobrze, ale właśnie wtedy spotykam ludzi nie w swoim wieku. Jeszcze mam rower, co napewno wykorzystam, bo też bardzo lubię pojeździć, a mam warunki. To jest też w ramach rozwoju własnego.

sajmon123
Posty: 865
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 » 04 maja 2021, 21:05

Chciałem się pożegnać. Znikam z forum (nie będę się udzielał)przynajmniej do końca lipca. Poddaję się. Pod koniec lipca mam pierwszy termin. Czytając Was drogie panie, zazdroszczę jak kochacie mężów, jak walczycie o siebie. Ja dłużej nie mogę walczyć o żonę. Nie chcę. Niech idzie wolno, ja nie dam się dłużej ranić. Chcę o niej zapomnieć, a czytając forum nie umiem. Muszę się skupić tylko na sobie. Ja zrobiłem wszystko co mogłem. Wiem, że to nie sprint tylko maraton, ale nie mogę być dłużej zakochany we wspomnieniu mojej żony. Jest ona cyniczna, bez serca. Rani mnie, tam gdzie najbardziej boli czyli dziećmi. Chcę się od tego całkowicie zdystansować. Nie wiem jak inni faceci sobie dają z tym radę, ja nie potrafię. Chcę zamknąć ten rozdział już i do niego nie wracać. Będę dalej wierny swojej przysiędze, ale nie mam zamiaru czekać na żonę. Nikt w życiu nie sprawił mi tyle cierpienia. Dzięki za dotychczasowe wsparcie. Do usłyszenia za prawie 3 miesiące.

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel » 04 maja 2021, 23:23

Do zobaczenia sajmon123.
Twój powyższy post jest mi dziwnie znajomy, także stan twój dobrze rozumiem.
Skoro czytanie forum to za dużo aktualnie - dobra decyzja. Bez tego jest cholernie ciężko.
Pracuj nad sobą, trzy miesiące bez forum można bardzo pożytecznie spożytkować :)
Niech cię Bóg prowadzi.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk

Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope » 04 maja 2021, 23:43

Sajmon, do zobaczenia, mam nadzieję, że będziesz dalej tak trzeźwiał, dbaj o siebie bardzo i z Bogiem.

Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta » 04 maja 2021, 23:43

sajmon123 pisze:
04 maja 2021, 21:05
Chciałem się pożegnać. Znikam z forum (nie będę się udzielał)przynajmniej do końca lipca. Poddaję się. Pod koniec lipca mam pierwszy termin. Czytając Was drogie panie, zazdroszczę jak kochacie mężów, jak walczycie o siebie. Ja dłużej nie mogę walczyć o żonę. Nie chcę. Niech idzie wolno, ja nie dam się dłużej ranić. Chcę o niej zapomnieć, a czytając forum nie umiem. Muszę się skupić tylko na sobie. Ja zrobiłem wszystko co mogłem. Wiem, że to nie sprint tylko maraton, ale nie mogę być dłużej zakochany we wspomnieniu mojej żony. Jest ona cyniczna, bez serca. Rani mnie, tam gdzie najbardziej boli czyli dziećmi. Chcę się od tego całkowicie zdystansować. Nie wiem jak inni faceci sobie dają z tym radę, ja nie potrafię. Chcę zamknąć ten rozdział już i do niego nie wracać. Będę dalej wierny swojej przysiędze, ale nie mam zamiaru czekać na żonę. Nikt w życiu nie sprawił mi tyle cierpienia. Dzięki za dotychczasowe wsparcie. Do usłyszenia za prawie 3 miesiące.
Sajmon,
trzymaj się ciepło i trzymaj się przysięgi :) Czas gdy zbliża się rozprawa jest trudny, wiele napięcia, także wewnętrznego, wiele bitew. I pokus - na przykład takich, by zgodzić się na rozwód i mieć wszystko za sobą. Chociażby to całe napięcie.
Dla mnie w takich razach pomocne były materiały Sycharu i różaniec.

Z modlitwą,
Ruta

ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Samon41, Sara, WNM2010 i 56 gości