Jak nie zwariować?

Refleksje, dzielenie się swoimi przeżyciami...

Moderator: Moderatorzy

Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Abigail pisze: 06 lis 2021, 19:33
Pavel pisze: 06 lis 2021, 18:08
Ad2.
Opieka „tradycyjna” jest polem do jeszcze większych nadużyć, co w dodatku potwierdza się w praktyce. Nie wszystkie matki mają na uwadze przede wszystkim dobro dzieci. Nawet jak wszem i wobec trąbią, że tak jest (nierzadko nawet same w to wierzą).
Ba, tak jak każdy odchodzący ojciec stawia swoje dobro (a to że niewłaściwie pojmowane to inna historia) nad dobrem dzieci, tak ma i każda matka opuszczająca męża, bo za rogiem czeka nowa „miłość” w postaci kowalskiego.
Na „zachodzie” masa rodzin rozpadła się również przez korzystny dla samotnych matek socjal plus alimenty.

Panie na forum kierują się jednak zazwyczaj innymi wartościami niż wygląda to statystycznie w realu. Inna rzecz, że ten kij, jak to zazwyczaj bywa, ma dwa końce.
Zgadzam się z Tobą we wszystkim z wyjątkiem tego że "każda matka". :)
😂
No tak...dla jasności, chociaż podejrzewam, że to czytelne mimo nie tego słowa które chciałem użyć. Miało być żona, nie matka ;)
Pavel mnie ta "każda" chwilowo drapnęła w oko. ale ok :lol: może w realu mniej byłoby nieporozumień w rozmowie. Mniemam, że nie miałeś takich intencji aby drapnęło a jednak.
Teraz rozumiem.
Myślałem, że zwróciłaś uwagę na słowo matka uciekająca od męża.
A tu chodziło o słowo „każda”.
Ale ja je podtrzymuję :)))
Z pełną świadomością w dodatku.
Wyjaśniam dlaczego, by wreszcie mój przekaz został odebrany zgodnie z intencjami.

Pisałem, że tak jak każdy mężczyzna, mąż opuszczający żonę, dzieci, rodzinę, bo pojawiła się kowalska (lub choćby zwykła nieodpowiedzialność) krzywdzi dzieci i stawia swoje dobro ponad ich dobro. Inna sprawa, że to kompletnie niewłaściwe pojmowanie słowa „dobro”. Bo nic dobrego i w doczesnym życiu z tego nie wyniknie. Może być co najwyżej przyjemnie.

Tak samo każda kobieta, żona która realizuje nowe idee swego prawa do szczęścia poprzez kowalskich lub inne pogubienie stawia swoje „dobro„ ponad dobro dzieci.
Nie oznacza to jednocześnie, że każda kobieta która opuszcza męża stawia swoje dobro ponad dobro dzieci. Mogą bowiem być słuszne i obiektywne powody opuszczenia, takie które są potrzebne a czasem i konieczne.
Czyli: użyłem słowa każda, ale z pewnym uwarunkowaniem, które można spłycić by było bardziej obrazowo: „każda żona która ma kowalskiego stawia swoje dobro ponad dobro dzieci”.

Mam nadzieję, że już nie drapie ani w oko, ani ucho ;)
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Caliope
Posty: 3013
Rejestracja: 04 sty 2020, 12:09
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Caliope »

Każda niedojrzała żona ,która ma kowalskiego nie dba o dzieci jak powinna, każdy niedojrzały mąż który ma kowalską nie dba o dzieci jak powinien. Tak to myślę mogłoby wybrzmieć moim zdaniem. Nie każda, czy każdy.
Abigail

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Abigail »

sajmon123 pisze: 07 lis 2021, 10:11
Abigail masz rację we wszystkim co piszesz, tylko mam wrażenie, że nie do końca zrozumiałaś. Astro napisał, że to sie dzieje zazwyczaj gdy jest Kowalski. Taka drobna lecz bardzo ważna informacja zmienia postrzeganie matki na to czego potrzebują dzieci. Nowoczesny nurt, media, filmy itd pokazują nam te śmieszne rodziny patchworkowe. Taki obraz zostaje w głowie i się do niego dąży. By kowalski mógł być bliżej dzieci (w większości przypadków chce na początku by zbliżyć się do matki) to trzeba te dzieci trochę odsunąć od ojca.
Ok dzięki Sajmon za wyjaśnienie, chyba wypuściłam się do walki z wiatrakami niczym Don Kichot ;) Czerwona lampka zgaszona, alarm wyłączony. :D
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Wiecie z doświadczenia, że jest coś takiego, że problemy rodzinne ciągną się z pokolenia na pokolenie.. Dziadek pił, ojciec, syn, potem wnuk itd. Chcemy czy nie to problemy przodków idą z nami w ramię w ramię. W dzisiejszych czasach staramy się to nazywać bo też mamy możliwości, gdyż stworzono do tego nazwy takie jak wszelkiego rodzaje dd plus.. Też z wiary możemy to nazywać jako nie wiem, grzech rodzinny, uważać, że to działanie złego.

Ja z moją żoną dostałem wszelkie możliwości, by to zatrzymać. Nasze dzieci nie musiały zostać dda. Też moja żona nie pochodzi z rozbitego domu, ale ojciec dał jej przykład, że można zostawiać rodzinę. Gdzieś mam anonimowość, muszę napisać gdyż to ważne. Teściu świętej już pamięci miał 4 dzieci, każde z inną kobietą. Moja żona najmłodsza, więc teściu "wytrwał". Co mi bardzo otworzyło oczy, to słowa żony do teściowej - przecież tata za 4 razem zaznał szczęścia... A czy doznał? Być może. Nie jestem nim by się wypowiedzieć, ale jest dużo pytań i zero odpowiedzi. Czy zaznał szczęścia, czy zrozumiał że za każdym razem tak samo? Czy doznał szczęścia czy poczuł się zbyt stary by szukać nowych doznań? Czy doznał szczęścia, czy miał poczucie winy by nie zostawić kolejnego dziecka? Z tego co ja zauważyłem to mam odmienne zdanie niż moja żona, ale to zostawię dla siebie.

Mam wpływ na siebie. Dlatego moją rolą jest by dzieci nie były dda. A czy będą powielać błędy rodzinne mojej żony? To już od niej zależy. Dlaczego chciała dzieci jak najszybciej? Gdyż jej rodzice byli "starzy". Straszne to jest jak Nasze życie definiują błędy przodków, a z drugiej strony jest to moim zdaniem cenna wskazówka dla kogoś młodszego, by łączyć te fakty ze sobą. Mam nadzieję, że chociaż dla trojga ludzi, mój wątek będzie pomocny w mądrym wyborze małżonka / małżonki, ale również w zrozumieniu, że wszystko da się zatrzymać. Czemu dla trojga? Bo chciałbym wszystko co wiem przekazać Naszym dzieciom. Przyjmą to przyjmą. Nie to nie. W końcu mają wolność. Uczą się nie ze słów, a z czynów. I to jest na teraz moim celem
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Dokładnie Sajmon.
Moje przemyślenia są takie, że dzieci nie tyle uczą się ze słów, a przykładu.
Twoja postawa więc, twoja praca nad sobą może być kijem w kole tego wielopokoleniowego niszczącego walca.
Zatrzymać go.
To był jeden z najistotniejszych czynników motywujących mnie, napędzających, dających siłę by nie poddać się. By powstawać i iść dalej.
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Bławatek »

sajmon123 pisze: 12 lis 2021, 18:40 Wiecie z doświadczenia, że jest coś takiego, że problemy rodzinne ciągną się z pokolenia na pokolenie.. Dziadek pił, ojciec, syn, potem wnuk itd. Chcemy czy nie to problemy przodków idą z nami w ramię w ramię. W dzisiejszych czasach staramy się to nazywać bo też mamy możliwości, gdyż stworzono do tego nazwy takie jak wszelkiego rodzaje dd plus.. Też z wiary możemy to nazywać jako nie wiem, grzech rodzinny, uważać, że to działanie złego.

Ja z moją żoną dostałem wszelkie możliwości, by to zatrzymać. Nasze dzieci nie musiały zostać dda. Też moja żona nie pochodzi z rozbitego domu, ale ojciec dał jej przykład, że można zostawiać rodzinę. Gdzieś mam anonimowość, muszę napisać gdyż to ważne. Teściu świętej już pamięci miał 4 dzieci, każde z inną kobietą. Moja żona najmłodsza, więc teściu "wytrwał". Co mi bardzo otworzyło oczy, to słowa żony do teściowej - przecież tata za 4 razem zaznał szczęścia... A czy doznał? Być może. Nie jestem nim by się wypowiedzieć, ale jest dużo pytań i zero odpowiedzi. Czy zaznał szczęścia, czy zrozumiał że za każdym razem tak samo? Czy doznał szczęścia czy poczuł się zbyt stary by szukać nowych doznań? Czy doznał szczęścia, czy miał poczucie winy by nie zostawić kolejnego dziecka? Z tego co ja zauważyłem to mam odmienne zdanie niż moja żona, ale to zostawię dla siebie.

Mam wpływ na siebie. Dlatego moją rolą jest by dzieci nie były dda. A czy będą powielać błędy rodzinne mojej żony? To już od niej zależy. Dlaczego chciała dzieci jak najszybciej? Gdyż jej rodzice byli "starzy". Straszne to jest jak Nasze życie definiują błędy przodków, a z drugiej strony jest to moim zdaniem cenna wskazówka dla kogoś młodszego, by łączyć te fakty ze sobą. Mam nadzieję, że chociaż dla trojga ludzi, mój wątek będzie pomocny w mądrym wyborze małżonka / małżonki, ale również w zrozumieniu, że wszystko da się zatrzymać. Czemu dla trojga? Bo chciałbym wszystko co wiem przekazać Naszym dzieciom. Przyjmą to przyjmą. Nie to nie. W końcu mają wolność. Uczą się nie ze słów, a z czynów. I to jest na teraz moim celem
Sajmonie, ja mam podobne przemyślenia. Mam nadzieję, że nasz syn wyrośnie na mądrego i dojrzałego człowieka. U nas takim "przekleństwem pokoleniowym" może być niezaradność mężczyzny "męża i ojca", bo tak jak mój ojciec odkąd pamiętam nie interesował się dobrem rodziny, tak moi bracia byli podobni a może nawet gorsi bo z nałogami, ale na szczęście swoich rodzin nie złożyli, i niestety podobnego męża wybrałam, choć przez wiele lat "przebierałam" i odrzucałam tych podobnych do mojego ojca. I bardzo bym chciała, żeby mój syn taki nie był. Na szczęście widzę, że jest bardziej podobny do mnie - lubi sprzątać, naprawiać, zmieniać w domu, ale nie byle jak, tylko aby było ładnie i porządnie. Jak rzucę hasło, że trzeba pomalować przedpokój to mi wierci dziurę i chce od razu malować, najlepiej jak bym jeszcze wieczorem do sklepu po farbę pojechała, bo on chce zmieniać. I pomaga. Więc może jego żona i dzieci będą miały korzyść z niego.

A jak sięgam pamięcią to w naszej rodzinie nigdy nie było rozwodu, więc byłabym pierwsza. Choć kuzynostwo syna żyje tylko z matką, ale mój kuzyn nigdy się ze swoją dziewczyną nie ożenił, a im się posypało, więc to też inna bajka. Choć syn widzi, że czasami tak jest, że tata nie mieszka w domu.

Biedne te współczesne dzieci - w dorosłe życie wchodzą z bagażem tylu doświadczeń, których my czasami nawet u sąsiadów nie widzieliśmy, a co dopiero we własnej rodzinie. Dlatego trzeba starać się wychowywać do dobra.

Dziś w kościele młody ksiądz mówiąc o młodzieży wspomniał, że "bycie w Kościele nie bierze się z nakazu w testamencie tylko z przykładu i wychowania". I tak jest ze wszystkim - gadanie o czymś to nic, natomiast przykład bardziej wpływa na czyjeś działanie.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Z wychowywaniem jest o tyle trudno, iż trzeba czasem hamować emocje dla dobra dzieci, by ich nie obarczać jakimś ciężarem.

Dzisiaj zrozumiałem, że to tak nie do końca jest prawdą. Dzieci też powinny widzieć w dorosłym iż czegoś mają dosyć, że są ludzcy. Najgorzej to udawać.

Pewnie wiele osób mnie "zje", a najpewniej już wszelkie miano psychologów, ale od paru dni słyszę: tata zadzwonię później, gdyż oglądam bajkę. Zadzwonię później bo zaraz telefon się rozładuje. Zadzwonię później bo teraz gram itd. Czułem, iż rozmowa z tatą to wymuszona obowiązkowość. "wybuchłem". Powiedziałem wprost dzieciom, że jak nie chcą to nie muszę dzwonić. Będą chciały porozmawiać to niech dzwonią. Jest to pewnie wprowadzanie dzieci w jakieś poczucie winy. Z drugiej strony niech się uczą iż każde postępowanie ma swoje konsekwencje. Psycholog powiedziała iż to ja muszę zabiegać o kontakt. Oczywiście, że tak. Jednak nic na siłę. Żona woli by Nasza więź się obniżyła, to osiągnie cel. Tylko czy to działanie dla dobra dzieci?

Nie będę na siłę wymuszał kontaktu. W tym przypadku matka powinna zadbać o to, by zorganizować dzieciom czas tak, aby były skupione na rozmowie, a nie by rozmowa była przy bajce czy kolacji. Oboje zapłacimy za to wielką cenę w przyszłości, ale największą poniosą dzieciaki... Przykro że tylko jeden rodzic to rozumie, a drugi myśli tylko o swoim własnym celu do osiągnięcia...

Będę popełniał błędy wychowawcze. Oczywiście. Każdy je popełnia, bo rodzicielstwo to ciągłe próby i korygowanie. Rodzicielstwo na odległość jest jeszcze trudniejsze. Jednak ja nie mogę i nie chcę przedstawiać świata dzieciom, iż jest on bajkowy. Chciałbym ich nauczyć że w życiu nie ma nic za darmo. Zawsze występują problemy i od Nas zależy jak je rozwiążemy - udając że ich nie ma, czy jasno nazywać je i rozumieć, że są wtedy emocje, z którymi trzeba sobie poradzić.
Awatar użytkownika
Niepozorny
Posty: 1543
Rejestracja: 24 maja 2019, 23:50
Jestem: w separacji
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Niepozorny »

sajmon123 pisze: 14 lis 2021, 23:27 Pewnie wiele osób mnie "zje", a najpewniej już wszelkie miano psychologów, ale od paru dni słyszę: tata zadzwonię później, gdyż oglądam bajkę. Zadzwonię później bo zaraz telefon się rozładuje. Zadzwonię później bo teraz gram itd. Czułem, iż rozmowa z tatą to wymuszona obowiązkowość. "wybuchłem". Powiedziałem wprost dzieciom, że jak nie chcą to nie muszę dzwonić. Będą chciały porozmawiać to niech dzwonią. Jest to pewnie wprowadzanie dzieci w jakieś poczucie winy. Z drugiej strony niech się uczą iż każde postępowanie ma swoje konsekwencje. Psycholog powiedziała iż to ja muszę zabiegać o kontakt. Oczywiście, że tak. Jednak nic na siłę. Żona woli by Nasza więź się obniżyła, to osiągnie cel. Tylko czy to działanie dla dobra dzieci?

Nie będę na siłę wymuszał kontaktu. W tym przypadku matka powinna zadbać o to, by zorganizować dzieciom czas tak, aby były skupione na rozmowie, a nie by rozmowa była przy bajce czy kolacji. Oboje zapłacimy za to wielką cenę w przyszłości, ale największą poniosą dzieciaki... Przykro że tylko jeden rodzic to rozumie, a drugi myśli tylko o swoim własnym celu do osiągnięcia...
Ja to znam z drugiej strony. Moje dzieci też często nie chciały rozmawiać, gdy dzwoniła do nich mama. W sumie wiele się nie zmieniło. Moja żona dzwoniła wtedy, gdy jej pasowało, więc często to nie był według dzieci najlepszy czas. One mają swoje ulubione dobranocki, które lecą o stałych porach. Do tego dochodzą obowiązki szkolne. Bardzo rzadko się zdarza, żeby dzieci same z siebie chciały skontaktować się z mamą. Wiele razy je pytałem czy nie chciałyby zadzwonić, ale nie były zainteresowane. Moim zdaniem to rodzic niemieszkający z dziećmi powinien zorientować się, kiedy jest najlepszy czas na rozmowę, ale to i tak nie gwarantuje, że do rozmowy dojdzie. Ja moich dzieci do rozmowy z mamą zmuszać nie będę, więc może twoja żona ma podobnie. Czy ona powiedziała Ci, że chce pogorszyć twoją więź z dziećmi? Jeśli nie, to jest to tylko twój domysł, który może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Z braku rodzi się lepsze!
Ruta
Posty: 3297
Rejestracja: 19 lis 2019, 12:00
Jestem: w separacji
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Ruta »

Sądzę, że inicjatywa w kontaktach z dziećmi należy do rodzica. Dotyczy to czasu kontaktu, formy, poczucia bezpieczeństwa dzieci.

Skoro dzieci unikają rozmów, mają powód. Może koliduje to z ich rozkładem dnia, może po rozmowie czują się przytłoczone, może, może... Warto się temu przyjrzeć.
Warto też pomyśleć jaka forma kontaktu by dzieciom odpowiadała. I uzgodnić jej porę z żoną. Może będą wolały wspólną grę przez internet, odpowiednią do wieku, może wspólne obejrzenie bajki, są aplikacje, które to umożliwiają. Może wolą połączenie wideo. Może lepiej jeśli zamiast rozmowy będzie zabawa, na przykład w zgadnij co dziś robiłem, albo w zgadnij co widzę, albo w rymowanki, czy co dzieci lubią....

Niekoniecznie to "wina żony". No i żona nie ma wszechwładzy. Tata sam może wiele zrobić, by dzieci lubiły z nim spędzać czas.
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Nie oszukujmy się. Dla tak małych dzieci bajka, gra itd jest ważniejsza niż rozmowa z tatą. Może warto zorganizować tak czas dzieciom, by miały ten czas przeznaczony tylko dla niego? Można zabiegać. Mogę dzwonić (zawsze z kamerką) o różnych porach, kilka razy w ciągu dnia. Zawsze trafiam na tę "nieodpowiednią" chwilę. Jak mam, więc zrobić coś jeszcze?

Porozmawiać z żoną o tym jaką formę preferują dzieci? Oczywiście, że preferują kontakt bezpośredni. Chcę opieki naprzemiennej, ona nawet nie chce o tym słyszeć. Jak więc rozmawiać? Ile razy mam podejmować temat?
Bławatek
Posty: 1625
Rejestracja: 09 maja 2020, 13:08
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Bławatek »

Sajmonie bo generalnie dzieci nie lubią rozmawiać przez telefon zarówno z dorosłymi jak i rówieśnikami, no chyba, że wspólnie grają online i rozmowa przez telefon tyczy się akcji bieżącej w grze.

Mój 10letni syn czy to rozmawia z tatą czy babcią to przez telefon rozmowa brzmi mniej więcej tak:
- Cześć,
- Część,
- Co u ciebie słychać?
- Dobrze,
- Jak w szkole?
- OK.
- co robisz?
- Nic,
- co miałeś dobrego na obiad?
- Nic (a je zarówno w szkole i w domu)
...
ręce opadają

Ja jak sufler mu podpowiadam aby rozwijał swoje wypowiedzi, ale i tak zawsze rozmowa przez telefon wygląda podobnie.

Niestety najlepszy jest kontakt twarzą w twarz. A niestety nie każda matka/rodzic to rozumie.

Warto dzwonić do dzieci, bo nawet gdy nie mają czasu (bądź ochoty na rozmowę) to pokazujesz im, że o nich pamiętasz, że są ważni. Może przyjdzie taki moment gdy oni sami będą wychodzić z próbą kontaktu z Tobą. Na pewno nie ma co się obrażać na dzieci, bo to tylko dzieci.
Pavel
Posty: 5131
Rejestracja: 03 sty 2017, 21:13
Jestem: w kryzysie małżeńskim
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: Pavel »

Bławatek pisze: 15 lis 2021, 20:39 Sajmonie bo generalnie dzieci nie lubią rozmawiać przez telefon zarówno z dorosłymi jak i rówieśnikami, no chyba, że wspólnie grają online i rozmowa przez telefon tyczy się akcji bieżącej w grze.

Mój 10letni syn czy to rozmawia z tatą czy babcią to przez telefon rozmowa brzmi mniej więcej tak:
- Cześć,
- Część,
- Co u ciebie słychać?
- Dobrze,
- Jak w szkole?
- OK.
- co robisz?
- Nic,
- co miałeś dobrego na obiad?
- Nic (a je zarówno w szkole i w domu)
...
ręce opadają

Ja jak sufler mu podpowiadam aby rozwijał swoje wypowiedzi, ale i tak zawsze rozmowa przez telefon wygląda podobnie.

Niestety najlepszy jest kontakt twarzą w twarz. A niestety nie każda matka/rodzic to rozumie.

Warto dzwonić do dzieci, bo nawet gdy nie mają czasu (bądź ochoty na rozmowę) to pokazujesz im, że o nich pamiętasz, że są ważni. Może przyjdzie taki moment gdy oni sami będą wychodzić z próbą kontaktu z Tobą. Na pewno nie ma co się obrażać na dzieci, bo to tylko dzieci.
Potwierdzam. Zazwyczaj podobnie to wyglada i z moimi dziećmi. Czasem oczywiście jest lepiej, czyli coś jednak z tej rozmowy wychodzi (zazwyczaj wtedy gdy dzieci chcą o czymś opowiedzieć, wyżalić się, poskarżyć, czegoś chcą), ale zazwyczaj, czy to w rozmowie ze mną czy kimś innym - dzieci potrafią (i chcą) skupić swą uwagę na rozmowie co najwyżej przez chwilę.
To efekt rożnych czynników, również tych normalnych, naturalnych (ale nie tylko).

Oznacza to ni mniej ni więcej to, że to kiepski sposób do kontaktu z dziećmi.
Gdy się nie da inaczej - lepszy rydz niż nic.
Jeśli zaś się da...
"Bóg nie działa poza wolą człowieka i poza jego wysiłkiem.(...) Założenie, że jeśli się pomodlimy, to będzie dobrze, jest już wiarą w magię." ks. dr. Grzegorz Strzelczyk
elena
Posty: 427
Rejestracja: 14 kwie 2020, 19:09
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Kobieta

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: elena »

sajmon123 pisze: 15 lis 2021, 20:15 Nie oszukujmy się. Dla tak małych dzieci bajka, gra itd jest ważniejsza niż rozmowa z tatą. Może warto zorganizować tak czas dzieciom, by miały ten czas przeznaczony tylko dla niego? Można zabiegać. Mogę dzwonić (zawsze z kamerką) o różnych porach, kilka razy w ciągu dnia. Zawsze trafiam na tę "nieodpowiednią" chwilę. Jak mam, więc zrobić coś jeszcze?

Porozmawiać z żoną o tym jaką formę preferują dzieci? Oczywiście, że preferują kontakt bezpośredni. Chcę opieki naprzemiennej, ona nawet nie chce o tym słyszeć. Jak więc rozmawiać? Ile razy mam podejmować temat?
Mój mąż jak dzwoni do syna to ta ich rozmowa trwa krótko ok. 2 min., czasem jak złapią wspólny temat to może dłużej a i tak syn zazwyczaj kończy „no ja już nie mam nic do powiedzenia, pa tato”. Kontakt telefoniczny to może i słaby kontakt, ale np. codzienne życzenie dobrej nocy przed snem albo bajka na dobranoc może być fajnym pomysłem.
„Kocha się nie za cokolwiek, ale pomimo wszystko, kocha się za nic”. Ks. Jan Twardowski
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Chciałbym chyba swój wątek wykorzystać jako pamiętnik. Trochę coś na zasadzie jak robi Ruta w swoim.

Jestem jaki jestem. Mogę zmienić w sobie złe zachowania wynikające ze wzorców rodzinnych. Mogę zmienić picie alkoholu. Mogę zmienić soft odnośnie tego co w życiu ważne. Jednak moje wzorce są głębsze. Moim bardziej zaangażowanym rodzicem był ojciec. W pewnym momencie życia, przez pracę on się "stracił". Odzyskałem go już jako nastolatek. Jak to wpłynęło na mnie? Zapamiętałem, że był i ile mi to dawało, a jednocześnie pamiętam ten jego brak gdy był mi najbardziej potrzebny. Wtedy powiedziałem sobie ze moje dzieci będą miały ojca zawsze przy sobie, w każdym momencie i do każdej dyspozycji. Jest to tak głębokie, że nie da się tego zmienić.

Moja żona miała trochę inny wzorzec. Pomijam już fakt poprzednich dzieci. Teściu był gość. Był grotowlazem, żeglarzem, nurkiem, skakał ze spadochronu. To są wzorce mężczyzny według mojej żony. Pasje, robienie "cudów". Już jestem w stanie to zrozumieć. Moja żona nie pamięta, że to wszystko kosztem rodziny. Tak działa ludzki mózg niestety. Jesteśmy na dwóch biegunach.

To co się wie, można skorygować. Tego czego się nie wie można tylko w sobie pielęgnować...
sajmon123
Posty: 871
Rejestracja: 16 lis 2020, 22:57
Jestem: po rozwodzie
Płeć: Mężczyzna

Re: Jak nie zwariować?

Post autor: sajmon123 »

Kolejny wpis "pamiętnikowy". Dzisiaj przypomniałem sobie po co był ten kryzys. Był bym mógł "naprawiać" siebie. Kolejna wizyta u terapeuty sprawiła, że pociekły łzy. Ciężko pracuje się nad sobą. Mam bardzo dużo deficytów z dzieciństwa. Cały czas myślałem, iż to wzorce przejęte od ojca, a tu się otwierają nowe spostrzeżenia i więcej wpływu miała mama. Chyba tak naprawdę pierwszy raz mogłem to zobaczyć, bo wszystko się blokowało i nawet nie chciałem tego tak widzieć. Było tak "ostro" i boleśnie, że terapeuta w pewnym momencie przepraszał, że uderzył aż tak głęboko i miał obawy, że zrezygnuję z terapii. Jednak ja jeszcze bardziej się utwierdziłem, iż jest mi to niezbędne bym stanął tak na 100 procent na nogi.

Popełniam straszne błędy. Pomimo iż kocham żonę, jest we mnie wiele złości na nią. Brakowało mi decyzyjności i teraz świadomie lub nie, chcę być decyzyjny. Jest to ostra "rywalizacja" między mną a żoną. Powinienem odpuścić. Być ponad tym. Teorię znam, ale praktyka to dla mnie Himalaje. Na dziś nie potrafię nad tym zapanować. To tylko oddala żonę ode mnie. Sprawa około rozwodowa w niczym nie pomaga. Źle się czuję sam ze sobą. To co robię jest nie do końca zgodne z tym kim jestem, ale włącza mi się "autopilot" i mimo chęci nie umiem nad nim zapanować. Walka w mojej głowie jest jak w bajkach - między aniołkiem a diabełkiem. Aniołek jest obciążony przez problemy dziecięce, rodzinne. Diabełek jest twardy oparty na moich emocjach. Moją rolą jest nie tyle zlikwidowanie diabełka co wzmocnienie aniołka, by to on był stroną dominującą w moim życiu, nie tylko teoretycznie, a praktycznie.

Czas odpuścić. Zrzucić z siebie presję, że coś muszę. Ze muszę sobie albo komuś coś udowodnić. Czas by tak naprawdę pokochać siebie. Nie iluzją, nie wmawiając sobie, ale by tak rzeczywiście było. Praca należy do mnie, ale mam w końcu realną pomoc w postaci konkretnego terapeuty, który przedziera się przez moje emocje i próbuje mi pokazać takiego prawdziwego siebie. Mam osoby wokół siebie, które dodają mi wiele pozytywnej energii, ale też są wobec mnie wymagający i szczerzy. Mam prawie idealne warunki do pracy nad sobą.
ODPOWIEDZ